Soropita. Buriti João Guimarães Rosa 5,0
ocenił(a) na 57 tyg. temu Dwie mini-powieści: słaba i słaba.
Trzeba jednak oddać autorowi, że wie i doświadczył tego, o czym pisze. W obu przypadkach akcja toczy się na sertão - rozległych, suchych obszarach pokrytych tu i ówdzie brazylijską dżunglą. Tereny te Rosa znał od podszewki, jako lekarz przemierzał wielokrotnie sertão wszerz i wzdłuż.
Oba opowiadania zaczynają się w podobny sposób: od opisu mężczyzny wracającego do domu. W pierwszym tytułowy Soropita wraca do swojej ukochanej żony Doraldy. Jest to historia nudna, przewidywalna, w której nie znajduję żadnej wartości. "Buriti" jest nieco lepsze: opowiada o pozornie szczęśliwym życiu w brazylijskim gospodarstwie. Jak to zazwyczaj bywa, w codziennej rutynie różne emocje wychodzą na wierzch, a inne zżerają mieszkańców od środka. Opuszczona przez męża piękna strojnisia, Lalinha, którą opiekuje się teść. Czy to jeszcze gościna, czy już więzienie? Jego córka Gloria – młoda, pełna energii, roześmiana. Pragnie zakosztować życia. I jej przeciwieństwo – brzydka, modląca się całymi dniami Maria Behu. Jedyną ciekawą postacią jest majster Zequiel, który nocami nie śpi, nasłuchując odgłosów nocy i nadchodzącej zgrozy, która się nigdy nie materializuje.
"Bywały wieczory, że Lalinhę na nowo ogarniała chęć wyjazdu, przykrzył jej się ten dom, który zdawał się stawiać opór przyszłości, całe to Dobre Buriti, zakotwiczone w teraźniejszości, wzbraniające się przed wszystkim, co ma nadejść (…). Nic się tu nie dzieje, jest tak, jak gdyby nic się nie mogło wydarzyć".
Dostrzegam jedynie dwa plusy: koloryt brazylijskiej dżungli, co nie jest rzeczą często w literaturze opisywaną oraz pewne aspekty psychologiczne w "Buriti". Jeśli należycie do grona miłośników telenoweli lub fetyszystów ziemi brazylijskiej, możecie do oceny dodać pół punkciku. W przeciwnym razie, nie warto marnować czasu na lekturę.
Jakby tego było mało, książka cierpi też edytorsko, przede wszystkim z powodu braku przypisów. Zwykły czytelnik jak ja, który nie wychowywał się w brazylijskiej dżungli, może mieć problem ze zrozumieniem o czym mowa. "Cagaiteira o przyjemnym zapachu" – mogę sobie tylko wyobrażać czym jest cagaiteira, bo z książki się tego nie dowiemy; Doralda wkładająca w bieliznę casca-boa – to jeszcze większe pole do popisu dla wyobraźni. Ale czym, do diabła, jest casca-boa? Do tego okazjonalne literówki (np. koń Soropity, którego redaktorzy książki nieustannie upokarzają, zmieniając co kilka stron jego imię) psują odbiór prozy Rosy, który i bez tego nie należy do najprzyjemniejszych.
To literatura gorsza co najmniej o dwie klasy od spuścizny innego szanowanego brazylijskiego pisarza - Machado de Assisa.