Pseudonim japońskiej pisarki i poetki z okresu Heian. Zaliczana do Trzydziestu Sześciu Mistrzyń Poezji.
Jej prawdziwe imię jest nieznane. Była córką uczonego konfucjanisty, arystokraty (bocznej gałęzi wpływowego rodu Fujiwara) i urzędnika administracji cesarskiej, Tametoki Fujiwary. Przyjmuje się, że jej imię pochodzi od jednej z jej bohaterek, Murasaki no Ue lub od koloru murasaki (fiolet). Natomiast Shikibu pochodzi od nazwy tytułu i stanowiska jej ojca, mistrza ceremonii w Ministerstwie Ceremonii (Shikibu-shō). Prawdopodobnie jej imię własne brzmiało Takako. W 998 roku wyszła za mąż za Nobutakę Fujiwarę. Z małżeństwa tego miała jedno dziecko, córkę o imieniu Kenshi (znaną także jako Daini no Sanmi),również znaną poetkę i jedną z Trzydziestu Sześciu Mistrzyń Poezji.
Od dzieciństwa miała kontakt z chińską i japońską poezją, gdyż jej przodkowie tradycyjnie mieli zainteresowania naukowe i artystyczne. Od około 1006 roku wraz z Ise no Taifu (była jej bliską przyjaciółką),Akazome Emon i Izumi Shikibu służyła jako dama dworu cesarzowej Shōshi, małżonce cesarza Ichijō.
Najwybitniejszym dziełem damy Murasaki jest Genji monogatari (jap. 源氏物語 Opowieść o księciu Genji),napisana najprawdopodobniej w 1008 roku. Jest ona uznawana za pierwszą powieść w literaturze światowej oraz największe dzieło starożytnej literatury japońskiej. Z 54 zwojów aż 42 poświęconych jest tytułowemu księciu Genji. Obejmuje zdarzenia z ok. 70 lat. Występuje w niej kilkaset postaci. Losy bohaterów opisane są na tle wydarzeń społecznych i politycznych. Dzięki temu dzieło jest przedmiotem nieustających badań historyków. Na całym świecie napisano już tysiące opracowań i prac naukowych nt. Genji monogatari.
Między rokiem 1008 i 1010 Murasaki spisywała też dziennik – Murasaki Shikibu nikki (jap. 紫式部日記) zawierający opisy uroczystości dworskich i obserwacji życia arystokracji. Dzieło wypełnione jest osobistymi przeżyciami i refleksjami autorki.
W zbiorach Chokusen-shū (jap. 勅選集 Zbiory z nakazu cesarskiego),antologiach poezji powstałej na rozkaz cesarza, zamieszczono łącznie 59 poematów Murasaki.
Coś wspaniałego. Czytam sobie wzniosłe i uduchowione strofy o ulotności życia, a parę stron dalej cyk - diss na Sei Shonagon.
Takie są właśnie "Dzienniki i pieśni" Murasaki Shikibu. Wszystko w jednym.
W części dziennikowej dostajemy opisy zwyczajów, ceremonii, często nawet osób. Dużo tu monotonii codziennego dworskiego życia, ale są też śmieszne złośliwości i małostkowe plotki. Pocztówka z epoki. Dla niektórych taka faktografia może być zbyt nudna, ale ja z tych co i tak pławią się w przypisach (a jest ich sporo).
W drugiej części dostajemy pieśni (głównie tanka),które, jak wiadomo, w tłumaczeniu tracą rytm i melodię charakterystyczną dla języka. W większości dość pesymistyczne, czasem trochę sentymentalne, ale na pewno dobrze napisane (o ile mnie tłumaczenie nie zwodzi). Chyba już standardem stało się umieszczanie obok polskiego przekładu poezji również tekstu japońskiego i wersji zlatynizowanej, ale i tak uważam to za duży plus.
Na trzecią część książki składają się fragmenty "Genji monogatari". Chyba się nie doczekam polskiego przekładu całości i sprawię sobie wersję angielską. Póki co jestem wdzięczna wydawnictwu za tę próbkę opus magnum autorki, gdyż jeszcze bardziej zachęca do sięgniecia po to dzieło.
Minusem jest samo wydanie, które zawiera sporo błędów redakcyjnych i edycyjnych, co może niektórym psuć ogólny odbiór. Nie trafiły też do mnie ani okładka ani grafiki wewnątrz, ale to już kwestia gustu (albo też ja jestem starą konserwą i we wszystkich klasykach chciałabym drzeworyty z epoki ;).
Aż dziwne, że dostajemy twórczość Murasaki Shikibu po polsku tak późno i to od małego nieznanego wydawnictwa (Matsumi),bo dla entuzjastów literatury japońskiej to jednak klasyk.
Już na samym wstępie chce zaznaczyć, że jest to komiksowa adaptacja książki, która w anglojęzycznym tłumaczeniu liczy sobie około 1300 stron, a manga ma ich zaledwie 177.
Więc już samo to pokazuje jak bardzo okrojoną wersje dostajemy i niestety da się to też odczuć podczas czytania.
Jak sam tytuł sugeruje jest to Opowieść o Genjim, a dokładniej o jego przelotnych romansach z nic nie znaczącymi intrygami w tle.
Dlatego stale przeskakujemy z jednej kochanki do drugiej i nie poznajmy żadnej postaci bliżej.
Tym samym jesteśmy bombardowani trudnymi do zapamiętania imionami, a twarze bohaterów zlewają nam się w jedno, bo wszyscy są do siebie podobni. Nawet Genji niczym się nie wyróżnia i jedyne co mogę o nim powiedzieć, to że lubił kobiety w rożnym wieku i nie przepuścił ŻADNEJ okazji 🤷🏻♀️
Sposób w jaki została przedstawiona historia również jest nietypowy, bo jest ona opowiadana z perspektywy narratora, co przekłada się na skąpą ilość dialogów.
Przez co miałam wrażenie, że postaci są tylko marionetkami bez duszy, które zostały wprawione w ruch. W końcu nie wiemy co czuły czy myślały.
Nie zabraknie też paru wierszy, które akurat fajnie wkomponowały się w całą historię.
„𝓤 𝓹𝓸𝓭𝓷óż𝓪 𝓭𝓻𝔃𝓮𝔀𝓪, 𝓰𝓭𝔃𝓲𝓮 𝓬𝔂𝓴𝓪𝓭𝓪 𝔃𝓻𝔃𝓾𝓬𝓲ł𝓪 𝓼𝔀ó𝓳 𝓹𝓾𝓼𝓽𝔂 𝓹𝓪𝓷𝓬𝓮𝓻𝔃𝔂𝓴, 𝓴𝓲𝓮𝓻𝓾𝓳ę 𝓽ę𝓼𝓴𝓷𝓸𝓽ę 𝓭𝓸 𝓽𝓮𝓳, 𝓴𝓽ó𝓻𝓮𝓳 𝓼𝓮𝓻𝓬𝓮 𝓳𝓮𝓼𝓽 𝓭𝓵𝓪 𝓶𝓷𝓲𝓮 𝓷𝓲𝓮𝓬𝔃𝓾ł𝓮.”
Kreska niestety też nie powaliła mnie na kolana, bo miałam wrażenie, że ilustracje są źle zeskanowane - były zbyt blade i niewyraźne 🤔
Warto też wspomnieć, że nie jest to adaptacja japońska i to widać, bo ten tytuł od razu przywodzi na myśl amerykańskie komiksy przez formę narracji, czcionkę czy kształt dymków.
Podsumowując „Opowieść o Genjim” to mocno poszatkowana i płytka historia, w której łatwo się pogubić i która w minimalnym stopniu przedstawia dworskie życie.