Urodzona w 1965 roku duńska pisarka, autorka bestsellerowych powieści i opowiadań, tłumaczonych na kilka języków. Mieszka z rodziną w południowo-zachodniej Zelandii. Urodziła się i wychowała w Rødbyhavn, tam gdzie rozgrywa się Prom do Puttgarden.
"Prom do Puttgarden" to książka, przez której sto siedemdziesiąt stron przeskakuje się niezwykle szybko. Liczne dialogi, krótkie rozdziały, nie pozwalają nam ani na chwilę oderwać się od powieści. Coś w prozie Helle Helle karze nam przeć wciąż dalej do przodu.
Historia z pozoru banalna, możliwa do opowiedzenia w dwóch zdaniach, przyciąga nas jednak swoją prostotą, klimatem, a także oszczędnym językiem, którym autorka się posługuje. Przez ten styl czuje się chłód i bryzę nadmorskiej duńskiej miejscowości. Wiele razy podczas czytania tej książki przychodził mi na myśl obraz z mojej pamięci, kiedy to przed dziesięcioma laty płynęłam promem do Kopenhagi. Uczucie, które towarzyszyło mi wtedy, doskonale zostało zarysowane także i w "Promie do Puttgarden". Dania jawi się jako chłodny, a jednak przyjazny kraj. Główna bohaterka, Jane, jako postać zagubiona, przepełniona pewnego rodzaju smutkiem. Autorka natomiast, jako precyzyjna pisarka, oszczędna w swojej prozie. Porównanie jej do Hemingwaya w spódnicy, wydaje się być doskonale trafione. Zwięzłość doskonale koresponduje z trudem życia bohaterów, ze zwykłą lecz poważną historią, dotykającą głębiej tematu dotyczącego prawdy o naturze ludzkiej.
Próbując opowiedzieć historię i opisać jej klimat, przyszło mi do głowy porównanie owej powieści do filmów francuskich Nowej Fali oraz filmow włoskich z podobnego okresu. Wydaje mi się, że analogia jest jak najbardziej słuszna. Gdybym miała wyobrazić sobie film na podstawie "Promu do Puttgard", byłby to film na wzór "Do uraty tchu" Godarda lub "Przygdoy" czy "Zaćmienia" Antonioniego. Czuć tu także klimat skandynawskich filmów - prostych historii o zwykłych ludziach, które poprzez swoją szorstkość zmuszają nas do refleksji. "Prom do Puttgarden" to opowieść o zwykłej dziewczynie, posiadającej zwykłe życie, naturalne problemy i marzenia. I właśnie ten aspekt czyni tę opowieść niezwykłą i szczególną w swoim rodzaju.
Dzisiaj przedstawię Wam Jane, główną bohaterkę książki „Prom do Puttgarden”. Mieszka w Danii, która jawi się jako kraj przyjazny, choć posiadający pewien dystans. Okryta jest jakby grubą pokrywą lodu, która trzeba rozkuć by dotrzeć do prawdziwego piękna.
Jane cierpi na zobojętnienie wobec świata i większości ludzi, szczególnie mężczyzn. Jeśli jesteście ciekaw, czym jest to spowodowane to wyjawię w tajemnicy, że strachem przed porażką i odrzuceniem, co potęgują dodatkowo wcześniejsze doświadczenia kobiet z jej rodziny. Pomimo tego próbuje zmienić swoje życie,. Wyniku tych starań jednak nie zdradzę mając nadzieję, że zwiększy to Waszą ciekawość.
Styl Helle Helle jest minimalistyczny, naturalistyczny. Wydaje się, że każde przelane na papier zdanie jest przemyślane, napisane w punkt, wpasowane tak by znaczyć tyle ile trzeba, ni mniej ni więcej.
Zaskakuje poczucie lekkości przy ciężkim temacie i pewnej toporności a niekiedy nawet zastoju akcji. Czytanie można śmiało porównać do dryfowania na spokojnym morzu.
Sens tej książki ujawnia się dopiero na samym końcu, dzięki niezwykle symbolicznemu i niejednoznacznemu zakończeniu. Każdy czytelnik zrozumie je na swój własny sposób. Pewne jest jedno, nie można przejść obojętnie obok tej książki. Z chirurgiczna precyzją tnie ciało by dotrzeć do duszy.