Prom do Puttgarden Helle Helle 5,9
ocenił(a) na 513 lata temu Po lekturze tej książki zrobiło mi się… zimno. Poczułam na swojej skórze skandynawski chłód, zarówno atmosferyczny jak i ten emocjonalny. Nie pamiętam, żebym ostatnio spotkała się z tak oszczędną w opisach i dialogach książką. Nie odbieram tego jako wady. Taki jest styl tej opowieści, prowadzenie narracji. Próbuję teraz wyjaśnić sobie – dlaczego właśnie tak?
Bohaterką, która ukazuje swoją rzeczywistość jest Jane. Rzuciła studia, wróciła do swojego rodzinnego miasteczka, zamieszkała u siostry i rozpoczęła pracę w perfumerii na promie, który kursuje do Niemiec. Jest młoda, dopiero na starcie dorosłego życia, dlatego intrygujące było dla mnie, jak przyjmie zmiany, które zajdą w najbliższym czasie. Częstym motywem w literaturze jest powrót do korzeni, powrót do miejsc znanych z dzieciństwa, jednocześnie odmienionych po latach. Jane miała dwa wyjścia: albo pozostać w trwającej i spalającej ją od środka monotonii i nudy, albo dać się porwać nowym doświadczeniom. Nie jestem w stanie stwierdzić, w którą stronę bohaterka skierowała swoje kroki, mam wrażenie, że poszła jeszcze inną, trzecią droga, która jest wypadkową poprzednich dwóch.
Kiedy Jane spotyka mężczyzn – boi się. Jest przeciwieństwem swojej matki i siostry, które nigdy nie miały problemów z płcią przeciwną, która do nich lgnęła wręcz, równocześnie nie potrafiły do końca ustatkować swoich uczuć. Jane za tym wzorem nie podąża, przynajmniej na początku, dopiero potem odkrywa bolesną prawdę o sobie.
Byłam pod wrażeniem jak autorka nakreśliła relacje męsko – damskie, z niezwykłą ostrożnością i oszczędnością, bez zbędnych, kwiecistych słów i banalnych zwrotów, które słyszymy w niejednym romansie, czy komedii romantycznej. Zbudowanie zaufania wobec obcych było dla Jane niezwykle trudne, ona sama czuła się pewniej nie zbliżając się do ludzi, trzymała ich na dystans. Bohaterka stała się dla mnie intrygującą postacią, może dlatego, że odnalazłam w niej pierwiastki siebie, swojej osobowości.
Ważne również były relacje kobiet – między matką a córkami i między siostrami, których przeszłość i dzieciństwo zadecydowały o tym, jak czują i zachowują się w różnych sytuacjach teraz. Trudno jest odciąć się od tego, co chłonęliśmy mając kilka, kilkanaście lat i obserwując najbliższe na świecie osoby.
Mimo ‘toporności’ stylu, przez strony tej pozycji bardzo szybko się ‘przelatuje’. Dopiero po jej zamknięciu przychodzi czas na refleksję. Gorzką refleksję o życiu, które ukazane w tej książce, przemówiło do mnie, bez wspaniałych, długich opisów, odrealnionych dialogów. W życiu też mijamy się często zamieniając jedynie kilka niezbędnych słów. Siła książki tkwi w tej prostocie. Pewnie dlatego zrobiło mi się niezbyt przyjemnie, bo zostałam sprowokowana do zastanowienia się nad tą historią, może nawet do tego, żeby samej dopisać swoje zakończenie, czy dalszy jej bieg? Cenię takie książki. Na szczęście już mi cieplej :)