Liryka Hugo von Hofmannsthal 8,0
ocenił(a) na 1030 tyg. temu Przeżywając tę poezję wyobraziłem ją sobie jako wielki sen i sięgającą do głębi mojego jestestwa bezimienną tęsknotę. Za czym? Za kryjącymi się dotychczas poza moim zrozumieniem odczuciami, z których Hugo von Hofmannsthal w ciągu kilku dni zbudował pokaźnych rozmiarów, pełną zakamarków budowlę. A w niej rozrastający się labirynt niedopowiedzeń, nadal pełen nieprzetłumaczalnych sformułowań. Nawet wtedy, gdy byłem przekonany o uchwyceniu sensu, to okazywało się, że dotarłem zbyt wcześnie lub za późno a wtedy pozostawało mi już jedynie wrażenie, że nad tymi wierszami panuje bardzo osobliwy czas. Czas przedwcześnie dojrzałego smutku, jednocześnie lekkiego i przezroczystego. Kiedy po zakończonej lekturze jeszcze raz przyglądam się tym wersom, to mam wrażenie ulatywania czegoś. Bezpowrotnie i czule. Bo jestem przekonany, że tych tajemniczych doznań nie będzie w stanie idealnie odwzorować już żadna inna poezja.
Nęci mnie smak dochodzącego z fletu Pana dźwięku. Ponieważ ta muzyka jest kopią uprawianej przez Hofmannsthala sztuki. Poruszane pod jej wpływem struny duszy drgają łamiącym się blaskiem, drążą tajemne misteria i towarzyszą śladom tworzenia. To poezja niespełnionych pragnień i idącego za nimi cierpienia. Wygląda to na pozór wszystkiego, na grę świateł i cieni. Jednak gdy pojmie się z tego chociaż odrobinę, to odczuje się dotknięcie cielska potężnego losu. Bez wyjścia, bez drogi, bo żyjąc umieramy. Nagle się może okazać, że schwytany w sen życia czytelnik odnajdzie się jako cień w kraju cieni, pozostający poza mechanizmami światła. Życie jest tu jakby przepalone, noszące w sobie jednocześnie Hamleta, Fausta i Woltera. Mieszanka tego wszystkiego pachnie wspaniale, wydzielająca się woń wieczności przypomina o błogości stanu nieskończoności.
Poezji Hofmannsthala towarzyszy zmęczenie cywilizacją i melancholia dekadentyzmu. Wyrażając skargę na przemijalność świata, stawia nad wszystkim sen. Łącząc symbolizm z ekspresjonizmem doprowadza do narodzin poetyckiej inspiracji. Austriackiemu poecie blisko do Stéphane Mallarmégo, łączy ich alchemia słowa i podobna estetyka. Nawiązując do mitologicznych faunów i nimf, Hofmannsthalowska liryka chętnie odwiedza dymiące zapachem doliny. Z drżącym wzruszeniem porywa tęsknotą a znaków wokół niej co niemiara. Smakując sens życia, czytelnik wystawia się przy tym na każdy cień i blask. Tak się dzieje, gdy pozostając na skraju wieczności jesteśmy pod działaniem wszystkiego, co właśnie do niej jest przypisane. Dlatego w tej poezji znajdziemy zarówno wieczny las, jak i targający nim wieczny wiatr. Poczujemy zapach wiecznego morza i wyobrazimy sobie towarzyszącą mu wieczną otchłań kipieli.
Zamierzam tu w przyszłości wrócić, tym razem po innych tropach. Odkryłem, że te same estetyczne ścieżki prowadzą do Stefana Georgego, którym w młodości fascynował się Hugo von Hofmannsthal. Mam nadzieję, że odkryję podobny sen ale mieniący się innymi kolorami. Inaczej przedstawiający stosunek bytu do niebytu i pokazujący stosunek do świata z odmiennej perspektywy. Myślę, że na granicy załamania pomiędzy rzeczywistością a wyobraźnią powstaje najlepsza poezja i właśnie tam powinienem szukać odprężenia. Ciekawi mnie zwłaszcza wyobcowane "ja", któremu twórczość przełomu XIX i XX wieku poświęcała dużo uwagi. To tam stykają się sfery doznań, dzięki którym co jakiś czas ukazuje się oczom czytelnika bezdno sensu. Niby już próbujemy wejść w sam jego środek, już widzimy bogato inkrustowane doznaniami wnętrze a na koniec i tak rozpościera się przed nami ogrom rzeczy niepojętych. Dla takich chwil jednak warto żyć, nawet wtedy gdy drzwi do otwarcia jest wiele a za nimi coraz to oryginalniejsze i dziwaczne zjawiska.