Ślady wilka Roland Schimmelpfennig 6,5
ocenił(a) na 86 lata temu Domy ze słomy, domy z cegły – „Ślady wilka” Rolanda Schimmelpfenniga
„Wilki żyją w stadach, ale niektóre zwierzęta muszą czasem opuścić stado, a wtedy wędrują, żeby znaleźć sobie nowe stado, i tak mogą pokonywać duże odległości (…)". Tymczasem ludzie współtworzą społeczności, a gdy te rozpadają się i niszczeją, człowiek – skazany na lęk – traci poczucie sensu istnienia. A choć pragnie odmiany, paraliżuje go głębokie przekonanie, że nic już nie da się zmienić. Co gorsza, wolność wydaje się mu przebrzmiałą ideą w świecie z góry określonych dróg, nie wolno bowiem „wybrać innej niż w szablonie, tak jak w kanale, albo kiedy się idzie wzdłuż szczelin między płytkami i można skręcić tylko wtedy, gdy się dojdzie do końca jednej i zaczyna się druga”.
W powieści „Ślady wilka” Rolanda Schimmelpfenniga człowiek wielokrotnie przegląda się w wilczych ślepiach i są to konfrontacje brzemienne w skutki, mimo że trwają krótko, a niekiedy przypominają marzenie albo sen śniony na jawie. Śledzone przez media i łowców sensacji wychudzone zwierzę, żywiąc się odpadkami wyplutymi przez cywilizację, z wolna, lecz konsekwentnie zmierza od lasów Brandenburgii ku Berlinowi, od prowincji gdzieś przy granicy z Polską ku bezdusznej aglomeracji z betonu. A gdy przekracza jej granicę, staje się elektryzującą legendą miejską, kusząc osamotnionych, skazanych na nijakość, szpetotę, poczucie klęski i niespełnienia berlińczyków.
Młody Polak zobaczył wilka
Pochodzący z podwarszawskiej wioski Tomasz od trzech lat mieszka w Berlinie. Z dziewczyną Agnieszką wynajmuje tanie, ciasne i ciemne mieszkanie o cienkich ścianach. Gdy ona sprząta biura albo pracuje jako niania, on, z polską ekipą budowlaną, wyburza lub remontuje stare kamienice. Żyją razem, lecz jakby obok, bo praca, która zajmuje im dzień i noc, powoli rozbija wieloletni związek, a emigracja wyostrza różnice między nimi. Agnieszka radzi sobie znakomicie: biegle włada niemieckim, nawiązuje kontakty, wierzy w swoją niezniszczalność, natomiast milkliwy, zamknięty w sobie Tomasz z dala od rodzinnej wsi czuje się nieszczęśliwy i tak bardzo samotny, że miewa ataki paniki. Zwalcza je pracą, bo „prawdziwy obezwładniający lęk pojawia się wtedy, gdy nic się nie dzieje.”.
To właśnie Tomasz, stojąc w korku na autostradzie, jako pierwszy sfotografował wilka. Zdjęcie Agnieszka sprzedała prasie i niebawem „gazety były pełne wiadomości o nim, dla wilka zdążono już wymyślić wiele imion i przezwisk”. Odtąd berlińczycy żyją doniesieniami o wilku: tropią go, próbują odtworzyć trasę jego wędrówki, lecz na próżno. Bo czy można go w ogóle znaleźć? Jednak Tomasz przyznaje, że wie, gdzie należy go szukać, a choć niczego nie wyjaśnia, trudno się nie domyślić, iż spoglądając w wilcze ślepia, ujrzał siebie.
Domy ze słomy, domy z cegły
Losy Agnieszki i Tomasza, nastolatków Elisabeth i Michy, Charly’ego i Jacky ze sklepiku osiedlowego z papierosami, piwem i słodyczami, początkującej dziennikarki Semry, Ickego, podającego się za Chilijczyka Yuriego i innych odsłania się w powieści niespiesznie, w zwięzłych, minimalistycznych epizodach, które z czasem odkrywają gęstą sieć zależności łączących wszystkie postacie, dając ascetyczny i wiarygodny portret społeczeństwa w zaawansowanym stopniu rozkładu. Upadek komunizmu stanowi tu wyraźną cezurę między dawniej a teraz, przy czym teraźniejszość, w której dominuje powszechna samotność, nie jest dobra, i niemal każdy doświadcza jej na co dzień. Zawiedzione nadzieje, niespełnione marzenia, rozczarowania, nieprzystosowanie do nowych czasów, anonimowość mieszkańców wielkich miast, zobojętnienie na cierpienie i niesprawiedliwość, postępująca dezintegracja więzi rodzinnych i międzyludzkich – to wszystko przemawia przeciwko przemianom wymuszanym przez cywilizację.
Poprzez z pozoru błahe sytuacje Schimmelpfennig pyta o kwestię dla współczesności niezwykle istotną: czy jest coś trwałego i autentycznego w świecie z plastiku i betonu. Wątpi w to ojciec Elisabeth, wzięty malarz i rzeźbiarz, mówiąc o swoim domu („Dom należał do niego, ale nie miał z nim nic wspólnego, nigdy nie stał się on jego domem. Coś w nim było nie tak, miał w sobie coś fałszywego”),wątpi jego była żona („Kupiła pokrojony na plasterki ser i gotowaną szynkę w plastikowych opakowaniach oraz tuńczyka w puszcze i sałatkę śledziową, myśląc jednocześnie: To śmieci. Zastanawiała się, ile to, co kupiła, ma jeszcze wspólnego z rybą (…)”),wątpi lekarz, dzieląc domy na te ze słomy (łatwo je zdmuchnąć),i te z cegły.
dalej na blogu:http://czas-bezpowrotnie-miniony.blogspot.com/2017/10/domy-ze-somy-domy-z-cegy-slady-wilka.html
Zapraszam. :-)