Sama koncepcja książki mi się podoba. Składa się ona z czterech nowych przygód z których każda ma odzwierciedlać jedną porę roku i każdą napisał inny autor.
W opowieści jesiennej Kubuś Puchatek mierzy się z legendą o Świętym Jerzym i smoku, a całe zamieszanie w lesie wywołane jest przez rekwizyty z przedstawienia.
W drugiej opowieści wprowadzono postać pingwina.
W trzeciej główną rolę odgrywają lęki Kłapouchego.
W czwartej nieporozumienie związane z czytanką o Nilu.
Większość pomysłów opierało się na dość sensownych pomysłach (łacińskim wydaniu Kubusia Puchatka),zdjęciem A.A. Milne'a z synem, oraz pluszowym misiem i pingwinem.
Historie trochę spłycają postacie, ale głównie boli brak większych pomysłów i eksperymentów ze światem przedstawionym. Bajka Disneya pod tym samym tytułem oferowała znacznie więcej w praktycznie każdym odcinku. Jednak i tak mamy tutaj pozycję znacznie lepszą od "Powrotu do Stumilowego lasu".
Kubuś Puchatek, lat 90. Ile? Czy to więcej niż siedem, czy mniej? A w ogóle, czy to dużo?
Kto mógłby się nad takimi pytaniami zastanawiać? Myślenie przyspiesza trawienie (może nie u każdego, lecz u Puchatka z pewnością),a czas tak szybko mija przy natężaniu umysłu, przy liczeniu, czy zastanawianiu się, że nie wiadomo kiedy i znowu burczy w brzuchu i trzeba owo zadumanie przerwać i sięgnąć Po Małe Co Nieco. I nawet jeśli w tym główkowaniu pomaga Prosiaczek, to nic nie da się w tej kwestii zadziałać.
Ale 90 lat i urodziny, to w końcu okazja do fety i spotkania i do pałaszowania wszystkiego, co się tylko na stole zmieści. A, że przy owym stole zasiadają sami przyjaciele, to już nadarza się wielka, wielka okazja do wspomnień.
A co można wspominać?... Najlepsze przygody, jakie przyszły wraz ze zmianą pór roku. Mamy Lato, Jesień, Zimę i długo oczekiwaną Wiosnę. Jest walka ze smokiem, czy choćby wielkie poszukanie Przyprawy Nilu, która nie wiadomo w czym może być schowana, ani tym bardziej, jak wygląda czy smakuje. Ale najwspanialsze w tej książce są dwie rzeczy - powrót ukochanych mieszkańców Stumilowego lasu i... wspaniałe tłumaczenie pana Rusinka.
POLECAM w CIEMNO