Jezus z Nazarethu. Tom I-IV Roman Brandstaetter 8,5
Powieść inna od „Ben Hura” i „Szaty”, można by porównywać z „Tajemnicą Królestwa”, lecz podobieństwo odległe.
dantexdan „7,5 – trudno mi to ocenić jednoznacznie. Książka ma w sobie to coś, co pomimo znajomości zakończenia historii, pcha dalej po kolejnych stronach. Bardzo męczy styl autora i ilość ozdobników, ale ostatecznie chyba można się przyzwyczaić.”
MòlkaKsiążkowa „Poległam w drugiej połowie pierwszego tomu. Lektura zupełnie nie w moim stylu, ale na pewno warto było spróbować.”
Keiko200 „Wspaniały język, cudowne metafory i rozbudowane opisy. Lektura nie dla każdego. Momentami męcząca, jednak od razu sięgam po koleje tomy.”
Rzeczywiście sposób przedstawiania niekoniecznie zrozumiały dla wszystkich.
„Czy można pogłębić głębiny, które Pan stworzył? Wywyższyć góry, które utwierdził na całą wieczność? Rozszerzyć szerokości, których granice raz na zawsze ustalił?” (t. 1 s. 360 wydania z 1992)
„Wstąpi na literę TAW w kształcie krzyża – żadna moc ludzka nie może Go powstrzymać od tego wstąpienia – figury czteroramiennej, której czteroramienność jest odbiciem ruchomego tronu Jahwe, Merkabah, odbiciem podobieństwa do czterech istot o czterech twarzach i czterech skrzydłach, na czterech kołach, toczących się równocześnie w czterech kierunkach, zaprawdę, odbiciem krzyża, świętej litery TAW, najdostojniejszego, czteroramiennego tronu Pana. Będzie cierpiał cierpieniem odkupującym i oczyszczającym, ukrzyżowany ku wschodowi i zachodowi, północy i południowi, rozdarty w cztery strony świata na ruchomym tronie Jahwe, na Merkabah, wprawdzie głęboko wbitym w ziemię, ale mimo to pędzącym z łoskotem przez świat – nieruchomość Pana jest w wiecznym ruchu …” (t. 2 s. 78)
„Idzie ku Niemu Światło, utkane z najdoskonalszych i najczystszych dźwięków, zrodzonych z łagodnych drgań nieskończoności i bezczasu, i otacza Go ze wszystkich stron, i promieniuje siedmiobarwną harmonią chórów, harf, cytr, bębnów, fletów i cymbałów, i przepala Go swoją niewidzialnością, cierpieniem radośniejszym od najdoskonalszej radości, przepala Go i wciąga, i wchłania, a On wstępując w nie, wstępuje w siebie, we własny nieprzebrany Bezmiar, w swoją radosno-cierpiącą Obecność, w oślepiający kryształ Mądrości, w sam środek skrzyżowania wszystkich promieni, w złoto-mleczną Pełnię, w Dawar, w SŁOWO, którym zawsze był, jest i będzie, i którego nigdy nie opuszczał, chociaż teraz do niego powraca.” (t. 2 s. 402)
O „małej Miriam [z Nazaretu], dwunastoletniej dziewczynce, żywej, wesołej i uśmiechniętej” (t. 1 s. 16) autor pisze tak miło, jak potrafi, unikając popadania w naiwność, pomija słusznie legandy jakoby służyła w Świątyni, a jej rodzice byli bogaci.
Na końcu zamieszczony został słowniczek, lecz powieść jeszcze zyskałaby, gdyby autor zechciał zaznaczyć (może w przypisach albo/oraz w przedmowie czy posłowiu) co wie, a co sobie wyobraził.
Wizerunek Heroda Wielkiego zaczerpnął z pewnością ze „Starożytności” Flawiusza, cesarza Oktawiana z „Żywotów” Swetoniusza, Piłata głównie z „Poselstwa do Gajusza” Filona z Aleksandrii. To oczywiste, gdzie wiadomości o tym szukać, a odszukać było łatwo, przynajmniej Piratce tak znającej starozytność jak ja. Mądrości dawnych uczonych w Piśmie przytacza na ogół bez źródeł np. „Rybacy podnieśli głowy znad sieci, ponuro spojrzeli po sobie i już chcieli głośno przemówić, obrzucić się gorzkimi wyrzutami i obciążyć się nawzajem odpowiedzialnością za opieszałość, ospałą bierność i leniwe ociąganie się, ale na szczęście w porę przypomnieli sobie upomnienie mędrców, że Bóg nie uczestniczy w zgromadzeniu niegodnych i kłótliwych. Uspokoili więc swoją żarliwość i zgasili w sobie opryskliwe rozgoryczenie.” (t. 1 s. 335) a na tym znam się słabiej i muszę zaufać na słowo.
W rozdziale o Magach ze Wschodu wykorzystał obliczenia Keplera (o czym była mowa także przy „Ben Hurze”),iż w 7 roku „przed Chrystusem” (Dionizy Mały w VI wieku wprowadził liczenie „od narodzenia Chrystusa” przyjmując początek dowolnie na 754 rok „od założenia Rzymu”) miało miejsce połączenie Jowisza i Saturna w znaku Ryb, co dla astrologów oznaczało nadejście Wysłannika „albowiem Jowisz jest planetą radości i szczęścia, Saturn tarczą i obroną Izraela, a Ryby są znakiem Wysłannika” (t. 1 s. 53). Połączenie to zachodzi co około 20 lat (od odwrotności okresu obiegu Jowisza odjąć odwrotność Saturna a wynik odwrócić),lecz wówczas dołączył do nich Mars, co zachodzi rzadziej.
Magom poświęcił też dłuższy wiersz poza powieścią, zakończony:
Drżymy z trwogi, chociaż jesteśmy szczęśliwi.
Niepokoi nas bowiem myśl, że wracając od Ciebie,
Będziemy musieli iść inną drogą
Niż ta, którą tutaj przyszliśmy.
Czy nie możemy wrócić, Boże, tą samą drogą?
Na zarzut faryzeuszy ucztowania z celnikami pada odpowiedź „nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzesznych” (t. 1 s. 372). Z przeciwstawienia wynikałoby, że faryzeusze są „zdrowi” i „sprawiedliwi”. Oczywiście nie wszyscy byli jednacy. „Ilekroć więc czytamy lub słyszymy o faryzeuszach, zawsze musimy spytać: Dobrze, ale o jakich faryzeuszach jest mowa?” (t. 2 s. 122)
Nikodem (Νῑκόδημος Zwycięski Lud) występuje tylko trzykrotnie w nocnej rozmowie (J 3, 1),na posiedzeniu Wysokiej Rady (7, 50) i pogrzebie Jezusa (19, 39),autor domyśla się jego obecności w innych miejscach:
„Do uszu Jezusa docierały właśnie słowa wypowiadane ze swadą przez jednego z uczonych, męża o krótko strzyżonej czarnej brodzie, mądrych oczach i dobrotliwie smutnym uśmiechu – współuczestnicy rozmowy nazywali go rabbim Nikodemem – a mąż ów mówił:
– Nie chełp się, że dajesz ubogim jałmużnę. Cóż im dajesz? Wszystko, co posiadasz, pochodzi od Pana, więc właściwie nie należy do ciebie, lecz jest Jego własnością. Więc chcesz chełpić się tym, co dajesz, a co jest własnością Pana? Wierzcie mi, że ubogi, przyjmując jałmużnę, więcej czyni dla bogacza niż bogacz, gdy ją wręcza ubogiemu, albowiem człowiek, który nie wspomaga nędzarzy, jest bałwochwalcą – tak mówił ów uczony, zwany Nikodemem, a Jezus, stojąc w słusznym oddaleniu od mężów, rozważał posłyszane słowa i zdawało Mu się, że wyszły z Jego własnych ust.” (t. 1 s. 131)
„Po raz pierwszy spotkaliśmy Nikodema przed wielu laty pod Portykiem Salomona wśród uczonych mężów, rozprawiających z dwunastoletnim Jezusem, który dobrze zapamiętał jego mądre słowa o ludziach biednych i jałmużnie. Podczas dyskusji Nikodem jednak milczał – Jezus gromił wówczas uprawianie handlu na dziedzińcu świątynnym – i do końca nie ujawniał swojego zdania, co powinno zdumieć bacznego czytelnika i naprowadzić go na myśl, że ten dostojny członek Wysokiej Rady zgadzał się wprawdzie ze zdaniem młodego Rozmówcy, ale nie grzesząc zbytnią odwagą, wolał głośno nie ujawniać swojego przekonania, które mogło go narazić na zatarg z potężnym Annaszem, właścicielem przedsiębiorstw handlowych na Dziedzińcu Pogan. Po raz drugi widzieliśmy Nikodema przed kilkoma laty podczas święta Jom Kippur wśród siedemdziesięciu i jeden dostojnych członków Rady, którzy stali u stóp Świętego Świętych. Który z nich był Nikodemem? Nie... nie ten... i także nie ten... Ten tutaj to wielki Gamaliel, a ten Józef z Arymatei, tych dwóch już teraz powinien czytelnik zapamiętać, bo wkrótce powrócą oni na karty naszej opowieści. Stojący między nimi mąż w sile wieku, szpakowaty, o krótko strzyżonej brodzie i głębokich, mądrych oczach – zasłania go nieco rabbi Sadok Poszczący, ten sam, który rozpoczął post przebłagalny dla ratowania Świętego Miasta od zagłady – to właśnie Nikodem. (…) Był mężem chłodnej rozwagi, ale niestety wskutek jej nadmiaru nie grzeszył zbytnią odwagą.” (t. 1 s. 391n)
Spolszczam w celu lepszego zrozumienia, Jan zamiast Johanan itd.
Co przypomniało mi wiersz Jana Twardowskiego:
Wiele to nocy gorzkich jak dno Tyberiady,
woniejących sitowiem, sandałowym drzewem
otulało was ciszą przy tajnych rozmowach
ciszą przed burzą, smutny Nikodemie
Ileż iskier od słońca. Starcze ukochany,
zadumany nad sławą Starego Zakonu
a przecież wiem na pewno, że zmieniło ciebie
już pierwsze usłyszane Chrystusowe słowo
Krzywdząco brzmi nazwanie Tomasza „Niedowiarkiem” (t. 2 s. 448) tymczasem „Jezus nie ma pretensji do Tomasza. Mówi wprawdzie słowa, które w Biblii Tysiąclecia brzmią: "nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym" (μη γινου απιστος αλλα πιστος). Przymiotniki greckie, użyte w oryginalnym tekście, mają, jak to często bywa, nie jedno tylko znaczenie. Zamiast „niedowiarek" lepiej byłoby przetłumaczyć: "nieufny", "wątpiący". "Wierzący" zaś za bardzo się nam chyba kojarzy z podziałem na "wierzących" i "niewierzących", tu chodzi natomiast o takiego człowieka, który potrafi zaufać, zawierzyć. Może lepiej byłoby przetłumaczyć: "Przestań wątpić i uwierz!" Wtedy zachowają też całą swoją moc ostatnie słowa Jezusa: "Uwierzyłeś dlatego, że Mnie zobaczyłeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli". (…) Jezus nie gani Tomasza, nie wzywa też nikogo do zbytniej łatwowierności. Mamy prawo, a nawet nieraz obowiązek upewnić się, czy możemy zaufać.” (Anna Świderkówna „Rozmowy o Biblii. Nowy Testament” Warszawa 2000, s. 237)
Maria Magdalena na szczęście nie jest „grzesznicą”, jej wątek wypadł bardzo skrótowo, może i dobrze. Dopiero gdy przychodzi ona do grobu Jezusa, pisarz poświęca jej więcej uwagi.
„Szła powoli, rozważając trudności, które napotka podczas opowiadania opornym i wątpiącym uczniom o spotkaniu ze Zmartwychwstałym, i nie rozumiała, dlaczego On uczynił posłańcem swoich poleceń bezbronną i słabą niewiastę, której świadectwo nie ma żadnej wartości. Po kolei odrzucała różne przypuszczenia, inne zachowywała w pamięci, potem spośród zachowanych odrzucała mniej prawdopodobne, aż wreszcie z wielkiej ilości domysłów pozostał jeden domysł, który wydał się jej najbardziej przekonujący: uczynił niewiarygodną niewiastę swoim posłańcem, aby podnieść ją z poniżenia, a wartość jej świadectwa zrównać z wartością prawych mężów Izraela. Twarz jej rozjaśniła się, a radość wstąpiła w serce. (…) Szła przez rojne miasto, śpiewała i pląsała, a przechodnie przystawali i litowali się nad szaleństwem nieszczęśliwej dziewczyny, albowiem nie wiedzieli, że jest ona najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.” (t. 2 s. 429)
O postaciach pozornie drugorzędnych:
Wedle J 1, 19 – 24 „kapłani i lewici” z „faryzeuszów” wypytywali Jana Chrzciciela, kim jest i czemu chrzci.
Brandstaetter opisuje, iż jednym z nich był Beniamin ben Dawid, zwany „Krótkowzrocznym”, gdyż „mrużył wodząc spojrzeniem po Niestrzyżonym i uczniach, co świadczyło o słabości jego wzroku” (t 1 s. 248). Przydomek nie brzmi zbyt zręcznie. Dość przychylnym sprawozdaniem o Chrzcicielu ściągnął na siebie niechęć arcykapłana (t. 1 s. 355),co było wielką choć niezamierzoną pochwałą.
W Łk 13, 31 jacyś faryzeusze ostrzegają Jezusa przed Herodem Antypasem, w powieści są nimi „Krótkowzroczny” wraz z jednym z lewitów ze straży świątynnej, którzy odmówili wykonania rozkazu zatrzymania Jezusa (J 7, 45n),wysyła ich zaś Nikodem (t. 2 s. 167).
W końcu, gdy przed Radą świadkowie dają sprzeczne zeznania (Mk 14, 59; Mt 26, 60) „Krótkowzroczny” zadaje im kłam (s. 328). Wątek tej postaci za słabo rozwinięty, a szkoda.
Dwaj inni, bardziej gorliwi wywiadowcy Menahem ben Noah i Nehemia ben Gedalia, zadający podchwytliwe pytania a przy tym wzajemnie siebie uzupełniający, pierwszy rozpoczynał ocenę przechodząc od ogółu do szczegółów, a drugi na odwrót (t. 1 s. 360) też występują z rzadka. Bezimiennych donosicieli było oczywiscie więcej.
Sługa kapłana bijący Jezusa (J 18, 22) w powieści nosi imię Nahum (Bóg pociesza),opisany dość szczegółowo, okresowo na podstawie donosów powiadamia swego zwierzchnika o naukach Jezusa, a za swoje wysiłki zwykle zbiera cięgi, bowiem Kajfasz na ogół jest zawiedziony.
Kajfasz nie przypuszczał, że Nikodem i Józef z Arymatei spróbują bronić Jezusa „w imię jakiejś mglistej praworządności, jakby chodziło tu tylko o oderwaną od rzeczywistości sprawiedliwość, a nie o los całego ludu Izraela! Powinni wiedzieć, że niekiedy należy sprawiedliwość poświęcić dla ratowania wartości większych niż sprawiedliwość! Zapomnieli o tym w szaleństwie gonitwy za urojoną prawdą! Prawda! Co to jest prawda?!” (t. 2 s. 330)
Zarzut „mglistej praworządności” brzmiał jak z przemówienia jakiegoś działacza.
Judasz jest tu sprzedawcą pachnideł, stąd na oko potrafi ocenić ile wart był olejek „spojrzeniem wytrawnego znawcy spojrzał na skorupy rozbitego słoika, ocenił jego pojemność, po zapachu oszacował jego gatunek i po krótkim wahaniu ustalił jego cenę na trzysta denarów, a była to cena odpowiadająca dziesięciomiesięcznemu wynagrodzeniu pracownika rolnego, cena wysoka, bardzo wysoka!” (t. 2 s. 196) Powód zdrady sprowadzony do chciwości, ozdobionej „pobożnymi” frazesami w rodzaju „nie chcę duszy mojej rzucać na żer synowi zatracenia ani wtórować głosowi bezbożnemu” (t. 2 s. 256)
Nagzymsie „Autor tego tak nie przedstawia, ale ja mam wrażenie jakby Judasz był kimś w rodzaju nacjonalisty.”
Zapewne i tak można na niego patrzeć, o czym była mowa w „Świadkach Jezusa”.
„Autor pominął postać świętej Weroniki. A może to ja ją przeoczyłem.” Pominął, gdyż jest ona późniejszą legendą.
Powieść unika jednoznacznej odpowiedzi czy zdrada zostaje wybaczona. Judasz postanawia złożyć ofiarę przebłagalną z własnego życia, rozumiejąc przy tym, iż ofiara taka warta jest tyle co dziurawe buty, dusza jego „była już obojętna na los swojej cielesnej powłoki, albowiem idąc przez wielką samotność, szukała Elohim, który ukrył się i zaszył w niedościgłym czasie” (t. 2 s. 386) Można mieć taką nadzieję, gdyż umęczony Jezus odmawiając modlitwę za swych prześladowców, wymienia również jego (s. 396).
Sprawa kohorty, jaką „otrzymał Judasz” (J 18, 3),co było niemożliwe bez wiedzy i zgody Piłata, rozwiązana w ten sposób, że pominięta, co mym zdaniem nie wygląda zadowalająco.
Piłat odmalowany został jako mało rozgarnięty żołdak, wyobrażający sobie, że jest chytrym.
„– Czy jesteś królem Judei?! – krzyknął. (…)
– Królestwo moje nie jest z tego świata… Królestwo moje nie jest stąd...
– Stąd czy nie stąd, to mnie nic nie obchodzi! Chcę wiedzieć, czy jesteś królem?! – wrzasnął, a wdzięczna mowa grecka była w jego ustach jak szczekanie psa.
– Tak, jestem królem... Na to urodziłem się i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha głosu mego...
Poncjusz pomyślał: "Jeszcze jeden obłąkaniec, któremu się zdaje, że znalazł prawdę".
Uśmiechnął się szyderczo, podniósł się z fotela, lekkim muśnięciem dłoni wyrównał fałdy tuniki i powiedział z niedbałym lekceważeniem:
– Prawda... prawda... Co to jest prawda?” (t. 2 s. 357n)
Odmawia początkowo skazania Jezusa wyłącznie w trosce o swoją głowę „Wydam wyrok śmierci, a ta chytra hołota oskarży mnie przed Tyberiuszem o okrucieństwo” (tamże s. 359)
I chyba najlepsze zdanie „jak każdy prostak, ułatwiający sobie myślenie i ocenę zjawisk, zawsz bezkrytycznie uogólniał każdą wartość, właściwości jednostki przypisując całemu ogółowi” (tamże s. 356)
Jakby powiedział Dickens w „Klubie Pickwicka”: całe tomy nie wyraziłyby więcej.
Ukrzyżowanie pokazane przejmująco okrutnie przy wykorzystaniu wiedzy wynikłej z badań Pierre Barbeta (szczegóły np. Ian Wilson „Całun Turyński” rozdział 3 „W świetle medycyny”) by przebijać przeguby zamiast dłoni (t. 2 s. 395).
Natomiast przy pogrzebie Brandstaetter niepotrzebnie powielił „tradycję” o obmyciu ciała (t. 2 s. 408),choć ewangeliści mówią tylko o zawinięciu ciała w całun, zaś przekonania faryzeuszy (jakimi byli Józef i Nikodem) o zmartwychwstaniu zabraniały obmywania ciała z krwi, gdyż „życie jest we krwi” (Rdz 9,4; Kpł 17, 11; Pwt 12,23).
Keiko200 „Po IV tomie pozostał mi niedosyt. Jakby autor znaczył się pisaniem i chciał jak najszybciej skończyć.”
dantexdan „obrazowy sposób w jakim autor przedstawił życie Jezusa, na pewno bardziej trafia do człowieka niż niejedne jałowe wypociny z ambony. Osobiście brakowało mi czegoś w zakończeniu. Czas przed męką był jakby rozłożony na czynniki pierwsze, dokładny i obrazowy aż do bólu. Natomiast po zmartwychwstaniu, odniosłem wrażenie, że autor poprowadził historię tak, jakby sam był już zmęczony ilością materiału.”
Też mam takie wrażenie.
Powieść kończy spotkanie uczniów ze starszym faryzeuszem, który zapytał:
– O czym tak żywo rozprawiają moi bracia?
– O Mesjaszu, panie.
– Módlcie się, aby przyszedł.
– Już przyszedł!
– Przyszedł?
– Jeszua z Nazarethu jest Mesjaszem! Czy o Nim nie słyszałeś, o czcigodny?
Staruszek zamyślił się.
A był on praojcem tego, który tę opowieść o Jezusie z Nazarethu napisał. (s. 449)