Gęstwina dusz Christopher Rice 7,0
ocenił(a) na 108 lata temu Historia tragicznej przyjaźni
Nowy Orlean, czasy współczesne. Czwórka przyjaciół z dzieciństwa opowiada historię swojego życia i przyjaźni, która z biegiem czasu i po pewnych wydarzeniach przeradza się w zimną, agresywną relację. Stephen pozostaje wycofanym outsiderem. Nie może pogodzić się z okrucieństwem dawnych przyjaciół, Meredith stara się być neutralna w relacjach, ale niknie pod pierzyną uwielbienia, które spada na Grega i Brandona. Ci, z kolei stają się gwiazdami szkolnej drużyny futbolu amerykańskiego, są zadufani i pyszni. Jednak łączy ich jedno – każdy z nich skrywa tajemnicę. Tajemnicę, która niszczy doszczętnie ich relacje. Katastrofa wisi w powietrzu, a każdy z bohaterów musi radzić sobie z konsekwencjami swoich wyborów sam. Karma wraca, prawda?
„Lęk nie może mnie dotknąć.
Może mnie tylko kusić,
Nie może zabrać, tylko powiedzieć, dokąd iść.
Mogę albo pójść za nim, albo zostać w łóżku.
Mogę trzymać się świata, który znam.
Zmarli nie żyją, nie wstaną z grobu.
Cienie to ciemność.
Mrok nie ma głosu.”
„Gęstwina dusz”, na zaledwie 292 stronach rozprawia się ze stereotypami dotyczącymi homoseksualizmu (ale nie nazwałabym tej książki historią głównie o LGBT),skomplikowanymi relacjami młodych ludzi, problemami, które pisze często samo życie. W sposób realistyczny plądruje psychikę każdego bohatera. Christoper Rice nie bawi się w uogólnienia czy zbyteczne ozdobniki. Sprawia wrażenie jakby opowiadał historię swoim znajomym przy piwie. Brutalną opowieść, która wciąga i wyciska z czytelnika wachlarz różnorodnych emocji i odczuć.
Rozdziały są podzielone na bohaterów, dzięki czemu możemy poznać historię z różnych perspektyw. Dodatkowo w sposób wyjątkowy poznajemy charaktery każdego z głównych bohaterów, jego relacje rodzinne, często skomplikowane. Mamy wgląd w jego psychikę, wspomnienia.
Podsumowanie
„Gęstwina dusz” jest książką, którą ciężko ogarnąć umysłem w gruncie rzeczy. Dzieje się w niej tak wiele różnych zdarzeń, jest w niej wiele różnych emocji, które dosłownie zapierają dech w piersiach. Pierwszy raz spotkałam się u siebie z tak emocjonalnych odbiorem jakiejkolwiek powieści. Po skończeniu czytania przez bardzo długi czas siedziałam bez ruchu i wpatrywałam się w przestrzeń. To było przeżycie tak piękne i tak inne od tego co wcześniej doświadczałam, że nie mogłam się pozbierać przez kilka dni, a kac fabularny, nawet teraz, po niemalże roku od pierwszego czytania, nadal mnie trzyma. Ten świat, ci bohaterowie i cały ten chaos wydarzeń i jego tempo, które z każdym rozdziałem wzrastało do ostatnich stron, wbijało mnie w fotel. Nie ma nic piękniejszego od książek, które tak silnie działają na czytelnika.
Odnalazłam w tej książce wiele metafor, ale myślę, że każdy inaczej ją odbierze. Im więcej recenzji na jej temat czytałam, tym bardziej się w tym utwierdzałam. „Gęstwinę dusz” albo pokochasz za styl, za bohaterów, za fabułę, albo ją znienawidzisz i wyda Ci się kompletnie bez sensu, nudna i przewidywalna.
Z ciekawostek około książkowych: gdy Christopher skończył pisanie tej książki, swojej pierwszej, debiutanckiej, podrzucił rękopis swojej mamie, do przeczytania. Zawarł w niej bowiem elementy autobiograficzne, literacki sposób na „wyjście z szafy”. Podobno Anne Rice, była zachwycona, rozemocjonowana płakała. W gruncie rzeczy to piękna historia o tym jak matka, nawrócona Chrześcijanka akceptuje swoje dziecko, bezgranicznie je kochając i będąc dumną z jego sukcesu.
Mogę śmiało polecić Wam „Gęstwinę dusz” i muszę przyznać, że syn przewyższył swoim kunsztem własną matkę – jest to powieść, według mnie idealna. Może odrobinę chaotyczna z natłokiem wątków pobocznych, ale jednocześnie spójna, tworząca jednolitą całość.
[https://antymateriablog.wordpress.com/2015/10/26/historia-ktora-rozdziera-gestwina-dusz-christopher-rice/]