Oficjalne recenzje książek
Najnowsze artykuły
- ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Johann Paul Kremer
2
6,9/10
Pisze książki: biografia, autobiografia, pamiętnik, historia
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,9/10średnia ocena książek autora
239 przeczytało książki autora
452 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Powiązane treści
Najnowsze opinie o książkach autora
Auschwitz w oczach SS Pery Broad
6,9
To jest faktycznie książka, którą bardzo trudno ocenić. O dreszcze przyprawia fakt, iż autorami są kaci tylu milionów ludzi. Podzielę się tylko kilkoma refleksjami. Hoss i jego usprawiedliwienia. Strony pamiętnika zapisane jak to komendant tak naprawdę to nie chciał robić tego co robił. Jaki był biedny bo sam musiał wszystko załatwiać choćby kupno drutu kolczastego gdyż miał na to za mało kompetentnych podwładnych. No biedny po prostu. Przy takim nawale zajęć jak tu upilnować funkcyjnych, a przełożeni nie chcą powymieniać tych nieludzkich na lepszych pracowników… Pery pisze o tym co wyrabiało Gestapo w obozie i tak sobie myślę, skoro nie wspomina w swych wynurzeniach o swojej osobie, skąd wie o wszystkich szczegółach.. Na koniec Kramer, który bierze udział w specjalnych akcjach, egzekujach a później wraca do badań naukowych, tak po prostu. Bez sentymentów, wyrzutów sumienia…
To się wszystko w głowie nie mieści. Po prostu…
Auschwitz w oczach SS Pery Broad
6,9
Każdy, kto czytał "Rozmowy z katem" Kazimierza Moczarskiego czy osławioną pracę Hannah Arendt "Eichmann w Jerozolimie" lub przynajmniej choć trochę interesował się procesem norymberskim, miał okazję doświadczyć tej dziwnej konfuzji, tego zdumiewającego dysonansu poznawczego, że oto spodziewał się zobaczyć w niemieckich zbrodniarzach upiorne potwory, przerażających psychopatów, a tymczasem okazali się oni tacy zwykli, tacy trywialni. Właściwie, poza tym jednym „szczegółem”, że z zimną krwią uśmiercali tysiące istnień, nic ich od nas, przeciętnych zjadaczy chleba, nie różniło. Byli to przeważnie ludzie praktyczni o mentalności urzędników, zaangażowani w swoją „służbę”, którą pojmowali jako wywiązywanie się z zadań natury organizacyjnej, w duchu posłuszeństwa nadrzędnym organom i racjom. Ponadto starali się być dobrymi ojcami i mężami. I przeważnie takimi byli.
Zaskoczenie? Dezorientacja? Oburzenie? Jak ustosunkować się do takiej sytuacji? Jak pojąć mentalność i motywy ludobójców, którzy w niczym nie przypominają demonów? Odpowiedź Hannah Arendt: Zło nie jest spektakularne, nie ma w sobie nic z efektowności. Zło, jakkolwiek straszliwe w swoich skutkach (działaniach),w przyczynach (sprawcach działań) – okazuje się banalne i płaskie. Podobnie Simone Weil: „wyimaginowane zło (znane z literatury, sztuki, ludowych podań, sennych fantazji) jest romantyczne i wielobarwne, podczas gdy zło prawdziwe jest ponure, monotonne, jałowe i nudne”.
Książka „Oświęcim w oczach SS” zawiera relacje trzech esesmanów – komendanta KL Auschwitz Rudolfa Hössa, funkcjonariusza obozowego Gestapo Pery’ego Broada oraz lekarza Johanna Paula Kremera.
Wspomnienia tych zbrodniarzy są godne uwagi z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że stanowią głos katów (takich świadectw mamy niewiele, większość to relacje ofiar). Dają wgląd w psychikę hitlerowskich oprawców, umożliwiając spojrzenie na oświęcimskie piekło z ich perspektywy, dzięki czemu obraz Oświęcimia się dopełnia, jakkolwiek obrazoburczo to brzmi. Co więcej, jest to perspektywa przekrojowa – reprezentatywna dla całego społeczeństwa niemieckiego, zarażonego narodowym socjalizmem. Mamy bowiem do czynienia z przedstawicielami aż trzech pokoleń – Broad to dwudziestolatek, Höss jest w sile wieku, zaś Kremer zbliża się do sześćdziesiątki. Każdy pełni w lagrze inną funkcję: komendant – administracyjno-kierowniczą, Broad – wykonawczą (można by rzec – policyjną),natomiast lekarz – medyczną i „naukowo-badawczą” (co w praktyce oznaczało selekcję i okrutne eksperymenty na więźniach). Te pamiętniki należy również traktować jako niezamierzony akt samooskarżenia, mimowolny „dowód w sprawie”. I wreszcie jako wstrząsające memento, surową i bolesną przestrogę.
Zatrzymajmy się przy Hössie, gdyż jego postać jest najbardziej znacząca. Pisał swoje wspomnienia zaraz po wojnie, w krakowskim więzieniu, w oczekiwaniu na wyrok. Jak wyznał nakłonił go do tego „ludzki stosunek”, z jakim się tam spotkał. Sędzia śledczy Jan Sehn oraz psychiatra Stanisław Batawia, którzy stali za tą decyzją, twierdzili, że świadectwo Hössa jest szczere. Sam autor deklarował, że niczego nie chce zatajać. W rzeczywistości jednak wiele przemilczał, na co zwraca uwagę były oświęcimski więzień Jerzy Rawicz (autor przedmowy do pamiętników). Przemilczenia i wypaczenia dotyczą przede wszystkim kwestii odpowiedzialności komendanta. Z jednej strony otwarcie pisze o tym, jak funkcjonowała fabryka śmierci i jak okrutni i zdemoralizowani byli esesmani, z drugiej – konsekwentnie pomniejsza swą rolę w realizacji planu zagłady. Sprowadza się do poziomu wykonawcy rozkazów. O tym, do czego osobiście doprowadził w Auschwitz mówi tak jak my mówimy o nieuchronnym losie, o czymś, na co nie mamy wpływu. Używamy wtedy często sformułowania „siła wyższa”. Höss ujmował to całkiem podobnie, przy czym za „siłę wyższą” uznawał przywódców III Rzeszy:
„Osoba Reichsführera SS (Himmlera) była nietykalna. Jego zasadnicze rozkazy wydawane w imieniu Führera były święte. Nie było możliwości zastanawiania się nad nimi i interpretowania ich. Nie było ani jednego oficera SS, który by mógł odmówić wykonania rozkazu, rozkaz Führera był zawsze słuszny”.
Narracja komendanta jest przeważnie chłodna, rzeczowa. Höss pisze dużo i precyzyjnie o strukturze obozu, o sprawach związanych z biurokracją, zaopatrzeniem, kadrami, podziałem pracy. Jego misją była organizacja i rozbudowa obozu, w czym wykazywał wielkie zaangażowanie: „Istniało dla mnie tylko jedno: posuwać się w pracy jak najszybciej naprzód, aby stworzyć lepsze warunki i móc wykonywać otrzymane rozkazy”.
Komfort "pracy" mąciło Hössowi poczucie, że jednak w komorach gazowych rozgrywają się dantejskie sceny. Wiedział i widział, że „robota” nadzorców jest wyjątkowo ciężka, że nie bez powodu znieczulają się oni litrami alkoholu, a nawet popełniają samobójstwa. Sam musiał uczestniczyć w niejednej „akcji specjalnej”, żeby jako komendant dać przykład („Musiałem pokazać wszystkim, że nie tylko wydaję rozkazy i zarządzenia, lecz także jestem osobiście przy ich wykonywaniu tak jak wymagałem tego od innych”).
Oto bodaj najbardziej wstrząsająca scena przedstawiona w książce:
„Pewnego razu dwoje małych dzieci tak pogrążyło się w zabawie, że matka nie mogła ich od niej oderwać. Nawet Żydzi z Sonderkommando nie chcieli zabrać dzieci. Nigdy nie zapomnę błagającego o zmiłowanie spojrzenia matki, która wiedziała, o co chodzi. Ci, którzy już byli w komorze zaczynali się niepokoić – musiałem działać. Wszyscy patrzyli na mnie. Skinąłem na podoficera służbowego, a ten wziął opierające się dzieci na ręce i zaniósł je do komory wśród rozdzierającego serce płaczu matki idącej za nimi. Najchętniej zapadłbym się pod ziemię pod wpływem współczucia, ale nie wolno mi było okazać najmniejszego wzruszenia”.
W jakim celu komendant KL Auschwitz napisał swój pamiętnik? Katarktycznym, terapeutycznym, dokumentalnym? Chciał się oczyścić, przeprosić, dać świadectwo prawdzie? Z jego relacji wcale nie wynika, że czuł się winny. Najwyżej w jakimś małym stopniu odpowiedzialny za coś, co wymknęło się spod kontroli (poszło „nie tak”),ale co w swych podstawach uważał za słuszne. Sprawca bez winy – tak bym to określił.
Co więcej – zastosował pewien, jak się okazało dość typowy dla nazistów, manewr psychologiczny. Mianowicie on kat sugerował, że właściwie sam był ofiarą. Był ofiarą, ponieważ przymuszano go do „przebywania wśród odrażającego odoru wydobywającego się przy rozkopywaniu masowych grobów i palenia zwłok” czy „przyglądania się śmierci przez okienko komory gazowej”. Zgodnie z tą skandaliczną logiką – zamęczonych więźniów należałoby uznać za ofiary ofiar. Innymi słowy: w obozie cierpieli wszyscy, zatem esesmani również zasługują na współczucie i wyrozumiałość.
Obcowanie z literaturą obozową jest dla psychiki obciążające i wyczerpujące, ale co jakiś czas po prostu konieczne. Każdy świadomy i wrażliwy człowiek powinien znać przynajmniej kilka świadectw czasów pogardy i do nich powracać, żeby nigdy nie zapomnieć o okrucieństwie, do jakiego my ludzie jesteśmy niestety zdolni. Krew ofiar Auschwitz wciąż woła do nas, domagając się nie tyle pomsty, ile pamięci. Tylko dzięki mądrej, czułej pamięci mamy szansę ustrzec się przed rozpętaniem podobnego pandemonium w przyszłości. „Co raz stało się rzeczywistością, zawsze pozostanie możliwe” – dlatego bądźmy czujni i nie zapominajmy.