Stworze i Zdusze czyli Starosłowiańskie boginki i demony Czesław Białczyński 6,3
ocenił(a) na 104 lata temu Obok Stefana Grabińskiego, Stanisława Lema, Andrzeja Sapkowskiego, Czesław Białczyński jest moim polskim ulubionym kreatorem fantastyki.
Mistrza porównuje się do równie wybitnego pisarza Tolkiena. Nie bez przyczyny, Tolkien stworzył swoją mitologię od podstaw i włożył w to kawał własnego życia, zaś Białczyński co prawda zebrał i posklejał rodzimą mitologię, to jednak sam proces badań, studiów zajął autorowi szmat czasu i do tej pory jego obsesja na tym punkcie trwa (swoje dzieło twórca kontynuje w Księdze Tura i Ruty oraz będzie kontynuować w zapowiadanych Księgach Wiedy i Tanów),ponadto jest wybitnym znawcą tematu, nie da się temu zaprzeczyć wystarczy posłuchać samego pisarza w wywiadach.
"W proces odtworzenia włączono wszystkie dostępne autorowi źródła i materiały archeologiczne, etnograficzne, religioznawcze, historyczne, dziejopisarskie, antropologiczne i onomastyczne. Wśród narzędzi zastosowano też symulację, ligwistykę komparystyczną, entymologię, analizę dawnych kronik, zapisków, przekazów, oraz analizę współczesnych prac nad mitologią Słowian, Bełtów i Germanów, a także porównawczo innych ludów (tak starożytnych jak i dzisiejszych kultur tzw. "prymitywnych"). Zanalizowano też dostępne mity, legendy (także heraldyczne),podania, bajki i baśnie, oraz ustną tradycję ludową (np. Moszyńskiego, Kolberga itp)".
Trzeba przyznać, pisarz odwalił kawał dobrej roboty, ba świetnej, wspaniałej wręcz rewelacyjnej, tworząc ten zaledwie dwustustronicowy leksykon poświęcony głównie boginkom (Stwarzom) i demonom (Zduszom) jednocześnie przedstawiając w przystępny nienaukowy sposób naszą prawdziwą wiarę, która została wyparta przez chrześcjaństwo, czyniące z wierzeń i rytuałów naszych przodków farsę, dlatego ta sekta jest dla mnie godna potępienia, aczkolwiek nie tylko z tego jednego powodu, ale wróćmy do meritum.
Pisarz przyznaje, że jego dzieło nie jest wolne od błędów. "Jest to praca tak rozległa, a sam proces odtwarzania tak skomplikowanym, że z pewnością nie uniknięto w niej błędów. Ale, jak mawiają chińscy mędrcy: "Nie przejedziesz drogi jeśli nie postawisz na niej pierwszego kroku". Świat się jeszcze nie kończy, błędy można wyeliminować w przyszłości. Od czegoś jednak trzeba zacząć". Nie sposób się nie zgodzić, czy dyskutować, chociaż zawsze znajdą się takie matoły co wiedzą lepiej i wcisną swoje trzy grosze wszak mają do tego prawo? Co z tego, że sam Mistrz przyznaje się iż nie jest to praca naukowa, a jedynie inspiracja, nic to nie da ludziom bezrefleksyjnym ciągle będą wyzywać od oszołomów sami nic nie wnosząc.
Autor stosuje piękne porównanie swojego wielkiego "Stworza" do glinianego garnka. Jeśli chcecie się dowiedzieć czemu tak jest wystarczy wykonać trzy śmiałe kroki: zamówić, zapłacić i przeczytać.
"Wszelkie skorupy i okruchy postarano się zebrać, a następnie z pasujących do siebie, niesprzecznych fragmentów ułożyć nowy Dzban wykorzystując maksimum materiału".
Zaś tego czego nie dało wypełnić się wiarygodnym źródłem zakleił wyobraźnią, jednak w sposób logiczny i nieprzypadkowy. "Miejsca puste z konieczności wypełniono wyobraźnią, braki w rysunku czy kolorze uzupełniono świeżą linią i pokryto świeżą farbą, zarysowane a niedokończone ryty rozwinięto. Nie działo się to jednak w sposób dowolny, lecz na zasadzie logiki narzuconej przez istniejące wokół "pustego pola" odłamki i fragmenty Starego Dzbana".
Tak więc wszyscy pożal się Szatanie krytycy, męczydupcy i wy pluj-ćwoki, czy też durne eksperty wbrew temu co za plowciny wychodzą z waszych ust, mimo wszystko polecam sięgnąć po tę barwną i kolorową lekturę, zapewniam, że warto. A dlaczego? Bo można odnieść z niej więcej korzyści i pożytku niż myślicie. Porcja podana przez Mistrza Białczyńskiego skłoni nie jednego niezaznajomionego z tematem człowieka do poszukania informacji na temat Słowiańszczyzny, naszej prawdziwej spuścizny po przodkach, bo robi to we właściwy sposób, czuć od niego bijący żar wiedzy i pasji.
Możemy znaleźć tu między innymi piękne ilustracje artysty Jerzego Przybyła uzupełniające idealnie tekst, sam album jest przepięknie wydany, a wielkość jego i ciężar niech będzie dowodem nad włożoną pracę w ten projekt.
Poza tym to jest nasza duchowa kultura, nasze pierwotne ja. Niechaj lektura otworzy ślepym oczy, a ograniczonym umysły.
Polecam z całego serca, a reszcie maruderów i czepialskich wskazuję środkowy palec i mówię: "Fuck off"!