Zaczął pisać w 1934r., zadebiutował w 1935r. tomem wierszy, bliskich poetyce awangardy. Po wybuchu wojny, przez Rumunię i Francję, dostał się do Anglii. W latach 1941-1944 studiował w szkockim Uniwersytecie St. Andrews. Studia zakończył w 1944 magisterium z angielskiej literatury średniowiecznej. W 1947 obronił doktorat na uniwersytecie w Londynie. W latach 1950-1979 był tu profesorem literatury polskiej. W Londynie mieszka do dnia dzisiejszego. Do dramatu doszedł przez powieść i stąd odszedł z powrotem do powieści, tyle że już tworzonej w języku angielskim (osiem wysoko ocenianych powieści w ciągu kilkunastu lat). Całkowicie wyłączony ze środowiska emigracyjnego. Jego pierwsza sztuka "Sami swoi" nie jest - wbrew potocznej opinii - przeróbką powieści "Po chłopsku". Autor pragnął wydobyć obraz wsi polskiej spod presji symbolicznych, sentymentalnych lub propagandowych schematów. Autentyczny zapis języka, wizerunek postaci i świata wiejskiego pozwala mu ujawnić "prawdę o własnym charakterze, o życiu wpisanym w krąg odwiecznego dramatu, gdzie żądza władzy rozbija się o ikonę śmierci". Sztuka, przystosowana do potrzeb emigracyjnej sceny, odniosła sukces, ale autor nie powtórzył już ani tej tematyki, ani poetyki, choć zarysowane wątki podchwycił zaraz Edward Chudzyński, pisząc ciąg dalszy tego utworu "Trzy wiosny" (1949). Drugie "podejście" Pietrkiewicza do dramatu miało charakter odmienny. Napisał bowiem tryptyk "Scena ma trzy ściany", przeznaczony dla małej grupy aktorów, ukończony w lipcu 1950 roku. Opublikował siedem tomów poezji w języku polskim, wiele zbiorów wierszy wybranych, dziewięć powieści w języku angielskim oraz anglojęzyczną autobiografię, cztery obszerne zbiory przekładów poezji i książki krytycznoliterackie.
Opowieść stylizowana na rosyjską bylinę. Toczy się powoli, bohaterowie są niemalże magiczni, a ruski chłop czapkuje szlachcie i bojarom. A przy tym przemyśliwuje jakby tu tych bezwzględnych panów okpić. Niestety jakoś nie mogłam się do tej historii przekonać. Nie pomógł spryt Dymitra Samozwańca, wiejskiego chłopaka z bagien Prypeci ani jego nietuzinkowe życie. Nie pomógł kapitan Tobias Hume, szkocki najemnik, który przypadkiem zabłąkał się w te okolice. Nie pomógł nawet głos jednego z moich ulubionych lektorów, czyli Rocha Siemianowskiego. Może przeszkadzała mi chaotyczność opowieści, a może brak odniesień historycznych, umiejscowienia akcji na osi czasu. A może jękliwy głos matki Dymitra mnie irytował. Nie wiem. A ponieważ książce nie udało się zdobyć mojej pełnej uwagi, to porzuciłam w połowie bez większego żalu.
Uparcie tytułuje się tę rzecz powieścią łotrzykowską, gdy tymczasem wybrzmiewa ona zupełnie innym tonem. To tragedia prozą, uniwersalna opowieść o wyobcowaniu – narodowym, duchowym, moralnym. Pietrkiewicz nie kładzie nacisku na fabułę, zmontowaną z historycznych wydarzeń i artystycznych dopowiedzeń, koncentruje się natomiast na stanach ducha kapitana Hume’a, na kolejnych epizodach jego konfliktu ze światem o rozdwojonym języku, unieważniającym prostolinijną strategię istnienia protagonisty, zmuszonego patrzeć, z jaką łatwością fikcja nadpisuje prawdę, i popadać w coraz głębszą melancholię.