Najnowsze artykuły
- ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant3
- ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać357
- Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
- ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Michał Wójcik
4
7,9/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, literatura piękna
Urodzony: 22.01.1991
Autor książek fantasy-science fiction-postapohttps://michalwojcikautor.pl/
7,9/10średnia ocena książek autora
111 przeczytało książki autora
137 chce przeczytać książki autora
6fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
ON Michał Wójcik
7,8
No dobra, w przeciwieństwie do większości komentujących, nie dostałem książki za darmo ani nie jestem znajomym autora więc powiem jak jest: ta powieść jest bardzo słaba. Nieudolny mix Wiedźmina i Gwiezdnych Wojen, fabuła niczym z nędznej RPG, tak samo jak dialogi. A wszystko to podlane stylem przeciętnego licealisty. Zwiedziony ocenami od razu nabyłem też część drugą, ale nawet nie mam zamiaru jej otwierać. Daję 3, bo o dziwo czytałem jeszcze gorsze książki.
ON Michał Wójcik
7,8
Krótka recenzja:
Przebrnąłem jedynie przez pierwszy rozdział. „ON” jest najgorszą, wydaną książką jaką widziałem. Mam wrażenie, że napisał ją początkujący szesnastolatek. Kiedyś może podejmę próbę dokończenia tej powieści i wtedy zaktualizuję recenzję.
Długa recenzja:
Jest mi bardzo przykro, że muszę zaorać książkę polskiego selfpublishera. Niestety sumienie będzie mnie gryźć, jeśli nie ostrzegę nikogo przed „ON”.
Raz jeszcze zaznaczam, że przeczytałem tylko pierwszy rozdział czyli około 50 stron. Być może później jest lepiej, ale nie mam siły aby to sprawdzić. Co kilka stron musiałem wstać, żeby rozchodzić, to co przeczytałem. Po prostu skręcało mnie od czytania. „Tung” jest absolutnie najgorszym rozdziałem, jaki widziałem w wydanej powieści.
Zacznijmy od pierwszego, najpoważniejszego problemu „ON” – warsztatu literackiego autora. Ja mam naprawdę wysoką tolerancję na kwestie językowe. Czytałem sporo tekstów amatorów i męczę książki, które nie podobały mi się stylistycznie (chociażby „Piranesi”). Bardzo rzadko rzucam powieść ze względu na język. W „ON” wielokrotnie została przekroczona granica mojej tolerancji.
Żałuję, że mam wersję fizyczną, a nie PDFa, bo najchętniej wkleiłbym tutaj dłuższe przykłady. Poza tym szkoda mi drzew, które poszły na papier aby wydać tą powieść. Rzucę tylko dwa cytaty i od razu zaznaczę, że NIE zmieniałem interpunkcji, ani gramatyki tych zdań. Myślę, że mówią same za siebie i nie muszę dalej znęcać się nad warsztatem literackim.
Przykład 1:
„Kari zrobiła im trochę więcej jedzenia na kolejne dni, wiedząc o apetycie Timiego. Zostawiła im kopę pysznej strawy!”
Przykład 2:
„ – A cóż to?
– To głowa droida! Którą Brego odrąbał, by mnie uratować przed pracą w kopalni – wtrącił z zadowoleniem Timi.
– Eh… wy, faceci, tylko dwie rzeczy macie w głowie: seks i odcinanie głów. Dobra, zostaw to przy drzwiach i siadaj, bo zupa zaraz się wygotuje z garnka.”
Gdyby książka cierpiała jedynie na pokraczny język, to może dałbym to radę przeżyć. W końcu „ON” jest debiutem i do tego selfem. Wiadomo, że książka nie będzie maksymalnie dopieszczona pod tym kątem. Problem w tym, że sposób prowadzenia historii zakrawa o pomstę do nieba. Tu się po prostu nic udało.
Druga główna wada „ON” leży w ekspozycji. Miejscami dostajemy ją w przyzwoity sposób, ale w większości przypadków przekazują ją drewniane opisy, myśli bohaterów albo, o zgrozo, dialogi. Michał Wójcik wziął je chyba z taniej gry Sci-Fi.
Łamie nimi podstawową zasadę tworzenia historii – postacie nie powinny rozmawiać o tym, co jest dla nich oczywiste. Wyobraźmy sobie, że w powieści kryminalnej Remigiusza Mroza dwie postacie ze współczesnej Polski rozmawiały o tym, czym jest samochód osobowy. Nie miałoby to za wiele sensu, bo dla tych postaci istnienie samochodu osobowego i jego zastosowanie stanowi coś oczywistego.
No a w „ON” takie rozmowy mamy na porządku dziennym, szczególnie w kwestii relacji międzyludzkich. W pierwszym rozdziale znalazłem może cztery przyzwoite linijki dialogowe. W innej powieści powiedziałbym, że autorowi chyba nie chciało się pisać tych zdań, ale tutaj wypadają wybitnie dobrze na tle reszty.
Z tego względu postacie wypadają okropnie. Dostajemy edgy nastolatka, dziwne dziecko pochłaniające kopy pysznej strawy oraz laskę, która zarywa do edgy nastolatka, ale w sumie nie wiadomo, o co jej chodzi.
Jeszcze gorzej wypada fabuła. Zaczynamy od sceny, w której roboty chcą zabrać młodszego brata do kopalni za to, że zalegają z czynszem. Jakimś cudem pracować ma młodszy brat, a nie ten starszy, który jest pełnoletni.
W wyniku tej sytuacji starszy brat rozwala roboty, a potem z młodszym jadą odwiedzić przyjaciół. Jednocześnie oddają im głowę robota (tą z 2. Przykładu),bo właściciel tych robotów, czyli chyba właściciel kopalni, zarywa do jednej z dziewczyn, która w tym domu mieszka. Potem bracia jadą na zadupie i starszy uczy młodszego walki oraz polowania.
Dlaczego akurat tam, a nie w mieście? Czemu starszy nie uczył młodszego wcześniej? Tak, absolutnie niczego? W ogóle czy te jego metody nauki na pewno są dobre?
Dlaczego roboty nie mają żadnego systemu informującego – ej, zostaliśmy zaatakowani, gdy odbieraliśmy dług od obywatela X. Wyślijcie wsparcie! Prawdopodobnie to on nas zniszczył.
W zasadzie dlaczego kierownik kopalni ma problem ze starszym bratem? No dobra zalega z czynszem, ale mówimy tu, że Brego stanowi jakieś zagrożenie dla niego. Tylko nie wiem dlaczego? Jakie on stanowi dla niego zagrożenie, skoro ludzie są zależni od pracy w tejże kopalni?
Konstrukcja świata też jest idiotyczna. Planeta pierwszego rozdziału to trochę takie mniej pustynne Tatooine z Gwiezdnych Wojen zmiksowane z Falloutem.
W głowie utkwiły mi trzy kwestie:
1. Dług za czynsz wynosi 59 kredytów republiki. Ta kwota jest dziwna jak na Sci-Fi i w porównaniu do prawdziwych walut. Czy wartości walutowe nie powinny iść przynajmniej w setki albo tysiące?
W każdym razie młody ma odpracować dług w kopalni siedząc tam 2 tygodnie. Wychodzi 4,24 kredytu republiki dniówki. Może ja się głupio czepiam, ale dlaczego te wartości wyglądają akurat tak? Ile to tak właściwie jest 59 kredytów? Nie mamy żadnego innego punktu odniesienia dla tej kwoty.
2. Jak dokładnie mieszkańcy czerpią wodę pitną, skoro woda na całej planecie jest skażona i nadaje się co najwyżej do mycia po wielokrotnym przefiltrowaniu?
3. Czy w świecie Sci-Fi shurikeny i kunai to na pewno jest optymalna broń do walki z robotami oraz zmutowanymi gadami?
Pewnie mógłby wypisać więcej głupot, ale nie chce mi się wracać do tego okropnego tekstu.
Wracając na moment do ekspozycji, opowiadanie o historii świata odbywa się w sposób całkowicie idiotyczny. Mam wrażenie, że autor mógłby wywalić większość opisów dotyczących elementów świata i efekt byłby lepszy. Czytelnik musiałby się domyślić z kontekstu, czym jest dana rzecz. Przy okazji zrezygnowałbym z tak dokładnego opisywania myśli postaci.
Gdybyśmy wyrzucili zbędne, durne dialogi i okropną ekspozycją, to odchudzilibyśmy pierwszy rozdział o przynajmniej 20 stron.
Mógłby wyglądać w ten sposób:
1. Roboty ścigają braci za długi. Wywiązuje się walka i bracia uciekają. Dają znać przyjaciołom, że znikają na kilka tygodni, aż sprawa przycichnie.
2. Na wyjeździe starszy szkoli młodszego z zakresu polowania i walki.
3. Przyjaciółka braci idzie do swojego amanta (właściciela kopalni) i kobiecymi sztuczkami nakłania go do uchylenia długu za czynsz i zniszczenie robotów, no bo przecież Brego przysłużył się wiosce na początku. Jest przecież lokalnym bohaterem i może dobrze by było się z nim dogadać.
4. Przyjaciółka jedzie do braci (to się dzieje w końcówce rozdziału) i mówi, że sprawa jest załatwiona. Fabuła może toczyć się dalej.
5. (opcjonalnie do wrzucenia gdzieś pomiędzy) Retrospekcja, w której Brego znajduje Timiego zamiast słuchania o tym.
Niestety dostaliśmy, to co dostaliśmy. Mam wrażenie, że Michał Wójcik nie skonsultował tej powieści z kimkolwiek, kto ma pojęcie o pisaniu książek. Ewentualnie bardzo się z nimi nie zgodził, zbuntował i stwierdził, że inni nie mają racji, a on przecież stworzył super książkę. Stąd decyzja o selfpublishingu.
Czytałem tylko jedną książkę, która byłaby równie zła pod kątem dialogów – „Odmieńca” Rogera Zelaznego. Myślałem, że nie da się niżej upaść, ale zawsze znajdzie się większa ryba.
Podsumowanie:
Przeczytanie pierwszego rozdziału „ON” zmieniło moje postrzeganie książek. To jest twór tak okropnie zły, że mam ochotę podnieść o 1 ocenę każdej książki, którą przeczytałem.
Po raz pierwszy wystawiam notę 0/10. Niestety na LC najniżej da się ustawić 1/10. Ta jedna gwiazdka jest zniewagą dla innych książek 1/10.