Pierścień z papieru Zygmunt Haupt 7,9
ocenił(a) na 86 lata temu Teksty Haupta (trudno mi nazwać je opowiadaniami sensu stricte) są niesforne w swojej niczym nieskrępowanej wolności. Za nic mają konstrukcję, dramaturgię, ciągłość myśli, za nic mają grzeczną strukturę zdań... Robią co chcą. Niepodobne do innych. Osobne. Haupt opowiada, ale wywołując jakby wewnętrzną strukturę zdarzeń, wspomnień, opisywanych miejsc daje nam wrażenie, że jakby samo się opowiadało, jakby to wszystko samo do nas przemawiało. Dlatego czytając miałam wrażenie obcowania z nagim światem, tak pięknym, że dech zapiera, z emocjami tak żywymi, że serce boli, ze wspomnieniami jakby tu i teraz przeżywanymi. A te zdania... jak te zdania płyną niekończącym się strumieniem, nagle niespodziewanie zmieniają podmiot, albo w połowie myśli skręcają w inną stronę jakby zorientowały się, że obrały zły kierunek... Jest w tej tekstach coś hipnotycznego, ale uwaga! nie ma tu żadnej łatwizny. To proza ciężka jak drożdżowe ciasto, mało bakalii i mało kruszonki i do tego ktoś zapomniał dosypać cukru. Smaczne, ale raczej dla koneserów. Niełatwe w smaku. Nie będę ściemniać, że to jakaś wspaniała lektura. Często sama miałam ochotę rzucić w kąt tę książkę, przeczytać jakiś fajny kryminał, coś lekkiego jak piórko, z fabułą, co wciągnie, przykłuje, wyzwoli od codzienności, ale jednak tomiszcze trzymało... więc wolno strona po stronie płynęłam przez te krajobrazy, przez te lasy wspaniałe, przez migawki wspomnień, przez irytująco urwane strzępki opowieści...
Z drugiej strony jest w tych opowiadaniach konkretny, twardy obraz II Rzeczpospolitej, z jej układem społecznym, z żydowskim kolorytem, z tymi wsiami zawieszonymi gdzieś wśród krajobrazów, chłopstwem i państwem, polowaniami, całym tym awansem społecznym, pretensjami do szlachectwa. A co ciekawe bardzo mało wojny mimo, że dużo tekstów pisanych w latach 40-tych i niedługo potem, jakby się chciało zapomnieć, wymazać. Jednym słowem - żmudna lektura, ale jednak na swój sposób wspaniała.