Thino'pai Adrianna Biełowiec 8,4
ocenił(a) na 811 tyg. temu W zeszłym roku przeczytałam całą trylogię Death Bringer autorstwa Adrianny Biełowiec, w której skład wchodzą powieści: „Onkalot”, „Misja odrodzenie” i „Wojna z Kandrok”, i sięgając po „Thino’Pai” kolejną książkę będącą częścią Zodiac Uniwersum, wiedziałam doskonale, jak opowiadana na jego kartach historia się skończy. „Thino’Pai” jest bowiem prequelem trylogii Death Bringer opowiadającym historię spotkania dwojga bohaterów pojawiających się pod koniec ostatniego tomu, a bez których jak się okazuje, trylogia nie mogłaby powstać.
Czy historia, której zakończenie jest z góry wiadome, może być ciekawa i zaskakująca?
Jeśli chodzi o „Thino’Pai”, to jak najbardziej. Autorka bowiem nie odpowiada na pytanie "Jak to się skończy?", a zamiast tego skupia się na: "Jakim, ……. , cudem, to się tak skończyło?", "Dlaczego…", czy też prozaicznym "Komu i jak bardzo padło na mózg?".
Historia opowiedziana na kartach powieści „Thino’Pai” skupia się na spotkaniu dwojga bohaterów, różniących się od siebie skrajnie – nie tylko pod względem charakterów.
Tytułowy Thino’Pai, to częściowo cybernetyczny, krwiożerczy, dysponujący przerażającą siłą i bronią obcy, dzięki stosowanej przez jego rasę technologii całkowicie wyzuty z odczuwania emocji innych niż nienawiść, wściekłość, czy żądza mordu, dla którego ludzie są niczym więcej niż inteligentnymi zwierzętami, niestanowiącymi dla niego większego zagrożenia niż stadko mięciuśkich króliczków dla wilka.
Hanako Sahara zaś, to nastolatka na progu dorosłości, której rodzina przestrzega – zdaje się, że trochę wybiórczo, tradycji japońskich przodków, żyjąca w niewielkim miasteczku na planecie Calcaris, w którym nikt nie musi pracować, ale wszyscy to robią, żeby nie oszaleć z nudów – eksperymentalnie dowiedziono, że skrajne nieróbstwo nikomu nie służy; mająca inklinacje do ratowania mężczyzn w tarapatach.
Pokiereszowany Thino’Pai przypadkowo trafia na Calcaris, spotyka tam Hanako, która może nie do końca chętnie, ale jednak udziela mu pomocy, a potem... a potem to się dzieje.
Fabuła powieści skupia się na próbie poznania się, porozumienia i zrozumienia przez dwoje bohaterów wywodzących się ze skrajnie różnych społeczności – jednak to nie wszystko. Oprócz tego zagłębiamy się w stosunki rodzinne Hanako – jako że coś takiego jak rodzina idealna nie istnieje, to i w tym przypadku różowo nie jest, a także, co by nudno i wyłącznie psychologicznie nie było, dostajemy zgraje nawiedzonych, biegających po okolicznym lesie i składających ofiary z ludzi wilkołaków (likanów),ale nie takich co to "zwilkołacieli", bo zostali ugryzieni, tylko uznali, że fajnie by było doprawić sobie ogon, uszy i ostre zębiska w sposób sztuczny – cóż, każdy ma jakieś hobby, jeden gra na tamburynie, a drugi dorabia sobie ogon, biega po lesie i wyje do księżyca. Życie. 🤷♀️
Historia ciekawa, ale jak się ją czytało?
Oj zgrzytało troszeczkę na początku, oj troszeczkę zgrzytało…
W pierwszych rozdziałach pojawia się dużo wyjaśnień dotyczących świata, układów politycznych itd. w formie dopowiedzeń i wtrąceń. Jako że czytałam trylogię Death Bringer i mam całkiem niezłą pamięć, to do niczego mi niepotrzebne dopowiedzenia wybijały z rytmu. Mam jednak świadomość, że czytelnikom, którzy chcieliby swoją przygodę z Zodiac Uniwersum zacząć właśnie od powieści „Thino’Pai”, te wyjaśnienia będą niezbędne, a że z czasem dopowiedzenia pojawiają się coraz rzadziej, a w konsekwencji znikają prawie całkowicie – uznałam, że nie ma co za bardzo marudzić. Trudno, żeby wilk był syty i owca cała. Oprócz tego pojawia się troszkę złośliwych literówek ("do" przez chochliki przerobione na "po" i tym podobne),ale rzadko widuje książki bez ani jednej literówki, więc też nie ma co przesadnie narzekać. Styl autorki jest prosty, przystępny i oszczędny, dostajemy sporo przemyśleń, dialogów i akcji, a to wszystko doprawione zostało odrobiną przyjemnych opisów otoczenia i "technologicznego bełkotu".
Poza Thino’Paiem i Hanako w książce znajdziemy duże grono różnorodnych i ciekawych postaci drugoplanowych, które sprawiają, że opowieść ta tętni życiem i zdaje się bardzo realna, mimo tego, że toczy się w odległej przyszłości na innej planecie.
Czy „Thino’Pai”, to książka, która spodoba się każdemu? Nie. Nie ma takich książek, ale powinna spodobać się czytelnikom, którzy chcieliby przeczytać powieść, która duży akcent stawia na psychologię i socjologię, ale podana jest w sposób dość lekki, zawierającą ciekawą intrygę, tajemnicę i sporą dawkę brutalności – Thino’Pai nie cacka się z "mięciuśkimi króliczkami", a także delikatny wątek romantyczny. To wszystko wkomponowane zostało w inny, odległy od naszego świat, pełen zaskakującej technologii, która w niektórych przypadkach zdaje się graniczyć z magią. Czytelnikom, którzy nie czytali trylogii Death Bringer, a zastanawiają się nad sięgnięciem po „Thino’Pai”, a dopiero następnie po „Onkalot” i kolejne części, mimo wszystko radzę zacząć od trylogii. Po przeczytaniu „Thino’Pai” to, co w trylogii jest tajemnicą, przestanie nią być. I na koniec mały protip: nie czytajcie opisu, są "malusie spoilerusie". 😉
Czy mi się podobało? Tak, chętnie przeczytałabym kontynuację – historię Thino’Paia i Hanako po trylogii Death Bringer.
Po więcej recenzji zapraszam na: https://m.facebook.com/people/Czytelnicza-Norka/100093693897871/