Summoner: Wyprawa Taran Matharu 7,6
ocenił(a) na 522 tyg. temu Dawno nie miałem już tak mieszanych uczuć po lekturze. Po pierwszym tomie dającym nadzieję na coś głębszego, dostajemy miałkie i idiotyczne w samych założeniach czytadło. W pierwszym tomie były sygnały, że możemy mieć do czynienia z książką poruszającą ważny temat rasizmu w trochę mniej zawoalowany sposób niż robił to Wiedźmin, a do tego z interesującym systemem magii, eteru i demonów (czy tylko mnie przypominają Pokemony?). Niestety choć zaczęło się ciekawie, już po chwili człowiek czyta, jak zgraja najważniejszych osób w królestwie rozpycha się łokciami, żeby pozbyć się jednego biednego głównego bohatera - żałosne. Później jest już tylko gorzej, bo pojawia się wątek główny, czyli tytułowa wyprawa. A same jej założenia, czyli kto, dokąd, po co i dlaczego, są po prostu idiotyczne, a o temat rasizmu zahaczają w wyjątkowo karykaturalny sposób. Wykonanie samej wyprawy też momentami trąci groteską. Niestety mieszane uczucia pojawiają się od czasu do czasu, a szczególnie w świetnym zakończeniu, bo książka ma swoje momenty, gdzie człowiek naprawdę czyta z wypiekami na twarzy. Ale kolejne niestety, co rozdział trafia się jakieś zdanie, wątek czy kwestia, wyciągające z imersji i walące obuchem po głowie. A to idiotyczne zachowanie bohatera, a to jakaś pokręcona geografia świata (autor chyba sam gubił się w tym gdzie co w swoim świecie umieścił) aż do sprzecznych informacji o demonach (taki jeden latający, co może trzy osoby na grzbiecie przewozić, nagle włazi do dziury, którą bohaterowie musieli wcześniej pokonać na czworaka, by późnej skakać sobie po gałęziach drzew?!?). Jak takie rzeczy przeszły korektę redakcji to nie rozumiem. I przez to książka była męcząca. Bo czytelnik chce wiedzieć co będzie dalej, jak się to skończy, kto jest tym złym, a jednocześnie brnąć tą ścieżką, co chwila potyka się i ląduje twarzą w błocie bzdur. A teraz chciałbym poznać dalszą część historii w trzecim tomie, bo ten oczywiście kończy się clifhangerem, ale jakoś nie mogę się przemóc. Ilość błota na mojej twarzy jest chwilowo zdecydowanie za duża.