Najnowsze artykuły
- ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
- ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
- ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
- Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Julien Blondel
6
6,9/10
Pisze książki: komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,9/10średnia ocena książek autora
65 przeczytało książki autora
40 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Elryk #03: Biały Wilk
Julien Blondel, Robin Recht
Cykl: Elryk (tom 3)
7,2 z 6 ocen
19 czytelników 0 opinii
2018
Elryk #02: Zwiastun Burzy
Julien Blondel, Robin Recht
Cykl: Elryk (tom 2)
6,8 z 15 ocen
26 czytelników 2 opinie
2015
Elryk #01: Rubinowy tron
Julien Blondel, Robin Recht
Cykl: Elryk (tom 1)
6,8 z 23 ocen
42 czytelników 2 opinie
2014
L'Épopée de Gilgamesh, tome 1: Le Trône d'Uruk
Julien Blondel
5,7 z 3 ocen
5 czytelników 1 opinia
2010
Najnowsze opinie o książkach autora
Elryk #01: Rubinowy tron Julien Blondel
6,8
Przeczytany jako odskocznia od mundialowych emocji..
I cóż można rzecz?
Ta opowieść jest tak bardzo dark.
To my Melinbonianie. Jesteśmy tak bardzo dark.
Tak bardzo dark, że kąpiemy się w krwi dziewic.
Tak bardzo dark, że z nudów przyciskamy do siebie niewolnicę i robimy jej księcia z Dorne.
Tak bardzo dark, że na królową wybieramy sobie własną siostrę.
Tak bardzo dark, że pod rubinowym tronem w sali tronowej trwa nieskończona orgia.
To my Melinbonianie. Jesteśmy tak bardzo dark.
Miejscami to jest aż komiczne jak bardzo oni chcą być dark. Kiedy kuzyn władcy wypoczywa, to nie siedzi po prostu na jakiejś wielkiej kanapie. O nie, za fotel robią niewolnice. :D
Nie będzie żadnym spoilerem jeśli streszczę cały komiks, bo fabuły jest tam na maksymalnie 15 stron:
No więc jest sobie Mufaso-Simba i Skaza. Mufaso-Simba rządzi sporą ilością królestw zwaną Westeros i siedzi na rubinowym tronie. Skaza uważa, że lwy z lwiej skały są za mało dark, więc jak tylko nadarza się okazja, to w czasie bitwy zrzuca Mufaso-Simbę do kanionu pełnego antylop. Skaza ma więc rządzić tym jeszcze bardziej dark Westeros. Niestety ma za mało hien po swojej stronie, więc jak wielka ośmiornica ratuje Mufaso-Simbę i ten wyjawia, że Skaza chciał go zabić, to lud dark Westeros szybko pojmuje Skazę i zamyka go w lochach. Skaza wzywa demona, uwalnia się i teleportuje z tak bardzo dark krainy, przy okazji porywając Sarabi, królową dark Westeros. Wkurzony Mufaso-Simba uwalnia jeszcze fajniejszego demona i koniec pierwszej części.
Ten komiks ma ten sam problem co najnowszy Thorgal (Kah-Aniel),tak naprawdę tam nic się nie dzieje. Fajnie się czyta, ale po 48 stronach zostajemy z niczym. To jest to, co odróżnia znakomite 48-stronicowe albumy, od średnich. Jak się weźmie do ręki jakikolwiek tom Wież Bois-Maury, czy Thorgala z dawnych czasów, to zamykasz ostatnią stronę i masz poczucie, że przeczytałeś fajną, gęstą historię (nawet jeśli jest to tylko jedna część z czterech w Krainie Qa). A tu jest taka wydmuszka, jakbyś przeczytał jeden rozdział książki z kilku. Van Hamme by to rozpisał na maksymalnie 15 stron i dowalił kolejne 30 stron fabuły. A tu tylko pyk, pyk, zły kuzyn, pyk, pyk, wraca Elryk, jeden demon, drugi demon, koniec.
Przypuszczam, że cała historia 1-4 będzie fajna i pierwszy tom mocno zyska po przeczytaniu całości, ale nie jestem pewien czy ten przeciętny komiks jest wart 4 x 46 zł. Na razie uważam, że Elryk jest trochę lepszy od Krucjaty, klasę, albo dwie gorszy od Long John Silvera i 3 klasy gorszy od Wież Bois-Maury.
Najlepsze w tym komiksie są rysunki. Rubinowy tron wygląda super, Elryk wygląda super, statki solarne z Tajemniczych złotych miast wyglądają fajnie, moment kiedy Elryk pędzi odzyskać królestwo trzymany przez ośmiornicę wygląda cudownie, demon pod postacią chłopca na ostatniej stronie komiksu też fajny (gorzej z tym kiczowatym potworkiem, wezwanym przez jego kuzyna). To nie jest seria pierwszego wyboru, ale na pewno nie jest zła.
Conan z Cymerii - Tom 4 Julien Blondel
8,1
W dobie dominacji komiksu superbohaterskiego miło jest czasami oderwać się od tej tematyki i zaserwować sobie coś z nieco innej beczki. Wydawać by się mogło, że „Conan z Cymerii” nie będzie tu specjalnie dobrą alternatywą, bo to nadal rzecz wypełniona akcją, jednak, jak się okazuje, to akcja zdecydowanie innego rodzaju. To nie jest Marvelowska interpretacja postaci słynnego barbarzyńcy, tylko tytuł tworzony przez Europejczyków. To zmienia optykę, bo podejście do przygody pisarzy ze Starego Kontynentu jest mniej infantylne i omijają oni absurdy pakowane hurtowo do wielu popkulturowych franczyz. Nie są to jednak jedyne powody ku temu, by sięgnąć po czwartą odsłonę „Conana z Cymerii”.
Omawiany album europejskiej inkarnacji „Conana” przynosi nam trzy kolejne klasyczne opowiadania przeniesione na język komiksu. Tym razem śmiałek z Cymerii musi przejrzeć knowania potężnego maga i odnaleźć wyjście z sieci dworskich knowań, a także zmierzyć się z zaskakującym, na pół ludzkim, na pół zwierzęcym przeciwnikiem. Conan znajdzie się też w centrum skomplikowanej i nadprzyrodzonej intrygi kryminalnej a także będzie musiał udowodnić, że zasługuje na to, by być królem.
Choć seria „Conan z Cymerii” przynosi opowieści, które są już czytelnikowi znane (przypomnijmy – mamy do czynienia z komiksowymi adaptacjami opowiadań Roberta E. Howarda),to w żadnym przypadku nie możemy mówić o jakiejkolwiek formie twórczego recyklingu. Dlaczego? Autorzy nadali każdemu tekstowi indywidualny sznyt, każdy z nich rozumie bowiem postać Conana odrobinę inaczej. Niekiedy jest to spojrzenie w bardziej klasycznym stylu – wówczas zetkniemy się ze sporą dawką akcji i przemocy. Innym razem do głosu dojdzie polityka – wtedy z kolei tekst jest spokojniejszy, ale nadal pełno w nim emocji i akcji, choć nieco innego typu. Cymeryjczyk wcale nie jest tak jednowymiarową postacią, jak mogłoby się niektórym wydawać…
Conan został przedstawiony jako rozbójnik, wojownik, ale także złodziej – nie jest to w żadnej mierze postać krystaliczna i mogąca stanowić wzór cnót. Mimo tego nie ma żadnych szans, żebyśmy spojrzeli na młodego Cymeryjczyka jak na złoczyńcę. Jest to bowiem ktoś, kto choć ma sporo za uszami i często działa poza prawem, komu można zaufać, ktoś uczciwy i honorowy (w określonych, rzecz jasna, granicach). Barbarzyńca zawsze wywiązuje się z umowy a na jego słowo można liczyć. To czyni go człowiekiem, z którym można bez strachu zawrzeć porozumienie i mieć pewność, że nie tylko się z nie wycofa, ale doprowadzi rzecz, której załatwienia się podjął, do końca.
Ani postać Conana, ani specyfika jego przygód nie są tak jednowymiarowe, jak można by było sądzić na pierwszy rzut oka. Widać to także na łamach tego albumu. Twórcy poruszają w nim tak ciekawą tematykę jak uwarunkowania polityczne w kontekście mechanizmów tworzenia się korupcji, czy też wpływu rozwoju cywilizacji na moralność człowieka. W toku lektury pojawia się refleksja między innymi na temat tego, że towarzysząca rozwojowi cywilizacyjnemu walka o władzę potrafi zdeprawować każdą szlachetność, przekształcając piękną w zamyśle ideę w jej karykaturę. To refleksja, której, jak podejrzewam, wielu nie spodziewałoby się po „Conanie”, a tymczasem ona tu jest i udowadnia, że nie warto oceniać książki (w tym przypadku komiksu) po okładce.
To, rzecz jasna, nie wszystko, podobnych przemyśleń znajdziemy na łamach tego albumu zdecydowanie więcej, a twórcom bardzo dobrze udała się sztuka połączenia ambicji z rozrywką, co zaowocowało interesującą mieszanką. Mnie do gustu przypadło zwłaszcza wpakowanie Conana w sam środek klasycznej opowieści kryminalnej (szukanie mordercy w zamkniętym pomieszczeniu i te sprawy),która została okraszona szczyptą mitologii i magii, co pozwoliło na zaprezentowanie klasycznej fabuły w niecodzienny sposób. Cenię sobie takie eksperymenty, zwłaszcza jeśli twórcom nie brakuje poszanowania dla schematu, z którego korzystają. A w tym przypadku wszystko jest na swoim miejscu.
Wizualnie czwarty „Conan” prezentuje się co najmniej przyzwoicie, ale to, jak odbierzemy te grafiki, zależy tylko od nas i tego, co uznajemy za atrakcyjne. To prace raczej dalekie od tego, jak Conana rysują w Marvelu. Tu jest bez wątpienia bardziej artystycznie, a sam barbarzyńca generalnie nie przypomina przekoksowanego kulturysty. Jego sylwetka jest umięśniona, ale nie karykaturalnie. To się chwali, bo dzięki temu bohater nabiera realnego sznytu. Jak zwykle warto też pochwalić jakość wydania – kredowy papier, solidne szycie - komiks prezentuje się pięknie. Te same pozostają też wady – dla mnie ponownie największą z nich jest – nomen omen – zbyt duży format, przez co tom źle leży w dłoniach. Nie jest to jednak mankament specjalnie znaczący.
Czwarta odsłona „Conana z Cymerii” podtrzymuje dobrą passę serii prezentującej europejską interpretację postaci najsłynniejszego barbarzyńcy popkultury. Jest to spojrzenie kompleksowe i niestandardowe, które oferuje czytelnikowi znacznie więcej aniżeli czystą akcję. Ona tu występuje, często stoi nawet na pierwszym planie, wzbogacono ją jednak o interesującą refleksję, w czym zasługa zarówno Roberta E. Howarda, jak i scenarzystów poszczególnych segmentów, którzy doskonale przenieśli te opowiadania na język komiksu, nie pozbawiając ich pierwotnej siły rażenia.
Recenzja do przeczytania także na moim blogu - https://zlapany.blogspot.com/2024/03/conan-z-cymerii-tom-4-recenzja.html
oraz na łamach serwisu Szortal - https://www.facebook.com/Szortal/posts/pfbid02SDsFbBJjJ9ewrczeDTyjiSjS7c8zsBEnQiMDzRRbQr7Vvr6uwVYbKaDT4JhTpUkUl