Dobrze wyjść z pisarzem: Etgar Keret
Znasz to uczucie, że jesteś w jakimś miejscu i pytasz sam siebie, co tu robisz? Ze mną jest tak cały czas, skręca mnie, żeby sobie pójść. Z każdego miejsca, w którym jestem, do innego. To nie ma końca. Pisałam już o mojej fascynacji Raymondem Carverem. Dziś o innym mistrzu krótkiej formy, Etgarze Kerecie.
Nieprzypadkowo przywołałam Raymonda Carvera. I Carvera, i Kereta tak samo podziwiam, obu uważam za mistrzów krótkiej formy – choć trochę mierzi mnie używanie tego wyświechtanego w gruncie rzeczy zwrotu, „mistrz krótkiej formy”, bo w odniesieniu do tej dwójki to trochę za mało (teraz będzie mnie męczyć poszukiwanie innego określenia). Może lepiej odwołać się do znanego żartu: takich trzech jak tych dwóch to ani jednego nie znajdziecie.
Nie przedłużając, świetne są ich opowiadania. Dlaczego? Na jakich zasadach działają? Gdybym to ja wiedziała. Gdybym wiedziała, to sama pisałabym opowiadania.
Keret przede wszystkim jest przezabawny. Ale nie dajmy się zmylić pozorom. Przy pierwszym spotkaniu z jego książkami czy z wyrwanymi z kontekstu cytatami może się wydać pisarzem jajcarskim, kimś, kto ze wszystkiego żartuje, kimś totalnie odjechanym i niepoważnym, kimś, kogo żadne poważne tematy nie interesują. To będzie nie tyle błędne, co niepełne zrozumienie tego izraelskiego pisarza.
W swoich krótkich opowiadaniach, napisanych niby to od niechcenia, niemal przez przypadek, sporo znajduje się powodów do śmiechu i uśmiechu, ale nie można ich nazwać tekstami błahymi. To opowiadania o wszystkim, co w życiu ważne i o tym, co straszne, smutne, dramatyczne. To historie o wojnie – a przynajmniej z wojną w tle, to historie o samotności, poszukiwaniu bliskości i zrozumienia, o miłości, o przyjaźni. Są też opowiadania o pisaniu – jedno z moich ulubionych to to tytułowe z tomu Nagle pukanie do drzwi, w którym pisarz pod pistoletem jest zmuszany do wymyślenia opowiadania. Świetne! Zawsze mnie rozśmiesza.
[...] jak opowiadasz ludziom coś złego, kupują od razu, to im brzmi normalnie. Ale kiedy wymyślasz rzeczy dobre - robią się podejrzliwi.
Gdybym miała wskazać tylko jeden zbiór opowiadań Kereta i polecić go osobie, która jeszcze nie miała z nim do czynienia, byłabym w rozterce. Właściwie wszystkie książki lubię tak samo (np. i 8% z niczego, i Kolonie Knellera, i Rury), nie mam jednoznacznego faworyta. Postawiona pod murem (lub z pistoletem przy głowie) powiedziałabym, że „Nagle pukanie do drzwi”, ale przede wszystkim dlatego, że ten zbiorek czytałam parę razy i ma tytuł, który początkowo uparcie przekręcałam na „Nagłe pukanie do drzwi”.
Kiedy ci coś zabierają, nawet jeśli to gówno, jednak boli. Nawet jeśli wycinają ci guz, zostaje blizna. A noc jest widocznie najlepszym czasem, żeby ją rozdrapywać.
Bardzo podoba mi się również najnowsza książka Kereta Siedem dobrych lat, w których opowiada o pierwszych latach swojego syna, Lva. To trochę historie o Kerecie-ojcu, trochę o Kerecie-pisarzu i wreszcie trochę o małym chłopcu, który potrafi zmienić spojrzenie dorosłych na świat. A może nie tyle zmienić, co je odświeżyć. (A jakim ty byłbyś zwierzęciem?, chce się pytać jak mały Lev po lekturze jednego z opowiadań z tego tomu. Ale to nie jest tak proste, jak myślicie).
Za co lubię Etgara Kereta? A czy jest coś, za co go nie lubię?
W przypadku Kereta nie zdarzają się fragmenty, kiedy mnie jego książki nudzą, drażnią czy irytują – nie ma momentów, kiedy go nie lubię. Zresztą może mój sentyment względem niego ma źródlo w bardziej osobistym doświadczeniu. Był pierwszym autorem, z którym przeprowadzałam wywiad i był przesympatyczny. Uśmiechnięty, wyluzowany, życzliwy. Dodam, że to pisarz, który zamiast wpisywać autografy, rysuje – ludziki, stwory, urocze nie wiadomo co. Nie sposób nie obdarzyć go sympatią.
Moja żona na przykład utrzymuje, że mam nadludzkie zdolności, jeśli chodzi o wykrywanie swastyk. Gdziekolwiek na świecie by to było: Melbourne, Berlin czy Zagrzeb, w czasie nie dłuższym niż dziesięć minut potrafię znaleźć w okolicy swastykę.
Posłuchajcie (i zobaczcie), jak Keret czyta swoje opowiadanie ze zbioru „Nagle pukanie do drzwi”:
Z form wizualnych powinnam jeszcze wspomnieć o filmie „Meduzy”, który Keret zrealizował wspólnie ze swoją żoną, Shirą Geffen. Obejrzyjcie zwiastun:
Co o nim sądzę? Nie wiem, jeszcze go nie widziałam. A Wy? Oglądaliście? Warto?
komentarze [4]
Jest tak genialny w operowaniu wyobraźnią i słowem, że przez to absolutnie nieopisywalny i niewytłumaczalny.
I jedyny - w swoim i każdym innym rodzaju :-)
One of a mankind.
Kereta odkryłam kilka miesięcy temu dzięki poleceniu i zachwyciłam się. Czytałam
Tęskniąc za Kissingerem - to było niemal metafizyczne przeżycie. Wiem, że to jest pisarz, do którego wrócę :)