Aurora: Koniec Jay Kristoff 7,8
ocenił(a) na 61 tydz. temu Aurora. Koniec to finał historii sci-fi stworzonej przez Amie Kaufman i Jaya Kristoffa. Książka została wydana przez wydawnictwo Mag.
Recenzja zawiera SPOILERY dotyczące treści.
Poprzedni tom zostawia nas w nieciekawej sytuacji. Drużyna jest rozbita, a jej członkowie mierzą się z dość pewną śmiercią. Zastanawiało mnie, jak duet autorski rozwiąże ten problem, bo wydawał się być ostateczny. Rozwiązanie, jakie przygotowali dla czytelników, choć bardzo wyraźnie przemyślane, dla mnie było częściowo chaotyczne.
Nie jestem fanką zabaw z czasem, choć muszę przyznać, że Kaufman i Kristoff poradzili sobie z tymi aspektem z połowicznym sukcesem. Bardzo podoba mi się ich podejście do bańki czasowej i zwinnie wpasowali je w fabułę - widać było, że poświęcili temu zagadnieniu mnóstwo czasu, bo nie dość, że nadali mu sens, to jeszcze sprawili, że bohaterowie biorący udział w tych wydarzeniach mogli lśnić.
Jednak wątek przyszłości, z którym mierzyli się Aurora i Kal zupełnie mi nie podszedł. Co prawda przedstawiony świat był ciekawy, jednak bardzo przewidywalny. Nic mnie w nim nie zaskoczyło. W zasadzie jedyne zaskoczenie w tym wątku dotyczyło czarnego charakteru, czyli Cearsana. Jak dla mnie zbyt mocno próbowali go ocalić moralnie, przez co stracił całą swoją moc jako antagonista. Jego finalne działania zupełnie nie zgrały mi się z tym, jak był wcześniej kreowany i nie potrafię uwierzyć w jego nagłą przemianę, bo sam proces nie został mi w żaden sposób ukazany.
Dużym minusem jest dla mnie rozbicie drużyny. Gdy działali razem, tworzył się niepowtarzalny klimat i cudowna atmosfera żartu, która królowała nawet w najbardziej tragicznych sytuacjach. Rozbijając ich, autorzy postawili sobie trudne zadanie, by to ciągnąć dalej i wydaje mi się, że nie do końca temu podołali. Humor zniknął niemal zupełnie z wątków Tylera i Aurory z został jedynie z Scarlett i jej bandą. Do tego w całości Kal stracił swoją funkcję i wydawał się być tylko po to, by być. Co jest smutne, bo wcześniej był integralną częścią drużyny. Przez całą książkę jego jedyna rola sprowadzała się do tego, że stał u boku Aurory i błagał ojca, by się zmienił i pomógł. Nijak mi to nie pasowało do postaci, którą wprowadzili i stworzyli w poprzednich tomach.
Muszę jednak przyznać, że doskonale poprowadzono wątek Zili. Uważam, że jako jedyna w tej trylogii dostała godne siebie zakończenie. Gdy wyszło na jaw, jaka jest jej rola w całości, byłam zachwycona. Doczekała się godnego zamknięcia swoich wątków, a na dodatek jej znaczenie w trylogii wzrosło diametralnie. Stała się także moją ulubioną postacią i mam wrażenie, że to właśnie ona przeszła największą zmianę, która została bardzo wyraźnie pokazana, przez co łatwo było w nią uwierzyć.
Ten tom ma swoje wady, jednak uważam, że całkiem dobrze finalizuje całą trylogię. Może nie zachwyca, wiele nie zaskakuje, ale z pewnością jest ciekawą lekturą, która usatysfakcjonuje czytelnika zwieńczeniem wątków trzech tomów.