Miasto piekielne Edward Lee 6,3
ocenił(a) na 61 tydz. temu "Miasto piekielne" to opowieść, którą mógłbym z czystym sercem polecić każdemu, kto jeszcze nie miał okazji romansować z Edwardem Lee a szuka klimatu rodem z filmu "Constantine" (2005) reżyserii Francisa Lawrence'a. Horror? Owszem, ale bez wątpienia lżejszy od tych, które zasłużeni czytelnicy doświadczyli podczas innych, bardziej ekstremalnych spotkań z autorem. Nastawiłem się na plugawe i odrażające sceny, a piekło w tytule tylko podsycało wyobraźnię, bo to przecież idealnie sprzyjające ku temu środowisko. Nic bardziej mylnego.
Nie bez powodu porównałem tę książkę do filmowego obrazu "Constantine" z Keanu Reevesem w roli egzorcysty, bo choć trudno tu szukać jego odpowiednika, to wątek sióstr i piekła jak najbardziej. Cassy i Lissy to atrakcyjne dziewczyny, lecz mimo łudząco podobnej urody, ich charaktery różnią się diametralnie. Lissy ta przebojowa, bardziej otwarta na przypadkowe znajomości, Cassy typowa introwertyczka, która feralnego wieczoru staje się świadkiem samobójstwa siostry. Po odzyskaniu psychicznej równowagi, Cassy przeprowadza się wraz z emerytowanym ojcem do domu na obrzeżach małego miasteczka. Do domu, który skrywa przerażającą tajemnicę i jest przejściem do Mefistopolis - piekielnego miasta. Miasta grzechu, demonów i przeklętych dusz, a tym samym samobójców. Cassy odkrywa sekretne wrota i za wszelką cenę podejmuje próbę odszukania siostry.
Jeśli chodzi o klimat, sposób prowadzenia narracji, przeskoki z lokacji do lokacji? Wszystko jest w jak najbardziej należytym porządku. Nawet ten obraz piekła, przypadł mi do gustu. Przywołując dzisiaj po raz któryś film "Constantine" piekło wg Edwarda Lee to nie zgliszcza i ruiny. To w końcu Mefistopolis a nazwa w tym przypadku zobowiązuje. To świetnie zorganizowana, wielkopowierzchniowa metropolia z koleją łączącą charakterystyczne względem przeznaczenia dzielnice, od przemysłowych po rozrywkowe. Podobnie jest z "mieszkańcami", a administracja w piekle jest równie zorganizowana jak w świecie żywych. No może poza drobnymi różnicami personalnymi, bo np. służby porządkowe, czyt. mundurowe w Mefistopolis to frakcja przerażających i bezwzględnych demonów.
Ogólnie "Miasto piekielne" czyta się przyjemnie jak na tego typu lekturę. Fabuła płynie, ale... To nie jest Edward Lee, przy którym zwykle dokonywałem resetu. To nie jest powieść, przy której, można "zryć sobie beret". To nie jest historia, która sprawi, że zaczniesz obawiać się czy przewrócić kolejną stronę. Czy to, co za chwilę nadejdzie, to już granica przyzwoitości. Podczas tego spotkania nie doświadczysz tego typu dylematów, co oczywiście nie umniejsza jego wartości. Nadal jest to ciekawy obraz, lekki i przyjemny. Taki na raz, albo jak to pisałem podczas wstępu, idealny na pierwsze spotkanie z autorem. Takie buzi w policzek.