rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Niemożliwie przegadana, w dodatku przegadana o niczym istotnym, pełna powtórzeń i nadużywająca nawiązań i alegorii do otaczającej nas rzeczywistości. W książkach, zwłaszcza fantastyki, szukamy często eskapizmu, ucieczki do innego świata. A nie walącego z każdej strony podobieństwa i nawiązań do tego co mamy na codzień.

Historia dla samego głównego bohatera miała być momentem przeczekania i odsapnięcia po wydarzeniach z "Ruskiej Trylogii". I w sumie taka była, bo nie dzieje się tu za wiele. Jest bardzo gorąco, o czym Mordimer raczy nam przypominać niemal dosłownie co stronę, a ludzie kaszlą.
Piszę to jako fan serii, ale tej części nijak nie da się obronić i uczciwie z pełnym przekonaniem napisać, że to dobra książka.

Niemożliwie przegadana, w dodatku przegadana o niczym istotnym, pełna powtórzeń i nadużywająca nawiązań i alegorii do otaczającej nas rzeczywistości. W książkach, zwłaszcza fantastyki, szukamy często eskapizmu, ucieczki do innego świata. A nie walącego z każdej strony podobieństwa i nawiązań do tego co mamy na codzień.

Historia dla samego głównego bohatera miała być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieco dziwią mnie tak niskie opinie o tej książce. Książka zdecydowanie lepsza niż bardzo rozwleczony i przesadnie pełny odniesień i analogii do rzeczywistości "Dziennik czasu zarazy". Uważam, że książka jest zwyczajnie dobra. Nie wybitna, nie najlepsza w całej twórczości Piekary. Ale dobra. Ale pod jedynym warunkiem. Mianowicie że ktoś jest fanem świata Inkwizytorskiego, w szczególności fanem cyklu "Płomień i krzyż". Łączy wiele wątków, spaja i odsłania kolejne "szkiełka z mozaiki", jak to sam autor obrazowo określił. Jest także klamrą zamykającą "Ruską trylogię", podobnie jak Płomień i Krzyż część III jest po części otwarciem do Ruskiej Trylogii. Jeśli natomiast nie jest fanem cyklu? No cóż, wtedy może wydać się przegadana jeśli ktoś nie zna, albo nie interesują go wątki historii świata widziane z punktu widzenia Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorium.

Dowiadujemy się dużo nowych rzeczy o świecie przedstawionym i zaczynamy czuć, że to wszystko zmierza ku jakiejś konkluzji i jakiemuś bliżej nieokreślonemu zakończeniu. Ponadto książka domyka tematy i wyjaśnia końcówkę ostatniego tomu "Ruskiej trylogii". Mam nadzieję, że autor nie znudzi się pisaniem kolejnych części i domknie wszystkie pootwierane wątki, a także wyjaśni świat na tyle na ile można wyjaśnić, zamiast zostawiać fanów w nieukojonym żalu i tęsknocie za zakończeniem, którego będą wyglądać niczym przysłowiowa kania dżdżu :D.

A wszystkim tym którzy tak bardzo narzekają, że czemu autor nie kończy cyklu, czemu tak dużo, czemu nie zarzyna tej złotej kury. Mogę odpowiedzieć tylko tak jak sam autor się wypowiedział w posłowiu: nie chcesz nie czytaj. Dopóki te książki będą w miarę choćby tak dobre jak najlepsze z nich, dopóki kolejne "szkiełka z mozaiki" będą się odsłaniać, dopóki autor ma frajdę z pisania i mam nadzieję zysk, dopóty niech pisze choćby i 100 części. Z chęcią je przeczytam.
Ale nie, Jacku kończ bo mówią że to za dużo, że masz kończyć. Kończ i tyle bo wrażliwość części czytelników nie zniesie jak napiszesz kolejne części. Po prostu ci nie wolno! Bo tak życzą sobie wrażliwi na nadmiar tomów w cyklu fantastycznym niektórzy z czytelników. Kończ, ale nie pisz bo ci nie wolno. ;). A czemu masz kończyć? Bo tak. Bo tak i już. Bo za dużo :D.

Podczas lektury nieraz i nie dwa uśmiechnąłem się pod nosem czytając kolejne wygadywane przez Bohenwalda facecje i krotochwile. Było kilka momentów, w którym nastąpiło to "aha", kiedy kolejne elementy układanki wskoczyły na miejsce niczym te widziane oczami mocną Arnolda trybiki w skomplikowanej maszynie.

Sam cykl "Płomienia" zdaje się być bardziej dojrzały, bardziej przemyślany. Decyzje i wydarzenia w nim tyczą się całego świata wręcz, a nie tylko najbliższego otoczenia Mordimera.
Moim zdaniem dobrze, że autor postawił na rozwój cyklu w formie sagi, w której każda kolejna część jest spójna z wydarzeniami z innych części. Chociaż jak sam autor przyznaje, nie było tak od początku. Budowanie historii w której kolejne części są częścią większej historii moim zdaniem podnosi walory całości. Chociaż jak nieraz można zauważyć, nastręcza to trudności autorowi w lawirowaniu w konieczności spięcia całości w logiczną całość, ponieważ cykl przypomina najpierw mały domek, do którego z czasem zaczęto dobudowywać kolejne ściany, piętra i pomieszczenia. I które nie zawsze łatwo dają się dobudowywać do już istniejącej zabudowy. I nawet część ścian trzeba wyburzyć, a niektóre pomieszczenia uczynić ślepymi zaułkami. Rozumiem to i jest to nieuniknione. Np wątek infantylny nieco z wszechmocnym aniołem stróżem Mordimera, który zjawiał się na ratunek, a który został w nowszych częściach słusznie moim zdaniem wycofany z historii. Ale pewnych rzeczy nie da się uniknąć i są one moim zdaniem na plus.

Podsumowując, książka dobra jako część cyklu "Płomienia" i dobra jako część świata Inkiwzytorskiego, odsłania przed nami kolejne elementy układanki. A sam cykl "Płomienia" myślę, że jest dla wielu osób bardziej interesujący niż cykl główny skupiony wokół Mordimera. Pozycja obowiązkowa dla fanów serii "Płomień i krzyż", ponieważ nic już po tej części nie będzie takie same, podobnie jak po zakończeniu "Łowców dusz".

Nieco dziwią mnie tak niskie opinie o tej książce. Książka zdecydowanie lepsza niż bardzo rozwleczony i przesadnie pełny odniesień i analogii do rzeczywistości "Dziennik czasu zarazy". Uważam, że książka jest zwyczajnie dobra. Nie wybitna, nie najlepsza w całej twórczości Piekary. Ale dobra. Ale pod jedynym warunkiem. Mianowicie że ktoś jest fanem świata Inkwizytorskiego, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W zasadzie to nie wiem jaką ocenę wystawić tej książce, więc wystawiam coś pośredniego, czyli "dobra". Fakt, jest dobra. Gdybym miał określić ją w jednym słowie, to "dobra" byłoby w zasadzie odpowiednie. Jednak, czytając tę książkę czułem się jakbym zagłębił się w bagnie, gnojówce ludzkiej egzystencji, rzygowinach pijanych i śmierdzących niczym świeżo rozkopana mogiła w upalny dzień meneli. Gnojówce, w której próżno szukać pereł. Nieco karykaturalna, chociaż przecież nie aż tak daleka od rzeczywistości wizja teraźniejszości i dzisiejszej Warszawy goniącej za pieniądzem. Ale mało to..optymistyczne. Nie jestem pewien czy jest jedna pozytywnie przedstawiona strona naszego życia w tej książce. Ale do rzeczy..

Sama historia jest banalna generalnie i dosyć przewidywalna. To co stanowi pozytyw tej książki, to sposób narracji i opowiadania o życiu, przedstawiania, porównań. Zabawa słowem. Te słowne wygibasy czyta się naprawdę, jeśli nie z przyjemnością, to przynajmniej z dużym zainteresowaniem i niejako podziwem dla sposobu operowania ojczystym językiem przez autora. Rzucę paroma przykładami:

"Ale ten tępy, polski ryj, ryj, który wygląda jak komputerowa synteza klasycznej twarzy polskiego trzydziestolatka, jest najnaturalniejszy właśnie w tym stanie, w rozedrganiu i zapoceniu."

"Warszawa jest klatką pełną hodowlanych, przeznaczonych na eksperymenty zwierząt, w której widać to jak na dłoni. Warszawa to diagram przemocy. Każdy egzystuje tutaj po to, aby zdobyć i utrzymać swoje. Stanowisko, pieniądze, mieszkania, kredyty, wygraną, po którą wyciąga się z całych sił, po którą idzie z nożem przez ciemny las, za którą odda wszystko i wszystkich, a gdy już ją ma, gdy ona tkwi w jego śliskiej, zaciśniętej dłoni, ten mały guzik, gówno wart, wtedy opędza się od całej reszty, wymachując tym samym nożem, szczekając i warcząc, drapiąc i gryząc."

"Postująca i zapostowana młodzież. Kontury. Ludzie malowanki. Chodząca prognoza ostatecznego upadku zachodniego systemu. Ci ludzie nie potrafią pomnażać ani inwestować pieniędzy swoich rodziców. Tak jak kiślowaty. Są upośledzeni. Umieją tylko śnić, śnić w złym guście"

"Dzień nie jest dla Warszawy stanem naturalnym. Warszawa w dzień jest jak naga, zawstydzona, stara i brzydka kobieta"

"Dzieci to dla mnie obce istoty. To niby-ludzie, ale w osobliwej wersji, pomniejszonej i oszalałej. Nie mógłbym mieć dziecka. To jak mieć w domu gadającego psa. To specyficzna forma bycia zakładnikiem"

"Miasto jest wyludnione, bo wyjechali z niego ci ludzie, którzy wierzą, że jeszcze mogą się z niego wydostawać, gdy chcą; którzy wierzą, że mają jeszcze nad sobą, nad nim jakąkolwiek kontrolę. Część pojechała odwiedzić swój rodzinny gnój, przejść się po mniejszych lub większych miastach widmach, spotkać swoich przyjaciół z liceum i studiów, dezerterów z Holandii i Wielkiej Brytanii, którzy rozmawiając z nimi i pijąc z nimi wódkę, będą patrzeć na nich z lekką zawiścią, zastanawiając się, dlaczego akurat oni nie musieli stąd wyjeżdżać, aby coś mieć, aby utrzymywać się na powierzchni; będą patrzeć, ale tylko na ich sylwetki, może w oczy, nie będą patrzeć im na ręce, nie będą widzieć rozdrapanych do krwi paznokci. Właśnie ta część pojechała uspokoić rodziców, powiedzieć im, że wszystko jest w porządku, że niedługo awans, że dziecko jeszcze nie w tym roku, że rata kredytu została dodatkowo oprocentowana, ale przecież damy sobie radę"

Co do postaci...no cóż, jeśli takie bestie chodzą wśród nas ulicami, to naprawdę biada tym, którzy wejdą im w drogę. Generalnie polecam, ale nie jest to przyjemna opowiastka, dająca nadzieję, optymizm czy coś takiego. Atmosfera jest ciężka i gęsta jak powietrze średniej jakości warszawskiego klubu gdzie ćpa się zanieczyszczoną świetlówkami kokę po kiblach obok śpiących w pijackim amoku właśnie przelecianych przez paru kolesi nastolatek.

W zasadzie to nie wiem jaką ocenę wystawić tej książce, więc wystawiam coś pośredniego, czyli "dobra". Fakt, jest dobra. Gdybym miał określić ją w jednym słowie, to "dobra" byłoby w zasadzie odpowiednie. Jednak, czytając tę książkę czułem się jakbym zagłębił się w bagnie, gnojówce ludzkiej egzystencji, rzygowinach pijanych i śmierdzących niczym świeżo rozkopana mogiła w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cóż mogę napisać o tej powieści. Jest to moja ulubiona książka, którą kiedykolwiek przeczytałem, dlatego bez wahania daję najwyższą ocenę. Czytałem/słuchałem ją sam nie wiem ile razy. Zgubiłem rachubę już dawno, lata temu.

Nie uważam żeby było to dzieło idealne. Takich nie ma w ogóle. Jednak w mojej skromnej opinii minusy powieści, jak i całej trylogii husyskiej, które są i to całkiem liczne, są całkowicie rozwalcowane i zmiażdżone przez plusy. Arcydzieło? Tak. Dla mnie tak. Oczywiście jest i będzie poniżej to opinia całkowicie subiektywna, zresztą jak każda (większość?) opinii z samej swojej definicji i znaczenia pojęcia ‘opinia’.

Po pierwsze język: nie czytałem nigdy polskiego autora, który w moim odczuciu, lepiej używałby języka polskiego. Dyskusje bohaterów są fantastyczne i wciągające.
Po drugie kreacja bohaterów: Bohaterowie z krwi i kości, mogliby niemalże wyjść z kart książki i spacerować po ulicach, będąc bardziej barwni niż 80% szaroburego społeczeństwa. Cyniczny i zawsze twardo stąpający były zakonnik. Naiwny i idealistyczny główny bohater. Myśliciel i filozof o złotym sercu i twarzy głupka. Czerstwy Biskup kurwistrach. Morderca o twarzy diabła. I można tak wymieniać jeszcze jakiś czas.
Po trzecie elementy fantastyki: Wstawione w historię elementy fantastyczne są zwarte, konkretne i ciekawe. Nie przeszkadzają historii; są w nią całkiem zgrabnie wplecione.
Po czwarte idealizm: Prawdziwa przyjaźń i prawdziwa miłość, przy tym jakoś tak pozbawiona całkiem zwykłemu w przypadku tego typu podobnych historii u innych autorów, patosu.

Co jest mi obojętne: historia. Losy opowieści wplecione w historię średniowiecznego Śląska. Wojna religijna. Historia dobra na tło, ale nie stanowiąca podstawy jakości powieści, a tylko tła, o czym autor zdaje się zapominać, zwłaszcza w drugiej części trylogii.

Co mi się nie podoba:
- Łacina, chociaż przeszkadza w małym stopniu.
-czasem za bardzo skupianie się na historii całego ruchu religijnego, który moim zdaniem bardziej powinien być tłem, chociaż ten zarzut jest aktualniejszy wobec dalszych części cyklu, zwłaszcza drugiej.
-Sam nie wiem.

Uważam trylogię husycką za lepszą niż cykl wiedźmiński, nie ujmując mu nigdy niczego. Nie jest to lektura lekka i grubo ciosana, jak fantastyczna „Droga Królów”. Tą powieścią trzeba się smakować jak dobrym alkoholem, umieć znaleźć smaczki i niuanse ukryte wewnątrz.
Polecam.

Cóż mogę napisać o tej powieści. Jest to moja ulubiona książka, którą kiedykolwiek przeczytałem, dlatego bez wahania daję najwyższą ocenę. Czytałem/słuchałem ją sam nie wiem ile razy. Zgubiłem rachubę już dawno, lata temu.

Nie uważam żeby było to dzieło idealne. Takich nie ma w ogóle. Jednak w mojej skromnej opinii minusy powieści, jak i całej trylogii husyskiej, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ulubiona część cyklu inkwizytorskiego.

Ktoś może powiedzieć, że wszystko jest tutaj niesamowicie, jak to u Piekary, schematyczne i liniowe. Ludzie są zero-jedynkowi: albo zwyczajnie głupi, leniwi, czy strachliwi, albo niezwykle inteligentni gracze życia. Brak odcieni i różnorodności charakterów. Kobiety się szmacą, są chętne, powabne, o podobnej urodzie, albo o urodzie krokodyla. Najemnicy piją i biją kogo popadnie bez litości. "Koledzy z pracy" głównego bohatera są leniwi i zwyczajnie głupi, oczywiście w opozycji do niego samego. Ale właśnie to jest styl cyklu, ten świat i jego brudy. To jest esencja ubrana w świetną narrację z wieloma humorystycznymi akcentami i porównaniami, od których uśmiech sam pojawia się na twarzy. Nie bez znaczenia pozostają także przemyślenia głównego bohatera na temat otaczającego go świata, które często są zabawne, zwłaszcza kiedy słucha się np. audiobooka z płcią przeciwną i główny bohater raczy podzielić się z nami swoimi przemyśleniami na temat roli kobiet na świecie, bądź też ich charakterów, albo barwnych porównań w opisie łóżkowych zabaw, które z nimi odbywa.

Historia jest podobna do wszystkich innych z cyklu: zbrodnia, śledztwo i rozwiązanie. Tyle że akurat w tej książce Madderdin na skutek swoistego pojmowania moralności postanawia o rozwiązaniu sprawy kryminalnej, która nie leży w gestii Inkwizytorium, ponieważ nie może przejść obojętnie obok tego brudu. To lekko zaskakujące, gdyż w całym Cyklu Mordimer niekoniecznie przejawiał taki wzgląd na moralność i etykę otaczającego go świata.

Oprócz liniowej historii mamy do czynienia z czymś jeszcze: smaczek w postaci tajemniczej postaci okrutnie każącej grzeszników, która informuje o wszystkim lokalny oddział Inkwizytorium. Historia tej dodatkowej postaci jest intrygująca i mroczna, odkrywa sporo z zagadek uniwersum. Poza tym ciekawa jest psychologia tej postaci, o dwuznacznej moralności.

Wyjątkowo dostaje się także księżom i Kościołowi. Jeśli ktoś ma podobne poglądy do Piekary na temat Kościoła, to będzie ukontentowany licznymi barwnymi przytykami (delikatnie mówiąc) w stronę przedstawicieli Kościoła.

W historii tej pełno jest bezczelności, cynizmu i zadufania w sobie pobocznych bohaterów, tak bardzo znanego nam ze świata polityki, urzędów i kościelnych ambon. Jednak tutaj bezczelna, zakłamana, cyniczna, "brzydka jak krokodyl" stara mniszka morderczyni dostaje "po mordzie", podobny jej ksiądz gnie się w ukłonach przed Madderdinem w obawie przed kolejnym kułakiem w szczękę, czy kopniakiem pod żebra. Niezdarnie próbująca strzelać z kuszy do głównego bohatera i jego towarzyszy mniszka zostaje ustrzelona "niczym zając" przez wytrawnego strzelca Inkwizytora. Cynizm i bezczelność zostają niemiłosiernie obite przez każącą rękę Inkwizytorium. (Ehh chciałoby się żeby takie Inkwizytorium polowało na bezczelnych urzędników i polityków naszej codziennosci). Czy ten świat jest zbyt brutalny? Bez trudu potrafię sobie wyobrazić taką rzeczywistość w średniowieczu. ludzie dzisiaj są niewiele lepsi.

Podsumowując plusy:
-tajemnicza postać potężnego zabójcy w tle.
-dwuznaczna moralność głównego bohatera i jego przemyślenia o świecie.
-historia, w której cynizm i bezczelność otrzymują należytą karę.
-dialogi, nierzadko z humorystycznymi akcentami.
-wyjątkowo forma powieści zamiast opowiadań.

Polecam przede wszystkim fanom stylu Piekary.

Moja ulubiona część cyklu inkwizytorskiego.

Ktoś może powiedzieć, że wszystko jest tutaj niesamowicie, jak to u Piekary, schematyczne i liniowe. Ludzie są zero-jedynkowi: albo zwyczajnie głupi, leniwi, czy strachliwi, albo niezwykle inteligentni gracze życia. Brak odcieni i różnorodności charakterów. Kobiety się szmacą, są chętne, powabne, o podobnej urodzie, albo o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niedawno odświeżyłem sobie tę książkę Jacka Piekary, którego nawiasem mówiąc jestem dużym fanem i w związku z tym dopiszę swoją własną recenzję do kilku jego książek.

Na początek gwiazdka. Hmm.."wybitna"? Raczej nie. "Rewelacyjna"? Nie bardzo. "Bardzo dobra"? Już prędzej. Ale raczej "dobra" będzie bardziej adekwatną oceną imo. Dlaczego tylko "dobra"? Bardzo lubię cykl inkwizytorski, ale uważam, że ta część nie powala. Rozwiązania historii w opowiadaniach są przeraźliwie spłycone i proste. Po prostu pojawia się anioł z nieograniczoną mocą i załatwia sprawę. Ot tak. Przydałoby się w cyklu tak na marginesie wyjaśnić kim są ci aniołowie i dlaczego mają tak wielką moc. W każdym razie te zakończenia mają taki wydźwięk jakby autor nie bardzo wiedział jak zakończyć poszczególne opowiadania i wstawiał po prostu anioła. Nasuwa mi się porównanie do grania w grę komputerową, w której wpisujemy sobie kod i przechodzimy misję:). Prosto. I nudno.

Wbrew temu co można by pomyśleć po tytule opowiadania "Czarne płaszcze tańczą" czarne płaszcze nie tańczą. Tzn., jak wiadomo, nie zginął żaden Inkwizytor. A tego mi w ogóle w całym cyklu zresztą brakuje, czyli historii o śmierci w wyniku zabójstwa itp jakiegoś inkwizytora, po którym rozpoczyna się śledztwo Świętego Oficjum.

Główny bohater bywa niespójny sam ze sobą.
Językowo nie ma się do czego przyczepić, Piekara w pełnej krasie. Zresztą jak zwykle.

To dobra książka, ale tylko dobra. Zbyt prosto, zbyt przewidywalnie, zbyt chaotycznie.

Niedawno odświeżyłem sobie tę książkę Jacka Piekary, którego nawiasem mówiąc jestem dużym fanem i w związku z tym dopiszę swoją własną recenzję do kilku jego książek.

Na początek gwiazdka. Hmm.."wybitna"? Raczej nie. "Rewelacyjna"? Nie bardzo. "Bardzo dobra"? Już prędzej. Ale raczej "dobra" będzie bardziej adekwatną oceną imo. Dlaczego tylko "dobra"? Bardzo lubię cykl...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Na "Rekonfigurację" trafiłem na portal swiatczytnikow.pl, bodajże w którymś z komentarzy pod jakimś artykułem. Ktoś polecał książkę jako wartą przeczytania, znacznie lepszą niż niejeden wypromowany tytuł, w przeciwieństwie do tego darmowego tytułu. I muszę się z tym zgodzić całkowicie. Książka okazała się imho lepsza niż się spodziewałem. Dlatego wystawiam tutaj tę laurkę temu autorowi aby dołożyć swoją malutką cegiełkę do rozpowszechniania.

O czym jest ta książka? Tak naprawdę jest ona alegorią naszej rzeczywistości, ubraną w świat przyszłości, w której kontrola życia obywateli jest wszechobecna i ogromna. Możemy w niej znaleźć mnóstwo nawiązań do codzienności, wszelkiej związanej z nią obłudy tego świata. Jest wskazówką do czego dąży nasz świat: wszechobecnej kontroli. Już takie kroki są podejmowane, jak ACTA, czy chęć likwidacji papierowego pieniądza, wszechobecna kontrola służb typu NSA. Wprost zmierzamy ku nowoczesnemu niewolnictwu pod płaszczykiem wykolejonej pseudo demokracji, z mediami, które wyznaczają sposób myślenia i dawno zapomniały czym jest rzetelne informowanie społeczeństw. O tym jest ta książka opisująca na tym tle życie kilkoro ludzi o ciekawych historiach, niekiedy poruszających i wzruszających, z domieszkami fantastyki i futurystycznej technologii. O tym jest książka przypominająca co jest tak naprawdę ważne w życiu, a o czym ludzie pozapominali biegnąc w szaleńczym wyścigu szczurów, po kolejne gadżety.

Do kreacji postaci nie sposób się przyczepić. Czuć, że te postacie żyją, są wyraziste. W samym tekście jest co prawda sporo błędów technicznych, ale nie wpływa to znacząco na odbiór całości. Ponadto książka całkiem nieźle złożona do formatów .epub czy .mobi.

Zamiast szukać w morzu gniotów za kilkadziesiąt złoty niekiedy, sięgnijcie lepiej po tę książkę. I nie dajcie się zwieść; to nie jest przyszłość. To jest nasza rzeczywistość, ubrana w szatki przyszłości.

Na "Rekonfigurację" trafiłem na portal swiatczytnikow.pl, bodajże w którymś z komentarzy pod jakimś artykułem. Ktoś polecał książkę jako wartą przeczytania, znacznie lepszą niż niejeden wypromowany tytuł, w przeciwieństwie do tego darmowego tytułu. I muszę się z tym zgodzić całkowicie. Książka okazała się imho lepsza niż się spodziewałem. Dlatego wystawiam tutaj tę laurkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zdecydowanie jest to ksiązka o Rzeczpospolitej Szlacheckiej lepsza od wszystkich razem wziętych ksiązek Jacka Komudy, nic tamtemu nie ujmując, ale po prostu Jacek Piekara jest dużo lepszy w piórze.

Absolutnie pan Zytowiecki nie jest podobny do Zagłoby! Ktoś kto tak twierdzi nie czytał najwyraźniej trylogii Sienkiewiczowskiej.
Zytowiecki jest głupi i nadęty, a Zagłoba był szczwanym lisem, który nie jest w ciemię bity. Jedyne podobieństwa pomiędzy tymi panami to tusza i zamiłowanie do jadła i napitku, co zreszta co drugiemu szlachcicowi polskiemu możnaby zarzucić. Zagłoba..heh też mi coś.

Ta ksiązka nie jest dla zacietrzewionych pompatycznych chrześcijan, którzy zapatrzeni w swoją religię nie wiedzą nawet tego, że katolicyzm był jedną z przyczyn upadku I Rzeczpospolitej. Radzę najpierw zapoznać się z historią, a dopiero potem krytykować podejście w książce do katolicyzmu.

Po drugie nie jest to ksiązka dla ludzi nie lubiących fantastyki, ani dla tych którzy nie lubią mieszania fantastyki z czasami realnymi i historycznymi, jakie mieliśmy także w trylogii husyckiej Sapkowskiego.
Przy pierwszym czytaniu książki lekko mi to jeszcze przeszkadzało, ale przy drugim już przestało i nawet uważam to za plus.

Zacytuję dwa komentarze, które dla mnie w pełni oddają klasę tej książki:
"„Charakternik” to według mnie zdecydowanie najlepsza książka, jaka wyszła spod pióra Jacka Piekary. Świetnie napisana i wymyślona, bawi od pierwszych do ostatnich kart. Interesująco zakreśleni bohaterowie tylko sprzyjają pozytywnemu odbiorowi dzieła. Jednocześnie można w powieści znaleźć znacznie więcej niż tylko przyjemną lekturę na kilka wieczorów."

bardzo dobra książka chociaż może będę w swojej wypowiedzi trochę stronniczy z względu na poglądy jakie pan Piekara zamieścił w swojej książce gdyż w 100% zgadzają się z moimi a wywód o chrześcijaństwie genialny. Rozpoczynając czytanie książki bylem nastawiony na książkę bardziej w stylu Komudy gdyż to była moja pierwsza styczność z opowiadaniem Piekary. Książka zachwyciła mnie i mam nadzieję że pan Piekara napisze kontynuacje przygód dwójki naszych nadwiślańskich demonów."

Zdecydowanie jest to ksiązka o Rzeczpospolitej Szlacheckiej lepsza od wszystkich razem wziętych ksiązek Jacka Komudy, nic tamtemu nie ujmując, ale po prostu Jacek Piekara jest dużo lepszy w piórze.

Absolutnie pan Zytowiecki nie jest podobny do Zagłoby! Ktoś kto tak twierdzi nie czytał najwyraźniej trylogii Sienkiewiczowskiej.
Zytowiecki jest głupi i nadęty, a Zagłoba był...

więcej Pokaż mimo to