-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać325
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2017-03-17
2017-12-30
Wbrew pozorom nie jest to kolejna książka o minimalizmie (choć jako jeden z lifestyle'owych trendów został on uwzględniony). To rzecz o genezie rzeczozmęczenia (świetny termin!) i, wyznawanym przez Jamesa Wallmana, konkurencyjnym dla minimalizmu, eksperymentalizmie. A wszystko podparte wynikami badań (książka ma aż 43 strony przypisów powołujących się na poważne źródła. nie jest więc typowym poradnikiem) i na przykładach: konkretnych osób (i zmian w ich życiu), firm (i ich strategii) oraz wielu ciekawych inicjatyw. Takich, o których słyszałam (firmy, z których nie chce się wychodzić, co-workingi, serwisy oparte na współdzieleniu, Swiss Army apartments), ale i takich, o których nie miałam pojęcia (ekologiczne torby, które rozpuszczają się w wodzie, buty z materiałów biodegradowalnych, z których po zużyciu i zakopaniu w ziemi wyrastają kwiaty, wypożyczanie psów na spacer itd.).
Mimo naukowego zacięcia nie jest to litera stricte naukowa (zarówno pod względem tonu, jak i podejścia). Dlatego nie czyniłabym autorowi zarzutu z faktu, iż przy okazji badania trendów próbuje też wykreować trend, w który wierzy. Od początku czuć, że Wallman nie napisał tej książki wyłącznie po to, by zaprezentować swoją wiedzę. Zrobił to, by spopularyzować pewną ideę. Może nie super szczytną (stanowczo nie jest to reportaż o światowym głodzie. ktoś, kto oczekiwał tego typu podejścia, siłą rzeczy się zawiedzie), ale reklamowaną dla dobra innych i w dobrej wierze. Umówmy się, że gdyby wolno było pisać wyłącznie o sprawach poważnych i postulować wiekopomne inicjatywy, drukiem wychodziłoby naprawdę mało książek, i żadna dla wewnętrznego rozwoju czy rozrywki. Na pewno nie jest to książka dla ludzi, których nie stać na chleb czy nowe buty. To lektura dla osób żyjących tak jak autor - w mniejszym lub większym dobrobycie. I skoro można co roku wydawać kilka pozycji o minimalizmie, o którym już dawno napisano praktycznie wszystko, to Wallman ma prawo zachwalać eksperymentalizm. Tym bardziej że robi to dość minimalistycznie. Samą ideę prezentuje w bardzo szerokim kontekście, a jego (zamieszczony jak dodatek) poradnik mieści się zaledwie na 19 stronach.
Wbrew pozorom nie jest to kolejna książka o minimalizmie (choć jako jeden z lifestyle'owych trendów został on uwzględniony). To rzecz o genezie rzeczozmęczenia (świetny termin!) i, wyznawanym przez Jamesa Wallmana, konkurencyjnym dla minimalizmu, eksperymentalizmie. A wszystko podparte wynikami badań (książka ma aż 43 strony przypisów powołujących się na poważne źródła. nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2001-08
2001-08
2003-07
2003-07
2004
2004
2005
2017-04-21
Psychologia przyjaźni. I to, czyli wywiady z lekarzami i specjalistami, podobało mi się w tej książce najbardziej, bo da się coś z tego wynieść. Rozmowy ze "zwykłymi ludźmi" już mnie nie zachwyciły. Po pierwsze zgadzam się, że dobór zwykłych ludzi jest jakiś dziwny (na oko sami znajomi królika i inni mikrocelebryci, którzy - tak jak doklejona na siłę obwoluta zwiastująca film "Po prostu przyjaźń", z którym książka nie ma nic wspólnego poza wydawcą - mieli tu chyba robić za reklamę), po drugie za bardzo wysokoobcasowe te dyskusje i nic nowego czy szczególnie ciekawego z nich nie wynika. Wolałabym, żeby to była książka psychologiczna. Napisana tak przystępnie jak ta, ale bardziej na temat.
Psychologia przyjaźni. I to, czyli wywiady z lekarzami i specjalistami, podobało mi się w tej książce najbardziej, bo da się coś z tego wynieść. Rozmowy ze "zwykłymi ludźmi" już mnie nie zachwyciły. Po pierwsze zgadzam się, że dobór zwykłych ludzi jest jakiś dziwny (na oko sami znajomi królika i inni mikrocelebryci, którzy - tak jak doklejona na siłę obwoluta zwiastująca...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-19
Po raz pierwszy książka została wydana w 2002 roku. Karakter bazował na wydaniu z roku 2012, aczkolwiek poszerzył jego zawartość o teksty sięgające 2015 roku więc całość jest jak najbardziej aktualna.
Godna polecenia jest zwłaszcza pierwsza część książki napisana w formie dialogu autora z 10-letnią, a później dorosłą już córką. Łatwo przyswajalny, rozsądny konkret. Tyle na temat islamu powinien wiedzieć każdy. Rozumny człowiek da radę wyciągnąć wnioski. Nie zawsze takie, jakich życzyłby sobie autor, ale przynajmniej oparte na faktach i przemyśleniach, a nie niewiedzy i przesądach.
Po raz pierwszy książka została wydana w 2002 roku. Karakter bazował na wydaniu z roku 2012, aczkolwiek poszerzył jego zawartość o teksty sięgające 2015 roku więc całość jest jak najbardziej aktualna.
Godna polecenia jest zwłaszcza pierwsza część książki napisana w formie dialogu autora z 10-letnią, a później dorosłą już córką. Łatwo przyswajalny, rozsądny konkret. Tyle na...
2016-09-04
2005-01-01
2003-01-01
2004-01-01
Może jednak lepiej by było, gdyby ta książka nigdy nie wyszła drukiem. Ledwie zaczęłam ją czytać i już dostałam w twarz czymś takim:
"Oglądając sprawozdania filmowe dotyczące zbiorowych gwałtów, zastanawiałam się, czy w wielu wypadkach „ofiary” gwałtu indywidualnego lub zbiorowego nie są tak samo winne zaistniałej sytuacji, jak gwałciciele, a w ostatecznym efekcie tylko bardziej pokrzywdzone?"
"Chłopców natomiast, poniesionych napięciami seksualnymi, bardzo gwałtownymi w tym wieku, zwykła lekkomyślność dziewcząt naraża na kompromitację, kary sądowe i niejednokrotnie wykolejenie się z drogi prawidłowego rozwoju już w latach młodzieńczych".
Czegoś takiego nie da się usprawiedliwić. Ani tych ofiar w cudzysłowie, ani tego "tak samo winne", ani tych chłopców "poniesionych napięciami seksualnymi", a już zupełnie tego, że "zwykła lekkomyślność dziewcząt naraża [tych chłopców] na kompromitację, kary sądowe" etc.
Jest źle, gdy takie bzdury wychodzą od facetów. Jak bardzo źle jest, gdy wychodzą od kobiet, i to jeszcze wykształconych i podobno postępowych? Ilu chłopców przeczytało tę książkę i wbiło sobie do głowy, że jeśli dziewczyna przystaje na ich awanse, to znaczy, że jest łatwa i sama sobie winna (teraz już rozumiem, skąd się mogła wziąć światła myśl, że prostytutki nie można zgwałcić)? Ilu uwierzyło, że jako mężczyźni nie są w stanie zapanować nad swoimi popędami i że to ich we wszystkim usprawiedliwia? Naprawdę wychodzi na to, że autorka "Sztuki kochania" niewiele różniła się od tych panów z KC, których traktowała bardzo z góry. I cholera wie, pisząc w ten sposób i usprawiedliwiając facetów na każdym kroku, może nawet paru gwałcicieli wychowała. Na tej książce wychowały się pokolenia Polaków (ponoć w ręku miało ją ponad 7 milionów osób). Co widać i słychać na każdym kroku, nie tylko przy okazji kobiecych protestów. Wisłocka nie stworzyła ciemnogrodu, ale wygląda na to, że przyłożyła rękę do jego trwania. Co ciekawe, co i rusz trafiałam na wzmianki na temat lat 90., tak że punktem wyjścia dla nowego wydania Agory nie było pierwsze wydanie, pani Michalina ewidentnie redagowała swoje dzieło na przestrzeni lat i mimo to podtrzymała kontrowersyjne opinie. Nie da się o nie obwinić KC i cenzora. W filmie na każdym kroku podkreśla się, ile ta pani zrobiła dla kobiet, z myślą o kobietach, ale lektura tej książki co i rusz temu przeczy. Z tego, co zaobserwowałam, to faceci są tu podmiotem (biedni, targani hormonami, ofiary popełnianych przez siebie gwałtów, ofiary dziewczęcej uczuciowości, biedactwa, co to się przez baby nerwicy seksualnej nabawią, gdy się im nie da, kiedy zapragną). Kobietom miało być dzięki temu poradnikowi łatwiej, ale to facetom miało być przyjemniej. I jak się nad tym zastanowić, to głównie oni skorzystali.
Kolejne ustępy nie są aż tak kontrowersyjne (gwałt to najwyższy kaliber. cytaty takie jak ten o szkodliwości emancypacji czy o krępującym mężczyzn wyglądzie kobiet ciężarnych, mogą irytować, ale to nie ten kaliber kontrowersji co rozgrzeszanie gwałcicieli), choć trafiają się informacje tendencyjne (MW była wielką orędowniczką manipulowania mężczyznami, mężczyzny jako głowy, kobiety jako szyi. spora część książki jest poświęcona temu, jak się zaharować, żeby się podobać) i zdezaktualizowane (nie tylko część dotycząca antykoncepcji) więc na pewno nie poleciłabym tej książki dzisiejszej młodzieży. In plus mogę powiedzieć, że "Sztuka kochania" stanowi profesjonalną lekcję biologii (mechanizm procesów rządzących ludzkim ciałem jest wyłożony ciekawiej niż w podręcznikach), łatwo i szybko się to czyta, i tylko złość czasem bierze.
Może jednak lepiej by było, gdyby ta książka nigdy nie wyszła drukiem. Ledwie zaczęłam ją czytać i już dostałam w twarz czymś takim:
więcej Pokaż mimo to"Oglądając sprawozdania filmowe dotyczące zbiorowych gwałtów, zastanawiałam się, czy w wielu wypadkach „ofiary” gwałtu indywidualnego lub zbiorowego nie są tak samo winne zaistniałej sytuacji, jak gwałciciele, a w ostatecznym efekcie tylko...