Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Dużo materiałów źródłowych. Wprawdzie niektóre informacje niepełne lub nieprecyzyjne, książka oddaje stan wiedzy sprzed 20 lat, być może przydałoby się wznowienie/uaktualnienie, niemniej publikacja i tak broni się z powodzeniem, dobrze oddając realia funkcjonowania organizacji podziemnej komendanta "Zagończyka".

Dużo materiałów źródłowych. Wprawdzie niektóre informacje niepełne lub nieprecyzyjne, książka oddaje stan wiedzy sprzed 20 lat, być może przydałoby się wznowienie/uaktualnienie, niemniej publikacja i tak broni się z powodzeniem, dobrze oddając realia funkcjonowania organizacji podziemnej komendanta "Zagończyka".

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Warto przeczytać przed zabraniem się za Gombrowicza.

Warto przeczytać przed zabraniem się za Gombrowicza.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Godna uwagi kompilacja dwóch niedużych książeczek Zdzisława Chrząstowskiego, które ukazały się w latach trzydziestych XX wieku.
Pierwsza - wspomnienia autora z lat dzieciństwa i młodości, wyrastającego w polskim dworze kresowym, w okresie przedrewolucyjnym. Porusza obraz ówczesnej Litwy, relacji: polski szlachcic-litewski chłop, krajobrazów, przestrzeni, przyrody jak gdyby nienaruszonej przez cywilizację, ale i czuć piętno zaborcy, wspólnego wroga Polaków i Litwinów, bólu pozostałego po dramatycznym roku 1863 i nadziei na zrzucenie carskiego jarzma w przyszłości. No i Kowno, gdzie uczęszczał do gimnazjum młody Chrząstowski, Niemen... Dodatkowy urok rozdziałów gimnazjalnych.
Z kolei druga część, "Na Murmań", jakby słabsza. Tematyka nie mniej frapująca, lecz narracja pobieżna, skrótowa. Trochę więcej obiecywałem sobie po tej lekturze, zwłaszcza zachęcony opisem katalogowym LTW ("pełna niebezpieczeństw podróż przez ogarnięty wojną i rewolucją Wschód"). Trzeba jednak pochwalić wydawnictwo za to, że wyszukuje w bibliotecznych odmętach zapomniane perełki i z żelazną konsekwencją proponuje je współczesnemu czytelnikowi. Jeszcze nie zawiodłem się na tytule wydanym przez LTW.

Godna uwagi kompilacja dwóch niedużych książeczek Zdzisława Chrząstowskiego, które ukazały się w latach trzydziestych XX wieku.
Pierwsza - wspomnienia autora z lat dzieciństwa i młodości, wyrastającego w polskim dworze kresowym, w okresie przedrewolucyjnym. Porusza obraz ówczesnej Litwy, relacji: polski szlachcic-litewski chłop, krajobrazów, przestrzeni, przyrody jak gdyby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak tę powieść odbiera się na Litwie? Nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że facet wyszydza i depcze podstawowe wartości, jakie mogą być ważne dla normalnego Litwina. Jakbym czytał nowoczesnych polskich "Europejczyków". Religia, ojczyzna, historia, tradycja, rodzina - wszystko sprowadzone do poziomu miernej groteski. Jedyny ciekawy i w miarę godny uwagi fragment - autobiograficzny opis służby w wojsku sowieckim. Reszta (artystycznie) to już nieudolna imitacja "Wniebowstąpienia" Tadeusza Konwickiego. Od biedy da się poczuć trochę klimatu współczesnego Wilna, niestety w dużej mierze tłamsi go siermiężny oniryzm.

Jak tę powieść odbiera się na Litwie? Nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że facet wyszydza i depcze podstawowe wartości, jakie mogą być ważne dla normalnego Litwina. Jakbym czytał nowoczesnych polskich "Europejczyków". Religia, ojczyzna, historia, tradycja, rodzina - wszystko sprowadzone do poziomu miernej groteski. Jedyny ciekawy i w miarę godny uwagi fragment -...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Rozmowa Litwina z Polakiem Piotr Kępiński, Herkus Kunčius
Ocena 6,7
Rozmowa Litwin... Piotr Kępiński, Her...

Na półkach: ,

Infantylna wymiana wspomnień między dwoma lewakami, przy czym wpisy Litwina wydają się odrobinę trzeźwiejsze. Wbrew tytułowi zapis nie stanowi żadnej żywej rozmowy, przypomina raczej drętwą wymianę postów. Do tego elementy SF, cytuję /str. 162/: "Niemniej jednak kiedy pisze, że Radosław Sikorski (w roku 2104 minister spraw zagranicznych) łączył budowę gazociągu polsko-litewskiego z kwestią mniejszości, jest w błędzie". Książkę kupiłem skuszony notą katalogową oraz pozytywnymi opiniami, chcąc poszerzyć wiedzę na temat relacji polsko-litewskich, tymczasem rozczarowanie spore. Niestety nic z tej publikacji nie wynika. Strata czasu i pieniędzy.

Infantylna wymiana wspomnień między dwoma lewakami, przy czym wpisy Litwina wydają się odrobinę trzeźwiejsze. Wbrew tytułowi zapis nie stanowi żadnej żywej rozmowy, przypomina raczej drętwą wymianę postów. Do tego elementy SF, cytuję /str. 162/: "Niemniej jednak kiedy pisze, że Radosław Sikorski (w roku 2104 minister spraw zagranicznych) łączył budowę gazociągu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powiem krótko: niech się schowają wszelkie habeki Bellony. Wspaniale opowiedziana historia powstania listopadowego na Litwie. A pomyśleć tylko, że ta książka powstała przeszło sto lat temu! Polecam badaczom konfliktów zbrojnych, a zwłaszcza sympatykom XIX-wiecznej historii Rzeczpospolitej. Ja trafiłem zupełnie przypadkowo przy "researchu" wileńskim. Do przeczytania w kilka godzin, jak to się mówi: jednym tchem. Dla ułatwienia dodam, że praca A. Zaborowskiego dostępna jest w postaci pdf (skany) - w bibliotece białostockiej. Naprawdę warto.

Powiem krótko: niech się schowają wszelkie habeki Bellony. Wspaniale opowiedziana historia powstania listopadowego na Litwie. A pomyśleć tylko, że ta książka powstała przeszło sto lat temu! Polecam badaczom konfliktów zbrojnych, a zwłaszcza sympatykom XIX-wiecznej historii Rzeczpospolitej. Ja trafiłem zupełnie przypadkowo przy "researchu" wileńskim. Do przeczytania w kilka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie szafuję tutaj dziesiątkami, ale praca Włodzimierza Boleckiego zasługuję na najwyższą ocenę. Solidna pozycja, która daje czytelnikowi dużo więcej, niż można byłoby oczekiwać po tradycyjnie napisanej biografii. Duży nacisk autor kładzie na tzw. "sprawę Józefa Mackiewicza" i jej też poświęca najwięcej miejsca. Moc cytatów, także przegląd publikacji okupacyjnych, w tym przedruk nieszczęsnych artykułów, za które pomawiano Mackiewicza o kolaborację z Litwinami, a głównie z Niemcami. Nieprzejednanych wrogów pisarza, których nie brakuje do dziś, prawdopodobnie nic nie jest w stanie przekonać, niemniej jeśli ktoś nie zasklepia umysłu, zada sobie trud i uważnie przeczyta "Ptasznika", ma szansę na dotarcie do sedna, czyli na wyrobienie własnej opinii o całej "sprawie". Książka znakomita, nawet mimo drobnego mankamentu, polegającego na skrótowym potraktowaniu emigracyjnego życiorysu pisarza.

Nie szafuję tutaj dziesiątkami, ale praca Włodzimierza Boleckiego zasługuję na najwyższą ocenę. Solidna pozycja, która daje czytelnikowi dużo więcej, niż można byłoby oczekiwać po tradycyjnie napisanej biografii. Duży nacisk autor kładzie na tzw. "sprawę Józefa Mackiewicza" i jej też poświęca najwięcej miejsca. Moc cytatów, także przegląd publikacji okupacyjnych, w tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mądra, ciekawa i potrzeba książka. Z całą pewnością warta przeczytania. Wiele tez wciąż aktualnych, choć prawdopodobnie znacznie mocniej działały one na wyobraźnię czytelników współczesnych autorowi. Nie będę powielał analizy przedmówców - to znaczy z czym Huxley trafił w sedno, z czym trafił mniej, a gdzie się pomylił. Skupię się na innym aspekcie "Raportu rozbieżności": na stosunku Huxleya do Orwella. Niby ciepły i przychylny, w rzeczywistości jakby sztuczny, protekcjonalny, pobłażliwy, lekko "na pokaz". "Nowy wspaniały świat" to powieść rewelacyjna, niezwykle wizjonerska, sugestywna, śmiała, fascynująca, po prostu wielka. Ale i "Rok 1984" Orwella jest wielki. Moim skromnym zdaniem - nawet przewyższającym dzieło Huxleya. Próby sprowadzenia "Roku 1984" do jednowymiarowej satyry na stalinizm (czy też przedstawienia tej powieści jako alegorii udoskonalonego reżymu komunistycznego) są niesprawiedliwe. "Rok 1984" nie przestał być aktualny w dniu śmierci Stalina - a między wierszami "Raportu rozbieżności" można byłoby taką sugestię wyczytać. Z całym szacunkiem do wizjonerstwa Huxleya, jednak wydaje mi się, że to Orwell stworzył bardziej prawdopodobną wizję przyszłości.

Mądra, ciekawa i potrzeba książka. Z całą pewnością warta przeczytania. Wiele tez wciąż aktualnych, choć prawdopodobnie znacznie mocniej działały one na wyobraźnię czytelników współczesnych autorowi. Nie będę powielał analizy przedmówców - to znaczy z czym Huxley trafił w sedno, z czym trafił mniej, a gdzie się pomylił. Skupię się na innym aspekcie "Raportu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dwa dobre opowiadania i jedno - tytułowe - bardzo dobre. Czuć podeszły wiek autora. Dziesiątki lat życia - dziesiątki lat obserwacji. Historia najnowsza nieomal na każdej stronie. Postawy bohaterów bardzo wiarygodne. Życiowe sytuacje, trudne wybory - wszystko realistycznie, na tle dziejów. "Mija dzień" (wyd. 1994) wzmaga apetyt na ostatni z zapowiedzianych tomów rewelacyjnego "Dziennika" - tj. tom obejmujący lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku.

Dwa dobre opowiadania i jedno - tytułowe - bardzo dobre. Czuć podeszły wiek autora. Dziesiątki lat życia - dziesiątki lat obserwacji. Historia najnowsza nieomal na każdej stronie. Postawy bohaterów bardzo wiarygodne. Życiowe sytuacje, trudne wybory - wszystko realistycznie, na tle dziejów. "Mija dzień" (wyd. 1994) wzmaga apetyt na ostatni z zapowiedzianych tomów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fascynująca diarystyka wybitnego prozaika.

Fascynująca diarystyka wybitnego prozaika.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak dla mnie największą zaletą tej książki jest jej bardzo oryginalna forma artystyczna. Z całą pewnością na owe czasy nowatorska. Podczas lektury "Miazga" trochę kojarzyła mi się z "Kalendarzem i klepsydrą" Konwickiego, chociaż brak jej urokliwości "Kalendarza". Książka Andrzejewskiego jest bardziej chropowata. "Miazgę" czyta się ciężkawo, zwłaszcza ustęp z życiorysami, niemniej powieść godna uwagi i absolutnie warta polecenia każdemu, kto interesuje się XX-wieczną polską prozą.

Jak dla mnie największą zaletą tej książki jest jej bardzo oryginalna forma artystyczna. Z całą pewnością na owe czasy nowatorska. Podczas lektury "Miazga" trochę kojarzyła mi się z "Kalendarzem i klepsydrą" Konwickiego, chociaż brak jej urokliwości "Kalendarza". Książka Andrzejewskiego jest bardziej chropowata. "Miazgę" czyta się ciężkawo, zwłaszcza ustęp z życiorysami,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzecia książka Yanko Wojownika to próba połączenia formy poetyckiej, do jakiej autor zdążył już przyzwyczaić swoich czytelników, z zupełnie nową dla siebie konwencją – prozatorską. Tej prozy nie znajdziemy wprawdzie za dużo, dostajemy zaledwie niewielką dawkę, niejako „na próbę”, widać od razu, że autor nie potrafi uwolnić się od ulubionego wierszowania, aczkolwiek dzięki owym strzępkom niewierszowanym całość literacko zyskuje jak gdyby nowy wymiar. Powiedziałbym: eksperymentalny.

całość opinii pod adresem:
http://www.rafalsocha.com/2018/12/28/yanko-na-drodze-eksperymentow/

Trzecia książka Yanko Wojownika to próba połączenia formy poetyckiej, do jakiej autor zdążył już przyzwyczaić swoich czytelników, z zupełnie nową dla siebie konwencją – prozatorską. Tej prozy nie znajdziemy wprawdzie za dużo, dostajemy zaledwie niewielką dawkę, niejako „na próbę”, widać od razu, że autor nie potrafi uwolnić się od ulubionego wierszowania, aczkolwiek dzięki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zdumiewa niska średnia ocen. Zaniżają ją dzieciaki, które nie są gotowe, aby zetknąć się z poważną literaturą - a tymczasem szkoła przymusza. Zarzuty? Brak akcji, nieprzystępny język, ciężkawa tematyka... Smutne, bo powieść pod wieloma względami wybitna.

Zdumiewa niska średnia ocen. Zaniżają ją dzieciaki, które nie są gotowe, aby zetknąć się z poważną literaturą - a tymczasem szkoła przymusza. Zarzuty? Brak akcji, nieprzystępny język, ciężkawa tematyka... Smutne, bo powieść pod wieloma względami wybitna.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka sprawia wrażenie niedokończonej. Po bardzo dobrym początku dziwiłem się niskim ocenom "Kipu" w serwisie - po doczytaniu tekstu do końca oceny te stają się już zrozumiałe. Mimo intrygującego tematu wyjściowego i obiecującego wstępu, co warto podkreślić - utrzymanego w mistrzowskiej narracji, autorowi zabrakło konsekwencji. A może zabrakło pomysłu na rozwinięcie zagadnienia? Szkoda. Jedna ze słabszych książek J.J. Szczepańskiego.

Książka sprawia wrażenie niedokończonej. Po bardzo dobrym początku dziwiłem się niskim ocenom "Kipu" w serwisie - po doczytaniu tekstu do końca oceny te stają się już zrozumiałe. Mimo intrygującego tematu wyjściowego i obiecującego wstępu, co warto podkreślić - utrzymanego w mistrzowskiej narracji, autorowi zabrakło konsekwencji. A może zabrakło pomysłu na rozwinięcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę wyszperałem w antykwariacie. W ogóle nie było jej w bazie serwisu - mimo listy zawierającej aż 49 innych pozycji Jana Józefa Szczepańskiego! Z satysfakcją dodałem więc "Pojedynek" jako książkę pięćdziesiątą w dorobku autora. A potem oddałem się lekturze.
Przeczytałem jednym tchem. "Pojedynek" to powieść inteligentna, mądra, ponadczasowa, napisana pięknym językiem. Poza rozkoszą płynącą z walorów artystycznych i przemyśleniami wywołanymi utworem, na koniec naszła mnie niestety jeszcze innego rodzaju refleksja: dlaczego o takich perełkach nikt dzisiaj nie pamięta, nie są wznawiane czy w jakiś sposób przypominane, a drukuje się i promuje całą masę wyrobów literaturopodobnych?

Książkę wyszperałem w antykwariacie. W ogóle nie było jej w bazie serwisu - mimo listy zawierającej aż 49 innych pozycji Jana Józefa Szczepańskiego! Z satysfakcją dodałem więc "Pojedynek" jako książkę pięćdziesiątą w dorobku autora. A potem oddałem się lekturze.
Przeczytałem jednym tchem. "Pojedynek" to powieść inteligentna, mądra, ponadczasowa, napisana pięknym językiem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dzieje Werwolfu na Śląsku w latach 1945-1946. Główny wątek koncentruje się wokół Bolesławca. Narracja pobieżna, wyidealizowane postacie z UB. Bardzo przeciętny tomik.

Dzieje Werwolfu na Śląsku w latach 1945-1946. Główny wątek koncentruje się wokół Bolesławca. Narracja pobieżna, wyidealizowane postacie z UB. Bardzo przeciętny tomik.

Pokaż mimo to

Okładka książki Żyjące mury Andrzej Zaniewski, Andrzej Zarzycki
Ocena 5,1
Żyjące mury Andrzej Zaniewski, ...

Na półkach: , ,

Bardzo nietypowy tomik. Nie sposób nie zgodzić się z przedmówcą - "Żyjące mury" pasowałyby wszędzie, tylko nie do Biblioteki Żółtego Tygrysa. Sama treść do przełknięcia, od biedy tego i owego o historii Zamku Królewskiego w Warszawie można się dowiedzieć. Pewnego rodzaju dysonans poznawczy pojawia się dopiero około 94 strony, kiedy to ni z gruchy, ni z pietruchy pada raptem wzmianka o bohaterstwie Gwardii Ludowej. Ale wielce nachalnej propagandy tutaj brak, co jak na tygrysa z wczesnych lat siedemdziesiątych na plus. Napotkamy raczej na przemilczenia, a to już całkiem inna bajka. Jednak fanom opowieści militarnych książeczka ta do gustu raczej nie przypadnie.

Bardzo nietypowy tomik. Nie sposób nie zgodzić się z przedmówcą - "Żyjące mury" pasowałyby wszędzie, tylko nie do Biblioteki Żółtego Tygrysa. Sama treść do przełknięcia, od biedy tego i owego o historii Zamku Królewskiego w Warszawie można się dowiedzieć. Pewnego rodzaju dysonans poznawczy pojawia się dopiero około 94 strony, kiedy to ni z gruchy, ni z pietruchy pada raptem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie dalej niż półtora tygodnia temu ubolewałem nad mizerną liczbą użytkowników serwisu, którzy wykazali jakiekolwiek zainteresowanie porządną, atrakcyjną i pouczającą publikacją pt. "Józef Mackiewicz i krytycy". Tymczasem nawet nie domyślałem się, że następna w kolejce do przeczytania książka (na mojej prywatnej liście) okaże się jeszcze bardziej niszowa! Mowa o "Samotnym pokoleniu" Jerzego Andrzejewskiego. Jest to zbiór szkiców i recenzji krytycznych, jakie jeden z – bądź co bądź – mocniej utytułowanych polskich prozaików XX wieku opublikował w międzywojennej prasie (ściśle rzecz biorąc: w latach 1927-1939). Wielkim fanem Andrzejewskiego nie jestem i nigdy nie byłem, aczkolwiek czas już jakiś temu zainteresowałem się "Samotnym pokoleniem" – i postanowiłem zakupić go do swojej biblioteczki – głównie z uwagi na okres, którego dotyczy.
Książkę podzielono na 5 zasadniczych części: „topografię współczesności”, teksty dotyczące prozy polskiej, prozy obcej, noty o książkach oraz tak zwane varia. Najdłuższy (i zarazem najbardziej frapujący, przynajmniej jak dla mnie) okazał się rozdział drugi. Andrzejewski napisał mnóstwo recenzji polskich powieści. Imponuje nie tyle ich ilość (w gruncie rzeczy zebrana zaledwie z kilku lat), co ich jakość. Z "Samotnego pokolenia" wyłania się niesamowity pejzaż międzywojennej literatury. Jestem pod wrażeniem wnikliwości oraz staranności krytycznoliterackiej pracy młodego Andrzejewskiego. Ileż on musiał czytać! A warto pamiętać, że zadebiutował w prasie w wieku zaledwie 18 lat (1927), toteż nawet biorąc pod uwagę fakt, że znaczna część zaprezentowanego w zbiorze materiału pochodzi z lat trzydziestych – i tak był wówczas wciąż bardzo młodym człowiekiem. Kochał prozę, czuł ją, żył nią na co dzień. Z książki wyłania się zatem fascynujący obraz nie tylko samej literatury dwudziestolecia, ale i autentycznego mola książkowego, który nie dość, że książki pochłaniał, to jeszcze czynił to bardzo uważnie, by następnie mądrze i uczciwie ocenić zgłębiony materiał.
W opiniach Andrzejewskiego w zasadzie tylko dwie sprawy lekko mi „zazgrzytały” – gardził prozą wywiedzioną wprost z własnych doświadczeń (w sensie: systematycznie ganił młodych autorów za zbyt natrętne opieranie się na sobie i na własnych przeżyciach, o ile nie potrafili oni odejść odpowiednio daleko w utworze beletrystycznym od typowego „pamiętnikarstwa”), podważał też wartość literatury pacyfistycznej – w szczególności Remarque’a i jego "Na Zachodzie bez zmian". Tutaj zgodzić się nie mogę. Zresztą ani z jednym, ani z drugim. Osobiście bardzo lubię prozę silnie powiązaną z doświadczeniami życiowymi autora, zaś powieść "Na Zachodzie bez zmian" uważam za jedno z najwybitniejszych dzieł wszech czasów. Akurat ten typ literatury antywojennej cenię niezwykle wysoko i nie wydaje mi się, żeby dało się lepiej ukazać koszmar wojny – z punktu widzenia losu pojedynczego człowieka, który zostaje rzucony w tryby bezdusznej machiny...
Tak czy siak, zbiór "Samotne pokolenie" zaskakuje in plus. Jest to lektura wartościowa, wciągająca, inspirująca, poszerzająca horyzonty. Z czystym sumieniem polecam ją każdemu, kto naprawdę kocha dwudziestowieczną prozę. Nie tylko fanom Andrzejewskiego (dla nich pozycja absolutnie obowiązkowa). Tym bardziej dziwi mnie, że wydaną przed czterema laty książką (2014, Kraków, Universitas) zainteresowały się jak dotąd zaledwie dwie osoby (!) w najpopularniejszym polskim serwisie książkowym (piszę „najpopularniejszym”, bo ma jakoby dziesiątki, o ile nie setki tysięcy użytkowników). Nikt przede mną tej książki nie ocenił, nikt nawet nie przeczytał. Jedynie dwóch samotnych zaznaczyło, że „chce przeczytać”. Tu nasuwa się proste pytanie: co ludzie czytają, o ile w ogóle czytają? Na pewno coś lżejszego, niewymagającego wysiłku, odprężającego, rozrywkowego. Słowem: nienaukowego. Ja wiem. Rozumiem. Znakomita większość zapewne tak. Trudno męczyć typowego Kowalskiego szkicami i recenzjami – i to jeszcze takimi sprzed 80 lat... Ale czy te doskonałe szkice oraz recenzje są obecnie aż tak masakrycznie hermetyczne, by ciężkostrawnością i niedzisiejszością tłumaczyć fakt, że przez 4 lata nikt nie odważył się do nich zajrzeć?

po więcej opinii zapraszam na
http://www.rafalsocha.com/

Nie dalej niż półtora tygodnia temu ubolewałem nad mizerną liczbą użytkowników serwisu, którzy wykazali jakiekolwiek zainteresowanie porządną, atrakcyjną i pouczającą publikacją pt. "Józef Mackiewicz i krytycy". Tymczasem nawet nie domyślałem się, że następna w kolejce do przeczytania książka (na mojej prywatnej liście) okaże się jeszcze bardziej niszowa! Mowa o...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Józef Mackiewicz i krytycy Marek Zybura, praca zbiorowa
Ocena 8,0
Józef Mackiewi... Marek Zybura, praca...

Na półkach: ,

Blisko siedemsetstronicowa cegła, którą z racji objętości ciężko wprawdzie „łyknąć” na raz, lecz prawda jest taka, że czyta się ją jednym tchem. Zestaw tekstów krytycznoliterackich, jakie powstawały (w kraju i na emigracji) w związku z kolejnymi powieściami Józefa Mackiewicza. Zaczynamy od "Buntu rojstów", a więc okres jeszcze przedwojenny, kończymy zaś na "Nie trzeba głośno mówić" – czyli końcówka lat sześćdziesiątych. Solidny przekrój. Do tego znajdziemy opinie późniejsze, tyczące zarówno konkretnych utworów, jak i próbujące całościowo ogarnąć spuściznę autora "Kontry", a nawet podejmujące problem oceny twórczości pisarza pod kątem określonej tematyki (np. Tatarzy, Rosja). Świetna pozycja. Zrobi zapewne wrażenie na czytelniku wtajemniczonym, to znaczy takim, który co nieco Mackiewicza w życiu przeczytał, chociażby liznął ze 2-3 powieści. Mam tego świadomość. Niemniej zszokowała mnie prosta obserwacja – otóż dodając do wirtualnej biblioteczki nowo odkrytą pozycję, zauważyłem ze zgrozą, że czytelników tu jak na lekarstwo. Parę osób (słownie: siedem), które jakoby „chce przeczytać”. Nikt natomiast tej książki nie przeczytał, nikt tym bardziej jej nie ocenił! Tabula rasa! A książka nie jest żadną nowością. Ba – ma już 9 lat. Wydano ją w roku 2009. Tymczasem żaden ze współczesnych czytelników jej nie dostrzegł. Jak to możliwe?

więcej na:
http://www.rafalsocha.com/2018/05/04/jozef-mackiewicz-i-nieczytelnicy/

Blisko siedemsetstronicowa cegła, którą z racji objętości ciężko wprawdzie „łyknąć” na raz, lecz prawda jest taka, że czyta się ją jednym tchem. Zestaw tekstów krytycznoliterackich, jakie powstawały (w kraju i na emigracji) w związku z kolejnymi powieściami Józefa Mackiewicza. Zaczynamy od "Buntu rojstów", a więc okres jeszcze przedwojenny, kończymy zaś na "Nie trzeba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spodziewałem się obszernej i szczegółowej biografii Mieczysława Bermana, zresztą zgodnie z sugestią wyrażoną w tytule opracowania, tymczasem książka niesie potężną dawkę materiału graficznego, tekst zaś ograniczony został do niezbędnego minimum. Momentami miewałem wrażenie, że publikację tę bardziej ogląda się niż czyta. Nie znaczy to wcale, że odbiór wypada źle. Wręcz przeciwnie. W trakcie lektury łatwo zrewidować czytelnicze oczekiwania. Ja osobiście stosunkowo prędko przestawiłem się na zaproponowaną przez autora konwencję narracyjno-wizualną, którą w odniesieniu do podjętego tematu uznać muszę za optymalną.

Kim był tytułowy „Czerwony monter”? Kim był Mieczysław Berman? W jakim sensie „zaprojektował” on „polski komunizm”?

Aby zbliżyć się do odpowiedzi na powyższe pytania, szczególnie na ostatnie z nich, warto podkreślić, że aktywność twórcza bohatera książki przypada na cztery mocno różniące się od siebie dekady: od wczesnych lat trzydziestych, poprzez drugą wojnę światową i kształtowanie się PRL, następnie socrealizm i tendencje „odwilżowe” – aż do w miarę spokojnych lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. W tym okresie zmieniała się nie tylko technika czy narzędzia do wykonywania grafik, tj. fotomontaży, projektów okładek książek, plakatów et cetera, lecz przede wszystkim zasadniczej zmianie uległo uwarunkowanie polityczno-gospodarcze. Innymi słowy, zmienił się popyt na usługi Mieczysława Bermana, wyjątkowo zdolnego projektanta graficznego o sympatiach lewicowych. Nie bez kozery podkreślam owe sympatie. Zanim Berman stał się głównym projektantem komunizmu wczesnego PRL, zanim włączył się w nurt kreowania „ludowej” wizji Polski, z dużym rozmachem realizując cele stricte propagandowe, w przedwojennych realiach działał ideowo, półlegalnie, a niekiedy wręcz konspiracyjnie. Na dodatek nie unikał prac na rzecz wydawnictw komercyjnych, bo musiał przecież z czegoś żyć (z czasem zapracował na miano „rozchwytywanego grafika dla masowego odbiorcy”), co stawia jego postać w jeszcze bardziej intrygującym świetle.

Piotr Rypson nie osądza swojego bohatera, konsekwentnie unika ferowania wyroków. Zostawia je czytelnikowi. Autor książki kładzie nacisk na nowatorskość, wizyjność, sugestywność, unikatowość, a w pewnym sensie na artystyczną nieśmiertelność dzieł „czerwonego” projektanta. Czyni to w prosty sposób: poprzez prezentację nieomal całego dorobku Mieczysława Bermana, podpartą niezbędnymi objaśnieniami tekstowymi. Ów dorobek nie jest może imponujący w sensie ilościowym, lecz jakościowo robi kolosalne wrażenie.

Narrację ramowo oparto o cytaty z tak zwanej samokrytyki, jaką Berman złożył w okresie najbardziej siermiężnego socrealizmu (1951). Książka jest podzielona na zwarte rozdziały, które układają się w kolejne charakterystyczne okresy życia i twórczości artysty. Można wprawdzie odnieść wrażenie, że niektóre fragmenty życiorysu potraktowano zbyt skrótowo – prawdopodobnie wskutek chęci utrzymania strawnej objętości książki, a częściowo zapewne za sprawą braku dostępnych źródeł (np. okres pierwszej połowy lat czterdziestych, kiedy Berman tułał się po Związku Sowieckim podczas wojennej zawieruchy) – lecz nie wydaje mi się, aby był to zarzut wpływający zasadniczo na odbiór treści.

Książka jest atrakcyjnie wydana, a jej ilustracyjna zawartość pomysłowo złożona i bardzo wygodnie czytelnikowi podana. Autor zebrał wiele cennych materiałów. Dotarł nawet do takich unikatów, które zachowane zostały jakoby tylko w jedynym egzemplarzu! Narracja wciąga, w żadnym razie nie nuży. Obok podstawowych informacji biograficznych czytelnik pozna tło poczynań artystycznych, inspiracje Bermana, a także garść technicznych zawiłości, ułatwiających lepszy odbiór zaprezentowanych reprodukcji. Dowie się również, jak ewoluowała twórczość grafika i jaki wpływ wywarł on na polską kulturę wizualną.

Reasumując, "Czerwony monter" to pierwsza książka w całości poświęcona jednemu z najważniejszych projektantów graficznych w Polsce, Mieczysławowi Bermanowi. Publikacja będzie nie lada gratką dla osób zainteresowanych rozwojem sztuki graficznej w XX wieku. Polecam ją w szczególności miłośnikom doznań estetycznych.

https://historykon.pl/czerwony-monter-mieczyslaw-berman-grafik-ktory-zaprojektowal-polski-komunizm-recenzja/

Spodziewałem się obszernej i szczegółowej biografii Mieczysława Bermana, zresztą zgodnie z sugestią wyrażoną w tytule opracowania, tymczasem książka niesie potężną dawkę materiału graficznego, tekst zaś ograniczony został do niezbędnego minimum. Momentami miewałem wrażenie, że publikację tę bardziej ogląda się niż czyta. Nie znaczy to wcale, że odbiór wypada źle. Wręcz...

więcej Pokaż mimo to