GosiaZielonoMi

Profil użytkownika: GosiaZielonoMi

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 2 lata temu
136
Przeczytanych
książek
142
Książek
w biblioteczce
113
Opinii
996
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Wydaje się, że dwóch określeń „literatura piękna” i „literatura wysoka” używa się zamiennie w odniesieniu do tekstów wymagających obycia kulturowego, znajomości ukrytych tropów, aluzji, odczytania symboli czy wyczucia języka i jego niejednoznaczności. Można zadać pytanie, czy nie doszło do jakiegoś „upotocznienia” tych nazw? A co jeszcze z literaturą popkultury?
Oczywistością już chyba jest, że zdecydowanie innej świadomości czytelniczej od odbiorcy wymaga (przypominają się tu dwa pojęcia z teorii literatury: czytelnik modelowy i czytelnik wirtualny) proza Dostojewskiego, Dukaja, Bronte, Tokarczuk, a nawet Szymiczkowej – ich spokojnie zaliczam sobie do pierwszej grupy, a innej Christie, Zafona, Chmielewskiej czy Puzyńskiej – te nazwiska widzę przy tzw. literaturze popularnej. Są tu inne poziomy struktury budowy świata przedstawionego, inne walory językowe, a nawet inne sposoby kompozycji tekstów. Jedne wymagają skupienia, uwagi, wydobywania wielu sensów ukrytych, ostrożności w ich odbiorze i interpretacji, a inne zaś nastawione są nie tyle na estetykę, co na rozrywkę w najczystszej postaci; jedne mają na uwadze również rozwój intelektualny i emocjonalny czytelnika, a inne odczuwanie przez niego przyjemności z obcowania z czytanym tekstem.
Jednak w dobie renesansu literatury faktu – gł. reportażu i biografii – należałoby chyba przypomnieć, że teksty z pogranicza publicystyki i dziennikarstwa spokojnie zaliczyć można do literatury wysokiej, ale pięknej już raczej nie. Nie bazują one na skomplikowanej, misternie poprowadzonej fabule, nie wciągają w skrupulatnie rozpisany świat przedstawiony, nie kuszą walorami językowymi, a ich siłą jest siła dokumentu, faktu, nad którym się pochylają i siła dokonywanej rewizji.
Kapuściński w swoim „Imperium” rozprawił się z mechanizmem władzy Stalina, nie dotykając struktur władzy, a opisując jej skutki, bez pominięcia danych statystycznych; Moczarki w „Rozmowach z katem” nie oszczędził opisu rozbryzganego na chodniku getta mózgu, nie po to, by epatować naturalizmem, ale by pokazać skalę ludzkiej bezduszności i oswojenia (zobojętnienia) ze złem – a to tak bliskie jest temu, co na temat banalności zła napisała Arendt; Krakauer autentyczną opowieścią drogi pokazuje, że prawdziwe życie zaczyna się po życiu, po rezygnacji z tego, co życiem zdawało się jedynie być, wtedy to ponoć człowiek spotyka siebie najprawdziwszego; Tochman pyta o granice ludzkiego cierpienia i przywraca wartość każdego ludzkiego życia…
Przykłady można mnożyć. I w pewnym momencie już chyba nie jest ważne, czy tymi tekstami się jest w getcie warszawskim, w Ukrainie umierającej szalejącym kiedyś głodem, czy scala się kości ofiar wojny w Bośni – chodzi o prawdę w najczystszej postaci. I jak literatura piękna pokazuje prawdę o świecie czy człowieku, odsłania mechanizmy relacji, procesy przemian oraz miejsce jednostki w pajęczynie zależności, tak literatura dokumentalna pozostawia jeszcze miejsce na ocenę tych zdarzeń – żonglując autentycznymi wydarzeniami i bohaterami, obdziera czytelnika z pewnej strefy komfortu, w której może zrodzić się wątpliwość typu: „To nie jest prawda”. W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego jak się z tym skonfrontować. I w tym jest siła literatury faktu – w tym, że nie można pozostać obojętnym, udać, że się nie wydarzyło, nie miało miejsca. Było i zaistniało.
I to jest najwyższy poziom literatury – pokazanie świata takim, jakim jest, a nie jakim sobie wykreował czy zmyślił pisarz; to pełne odsłonięcie tego, co sobie człowiek tutaj zorganizował, jak się urządził i jak bardzo urósł w zachwycie nad samym sobą. Możliwości literatury pięknej zdają się do tego być zbyt wyrafinowane, subtelne. Bułhakow w moim ukochanym „Mistrzu…” napisał, że „(…) fakty to najbardziej uparta rzecz pod słońcem” – i dlatego, gdy wzniosą się na wyżyny przekazu tak bardzo bolą w oczy. Dla mnie literatura piękna rozwija duchowo, wysoka – rozwija, ale i rewiduje, kreśli światy, ale podejmuje nawet (a może przede wszystkim) burzliwe dyskusje. Z kolei popularna pozwala odetchnąć – i chwała jej za to! Tylko może warto czasem nie mieszać pojęć – bo aż na końcu języka ma się to Husserla „ Z powrotem do rzeczy!”

Wydaje się, że dwóch określeń „literatura piękna” i „literatura wysoka” używa się zamiennie w odniesieniu do tekstów wymagających obycia kulturowego, znajomości ukrytych tropów, aluzji, odczytania symboli czy wyczucia języka i jego niejednoznaczności. Można zadać pytanie, czy nie doszło do jakiegoś „upotocznienia” tych nazw? A co jeszcze z literaturą popkultury?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest taki typ literatury, gdzie wszystko się miesza: prawda z fikcją, realizm z baśniowością, surowy świat mężczyzn z kobiecą przenikliwością, sprawy lokalne z globalnymi. I nie mam tu na myśli wartkich eposów czy panoramicznych kronik, a sagi, legendy i gawędy - te wielowątkowe opowieści, w których żywy jest nie tylko człowiek, ale i jego przestrzeń. Świat sag i ballad, który szturmem wdarł się do literatury wysokiej w XIX w., otwiera przed czytelnikiem nowe tematy, historie, nowy typ bohatera i nowe wzorce: moralne, osobowe i wspólnotowe, ale i nową narrację. Jest to język częściowo magiczny, częściowo malarski, a momentami nawet język surowej narracji. I opowiadacz prowadzi nim swego czytelnika od wiecu, na pole bitwy, od bitwy na naradę do jarla, od jarla na małżeńskie łoże, a później do sali biesiadnej. I czyta czytelnik takie opowieści, i widzi dawnych ludzi autentycznych swoimi pragnieniami, namiętnościami, żądzami, aspiracjami, bolączkami. Widzi sojusze polityczne, krwawe potyczki dawnych wojów, samotność kobiet, sieroctwo dzieci, upadające potęgi i huczne sławy. I daje się czytelnik prowadzić w świat zdawałoby się stary, odległy, zakurzony...- świat bohaterów i herosów. Bo kto z nas nie potrzebuje bohaterów?

Jest taki typ literatury, gdzie wszystko się miesza: prawda z fikcją, realizm z baśniowością, surowy świat mężczyzn z kobiecą przenikliwością, sprawy lokalne z globalnymi. I nie mam tu na myśli wartkich eposów czy panoramicznych kronik, a sagi, legendy i gawędy - te wielowątkowe opowieści, w których żywy jest nie tylko człowiek, ale i jego przestrzeń. Świat sag i ballad,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najlepiej odpoczywa mi się przy kryminałach. To już zostało sprawdzone, zbadane i ustalone na lata (prawie, że zważone i zmierzone). Ostatnio próbowałam też przy opowieściach o tzw. bad boyach, ale takie bardziej mnie zmęczyły i poirytowały, niż zrelaksowały. Okazuje się, że jestem wierna temu, co podpatrzone w dzieciństwie – sprawnie poprowadzony kryminał, okraszony suspensem, a na dodatek w duchu noir to jest to, co lubię najbardziej.
Ostatnio powróciłam do klasyki kryminału – książek Agathy Christie. „Nemezis”, „Zwierciadło pęka w odłamków stos”, „Tajemnicza historia w Styles”, „Tajemnica siedmiu zegarów”, „Przyjdź i zgiń”, „Ślepe myszki trzy”, „Dom przestępców” – to już klasyka sama w sobie. I nie ważne, czy czytelnik podąża za wnikliwym Herkulesem, wścibską Murple czy innym, początkowo błądzącym, obserwatorem. Grunt, że daje się prowadzić od zdarzenia do zdarzenia, od postaci do postaci, od wątku do wątku, od zaplątania akcji do jej rozwiązania. Wiadomo, że wzorzec się powtórzy, że „pora na drugie morderstwo” nastąpi, że postać krystaliczna uzyska szramę, a czarny charakter zacznie się wybielać – u Christie inaczej być nie może. Są to doskonale znane schematy fabularne: zamknięta lub odizolowana przestrzeń, stała grupa postaci – w takim samym stopniu każda winna, jak i niewinna, wnikliwe sposoby dedukcji i spektakularny finał, kiedy to wszystkie, pozorne poszarpane wątki i informacje łączą się w logiczną, klarowną całość, a czytelnik mówi sobie: Przecież to takie proste było.
I oczywiste jest, że książki Christie to rozrywka w doskonałej postaci: dają wytchnienie, ale nie są banalne czy przewidywalne, wymagają skupienia, ale nie intelektualnego wysiłku. Autorka była baczną obserwatorką ludzkich charakterów, ich pragnień, potrzeb; wiedziała, że ludźmi może kierować poczucie krzywdy, zawód, rozgoryczenie a nawet chora ambicja. I za każdym razem pokazywała, że to wszystko kończy się tam, gdzie spotyka się z Poirotem, Murple, Hastingsem czy choćby 12-letnią Josephine.

Najlepiej odpoczywa mi się przy kryminałach. To już zostało sprawdzone, zbadane i ustalone na lata (prawie, że zważone i zmierzone). Ostatnio próbowałam też przy opowieściach o tzw. bad boyach, ale takie bardziej mnie zmęczyły i poirytowały, niż zrelaksowały. Okazuje się, że jestem wierna temu, co podpatrzone w dzieciństwie – sprawnie poprowadzony kryminał, okraszony...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika GosiaZielonoMi

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
136
książek
Średnio w roku
przeczytane
14
książek
Opinie były
pomocne
996
razy
W sumie
wystawione
109
ocen ze średnią 7,2

Spędzone
na czytaniu
780
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
15
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]