-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2020-09-16
Wciągająca opowieść o pierwszym kontakcie, w której akcenty humanistyczne, czystko ludzkie doświadczenie, nie gubią się na szczęście w niekiedy dość ciężkich (ale jakże interesujących!) rozważaniach z pogranicza nauki i futuryzmu. Udana mieszanka.
Wciągająca opowieść o pierwszym kontakcie, w której akcenty humanistyczne, czystko ludzkie doświadczenie, nie gubią się na szczęście w niekiedy dość ciężkich (ale jakże interesujących!) rozważaniach z pogranicza nauki i futuryzmu. Udana mieszanka.
Pokaż mimo to2020-01-06
Absolutnie przepiękna analiza determinizmów społecznych, ważki głos w dyskusji za powrotem do języka antagonizmów klasowych. Pozycja obowiązkowa, jedna z najciekawszych książek wydanych w 2019 r.
Absolutnie przepiękna analiza determinizmów społecznych, ważki głos w dyskusji za powrotem do języka antagonizmów klasowych. Pozycja obowiązkowa, jedna z najciekawszych książek wydanych w 2019 r.
Pokaż mimo to
Bosz, ale ta książka mnie zmęczyła. Nie dlatego, że była cyberpunkowa, lecz przeciwnie - autor zapomniał o "punku" i w cyberpunku i w zasadzie mamy tutaj do czynienia z kiczowatym miksem, który sam nie wie, w jaki ton chce uderzyć: próbuje być trochę noir (kładkę akcent na słowo "próbuje"), żeby chwilę potem być ponownie edgy i zabawnym, uderzając przy tym we wszystkie złe nuty i - podkreślę to jeszcze raz - omijając punk szerokim łukiem. Język, w swej tępocie, też nie pomaga - "Cyberpunk: Odrodzenie" czyta się bardziej jak scenariusz, aniżeli książkę. Autor właściwie ogranicza się do monotonnego wymieniania postępujących po sobie zdarzeń, pościgów, strzelanin, rozrób - beż żadnej treści i głębi. Świat przedstawiony właściwie tu nie istnieje, no bo w gruncie rzeczy i po co? Książka w swej wielkiej, majestatycznej oryginalności ogranicza się do powielania najbardziej wyświechtanych obrazów kojarzonych z "cyberpunkiem". Wszystko sprawia tutaj wrażenie, jakby było pisane na kalkulatorze lub podczas zebrania execów, którzy szybko muszą wypchnąć książkę "o cyberpunku", żeby domknąć rok fiskalny: musimy mieć glinę po przejściach, żeby było trochę mrocznie, nie?, check, dodajmy do tego wczep w mózgu, no bo cyber, ok, pomnóżmy przez chińskie gangi, bo wiecie - Chinatown z Blade Runnera, dodajmy nieogarniętego partnera do tego gliny, bo comic relief, hehe, itepe, itede. Problem jest taki, że ta forma nie ma treści. W zestawieniu z "Sybirpunkiem" Gołkowskiego, który jest z przysłowiowym jajem, pełnym cudacznego punka zanurzonego w słowiańskim sosie, który zaskakująco flirtuje z domieszką kryzysu wieku średniego, książka Ziemiańskiego jest zwyczajnie bez polotu. Różnice widać również w języku: w Sybirpunku język płynie, ma swój rytm, jest jak utwór rock and rollowy - każdy akapit ma swoje tempo, swój ton, jest skrojony w taki sposób, żeby uwydatniać szaleństwo życia w Neosybirsku, celebrować go. U Ziemiańskiego z kolei język jest tępy, prosty, nijaki, autor zdaje się krzyczeć: masz tu swój wczep w mózgu i mega-city rodem z Judge Dredd, czego jeszcze ode mnie chcesz?
Bosz, ale ta książka mnie zmęczyła. Nie dlatego, że była cyberpunkowa, lecz przeciwnie - autor zapomniał o "punku" i w cyberpunku i w zasadzie mamy tutaj do czynienia z kiczowatym miksem, który sam nie wie, w jaki ton chce uderzyć: próbuje być trochę noir (kładkę akcent na słowo "próbuje"), żeby chwilę potem być ponownie edgy i zabawnym, uderzając przy tym we wszystkie złe...
więcej Pokaż mimo to