rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Zdecydowanie nie polecam kobietom w ciąży i z silną tokofobią.

Zdecydowanie nie polecam kobietom w ciąży i z silną tokofobią.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Największym błędem było obejrzeć serial zanim przeczytałam książkę. W związku z czym trochę byłam rozczarowana faktem, że pewne kwestie się rozjeżdżają między książką a filmem. I nie było już takiego feelingu by się dowiedzieć jak cała historia się skończyła. Mimo wszystko jednak wydaje mi się, że przy wszystkich niedoskonałościach serialu, to adaptacja tej historii wypadła dużo lepiej niż książka.

Największym błędem było obejrzeć serial zanim przeczytałam książkę. W związku z czym trochę byłam rozczarowana faktem, że pewne kwestie się rozjeżdżają między książką a filmem. I nie było już takiego feelingu by się dowiedzieć jak cała historia się skończyła. Mimo wszystko jednak wydaje mi się, że przy wszystkich niedoskonałościach serialu, to adaptacja tej historii wypadła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mam problem z tą książką. Niby bohaterów da sie lubić, ale z drugiej strony teksty, którymi rzuca Chyłka są dość nędzne i na poziomie wczesnego gimnazjum. Trochę ta Aśka wyrasta na taką gwiazdę całej szkoły, co to jej sie trzeba w pas kłaniać i robić tylko to co ona zaaprobuje. Ale z drugiej trzeba jej przyznać, że za swoimi to nawet w ogień wskoczy. Oryński, no kurczaczek taki nieopierzony, ale z ewidentnym potencjałem. Więc bohaterowie tak mocno mi średnio podeszli. Widać, że Chyłka jest konkretną babką i nie da sobie wciskać ściemy, ale gdyby trochę dojrzalsza była…

Natomiast jeśli chodzi o fabułę, to muszę przyznać, że pomysł pierwsza klasa. Mam tylko nadzieję, że pozostałe książki nie są wg schematu, bo będzie to dla mnie mocno rozczarowujące.

Mocne 6* i zapewne jeszcze sięgnę po inne tytuły RM. Zobaczymy. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Mam problem z tą książką. Niby bohaterów da sie lubić, ale z drugiej strony teksty, którymi rzuca Chyłka są dość nędzne i na poziomie wczesnego gimnazjum. Trochę ta Aśka wyrasta na taką gwiazdę całej szkoły, co to jej sie trzeba w pas kłaniać i robić tylko to co ona zaaprobuje. Ale z drugiej trzeba jej przyznać, że za swoimi to nawet w ogień wskoczy. Oryński, no kurczaczek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Moim zdaniem najsłabsza część cyklu. Wciągająca? Absolutnie nie. Chaotyczna? Owszem, bardzo. Momentami gubiłam się w narracji i zastanawiałam jak do tego doszło lub co tu się właśnie wydarzyło. Przeczytać można, tylko po co?

Moim zdaniem najsłabsza część cyklu. Wciągająca? Absolutnie nie. Chaotyczna? Owszem, bardzo. Momentami gubiłam się w narracji i zastanawiałam jak do tego doszło lub co tu się właśnie wydarzyło. Przeczytać można, tylko po co?

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

O książce dowiedziałam się z jakiegoś komentarza, pod artykułem o płonących kanadyjskich kościołach. Nie wiedziałam jednak czego tak naprawdę książka dotyczy i jak bardzo złożony to jest problem. Sięgając po tę książkę myślałam również, że tytułowy Toby Obed będzie jedynym głosem, który wybrzmi w tej książce, może w imieniu większego grona survivors, a może jedynie w swoim własnym. Nie spodziewałam się natomiast, że ta książka to wstrząsająca relacja chóru głosów, które czasami mają imię i nazwisko, a czasami pozostają anonimowe. Nie spodziewałam się, że ta książka to zapis instytucjonalnych przewin kościoła, polityki, a także historii. Ta książka jest oddaniem głosu tym, którzy naprawdę, i jako jedyni powinni zabierać głos w tej sprawie. Narracja jest tutaj bardzo 'reporterska' i praktycznie obecności autorki tutaj nie czuć. Czasami miałam wrażenie, że pióro Pani Gierak-Onoszko jest jak kamera - chwyta to co jest, a nie to co powinno być lub to co chcielibyśmy (lub autorka chciałaby) widzieć. To trudna sztuka i jestem pełna uznania dla autorki, że udało jej się stworzyć taką przestrzeń dla bohaterów.
Ta książka uwrażliwiła mnie również na problem zawłaszczeń kulturowych i nazewnictwa, albowiem do tej pory nie widziałam problemu w tym by mówić Indianin czy Eskimos, ale nie poświęciłam nawet sekundy by zastanowić się nad tym czy to stosowne. Z jednej strony wszyscy wiemy, że Kolumb się pomylił i zamiast do Indii dopłynął do Ameryki, ale z drugiej nie zastanawiamy się (szczególnie jako dzieci) czy to aby na pewno stosowne nazywać rdzenną ludność/Pierwsze Narody określeniem narzuconym przez de facto pierwszego oprawcę. I my w Europie lejemy łzy wzruszenia jakie to cudowne, że Kolumb tę Amerykę 'odkrył', a tak naprawdę dla mieszkańców tych ziem to była jedna z wielu czarnych kart w ich historii. Trafne więc porównanie jednego z ocalałych, że jak to jest, że Kanada i Stany świętują Columbus Day, a my w Europie nie świętujemy urodzin Hitlera? To mnie bardzo uderzyło. Z kolei temat zawłaszczeń kulturowych jest dla mnie dość trudny. Z jednej strony rozumiem, że 'skoro zabraliście nam wszystko to chociaż zostawcie nam naszą kulturę', jednak z drugiej strony zastanawiam się czy jednak dzięki temu, że chcemy do niej sięgać nie sprawiamy, że ta kultura będzie wciąż żywa? Jednak tutaj świetnie wpisuje się jeden z tekstów Umberto Eco (o ile dobrze pamiętam), o przenoszeniu wzorców kulturowych z Europy na grunt amerykański, którego współcześni Amerykanie jako, w dużej mierze, potomkowie osadników, nie są w stanie zrozumieć. Dla nich te kolumny wzorowane na greckich czy rzymskich budynkach wyglądają ładnie i dlatego ich pożądają, ale bez kontekstu historycznego i kulturowego wygląda to śmiesznie i groteskowo. Stąd też powstaje pytanie czy naprawdę mówiąc o zawłaszczeniach kulturowych powinniśmy stawiać się w pozycji białych i wszystkowiedzących? Przyznaję bez bicia, że ja do tej pory nie widziałam dużego problemu w tym, że ktoś założył pióropusz, ale poza tym, że nosi(ł) go indiański wódz nie miałam pojęcia o jego symbolice. A okazuje się, że pióropusz to nie tylko symbol władzy, ale również symboliczny wyraz uznania zasług noszącego. To również symbol religijny. Więc skoro tak chętnie niektórzy oburzają się kiedy chrześcijańskie symbole są profanowane w taki czy inny sposób, dlaczego nie reagują kiedy profanowane są symbole ważne dla innych?
To ważny temat, ale ważniejszy jest jednak zapis zła, które zostało wyrządzone ludziom, którzy zdecydowali się zabrać głos i walczyć po latach o swoją godność. To zapis wielu krzywd i traum, poczyniony z wielką starannością. Nie znajdziemy tu epatowania tym okrucieństwem, a jednak każdy czytelnik doskonale będzie wiedział co tam się działo. I takie mam wrażenie, że (być może) nieświadomie autorka w tej książce (w takiej właśnie postaci) pokazuje, że Kanada też wiedziała.

O książce dowiedziałam się z jakiegoś komentarza, pod artykułem o płonących kanadyjskich kościołach. Nie wiedziałam jednak czego tak naprawdę książka dotyczy i jak bardzo złożony to jest problem. Sięgając po tę książkę myślałam również, że tytułowy Toby Obed będzie jedynym głosem, który wybrzmi w tej książce, może w imieniu większego grona survivors, a może jedynie w swoim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mieszane mam uczucia, z jednej strony faktycznie jest trochę o 'niewyjaśnionych zagadkach starożytności', bo do dziś trwają debaty nad tym jak oni (starożytni) postawili piramidy, ale z drugiej strony w pewnym momencie, mam wrażenie, że autor odlatuje ostro w stronę klimatów z 'z Archiwum X'.

Tłumaczenie faktycznie nie jest najlepsze, ale korekta to jakaś masakra. Pełno literówek i jakichś dziwnych odstępów, których być nie powinno.

Czyta się szybko, choć mniej więcej od 45 sekretu już się robi lekko nudnawo.

Książka moim zdaniem ma duży potencjał, niestety został on kompletnie nie wykorzystany.

Jednak zaryzykuję i sięgnę w przyszłości po inną książkę autora, bo być może to ta jedna książka mu nie wyszła. Warto czasami dawać drugie szanse autorom i nie przekreślać ich po jednym czytaniu.

Mieszane mam uczucia, z jednej strony faktycznie jest trochę o 'niewyjaśnionych zagadkach starożytności', bo do dziś trwają debaty nad tym jak oni (starożytni) postawili piramidy, ale z drugiej strony w pewnym momencie, mam wrażenie, że autor odlatuje ostro w stronę klimatów z 'z Archiwum X'.

Tłumaczenie faktycznie nie jest najlepsze, ale korekta to jakaś masakra. Pełno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Skusił mnie tytuł, bo byłam ciekawa jak autor dojdzie do wniosku, że Harry Potter ma cokolwiek wspólnego z komunizmem czy nazizmem. No, cóż... dostałam zbiór (moim zdaniem) przypadkowych cytatów, których było więcej niż przemyśleń autora. Swoją drogą dość zabawne, bo cytaty były opisane tak, że bardzo łatwo było je pomylić z treściami odautorskimi. Nie ma tu żadnej tezy, której chciałby dowieść autor, a im bliżej końca tym mam wrażenie większy odlot miał Szanowny Pan Autor. Nadal nie wiem co wspólnego ma Harry Potter z komunizmem i nazizmem, ale wiem już, żeby nie czytać książek Pana Jana Kochańczyka.

I na koniec jeszcze pytanie, po co na końcu książki autor podaje gdzie i co robił skoro niniejsza książka jest raczej zaprzeczeniem jego kompetencji?

Skusił mnie tytuł, bo byłam ciekawa jak autor dojdzie do wniosku, że Harry Potter ma cokolwiek wspólnego z komunizmem czy nazizmem. No, cóż... dostałam zbiór (moim zdaniem) przypadkowych cytatów, których było więcej niż przemyśleń autora. Swoją drogą dość zabawne, bo cytaty były opisane tak, że bardzo łatwo było je pomylić z treściami odautorskimi. Nie ma tu żadnej tezy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ocena gdzieś tak między 5 a 7 (czyli wychodzi, że 6), bo początek taki trochę średni i przydługi natomiast jak już się zaczęło rozkręcać to skala masakry prawie wywołała u mnie torsje choć raczej nie jestem podatna na opisy makabr wszelakich. Z całą pewnością książka jest dość mocna, ale fabuła nie do końca mnie przekonuje. Na pewno jest to bardzo w stylu GM i za to bardzo plus, na pewno autor włożył ogrom pracy w zbudowanie tej fikcji, ale naprawdę niech mnie ktoś oświeci jak trzeba mieć chory mózg, żeby wymyślić taką historię! Grahamie Mastertonie, nawet jak piszesz gorsze książki to i tak robisz to w wielkim stylu! Nie nudziłam się ani przez moment, czekałam co będzie dalej i skończyłam. Zachwycona nie jestem do końca, ale doceniam pomysł, wykonanie też dość dobre, choć czepiałabym się tłumaczenia (bo znowu mamy majteczki (!)), ale generalnie jest w porządku. Natomiast nie mogłam jakoś wczuć się w klimat. To nie jest zła książka (tak mi się wydaje) i dla fanów flaków na wierzchu pewnie będzie interesującą lekturą. A i zakończenie, w sensie ostatni rozdział. Grahamie Mastertonie! Tak się nie robi... To jest kino najwyżej klasy B. A Pan mierzy zdecydowanie wyżej. Takie trochę mieszane uczucia mam i mogę to podsumować w sumie parafrazując klasyka "czytałam, ale się nie cieszyłam".

Ocena gdzieś tak między 5 a 7 (czyli wychodzi, że 6), bo początek taki trochę średni i przydługi natomiast jak już się zaczęło rozkręcać to skala masakry prawie wywołała u mnie torsje choć raczej nie jestem podatna na opisy makabr wszelakich. Z całą pewnością książka jest dość mocna, ale fabuła nie do końca mnie przekonuje. Na pewno jest to bardzo w stylu GM i za to bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czytając miałam wrażenie, że to po prostu pierwszy w historii scenariusz do latynoamerykańskiej telenoweli. Nie zaskoczyło mnie nic, nie rozśmieszyło mnie nic. Czy zapamiętam? Pewnie tak, bo Shakespeare ma to do siebie, że nawet jak nie chcesz to pamiętasz. Złe to nie było, ale czy jest się czym zachwycać? Być może mam mało wysublimowane poczucie humoru i najzwyczajniej pod słońcem nie rozumiem tych heheszków, które zachwycają w tym tytule innych. Może. W każdym razie przeczytać można, aż tak kompletną stratą czasu to nie jest. Nie mniej jednak niespecjalnie jestem zachwycona.

Czytając miałam wrażenie, że to po prostu pierwszy w historii scenariusz do latynoamerykańskiej telenoweli. Nie zaskoczyło mnie nic, nie rozśmieszyło mnie nic. Czy zapamiętam? Pewnie tak, bo Shakespeare ma to do siebie, że nawet jak nie chcesz to pamiętasz. Złe to nie było, ale czy jest się czym zachwycać? Być może mam mało wysublimowane poczucie humoru i najzwyczajniej pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

W tej książce Graham pokazuje, że naprawdę ma chory mózg, ale właśnie tego oczekuje się po Grahamie Mastertonie.

Myślałam, że w "Czarnym Aniele" GM osiągnął wyżyny, ale w w "Bezsennych" było tylko gorzej (w sensie tego co Graham zrobił tym biednym bohaterom).

To zdecydowanie NIE JEST książka dla panienek, którym wydaje się, że okrucieństwo w literaturze jest fancy & cool, bo pożyczyły od sąsiadki "50 twarzy Greya" i czytały w ukryciu przed mężem rumieniąc się niczym nastolatki. To kawał naprawdę brutalnej literatury, której od jakiś 20 lat szukałam w kolejnych książkach GM [i nie tylko. (SPOJLER: Dopiero w "Bezsennych" znalazłam)]. I naprawdę jeśli ktoś mówi mi, że Stephen King jest królem grozy to w moim mniemaniu naprawdę nie ma pojęcia o czym mówi, bo w porównaniu z GM, SK pisze bajki na dobranoc, w dodatku często mocno nudne, więc szybko się zasypia (jedyny plus, choć jak ktoś śledzi moje opinie na temat książek SK wie, że nie wszystkie są, aż tak nędzne. Niestety, aby wiedzieć które są które męczę je wszystkie sukcesywnie po kolei, a on nie chce przestać pisać).
Dlatego jeśli przerażają Cię wylewające się zewsząd flaki, to obawiam się, że ta książka nie jest dla Ciebie. Natomiast jeśli chcesz dowiedzieć się jak chorym człowiekiem trzeba być aby napisać coś tak okrutnego(?) przerażającego(?) potwornego(?) niewyobrażalnego(?) to z tej książki z całą pewnością się tego nie dowiesz, ale z całą pewnością jak ja będziesz zastanawiać się jak to możliwe, że tak miły człowiek jak Graham Masterton może tworzyć tak chore scenariusze i nadal być zdrowym na umyśle (przynajmniej na pierwszy rzut oka) uśmiechniętym i subtelnie nieśmiałym człowiekiem, którego masz ochotę przytulić gdy tylko zobaczysz. Mocna dycha Ziomeczku, keep going!

W tej książce Graham pokazuje, że naprawdę ma chory mózg, ale właśnie tego oczekuje się po Grahamie Mastertonie.

Myślałam, że w "Czarnym Aniele" GM osiągnął wyżyny, ale w w "Bezsennych" było tylko gorzej (w sensie tego co Graham zrobił tym biednym bohaterom).

To zdecydowanie NIE JEST książka dla panienek, którym wydaje się, że okrucieństwo w literaturze jest fancy &...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Moim zdaniem najsłabsza część serii o Saszy. Generalnie seria była raczej równią pochyłą, ale nie spodziewałam się, że zakończenie bedzie tak nędzne. Tzn. umówmy się, ja akurat lubię książki Katarzyny Bondy i będę twierdzić, że te książki coś w sobie mają, jednak rozumiem, że nie do każdego trafią. Doceniam wysiłek autorki włożony w przygotowanie materiału pod późniejsze pisanie, doceniam pomysły, jednak intryga w tej książce mam wrażenie, że jest trochę tak upleciona jak uczniowskie "...i wtedy się obudziłem" w wypracowaniach pisanych na zaliczenie. Słabe, oklepane bez ładu i składu. Oczywiście jak to u Bondy nie mogę jej zarzucić braku konsekwencji, natomiast mogę jej zarzucić, że przy tak zagmatwanych historiach często zapomina czytelnikom wyjaśnić jak do tego doszło, bo ja niczym Zenek naprawdę nie wiem. Pani Katarzyno, doceniam, naprawdę, ale proszę czasem pomyśleć o takich czytelnikach o małym rozumku jak choćby ja i chociaż czasem, tak w jednej chociaż książce wyłożyć od a do z skąd to się wszystko wzięło. Dodatkowo fabuła, no przykro mi, ale nie jestem wielką fanką literatury inspirowanej polityką, nie interesuje mnie to zupełnie. Dlatego też nie przekonała i nie wciągnęła mnie fabuła tej książki. No i jak już mówiłam za dużo tutaj jest chaosu.

Moim zdaniem najsłabsza część serii o Saszy. Generalnie seria była raczej równią pochyłą, ale nie spodziewałam się, że zakończenie bedzie tak nędzne. Tzn. umówmy się, ja akurat lubię książki Katarzyny Bondy i będę twierdzić, że te książki coś w sobie mają, jednak rozumiem, że nie do każdego trafią. Doceniam wysiłek autorki włożony w przygotowanie materiału pod późniejsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Mam problem z tą książką i to spory. Po pierwsze język. Straszny. Miałam wrażenie, że Pan Rogoziński ma mnie za idiotkę, ewentualnie nie ja jestem grupą docelową dla tego autora. To było nasze pierwsze spotkanie i mam wrażenie, że chyba ostatnie. Nie zaciekawiła mnie ta lektura na tyle by spróbować jeszcze raz. To nie jest autor, któremu chciałabym dawać drugą szansę, co szczerze dla mnie jest dość dużym osiągnięciem, bo wielokrotnie pisałam, że spróbuję kiedyś z innym tytułem tego czy tamtego autora. Tutaj wybitnie nie mam na to ochoty. I to w dużej mierze przez język jakim została napisana.
Następna kwestia to fakt, że fabuła prędzej zaciągnęłaby mnie do kina czy teatru aniżeli do przeczytania książki. Ilość absurdów w tej niekończącej się komedii omyłek zdecydowanie bardziej w moim odczuciu pasuje do filmu czy sztuki teatralnej niż literatury. Lub takie wrażenie potęguje fakt, iż w moim subiektywnym odczuciu (w dużej mierze jak sądzę przez język) książka jest dość mizernie napisana i lepiej wypadła by jej ekranizacja lub widowisko teatralne, BA! nawet myślę, że odegranie pantonimy mogłoby pomóc. Niestety Pan Rogoziński napisał książkę... O samej książce mogę powiedzieć tyle, że czyta się niby szybko (ale i tak za długo), ale absolutnie nie wciąga ona fabułą. Czy mnie rozbawiła? Właściwie to nie, może tylko ta scena z wazonem, ale szczerze? To nie było ryknięcie śmiechem jak w "Biegając z nożyczkami" (swoją drogą polecam) jak pół rodziny zbiera się w toalecie by wróżyć z odchodów pana doktora, tylko raczej przejaw rozbawienia na wyimaginowany widok wydarzeń w tej scenie opisywanych. Cóż, podobało mi się wykorzystanie strzelby Czechowa, jednak w tej książce to jak trafienie dwójki w lotto. Niby jest potencjał na wygraną, ale zabrakło szczęścia, żeby zgarnąc chociaż te 24 złote. Tutaj mamy sporą wyobraźnię Pana Rogozińskiego, ale zdecydowanie brakuje mu finezji. Dlatego pozwólcie, że posłużę się analogią ze świata muzyki - przypomina to bycie muzykiem. Każdy może grać po weselach, ale nie każdy nadaje się do Opery Narodowej. Często czytam słabe książki (ale i wymagania mam duże, więc to też moja wina, że mi się nie podobają), ale dla mnie Pan Rogoziński jawi się właśnie jak ów weselny grajek. Ja mam świadomość, że Pan Rogoziński byłby z pewnością smutny gdyby dowiedział się, że ktoś mu tak napisał, że mu się nie podobało więc na koniec z dobrego serduszka powiem aby pisał dalej, są tacy co im się spodoba jak Pan Alek pisze i będą go głaskać. A on - niczym Mandaryna na festiwalu w Sopocie - niech pisze, póki się nie nauczy.
Pozdrawiam serdecznie.
Ps. Jakby ktoś chciał kupić to priv.

Mam problem z tą książką i to spory. Po pierwsze język. Straszny. Miałam wrażenie, że Pan Rogoziński ma mnie za idiotkę, ewentualnie nie ja jestem grupą docelową dla tego autora. To było nasze pierwsze spotkanie i mam wrażenie, że chyba ostatnie. Nie zaciekawiła mnie ta lektura na tyle by spróbować jeszcze raz. To nie jest autor, któremu chciałabym dawać drugą szansę, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

In plus:
- pozbawiona, typowego kingowskiego stylu, a co za tym idzie mało Kinga w Kingu
- szybko się czyta
- rozbudza ciekawość, co będzie dalej i dokąd opowieść zmierza

In minus:
- zmierza donikąd
- brak typowego kingowego stylu powoduje, że nie spodoba się miłośnikom jego wcześniejszych książek (ja mimo, że nadal nie rozumiem zachwytu nad tym pisarzem, podejrzewam, że to nie on napisał tę książkę, a co dopiero ktoś kto uwielbia jego książki)
- brakuje tu jakiejkolwiek fabuły
- niektóre opisane wydarzenia są nielogiczne i żaden z bohaterów tego nie zauważa
- bohaterowie nie są postaciami z krwi i kości tylko kartonowymi kukiełkami jakie czasem stoją w kinach.

Za wszystkie zalety tej książki dałabym po dyszce, za wszystkie jej wady dałabym 1. Średnia wychodzi więc 5 i tyleż * daję. Bo to nie jest książka na tyle zła, żeby ją ostro oceniać. To książka po prostu nieudolna, ale nadal czyta się dobrze. Powiem więcej, to książka, która jest tak nędzna, że z chęcią przeczytam ją jeszcze raz. Więc to nie może być zła książka. Ale nadal... Tak 5* to bardzo uczciwa ocena, a jedyne co mogę z całą pewnością powiedzieć, to to, że jeśli ktoś jest wielkim fanem 'kanonicznego Kinga' (którego to fanką ja akurat nie jestem) to z całą pewnością się srogo zawiedzie. Decyzję, czy warto pozostawiam Wam, ale powtórzę, w jakiś przewrotny sposób ta książka mi się podobała. Czy polecam? Nie mam pojęcia. Spróbuj i podziel się tym z nami tak jak ja ro zrobiłam ;).

In plus:
- pozbawiona, typowego kingowskiego stylu, a co za tym idzie mało Kinga w Kingu
- szybko się czyta
- rozbudza ciekawość, co będzie dalej i dokąd opowieść zmierza

In minus:
- zmierza donikąd
- brak typowego kingowego stylu powoduje, że nie spodoba się miłośnikom jego wcześniejszych książek (ja mimo, że nadal nie rozumiem zachwytu nad tym pisarzem, podejrzewam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Szczerze mówiac nie porwała mnie jakoś szczególnie ta ksiażka. Motyw nastolatków w lesie jest tak oklepany, że aż dziwi mnie, że pisarz z takim dorobkiem jak Coben po niego sięgnał. Kolejna rzecz to motyw traumy jaka rozdziela kochanków na wiele lat i ich późniejsze spotkanie, które przebiega tak jakby ledwie nie widzieli się tydzień... Trzecia kwestia to trupy, które wyskakuja z szafy i upiory przeszłości, które czaja się w tym lesie. Ja rozumiem, że trzeba intrygę zaplatać by czytelnik miał fun, ale tutaj to mocno nie zagrało. Choć czyta się przyjemnie to nic specjalnego.

Szczerze mówiac nie porwała mnie jakoś szczególnie ta ksiażka. Motyw nastolatków w lesie jest tak oklepany, że aż dziwi mnie, że pisarz z takim dorobkiem jak Coben po niego sięgnał. Kolejna rzecz to motyw traumy jaka rozdziela kochanków na wiele lat i ich późniejsze spotkanie, które przebiega tak jakby ledwie nie widzieli się tydzień... Trzecia kwestia to trupy, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

W porównaniu z "Zabić drozda" ta książka faktycznie jest nędzna i wieje nudą. Jednak jeśli rozpatrywać ją w kategoriach "poszukiwania siebie na zgliszczach historycznej świadomości własnej tożsamości" to to złe nawet nie jest. Problem jednak polega na tym, że w większości scen nie bardzo wiadomo o co tej dziewczynie chodzi. O ile w "Zabić drozda" narracja szła gładko i pokazywała pewną magię związaną z dzieciństwem i dorastaniem, o tyle w "Idź, postaw wartownika" mamy jedynie awantury i retrospekcje, które (jak sądzę) mają pokazać co wydarzyło się między jedną, a drugą książką... Problem polega jednak na tym, że to bezwartościowe bzdury, które moim zdaniem mają niewiele wspólnego zarówno ze Skaut z "Drozda", jak i nie wnoszą niczego do fabuły "Wartownika". Bardzo mieszane mam uczucia co do tej książki. Nie jest to książka tragicznie zła, ale do pierwszej części zdecydowanie wiele jej brakuje. Dodatkowo nieścisłości fabularne w nawiązaniach do pierwszej części aż biją po oczach. Przeczytać można, ale czy trzeba?

W porównaniu z "Zabić drozda" ta książka faktycznie jest nędzna i wieje nudą. Jednak jeśli rozpatrywać ją w kategoriach "poszukiwania siebie na zgliszczach historycznej świadomości własnej tożsamości" to to złe nawet nie jest. Problem jednak polega na tym, że w większości scen nie bardzo wiadomo o co tej dziewczynie chodzi. O ile w "Zabić drozda" narracja szła gładko i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Brak mi słów by wyrazić zachwyt nad tą książką. Jest w niej wszystko to, czego spodziewałabym się po książce będącej na liście 100 książek, które trzeba przeczytać.
Niebywale podoba mi się postać narratorki, która ze sporą dojrzałością i bez pośpiechu opowiada całą historię. Podobają mi się relacje między bohaterami, które przepełnione są zrozumieniem i szacunkiem. Ta książka naprawdę nie ma słabego punktu. Tu każde słowo i każdy przecinek są po coś, a najważniejsze nauki zeń płynące nie są zawarte w cytatach, które warto pamiętać lub gdzieś zapisać bo ładnie brzmią, ale w tym co niedopowiedziane, w tym co między wierszami. Ta książka to ukłon w stronę mądrości Atticusa i rezolutność jego dzieci. To hołd oddany wszystkim Calpurniom tego świata za to, że przyczyniły się swoją obecnością do tego by dzieci dojrzewały do nieuchronnej dorosłości w jak najlepszej kondycji moralnej.
Nie jestem w stanie oddać jak bardzo wartościowa to książka i jak wielkie na mnie wrażenie wywarła. Może więc niech za moją rekomendację służy moja (subiektywna) opinia, że to jedna z naprawdę niewielu książek, które w 100% uważam za warte przeczytania i która słusznie znalazła się na liście 100 książek BBC, które trzeba przeczytać. Przeczytałam z tej listy już ponad 25% i naprawdę proszę mi wierzyć, że nie mam pojęcia jak ktoś mógł zestawić "Zabić drozda" z tą nędzą literacką jaką są "Opowieści z Narnii". Przecież to jak dzień do nocy, nie ma w ogóle kategorii w jakiej można by je porównywać poza tym, że jedno i drugie to słowa tworzące książkę. Z tą różnicą, że ZD to naprawdę arcydzieło, a Opowieści jedynie nędzna i nieudolna podróbka literatury (dziecięcej).
Żałuję jedynie, iż tak długo zwlekałam z lekturą tej książki.
Polecam z całego serduszka.

Brak mi słów by wyrazić zachwyt nad tą książką. Jest w niej wszystko to, czego spodziewałabym się po książce będącej na liście 100 książek, które trzeba przeczytać.
Niebywale podoba mi się postać narratorki, która ze sporą dojrzałością i bez pośpiechu opowiada całą historię. Podobają mi się relacje między bohaterami, które przepełnione są zrozumieniem i szacunkiem. Ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Porównanie do historyjek z 'Chwili dla ciebie' jest jak najbardziej trafne i sama bym lepszego nie wymyśliła. Czytasz, czytasz oczekujesz czegoś spektakularnego, a jedyne co dostajesz to wszechogarniające uczucie cringe'u. Nienawidzę anegdot, po prostu nie i koniec. A ten zbiór to wysyp tychże. Niestety problem z anegdotami jest taki, że najczęściej śmieszą one opowiadacza i ewentualnie jego najlepszych kolegów. Reszta co najwyżej podśmiewa się kpiąco pod nosem jak bardzo ów opowiadacz jest zadufany w sobie, że myśli., że kogoś tym rozbawi...
Tematyka tej książki jest jak najbardziej poważna, ale podobno przytoczone historie miały być śmieszne. Spojler: NIE BYŁY. Choć, by oddać sprawiedliwość, muszę przyznać, raz się roześmiałam, ale był to raczej nerwowy chichot nastolatki wyrwanej do odpowiedzi aniżeli szczery wyraz rozbawienia.
Ale nawet to nie jest najgorsze, bo przypomnijcie sobie te wszystkie faile, które oglądaliście w internecie. Czyż nie zdarzyło Wam się współodczuwać tego bólu bohatera takiego filmiku? Ktoś uderzył kroczem w ramę od roweru? Auć! Ktoś szorował zębami po asfalcie? Ojej, dobrze, że przeżył! A tutaj, w tej książce najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie było komu współczuć. Ani rodzinom, ani zmarłym, ani tym bardziej tym grabarzom... I to chyba jest dla mnie najsłabszy punkt tej ksiązki. Kiepskie anegdoty są wybaczalne, ale brak jakiejkolwiek reakcji emocjonalnej z człowieczej strony mojego jestestwa sprawia, że uważam tę książkę za totalnie bezwartościową.
A i na koniec jeszcze jedno. Biznes funeralny to oczywiście biznes jak każdy inny i płacąc jego pracownikom za współczucie nie oczekujmy szczerości w intencjach, ale mam wrażenie, że autor nie ma za grosz szacunku do swoich żywych klientów.

Porównanie do historyjek z 'Chwili dla ciebie' jest jak najbardziej trafne i sama bym lepszego nie wymyśliła. Czytasz, czytasz oczekujesz czegoś spektakularnego, a jedyne co dostajesz to wszechogarniające uczucie cringe'u. Nienawidzę anegdot, po prostu nie i koniec. A ten zbiór to wysyp tychże. Niestety problem z anegdotami jest taki, że najczęściej śmieszą one opowiadacza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Początkowo dałam 9, ale umówmy się niczego odkrywczego w tej książce nie znajdziesz, chyba, że jesteś głąbem skończonym i przespałeś swoje życie. Ta książka to bardziej uporządkowanie wiedzy, którą już masz celem osiągnięcia celu do którego dążysz przy minimalizowaniu strat po Twojej stronie. Pod tym kątem faktycznie przydatna książka. Natomiast bardzo podoba mi się fakt, że autor spełnia obietnice z okładki i przedmowy, że w tej książce nie znajdziesz uniwersalnych scenariuszy, a jedynie opisane mechanizmy jakie występują podczas negocjacji oraz pobudki jakimi kierują się owe tytułowe potwory. Podoba mi się również fakt, że w obliczu różnych case'ów omawianych w tej książce jako przykłady konkretnych problemów negocjacyjnych jest case główny (a w sumie to nawet dwa), które prowadzą nas przez niemal całą lekturę tej książki przez co jest to bardziej przystępne dla tych troszkę większych głuptasków. I finalnie podoba mi się fakt, że przykłady negocjacji pochodzą faktycznie z różnych okresów i dziedzin. Pozwala to ujrzeć negocjację jako istotny aspekt życia nie tylko zawodowego, ale życia w ogóle. Choć niektóre przykłady są mocno pogmatwane i nie do końca jestem pewna co autor miał na myśli (też bywam czasem głuptaskiem). W każdym razie książka o ile nie wnosi niczego nowego o tyle porządkuje wiedzę i pozwala lepiej przyjrzeć się swoim brakom w dziedzinie negocjacji.

Początkowo dałam 9, ale umówmy się niczego odkrywczego w tej książce nie znajdziesz, chyba, że jesteś głąbem skończonym i przespałeś swoje życie. Ta książka to bardziej uporządkowanie wiedzy, którą już masz celem osiągnięcia celu do którego dążysz przy minimalizowaniu strat po Twojej stronie. Pod tym kątem faktycznie przydatna książka. Natomiast bardzo podoba mi się fakt,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Nie wiem dlaczego ja sobie to robię i czytam ten mocno nędzny cykl, ale może ku pokrzepieniu serc tych, którzy jak i ja nie rozumieją fenomenu tych książek i przecierają oczy z niedowierzania, że naprawdę książka, która zachęca dzieci do robienia wszystkiego tego, przed czym przestrzegają ich rodzice, jest tak popularna... Szczęście w nieszczęściu, że mam wrażenie taki szał wśród dzieci jest jeszcze tylko na Harrego Pottera i miłośnicy jednego nie są fanami drugiego. I chyba HarroPotterowcy są w tej bitwie na zwycięskiej pozycji, bo Narnia sama się pogrąża. A tak już serio to bedąc osobą o zdrowych zmysłach i w pełni świadoma swych czynów nigdy nie dałabym dzieciakowi do czytania cyklu narnijskiego. Prędzej komplet Baśni Braci Grimm, tam przynajmniej głupie zachowania doprowadzają do konkretnych konsekwencji i dzieciaki uczą się, że jeżeli zrobią coś czego nie powinny bedą tego srogo żałować. Narnijscy bohaterowie nawet nie są głupi, oni są po prostu cofnięci umysłowo i to w taki sposób najgorszy z możliwych, bo bohaterowie, którzy domyślnie w tych książkach występują (tj. rodzice, nauczyciele no bo w końcu ktoś tymi dziećmi się zajmuje gdy nie robią głupot w Narnii) utwierdza je w przekonaniu, że one takie mądre, takie rezolutne, a tak naprawdę to naiwne głąby pierwszej wody. Bo proszę wytłumaczcie mi jak może takie niby rozsądne dziecko nie wiedzieć, że jak obcy dorosły mówi mu chodź ze mną albo idź bo tam będzie wszystko czego aktualnie pragniesz to dziecko idzie jak to cielątko na zarżnięcie miast wiać ile sił w nogach? Ja w tym Narnijskim cyklu widzę sekciarstwo, zachętę do próbowania różnych używek oraz o zgrozo! zapędy p*********e pana szanownego autora (por. Aslan nagminnie liże dzieci po twarzy, przytula się z nimi) i że syndrom sztokholmski wjechał tu za mocno. No bo spójrzcie: bachorki lezą do tej Narnii, odwalają czarną robotę, mimo że tak naprawdę są głupiutkie i ciągle jęczą, że zawiodą Aslana, choć jakby się głębiej zastanowić to ów Aslan nie robi d;a tych głupiutkich żyjątek nic poza tym, że nagminnie pakuje je w kłopoty, a wręcz pcha je pod ostrze kostuchy.
Serio. Są lepsze książki. A ja skończę ten cykl, bo już bliżej niż dalej tego końca abyście Wy nie musieli. Polecam się!

Nie wiem dlaczego ja sobie to robię i czytam ten mocno nędzny cykl, ale może ku pokrzepieniu serc tych, którzy jak i ja nie rozumieją fenomenu tych książek i przecierają oczy z niedowierzania, że naprawdę książka, która zachęca dzieci do robienia wszystkiego tego, przed czym przestrzegają ich rodzice, jest tak popularna... Szczęście w nieszczęściu, że mam wrażenie taki szał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Rysn! Ty szczwana istoto! To było śmiałe i przebiegłe!
Bardzo mi się podobało i super, bo z nawiązką nadrobiło to opowiadanko Dawcę Przysięgi, który mnie mocno zmęczył na wielu płaszczyznach.

Rysn! Ty szczwana istoto! To było śmiałe i przebiegłe!
Bardzo mi się podobało i super, bo z nawiązką nadrobiło to opowiadanko Dawcę Przysięgi, który mnie mocno zmęczył na wielu płaszczyznach.

Pokaż mimo to