-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2019-05-19
Przemawiają do mnie opuszczone budynki, a zwłaszcza te porzucone na odludziach. Okna zasnute siwą mgłą pajęczyn, trzeszczące schody, czasem stare meble. Ilekroć do takich trafiam, zastanawiam się: co w nich się działo? Ile tragedii widziały te stare ściany? Co mają do opowiedzenia?
Na okładce drugiego numeru Okolicy Strachu widnieje taki właśnie budynek. Zobaczmy więc, co ta druga „Okolica…” ma do opowiedzenia?
Na początek, klasycznie, okładka: dużo lepsza niż w pierwszym numerze, co nie znaczy, że tamta była zła – po prostu bardziej do gustu podchodzi mi opuszczony budynek gdzieś na urwisku, niż tajemnicza twarz Czegoś Złego. Ilustracja na okładce drugiej „Okolicy…” jest klimatyczna, starannie wykonana i skutecznie wprowadza w klimat: od razu wiedziałem, że z zaprzyjaźnię się z tym numerem. Peter Stanimirov odwalił kawał dobrej roboty.
Potem spis treści: pojawia się trochę nowych nazwisk, ale parę też jest znanych – Agnieszka Kwiatkowska to już chyba stały bywalec na polskiej scenie horroru. Poza nią są też Chmielarz i Kyrcz (tu w duecie z Michałem Walczakiem). Jak ktoś nie ma nastroju na prozę to zawsze może sięgnąć do wywiadów (Darda!), czy publicystyki (świetny felieton Filipa Szyszki). Czyli dla każdego coś miłego. Chyba, że lubicie mielone. Mielonych tu nie ma.
Rzecz jasna, moim ulubionym punktem programu w pisaniu recenzji są oceny. Przy okazji zaznaczę, że znów nie mogę wystawić maksymalnej noty – niestety z naczelnym nie znaleźliśmy wspólnego języka w kwestii mojego honorarium (tzn. Porshe OK, ale litości – przy grudniowym numerze chcę czerwone).
Dobra, do rzeczy!
Tadeusz Oszubski „Pod mostem”. Ktoś napisał w recenzji, że to infantylne opowiadanko. Zgodzę się z tym tylko częściowo – jeśli chodzi o dialogi, Tadek musi się jeszcze sporo nauczyć. Bardziej drewniana była tylko wczorajsza gra reprezentacji w meczu z Armenią. Ale hej, opowiadanie to nie tylko dialogi! Sam pomysł wyjściowy wydał mi się raczej przeciętny – ot, jakiś dziwny pan zaczepia panią. Ale ludzie, to co potem z tego opowiadania wychodzi... „Okolica Strachu” zaczyna mocnym akcentem! Bardzo fajne zakończenie, nie licząc niestety ostatnich trzech zdań, które faktycznie są infantylne i psują odbiór całości. Mogę tutaj dać 7/10. Gdyby nie dialogi i ta końcówka, byłoby oczko wyżej. Oszubski naprawdę fajnie poprowadził akcję i miał pomysł, który pociągnął opowiadanie. Dobra rzecz.
Agnieszka Kwiatkowska „Uczeń” – Duże TAK. Kuleje wprawdzie początek, zaczynający się jak milion innych opowiadań, ale potem robi się coraz ciekawiej, głównie dlatego, że Kwiatkowska ma doświadczenie w tonowaniu napięcia. Dlaczego uczniowie podtapiali czarnoskórego kolegę? To pytanie pozornie proste (w końcu to Ameryka z czasów, gdy rasizm był na porządku dziennym) okazuje się nie mieć wcale tak prostej odpowiedzi. Zgrabnie ułożone dialogi, czytające się wręcz same; atmosfera nie tyle grozy, co swoistego niepokoju – naprawdę miałem frajdę z tego opowiadania. Jest w stylu Agnieszki coś, co nasuwa skojarzenia z Kingiem, ale są to tylko pewne elementy, takie jak chociażby opis jesieni w Marlboro. Wprawdzie krótkie, ale godne Mistrza! Tym bardziej się cieszę, że Kwiatkowska planuje wydać zbiór opowiadań – polecam zainteresować się tą panią!
Wojciech Chmielarz w „Kobietach Błogosławionych cz.2” niestety nie pokazał nic, co skłoniłoby mnie do zmiany ocen z poprzedniego numeru. Może i jest to sprawnie napisane, ale to po prostu nie trafia do mojego gustu. Jest to opowiadanie raczej naiwne fabularnie, choć napisane przez gościa, który o pisaniu pojęcie przecież ma. Są momenty, gdy czyta się to miło – zwłaszcza przy opisach różnych narodowości wymieszanych w mieście, czy przy opisywaniu otoczenia – ale całość mnie po prostu znudziła. Mam wrażenie, że Chmielarz napisał to opowiadanie po to, żeby pojawić się w Okolicy Strachu, a także dać chłopakom (i dziewczynom – ukłony dla Magdy Ślęzak i Agnieszki Kwiatkowskiej za ich pracę. Doceniajmy kobiety!) pewność, że z numeru na numer będą mieli co wydać (pamiętajmy, że „Okolica” była projektem tyleż udanym, co przecież niepewnym, jak zresztą każdy start). Postanowiłem jednak „Kobiety…” pozostawić wyjątkowo bez oceny, bo mam wrażenie, że w swoich narzekaniach jestem raczej odosobniony. Wystarczy tylko spojrzeć na recenzje innych osób.
Aleister Crowley „Alegoria” –Bez sensu byłoby przytaczać fabułę, bo jest krótka i poprzedzona wstępem, który rzuca nieco światła na początkowo niezrozumiały tekst. Może nie doceniam geniuszu Crowleya ze względu na to, że czytałem ten tekst przy sporym zmęczeniu. Ale w mojej skali jest to jedno ze słabszych opowiadań numeru.
Michał Jadczak „Eksperyment profesora Schaffera” – najbardziej Lovecraftowski tekst numeru. Już od pierwszych zdań widać to aż nadto: Uniwersytet Miskatonic, miasto Arkham. Necronomicon. Pradawne kulty pogańskie, „religia prastarych”… Generalnie odnoszę wrażenie, że za dużo tu było Lovecrafta, a za mało Jadczaka. Sam tekst czyta się sympatycznie, ale zabrakło w nim oryginalności. Stylizacja językowa, niestety, do reszty zabija oryginalność tekstu, co nie znaczy, że sam w sobie jest zły. Nie, zdecydowanie nie: uważam, że każdy fan samotnika z Providence powinien to opowiadanie zobaczyć, choć nie jest to www.cien_nad_cobbsport.com, które udowodniło, że da się Lovecrafta pokazać w nowoczesny i innowacyjny sposób. Ale jako że Samotnika uwielbiam, to opowiadanie to czytało mi się w ogólnym rozrachunku naprawdę przyjemnie, stąd i 7+/10 będzie oceną najlepiej oddającą moje wrażenia.
I tyle, jeśli chodzi o oceny. Publicystyki i wywiadów nie oceniam, ale do lektury zachęcam: bardzo fajny wywiad z Dardą, kilka innych ciekawych felietonów… Słowem: warto.
W ogólnym rozrachunku druga „Okolica Strachu” wypada świetnie. Bardzo przyjemna lektura nie tylko do pociągu, do podróży, ale i do poduchy. Kilka fajnych opowiadań, dobra publicystyka… I pasja, którą widać u Sebastiana Sokołowskiego w prowadzeniu tego wszystkiego. Szacun!
Przemawiają do mnie opuszczone budynki, a zwłaszcza te porzucone na odludziach. Okna zasnute siwą mgłą pajęczyn, trzeszczące schody, czasem stare meble. Ilekroć do takich trafiam, zastanawiam się: co w nich się działo? Ile tragedii widziały te stare ściany? Co mają do opowiedzenia?
Na okładce drugiego numeru Okolicy Strachu widnieje taki właśnie budynek. Zobaczmy więc, co...
Siedzę teraz przed komputerem i ogarnia mnie zaduma.
Kiedy wracałem z uczelni, miałem ochotę pograć trochę na kompie, a potem - jeśli starczy sił - pobiegać. Wiecie jak ciężko zmotywować się do biegania, kiedy wstaje się o 5 rano?
Nie pograłem. Nie pobiegałem.
Właśnie skończyłem Okolicę Strachu, a konkretnie: pierwszy numer. Drugi czeka już w kolejce, a trzeci... Trzeci zamówię na pewno. Dlaczego? Bo to jest, cholera jasna, znakomite czasopismo!
Powiedziałbym, że do przeczytania tego nakłonił mnie swoisty hype w środowisku horrorowym, ale to nie byłaby prawda. Wystarczy spojrzeć tylko na okładkę, którą zilustrował Darek Kocurek, a którą zmontował Krzysztof "Korsarz" Biliński (sorry, jeśli pomyliłem Wasze role!). Świetna, klimatyczna, zostawiająca inne magazyny daleko w tyle. A kolejne numery prezentują się jeszcze lepiej!
Jednak okładka okładką, a przecież najlepsze czeka w środku... Chociaż muszę zaznaczyć, że "OkoLica Strachu" rozpędza się powoli. Ogólne wrażenie jest świetne, ale i tak wiem, że każdy z autorów łaknie opinii o swoim opowiadaniu z osobna, co też zamierzam niżej uczynić. W ogóle uznałem, że rozbiorę numer na części - nie umiem pisać recenzji jako takich, dlatego po prostu odniosę się do wszystkiego po trochu. Pozwolicie?
Dobra, przecież wiem, że i tak to zrobię.
O okładce już było, dlatego teraz o tym, co za nią:
1) Spis treści i wstęp naczelnego (w tej roli Sebastian Sokołowski, który widać, że wkłada w magazyn dużo serca). Tutaj bez zarzutu - jasno, czytelnie i treściwie. Idę o zakład, że w rocznicę będziemy ten numer wspominać ze wzruszeniem :)
2) Opowiadania!
... Zaczynają się raczej przeciętnie.
Marek Stelar "Trzeba kaszleć" - opowiadanie z prostą fabułą, raczej przeciętnym klimatem, przypominające trochę horrory klasy B (Może taki był zabieg?). Opowiadanie o chłopaku szukającym zemsty na wampirach, które przyłożyły rękę do śmierci jego brata. Zwroty akcji są przewidywalne, końcówka również. Występują próby wzbudzenia w czytelniku emocji (nieudolne), pojawiają się wątki zachaczające o wątpliwości co do moralności, ale sprowadzają się one do dość oklepanego schematu "Dla was jesteśmy potworamia, ale DLA NAS...". Łapiecie o co chodzi? Na plus trzeba policzyć dynamiczny język, udaną konstrukcję tekstu, a i zaznaczę, że - mimo wstępnych narzekań - tekst przeczytałem bez robienia sobie przerw. Nie dlatego, że jest krótki (jest przeciętnej długości w kategorii opowiadań), ale "Trzeba krzyczeć" czyta się po prostu lekko. To idealne opowiadanie do autobusu czy pociągu. Dlatego mimo przeciętnej treści ocenka 6/10
Potem Wojciech Chmielarz w "Kobietach Błogosławionych". To bardziej pierwsza część powieści w odcinkach, jak opowiadanie, dlatego brak tu zamkniętej formy. Początek jest dużo lepszy od "Trzeba Krzyczeć", ale znów nie przekonuje mnie klimat, czyli rzecz całkiem subiektywna w odbiorze. Mamy Kraków, mamy tygiel narodowościowy, mamy demony, mamy magię i magów - tutaj nazwanych Błogosławionymi. Najjaśniejszym punktem jest główny bohater, o którego przeszłości wiemy raczej niewiele, a dokładnie tyle, ile mówią nam postaci drugoplanowe. Postaci, swoją drogą, mierne i stereotypowe: złośliwy kompan, wredny przełożony, znów kto inny mamiący perspektywą awansu za wykonane zadanie... Za dużo tu klasycznego RPG. I wszystko to jakieś takie... Naiwne? Brakuje mi tutaj chociażby próby wprowadzenia czegoś głębszego, co było chociażby w "Trzeba Krzyczeć", nawet jeśli u Stelara dumanie było raczej płytkie. W ostatecznym rozrachunku Chmielarz wypada blado - bardzo blado. Doceniam jego twórczość, wiem, że co do zasady pisze dobrze, ale tutaj wypadł po prostu najgorzej z całej stawki. Niemniej zaznaczam, że opowiadanie skończyłem i na pewno przeczytam drugą część. A wtedy, kto wie, może cofnę to, co tutaj napisałem? Jak na razie 5/10.
Na razie słabo, co? No to zapinajcie pasy, bo przyspieszamy.
Mariusz "Orzeł" Wojteczek - "Dreszcze". Świetne, klimatyczne opisy! Fabuła raczej prosta, ale poprowadzona w taki sposób, że nie sposób się oderwać. Wiarygodne opisy, brudny klimat, kapitalnie nakreślone postaci. Nawet scena seksu jest napisana tak, żeby nie wybijać opowiadania z rytmu, nie zakłócać jego posępnej atmosfery. Czytałem z ogromnym zainteresowaniem i czekam na więcej tego autora. 8/10.
Wojtka Gunię i jego "Drogę bez nazwy" ciężko ocenić - jak to zresztą zwykle z Gunią bywa. Dla mnie jest to Stefan Grabiński XXI w., a świetne opinie o jego książkach ("Powrót" i "Nie ma wędrowca") tylko utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Co to jego "Drogi bez nazwy" boję się wystawiać jednoznaczne opinie, bo przy tym tekście da się postawić tak 2/10 jak i 7/10 - i każdą z tych ocen obronić. Brak tu dialogów, brak nawet fabuły jako takiej: to raczej pewien tok myśli - niezwykłych myśli - który czytelnik chłonie. I jak zwykle u Wojtka niezwykłe są opisy, nasuwające skojarzenia z jesienią, któa właśnie rozsiadła się za oknem w oczekiwaniu na zimę. Dla mnie to dobre opowiadanie... Choć jednocześnie jedno z gorszych, jakie czytałem od Wojtka. Dlatego pozostawiam 7/10.
Juliusz Wojciechowicz "Układ" - raczej short, jak opowiadanie. Sprawnie napisane mięcho z krwistym (dosłownie!) zakończeniem. Bardzo ciekawym i sprawnym zakończeniem. Warsztat nie powala, ale niesie dobrze tekst: 7/10
No i faworyt: Krzysztof Ceran w "www.cień_nad_cobbsport.com". Uwielbiam Lovecrafta, uwielbiam "Widmo nad Innsmouth", a tutaj znalazłem wszystko, co kocham, w dodatku przetłumaczone na współczesne czasy i język. Prawdziwa perełka, aż żal, że to nie ja jestem autorem tego tekstu! Pozornie prosta fabuła komplikuje się, choć nie jest odkrywcza, to jednak stanowi swoisty remaster kultowej mikropowieści Lovecrafta. Choćby dla tego jednego opowiadania po "OkoLicę..." trzeba sięgnąć. Dla mnie - coś pięknego. 9/10!
3) Wiersze - nie przemówiły do mnie, więc odnotowuję fakt, że są.
4) Wywiady i publicystyka - trochę zmęczenie mnie już bierze, wypadałoby skończyć jednak pisać moją opinię, dlatego powiem krótko: kawał dobrej roboty. Parę intrygujących felietonów, w tym jeden naprawdę poruszający (Sebastian Sokołowski wie dobrze, który :P). Bardzo ciekawy wywiad, dobrze i profesjonalnie poprowadzony.
Czy warto sięgać po "Okolicę Strachu"? Tak. Tak, tak, tak! To nowy gracz na arenie Polskiego horroru, ale jaki mocny! Warto zapoznać się chociaż z jednym numerem, bo drugi zapowiada się równie dobrze!
8/10 trochę na wyrost, lecz uwierzcie mi - tak naprawdę od "OkoLicy Strachu" jeśli chodzi o magazyny, nic lepszego nie znajdziecie. Polecam!
Siedzę teraz przed komputerem i ogarnia mnie zaduma.
Kiedy wracałem z uczelni, miałem ochotę pograć trochę na kompie, a potem - jeśli starczy sił - pobiegać. Wiecie jak ciężko zmotywować się do biegania, kiedy wstaje się o 5 rano?
Nie pograłem. Nie pobiegałem.
Właśnie skończyłem Okolicę Strachu, a konkretnie: pierwszy numer. Drugi czeka już w kolejce, a trzeci......
"Księga Zepsucia" to książka, która wpuszcza nieco świeżego powietrza do fantastyki. Co ciekawe, robi to poprzez otworzenie starego zakurzonego okna o którym chyba już wszyscy zdążyliśmy zapomnieć. Podlewski bowiem postanowił sięgnąć nieco do klasyki i z dostępnych każdemu klocków ułożyć coś innego.
Sam początek, jak zresztą cała fabuła, jest bardzo zgrabnie pomyślany i nietuzinkowy. Dość powiedzieć, że gdybym nie wiedział co trzymam w rękach to pomyślałbym, że nie czytam fantastyki… Wprowadzenie jest jednak świetne i nasuwa nieco skojarzenia z poprzednią serią Podlewskiego – „Głębią”. Podlewski gubi tropy, a potem rzuca nas do swojego świata fantasy.
I tutaj przychodzi pierwszy szok – jest jeden główny bohater. To nie „Gra o tron”, czy „Głębia”, nie ma tutaj zatrzęsienia różnych wątków. Bohaterem jest Malkom Rudecki, bardzo charakterystyczna i dobrze napisana postać. Nie ma tutaj skomplikowanej geopolityki; wprawdzie jest tam jakiś świat, jakaś Thea, ale politykę ograniczono tutaj tylko do takich kwestii, które uzasadniają w miarę spójne funkcjonowanie świata przedstawionego.
W ogóle ten świat jest dziwny i nasuwa skojarzenia z „Niekończącą się historią” Michale Ende. I to nie jest nadużycie! Malkolm trafia do dziwnego świata, pełnego bredzących istot, pięknych kobiet (w każdym razie jednej) i pokręconych historii. Żeby było trudniej, jest to fantastyka pełną gębą. Tak więc mamy jakieś kręgi, magię zwaną skrzywieniem, Skrzywionych, odrzuconych, pomrok… Tyle jest dziwnych wyrazów, że na początku nic nie rozumiemy… Dzięki czemu odkrywamy Theę wraz z Malkolmem. I kurczę, jakie to jest fajne!
Dałem tej książce najwyższą ocenę, bo to coś więcej jak książka. To fantastyczna podróż do dzieciństwa, kiedy w fantastyce nie interesowały nas polityka, przemoc, intrygi, seks i gwałty. Poznajemy ciekawe, nieraz dziwaczne postaci, która mają swoje plany. „Księga Zepsucia” to najwyższej próby dzieło, które w dorosłym facecie potrafi obudzić tego samego dzieciaka, który kiedyś kibicował Bastianowi. To mroczna powieść, którą bez strachu dacie swoim dzieciom i która z pewnością rozpali ich wyobraźnię, a wam zafunduje nostalgiczny powrót do czasów, gdy nie wiedzieliście co to śmierć i podatki.
"Księga Zepsucia" to książka, która wpuszcza nieco świeżego powietrza do fantastyki. Co ciekawe, robi to poprzez otworzenie starego zakurzonego okna o którym chyba już wszyscy zdążyliśmy zapomnieć. Podlewski bowiem postanowił sięgnąć nieco do klasyki i z dostępnych każdemu klocków ułożyć coś innego.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSam początek, jak zresztą cała fabuła, jest bardzo zgrabnie pomyślany i...