Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

Mikropowieść (ewentualnie: długie opowiadanie wydane jako książka) będąca fanfikiem do mangi/anime „Death Note” – historia kryminalna z elementem fantastycznym. Raczej dla fanów DN, chociaż podstawy tła są wyjaśnione i można czytać osobno. Nie spoileruje DN.

Tym razem konkluzja przed szczegółami: Przyjemne, ale bez szału.

Największy problem, jaki można mieć z „Another Note” – zupełnie niezawiniony przez autora – jest taki, że o ile po kilkunastu latach od premiery samych mangi i anime może jeszcze znaleźć się zupełnie niewinny odbiorca, który doceni wszystkie zwroty akcji (na przykład ja, choć naprawdę trzeba było unikać kluczowych wyszukiwań w sieci, no a ja niestety w pewnym momencie popełniłam błąd i włączyłam Google), o tyle chyba trudno znaleźć osobę, która zaangażuje się w uniwersum Death Note na tyle, żeby do „Another Note” dotrzeć i chcieć czytać, a przy tym nie będzie miała jego fabuły katastrofalnie zaspoilerzonej. A to BARDZO dużo zmienia w odbiorze. Dlatego, jeżeli jesteś jakimś cudem taką osobą – zaprzestań czytania i tego, co dalej, i fanfików, i szukania artów. Ogólnie ZAPRZESTAŃ.

BYĆ MOŻE DALEJ SĄ SPOILERY (zależy, jak je definiujemy)

Na plus:

– Oficjalny fanfik zawsze ma ten miły plus, że więcej osób go kojarzy.

– Podoba mi się przedstawienie agentki FBI Naomi Misory, która w tej prostej historyjce ma nawet kilka niuansów jako postać (zasadniczo Masakra Misora, która najpierw kopie, a potem myśli, ale ma też swoje czułe punkty, no i jest uroczo zniesmaczona brakiem dobrych manier, nawet na miejscu zbrodni). Utwierdziłam się w przekonaniu, że najgorsze, co mogło ją spotkać w życiu, to poznanie i pokochanie takiego niekompetentnego, seksistowskiego kolesia jak Raye Penber.

– Bardzo przyjemna przewrotka fabularna na koniec – przyjemna w sposób, hmm, bardziej fanfikowy niż ściśle kryminalny. O ile człowiek nie ma totalnie zaspoilerzone, bo wtedy można co najwyżej smakować zmyłki po drodze jak lizanie cukierka przez szybkę. A to jest takie ładne, kiedy przerysowany fanfik nagle robi KLIK i wszystko wskakuje na swoje miejsce.

– Mello jako narrator. Mała rzecz a cieszy. Kolejny kamyczek do uznania, jak patologiczną instytucją był sierociniec Wammy’s House.

– Miejsca zbrodni są malownicze i sama idea takiej, a nie innej, serii „Los Angeles BB murder cases” jest niezła. Zwłaszcza ostatni przypadek.

Na minus:

– Fabuła kryminalna to w zasadzie zestaw zagadek, mocno udziwnionych, poza granicę sensu. Rzadko przeszkadzają mi takie rzeczy, ale naprawdę tym razem nawet ja nie umiałam zamknąć oczu na to, jak bardzo to się wszystko jednak kupy nie trzyma. To, że ja akurat, mimo matematycznego wykształcenia, nie lubię zagadek liczbowych, to mój problem, ale tu są luki logiczne, które nawet ja widzę, choć wolałabym nie. A kiedy Mello-narrator na koniec wyznaje rozbrajająco, że w sumie nie wie, co wiedział L, to miałam ochotę tłuc go książką po blond główce. Bo to, że z kolei wiedział dokładnie, co myśleli w skrytości duszy inni bohaterowie, to mi nie przeszkadza – prawo narracyjnego zawieszenia niewiary.

– Kompletne niewykorzystanie rewelacyjnego motywu fantastycznego. No dobra, w tym miejscu chyba już każdy wie (i to nie jest wielki spoiler), że chodzi o oczy shinigami (pozwalające widzieć czyjeś imię i pozostały czas życia), które oryginalny bohater „Another Note” ma od urodzenia. Fanfiki niekomercyjne rozwiązywały ten motyw po prostu rewelacyjnie – na tylu poziomach: jako chwyt budowania napięcia i tworzenia zwrotów w scenach sensacyjnych, do budowania psychologicznego portretu postaci czy nastroju niesamowitości. Oczywiście – wymagałoby to więcej narracji z punktu widzenia tego bohatera, ale nie zmienia to faktu, że pomysł został utopiony.

Mikropowieść (ewentualnie: długie opowiadanie wydane jako książka) będąca fanfikiem do mangi/anime „Death Note” – historia kryminalna z elementem fantastycznym. Raczej dla fanów DN, chociaż podstawy tła są wyjaśnione i można czytać osobno. Nie spoileruje DN.

Tym razem konkluzja przed szczegółami: Przyjemne, ale bez szału.

Największy problem, jaki można mieć z „Another...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Umieranie w śniegu

„Abominacja” Dana Simmonsa to specyficzne tomiszcze. Jedno można powiedzieć na pewno: jeżeli wspinaczka wysokogórska was nudzi, lepiej wybierzcie inną lekturę. Co innego, gdy tęsknicie do gór.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=31081

Umieranie w śniegu

„Abominacja” Dana Simmonsa to specyficzne tomiszcze. Jedno można powiedzieć na pewno: jeżeli wspinaczka wysokogórska was nudzi, lepiej wybierzcie inną lekturę. Co innego, gdy tęsknicie do gór.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=31081

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Uśmiech towarzyszki Kamli

Polityczny esej połączony z reportażem z partyzanckiego przemarszu to w wykonaniu prozaiczki światowej klasy broń niezwykle niebezpieczna. Arundhati Roy w „Indiach rozdartych” wrzuca czytelnika w sam środek krwawego konfliktu, opisanego z liryczną pasją.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://www.esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=30536

Uśmiech towarzyszki Kamli

Polityczny esej połączony z reportażem z partyzanckiego przemarszu to w wykonaniu prozaiczki światowej klasy broń niezwykle niebezpieczna. Arundhati Roy w „Indiach rozdartych” wrzuca czytelnika w sam środek krwawego konfliktu, opisanego z liryczną pasją.
(...)

Całość recenzji w magazynie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pralinka na mroczne czasy

Jeżeli kupując „Red, White & Royal Blue”, cieszyliście się, mogąc skryć swą tożsamość za maseczką, bo to żenada czytać romans o Pierwszym Synu USA i księciu Walii – porzućcie wstyd! Powieść Casey McQuiston to urocza bajka.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=30381

Pralinka na mroczne czasy

Jeżeli kupując „Red, White & Royal Blue”, cieszyliście się, mogąc skryć swą tożsamość za maseczką, bo to żenada czytać romans o Pierwszym Synu USA i księciu Walii – porzućcie wstyd! Powieść Casey McQuiston to urocza bajka.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=30381

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Debiutancki (2017) zbiór łączących się w całość opowiadań w świecie alternatywnego mniej więcej renesansu, z magią i mnóstwem muzyki (dla nas dawnej).

Na plus:

– Interesujący pomysł władających magią bardów.

– Autorka sama gra muzykę dawną i to się w tekście bardzo czuje: rodzaje utworów, instrumenty, cały ten klimat muzyczny to oryginalny znak szczególny cyklu.

– Dowcipna narracja (pierwszoosobowa, więc to też część kreacji głównej bohaterki).

– Wyraziste główne postaci – może uproszczone, ale „jakieś”.

– Kiedy jest mrocznie, to nastrój rzeczywiście malowniczy, chociaż tu można by pozwolić scenom dużo głębiej (nomen omen) wybrzmieć.

Na minus:

Recenzje w Esensji wymieniają te minusy szczegółowo (zalety również; żeby nie sprawić wrażenia, że tylko minusy) i czytając je, niechętnie, ale musiałam się zgodzić. Problem w tym, że może wcale nie chciałam, żeby mi nawet trafne uwagi psuły zabawę.

Owszem, jest miejscami zdecydowanie zbyt skrótowo. Dowcip jest może zbyt często prostą satyrą (choć mając narrację pierwszoosobową, trzeba cały czas pamiętać, że może to po prostu cecha Audrey, że widzi świat właśnie takim – jako materiał do prześmiewczej pieśni).

Ja na pewno wolałabym więcej tych fragmentów mrocznych (co jest moim subiektywnym chciejstwem), ale też czysto technicznie: opowiadania rzeczywiście powinny być nieco dłuższe, żeby płynniej następowała zmiana rejestrów narracji miedzy kpiną a grozą, a sceny akcji miały bardziej realistyczne domknięcia.

Konkluzja:

To debiut młodej autorki. Tu się jeszcze ho ho, ile może wydarzyć (na plus!), i przez te lata pewnie się sporo wydarzyło. Kluczowe jest dla mnie to, że jest w „Balladach” ta iskra Boża, ten błysk – coś, co w czasach, kiedy jeszcze selekcjonowałam teksty dla działu literackiego Esensji, zwracało uwagę na autora, nawet jeżeli opowiadanie było nierówne. To jest ta „wartość dodana”, której chyba wyuczyć się nie da. Można (zawsze trzeba, nieustannie) pracować nad warsztatem, ale musi być iskra.

Debiutancki (2017) zbiór łączących się w całość opowiadań w świecie alternatywnego mniej więcej renesansu, z magią i mnóstwem muzyki (dla nas dawnej).

Na plus:

– Interesujący pomysł władających magią bardów.

– Autorka sama gra muzykę dawną i to się w tekście bardzo czuje: rodzaje utworów, instrumenty, cały ten klimat muzyczny to oryginalny znak szczególny cyklu.

–...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jedna z tych książek, do których nie sięgnęłabym sama z siebie, ale bardzo cieszę się, że przeczytałam. Nie znam Patti, nie znam jej muzyki, nigdy nie interesowałam się artystami amerykańskimi tamtych czasów - a tu zostałam wrzucona w środowisko.

Patti wspomina swojego ukochanego z czasów początków ich obojga w Nowym Jorku, kiedy mieszkali na strychu i zdarzało im się kraść jedzenie, bo wydali pieniądze na materiały plastyczne czy fotograficzne. Z jednej strony można powiedzieć, że romantyzuje taką sytuację, z drugiej - z książki wynika, że była to dla nich kwestia wyboru (żadne z nich nie zostało wyrzucone z domu przez rodzinę, nawet Patti, która jako nastolatka urodziła dziecko, które przekazała do adopcji).

Książka powstała w 2010 roku, opowiada o romansie z przełomu lat '60 i '70 i przyjaźni trwającej do śmierci Roberta na AIDS w latach '80, kiedy Patti była zamężna z kim innym i miała z mężem dwójkę dzieci - czyli nawet od tego tragicznego końca ich związku, który spina książkę jak klamra, do momentu spisania wspomnień minęły dekady. To bardzo specyficzna perspektywa.

O ile dla mnie korowód przewijających się w tekście nazwisk jest zupełnie obcy (poza oczywistościami typu Hendrix, Warhol, Joplin czy Morrison - i nieustannie duch Rimbauda), o tyle pozorny nadmiar codziennych szczegółów daje tym wspomnieniom realny smak. Co z tego, że Patti i Robert jedzą hot doga na spółkę (stać ich tylko na jednego), jeżeli wyszli na spacer tak starannie planując ekscentryczne stroje, że autorka pamięta o tym pół wieku później - i to nie tylko gdy został cenny dokument w postaci zdjęcia. Myślę, że książka powstała w oparciu o dzienniki czy inne zapiski, ale i tak - chodzi o uchwycenie chwili. Tu się naprawdę czuje pióro poetki, w błysku, zaskakujących zestawieniach szczegółów, chwilami przedziwnej logice rozumowania, porywającej grzeczną mieszczańską czytelniczkę w całą tę bohemę wraz z kapciami.

To nie był standardowy związek. To nie była przecież jedyna czy chyba nawet nie największa miłość Patti Smith. Ale ten niesamowity zachwyt drugim człowiekiem i szacunek - ta wolność i troska. Bo wiecie, mówimy o artyście, który prostytuował się dla pieniędzy i dla sztuki. Zrobił z tego sztukę. A ukochana opowiada o tym z tak niesamowitą lekkością i zrozumieniem - zakłóconym tylko przeczuciem lęku o jego bezpieczeństwo (z perspektywy lat przeczucie w zrozumiały sposób w takim wspomnieniu wybrzmiewa mocniej).

Jedna z tych książek, do których nie sięgnęłabym sama z siebie, ale bardzo cieszę się, że przeczytałam. Nie znam Patti, nie znam jej muzyki, nigdy nie interesowałam się artystami amerykańskimi tamtych czasów - a tu zostałam wrzucona w środowisko.

Patti wspomina swojego ukochanego z czasów początków ich obojga w Nowym Jorku, kiedy mieszkali na strychu i zdarzało im się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Częściowo (?) kompilacja artykułów z poprzednich numerów, ale zmienionych i uzupełnionych w kontekście pandemii. Myślę, że warto przeczytać - co tam komu w danym momencie jest potrzebne, bo przekrój tematyczny ogromny, od narzucających się tematów lęków, chorób i śmierci do równie "na czasie" choćby sztuki dobrego prowadzenia rozmowy, czy możliwie mało bolesnego wychowywania nastolatków.

Częściowo (?) kompilacja artykułów z poprzednich numerów, ale zmienionych i uzupełnionych w kontekście pandemii. Myślę, że warto przeczytać - co tam komu w danym momencie jest potrzebne, bo przekrój tematyczny ogromny, od narzucających się tematów lęków, chorób i śmierci do równie "na czasie" choćby sztuki dobrego prowadzenia rozmowy, czy możliwie mało bolesnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Oto trzecia wariacja na temat motywu z „Ogniem i mieczem”: tak jak „Potop” podejrzanie krąży wokół myśli, co musiałby zrobić Bohun, żeby Helena mu wybaczyła impulsywne, niepotrzebne zabójstwo (musiałby być bogatym katolikiem jak Kmicic??), tak tu mamy motyw obcego wychowywanego wśród „naszych”.

O ile Bohuna to Kurcewicze „prodały jak raba”, o tyle Azja to już rozegranie motywu bez żadnych niuansów – prosto w podłość (no, bo i nie o wojnie domowej książka). Opis tego, jak Azja traktuje wziętą w jasyr panienkę, oraz jej syndromu sztokholmskiego, drastyczny w sposób, który zdziwił mnie w pruderyjnej XIX-wiecznej powieści.

W szkole czytało się „Potop” bez reszty „Trylogii”, można czytać „OiM” bez ciągu dalszego, ale nie wyobrażam sobie docenienia „Pana Wołodyjowskiego” bez poprzednich części. Mimo dodanego nieco na siłę (historia) przesunięcia czasowego – tu autorzy literatury popularnej mogą się uczyć, jak wykorzystać w kolejnym tomie postaci z poprzednich (inaczej niż w „Potopie”, gdzie to nie zawsze wyszło dobrze).

Część warszawska czyli czworokąt dram uczuciowych między Michałem, Baśką, Krzysią a Ketlingiem (z Zagłobą w roli swatki) – urocza. Część ukraińska, ciepła w małżeńskiej miłości i coraz bardziej upiorna w nadciągającej zagładzie – rewelacyjna.

Nie mogę się powstrzymać, żeby nie dodać, że Michał nie zrobiłby Anusi takiego numeru, żeby przez tyle lat się z nią nie ożenić. Ale wybaczmy autorowi, bo zawijas fabularny pięścią między oczy.

Oto trzecia wariacja na temat motywu z „Ogniem i mieczem”: tak jak „Potop” podejrzanie krąży wokół myśli, co musiałby zrobić Bohun, żeby Helena mu wybaczyła impulsywne, niepotrzebne zabójstwo (musiałby być bogatym katolikiem jak Kmicic??), tak tu mamy motyw obcego wychowywanego wśród „naszych”.

O ile Bohuna to Kurcewicze „prodały jak raba”, o tyle Azja to już rozegranie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Mam nieustanne wrażenie (narastające podczas lektury "Ogniem i mieczem"), że "Potop" wyrósł z pytania, co musiałby zrobić Bohun, żeby Helena wybaczyła mu krwawy wybryk z przedakcji („przy niej człowieka czekanem rozszczepił”). Obawiam się, że odpowiedź z „Potopu” brzmi: aby móc poślubić Helenę, Bohun musiałby być bogatym katolikiem.

Chowając cynizm w kieszeń: ależ to jest piękny romans (w znaczeniu: przygodówka): Jędruś, i Oleńka, i Anusia, i Michał, i Bogusław, kuligi, porwania, gonitwy, górale broniący króla, Zagłoba „mów mi wuju”, Ketling, klasztor jasnogórski, co unosił się we mgle ku niebu… Tyle lat minęło, a jakie cudne emocje.

Ale „Potop” jest nierówny, w zasadzie po prostu za długi. Oczywiście, że to historia wojny, a nie tylko awanturniczy romans wokół głównej pary, ale nie obniżajmy Heniowi poprzeczki: facet umiał i o polityce pisać bez dłużyzn. Każda kolejna bitwa jest opisana świetnie, każda jest potrzebna, żeby oni się potem wszyscy spotkali, żeby ci wszyscy wodzowie coś dla nas osobiście znaczyli (a nie byli tylko nazwiskami z podręcznika), ja to rozumiem. Ale Henio mistrzem popkultury był i jeżeli „Potop” bywa nudny, to nie konieczność, ale wypadek przy pracy.

Bohaterowie „Ogniem i mieczem” wracają w różnym stylu. Michał wspaniale – „Podnieś!”. Ach, miód. A przy tym czytelnik znający poprzednią część docenia, jak Wołodyjowski ze szczypiorka-gołowąsa (choć w szabli niezrównanego) wyrósł w dorosłego mężczyznę, mądrego dowódcę. Jego rozmowa z rannym Kminicem pokazuje, że można pewne sprawy wyjaśnić, a intrygę zawiązać nie na „nie powiedziano, choć była okazja”, lecz choćby na tej okazji braku (Michał mija się Oleńką o włos – jechał mówić z nią o Kmicicu, ale już jej nie było, spakowała się i uciekła).

Tak więc dla czytelnika, który nie znał „OiM” (jak ja w liceum), rola Wołodyjowskiego była zrozumiała przynajmniej w obrębie „Potopu”, natomiast całe rozdziały z rozbudowaną historią Zagłoby i Skrzetuskiego (w zasadzie dwóch Skrzetuskich) pozostawiały silne wrażenie epilogu dla fanów tej całej poprzedniej historii. Ku przestrodze obecnym autorom literatury popularnej, którym udało się stworzyć lubiane postaci, ale nie mają dla nich przekonujący ról w kolejnych tomach.

Ale za to choćby scena bitwy, gdy tuż przed finałem Oleńka i Kmicic, nieświadomi, mijają się prawie na wyciągnięcie ręki – filmowa. Aż ciarki przechodzą. Wielce pop-autorom ku nauce, jak się stopniuje napięcie zakończenia.

Mam nieustanne wrażenie (narastające podczas lektury "Ogniem i mieczem"), że "Potop" wyrósł z pytania, co musiałby zrobić Bohun, żeby Helena wybaczyła mu krwawy wybryk z przedakcji („przy niej człowieka czekanem rozszczepił”). Obawiam się, że odpowiedź z „Potopu” brzmi: aby móc poślubić Helenę, Bohun musiałby być bogatym katolikiem.

Chowając cynizm w kieszeń: ależ to jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Temat numeru z jednej strony niby narzucający się (w końcu uzależnienie w oczywisty sposób kojarzy się jako problem psychologiczny), ale jakoś mnie zaskoczył jako coś nowego po tylu już numerach magazynu. Pouczające.

Temat numeru z jednej strony niby narzucający się (w końcu uzależnienie w oczywisty sposób kojarzy się jako problem psychologiczny), ale jakoś mnie zaskoczył jako coś nowego po tylu już numerach magazynu. Pouczające.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jak zwykle - porządne, urozmaicone artykuły.
Najbardziej zapadło mi w pamięć, że ruminacje (szkodliwe przeżuwanie ponurych myśli) są takie ogólne i abstrakcyjne - czyli dobra czerwona lampka ostrzegawcza: skoro nie rozwiązuję konkretnego problemu, tylko próbuję uogólniać, to może być zły znak. To wcale nie takie oczywiste, jeżeli ma się odruch szukania ogólnych wzorców i syntezy.

Jak zwykle - porządne, urozmaicone artykuły.
Najbardziej zapadło mi w pamięć, że ruminacje (szkodliwe przeżuwanie ponurych myśli) są takie ogólne i abstrakcyjne - czyli dobra czerwona lampka ostrzegawcza: skoro nie rozwiązuję konkretnego problemu, tylko próbuję uogólniać, to może być zły znak. To wcale nie takie oczywiste, jeżeli ma się odruch szukania ogólnych wzorców i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Miałam nawet tego numeru nie czytać, spodziewając się tego mniej więcej tego samego co zawsze zestawu informacji, a tymczasem są to artykuły pisane czasem z zaskakująco dla mnie nowych punktów widzenia.
Głównie pan Szostkiewicz, ale nie tylko.

Miałam nawet tego numeru nie czytać, spodziewając się tego mniej więcej tego samego co zawsze zestawu informacji, a tymczasem są to artykuły pisane czasem z zaskakująco dla mnie nowych punktów widzenia.
Głównie pan Szostkiewicz, ale nie tylko.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Okazuje się, ze Niezbędnik Współczesny można doczytać nawet po wielomiesięcznej przerwie, bo większość artykułów dotyczy spraw, które wcale nie dezaktualizują się tak szybko. Co jest kolejnym argumentem za tym, żeby czytać raczej Niezbędnik niż bieżące newsy (poza tymi, na które naprawdę Trzeba Zareagować).

Tu najciekawsze dla mnie: o wege, o pożytkach z niezgody, o wilkach (choć jak ktoś czytał Wajraka, to się nie zdziwi), o Jaredzie Diamondzie (jak dobrze, że jednak doczytałam po tych miesiącach, hej, Jared Diamond!), o tektonice płyt jako okoliczności sprzyjającej powstawaniu życia na planecie, o Mickiewiczu i Heinem - i co mnie nawet nieco zdziwiło, również ciekawie o pięknu w rozmowie z Andą Rottenberg.

Okazuje się, ze Niezbędnik Współczesny można doczytać nawet po wielomiesięcznej przerwie, bo większość artykułów dotyczy spraw, które wcale nie dezaktualizują się tak szybko. Co jest kolejnym argumentem za tym, żeby czytać raczej Niezbędnik niż bieżące newsy (poza tymi, na które naprawdę Trzeba Zareagować).

Tu najciekawsze dla mnie: o wege, o pożytkach z niezgody, o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Potop” znałam ze szkoły, do „Ogniem i mieczem” podeszłam jako dorosła osoba, pełna złych przeczuć (np. światopoglądowych), a tymczasem nie tylko bawiłam się świetnie, ale jeszcze doszłam do wniosku, że w zasadzie to autor 20 lat po zniesieniu pańszczyzny napisał powieść między innymi o tym, że niefajnie jest być zdolnym chłopem w społeczeństwie, w którym pewne rzeczy (np. edukacja) są dostępne tylko dla szlachty.

Najpierw podążałam radośnie a bezrefleksyjnie za fabułą (Henio mistrzem popkultury jest!), potem doszłam do zapewne mało odkrywczego wniosku, że głównym bohaterem OiM jest… Bohun. Wcale nie Skrzetuski, od którego powieść się zaczyna i który dostaje happy end, tylko Bohun, na którym powieść się kończy i który jako jedyny ma (główny przecież) konflikt tragiczny. O ile można by powiedzieć, że Aleksander Domagarow ukradł film reżyserowi i reszcie obsady, o tyle nie uwierzę, że tak sprawny pisarz jak Sienkiewicz (jak ta powieść nadal, mimo upływu tylu lat i zmian konwencji, trzyma się w karbach konstrukcyjnie!), więc że ten pisarz użyje przypadkowo i niechcący tak silnego narzędzia narracyjnego jak główny konflikt tragiczny.

I tak, jest Bohun mało finezyjnym symbolem Ukrainy, i tak, jest miejscami nieznośnie orientalizowany (tzn. nieznośnie, jak się o tym pomyśli z zewnątrz; jak się jest zanurzoną w książkę, to ach, romantyczny i dziki rycerz stepów, sama radość), ale jest też wielowymiarową postacią – wobec której autor ma ewidentną słabość (ten „gładysz” co drugie słowo, te opisy urody i emocji, ta scena umykania jak szarak w samej koszuli i hajdawerach – Henio pierwszą fanfikarą Rzeczpospolitej!), jednak można mu tę słabość wybaczyć, bo stworzył postać ciekawą i nadal – w XXI wieku! – budzącą w czytelnikach sprzeczne emocje.

Przy czym dobrze, że Sienkiewicz zmienił Bohunowi imię (historyczny pułkownik Bohun miał na imię Iwan i był starszy, Heniowy zakochany młodzieniec ma na imię Jurko) – bo to ładnie oddziela realną osobę od fantazji literackiej, która idzie ewidentnie w inną stronę niż mogłaby pójść jakakolwiek interpretacja realnego Iwana Bohuna.

Doceniam bardzo, że autor nie próbuje nas przekonać, że bohaterkę można nieco zgwałcić, a wtedy zmieni zdanie – mimo że moim zdaniem widać, że Henio całym sercem kibicuje Bohunowi (i łka wraz z nim, chichocząc równocześnie – „a ataman w męce”), to równie mocno kibicuje Helenie, która z dzikim watażką nie chce mieć absolutnie nic wspólnego. I jej „wolno”. I mamy konflikt tragiczny.

Teraz w pełni rozumiem, czemu pokolenia rodaków uwielbiają Zagłobę.

A przede wszystkim, przygody przygodami, bachmaty na stepie, szabelki, kindżały, rysie kołpaki i inne sentymenty easternowe – sentymentami, ale język. Język rzeczywiście – obłędny. Miło jest czasem docenić samej: że ktoś wielkim poetą był. No więc – Henio był. Język taki, że jak się w nim człowiek zanurzy, to potem w potocznej rozmowie zaczyna używać większej liczby słów niż miesiąc wcześniej. Co jak synonimu brakuje, to wystarczy przekartkować, oko ucieszyć – taj pójść.

Na razie to poszłam do „Potopu”.

„Potop” znałam ze szkoły, do „Ogniem i mieczem” podeszłam jako dorosła osoba, pełna złych przeczuć (np. światopoglądowych), a tymczasem nie tylko bawiłam się świetnie, ale jeszcze doszłam do wniosku, że w zasadzie to autor 20 lat po zniesieniu pańszczyzny napisał powieść między innymi o tym, że niefajnie jest być zdolnym chłopem w społeczeństwie, w którym pewne rzeczy (np....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Obcy z głębin

W zwięzłym, precyzyjnie prowadzonym wywodzie autor wyjaśnia: czym jest ewolucja, czym świadomość i czym ewolucja układów nerwowych, a co za tym idzie: umysłu. Ilustruje to pięknymi opisami własnych podwodnych spotkań z głowonogami.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28116

Obcy z głębin

W zwięzłym, precyzyjnie prowadzonym wywodzie autor wyjaśnia: czym jest ewolucja, czym świadomość i czym ewolucja układów nerwowych, a co za tym idzie: umysłu. Ilustruje to pięknymi opisami własnych podwodnych spotkań z głowonogami.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28116

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Prywatne dramaty

Marta Abramowicz po raz kolejny prezentuje kameralne reportaże, dotyczące tym razem dzieci księży, opatrując je nieco obszerniejszym podsumowaniem tła historycznego i społecznego.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28080

Prywatne dramaty

Marta Abramowicz po raz kolejny prezentuje kameralne reportaże, dotyczące tym razem dzieci księży, opatrując je nieco obszerniejszym podsumowaniem tła historycznego i społecznego.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28080

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Ta starsza, mroczniejsza magia

Druga część historii o królewskiej czarownicy z alternatywnego Krakowa stanowi smakowitą kontynuację powieści „Spalić wiedźmę”. Współczesne realia mieszają się tu z mroczną baśniowością.
(...)

Całość krótkiej recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28066

Ta starsza, mroczniejsza magia

Druga część historii o królewskiej czarownicy z alternatywnego Krakowa stanowi smakowitą kontynuację powieści „Spalić wiedźmę”. Współczesne realia mieszają się tu z mroczną baśniowością.
(...)

Całość krótkiej recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28066

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Panienka Hale i strajki robotnicze

W wydaniu Świata Książki przystrojono „Północ i Południe” Elizabeth Gaskell w różowe rustykalne kwiatuszki. Buntowniczo założyłam, że oto poważną powieść o rewolucji przemysłowej poleca się jako romansik tylko dlatego, że napisała ją kobieta. Po lekturze uczucia mam mieszane.
(...)

Całość wrażeń z lektury w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28053

Panienka Hale i strajki robotnicze

W wydaniu Świata Książki przystrojono „Północ i Południe” Elizabeth Gaskell w różowe rustykalne kwiatuszki. Buntowniczo założyłam, że oto poważną powieść o rewolucji przemysłowej poleca się jako romansik tylko dlatego, że napisała ją kobieta. Po lekturze uczucia mam mieszane.
(...)

Całość wrażeń z lektury w magazynie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

W niewoli bóstwa i jego skrzydlatych

„Skrzydła”, debiutancka powieść Karoliny Fedyk, przykuwa uwagę ciekawą konstrukcją fantastycznego świata – z odmienną astronomią, pytaniem o naturę bóstw i magią kształtującą rzeczywistość w skali kontynentu. Smutna opowieść o cierpieniu i stracie, w której nawet nadzieja staje pod znakiem zapytania.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28039

W niewoli bóstwa i jego skrzydlatych

„Skrzydła”, debiutancka powieść Karoliny Fedyk, przykuwa uwagę ciekawą konstrukcją fantastycznego świata – z odmienną astronomią, pytaniem o naturę bóstw i magią kształtującą rzeczywistość w skali kontynentu. Smutna opowieść o cierpieniu i stracie, w której nawet nadzieja staje pod znakiem zapytania.
(...)

Całość recenzji w magazynie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Absolutnie uroczy dżentelmen

W znajomej konwencji wiktoriańskiego Londynu, doprawionej wątkiem fantastycznym w postaci oficjalnie praktykowanej magii, Anna Lange prezentuje czytelnikom świetnie nakreślonych bohaterów: z tytułowym Clovisem LaFay na czele.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28033

Absolutnie uroczy dżentelmen

W znajomej konwencji wiktoriańskiego Londynu, doprawionej wątkiem fantastycznym w postaci oficjalnie praktykowanej magii, Anna Lange prezentuje czytelnikom świetnie nakreślonych bohaterów: z tytułowym Clovisem LaFay na czele.
(...)

Całość recenzji w magazynie Esensja:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28033

Pokaż mimo to