rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Dick jest tym lepszy, im mniej jest w jego książkach elementów SF- tak jakoś mu wychodzi. Nie inaczej jest w tym wypadku. Większość jego książek czytałem w liceum i chyba tam zostaną. Ale "Przez ciemne zwierciadło" będę powtarzał jeszcze wiele razy- moja ulubiona książka w ogóle.

Dick jest tym lepszy, im mniej jest w jego książkach elementów SF- tak jakoś mu wychodzi. Nie inaczej jest w tym wypadku. Większość jego książek czytałem w liceum i chyba tam zostaną. Ale "Przez ciemne zwierciadło" będę powtarzał jeszcze wiele razy- moja ulubiona książka w ogóle.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przezabawne jest to, że tak suchą i trudną książkę, w zasadzie podręcznik akademicki, ktoś postanowił sprzedawać pod tytułem sugerującym poradnik. Ludzie, nie dajcie się oszukać - to nie jest literatura popularnonaukowa. Niemniej każdy student psychologii, nieważne czy chce zajmować się uzależnieniami i samokontrolą czy nie, teorie dyskontowania prezentowaną w książce znać musi, bo świetnie tłumaczy ludzkie zachowania, nie tylko te związane z brakiem samokontroli. Nie-psychologowie - kupujecie na własne ryzyko, psychologowie - bezwzględnie, koniecznie i skrupulatnie przeczytać.

Przezabawne jest to, że tak suchą i trudną książkę, w zasadzie podręcznik akademicki, ktoś postanowił sprzedawać pod tytułem sugerującym poradnik. Ludzie, nie dajcie się oszukać - to nie jest literatura popularnonaukowa. Niemniej każdy student psychologii, nieważne czy chce zajmować się uzależnieniami i samokontrolą czy nie, teorie dyskontowania prezentowaną w książce znać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czas już przestać ufać krytykom. Jezu co ja sobie myślałem. Jest to najbardziej przereklamowana książka jaką w życiu przeczytałem. Ogromnie się cieszę, że darowałem sobie jej kupno i poczekałem aż zostanie zrealizowana moja rezerwacja w bibliotece (60 dych w kieszeni).

Jest to powieść o zdywersyfikowanej etnicznie niczym Power Rangers grupie przyjaciół. Jeden z nich – Jude, agresywnie się okalecza. Wszyscy o tym wiedzą, albo się domyślają (włączenie z jego lekarzem), ale nikt przez czterdzieści lat nie zainterweniuje bo się chłopak może obrazić – tyle plot.

Początek jest niezły. Dobrze zarysowane postacie, wiarygodne motywy a nawet humor. Świetna scena w której bohaterowie zamykają się na dachu kamienicy i wspólnymi siłami próbują się stamtąd wydostać. I byłoby to fantastyczne wprowadzenie w historie o przyjaźni- nieważne jak jest źle, my będziemy przy sobie trwać i zawsze coś wykombinujemy. Tylko, że nie jest to książka o przyjaźni. Yanagiharze zmienił się najwidoczniej koncept ale szkoda jej było przepisać pierwsze 300 stron.

Mniejsza o nielogiczności i brak realizmu. Te mnie nawet bawią– nadpopulacja homoseksualistów w Nowym Jorku (to pewnie prawda), lekarz, który powinien pójść do więzienia za zaniechanie pomocy i który nie potrafi dokonać diagnozy z którą poradziłby sobie każdy inteligentny student po kursie „Wprowadzenia do psychologii”. Do tego każdy (bez wyjątku) kierowca samochodów ciężarowych w Stanach Zjednoczonych jest efebofilem homoseksualistą (co nie powinno mnie bawić). Nie istnieje też pojęcie seksualności – można sobie zmienić ją w każdej chwili (gdy jeden z głównych bohaterów postawia nagle zostać gejem Małe życie traci możliwość zaliczenia się nawet do „literatury gejowskiej”).

Najbardziej nierealne są postacie i relacje między nimi. Jeżeli mój najlepszy przyjaciel, osoba którą kocham robi sobie krzywdę to z szacunku dla niej interweniuje, chociażbym miał doprowadzić do ubezwłasnowolnienia tej osoby. Zdaniem Yanagihary najszlachetniejszym przejawem miłości i szacunku jest obojętność.

Irytuje to, że autorka cały czas, bezczelnie próbuje indukować emocje. Gdy główny bohater piecze ciastka to dowali introspekcję żebym czasem nie zapomniał, że to z miłości. Gdy się tnie, musi nadmienić, że to ze wstydu. Szczególnie irytujące jest to w opisach cierpienia Juda- masz, tutaj Ci napiszę jak masz się czuć- masz mu współczuć. Co? Nie współczujesz? No to masz więcej. Cały czas miałem przed oczyma Yanagihare na komputerkiem, która rozsmakowuje się w w tworzeniu kolejnych opisów przemocy.

Czytało mi się to jak „p.s. I love you”, w której opisy żałoby i smutku były przeplatane rozbuchanymi opisami sukienek które główna bohaterka ubierała przed wyjściem do sklepu (do tej pory zastanawiam się dlaczego przeczytałem tę książkę). Tutaj sukienki zostały zastąpione wymyślnym jedzeniem, ekskluzywnymi imprezami. Chociaż może to nie wina warsztatu?

Może to wszystko bierze się z wizji świata Yanagihary- czarno białej, prostej, przejawianej przez elity kulturalne Nowego Jorku, w których ta kobieta się obraca. Kobiecej idealistycznej wizji męskiej przyjaźni którą Yanagihara myli z intymnością i namiętnością.
Straszne, jest to, że uderzające z bilbordów hasła reklamowe były legitymizowane głosami krytyków- inaczej pewnie udałoby mi się obronić przed tym "arcydziełem".

Czas już przestać ufać krytykom. Jezu co ja sobie myślałem. Jest to najbardziej przereklamowana książka jaką w życiu przeczytałem. Ogromnie się cieszę, że darowałem sobie jej kupno i poczekałem aż zostanie zrealizowana moja rezerwacja w bibliotece (60 dych w kieszeni).

Jest to powieść o zdywersyfikowanej etnicznie niczym Power Rangers grupie przyjaciół. Jeden z nich –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka przypomniała mi się po obejrzeniu odcinka Black mirror pt. Man against fire. Postanowiłem dodać opinie, chociaż czytałem ją dawno i nie wszystko pamiętam.
Książka prezentuje trzy poziomy analizy zabijania. Jeden, dość naiwny, psychoanalityczny, z odwołaniem do popędu życia i śmierci - Erosa i Tanatosa. Drugi, bardziej naukowy, odwołujący się do odkryć psychologii społecznej na temat presji społecznej, presji autorytetu (np. badania Milgrama), ale też do psychologii klinicznej i wiedzy o PTSD. Trzeci poziom to opisy przypadków (również historycznych)- nie napiszę studia przypadków, bo te zazwyczaj są pozostawione bez komentarza.
Jeżeli nie traktuje się zbyt poważnie tej pierwszej części, to będzie to porządne psychologiczne studium zabijania. Niezwykłe bo chyba nie ma innej pozycji zajmującej się tym tematem.
Natomiast abstrahując od wartości naukowej tej książki, jest jeszcze jedna- moralno-etyczna. Grossman stawia tezę- zdrowy człowiek tak naprawdę nie lubi zabijać. Żołnierz cierpi, a społeczeństwo to cierpienie tylko wzmacnia. Ta ogromna dawka wrażliwości z jaką autor opisuje pracę żołnierza czyni tę pozycje wyjątkową. W moim przypadku książka zmieniła sposób patrzenia na przemoc, bardzo uwrażliwiła mnie na tą kwestie i zafascynowała. Jedna z ważniejszych książek.

Książka przypomniała mi się po obejrzeniu odcinka Black mirror pt. Man against fire. Postanowiłem dodać opinie, chociaż czytałem ją dawno i nie wszystko pamiętam.
Książka prezentuje trzy poziomy analizy zabijania. Jeden, dość naiwny, psychoanalityczny, z odwołaniem do popędu życia i śmierci - Erosa i Tanatosa. Drugi, bardziej naukowy, odwołujący się do odkryć psychologii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka może podobać się tylko jeżeli nie zna się literatury obozowej. Płytkie to strasznie

Ta książka może podobać się tylko jeżeli nie zna się literatury obozowej. Płytkie to strasznie

Pokaż mimo to