rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

s. 12
Książka, którą lubimy, to przede wszystkim taka, której autor budzi naszą sympatię, mamy ochotę ponownie się z nim spotkać, spędzać kolejne dni.

s. 19
Zdziwiłem się, kiedy wysiadając z taksówki, zaprosiła mnie “na drinka”; musi być naprawdę na dnie rozpaczy, pomyślałem, i jeszcze zanim zamknęły się za nami drzwi windy, wiedziałem, że nie zdarzy się nic, nawet nie miałem ochoty zobaczyć jej nago, wolałbym tego uniknąć, a jednak stało się i tylko potwierdziło moje przeczucia: nie tylko w życiu uczuciowym dostała po tyłku, ale również jej ciało poniosło nieodwracalne straty, jej pośladki i piersi przypominały wychudzone, skurczone, zwiotczałe i obwisłe placki; nie mogła już i nigdy nie będzie mogła uchodzić za przedmiot pożądania.

s. 20

Jej smutek był rozpaczliwy i nieuleczalny; wiedziałem, że w końcu zaleje całe jej życie; podobnie jak Aurélie była niczym innym jak ptakiem uwięzionym w mazucie, ale zachowała - jeśli mogę się tak wyrazić - większą zdolność do poruszania skrzydłami. Za rok, dwa porzuci wszelkie ambicje matrymonialne, nie do końca wygasła zmysłowość popchnie ją do poszukiwania towarzystwa młodych chłopców, a ona sama stanie się tym , co za czasów mojej młodości określano słowem cougar; potrwa to zapewne kilka, w najlepszym razie kilkanaście lat, sflaczenie jej ciała, tym razem definitywne i nieodwracalne, doprowadzi ją do całkowitej samotności.

Kiedy miałam dwadzieścia lat, kiedy mój kutas stawał pod byle pretekstem albo nawet i bez pretekstu, kiedy stawał niejako w próżni, tego typu związek, bardziej satysfakcjonujący i lukratywny niż korepetycje, mógłby mnie skusić; w tamtych czasach zapewne potrafiłbym sprostać, ale teraz rzecz jasna nie mogło już o tym być mowy: moje coraz rzadsze i coraz bardziej przypadkowe erekcje wymagały ciała jędrnego, sprężystego i bez żadnych wad.

s. 21
Można powiedzieć, że w pełni korzystałem z podstawowej nierówności płci, która sprawia, że starzenie się mężczyzny bardzo powoli zmniejsza jego potencjał erotyczny, podczas gdy u kobiety upadek następuje z porażającą gwałtownością, w ciągu kilku lat, a niekiedy miesięcy.

s. 68
Uparcie milczałem; kiedy czlowiek uparcie milczy i patrzy rozmówcy prosto w oczy, jakby spijał mu słowa z ust, ten niemal zawsze zaczyna mówić. Ludzie uwielbiają, kiedy się ich słucha, o czym wiedzą wszyscy śledczy, wszyscy pisarze, wszyscy szpiedzy.

s. 97
Będąc przede wszystkim kurą domową, idealna kobieta powinna w określonych godzinach umieć przeistoczyć się w dziwkę. Przeistoczenie się w dziwkę nie wydaje się zbyt trudne, w każdym razie łatwiejsze niż zrobienie dobrego sosu béarnaise; niemniej takiej właśnie kobiety Huysmans bezskutecznie poszukiwał przez całe życie. Mnie również dotychczas się nie udało.

s. 98
Moje ciało było siedliskiem różnego rodzaju bolesnych przypadłości - migreny, choroby skóry, bóle zębów, hemoroidy - które ani na chwilę nie dawały mi spokoju, chociaż miałem zaledwie czterdzieści cztery lata. Co to będzie, kiedy dojdę do lat pięćdziesięciu, sześćdziesięciu albo i więcej…! Będę tylko zlepkiem rozkładających się z wolna organów, a moje życie przekształci się w nieustanną torturę, smętną, nikczemną i pozbawioną radości.

s. 179
Zerkanie na kobiece uda i wyobrażanie sobie cipki na ich złączeniu to proces, którego siła podniecania jest wprost proporcjonalna do długości odsłoniętej partii nóg (...).

s.187
Brak erekcji z jednej strony, sucha pochwa z drugiej; może lepiej się na to nie narażać.

s. 12
Książka, którą lubimy, to przede wszystkim taka, której autor budzi naszą sympatię, mamy ochotę ponownie się z nim spotkać, spędzać kolejne dni.

s. 19
Zdziwiłem się, kiedy wysiadając z taksówki, zaprosiła mnie “na drinka”; musi być naprawdę na dnie rozpaczy, pomyślałem, i jeszcze zanim zamknęły się za nami drzwi windy, wiedziałem, że nie zdarzy się nic, nawet nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

s. 58
Gdy mówił po hiszpańsku, był inną osobą - swobodniejszą, mniej niecierpliwą. Po hiszpańsku czas płynął wolniej. Opowiedzenie prostej anegdoty o czymś, co stało się na rynku, po angielsku zajęłoby mu dwie minuty, natomiast gdy mówił po hiszpańsku, trwało to kwadrans. Rozmawiając po angielsku, Medardo i on prawdopodobnie unikaliby pewnych tematów, na przykład filozoficznych planów i poszukiwań Rudy'ego.

s. 85
- Musi pan zdawać sobie sprawę, panie Harrington, że umieranie wcale nie przypomina zasypiania. Tylko nieliczni umierają z godnością. Co najwyżej pięć procent. Dla większości ludzi to bardzo bolesne doświadczenie.

s. 221
Życie to bolesny proces. Młodzi się starzeją, miłość gaśnie. Podróż nigdy nie jest takim wyzwoleniem, jakiego oczekujemy. Oscylujemy między znudzeniem a niepokojem.

s.230
Rudy wiedział, że jest rzeczą niebezpieczną pragnąć czegoś zbyt mocno. W tej sprawie zgadzali się wszyscy filozofowie. Temperuj swoje pragnienia. Ciesz się tym, co masz. Przestań chcieć, pożądać, pragnąć.

s. 270
Życie ma tylko takie znaczenie, jakie sami mu nadamy.

s. 58
Gdy mówił po hiszpańsku, był inną osobą - swobodniejszą, mniej niecierpliwą. Po hiszpańsku czas płynął wolniej. Opowiedzenie prostej anegdoty o czymś, co stało się na rynku, po angielsku zajęłoby mu dwie minuty, natomiast gdy mówił po hiszpańsku, trwało to kwadrans. Rozmawiając po angielsku, Medardo i on prawdopodobnie unikaliby pewnych tematów, na przykład...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

s. 44
Po prostu nie pasowałam do konwencjonalnego świata, do tradycyjnego stylu życia.

s. 50
Choroba niewątpliwie poskramia ego. A kiedy się umiera, godność staje się przeszłością. Człowiek nieuchronnie godzi się z tym, że ktoś inny podciera mu tyłek, bo jest zbyt chory, żeby się przejmować takimi drobiazgami.

s. 55
Ludzie zadawali mi ból dlatego, że sami cierpieli. Ludzie szczęśliwi nie odgrywają się na innych.

s. 58
Uważała, że większość ludzi najwięcej uczy się właśnie od bliskich. Że najpiękniejszym wyrazem miłości jest akceptowanie innych takimi, jakimi są, i nieoczekiwanie od nich niczego.

s. 76
Większość z nas nie jest uwięziona w łóżku, ale czasami wszyscy żyjemy jak skazańcy. Ograniczają nas nasze własne bariery i desperacko pragniemy je złamać.

s. 78
Sukces to raczej odwaga, żeby być sobą, niezależnie od wszystkiego.

s. 101
Strach blokuje. Pieniądze to tylko inny rodzaj energii, która sama z siebie przynosi nam wszystkim szczęście i pomyślność. Ale używamy ich niewłaściwie, oddajemy im władzę nad sobą, gonimy za nimi, boimy się ich, tracimy równowagę, żeby je zdobyć, bo mamy na ich punkcie obsesję - oświadczyła. - A one są dostępne tak samo jak powietrze, którym oddychamy. Nie martwimy się o to, czy nam wystarczy powietrza. Tak samo nie powinniśmy się martwić, czy nie zabraknie nam pieniędzy. To tylko strata czasu. Takie myśli blokują naturalny przepływ dobrej, twórczej energii.

s. 140
Ale nikt nie mógł myśleć o mnie gorzej niż ja sama, więc nie zwracałam na nią uwagi.

s. 143
Poczucie winy to trucizna. Trzeba mówić o swoich uczuciach, żeby móc się cieszyć życiem.

s. 160
Samotność to nie brak innych ludzi. To brak zrozumienia i akceptacji.

s. 167
Alkohol w nikim nie wyzwala zalet, a do tego zabija dobroć, ma wpływ na całą rodzinę i związki z innymi ludźmi i odbija się na dzieciach - odbiera im niewinność. Tak samo jest z innymi używkami. Jedynym, co wyzwala w człowieku najlepsze cechy, jest miłość.

s. 179
Przyjaźń nas stymuluje. W przyjaciołach wspaniałe jest to, że biorą nas takimi, jakimi jesteśmy, bo nas rozumieją. Mieć przyjaciela to być akceptowanym takim, jakim się jest, a nie takim, jakim ktoś chciałby nas widzieć.

s. 194
Zdrowie daje niesamowitą wolność, ale jeśli się psuje, to często już na zawsze.

s. 211
Nie myślałam ani o przeszłości, ani o przyszłości. Szczęście jest tu i teraz. Było tam gdzie ja.

s. 217
Wiedziałam, że najwięcej energii ludzie poświęcają na sprawy na dłuższą metę całkiem nieważne.

s. 241
Wciąż codziennie medytowałam. Nie chcę sobie wyobrażać, co bym bez tego zrobiła. Już wcześniej się przekonałam, że cierpienie to wytwór umysłu. Lata medytacji zmieniły mój sposób myślenia - na lepsze. Była więc nieodłączną częścią mojej drogi do wyzdrowienia. Zastanawiałam się, jak ludzie radzą sobie z chorobą bez niej. Dzięki medytacji uczymy się obserwować swoje myśli i uświadamiamy sobie, że nie są nami. Są tylko wytworem naszych umysłów i chociaż są częścią nas, nie są wszystkim. Wiele z nich to myśli innych, które bierzemy za swoje.

s. 250
Miłość, którą do siebie czułam, przyciągała wspaniałe okazje. To wszystko czekało na mnie cierpliwie. Czekało, aż będę gotowa.

s. 251
Trzeba się nauczyć panować nad swoimi myślami. A żeby to zrobić, trzeba odrzucić śmieci, które nas blokują.

s. 252
Wprowadzanie wielkich zmian wymaga hartu ducha. Ale im dłużej przebywamy w nieodpowiednim otoczeniu i im dłużej pozwalamy mu się kształtować, tym dłużej odmawiamy sobie prawa do prawdziwego szczęścia i do satysfakcji, które mogłyby być naszym udziałem. Życie jest zbyt krótkie, żeby patrzeć z boku, jak przemija, tylko dlatego, że się boimy. Temu lękowi można stawić czoło.

s. 256-257
To błąd uważać, że to, czy będziemy szczęśliwi, zależy od tego, co się stanie. Jest wręcz odwrotnie: coś się dzieje dlatego, że już jesteśmy szczęśliwi.

s. 258-259
Dysponujemy możliwościami, które ogranicza tylko sposób myślenia. Wszyscy jesteśmy wyjątkowi.

s. 44
Po prostu nie pasowałam do konwencjonalnego świata, do tradycyjnego stylu życia.

s. 50
Choroba niewątpliwie poskramia ego. A kiedy się umiera, godność staje się przeszłością. Człowiek nieuchronnie godzi się z tym, że ktoś inny podciera mu tyłek, bo jest zbyt chory, żeby się przejmować takimi drobiazgami.

s. 55
Ludzie zadawali mi ból dlatego, że sami cierpieli....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

s. 58
Nie miałam na ten temat zdania, więc milczałam. Poza tym, jak wspomniałam, mężczyźni uwielbiają być ekspertami w każdej dziedzinie.

s. 75
- Na pewno chce coś mi sprzedać, ale lubię poznawać nowych ludzi, wyjść poza krąg starych znajomych, którzy zaczynają mnie trochę nudzić.

s. 83
Nie wiem, ile wydałam na stroje. Astruc mówił, że pytanie o cenę jest w złym guście.

Nie mogę dalej rozpamiętywać przeszłości i żyć z goryczą w sercu.

s. 86
Znów popadłam w przygnębienie. Niedługo będę stara, brzydka i biedna. Przekroczyłam trzydziestkę, mój rubikon.

s. 106
Dziś wiem, że nie można uciec przed samym sobą.

s. 133
A pani wciąż szuka przygód. Proszę wybaczyć śmiałość, ale myślę, że ludzie często nie potrafią docenić tego, co mają.

s. 58
Nie miałam na ten temat zdania, więc milczałam. Poza tym, jak wspomniałam, mężczyźni uwielbiają być ekspertami w każdej dziedzinie.

s. 75
- Na pewno chce coś mi sprzedać, ale lubię poznawać nowych ludzi, wyjść poza krąg starych znajomych, którzy zaczynają mnie trochę nudzić.

s. 83
Nie wiem, ile wydałam na stroje. Astruc mówił, że pytanie o cenę jest w złym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mówiąc bardziej zrozumiale, doktor Tokai był dla nich zawsze "mężczyzną numer 2" traktowanym na luzie, wygodnym "chłopakiem na deszczowe dni" albo przydatnym "partnerem romansu". Prawdę mówiąc, takie związki najbardziej mu odpowiadały i najlepiej się w nich czuł.
s. 115

- Skoro mowa o takcie... - zauważyłem - w jednym ze starych filmów François Truffauta jest taka scena. Kobieta mówi do mężczyzny: "Są na świecie ludzie dobrze wychowani i ludzie taktowni. Oczywiście i jedno, i drugie jest ważne, ale często takt góruje nad dobrym wychowaniem". Widział pan ten film?
- Myślę, że nie.
- Ona to wyjaśnia na konkretnym przykładzie. Pewien mężczyzna otwiera drzwi, a za nimi przebiera się naga kobieta. Człowiek dobrze wychowany natychmiast zamyka drzwi i mówi:"Przepraszam panią". Człowiek taktowny także natychmiast zamyka drzwi, ale mówi: "Przepraszam pana".
- Aha - powiedział doktor Tokai z podziwem. - To bardzo ciekawa definicja.
s. 125

Tylko mężczyzna bez kobiety potrafi zrozumieć, jak ciężko, jak boleśnie jest stać się jednym z mężczyzn bez kobiet. Traci się cudowny zachodni wiatr.
s. 308

Mówiąc bardziej zrozumiale, doktor Tokai był dla nich zawsze "mężczyzną numer 2" traktowanym na luzie, wygodnym "chłopakiem na deszczowe dni" albo przydatnym "partnerem romansu". Prawdę mówiąc, takie związki najbardziej mu odpowiadały i najlepiej się w nich czuł.
s. 115

- Skoro mowa o takcie... - zauważyłem - w jednym ze starych filmów François Truffauta jest taka scena....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przypuszczam, że ma to coś wspólnego z faktem, iż – tak samo jak nasz dom – jest kolejnym symbolem kajdan, w jakie się dobrowolnie zakuliśmy. Jeden z moich przyjaciół ujął to bardzo treściwie: kiedy rodzi ci się pierwsze dziecko, myślisz, że wciąż masz pole do manewru, że jeszcze nie ugrzązłeś w tym obłożonym hipoteką bagnie. Ale kiedy żona rodzi ci drugie dziecko, stajesz się poważnym ojcem rodziny. Masz mnóstwo zobowiązań. I wiesz, że już nigdy nie będziesz wolnym strzelcem grasującym w świecie ludzi prawdziwie niezależnych. (s. 12)

Skapitulowałem, poddałem się, wymiękłem. Dlaczego? Ponieważ tak było łatwiej. I bezpieczniej. (s. 25)

Ale jeśli zarażono cię etosem sukcesu, myślisz, że jeśli nie pniesz się do góry w tempie, na jakie, twoim zdaniem, zasługujesz, robisz coś nie tak. Albo robisz coś nie tak, albo nie jesteś do tego stworzony. (s. 28)

Ale pamiętaj: pieniądze to wolność. Im więcej ich masz, tym większy masz wybór. (s. 29)

W sumie na nic nie mogę narzekać. Chyba że na pracę. Tak, na pracę narzekam dużo i ciągle. Ponieważ praca mnie nudzi. I ogłupia. (s. 34)

Kłamstwo wzbudza podejrzenia. Dwa kłamstwa je potwierdzają. Mogła ukrywać przede mną tylko jedno. Tylko jedno mogło sprawić, że nagle zaczęła okazywać mi tyle serdeczności. (s. 56)

Pomyłka, skarbie. Zaliczyłem dwa szybkie numery. Oba poza miastem. Oba bardzo dyskretne (zasada numer jeden rozsądnego nierządu głosi: trzymaj się zamężnych profesjonalistek). Oba z użyciem prezerwatywy. Tak, uczciwie przyznaję, że kiedy minęło oszołamiające, wywołane konspiracją podniecenie, w obu przypadkach miałem koszmarne wyrzuty sumienia. Nie jestem w tym dobry. Ale cóż... zdarza się. Dlatego jeśli Beth poszła w moje ślady, wybaczę jej, i już. Tym razem. (s. 59)

Żaden ojciec i żadna matka nigdy nie przyzna, że dziecko straszliwie uzależnia. Że ich zupełnie obnaża, że są przy nim słabi i podatni na zranienia. A to dlatego, że nigdy nie darzyli nikogo tak bezwarunkową miłością. (s. 65)

Kariera, dom, rodzina, długi – to nas uziemia. Zapewnia nam poczucie bezpieczeństwa, daje powód do porannego wstawania. Zawęża nasze wybory, ergo wzmacnia poczucie pewności. I chociaż zdecydowana większość mężczyzn, których znam, pragnie tego uziemienia uniknąć, wszyscy je w końcu akceptują. I to z rozkoszą. (s. 82)

Tyle rzeczy. Tyle różnych nabytków. To mnie zadziwiało. Celem życia jest gromadzenie – nieustanne gromadzenie dóbr, którymi wypełnia się przestrzeń i czas. Wszystko w imię materialnej wygody, którą maskuje się straszliwą prawdę, że człowiek przebywa na tym świecie tylko chwilowo, że tylko ten świat odwiedza. Ze pewnego dnia odeślą go stąd w nieznane w jednym ubraniu na grzbiecie. Gromadzimy rzeczy, żeby odpędzić od siebie myśl o nieuchronnym końcu, żeby się oszukiwać, żeby stworzyć pozoru stałości i trwałości tego, co zbudowaliśmy. Ale drzwi i tak się kiedyś zatrzasną. A my będziemy musieli to wszystko zostawić. s. (156-157)

Moja przeszłość została wymazana, przekreślona. Nie miałem żadnych obowiązków, żadnych zobowiązań ani powiązań. Ani dotychczasowego życia. Jakbym nagle się znalazł w całkowitej próżni. Pytanie: co ci zostanie, jeśli puścisz w niepamięć to, co minęło? Odpowiedź: sama niepamięć, czyli nic. Równie dobra odpowiedź brzmi: wolność. Beztroskie życie, którego tak bardzo pragnąłeś. Jednak kiedy już tę wolność zdobędziesz, odczuwasz wyłącznie strach. Bo wolność – ta absolutna i bezgraniczna – jest niczym niezgłębiona otchłań. Niczym wypełniona chaosem pustka. (s. 170)

Pod koniec tygodnia zrozumiałem jeden z podstawowych truizmów amerykańskiego stylu życia: kiedy ludzie uznają, że jesteś na fali, wszyscy o ciebie zabiegają. Facet, który usiłuje się przebić, jest w naszej kulturze człowiekiem pogardzanym. Jest nikim. Nieudacznikiem, który próbuje przekonać wydawcę, redaktora naczelnego, producenta, właściciela galerii czy agenta, że jeśli tylko dostanie szansę, na pewno odniesie sukces. Ale oczywiście nikt tej szansy nie chce mu dać, bo niby dlaczego wielcy tego świata mieliby pomagać szaraczkowi, komuś znikąd. Nawet jeśli uznają, że masz talent, zwykle boją się zaufać instynktowi i skoczyć na głęboką wodę.
I tak nikt pozostaje nikim. Chyba że będzie miał fart. Chyba że nagle otworzą się przed nim drzwi i wpadnie przez nie smuga światła, które skąpie go w upojnym blasku zawodowego szczęścia. Z kompletnego nieudacznika zmieni się wówczas w złotego chłopca, w „wielki talent”, w bohatera dnia. A wtedy wszyscy będą do niego dzwonić, wszyscy będą oddzwaniać. Dlaczego? Dlatego, że został namaszczony, naznaczony aureolą sukcesu. (s. 248)

Przypuszczam, że ma to coś wspólnego z faktem, iż – tak samo jak nasz dom – jest kolejnym symbolem kajdan, w jakie się dobrowolnie zakuliśmy. Jeden z moich przyjaciół ujął to bardzo treściwie: kiedy rodzi ci się pierwsze dziecko, myślisz, że wciąż masz pole do manewru, że jeszcze nie ugrzązłeś w tym obłożonym hipoteką bagnie. Ale kiedy żona rodzi ci drugie dziecko, stajesz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

- Przyzwyczaisz się. Niedługo przestaniesz go zauważać - rzekł.
- Jak to? Przecież będę go miała zawsze przed oczami.
- Właśnie dlatego - odparł Mattia. - Właśnie dlatego nie będziesz go widzieć. (s. 122)

Mattia uważał, że Alice i on są takimi właśnie bliźniaczymi liczbami pierwszymi, samotnymi i zagubionymi, bliskimi sobie, ale nie na tyle, by naprawdę się zetknąć. Nigdy jej tego nie powiedział. (s. 140)

Mattia pomyślał, że nie ma nic pozytywnego w posiadaniu takiej głowy, jaką ma on. Chętnie odkręciłby ją sobie i zamienił na inną, albo nawet na pudełko po herbatnikach, byleby tylko było puste i lekkie. (s. 176)

Nie chciała dziecka, a może chciała... Nigdy o tym naprawdę nie myślała. Ta kwestia po prostu nie istniała i koniec. (s. 233)

Mattia był zaskoczony, odkrywszy w sobie pożądanie, zagrzebane pod gęstą siecią myśli i abstrakcji, którą rozciągnął wokół siebie. Zaskoczyła go gwałtowność, z jaką ten instynkt się objawił, i determinacja, z jaką pokierował jego poczynaniami. (s. 266)

Opróżniała się z Fabia i z siebie, z wszystkich niepotrzebnych wysiłków, których dokonała, by dojść do miejsca, w którym teraz się znajdowała, i niczego tam nie znaleźć. Obserwowała z obojętną ciekawością, jak na nowo wychodziły jej słabości i obsesje. Tym razem pozwoli, żeby to one o niej decydowały; jej samej nie udało się decydować o sobie. (s. 271-272)

Jej ciało prosiło ją o coś, każdy nerw krzyczał jej o tym, ale ona nie chciała przyjąć tego do wiadomości. (s. 284)

Mattia na tylnym siedzeniu, oni na przednich: troje nieznajomych, którzy udają, że mają ze sobą coś wspólnego, i skrobią po powierzchni życia, byle tylko uniknąć ciszy. (s. 289)

Gdyby miała wybrać moment, od którego chciałaby zacząć wszystko na nowo, wybrałaby ten właśnie, kiedy Mattia i ona znajdowali się sami w pokoju, każde ze swoją odrębną, nienaruszalną tożsamością: tak dokładnie do siebie pasowały. (s. 295-296)

... Mattia i ona byli połączeni niewidzialną, elastyczną nicią, zagrzebaną pod stosem nieważnych rzeczy, nicią, która mogła istnieć tylko między dwojgiem takich jak oni: ludzi, którzy znaleźli własną samotność jedno w drugim. (s. 296)

Kiedy teraz o tym myślał, czuł się jak głupiec, podobnie jak ktoś, kto uświadamia sobie, ile życia zmarnował na wyobrażanie sobie, jak mógłby być szczęśliwy, gdyby znajdował się gdzie indziej. (s. 314)

Zimne powietrze poranka wdzierało się pod kurtkę, ale Mattia nic nie robił, żeby temu przeszkodzić. Chłód kojarzył mu się z czystością. Niedaleko czekała na niego łazienka z prysznicem, filiżanka gorącej herbaty i dzień podobny do innych. Nie potrzebował niczego więcej. (s. 328)

- Przyzwyczaisz się. Niedługo przestaniesz go zauważać - rzekł.
- Jak to? Przecież będę go miała zawsze przed oczami.
- Właśnie dlatego - odparł Mattia. - Właśnie dlatego nie będziesz go widzieć. (s. 122)

Mattia uważał, że Alice i on są takimi właśnie bliźniaczymi liczbami pierwszymi, samotnymi i zagubionymi, bliskimi sobie, ale nie na tyle, by naprawdę się zetknąć. Nigdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miałem kochankę, ale często gdzieś znikała i naprawdę byłem samotny. Dla tej wielkiej dupy, stojącej obok mnie, byłem samotny.
- W porządku - powiedziała. - Do zobaczenia dziś wieczorem.
Była naprawdę niezła, dobra w łóżku, ale znudziła mi się po trzeciej czy czwartej nocy, jak wszystkie dupy, i więcej tam nie wróciłem. (s. 14)

Zgasiłem światło, wysrałem się w ciemności i zapaliłem papierosa. Pomyślałam o tym, żeby wziąć prysznic, ale wyobraziłem sobie nagłówki w gazetach: LISTONOSZ PRZYŁAPANY W KOŚCIELE RZYMSKOKATOLICKIM NA PICIU KRWI CHRYSTUSA I KĄPIELI NAGO POD PRYSZNICEM. (s. 28)

- Gwałt! Gwałt! Gwałci mnie!
Nie myliła się. Ściągnąłem jej majtki, rozpiąłem rozporek, wsadziłem go, a potem zaniosłem ją tyłem do salonu. Upadliśmy na kanapę.
Uniosła wysoko nogi.
- GWAŁT! - wrzasnęła.
Zerżnąłem ja na amen, zasunąłem zamek w rozporku, podniosłem torbę na listy i wyszedłem, zostawiając kobietę wpatrzoną niemo w sufit. (s. 46)

Znowu byłem skacowany, nadeszła kolejna fala upałów - tydzień niemal czterdziestostopniowych upałów. Co wieczór urządzaliśmy libacje, a wczesnym rankiem i za dnia pojawiał się Stone i niemożność sprostania jego wymaganiom. (s. 47)

Joyce miała w miasteczku mały dom. Obijaliśmy się w nim, pieprzyli i jedli. Karmiła mnie dobrze, podtuczyła, a jednocześnie nadwątliła moje siły. Nie mogła się mną nasycić. Joyce, moja żona, była nimfomanką. (s. 67)

To znaczy zapadłem na moment. Bo już po chwili poczułem, że ktoś mnie pieści. Uniosłem wzrok i zobaczyłem Joyce gapiącą się na mnie z obłędem w oczach. Była naga, jej piersi zwisały mi przed oczami, włosy łaskotały po nosie. Pomyślałem o milionach Joyce, podniosłem ją, przewróciłem na wznak i wziąłem się ostro do roboty. (s. 101)

Pewnego dnia poszedłem do baru w przerwie między gonitwami i zobaczyłem tę kobietę. Bóg albo ktoś inny ciągle stwarza kobiety, posyła je na ulice, i ta ma za duży tyłek, a tamta za małe cycki, ta jest stuknięta, a tamta szalona, ta jest dewotką, a tamta wróży z fusów, ta nie panuje nad wiatrami, a tamta ma duży nos, ta kościste nogi...
Ale od czasu do czasu zjawia się kobieta w pełnym rozkwicie, której ciało wprost rozrywa sukienkę... uosobienie seksu, przekleństwo mężczyzn, koniec świata. (s. 165)

Dziewczyna była trochę pulchna, ale za to chętna. Nie skorzystałem z okazji. Na jakiś czas miałem kobiet powyżej uszu. (s. 209)

Albo miękli, albo tyli, potwornie, zwłaszcza na tyłkach i brzuchach. Powodem był siedzący tryb życia, te same ruchy i te same rozmowy. I tam właśnie tkwiłem, z zawrotami głowy, bólem w ramionach, karku, klatce piersiowej, całym ciele. Spałem cały dzień, wypoczywając przed pracą. W weekendy musiałem pić, żeby o niej zapomnieć. Kiedy tu przyszedłem, ważyłem osiemdziesiąt cztery kilo. Teraz ponad sto. W pracy ruszałem jedynie prawą ręką. (s. 211)

Nie wiem, jak to się przytrafia ludziom. Miałem dziecko na utrzymaniu, musiałem mieć za co napić się, zapłacić czynsz, kupić buty, koszule, skarpety, wszystkie te rzeczy. Podobnie jak inni, potrzebowałem samochodu, czegoś do jedzenia, wszystkich drobnych rzeczy niematerialnych.
Na przykład kobiet. (s. 222)

- Myślałem, że to praca doprowadza mnie do szaleństwa. Teraz zjawiasz się ty.
- Cicho! Zrób wdech!
- Potrzebuję młodej dupy, doktorze. Właśnie tego mi brakuje.
- Twój kręgosłup jest przemieszczony w czternastu miejscach, Chinaski. To rodzi napięcie, debilizm i, często, szaleństwo.
- Brednie! - zawołałem... (s. 228)

Rano było rano, a ja wciąż żyłem.
Może napiszę powieść - pomyślałem.
A potem to zrobiłem. (s. 229)

Miałem kochankę, ale często gdzieś znikała i naprawdę byłem samotny. Dla tej wielkiej dupy, stojącej obok mnie, byłem samotny.
- W porządku - powiedziała. - Do zobaczenia dziś wieczorem.
Była naprawdę niezła, dobra w łóżku, ale znudziła mi się po trzeciej czy czwartej nocy, jak wszystkie dupy, i więcej tam nie wróciłem. (s. 14)

Zgasiłem światło, wysrałem się w ciemności i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

s. 51

Należy, powiadam, wystrzegać się wszelkich przedsięwzięć wymagających nowego odzienia, lecz nie nowego człowieka. Jakże bowiem nowe ubranie ma pasować na starego, nie przeobrażonego człowieka? Jeśli ma się przed sobą nowe zadanie, należy się starać spełnić je w starej odzieży. Nikt nie potrzebuje tego, czym by się mógł zadowolić, lecz tego, czym mógłby się zająć, czy raczej tego, czym mógłby się stać.

s. 64

To żądni luksusu i rozwiąźli ustalają modę, którą stado tak pilnie naśladuje.

s. 81

Ów problem spędzania najlepszego okresu życia na zarabianiu pieniędzy po to, aby cieszyć się wątpliwą swobodą w okresie życia najmniej wartościowym, przypomina mi o przypadku pewnego Anglika, który pojechał do Indii, aby najpierw zbić majątek, potem zaś móc wrócić do Anglii i wieść życie poety. Powinien był od razu zamieszkać w mansardzie.

s. 85

Prosty i niezależny umysł nie mozoli się z rozkazu księcia. geniusz nie chodzi w orszaku za żadnym monarchą ani nie jest materialnym srebrem, złotem czy marmurem, chyba że w znikomym stopniu.

s. 90-91

człowiek to zwierzę, które łatwiej aniżeli jakiekolwiek inne stworzenie potrafi się adaptować do wszystkich klimatów i warunków.

s. 99

dlatego też chciałbym, ażeby każdy z wielkim staraniem wybierał własną drogę i szedł naprzód właśnie nią, zamiast drogą ojca, matki czy sąsiada.

s. 121

Prostota, prostota i jeszcze raz prostota! Tak, niechaj ludzkie sprawy ograniczą się do dwóch czy trzech, a nie stu czy tysiąca; zamiast liczyć do miliona, człowiek powinien liczyć do dwunastu, a rachunki prowadzić na paznokciu kciuka.

należy upraszczać, upraszczać. Zamiast trzech posiłków dziennie lepiej jadać jeden, jeśli i ten jest konieczny; zamiast stu dań - pięć; inne rzeczy również należy proporcjonalnie zredukować.

s. 124

co się tyczy gazet, to jestem przekonany, że również w nich nigdy nie wyczytałem żadnych godnych zapamiętania nowin.

s. 133

Słowo pisane stanowi najbardziej doborową spuściznę. Od razu wytwarza atmosferę większej intymności i uniwersalności aniżeli jakiekolwiek inne dzieło sztuki. Jest najbardziej zbliżone do samego życia.

s. 139

Nie wszystkie książki są równie nudne jak ich czytelnicy. Istnieją prawdopodobnie takie słowa przemawiające wprost do ludzkiej kondycji, jakie - gdybyśmy naprawdę mogli je słyszeć i rozumieć - uznalibyśmy za najbardziej zbawienne dla naszego życia aniżeli poranek czy wiosnę. Możliwe również, że ukazałyby nam w nowym świetle porządek rzeczy. Ilu ludzi wraz z przeczytaniem jakiejś książki rozpoczęło nową epokę w swoim życiu!

s. 144

Przynajmniej tę przewagę miałem w swoim sposobie życia nad tymi, którzy zmuszeni byli szukać rozrywek za granicą, w towarzystwie czy w teatrze, że samo życie stanowiło dla mnie rozrywkę i zawsze miało mi coś nowego do zaoferowania. Było sztuką teatralną o wielu odsłonach i bez zakończenia.

s. 207

Dopiero gdy zbłądzimy, czyli innymi słowy, zgubiwszy drogę, zgubimy się na tym świecie, zaczynamy naprawdę odnajdywać siebie i zdawać sobie sprawę z naszego położenia i z nieskończonej liczby naszych związków.

s. 253

Uważam, że szczególnie człowiek, który istotnie pragnie jak najlepiej zadbać o bardziej wysublimowane wartości wewnętrzne, stara się unikać pożywienia zwierzęcego, i w ogóle obfitych posiłków.

s. 254

Niezależnie od tego, co sam praktykuję, nie mam wątpliwości, że przeznaczeniem gatunku ludzkiego w miarę stopniowego postępu jest po części skończyć z jedzeniem zwierząt.

s. 255

Uważam, że jedyny napój mądrego człowieka stanowi woda. Wino nie jest już tak szlachetnym płynem, a pomyśleć, że nadzieje poranka można zniweczyć filiżanką ciepłej kawy, wieczoru zaś - filiżanką herbaty! och, jakże nisko upadam, gdy dam im się skusić!

s.259

Mądrość i czystość biorą się z wysiłku, niewiedza i zmysłowość - z lenistwa.

s. 371

Nadmierne bogactwo pozwala kupować jedynie to, co zbyteczne. Potrzeby duchowe zaspokaja się bez pieniędzy.

s. 51

Należy, powiadam, wystrzegać się wszelkich przedsięwzięć wymagających nowego odzienia, lecz nie nowego człowieka. Jakże bowiem nowe ubranie ma pasować na starego, nie przeobrażonego człowieka? Jeśli ma się przed sobą nowe zadanie, należy się starać spełnić je w starej odzieży. Nikt nie potrzebuje tego, czym by się mógł zadowolić, lecz tego, czym mógłby się zająć, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To właśnie było dla niego typowe. Po zastanawianiu się, wahaniach i rozważaniach, nieuchronnie wybierał tę drogę, którą przedtem nieskończoną ilość razy odrzucał. Dziesiątki powziętych w ten sposób decyzji wytyczyły historię jego życia. Doszedł do wniosku, że popełniłby szalony błąd jadąc do Hollywood, więc pojechał. Postanowił nie żenić się ze swoją zoną, ale się ożenił. Zdecydował, że nie zainwestuje pieniędzy wspólnie z Tamkinem i dał mu swój czek. (s. 31)

"O Boże - modlił się Wilhelm - wybaw mnie z kłopotów i zmartwień. uwolnij mnie od moich myśli i pozwól mi uczynić z siebie kogoś lepszego. Bardzo żałuję, że tyle zmarnowałem czasu. Wybaw mnie z tej pułapki i daj mi zacząć inne życie. Bo jestem zupełnie wykończony. Zlituj się nade mną". (s. 35)

"Żegnaj, młodości! Ach, żegnajcie te cudowne, szalone, zmarnowane dni! Jakimże bałwanem byłem - nie, dotąd jestem". (s. 40)

"Ach, jak oni kochają pieniądze - myślał Wilhelm. - Wielbią pieniądze! Święte pieniądze! Śliczne pieniądze! Do tego doszło, że ludzie są obojętni na wszystko, prócz pieniędzy. Jeśli ich nie posiadasz, to naprawdę cię nie ma, nie ma! Powinieneś przeprosić i zniknąć z powierzchni ziemi. Bzdura! Ale tak to z tym jest. Świat to biznes. Żebym mógł tylko znaleźć jakieś wyjście z tego". (s. 49)

Osioł! Idiota! Tępy muł! Głupie bydlę! Dzikus! Ohydny, wściekły hipopotam - wymyślał sobie Wilhelm idąc na uginających się nogach przez hotelową restaurację. ta jego duma! Zapalczywość! Ta żebranina i słabość! Po co obrażał ojca - po co wszystko zmącił. Okazał się słaby, godny pogardy, śmieszny! Przypomniał sobie, jak wyrzucał ojcu: "Powinieneś lepiej znać własnego syna" - oj, jakie to płaskie i odrażające. (s. 77)

Duchowe zadowolenie - oto, czego szukam dla siebie. Żeby sprowadzać ludzi do chwili bieżącej, do owego "teraz i tutaj". Do realnego świata. To znaczy do obecnego momentu. Przeszłość się nie liczy. Przyszłość budzi niepokój. Tylko chwila bieżąca jest realna - jest teraz i tutaj. Korzystaj z dnia. (s. 92)

Natura zna tylko jedno: chwilę bieżącą. Teraźniejszość, teraźniejszość, zawsze teraźniejszość, jak wielka, ogromna, gigantyczna fala. Kolosalna, jasna, piękna, wypełniona życiem i śmiercią, wznosząca się pod niebo i nie tonąca w morzach. Musisz iść razem z chwilą bieżącą, z tym "Teraz i tutaj", z chwałą... (s. 123-124)

To właśnie było dla niego typowe. Po zastanawianiu się, wahaniach i rozważaniach, nieuchronnie wybierał tę drogę, którą przedtem nieskończoną ilość razy odrzucał. Dziesiątki powziętych w ten sposób decyzji wytyczyły historię jego życia. Doszedł do wniosku, że popełniłby szalony błąd jadąc do Hollywood, więc pojechał. Postanowił nie żenić się ze swoją zoną, ale się ożenił....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wierzył własnym oczom. Spoglądające na niego żółciutkie stworzenie było istotą z innego świata, demonem z chińskiej bajki, chochlikiem o skórze zabarwionej siarką. Owszem, Klara, ale niezupełnie. (s. 135-6)

Zawód Klary przerastał go. (...) pracować jako obraz - to było coś, co przekraczało jego zdolność pojmowania. (s. 137)

Zachowywała nieznośny spokój. Przyzwyczaiła się panować nad sobą, co dawało jej nad nim przewagę. Bardzo trudno było ją wyprowadzić z równowagi, gdyż płótna są bezgranicznie cierpliwe. (s. 147)

W wieku pięćdziesięciu pięciu lat człowiek już nie ma paliwa, żeby długo się czerwienić. Stara krew traci siłę. (s. 165)

Jesteśmy tym, za co inni płacą, żebyśmy byli. (s. 176)

Naszą prawdziwą naturą jest maska. (s. 328)

Kiedy dojrzewamy, zaczynamy w końcu rozumieć, że prawda jest rzeczą względną. To tak, jakby nasze oczy przyzwyczaiły się do życia. Zaczynamy rozumieć, że dzień i noc, a może nawet życie i śmierć, nie są niczym innym jak tylko różnymi stopniami tego samego światłocienia. Odkrywamy, że jedyną prawdą jest półmrok i tylko on zasługuje na to, by go tak nazywać. (s. 381-2)

Nigdy nie mógł zrozumieć, co go tak bardzo pociągało w tej szczupłej, zaledwie dwudziestotrzyletniej dziewczynie. Na pierwszy rzut oka wydawało się to proste: April Wood była piękna, ubierała się z wyzywającą elegancją, a jej kultura i inteligencja okazały się wyjątkowe. Ale miała w sobie coś, co zniechęcało do niej natychmiast. W tamtym okresie pracowała na stanowisku dyrektora Bezpieczeństwa u Ferruciolego; mimo że bogata, mieszkała sama i nie miała przyjaciół. Zdawało mu się, że odkrył, co ją dzieliło od ludzi: powolna, głęboka nienawiść, jak podskórna trucizna. Panna Wood wydzielała nienawiść wszystkimi porami. (s. 413-4)

A najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim znajdujesz. (s. 498)

Nadal była wydepilowana, to oczywiste, lecz z tym widokiem zdążyła się już zżyć. Jej twarz bez podkładu nabierała swojego zwykłego wyrazu - przeszłością stawało się to żółte monstrum wprawiające Jorgego w osłupienie. Nie była już pomalowana, nie nosiła metek. Nie jest łatwo żyć bez etykietek i farby, ale będzie się musiała przyzwyczaić. (s. 584)

Nie wierzył własnym oczom. Spoglądające na niego żółciutkie stworzenie było istotą z innego świata, demonem z chińskiej bajki, chochlikiem o skórze zabarwionej siarką. Owszem, Klara, ale niezupełnie. (s. 135-6)

Zawód Klary przerastał go. (...) pracować jako obraz - to było coś, co przekraczało jego zdolność pojmowania. (s. 137)

Zachowywała nieznośny spokój. Przyzwyczaiła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapewniam was, że samo bycie trupem jest o wiele prostsze niż umieranie jako takie. Jeśli potraficie gapić się godzinami w telewizor, to macie już pojęcie, jak to jest być martwym. Można nawet powiedzieć, że oglądanie telewizji i surfowanie w sieci to doskonała sucha zaprawa w byciu martwym.s. 7-8

Śmierć to Jedna Wielka Wpadka, której nikt z nas nigdy nie planuje zaliczyć. Wyrazem tego są muffinki z otrębami i kolonoskopia. To właśnie dlatego łykacie witaminy i robicie sobie cytologię. Nie, nie mówię tego o was – wy przecież nigdy nie umrzecie, więc czujecie się teraz ode mnie lepsi. Proszę bardzo, myślcie tak dalej. Smarujcie się kremami z filtrem i obmacujcie w poszukiwaniu guzków. Nie chcę wam psuć Wielkiego Zaskoczenia.s. 11

Mama wydawała majątek na moje trwałe ondulacje i lekcje baletu po to, żeby jakiś brzuchaty zdeprawowany dziad z kostnicy wylizał mnie swoim gorącym jęzorem.s. 12

Śmierć to śmierć. Sami się niebawem o tym przekonacie. I wcale wam nie pomoże to, że będziecie się wściekać.s. 13

Nie wiem, czy wytrzymacie, ale udzielę wam kolejnej rady: nie umierajcie, mając na nogach tanie buty. Piekło jest… piekielnie bezlitosne dla tandety, wszystkie plastiki się topią, a nie chcecie chyba łazić przez resztę wieczności na bosaka.s. 19

Z doświadczenia wiem, że dziewczyny są na ogół superinteligentne, póki nie zaczną im rosnąć piersi.s. 20

I jeszcze jedno: zanim podejmiecie wysiłek odstawienia nikotyny, przemyślcie fakt, że palenie papierosów i cygar to doskonała sucha zaprawa przed pobytem w Piekle.s. 32

Znaleźliśmy się w rozpaczliwym położeniu. Babette sprawia wrażenie zbyt zajętej sobą, zresztą kiepska jakość elementów jej garderoby idealnie współgra – obserwacja ta nasuwa się zresztą sama przez się – z jej tendencją do przedkładania powierzchownej atrakcyjności nad zalety ducha.s. 68

I nie, nie dane mi było osobiście przeżyć orgazmu, ale czytałam Co się wydarzyło w Madison County i Kolor purpury, i jeśli nawet niczego innego z lektury Alice Walker nie wyniosłam, to dzięki niej wiem, że jeśli pozwolicie kobiecie odkryć uzdrawiającą moc manipulowania swoją łechtaczką, stanie się waszą oddaną wielbicielką i najlepszą przyjaciółką. Na zawsze.s. 89

Żadna praca nie jest dana na wieczność, więc lepiej wrzucić na luz i mieć z tego trochę radości.s. 125

No i mam też wielką ochotę powiedzieć jej, że jeśli uwielbia czytać książki, będzie zachwycona byciem martwą. Lektura większości książek wywołuje w nas wrażenie, że już zmieniliśmy się w zwłoki. Wszystko jest takie… skończone.s. 129-130

Od zawsze cechuje mnie otwartość i podatność na wpływy. I najprawdopodobniej zbyt ufnie traktuję motywy i plany innych ludzi.s. 163

- Śmierć to powolny proces – stwierdza Archer. – Twoje ciało to tylko pierwszy element, który ulega rozkładowi. – Co znaczy: W następnej kolejności obumierają wasze marzenia. A potem wasze oczekiwania. I wasz gniew na to, że zmarnowaliście życie na uczenie się różnych pierdół, i kochanie ludzi, i zarabianie kasy tylko po to, żeby się nachapać gówien, które w gruncie rzeczy są niczym. Serio, obumieranie waszego fizycznego ciała to pikuś. Potem muszą umrzeć wasze wspomnienia. I wasze ego. Wasza duma i wstyd, i ambicja i nadzieja, i cały ten Szajs Tożsamości Osobistej mogą obumierać przez całe stulecia.s. 210

Zapewniam was, że samo bycie trupem jest o wiele prostsze niż umieranie jako takie. Jeśli potraficie gapić się godzinami w telewizor, to macie już pojęcie, jak to jest być martwym. Można nawet powiedzieć, że oglądanie telewizji i surfowanie w sieci to doskonała sucha zaprawa w byciu martwym.s. 7-8

Śmierć to Jedna Wielka Wpadka, której nikt z nas nigdy nie planuje zaliczyć....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

s. 21

- Garotą się dusi - wyjaśnił Pitman. - Składa się z dwóch elementów. Sznur albo szal owija się ofierze wokół gardła. Potem zaciskasz to kijem lub prętem. Więc nie trzeba dotykać gardła rękami.

s. 22

- Żeby udusić człowieka garotą, trzeba mieć czas. Trzeba to sobie zaplanować. Uduszenie garotą to morderstwo z premedytacją. Wybryk chorego umysłu, Lucretio. Co ty możesz o tym wiedzieć!

(...)

- Jeśli dławisz ofiarę garotą, możesz ją przydusić, aż zemdleje, a potem ocucić. Znowu przydusić, aż zemdleje, a potem ocucić. Wcale jej nie dotykasz. Ręce masz czyste. To okrutna metoda, ale skuteczna. W ten sposób Hiszpanie tracili skazańców. My tu w Stanach rzadko się w ten sposób wykańczamy.

s. 23

Tej nocy po raz pierwszy pomyślałam: "Jestem w garocie".

s. 39

Nie piję, żeby się upić. Tylko by złagodzić ostre kontury otaczającego mnie świata.

s. 89

Poranne zakupy bywają wyczerpujące. Od Madison Avenue do Piątej Alei, od małych, ekskluzywnych butików do Bergdorfa Goodmana, Saksa, Trump Tower. Pani G. z ogniem w oku szuka paska, który by idealnie pasował do jej drelichowych spodni od Garibaldiego, idealnej sukni na ślub najmłodszej siostrzenicy pana G. w Rye w Connecticut oraz butów, idealnie pasujących do nowej, czarnej jedwabnej sukni od Amalfi, którą zamierza włożyć na bal Przyjaciół Nowojorskiej Biblioteki Publicznej, skąd dochód przeznaczony zostanie na wsparcie tej pożytecznej placówki.

s. 91

Obwąchując ją, jakby była suką mającą cieczkę, choć ciągnie się za nią obłok L'heure bleue, prostaccy Latynosi szydzą, bezgłośnie wymawiając słowa "biała cipa" i śmiejąc się na wyprzódki. Mimo to pani G., podobnie jak jej towarzyszki, zostawia umiarkowane lub wręcz hojne napiwki. A ma inne wyjście?

s. 165

Kristine ma nadzieję, że nie będzie chciał się kochać... O ileż trudniejszy jest seks między długoletnimi małżonkami niż kochankami, którzy dopiero co po raz pierwszy poszli ze sobą do łóżka, myśli Kristine. Małżonków nic nie nagli, nie ma poczucia dramatyzmu, niebezpieczeństwa. Nie grozi im żadne ryzyko. Nie będzie niespodzianek.

s. 173-174

Czuję się tu dziwnie, gdyż nadal jestem młoda (umysłem), tylko ciało się zużyło, wiem skarbie, że przykro ci patrzeć na mnie, twoją matkę, która kiedyś była "piękna" i pyszniła się tym.
Teraz pysznię się tobą, skarbie. Mogę chwalić się moją córką doktorką przed tymi starszymi kobietami, z którymi się przyjaźnię.

s. 21

- Garotą się dusi - wyjaśnił Pitman. - Składa się z dwóch elementów. Sznur albo szal owija się ofierze wokół gardła. Potem zaciskasz to kijem lub prętem. Więc nie trzeba dotykać gardła rękami.

s. 22

- Żeby udusić człowieka garotą, trzeba mieć czas. Trzeba to sobie zaplanować. Uduszenie garotą to morderstwo z premedytacją. Wybryk chorego umysłu, Lucretio. Co ty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

s. 24

Każdy jest inny, każdy żyje inaczej, inaczej umiera.

s. 25

Siostry wprawnym spojrzeniem wychwytywały kandydatów na nieboszczyków, na długo przedtem, nim dany człowiek sam to poczuł, dostrzegały, że ten czy ów rychło wyzionie ducha.

s. 53

Najbardziej osłabione ciało może zostać uratowane przez silny umysł albo silną duszę, albo przez nie pospołu.

s. 57

Artysta, a zwłaszcza pisarz, który od czasu do czasu nie będzie w szpitalu, a więc w tej decydującej dla życia, koniecznej dla istnienia strefie myśli, staje się bezwartościowy, ponieważ wikła się w sprawy powierzchowne.

s. 64

Pośród stu tak zwanych lekarzy rzadko znaleźć można jednego prawdziwego, a z tego punktu widzenia chorzy są w każdym przypadku społecznością skazaną na przewlekłe choroby i śmierć. Albo lekarze cierpią na manię wielkości, albo są bezradni, w obu sytuacjach szkodzą pacjentom, jeśli ci nie wezmą inicjatywy we własne ręce. Reguła potwierdza wyjątki.

s. 65

Tylko nieliczni lekarze przyznają się do niemal absolutnej niewiedzy, a także do niemal absolutnej niemożliwości uczynienia czegokolwiek.

s. 75-76

Całe nasze życie, jeśli przyjrzeć mu się dokładnie, jest tylko marnym kalendarzem zdarzeń, z którego została wreszcie zerwana ostatnia kartka.

s. 81
Nic nie jest doskonałe, cóż więc dopiero mówić o doskonałości rzeczy pisanych lub wręcz takich notatek jak te, składających się z nielicznych tysięcy możliwych strzępków wspomnień. Opowiedziane są tu okruchy, z których przychylnie usposobiony czytelnik bez trudu złoży sobie całość. Nic więcej. Okruchy mojego dzieciństwa i młodości, nic więcej.

s. 106

W pewnym momencie bardzo już zaawansowanej terapii odkryłam na nowo przyjemność, jaką daje myślenie, a zatem rozbiór, roztrząsanie i rozważanie obserwowanych rzeczy. Miałem teraz na to czas, nikt nie zakłócał mi spokoju. Natura analityka wzięła we mnie górę.

s. 130

Z czasem znowu nabrałem chęci do czytania gazet, aczkolwiek tego typu lektura zawsze jednakowo mnie odpychała, co wszakże nie zdołało przeszkodzić, abym wreszcie na powrót czytał je codziennie, już wtedy uległem bez reszty temu powtarzającemu się każdego dnia, dozgonnemu, jak wiem teraz, mechanizmowi kupowania gazet, czytania ich i odrzucania z uczuciem wstrętu.

s. 140

Mogłem był nawiązać w Vötterl kontakt z wszystkimi dowolnymi ludźmi, ale nie pragnąłem tego, wystarczało mi obcowanie z książkami i długie wyprawy na dalekie, nieodkryte jeszcze kontynenty mojej wyobraźni.

s. 24

Każdy jest inny, każdy żyje inaczej, inaczej umiera.

s. 25

Siostry wprawnym spojrzeniem wychwytywały kandydatów na nieboszczyków, na długo przedtem, nim dany człowiek sam to poczuł, dostrzegały, że ten czy ów rychło wyzionie ducha.

s. 53

Najbardziej osłabione ciało może zostać uratowane przez silny umysł albo silną duszę, albo przez nie pospołu.

s....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

s. 13

I wtedy właśnie uznała, że jestem wyniosła. Taka, co to nie chce się spoufalać, bo uważa się za kogoś lepszego. Kobiety pokroju Gunilli myślą, że poufałość stanowi warunek przyjęcia do grona przedstawicielek płci żeńskiej. Zdradź nam swój sekret, a będziesz jedną z nas…

Moją jedyną bronią jest milczenie.

s. 21

Dzieci wydawały mi się czymś obcym, nierzeczywistym. Nie chciało mi się wierzyć, że sama też kiedyś taka byłam, i wątpiłam, czy kiedykolwiek zdecyduję się na własne dziecko.

s. 70

Przyjrzałam się sobie w lustrze. Pod makijażem ledwie było widać moją twarz. Pamiętam, że pomyślałam o Bengcie. Powiedział mi kiedyś o pewnym eksperymencie. Ktoś zgromadził zdjęcia najbardziej przeciętnych ludzi w jakimś kraju, o przeciętnych nosach, przeciętnych policzkach, średniej grubości wargach i tak dalej. I stworzył z tej przeciętności prawdziwą piękność.
Uśmiechnęłam się do twarzy w lustrze. Przeciętna.

s. 139

Dzielna żona i kochająca matka, cierpliwa podpora i wytrawny ekspert od drinków. Musiałam kłamać tylko w drobnych sprawach, nic nieznaczących drobiazgach. Co mi na przykład szkodzi powiedzieć, że brzydka suknia jest ładna? Co mi szkodzi udawać zadowoloną i pewną siebie?

s. 235

Szary to kolor zniesławiony, obrzydzony i oszpecony cementowymi i betonowymi wytworami ludzi. Szarość w naturze jest zupełnie inna; to połyskliwy piasek przesypujący się przez palce, jesienne mgły, padający nocą letni deszcz.
Rozkoszowałam się spokojem tych szarych dni, chłonęłam ich szarość, chciałam, żeby przesyciły mnie jej wszystkie ciepłe odcienie.

s. 247

Lars-Göran nie słyszy, kiedy się wymykam z domu, coś czyta, jest w innym świecie, w którym nie ma ani mnie, ani mojego poplamionego sweterka, ani zasikanych majtek.

s. 253

Potem idę do Domu Mody Grens i kupuję czarny lniany kostium. Nie jest mi w nim do twarzy. W czarnym nigdy nie było mi do twarzy.

s. 282

Kiedy wreszcie wynurzam się na powierzchnię, mrugam powiekami i patrzę na swoją dłoń na poduszce. Jest biała i przeźroczysta. Skóry mam ciut za dużo, zaczynam się starzeć.

s. 13

I wtedy właśnie uznała, że jestem wyniosła. Taka, co to nie chce się spoufalać, bo uważa się za kogoś lepszego. Kobiety pokroju Gunilli myślą, że poufałość stanowi warunek przyjęcia do grona przedstawicielek płci żeńskiej. Zdradź nam swój sekret, a będziesz jedną z nas…

Moją jedyną bronią jest milczenie.

s. 21

Dzieci wydawały mi się czymś obcym, nierzeczywistym....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

s. 147

Alicja zachichotała, bibliotekarka chrząknęła za swoim biurkiem i syknęła na nich.
Krystian stanął przed Alicją, jakby chciał ją ochronić przed spojrzeniem bibliotekarki, i odstawił Geniusza na półkę.
– Żartowałem tylko – powiedział. – To właściwie nie jest książka dla dziewczyn. Powinna pozostać męską tajemnicą.

s. 188

Nigdy wcześniej nie miała ciała. Nie w ten sposób. Istniały tylko jej wizerunki, stworzone przez spojrzenia innych ludzi. Występowała zatem w wielu wcieleniach: w oczach Siri zdawała się słodka jak laleczka, w oczach Kariny – brzydka, spojrzenie Rebeki czyniło ją grubą, oczy Kristoffera seksowną, w oczach Ann-Katrin była ładnie uczesana, a w oczach Marianny – rozczochrana. Były to tylko pozory, powierzchnia. Obrazy znikały, kiedy cudze oczy spoglądały w inna stronę. Dla niej samej – dla tego czegoś w środku niej, co było Andżeliką – ciało nigdy nie miało znaczenia. Usta były jedynie ustami. Ramiona zwykłą para ramion. Stopy – stopami. Ciało stanowiło narzędzie, czasem broń, innym razem tarczę, powłokę, której oddziaływanie na chłopców i mężczyzn napełniało ją w ostatnich latach zdumieniem, wprawiało w konsternację.

s. 288

Nie. Nie zamierza się odstawić. Nie będzie się ośmieszać przebierankami za podstarzałą seksbombę. Żadnych wysokich obcasów. Żadnej krótkiej spódniczki. Żadnego kuszącego dekoltu. Nie zamierza go uwodzić. Pragnie odpowiedzi. Chce zrozumieć jego postępowanie. To, co dzieje się w jego głowie.

s. 292

Czy Krystian widzi teraz to, co ona zobaczyła dziś rano w lustrze? Że ma trzy twarze, jedną na drugiej? Jedna z nich należy do dziewczynki, druga do kobiety, a trzecia do staruszki. Czy Krystian rozumie, że wszystkie te trzy twarze są tak samo prawdziwe?

s. 297

Radość jest matką smutku. Miłość matką nienawiści.
Na dnie czystej prawdy kulą się najbrudniejsze kłamstwa.
Wszystko zawiera w sobie przeciwieństwo.

s. 298/299

Kiedy już od kilku chwil leżysz na łóżku, uświadamiasz sobie, że jednak żadna z tych rzeczy nie jest prawdą: wasza sucha miłość smakuje jak papier. W tym samym momencie mężczyzna wzdryga się i wydaje cichy jęk. Ma nędzną ejakulację, która mimo to pali i piecze. Twoje ciało pamięta. Śluzówka pochwy blednie ze wstrętu, macica kurczy się z przerażenia, przekwitłe wachlarze jajników trzepoczą jak podczas burzy, żeby przepędzić te nazbyt dobrze znajome plemniki. To nie miało się nigdy więcej zdarzyć! Nigdy. Przysięgałaś, że tak będzie, kiedyś, dawno temu…

s. 383

Na dworze, na Hamngatan, jest już ciemno. Wybiła siódma i miasto przeistacza się. Zamykają się sklepy, otwierają lokale. Od kobiet w średnim wieku oczekuje się, że pójdą do domu i znikną z pola widzenia.

s. 384

W oknie wystawowym miga jej własne odbicie: pewna siebie kobieta w drogim kostiumie.
Jest dobrze przebrana.

s. 389

Kupuje się metkę z ceną i poczucie bycia wybrańcem losu, ubranie stanowi tylko dodatek.

s. 427

Jakie życie czeka ją po odlocie samolotu do Chicago?
Puste życie. Wie o tym. Życie pełne samotnych nocy. Życie, w którym mężczyźni, zarówno ci starzy, jak i młodzi, będą zaledwie prześlizgiwali się po niej wzrokiem, rejestrując na sekundę jej obecność, a potem o niej zapominając. Życie, w którym będzie chodziła do teatru razem z innymi samotnymi kobietami, jeśli w ogóle będzie chodzić do teatru. Będzie jeść z nimi kolacje. Rozmawiać o ostatnich wydarzeniach na świecie. Życie w świecie kobiet w średnim wieku. Świeżo rozwiedzionych. Przedwcześnie owdowiałych.

s. 147

Alicja zachichotała, bibliotekarka chrząknęła za swoim biurkiem i syknęła na nich.
Krystian stanął przed Alicją, jakby chciał ją ochronić przed spojrzeniem bibliotekarki, i odstawił Geniusza na półkę.
– Żartowałem tylko – powiedział. – To właściwie nie jest książka dla dziewczyn. Powinna pozostać męską tajemnicą.

s. 188

Nigdy wcześniej nie miała ciała. Nie w ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Była sękatą, pospolitą kobietą, od której biło nerwowością i która wiecznie albo na coś chorowała, albo przechodziła rekonwalescencję, albo właśnie czuła, że coś ją "bierze"; tego dnia dygotała w workowatej wełnianej sukni, na którą miała włożony zapięty na guziki, workowaty biały sweter; paznokcie jej długich kościstych palców były sinoniebieskie. Clare i ja pamiętałyśmy, jak "najstarsza przyjaciółka" matki przyglądała się nam z lekkim obrzydzeniem, kiedy byłyśmy małe,zachęcała, abyśmy nazywały ją "ciocią Alyce", czego nigdy nie nauczyłyśmy się robić przekonująco. Alyce oczywiście nigdy nie wyszła za mąż, za to w zamierzchłej przeszłości przeżyła ponoć "tragiczny" romans. Pracowała w bibliotece publicznej, ale namówiono ją na przejście na wcześniejszą emeryturę, bo nie była w stanie albo nie chciała nauczyć się obsługiwać komputera i pod koniec kariery zawodowej dorobiła się takiej fobii, że nie pozwalała niektórym uczniom (jako zadżumionym? śmiercionośnym?) wypożyczać książek ani nawet korzystać z nich na miejscu. s.26-27

Rozmowa zeszła na sklepy ze starzyzną, w którym to temacie ja byłam ekspertem. Pokazałam gościom zegarek, który znalazłam w tym samym sklepie w Rochester, lekko wytarty, ale nadal bardzo piękny, srebrny, z delikatna niebieska tarczą, na której zamiast konwencjonalnych cyfr widniały blade lśniące gwiazdki. Na kopercie był wygrawerowany napis: "Dla Elizy z wyrazami miłości". Wstawiona szampanem, podniecona, świadoma, że mężczyźni mi się przyglądają, słuchałam samej siebie, klepiącej trzy po trzy niczym jakaś bezmózga osobowość telewizyjna na temat mojej "nienasyconej" miłości do sklepów z używanymi rzeczami. Bo stare rzeczy w jakiś sposób mnie przyciągały, jakby to wszystko, co było nowe, świeże, niesprawdzone i "jeszcze niepokochane", nie miało dla mnie uroku; wychodziło na to, że kierowałam się przymusem kupowania przedmiotów, które już kiedyś należały do kogoś innego, jakbym nie była pewna własnych ocen i musiała korzystać z cudzych w odniesieniu do ubrań, biżuterii, mężczyzn. s.28-29

Zaczęłam robić sobie makijaż, ale się poddałam. (Co nam się właściwie wydaje, kiedy robimy sobie makijaż? Czy dodajemy coś, czego tu nie ma, czy ukrywamy coś, co jest, ale inaczej byśmy tego nie zniosły? Żałowałam, że nie mogę spytać o to mamy, ona podchodziła do takich pytań serio.) s. 132

Alyce wytarła nos. Od czasu, kiedy widziałam ją po raz ostatni, jej spłowiałe brązowe włosy niemal całkowicie zszarzały i wyraźnie stały się rzadsze. Alyce zaliczała się do tych wynędzniałych, dziewczynkowatych starszych pań, w których przypadku między okresem dojrzewania płciowego a menopauzą nie ma nic, "dojrzewają" przed i po. Była płaska jak deska do prasowania, ale za to miała niewielki brzuszek i do tego przygarbione ramiona, węźlaste łokcie i kolana. Minę miała raz potulną, innym razem pogardliwą. Z czasów, gdy była szkolną bibliotekarką, pozostał jej nawyk gderliwego i podejrzliwego wywyższania się nad innych. Lubiła ubierać się w matowe beże i brązy; zawsze biło od niej wonią talku pomieszanego jakby z pajęczynami. Tato reagował na nią wywracaniem oczami, ale mama natychmiast jej broniła: "Alyce to oddana, lojalna przyjaciółka". s. 331

Była sękatą, pospolitą kobietą, od której biło nerwowością i która wiecznie albo na coś chorowała, albo przechodziła rekonwalescencję, albo właśnie czuła, że coś ją "bierze"; tego dnia dygotała w workowatej wełnianej sukni, na którą miała włożony zapięty na guziki, workowaty biały sweter; paznokcie jej długich kościstych palców były sinoniebieskie. Clare i ja pamiętałyśmy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie miałam apetytu na angielski, ten język zbyt przemacerowany, to purée syków, tę gumę do żucia przekazywaną sobie z ust do ust. Angloamerykański nie wiedział, co to surowe, lekko ścięte, usmażone, przyrządzone na parze: znał tylko to, co rozgotowane na papkę. Prawie się w nim nie artykułowało, zupełnie jak podczas posiłków zaharowanych ludzi, pochłaniających jedzenie w kompletnym milczeniu. Była to prymitywna polewka.

Więź, która nas łączyła, miała charakter umysłowy.

Nie miałam apetytu na angielski, ten język zbyt przemacerowany, to purée syków, tę gumę do żucia przekazywaną sobie z ust do ust. Angloamerykański nie wiedział, co to surowe, lekko ścięte, usmażone, przyrządzone na parze: znał tylko to, co rozgotowane na papkę. Prawie się w nim nie artykułowało, zupełnie jak podczas posiłków zaharowanych ludzi, pochłaniających jedzenie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ha! w życiu każdej kobiety nadchodzi taki moment, kiedy zmuszona jest wybrać swoją twarz albo tyłek.

Jestem kobietą w podróży służbowej, mówi twarz. Kobietą o wysokim współczynniku wytworności - pomimo skromnej fasady.

To męskie złudzenie, że kobiety w ich wieku są od nich starsze. Nazywa się to męską logiką.

Jej głos brzmi jak szept. To do niej pasuje, jest bladą dziewczyną o popielatych włosach, cała wygląda jak szmer.

Jeśli nie stać mnie na to, co najlepsze, nie kupuję nic.

Ha! w życiu każdej kobiety nadchodzi taki moment, kiedy zmuszona jest wybrać swoją twarz albo tyłek.

Jestem kobietą w podróży służbowej, mówi twarz. Kobietą o wysokim współczynniku wytworności - pomimo skromnej fasady.

To męskie złudzenie, że kobiety w ich wieku są od nich starsze. Nazywa się to męską logiką.

Jej głos brzmi jak szept. To do niej pasuje, jest bladą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Wolne rodniki"

Z jednej strony ich domu rośnie rząd cedrów, a z drugiej ciągnie się nasyp kolejowy. Linia ta nigdy nie była ruchliwa, teraz przejeżdża tamtędy raptem kilka pociągów na miesiąc. Tory bardzo już zarosły. Kiedyś, gdy Nita wchodziła w okres menopauzy, namówiła Richa, żeby się tam kochali - nie bezpośrednio na podkładach, ale na wąskim pasie trawy obok; sprawiło im to wielką satysfakcję.

"Wolne rodniki"

Z jednej strony ich domu rośnie rząd cedrów, a z drugiej ciągnie się nasyp kolejowy. Linia ta nigdy nie była ruchliwa, teraz przejeżdża tamtędy raptem kilka pociągów na miesiąc. Tory bardzo już zarosły. Kiedyś, gdy Nita wchodziła w okres menopauzy, namówiła Richa, żeby się tam kochali - nie bezpośrednio na podkładach, ale na wąskim pasie trawy obok;...

więcej Pokaż mimo to