rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Oto doskonały przykład książki, którą sygnuje nazwisko, a nie pomysł na fabułę. Oszukałem się sam, bo przypomniałem sobie co Ziemiański pokazał w Achaji i kupiłem "Za progiem grobu". Od początku wszystko było to jakieś "drętwe". Postaci jak to w polskich książkach - kalka bohaterów amerykańskich. Detektyw, co to z niejednego pieca jadł chleb, z tykającą bombą w postaci swojej zdezelowanej wątroby, oraz "super lala", BB którą Ziemiański uratował przed silikonem - wykształceniem, sprytem i urodą na każdą okazję.

Tenże duet ma rozwiązać zagadkę zabójstw bezdomnych. Autor chciał kupić czytelnika jakimś niepowtarzalnym pomysłem. Padło na "życie po życiu" czyli zabawę w Boga przy pomocy śmierci klinicznej. Skąd brał macerały na ten pomysł? Nie pytajcie. Mnie ten pomysł nijak nie urzekł.

Końcówka książki, jak się już pewnie domyślacie - wkracza wojsko oraz służby i wszyscy mogą odjechać w stronę zachodzącego słońca. Szkoda, bo bo od takich autorów jak Ziemiański należy wymagać więcej niż od innych. Wspomnę tylko, że nie należy pisać książek jeśli nie ma się pomysłu. A jedynie rachunki do zapłacenia.

Oto doskonały przykład książki, którą sygnuje nazwisko, a nie pomysł na fabułę. Oszukałem się sam, bo przypomniałem sobie co Ziemiański pokazał w Achaji i kupiłem "Za progiem grobu". Od początku wszystko było to jakieś "drętwe". Postaci jak to w polskich książkach - kalka bohaterów amerykańskich. Detektyw, co to z niejednego pieca jadł chleb, z tykającą bombą w postaci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zawsze podobał mi się styl Simona Becketta. Zawsze zwarta kompozycja, która wiedziała kiedy jest punkt kulminacyjny i kiedy koniec fabuły. Do tego postaci, choć może nie posiadające super głębi, ale pasujące za to idealnie do pomysłu autora.

Tym razem autor zaserwował czytelnikowi retrospekcje z życia doktora Huntera. Fakt, trzeba było kiedyś to zrobić, bo w poprzednich książkach były to mgliste zagadki i niedopowiedzenia. Tym razem cofniemy się o 8 lat wstecz, poznając rodzinę i znajomych doktora, ale i przyjrzymy się brutalnym morderstwom młodych kobiet na wrzosowisku.

I tu mamy pewien problem. W książce jest za dużo romansowania, a za mało akcji. Jeśli ktoś liczył na dobrze wykopanego trupa, tutaj będzie zawiedziony. Autor dość zmarginalizował tym razem pojęcie kryminału czy sensacji - wyszedł nam coś jakby obyczaj. Ratuje to wszystko czarny charakter, który, jak każdy spod pióra Becketta, zapada w głowie czytelnika na dłużej.

Podsumowując, poprzednie książki autora o doktorze Hunterze są lepsze niż "Wołanie grobu", choć trzeba nadmienić, że ta książka nie jest tak zła, że nie należy jej przeczytać. Wyszła autorowi ciut inaczej i tyle.

Zawsze podobał mi się styl Simona Becketta. Zawsze zwarta kompozycja, która wiedziała kiedy jest punkt kulminacyjny i kiedy koniec fabuły. Do tego postaci, choć może nie posiadające super głębi, ale pasujące za to idealnie do pomysłu autora.

Tym razem autor zaserwował czytelnikowi retrospekcje z życia doktora Huntera. Fakt, trzeba było kiedyś to zrobić, bo w poprzednich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zachęcony "Zaginioną dziewczyną" sięgnąłem po "Mroczny zakątek". Różnice czuć już po kilkudziesięciu kartkach. Mroczny zakątek nie porywa za bardzo ani tematem ani kreacją postaci. Jest zbudowany na klasycznych horrorach i kryminałach amerykańskich.

Jest zabójstwo i są jego bohaterowie pokazani w pierwszej perspektywie(ktoś jest jednoznacznie winny), później autor odzwyczaja czytelnika od tego (perspektywa druga, może było inaczej) no i 3 perspektywa tego samego morderstwa i miejsca która obala 1 i 2, (bo są definitywnie błędne) i książka się kończy. Skutkuje to tym że możecie przeczytać 100, może 150 ostatnich stron i będziecie wiedzieli o co chodzi w fabule.

A resztę stron można ominąć, bo powołane przez autorkę "Klubu" który upaja się historiami o zabójstwach i samobójstwach, do tego popychający główną bohaterkę do przodu, przynajmniej dziwi. Fakt, Libby Day, główna bohaterka - parę razy w książce nie wie czy w ogóle chce rozwiązać zagadkę swojej rodziny. I to kolejny powód, żeby za mocno się do tej książki nie przyzwyczajać.

Podsumowując, "Mroczny zakątek" to lekki kryminał, który nie porywa za bardzo i niestety nie jest tak dobry jak poprzednia książka autorki czyli "Zaginiona dziewczyna". Tam kreacje postaci i pęd fabuły trzymały w napięciu i chciało się kartkować kolejne strony. Ot, taka książka na weekend, która raczej nie odmieni waszego czytelniczego hobby.

Zachęcony "Zaginioną dziewczyną" sięgnąłem po "Mroczny zakątek". Różnice czuć już po kilkudziesięciu kartkach. Mroczny zakątek nie porywa za bardzo ani tematem ani kreacją postaci. Jest zbudowany na klasycznych horrorach i kryminałach amerykańskich.

Jest zabójstwo i są jego bohaterowie pokazani w pierwszej perspektywie(ktoś jest jednoznacznie winny), później autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miałem spore oczekiwania co do tej książki, choć szalonym fanem zagłady zombie wcale nie jestem. Nie przeszkadzało mi nawet, że o umarlakach napisano już tyle że powinno już starczyć. Amerykanie wiodą przecież w tym taki prym, że raczej nas już niczym nie zaskoczą. Dlatego do wizji Roberta Schmidta podszedłem na luzie i z lekkim zaciekawieniem.

Od początku książka wciąga trzeba to przyznać. Autor powołał całkiem niezłe postaci, do tego idealnie odwzorował smutny i szary klimat PRLu. Dzięki temu oprócz walki z tytułowymi zombie są w książce scenki-przerywniki, przy których jeśli się nie pośmiejecie to przynajmniej uśmiechniecie, bo każdy bohater (a jest ich sporo) ma swój charakter i swój język.

Fajnie, że Schmidt pokazał apokalipsę umarlaków z kilku perspektyw - wśród rożnych warstw polskiego społeczeństwa, w zależności od wieku, wykształcenia oraz woli przetrwania.

Niestety tylko połowa książki ma sens. Później niestety autor nie podołał zamierzonemu celowi. Większość postaci (czyli rozdziałów) ginie, bo musi. Ot tak, autor miał kaprys. Wiele rozdziałów można opisać jednym stwierdzeniem - "Uciekają, uda im się. A jednak nie.".
Trochę to słabe, bo ilość stron rośnie, a nic nie wnosi.

W końcu Schmidt przypomina sobie, że głównym tematem jest Zomo i Wojsko Polskie i rozwija jego intrygę. Niestety grubo po 500-nej stronie postanawia książkę zakończyć, pokazując że przesadził z rozwojem fabuły. Czasem wydawało mi się, że autor nie ma pomysłu. Szkoda, bo ten tytuł jak i temat to perełka w polskiej literaturze fantasy.

Nie jestem przekonany żebym sięgnął po 2 tom. O ile wyjdzie kiedykolwiek.

Miałem spore oczekiwania co do tej książki, choć szalonym fanem zagłady zombie wcale nie jestem. Nie przeszkadzało mi nawet, że o umarlakach napisano już tyle że powinno już starczyć. Amerykanie wiodą przecież w tym taki prym, że raczej nas już niczym nie zaskoczą. Dlatego do wizji Roberta Schmidta podszedłem na luzie i z lekkim zaciekawieniem.

Od początku książka wciąga...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku miałem jakieś większe oczekiwania wobec tej książki. Powód był prosty - nie ma wielu książek o tej tematyce na polskim rynku. W dodatku takich które by opisywałyby jakoś szczególnie polskie, prawnicze i sądownicze realia. A pózniej nie miałem już specjalnych wymagań.

Z początku było fajnie, bo przemyślane postaci bardzo dobrze popychały fabułę do przodu. Uśmiechałem się często pod nosem, kibicując pyskatej babie, głównej bohaterce książki. Niestety autor nie spuścił z tonu i stworzył niej istną "samicę alfa". Przyznam, że jej zachowanie nieco mnie nużyło, bo bez tego praktycznie mecenas Chyłka byłaby w tej książce nikim ważnym.

Sam pomysł na tytułową "Kasację" uznaję za udany. Autor ograniczył prawniczy bełkot do minimum więc książkę mogą śmiało czytać laicy. Sama historia, muszę przyznać, że są lepsze niestety. Tak skopiowanych postaci - gangsterów, mafiozów ich pomysłów na życie, znajdziecie na pęczki w wielkiej stercie książek od innych polskich autorów sensacji czy thrillerów. Choć jak na "polskie warunki" jest to ciekawa historia. Potwierdza to zakończenie książki, które moim zdaniem się obroniło - jest pewnym zaskoczeniem.

Nic was jednak specjalnie nie wprowadzi w osłupienie w tej książce, ani też nie zapamiętacie jej na długo. Jeśli potrzebujecie czegoś lekkiego "na weekend" to książka Remigiusza Mroza jest właśnie taką książką.

Na początku miałem jakieś większe oczekiwania wobec tej książki. Powód był prosty - nie ma wielu książek o tej tematyce na polskim rynku. W dodatku takich które by opisywałyby jakoś szczególnie polskie, prawnicze i sądownicze realia. A pózniej nie miałem już specjalnych wymagań.

Z początku było fajnie, bo przemyślane postaci bardzo dobrze popychały fabułę do przodu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No cóż, Krajewski stanął na wysokości zadania. Takie właśnie kryminały należy pisać. Krajewski od samego początku przygotowuje czytelnika na coś mocnego, godnego finału i ostatecznego oszlifowania Eberharda Mocka.

Tym razem zbrodnia jest zbudowana konsekwentnie i szczegółowo. Tak dobrze, że Mockowi mus pomóc nowa postać autora - Edward Popielski. Mało tego, oprócz niezdrowej rywalizacji między panami o wyższość siebie nad innymi i "wszystkiego nad wszystkim" dostaniemy na tacy ich małe prywatne śledztwa, które nie oszczędzą nawet ich bliskich.

Można trochę podejrzewać, że książka ma dłużyzny, ale powodem jest raczej prowadzenie przez autora dwóch postaci, więc warto się przemęczyć przez pewne dialogi niewiele wnoszące do fabuły.

Co do fabuły i prędkości akcji - chętnie przewracałem kolejne strony. To dobrze, że autor uczy się na błędach i szlifuje swój warsztat. Mogę ze spokojem stwierdzić, że to najlepsza książka jeśli chodzi o postać Mocka wykreowanego przez Krajewskiego.

Polecam "Głowę Minotaura" z dwóch powodów - doskonale obrazuje umiejętności autora, po drugie jest prologiem do nowej postaci, lwowskiego komisarza policji Edwarda Popielskiego, bohatera kolejnej książki autora, czyli "Erynii".

No cóż, Krajewski stanął na wysokości zadania. Takie właśnie kryminały należy pisać. Krajewski od samego początku przygotowuje czytelnika na coś mocnego, godnego finału i ostatecznego oszlifowania Eberharda Mocka.

Tym razem zbrodnia jest zbudowana konsekwentnie i szczegółowo. Tak dobrze, że Mockowi mus pomóc nowa postać autora - Edward Popielski. Mało tego, oprócz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chyba najlepsza książka o Mocku spod pióra Krajewskiego. O wiele lepsza i lżejsza fabularnie niż poprzedni tom. Akcja w fabule jest dobrze wyważona, nie nudzi a wręcz wciąga, bo jeśli chodzi o kryminalną zagadkę, to tym razem właśnie Eberhard będzie głównym podejrzanym.

Kiedy przeczytałem parę kartek i natrafiłem na tzw "tajemne bractwo" trochę się zniechęciłem. Krajewski bardzo często używał tego motywu i wydaje mi się to zbyt oklepane. Na całe szczęście owe bractwo "walczących z dżumą" okazało się najlepiej sportretowanym dziwactwem, przez autora jak dotąd. Bractwo ma swoje zasady i swój charakter i czasem trudno się z nim nie zgodzić.

Jak można się domyślić, Eberhard jest innego zdania. A Mock jak to Mock, na swój sposób się z tym wszystkim rozprawi, niekoniecznie w sposób kulturalny i szlachetny, by jednoznacznie oczyścić się z zarzutów. Tym razem sojusznicy zmieniają się we wrogów szybciej niż wrogowie w sojuszników. A jeśli chodzi o "Prezydium Policji" to jak zwykle "najciemniej jest pod latarnią".

Polecam nie tylko fanom autora.

Chyba najlepsza książka o Mocku spod pióra Krajewskiego. O wiele lepsza i lżejsza fabularnie niż poprzedni tom. Akcja w fabule jest dobrze wyważona, nie nudzi a wręcz wciąga, bo jeśli chodzi o kryminalną zagadkę, to tym razem właśnie Eberhard będzie głównym podejrzanym.

Kiedy przeczytałem parę kartek i natrafiłem na tzw "tajemne bractwo" trochę się zniechęciłem. Krajewski...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Krajewski jest znany z licznych retrospekcji czy wykraczania w dalszą przyszłość jeśli chodzi o swoje książki. Tak jest i tym razem. Mock nie będzie już śledczym i nie będzie już taki młody. Autor przenosi nas na kilka tygodni przed końcem II Wojny światowej, do zniszczonego walkami Breslau.

Na początku wszystko dzieje się całkiem szybko i naprawdę jest co czytać. Wizerunek zniszczonego przez wojnę miasta jest bardzo plastyczny. Czytelnik wraz z Eberardem kroczy okopami, schronami czy po piętrach zniszczonych kamienic, autentycznie unikając zabłąkanej kuli. Nie ma co ukrywać znów jest trup i morderstwo.

3/4 książki przyznam trzyma się kupy i nie widać kto jest winny a mamy wcale niedużo podejrzanych. Przyznam, że autor umie się wysilić na kryminał będący fajnym pomysłem, z zarysowanym tłem i dobrze dobranymi postaciami i charakterami.

W Festung Breslau Krajewski trochę jednak przesadził. Albo chociaż się pogubił w swych znanych czytelnikowi filologicznych oraz filozoficznych rozważaniach nad ludzką naturą. Znudziła mnie i zniechęciła teoria ludzi bez skazy, tzw "błogosławionych", którzy jako jedyni wśród wielu mogli opuścić miasto bez konsekwencji, bez względu jakie życie prowadzili do tej pory.

Niby jest zbrodnia i jest kara, są czyny odrażające. Takie by uratować siebie za wszelką cenę, bo Armia Czerwona nikogo nie oszczędzi. Jednak coś mi nie pasowało. Myślę, że ta książka nieco odstaje od ogólnego cyklu o Mocku. Jest z gatunku tych w których się nie poprawia fabuły by była lepsza - jest z gatunku tych w których pewnych rzeczy w fabule nie należy w ogóle ujmować. Z mieszanymi uczuciami, polecam ją tylko fanom autora i Eberarda Mocka. Reszta może sobie "Festunga" odpuścić.

Krajewski jest znany z licznych retrospekcji czy wykraczania w dalszą przyszłość jeśli chodzi o swoje książki. Tak jest i tym razem. Mock nie będzie już śledczym i nie będzie już taki młody. Autor przenosi nas na kilka tygodni przed końcem II Wojny światowej, do zniszczonego walkami Breslau.

Na początku wszystko dzieje się całkiem szybko i naprawdę jest co czytać....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzeci tom o Mocku mogę uznać za udany. W końcu jest tu przemyślany wątek morderstwa, z poszlakami czy zakręconymi wątkami. W końcu Krajewski trochę oszlifował Eberharda, bo w pierwszej części był nijaki, a w drugiej ekstremalnie przekoloryzowany.

Choć wrocławski śledczy w dalszym ciągu nie pobudza się do akcji kawą lecz alkoholem, trzeba przyznać że bez tego rauszu, nie byłoby kilku fajnych scen w tej książce. Bez wątpienia walka z okultystyczną sektą, pozbawienie życia dziecka na wózku, czy utopienia przyjaciela w formalnie, to nie zajęcia do zrobienia na trzeźwo. Szkoda tylko, że Eberhard pozbawiając się starych koszmarów i demonów, stworzył sobie nowe. Ale to zawsze dobry pretekst na nową część jego przygód.

Warto przeczytać "Widma w mieście Breslau", bo w końcu autor stworzył coś "co ma ręce i nogi".

Trzeci tom o Mocku mogę uznać za udany. W końcu jest tu przemyślany wątek morderstwa, z poszlakami czy zakręconymi wątkami. W końcu Krajewski trochę oszlifował Eberharda, bo w pierwszej części był nijaki, a w drugiej ekstremalnie przekoloryzowany.

Choć wrocławski śledczy w dalszym ciągu nie pobudza się do akcji kawą lecz alkoholem, trzeba przyznać że bez tego rauszu, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tom Rob Smith nabrał odwagi i spróbował napisać coś innego co nie byłoby dobrze skrojonym thrillerem politycznym z dokładnie przemyślanymi postaciami. I tak pojawiła się "Farma".

Czytając kilka pierwszych stron byłem lekko zaskoczony, bo przed moimi oczami pokazała się jakby sztuka teatralna, swoisty dialog aktorów, a nie postaci. Potwierdzają to krótkie sceny które potrafią się urwać, podtrzymując napięcie w fabule.

Co do wyboru fabuły wydaje mi się, że miejscami autor, Brytyjczyk, chce podejść swoim pomysłem pod bastion "skandynawskiego kryminału" sponsorowanego przez Nesbo, Nessera, Lackberg, Larssona czy Marklund. Myślę, że sporo zabrakło do tego niestety. Pasuje tu tylko temat, bo zakończenie książki wcale nie jest odkrywcze i zaskakujące. A trzeba przyznać, że jedynie zakończenie czyli 1/3 książki ma tu sens.

Od początku czytelnik na pewno utożsami się z synem głównej bohaterki bo nie ma dużego pola do własnych interpretacji. Trzeba wysłuchać spowiedzi skrzywdzonej kobiety. A potem jak się można domyślić, syn sam dowie się prawdy. Pokazuje to że 2/3 książki to szalona gadanina bez większego ładu i składu. Tylko wytrwali czytelnicy dobrną do końca.

Myślę że Farma to miał być taki nowatorki pomysł autora, który spodoba się raczej nielicznym. To pomysł dla tych, którzy chcą coś szybko przeczytać bez wnikliwego wchodzenia w szczegóły. Na zasadzie "jeśli jest zbrodnia, musi być kara". I tyle. A takich książek niestety mamy na pęczki.

Ufam autorowi i jego warsztatowi(trylogia o Lwie Demidowie), ale jego najnowsza książka nie porwała mnie bez reszty i żaden włosek nie stanął mi na ręce, na plecach czy głowie.

Tom Rob Smith nabrał odwagi i spróbował napisać coś innego co nie byłoby dobrze skrojonym thrillerem politycznym z dokładnie przemyślanymi postaciami. I tak pojawiła się "Farma".

Czytając kilka pierwszych stron byłem lekko zaskoczony, bo przed moimi oczami pokazała się jakby sztuka teatralna, swoisty dialog aktorów, a nie postaci. Potwierdzają to krótkie sceny które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W drugim tomie przygód Mocka poznajemy go o wiele lepiej niż w debiucie autora. Choć trzeba przyznać, że Krajewski za dużo tutaj poświęcił osobistym perypetiom Eberharda. Na domiar złego problemy z jego żoną (a w konsekwencji z nim samym) pokazują detektywa jako strasznego chama, prostaka i szowinistę.

Fakt, że historia jego żony łączy się niejako ze śledztwem, niewiele tu pomaga, bo samej kryminalnej fabuły dotyczącej kolejnego mordercy jest stosunkowo mało. Jedyne co fajne, to chyba pomysł na zabijanie przez czarny charakter według wydarzeń z przeszłości Wrocławia.

Natomiast, jak się dłużej nad tym zastanowić, nie był to pomysł wcale innowacyjny i porywający. Równie dobrze ten tom przygód Mocka mógłby nie powstać w ogóle, a czytelnik mógłby poczekać na coś lepszego w wykonaniu autora. Moim zdaniem, zabrakło wykończenia i zatracono pomysł na dobrą trzymającą w napięciu historię.

W drugim tomie przygód Mocka poznajemy go o wiele lepiej niż w debiucie autora. Choć trzeba przyznać, że Krajewski za dużo tutaj poświęcił osobistym perypetiom Eberharda. Na domiar złego problemy z jego żoną (a w konsekwencji z nim samym) pokazują detektywa jako strasznego chama, prostaka i szowinistę.

Fakt, że historia jego żony łączy się niejako ze śledztwem, niewiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po ostatnich dwóch książkach Jeremiego moja fanowska miłość do Top Geara i niego samego nieco opadła. Problemem był nijaki dobór materiału do książki i jego archaiczność.

W nowej książce Clarksona zrezygnowano co prawda z miksu - jego książek o motoryzacji ze "Światem według Clarksona". Teraz skupiono się wyłącznie na samochodach. To nawet dobrze, bo poczucie humoru Jeremiego w poprzednich jego dziełach "trącił myszką" a na domiar złego był powtórką tego co już mówił wielokrotnie, w wyniku czego śmialiśmy się z tych samych żartów, ale na innych stronach książki.

W "Co może pójść nie tak?" dostajemy sporo felietonów, ale ich podstawą są w większości specyfikacje modeli samochodów, brakuje dobrych puent i jakiegoś bardziej urozmaiconego humoru czy porównań. Jeremy wielokrotnie dla porównania bierze auta o których wspominał w tej książce, na domiar złego są to modele często trudno albo w ogóle nieporównywalne - pochodzą z różnych segmentów i pólek cenowych.

Kartkując nową książkę cynicznego Angola ujrzycie stały i kłujący w oczy schemat. Na początku samochód jest "mieszany z błotem" i oczerniany jakby był najgorszy na świecie, a na koniec felietonu Jeremy go przesadnie chwali. To bez sensu, bo czytelnik nie może się dokładnie dowiedzieć co jest lepsze, a co gorsze i czym warto się przejechać. Wynika to też z tego, że Clarksonowi za "miły" felieton też zapłacono, więc zobaczycie, że na wielu stronach autor jest "na krótkiej smyczy". Przemilczę też felietony, które dotyczą praktycznie tego samego modelu (Aston Martin, Land Rover, Mercedes i Audi) z kosmetycznymi zmianami także w cenie. Marnotrawstwo papieru moim zdaniem. Ostatnim problemem jest wybór rocznika. To są felietony z 2011-2013 roku. Nic nowego i odkrywczego możecie się wcale nie dowiedzieć. Musimy jeszcze poczekać na 2014 i 2015 rok, opisany ciętym językiem autora.

Dlatego jeśli ktoś wybiórczo ogląda program Top Gear, a tym bardziej wybiórczo czyta książki Jezzy - to niech nową książkę kupi, bo jest całkiem niezłym kompendium o motoryzacji i warto je mieć pod ręką. Zagorzali fani mogą sobie tą książkę odpuścić, bo większość modeli tu opisanych na pewno wdzieli w kilku ostatnich sezonach programu Top Gear.

Po ostatnich dwóch książkach Jeremiego moja fanowska miłość do Top Geara i niego samego nieco opadła. Problemem był nijaki dobór materiału do książki i jego archaiczność.

W nowej książce Clarksona zrezygnowano co prawda z miksu - jego książek o motoryzacji ze "Światem według Clarksona". Teraz skupiono się wyłącznie na samochodach. To nawet dobrze, bo poczucie humoru...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzecia część o życiu Lwa Demidowa w moim odczuciu jest dobra, ale nie tak dobra jak jej poprzedniczki. O tyle o ile pierwsza połowa książki ma sens to druga jest dziwną literacką samoróbką. Autor nie wiedział co począć ze słynnym agentem bezpieki.

Na początku mamy fajny obraz walki służb radzieckich i amerykańskich bo trwa tzw. "zimna wojna". Ciekawe jest to że autor pokazał nam raczej podłość i bezwzględność radzieckich służb i ich agentów, a nie jak większość książek tego typu, od strony wyłącznie amerykańskiej. A trzeba przyznać, że "Wujek Sam" to nie bohater,obrońca światowego ładu, ale i cichy agresor.

Końcówka książki czyli tułaczka agenta Demidowa po świecie, a dokładnie Afganistanie to już "amerykańska sensacja" w wykonaniu autora, której nie odmówiłby John Rambo. Radziecki duch walki i zmiany na lepsze gdzieś uleciał. Powstała oddzielna historia bardziej oderwana od reszty książki niż można by przypuszczać.

Choć sowiecki moloch musi wygrać i wiemy to już na początku książki, czytelnika ucieszy na pewno zemsta "na zimno" głównego bohatera. Niestety będzie musiał za to słono zapłacić, bo jak ktoś raz wstąpił do tajnych służb to już z nich nie wychodzi a słowo emerytura to jedynie napis zrobiony sprayem na murze jakiejś walącej się, moskiewskiej kamienicy.

Agent 6 to książka warta poświęconego jej czasu i pieniędzy. Lekko odstaje od reszty, ale ma swój charakter.

Trzecia część o życiu Lwa Demidowa w moim odczuciu jest dobra, ale nie tak dobra jak jej poprzedniczki. O tyle o ile pierwsza połowa książki ma sens to druga jest dziwną literacką samoróbką. Autor nie wiedział co począć ze słynnym agentem bezpieki.

Na początku mamy fajny obraz walki służb radzieckich i amerykańskich bo trwa tzw. "zimna wojna". Ciekawe jest to że autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zachęcony postacią Popielskiego, sięgnąłem po pierwszego bohatera spod pióra Marka Krajewskiego - Eberharda Mocka. Muszę przyznać, że obie postaci więcej dzieli niż łączy. Dla mnie będzie to plus, bo według mnie Popielski był o wiele bardziej klarowną i przemyślaną postacią. Po prostu Mock jest mocno zarysowanym przeciwnym biegunem, który można podczepić pod szlifowany właśnie warsztat pisarski autora.

Niestety odczułem, że więcej kolorytu dodaje fabule miasto i postaci drugo i trzecioplanowe niż sam Mock i tytułowa zbrodnia. Czasem mi się wydawało, że Krajewski nie wie co począć z Eberhardem i wygaszał go niepotrzebnie. Widać to szczególnie w postępowaniu jego pomocnika Herberta Anwalda, który praktycznie sam rozwiązał zagadkę śmierci młodej kobiety, a Mock przyjechał "na gotowe". Zabrakło tu też jakiegoś lepszego rozłożenia ciężaru akcji w fabule. Przez większość książki praktycznie nic się nie dzieje szczególnego co możnaby nazwać po prostu kryminałem. Natomiast na koniec autor na złamanie karku, rozwijał wszystko w pośpiechu.

Jednak jedna rzecz zasługuje na pochwałę. To pomysł autora co do motywu zbrodni, a właściwie zemsty przekazywanej z pokolenia na pokolenie.

Postać głównego śledczego mnie jak na razie w ogóle nie porwała, ale Wrocław jako bohater, to już co innego. Breslau u Krajewskiego to miasto spod ciemnej gwiazdy, które pochłania mieszkańców bez reszty i niema tu miejsca na sentymenty, dobroć i szczęście. Powinniśmy dać Mockowi jeszcze szansę, bo dopiero co go poznaliśmy.

Zachęcony postacią Popielskiego, sięgnąłem po pierwszego bohatera spod pióra Marka Krajewskiego - Eberharda Mocka. Muszę przyznać, że obie postaci więcej dzieli niż łączy. Dla mnie będzie to plus, bo według mnie Popielski był o wiele bardziej klarowną i przemyślaną postacią. Po prostu Mock jest mocno zarysowanym przeciwnym biegunem, który można podczepić pod szlifowany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po tym jak "System" Toma Roba Smitha wywarł na mnie niemałe wrażenie, bez namysłu wysupłałem parę moniaków na drugi tom losów agenta MGB, Lwa Demidowa. I nie mam czego żałować, bo warsztat autora nadal mi imponuje, a nowa fabuła zaskakuje. Tym razem Demidow sam na własnej skórze odczuje piekielną machinę strachu i terroru własnego kraju. Dzieje się tak z powodu "odwilży" po śmierci Stalina, która przynosi czas rozliczeń w szeregach partii i służb. Główny bohater nie jest już pewien swego postępowania na rzecz kraju, nie ułatwia mu tego też słynny "tajny referat", który budzi demony przeszłości, a skrzywdzonych przez aparat państwowy podnosi z kolan i wzywa do buntu.

W dalszym ciągu autor pokazuje jak dobrze umie żonglować retrospekcjami i fragmentarycznością fabuły by uzyskać ciekawy dynamizm zdarzeń i postaci. Gdy coś dzieje się z bohaterami, czytelnik od razu czuje to na sobie i trzeba przyznać, że kartki same się przewracają i nie ma kiedy przymknąć oka z nudów

Tak jak poprzednio mamy kilku tak naprawdę głównych bohaterów i każdy egoistycznie chce coś ugrać dla siebie. Sekunda pomyłki skutkuje zwykle niemałą katastrofą. Szczególnie kiedy służby non-stop przyglądają się Demidowowi a rodzina, którą on chce zbudować to iluzoryczny twór. A jak pokazuje autor atak może nieoczekiwanie nastąpić z kręgu najbliższych osób.

Podsumowując, propozycja Toma Smitha ciekawie pokazuje człowieka jako malutki trybik w wielkiej nieźle nienaoliwionej maszynie. Autor podkreśla, że zawsze jest światełko w tunelu i to właśnie maluczcy będą zmieniać kierunek w którym będzie szedł sowiecki moloch. Książka jest warta zakupu, bo niesie uniwersalne wartości w które każdy z nas wierzy. A na pewno wielu czytelnikom odczytywanie tych wartości "między wierszami" przysporzy wiele frajdy. To jedna z niewielu znanych mi książek, które ma sensowne przesłanie do czytelnika.

Po tym jak "System" Toma Roba Smitha wywarł na mnie niemałe wrażenie, bez namysłu wysupłałem parę moniaków na drugi tom losów agenta MGB, Lwa Demidowa. I nie mam czego żałować, bo warsztat autora nadal mi imponuje, a nowa fabuła zaskakuje. Tym razem Demidow sam na własnej skórze odczuje piekielną machinę strachu i terroru własnego kraju. Dzieje się tak z powodu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jako fan Nesbo dałem mu kredyt zaufania za Harrego Hole, oraz po tym jak mnie uraczył historią Jona Hansena - zabójcy romantyka z zasadami. Tak było w właśnie we "Krwi na śniegu". Przyszedł czas na kontynuację - "Więcej krwi" i muszę przyznać, że nic się nie zmieniło. Niby autor jest konsekwentny, to jego znak rozpoznawczy, ale wady poprzedniej fabuły wróciły ponownie i są jeszcze bardziej wyraźne.

Nesbo zaserwował nam znów nowelkę - obyczaj z elementami romansu a nie dobry krwisty kryminał. W tej części nadal autor "uczłowiecza" głównego bohatera próbując wymazać nam z pamięci portret seryjnego zabójcy wykreowany przez ostatnie 30 lat amerykańskiego kina.

Przyznam że o tyle o ile w poprzedniej części rozmyślania bohatera można było przełknąć to tym razem myśli Hansena pochodzą ze zbioru "prawd objawionych" które każdy zna. Niby bohater miał mieć niesamowitą głębię i duszę, a wyszło dość nudno i komicznie. W jego przemyśleniach nie znajdziemy niczego odkrywczego.

Niestety książka nie ma punktu kulminacyjnego i do dziś przecieram oczy ze zdumienia co z czytelnikiem zrobił autor. Przestępcy, którzy mieli rozprawić się z głównym bohaterem nie znaleźli go, wyminęli się o centymetry i odjechali siną w dal. No i to już koniec książki.

Po co ta książka powstała? Nie wiem. Niestety będzie jak widać kolejna Po co? Też nie wiem.

Nie musicie kupować dwóch ostatnich książek Jo Nesbo o Jonie Hansenie, chyba że nie macie co do fabuły żadnych wymagań i puste półki na książki - to wtedy kupcie, ale to może być marnotrawstwo pieniędzy.

Jako fan Nesbo dałem mu kredyt zaufania za Harrego Hole, oraz po tym jak mnie uraczył historią Jona Hansena - zabójcy romantyka z zasadami. Tak było w właśnie we "Krwi na śniegu". Przyszedł czas na kontynuację - "Więcej krwi" i muszę przyznać, że nic się nie zmieniło. Niby autor jest konsekwentny, to jego znak rozpoznawczy, ale wady poprzedniej fabuły wróciły ponownie i są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czwarte "Millenium" to książka która miała wysokie aspiracje do bycia bardzo dobrą, ale się nie powiodło.

Tak naprawdę nie wiemy ile Stieg Larsson napisał od siebie (pozostawił po sobie), a ile wydumał pan Lagercrantz. A muszę przyznać, że nie czułem w tej książce nic skandynawskiego. Nic co dałoby jej prawo stania na półce tej części obok słynnej trylogii.

Tak naprawdę w tej książce ostatnie 150 stron ma sens. Same postaci Mikaela i Lisbeth ukazane przez Lagercrantza są moim zdaniem mocno wygaszone w stosunku do portretów Larssona. Brakuje tu działań "z ikrą", dobrego dynamizmu i rozwoju poszczególnych postaci znanych z poprzednich części.

Najgorsze jest to, że jeśli zmienilibyśmy imiona i nazwiska głównych bohaterów, powstałby amerykański kryminał-sensacja szpiegowska pokroju Dana Browna i Toma Clancy'iego. Czyli najzwyklejsza rynkowa "masówka", którą czytają miliony i zapominają co w nich faktycznie było. Dobrym przykładem amerykańskiego podejścia autora jest dramat dziecka któremu zabito rodziców. Kto z nas nie widział filmu i czytał książki z tym motywem dziesiątki razy? Zabrakło po prostu pomysłu na fabułę.

To nie jest tak, że nie mogę polecić 4 części Millenium. Fajny jest wątek siostry Lisbeth jako nowej postaci, która ma swoje sprawy do załatwienia. Ale to niestety dowodzi, że będzie część piąta. Ale skoro ta jest taka sobie, to jaka będzie kolejna? Zmiana autora może nie pomóc, a na tak zwanych "odgrzewanych" kotletach" (fabułach) niszczy się całe serie dobrych książek i wykreowanych postaci. Ta książka ma swoje duże mankamenty a fani autora na pewno tego nie wybaczą.

Czytelnicy - pójdźcie na kompromis, wstawcie sobie pomysł Dawida Lagercrantza na półkę, ale odgrodźcie ją paroma pozycjami od Trylogii Stiega Larssona. Tak będzie najbardziej sprawiedliwie dla "szwedzkiego kryminału".

Czwarte "Millenium" to książka która miała wysokie aspiracje do bycia bardzo dobrą, ale się nie powiodło.

Tak naprawdę nie wiemy ile Stieg Larsson napisał od siebie (pozostawił po sobie), a ile wydumał pan Lagercrantz. A muszę przyznać, że nie czułem w tej książce nic skandynawskiego. Nic co dałoby jej prawo stania na półce tej części obok słynnej trylogii.

Tak naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Arena szczurów to książka na którą wszyscy czekali. Wszystko o co chcieliście zapytać w poprzednich częściach jawi się jako puzzle, które teraz wskakują na swoje miejsce. Tak jak poprzednie części pokazywały spowiedź i pokutę Edwarda Popielskiego, tak ta ostatnia to już swoiste rozgrzeszenie. Na pytanie "Jak żyć?" Odpowie wam nie Premier lecz sam główny bohater.

Jak czytelnikowi wiadomo Łyssy ukrywa się praktycznie przed wszystkimi - począwszy od czasów lwowskich do powojennej Polski włącznie. Niestety to jak się okaże nie trwa długo. Tym razem Popielski dotknie dna by zrozumieć istotę człowieczeństwa i czy warto hołdować w ogóle jakimkolwiek zasadom.

Arena szczurów to swoiste rozliczenie byłego lwowskiego komisarza ze światem i samym sobą i nie ma co się oszukiwać jest to najkrwawsza (i wielu miejscach budząca obrzydzenie) część ze wszystkich, które zaserwował nam Krajewski. Jest tak dlatego, że Popielski to w tej książce ofiara i to on jest punktem centralnym, osią fabuły.

Autor idealnie pokazuje czytelnikowi, że za wszystko co dostaniemy od życia, trzeba będzie zapłacić. Nie ma wątpliwości, że nikt nikt i nic nie może trwać wiecznie, nawet Edward Popielski. Książka trzyma w napięciu i choć mniej więcej wiemy co jest na końcu, kartkuje się ją z zapałem.

W tej chwili mogę powiedzieć o kryminałach Krajewskiego według utartego sloganu - "Dobre, bo polskie." A może i jeszcze lepsze? Przeczytajcie koniecznie.

Arena szczurów to książka na którą wszyscy czekali. Wszystko o co chcieliście zapytać w poprzednich częściach jawi się jako puzzle, które teraz wskakują na swoje miejsce. Tak jak poprzednie części pokazywały spowiedź i pokutę Edwarda Popielskiego, tak ta ostatnia to już swoiste rozgrzeszenie. Na pytanie "Jak żyć?" Odpowie wam nie Premier lecz sam główny bohater.

Jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z ochotą sięgnąłem po kolejny tom przygód syna Popielskiego. Oczywiście nie zabrakło tutaj też retrospekcji z życia głównego bohatera Edwarda.

Z początku akcja toczy się ślamazarnie, bo autor próbuje zaznajomić czytelnika z nieco za bardzo wydumaną na mój gust zagadką. Chodzi jak zwykle o matematykę, która jest osobliwym narzędziem w rękach Krajewskiego. Na szczęście po raz drugi do akcji wkracza Wacław Remus, nieco zmuszony przez ojca do rozwiązania drugiego niedokończonego przez niego śledztwa.

Nie muszę wspominać też, że jednym z bohaterów wciąż jest miasto - Wrocław, teraz zmienione przez władzę komunistyczną. Co do reszty osób fabularnych, myślę że może nie są one zaskakujące jak w poprzednich częściach, ale pasują jako tako do pomysłu autora. Popielski pokaże nam, że między szaleństwem i geniuszem jest granica. Cienka, ale jest.

Nie zabrakło punktu kulminacyjnego, który jak zwykle zaskoczy czytelnika i jest zawsze sportretowany na okładce książki. Trzeba przyznać, że Łyssy nie powiedział ostatniego słowa (a wręcz wiele zataił) i ta książka jest kolejną spowiedzią i pokutą słynnego detektywa. Natomiast Wacław Remus uzupełni drzewo genealogiczne swej rodziny i pozna smak zemsty, która jak wiemy najlepiej smakuje na zimno. Przeczytajcie, bo warto.

Z ochotą sięgnąłem po kolejny tom przygód syna Popielskiego. Oczywiście nie zabrakło tutaj też retrospekcji z życia głównego bohatera Edwarda.

Z początku akcja toczy się ślamazarnie, bo autor próbuje zaznajomić czytelnika z nieco za bardzo wydumaną na mój gust zagadką. Chodzi jak zwykle o matematykę, która jest osobliwym narzędziem w rękach Krajewskiego. Na szczęście po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ósmy tom to na całe szczęście wytwór innego pisarza niż Żamboch. Pomimo, że nadal akcja dzieje się w równoległych światach, są one bliższe czytelnikowi. Pan Schink zabiera nas na Dziki Zachód.

Miał być to atut książki i poniekąd jest, ale jest to taka sobie kopia filmowych westernowych klasyków niż porywająca powieść z gatunku s-f. Więcej tu pyskówek, salonowych bijatyk, niż walki z międzyświatowym złem.

Moim zdaniem był potencjał, ale książka się skończyła. Fani JFK na pewno powinni przeczytać z uwagi na świeże spojrzenie na losy tytułowego Agenta Kovara.

Ósmy tom to na całe szczęście wytwór innego pisarza niż Żamboch. Pomimo, że nadal akcja dzieje się w równoległych światach, są one bliższe czytelnikowi. Pan Schink zabiera nas na Dziki Zachód.

Miał być to atut książki i poniekąd jest, ale jest to taka sobie kopia filmowych westernowych klasyków niż porywająca powieść z gatunku s-f. Więcej tu pyskówek, salonowych bijatyk,...

więcej Pokaż mimo to