rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Podczas jednej z licznych bitew wojny secesyjnej , na pobojowisku, lekarz, a zrazem kapitan wojsk północy Karl Haupmann zostaje pogryziony przez tajemniczą istotę, grabiącą trupy na polu bitwy, od tamtej pory zaczyna się historia, która ciągnie się przez różne epoki historyczne…
Niezwykle oniryczna opowieść o najstarszych demonach świata, tak inna od tego co serwują nam książki typu „Zmierzch” czy „Pamiętniki wampirów”.Na kartach powieści obserwujemy jak następuje przemiana ze zwykłego człowieka w wampira. Obserwujemy walkę jaką trzeba stoczyć z własnym instynktem by zachować resztki człowieczeństwa. Walkę tę obserwujemy poprzez różne epoki w których dzieje się akcja książki. Wojna secesyjna i surowy „Dziki Zachód”, Strasburg kilka lat przed rewolucją francuską, czy Nowy York podczas prohibicji. Pojawia się także wątek Warszawy i Królestwa Polskiego.Autor wiernie oddał klimat każdej z epok, czytając możemy go dosłownie poczuć i w jednej chwili przenosimy się do miejsc opisanych w książce. Podróż przez te okresy historyczne,zmusza nas do zastanowienia się nad zjawiskiem nieśmiertelności, pokazuje jak świat na przestrzeni kilkuset lat zmienia się nie do poznania, wręcz czujemy wraz z głównym bohaterem ciężar tej nieśmiertelności. Niezwykła opowieść, tak różna od innych książek tego pisarza. Pokazuje jak wiele trzeba poświęcić żeby odkryć to kim się tak właściwie jest. Warto po nią sięgnąć, bo po jej przeczytaniu jeszcze długo będziecie wprawieni w nastrój melancholii i zadumy, oraz zupełnie inaczej spojrzycie na stworzenia jakimi są wampiry.

Podczas jednej z licznych bitew wojny secesyjnej , na pobojowisku, lekarz, a zrazem kapitan wojsk północy Karl Haupmann zostaje pogryziony przez tajemniczą istotę, grabiącą trupy na polu bitwy, od tamtej pory zaczyna się historia, która ciągnie się przez różne epoki historyczne…
Niezwykle oniryczna opowieść o najstarszych demonach świata, tak inna od tego co serwują nam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jestem porażony rozmachem świata przedstawionego w tej książce. Intertekstualność tej powieści, przytłacza swoim poziomem i rozmachem. Co najważniejsze świetnie się przy tej książce bawiłem i polecam ją z całego serca!

Jestem porażony rozmachem świata przedstawionego w tej książce. Intertekstualność tej powieści, przytłacza swoim poziomem i rozmachem. Co najważniejsze świetnie się przy tej książce bawiłem i polecam ją z całego serca!

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na początku tego roku w moje ręce trafiła książka Adama Przechrzty „Adept”. Nie ukrywam, że nie wiedziałem wiele o tej książce. Stojąc w księgarni, ściągnęła mój wzrok świetnie wykonaną okładką, oraz opisem z tyłu książki. Pierwsza część była dość ciekawą lekturą ale nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia.
I tutaj dochodzimy do drugiej części, która nosi tytuł „Namiestnik”. Skoro pierwsza część nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia, to dlaczego sięgnąłem po drugą cześć? Nie zrozumcie mnie źle, to że nie porwała mnie pierwsza część cyklu „Materia Prima”, nie znaczy że była to zła książka. Dlatego postanowiłem dać drugiemu tomowi szansę i tym razem nie rozczarowałem się. Akcja drugiego tomu, dzieje się kilka lat później. Trwa pierwsza wojna światowa, a Warszawę zajmują Niemcy, wstęp do enklaw jest ściśle zabroniony, a my po raz kolejny spotykamy Olafa Rudnickiego, Samarina, Anastazje oraz innych bohaterów, których mieliśmy okazję poznać w pierwszym tomie. Akcja książki nieustannie rwie do przodu, sprawiając że pochłaniamy kartka za kartką. Poznajemy dogłębniej zasady rządzące używaniu Materia Prima, bierzemy udział w walkach Imperium Rosyjskiego z Cesarstwem Niemieckim. Polityka przeplata się tu z wydarzeniami nadnaturalnymi, wątkami detektywistycznymi oraz zmaganiami sił obcych wywiadów. W tym całym tyglu oczywiście, rozbudzają się polskie dążenia narodowościowe. Książka jest niezwykle dobra literaturą rozrywkową, która da czytającemu dużo frajdy. Nadal jest to dość naiwna w moim mniemaniu powieść, sytuacja w której jeden alchemik kładzie trupem dwa bataliony żołnierzy jest tu dość mocno kontrowersyjna, z uwagi na wcześniejsze ograniczenia związane z użyciem magii. Jednak takie nieścisłości fabularne zdarzają się niezwykle rzadko i nie psują one frajdy z czytania.
Naprawdę nie żałuję, że sięgnąłem po drugi tom powieści Adama Przechrzty. To świetna rozrywkowa lektura, która wciąga swoją fabuła w wir wydarzeń i sprawia, że czytamy kartka za kartką chcąc się dowiedzieć, co będzie dalej? Jaki będzie tego koniec? Polecam szczerze i nie mogę się doczekać na premierę trzeciego tomu.

Na początku tego roku w moje ręce trafiła książka Adama Przechrzty „Adept”. Nie ukrywam, że nie wiedziałem wiele o tej książce. Stojąc w księgarni, ściągnęła mój wzrok świetnie wykonaną okładką, oraz opisem z tyłu książki. Pierwsza część była dość ciekawą lekturą ale nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia.
I tutaj dochodzimy do drugiej części, która nosi tytuł...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Wilcze leże” to kolejny zbiór opowiadań największego grafomana Rzeczpospolitej Andrzeja Pilipiuka. Autora znam od lat, w zasadzie to od jego książek rozpocząłem swoją przygodę z polską fantastyką.
W zbiorze, jak to u Pilipiuka mamy wszystko. Powraca doktor Skórzewski, oraz poszukiwacz dawno zaginionych antyków Robert Storm. Każde opowiadanie traktuje o czymś innym i mamy tu naprawdę dość szerokie spektrum opowieści. Najlepszym moim zdaniem opowiadaniem z książki jest tytułowe „Wilcze leże”. Znakomicie oddany klimat czasów okupacji, z domieszką wątku nadnaturalnego powoduje mieszankę wybuchową. W mojej opinii nie ma tu opowiadań słabych. Jest to po prostu świetna literatura rozrywkowa, przy której gwarantuje wam, nie będziecie się nudzić. Książkę pochłania się natychmiast, płynnie przechodząc od jednego opowiadania do drugiego. Szczerze polecam po raz kolejny, przyjąć zaproszenie Pana Pilipiuka do jego światów.

„Wilcze leże” to kolejny zbiór opowiadań największego grafomana Rzeczpospolitej Andrzeja Pilipiuka. Autora znam od lat, w zasadzie to od jego książek rozpocząłem swoją przygodę z polską fantastyką.
W zbiorze, jak to u Pilipiuka mamy wszystko. Powraca doktor Skórzewski, oraz poszukiwacz dawno zaginionych antyków Robert Storm. Każde opowiadanie traktuje o czymś innym i mamy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po raz pierwszy z prozą Jarosława Grzędowicza zetknąłem się, gdy w ramach Bożego Narodzenia kupiłem sobie pierwszy tom „Pana Lodowego Ogrodu”. Wsiąknąłem w ten świat bez reszty i od tamtego dnia jestem ogromnym fanem twórczości tego Pana.
Dzisiaj spotykam się z nim po raz kolejny, przy jego najnowszym zbiorze opowiadań „Azyl”. Dziesięć opowiadań zawartych w tym zbiorze, dostarcza nam niebagatelnej rozrywki. Są tu opowiadania publikowane jedynie w starych antologiach bądź starych wydaniach gazety „Fantastyka”. W zbiorze tym są też dwa w mojej opinii wybitne opowiadania „Twierdza trzech studni” oraz „Przespać piekło”. Jak w każdym zbiorze są tu opowiadania lepsze i gorsze. Ale tych gorszych w mojej opinii jest niewiele. Ze szczerym sercem polecam tym bardziej, że z twórczością tego pisarza rzadko możemy obcować.

Po raz pierwszy z prozą Jarosława Grzędowicza zetknąłem się, gdy w ramach Bożego Narodzenia kupiłem sobie pierwszy tom „Pana Lodowego Ogrodu”. Wsiąknąłem w ten świat bez reszty i od tamtego dnia jestem ogromnym fanem twórczości tego Pana.
Dzisiaj spotykam się z nim po raz kolejny, przy jego najnowszym zbiorze opowiadań „Azyl”. Dziesięć opowiadań zawartych w tym zbiorze,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo długo nie miałem do czynienia z książkami Dana Browna. Po przeczytaniu „Aniołów i Demonów” oraz „Kodu Leonarda Da Vinci”, autor na jakiś czas zniknął z mojego życia czytelniczego.
Dlatego z pewną dozą nieufności oraz ciekawości sięgnąłem po „Symbol”. Jest to kolejna książka, która opowiada przygody specjalisty od symboliki profesora Roberta Langdona. W tej powieści cała akcja osnuta jest wokół masonów. Ich symboli, rytuałów i obrzędów. Główny bohater zostaje zaproszony przez swojego przyjaciela Petera Salomona, na odczytanie wykładu o symbolice masońskiej, który ma się odbyć w jednym z najważniejszych budynków świata- Kapitolu. Jak możecie się domyślać nie wszystko idzie zgodnie z planem, a nasz bohater po raz kolejny musi uratować przyjaciela, świat przed niewygodną prawdą, która mogła by zmienić ludzkie umysły. Rozwiąże niezliczoną ilość zagadek historycznych oraz będzie musiał stawić czoło wyjątkowo niebezpiecznemu człowiekowi. Prozę Dana Browna czyta się wyjątkowo szybko. Rozdziały są bardzo krótkie, a akcja, która cały czas rwie do przodu nie pozwala się oderwać od książki. Niemniej jednak teorie, które autor prezentuje w książce są dość mocno naciągane. Wiele razy podczas lektury zastanawiałem się co pisarz musiał zażywać przed przystąpienie do pisania.
Niemniej jednak jest to świetna książka, naszpikowana akcją, pełna twistów fabularnych, ciekawych faktów oraz teorii spiskowych. Jako lektura rozrywkowa spełnia swoje zadanie znakomicie. Nie polecałbym jednak uczyć się z tej książki historii.

Bardzo długo nie miałem do czynienia z książkami Dana Browna. Po przeczytaniu „Aniołów i Demonów” oraz „Kodu Leonarda Da Vinci”, autor na jakiś czas zniknął z mojego życia czytelniczego.
Dlatego z pewną dozą nieufności oraz ciekawości sięgnąłem po „Symbol”. Jest to kolejna książka, która opowiada przygody specjalisty od symboliki profesora Roberta Langdona. W tej powieści...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Szczerze? Zawiodłem się na tej książce... Myślałem, że wzorem Achai czy Pomnika Cesarzowej, książka będzie naszpikowana akcją, będzie masa przemyśleń bohaterów. Tymczasem, nie ma tu emocjonującej walki wywiadów, znanej z Achai i Pomnika. Sama historia jest dość przeciętna. Zawiodłem się bardzo na tej książce, spodziewałem się czegoś więcej po taki autorze

Szczerze? Zawiodłem się na tej książce... Myślałem, że wzorem Achai czy Pomnika Cesarzowej, książka będzie naszpikowana akcją, będzie masa przemyśleń bohaterów. Tymczasem, nie ma tu emocjonującej walki wywiadów, znanej z Achai i Pomnika. Sama historia jest dość przeciętna. Zawiodłem się bardzo na tej książce, spodziewałem się czegoś więcej po taki autorze

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejny zbiór opowiadań największego grafomana Rzeczypospolitej. A co w nim znajdziemy? Polowanie na karpackie Yeti, post apokaliptyczną Polskę, poszukiwania redakcji gazety, która swoje wydawanie teoretycznie skończyła w 1939 roku i wiele, wiele innych. Jak to u Pilipiuka, akcja, goni akcję, cały czas coś się dzieje, a to sprawia, że nie możemy oderwać się od książki. Jak to w zbiorze opowiadań bywa, poziom jest mocna nie równy, ale w ostatecznym kształcie to cud, miód i orzeszki!

Kolejny zbiór opowiadań największego grafomana Rzeczypospolitej. A co w nim znajdziemy? Polowanie na karpackie Yeti, post apokaliptyczną Polskę, poszukiwania redakcji gazety, która swoje wydawanie teoretycznie skończyła w 1939 roku i wiele, wiele innych. Jak to u Pilipiuka, akcja, goni akcję, cały czas coś się dzieje, a to sprawia, że nie możemy oderwać się od książki. Jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na początku muszę zaznaczyć jedną rzecz. Jestem absolutnym fanem Stephen Kinga. Fanem jego twórczości, jak i samej osoby. Przeczytałem praktycznie wszystkie jego książki, opowiadania i wszystkie komiksy, które wydał. Akurat tak się złożyło, że książkę „Lśnienie”, przeczytałem dopiero niedawno. Książka ta jest uważana przez wielu czytelników oraz krytyków, za horror wszechczasów. W moim przypadku, taką funkcję pełnił zupełnie inny tytuł tego samego pisarza „Miasteczko Salem” ale do rzeczy.
„Lśnienie” to opowieść, o rodzinie Torrence’ów. Jack to były nauczyciel, który przez swoje napady szału i problem z alkoholem traci pracę. W skład rodziny wchodzi jeszcze jego żona, oraz 5-letni synek Danny. Danny jest szczególnym dzieckiem, ponieważ posiada dar. Dar, który nazywany jest przez niego „jasnością”. Mianowicie chłopiec potrafi przewidzieć, co się stanie w przyszłości, nawiedzają go (jak się później okazuje) prorocze wizje, oraz potrafi wnikać do świadomości i umysłów innych ludzi. Jack dostaje pracę jako dozorca w hotelu „Panorama”. Kurort położony jest wysoko w górach, co sprawia, że jedynie w sezonie wiosna – jesień jest dostępny dla wypoczywających. Natomiast zimą, zmienia się w odcięty od świata bastion. Sam hotel był świadkiem, różnych niepokojących wydarzeń. Morderstw, samobójstw, porachunków gangsterskich. To sprawia, że w „Panoramę” wchłonęła się cała zła energia, którą hotel oddaje na jego mieszkańców. Jak to u Kinga zwykle bywa, jego opisy życia bohaterów są wspaniałe. Nie wiem co ten pisarz ma w sobie, że z taką doskonałością potrafi oddać blaski i cienie naszego życia. Jego bohaterowie żyją i są autentyczni przez co możemy się z nimi utożsamić. King ma dar pokazywania kwintesencji naszego życia w paru prostych zdaniach i to jest niewątpliwie jego wielki atut. Sama książka mnie jednak nie przeraziła. Nie miałem ani jednego momentu podczas czytania, kiedy to ze strachu głębiej wciągnąłem powietrze. Natomiast sama książka jest po prostu arcydziełem. Dzień po dniu obserwujemy jak Jack, powoli stacza się w otchłań szaleństwa. Dzień po dniu widzimy jak Danny, coraz to bardziej rozwija w sobie, swoje nadprzyrodzone talenty, aż w końcu jest w stanie zmierzyć się ze złem, które posiadło „Panoramę”. Stephen znany jest z tego, że kiedy opisuje życie swoich bohaterów, czasami za bardzo się rozpływa, przez co fabuła nieco zwalnia. Mogę wam zagwarantować, że w tym przypadku niema czegoś takiego. Cały czas akcje rwie do przodu, a my pochłaniamy kartka za kartką.
Po raz kolejny King udowodnił, że jest absolutnym mistrzem gatunku. Horrory w jego wykonaniu, zawsze mają swoje drugie dno. Zawsze przy czytaniu jego książek, rozmyślamy nie tylko nad tym co czeka w szafie, piwnicy czy pod łóżkiem ale co czeka w głowach samych bohaterów. Wielokrotnie myślimy nad ich życiem i szukamy analogi do naszego życia. W bohaterach czasami odnajdujemy siebie samych. Z czystym sumieniem polecam tę książkę.

Na początku muszę zaznaczyć jedną rzecz. Jestem absolutnym fanem Stephen Kinga. Fanem jego twórczości, jak i samej osoby. Przeczytałem praktycznie wszystkie jego książki, opowiadania i wszystkie komiksy, które wydał. Akurat tak się złożyło, że książkę „Lśnienie”, przeczytałem dopiero niedawno. Książka ta jest uważana przez wielu czytelników oraz krytyków, za horror...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Co byście zrobili, gdyby nagle w środku waszego miasta, powstała przestrzeń wypełniona po brzegi demonami, potworami, wilkołakami i przedziwnymi zjawiskami, wykraczającymi po za pojmowanie ludzkiego rozumu? Z takimi właśnie problemami muszą zmierzyć się bohaterowie powieści „Adept” Adama Przechrzty.
Książką umiejscowiona jest tuż przed wybuchem I wojny światowej. W trzech największych miastach Imperium Rosyjskiego, powstają „enklawy”. Są to strefy wypełnione po brzegi zjawiskami nadprzyrodzonymi oraz wszelką maścią plugastwa. Od normalnej strefy miejskiej oddzielają je mury, napełnione srebrnymi kratami i prętami, aby zapewnić bezpieczeństwo miejscowej ludności. I właśnie w takich okolicznościach poznajemy głównego bohatera książki Olafa Rudnickiego. Olaf jest członkiem cechu Alchemików, którzy organizują wyprawy do enklawy, w celu odnalezienia składników do tworzenia alchemicznych mikstur, amuletów, maści i innego rodzaju przedmiotów, wypełnionych po brzegi magią. Przyznam się, że sama książka przyciągnęła mnie do siebie okładką oraz opisem. W trakcie rozwoju akcji powieści poznajemy również pozostałych bohaterów. Oficera carskiego oraz Anastazje, która zostaje znaleziona w enklawie i do końca nie wiadomo kim jest. Powiem szczerze, że sama książka nie zrobiła na mnie wybitnego wrażenia. Jest tu wartka akcja, wątek kryminalny, pojedynki oraz tło historyczne osadzone w ciekawym klimacie steampunku. Natomiast mi tu coś nie zagrało. Niby książka osadzona czasowo tuż przed I wojną światową, natomiast protagoniści posługują się zupełnie współczesnym językiem. Takie słowa jak „fajnie”, „spoko”, „jasne” są tu na porządku dziennym. Jakoś gryzie mi się to z kontekstem kulturowym i słowotwórczym w tamtym okresie. Sama akcja również nie porywa. Są tu „zaskakujące” suspensy ale… No właśnie słowo zaskakujące jest tu kluczowe. Każdy z tych suspensów można przewidzieć. Możemy obserwować jak bohaterowie wraz z przeżytymi doświadczeniami zmieniają się. Ale moim zdaniem są to zmiany powierzchowne, pozbawione jakiejkolwiek głębi. Klasyczny schemat, w którym główny bohater zmienia się z łamagi w zimnokrwistego zabójcę. Niemniej jednak książkę czyta się szybko, akcja ustawicznie rwie do przodu, a z każdą kolejną przewróconą kartką wydarzenia nabierają tempa. Moim zdaniem jeden z lepszych pomysłów w fantastyce, jednakże trochę zmarnowany.

Co byście zrobili, gdyby nagle w środku waszego miasta, powstała przestrzeń wypełniona po brzegi demonami, potworami, wilkołakami i przedziwnymi zjawiskami, wykraczającymi po za pojmowanie ludzkiego rozumu? Z takimi właśnie problemami muszą zmierzyć się bohaterowie powieści „Adept” Adama Przechrzty.
Książką umiejscowiona jest tuż przed wybuchem I wojny światowej. W trzech...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na powieści Simmonsa natrafiłem dość późno w swoim życiu i teraz staram się nadrobić wszelkie zaległości. Sam autor jest dość wymagającym pisarzem. Bardzo dużo wymaga od czytelnika, ale od siebie daję rozrywkę i przeżycia na najwyższym poziomie. Bardzo wiele książek Dana Simmonsa charakteryzuje się dość dużą intertekstualnością. Pewne książki w życiu autora stają się nie tylko inspiracją, ale kanwą na której buduje swoje fantastyczne historie.
Tym razem trafiamy do roku 1845, razem ze słynną wyprawą sir Johna Franklina, będziemy poszukiwać przejścia północno-zachodniego. Przejście to znacznie skróciło by czas opłynięcia Ameryki Północnej oraz zapewniło by doczesne miejsce w panteonie największych odkrywców w historii. To opowieść o bezmiernej głupocie, szalonej ambicji, która… Jednak nie uprzedzajmy faktów. To świetna opowieść. A miarą wielkości autora jest osiągnięty w niej efekt. Efekt, który sprawia , że większym horrorem wydają się warunki w jakich żyją marynarze i ich rozpaczliwe próby przetrwania, niż groza czająca się na nich gdzieś w mroku i zamieci śnieżnej. Warunki z jakimi muszą radzić sobie marynarze Terroru i Erebusa, są szokujące. Odmrożenia, długie polarne noce, podczas których w ogóle nie widać słońca, odmrożenia, toczący ich szkorbut. Powieść poprowadzona jest bardzo sprawnie, niekiedy zdarzają się lekkie dłużyzny ale zaraz potem akcja, toczy się sprawnie do przodu. Autor opisuje zdarzenia teraźniejsze, a czasami poprzez retrospekcje wraca do przeszłości, poprzez wspomnienia swoich bohaterów. Zgrabnie przeplata fakty historyczne z czystą fikcja literacką, tworząc niezapomnianą mieszanke, która nawet po przeczytaniu książki pozostaje z nami na długo. Kunszt autora jest tak wielki, że podczas czytania wielokrotnie wzdrygałem się jakby mi było zimno. Mimo, że siedziałem w ciepłym mieszkaniu. Świadczy to o tym jak bardzo immersyjna jest to powieść. Sam potwór, również jest przerażający. Nie wiadomo skąd uderzy i kogo tym razem zaatakuje. Stwarza to atmosferę zaszczucia i otoczenia. Pod sam koniec książki pojawia się również, dużo mitologii eskimoskiej, co również jest dużym atutem, myślę, ze bardzo niewiele osób miało szansą ją poznąć.
To wybitna książka. Zakończenie tej powieści również jest bardzo dobra. W zasadzie nie mogło być inne. To książka o walce o przetrwanie, walce z siłami natury, która niekiedy może być bardziej przerażająca niż siły nadprzyrodzone. A czyż sama natura nie jest nadprzyrodzona?

Na powieści Simmonsa natrafiłem dość późno w swoim życiu i teraz staram się nadrobić wszelkie zaległości. Sam autor jest dość wymagającym pisarzem. Bardzo dużo wymaga od czytelnika, ale od siebie daję rozrywkę i przeżycia na najwyższym poziomie. Bardzo wiele książek Dana Simmonsa charakteryzuje się dość dużą intertekstualnością. Pewne książki w życiu autora stają się nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na książkę „Odwrócony świat” natrafiłem zupełnym przypadkiem. Przeglądałem akurat półki innych czytelników i ta książka rzuciła mi się w oczy. Dopiero po przeczytaniu powieści, dowiedziałem się, że wchodzi ona w skład serii wydawnictwa MAG pod tytułem „Artefakty”.
Całym trzonem tej powieści jest miasto. Miasto, które się porusza. Przemierza tysiące mil na szynach, wciąż próbując dotrzeć do tajemniczego „optimum”, które jednak cały czas pozostaje gdzieś przed nim. W zasadzie na początku książki niewiele wiemy, o świecie w którym rozgrywa się akcja. Dowiadujemy się jedynie, że społeczeństwo w mieście podzielone jest na szereg, różnego rodzaju cechów, które zajmują się poszczególnymi dziedzinami miasta. Mamy tu cech Handlowców, cech odpowiedzialny za budowę mostów, cech układania torów i najbardziej tajemniczy, cech Badaczy Przyszłości. I właśnie do tego cechu, zamierza wstąpić główny bohater tej powieści. Na początku czytelnika strasznie nurtują pewne pytania. Dotyczą one tego skąd to miasto się wzięło? Dokąd zmierza? Kto je zbudował? Z czasem postępu fabuły tajemnica powieści powoli się wyjaśnia, natomiast nie wszyscy będą zadowoleni z zakończenia. Cała książka ma swój niepowtarzalny klimat. Przemierzamy wraz z miastem, kolejne tereny zniszczonego i zmierzającego do zagłady świata. Można zaryzykować stwierdzenie, że fabuła jest lekko osadzona w klimacie post apokaliptycznym. Główny bohater jest również ciekawym elementem fabuły. Na początku , targany wątpliwościami czy jego praca ma sens i czy w ogóle powinien dotrzymać tajemnic o zasadach funkcjonowania tego świata, do której był zobligowany. Później bezwzględnie oddany, idei swojego cechu. Aż do ostatniego zdania książki wierzący, że jednak to on i jego filozofia mają rację. Pod koniec książki fabuła przyspiesza, a bardzo wiele tajemnic zaczyna się wyjaśniać. Tak jak mówiłem zakończenie jest dość proste, ale według mnie dobre. Inna sprawa, że pozostawia po sobie dość duży niedosyt. Tyle pytań pozostało jeszcze bez odpowiedzi…
Tak jak wspomniałem na początku, to moja pierwsza książka z serii „Artefakty”, ale jeżeli pozostałe pozycje są tak dobre jak ta, to czeka mnie dużo zaległości do nadrobienia.

Na książkę „Odwrócony świat” natrafiłem zupełnym przypadkiem. Przeglądałem akurat półki innych czytelników i ta książka rzuciła mi się w oczy. Dopiero po przeczytaniu powieści, dowiedziałem się, że wchodzi ona w skład serii wydawnictwa MAG pod tytułem „Artefakty”.
Całym trzonem tej powieści jest miasto. Miasto, które się porusza. Przemierza tysiące mil na szynach, wciąż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jest to historia wampirów w krzywym zwierciadle PRL-u. Autor prześmiewczo przedstawia społeczność wampirów i opisuje ich perypetię w świecie realnego socjalizmu. Mamy tu wampira "Wiecznego Robola", który nieprzerwanie od 70 lat pracuje na stanowisku ślusarza. Mamy młodą wampirzycę urodzoną w rodzinie partyjnego dostojnika, która dopiero uczy się i poznaje świat krwiopijców. Jak to u Pilipiuka, fantazja jego jest niezmierzona. Będziemy świadkami polowania na starą egipska mumię pewnego kapłana, będziemy polować na "czarną wołgę" by poznać jej tajemnicę. Świetne, lekkie czytadło, zabierające nas do starych obdrapanych praskich kamienic, prl-owskich bazarów, siedzib ubecji.
Pilipiuk znowu w świetnej formie.

Jest to historia wampirów w krzywym zwierciadle PRL-u. Autor prześmiewczo przedstawia społeczność wampirów i opisuje ich perypetię w świecie realnego socjalizmu. Mamy tu wampira "Wiecznego Robola", który nieprzerwanie od 70 lat pracuje na stanowisku ślusarza. Mamy młodą wampirzycę urodzoną w rodzinie partyjnego dostojnika, która dopiero uczy się i poznaje świat krwiopijców....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka pełna bólu, cierpienia i okrucieństwa. Nie polecam... A może jednak?

Książka pełna bólu, cierpienia i okrucieństwa. Nie polecam... A może jednak?

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Łukasz Malinowski to wybitny specjalista w dziedzinie Skandynawii, historii wikingów ich zwierzeń i zwyczajów. Teraz po raz pierwszy debiutuje w roli powieściopisarza. Czy mu się to uda? Cóż przekonajmy się.

Sama książka składa się z dwóch dość sporych opowiadań i jednego trochę krótszego od pozostałych. Są ono dość luźno powiązane ze sobą fabularnie. Głównym bohaterem opowieści jest Skald. Skald ma na imię Ainar i jest wszechstronnie uzdolniony. Potrafi na zawołanie deklamować skomplikowane utwory literackie, jak również na zawołanie przywalić w pysk lub odciąć delikwentowi to i owo. Nie stroni on także od towarzystwa kobiet co wielokrotnie wpędza go w kłopoty. Pierwsze opowiadanie to w zasadzie klasyka gatunku. Ainar upija się na zabawie organizowanej przez władcę po czym dobiera się do jego córki, przy okazji dając się we znaki jej braciom. Klasyczna historia w której wkurzony ojciec chce ukarać swego niedoszłego zięcia za odebranie cnoty jego córce. Historia ze zdradą i wielkim skarbem w tle. Kolejna opowieść jest nieco bardziej fantastyczna. Tym razem nasz skald musi zmierzyć się z upiorem draugiem, który wstaje z grobu i mści się na okoliczny thanie. Ostatnie opowiadanie to kryminał z motywem fantastycznym w tle. Ainar musi rozwiązać zagadkę morderstw, ciekawostką jest iż każdy zamordowany mnich ma odcinane ucho. Akcja toczy się w zamkniętym klasztorze na wyspie (wyspa ta to Irlandia) i mi przypominało to dużo, dużo prostszą kopię „Imienia Róży” Umberta Eco. Sama książka jest dobra. Tyle. Nie jest to książka po której przeczytaniu myśli się jeszcze długo o fabule i jej bohaterach. Historie są skonstruowane poprawnie ale bez żadnej dozy ekscytacji, która powinna porwać czytelnika. Bawi ale nie porywa. Duży szacunek jednak trzeba oddać autorowi za przygotowanie merytoryczne do tej opowieści. Wiedza autora o życiu, wierzeniach, słownictwie, zależności między władcami jest imponująca. Na końcu książki znajduje się mały dodatek, który co bardziej dociekliwym wyjaśnia pewne religijne terminy.

I taka właśnie jest ta historia. Niesamowicie oddająca klimat Skandynawii X wieku z jej starymi religiami i wierzeniami. Książka wspaniała pod względem osadzenia fabuły w historii ale tylko dobra pod względem dynamiki i suspensu samej fabuły. Niemniej jednak jest powieść dobra, którą warto przeczytać , ze względu chociaż na jej wartości historyczną. Również dzięki tej opowieści można zrozumieć świat wikingów , jak postrzegali świat, co nimi kierowało i że nie byli to do końca tacy barbarzyńcy jak przedstawia się to na lekcjach historii.

Łukasz Malinowski to wybitny specjalista w dziedzinie Skandynawii, historii wikingów ich zwierzeń i zwyczajów. Teraz po raz pierwszy debiutuje w roli powieściopisarza. Czy mu się to uda? Cóż przekonajmy się.

Sama książka składa się z dwóch dość sporych opowiadań i jednego trochę krótszego od pozostałych. Są ono dość luźno powiązane ze sobą fabularnie. Głównym bohaterem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wiatr przez dziurkę od klucza” to kolejna powieść „króla grozy” Stephena Kinga. Książka nierozerwalnie łącząca się ze światem Mrocznej Wieży i Świata Pośredniego. Dla tych którzy Mrocznej Wieży nie czytali śpieszę z wyjaśnieniem iż ta saga jest opus magnum twórczości autora, jego osobistym „Władcą Pierścieni” czy „Tytusem Groanem”. Na wstępie tej opowieści pisarz głosi tezę, że książę tę można czytać jeżeli nie czytało się wcześniej jego sagi. W pięćdziesięciu procentach zgadzam się z tą tezą. Dlaczego w pozostały pięćdziesięciu nie? Cóż okaże się to już za chwilę.
Sam autor umiejscawia „Wiatr przez dziurkę od klucza” między tomem 4 a 5 Mrocznej Wieży. Akcja zaczyna się w chwili kiedy bohaterowie zwycięsko uchodzą ze spotkania z Człowiekiem w czerni i muszą uciekać przed potężną burzą zwaną w Świecie Pośredni „Lododmuchem”. Bohaterowie znajdują schronie, a dla zabicia czasu proszą Rolanda o opowieść. Rewolwerowiec opowiada im historię pewnego śledztwa które musiał przeprowadzić w czasach swojej młodości. Owo śledztwo dotyczyło morderstw w baronii Debaria, których dokonywał „skóroczłek”. Człowiek, który potrafi zmienić się w dowolną istotę. Sama książka skonstruowana jest w formie ruskiej matrioszki. Jedna opowieść z czasem zamienia się w drugą. Druga opowieść to historia Tima dzielne serce, który przeżywa śmierć swego ojca, musi przeciwstawić się swojemu okrutnemu ojczymowi, a na koniec wyrusza na pełną niebezpieczeństw wyprawę w głąb puszczy. Podczas tej wyprawy, spotyka relikty „Dawnych Ludzi”, ma okazję zetknąć się z naszym starym znajomym Człowiekiem w czerni oraz spotkać i uwolnić z pułapki samego Merlina. Dlaczego uważam, że z jednej strony nie powinno się czytać tej książki nie znając treści poprzednich tomów serii? Dlatego, że opowieść nie jest wtedy umiejscowiona w kontekście całej serii. Starzy wyjadacze Mrocznej Wieży będą zdumieni jak wiele wcieleń i twarzy miał Walter O’Dim. Będą zachwyceni mogąc odkryć kolejną kartę z historii Świata Pośredniego. Będą wiedzieli co to North Central Posistronics i kogo ta firma reprezentuje. Na każdej stronie powieści autor poprzez różne smaczki mruga do swojego wiernego czytelnika. Dla człowieka który do tej pory nie miał styczności ze Światem Pośredni będą to tylko opisy świata przedstawionego, które nie niosą ze sobą żadnego powodu do ekscytacji. Samą opowieść czyta się świetnie. Dostajemy dobry kryminał z elementami fantasy, plus świetną opowieść przygodową w formie baśni. Do tego wspaniale było chociaż na chwilę wrócić do Świata Pośredniego, poczuć zapach jego kurzu i spotkać starych znajomych, przy okazji poznając wielu nowych. Fabuła wartko idzie do przodu, a fragmenty gdzie Tim rusza w podróż w głąb puszczy, czyta się pochłaniając kartka za kartką. Mam nadzieje, że sai King zdecyduje się kiedyś jeszcze na powrót do świata Rolanda i Mrocznej Wieży. Wierzę w to bo ka jest kołem!

Wiatr przez dziurkę od klucza” to kolejna powieść „króla grozy” Stephena Kinga. Książka nierozerwalnie łącząca się ze światem Mrocznej Wieży i Świata Pośredniego. Dla tych którzy Mrocznej Wieży nie czytali śpieszę z wyjaśnieniem iż ta saga jest opus magnum twórczości autora, jego osobistym „Władcą Pierścieni” czy „Tytusem Groanem”. Na wstępie tej opowieści pisarz głosi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Karolinę Korwin Piotrowską znałem dotychczas z programu nadawanego na stacji TVN Style, w którym ona i jej współprowadzący komentowali wywiady i wpadki gwiazd oraz cele brytów. Ten program nazywał się „Magiel Towarzyski”. Autorka tego programu zyskała sobie moją sympatię ponieważ uważam, że ma bardzo zdrowe poglądy na pewne sprawy, a tak po za ty lubię posłuchać mądrej rozmowy i opinii inteligentnych ludzi. A do takich tą Panią zaliczam.
„Ćwiartka raz” to książka o 25 latach wolnej Polski. Opowiedziana przez pryzmat tego w jaki sposób zmieniała się i kształtowała mentalność polaków po 1989 roku. Autorka pokazuje jak z gospodarki centralnie planowanej kraj przestawiał się na krwiożerczy kapitalizm zachodu. Pani Korwin Piotrowska starała się oddać ducha tamtych przemian, ambicji Polaków ich dążeń i pragnień. Muszę przyznać, że ten zabieg udał jej się wyśmienicie. Dla mnie 24-letniego człowieka jest fascynująca ciekawostka historyczna. Kiedy widzę, że w roku 1992 w roku w którym się urodziłem magazyn „Twój Styl” kosztował 33 900zł to ciężko jest mi zrozumieć jak wyglądały czasy przed denominacją. Każdy rozdział to kolejny rok, począwszy od roku 1989. W każdym takim rozdziale autorka na początku opisuje co w tamtym roku działo się w kontekście historycznym. O czym Polacy myśleli i do czego dążyli. Każdy kolejny podrozdział to opis filmów które w tamtym czasie powstawały, muzyki, życia towarzyskiego gwiazd i celebrytów (w szalonych latach 90 nie znano jeszcze tego słowa!). Na początku książki tych filmów opisanych przez autorkę jest masa jednak im bardziej zbliżamy się do nowego milenium, liczba tych filmów maleje. Nie trzeba być chyba krytykiem filmowym żeby wiedzieć, że od ostatnich paru lat polski przemysł filmowy wypuszcza co roku te same gówniane komedie romantyczne. Przy opowiadaniu o muzyce czy filmie widać jaką tytaniczną pracę wykonała Pani Korwin Piotrowska. Wszystko zostało należycie przedstawione i opisane. A lista źródeł z jakich korzystała dziennikarka robi imponujące wrażenie. Kiedy się ją widzi można sobie wyobrazić te godziny spędzone w bibliotekach nad czytaniem tych wszystkich czasopism i magazynów.
To wspaniała podróż przez ćwierćwiecze wolnej Polski z perspektywy zarówno zwykłego obywatela, historii jak i szeroko rozumianej i pojętej popkultury. Przygoda przy której młody człowiek taki jak ja może uśmiechnąć się z politowaniem kiedy przeczyta, że każdy Polak w latach 90 marzył o cinquecento albo o magnetowidzie. To podróż przy której można odkryć świetne filmy o których albo się zapomniało albo w ogóle nie wiedziało. Wreszcie to podróż pełna wzruszeń kiedy czyta się o sukcesach ludzi i o sukcesach narodu jakim było wejście do Unii Europejskiej czy NATO. Pełna wzruszeń również dlatego, że kiedy przewracamy ostatnią kartę tej książki zdajemy sobie sprawę jak tytaniczną pracę wykonaliśmy aby z szarej komuny przejść do dzisiejszej kolorowej, wolnej ( nie zawsze wspaniałej) wolnej Polski. I cytując autorkę oby następna ćwiartka była jeszcze lepsza niż poprzednia, czego Wam i sobie życzę.

Karolinę Korwin Piotrowską znałem dotychczas z programu nadawanego na stacji TVN Style, w którym ona i jej współprowadzący komentowali wywiady i wpadki gwiazd oraz cele brytów. Ten program nazywał się „Magiel Towarzyski”. Autorka tego programu zyskała sobie moją sympatię ponieważ uważam, że ma bardzo zdrowe poglądy na pewne sprawy, a tak po za ty lubię posłuchać mądrej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Początek tej ( z braku lepszego słowa recenzji) zacznę od wyznania. Wyznaje więc ,że jestem fanem Stephena Kinga. Nie będzie to jednak rzutowało na moje wrażenia z tej książki. W ,, Komórce" inaczej niż w innych książkach Kinga od razu zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń. Nie ma tu przydługich opisów i wstępów ,więc fani wartkiej akcji będą zachwyceni. Głównym bohaterem powieści Clayton Riddel ,rysownik który przyjechał do Bostonu podpisać intratny kontrakt ,pomoże mu on także zbliżyć się do żony z którą jest w separacji. W tym czasie w mieście uderzy ,,Puls" ,który zamieni ludzi w bezrozumne zombi. Cała książka wykorzystuje dość popularny motyw w popkulturze jakim są zombi. Mimo , że King dodaje umarlakom zdolności telepatyczne i lewitację. Nie sprawia to jednak ,że ,,jego" zombi różnią się specjalnie od innych. Mamy tu więc niezwykle prostą i łatwą do przewidzenia fabułę ,w której ktoś musi kogoś uratować. Czy zatem książka jest zła ? Absolutnie nie ! Czyta się ją bardzo szybko mimo tego ,że doskonale wiemy co nas czeka za chwilę. Postacie na kartach tej książki to ludzie z krwi i kości. Nie są to superbohaterowie ,ale ludzie targani swoimi słabościami. Tą książkę pisał Król i czuć to z każdej przewróconej strony. Dla nowych czytelników powieść ta będzie odświeżonym pomysłem na zombi. Dla nas fanów Król jest jeden ;)

Początek tej ( z braku lepszego słowa recenzji) zacznę od wyznania. Wyznaje więc ,że jestem fanem Stephena Kinga. Nie będzie to jednak rzutowało na moje wrażenia z tej książki. W ,, Komórce" inaczej niż w innych książkach Kinga od razu zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń. Nie ma tu przydługich opisów i wstępów ,więc fani wartkiej akcji będą zachwyceni. Głównym bohaterem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Smutna Historia Braci Grossbart powinna zmienić swój tytuł na Obrzydliwa Historia Braci Grossbart. Książka przedstawia losy dwóch braci, którzy za swój życiowy cel obrali włamanie się do największych grobowców Giptu. Po drodze rzecz jasna czekają ich przygody z demonami i innymi plugastwami zamieszkującymi lasy Cesarstwa Niemieckiego. Książka nasączona jest brutalnością i epatuje obrzydliwością. Sama fabuła na początku powieści wydaje się być ciekawa jednak z czasem okazuje się być nie spójna. Samo zakończenie również rozczarowuje. Po dokonaniu tylu obrzydliwych i niecnych czynów, czytelnik ma nadzieje, że kara dla Grossbartów będzie surowa i bardzo okrutna. Jednak to co ich spotyka jest wersją light tego co dwaj szaleni bliźniacy sprawiali swoim ofiarą.

Smutna Historia Braci Grossbart powinna zmienić swój tytuł na Obrzydliwa Historia Braci Grossbart. Książka przedstawia losy dwóch braci, którzy za swój życiowy cel obrali włamanie się do największych grobowców Giptu. Po drodze rzecz jasna czekają ich przygody z demonami i innymi plugastwami zamieszkującymi lasy Cesarstwa Niemieckiego. Książka nasączona jest brutalnością i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie róbcie sobie nadziei to nie jest zbiór opowiadań pokroju książki ,,Zapach Szkła". W zasadzie jedynym w miarę ciekawym opowiadaniem jest tytułowa ,,Pułapka Tesli". Reszta pomysłów została boleśnie zmarnowana. Książkę czyta się szybko tylko po to żeby skończyć, brakuje ciekawości kolejnej strony. Podsumowując spadek formy pana Ziemiańskiego...

Nie róbcie sobie nadziei to nie jest zbiór opowiadań pokroju książki ,,Zapach Szkła". W zasadzie jedynym w miarę ciekawym opowiadaniem jest tytułowa ,,Pułapka Tesli". Reszta pomysłów została boleśnie zmarnowana. Książkę czyta się szybko tylko po to żeby skończyć, brakuje ciekawości kolejnej strony. Podsumowując spadek formy pana Ziemiańskiego...

Pokaż mimo to