Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie jestem fanką powieści kryminalnych, a jednak trzy tomy "Millennium" pochłonęłam pięć lat temu z wielką pasją i jednocześnie zachwytem nad kunsztem pisarskim Stiega, który nadal pozostaje moim guru literackim, mimo, że odszedł bezpowrotnie zanim poznałam dzieło jego życia.

Ostatnio odświeżyłam nieco "Zamek z piasku, który runął" (2007r.) i zobaczcie co znalazłam a propos naszej sytuacji politycznej:

"Ponieważ zarówno wolność wypowiedzi, jak i wolność publikacji są prawami, potrzebna jest instytucja, która gwarantuje ich przestrzeganie. (...) Prawie wszystkie cywilizowane kraje miały samodzielne trybunały konstytucyjne, które między innymi miały pilnować, by władze nie naruszały zasad demokracji. (...) Gdyby Szwecja miała trybunał konstytucyjny, adwokat Lisbeth Salander mogłaby oskarżyć bezpośrednio państwo szwedzkie o złamanie jej konstytucyjnych praw. Trybunał zażądałby wyłożenia wszystkich dokumentów i mógłby wzywać na przesłuchania wszystkich, z premierem włącznie, aż do wyjaśnienia sprawy."

Nie jestem fanką powieści kryminalnych, a jednak trzy tomy "Millennium" pochłonęłam pięć lat temu z wielką pasją i jednocześnie zachwytem nad kunsztem pisarskim Stiega, który nadal pozostaje moim guru literackim, mimo, że odszedł bezpowrotnie zanim poznałam dzieło jego życia.

Ostatnio odświeżyłam nieco "Zamek z piasku, który runął" (2007r.) i zobaczcie co znalazłam a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Hm, co ja wiem o miłości, bez której żyć nie mogę? Chyba nic i tak już zostanie. Znam jednak taką, która siedzi w trzewiach całe życie i uzależnia: mentalnie, emocjonalnie, psychicznie. Jest zła? Chora?Toksyczna? Szalona? Niepohamowana? Wielka? Niespełniona? Niekoniecznie. Miłość jest zawsze piękna, ale wymaga dojrzałości - w tej relacji przede wszystkim dojrzałości matki, notabene niezwykle ambitnej kobiety, ale nie tylko. Roman, czy jakby pewnie sam wolał - Romain, to moim zdaniem ogromnie wrażliwy i inteligentny egocentryk, nie dość jednak wrażliwy i inteligentny, by odwzajemnić matczyną miłość z empatią, troszcząc się również o nią, o jej dobro. Być może dlatego nosi jej piętno do końca, a przecież nie o to chodzi w miłości.

***

Cytaty ulubione:

"W tych szopach lokatorzy gromadzili stare meble, rozmaite niepotrzebne kufry i walizy, które delikatnie otwierałem podważając zamek; rozsiewając zapach naftaliny wysypywał się z nich na ziemię przedziwny świat rzeczy przestarzałych i wycofanych z użycia; spędzałem wśród nich długie, czarowne godziny, niby wśród odnalezionych skarbów i przedmiotów wyrzuconych na ląd z zatopionego okrętu. Każdy kapelusz, każdy trzewik, każde pudełko z guzikami i metalowymi znaczkami otwierało przede mną tajemniczy i nieznany świat - świat innych ludzi. Jakieś futrzane boa, błyskotki sztucznej biżuterii, kostiumy teatralne, kapelusz toreadora, cylinder, pożółkła i spłowiała spódniczka baletnicy, poszczerbione lusterka, z których spoglądały na mnie tysiące zamkniętych w nich spojrzeń, jakiś frak, koronkowe majteczki, podarte mantylki, mundur carskiego oficera z czerwono-czarno-białymi wstążkami odznaczeń, albumy sepiowych fotografii, pocztówki, lalki, drewniane koniki - wszystkie rupiecie, jakie ludzkość płynąc i umierając pozostawia na brzegu, mizerne i dziwaczne ślady chwilowego pobytu, tysiące obróconych wniwecz obozowisk.

*

Ludzie starsi nigdy nie mieli na mnie wpływu i uważałem ich zawsze za nie należących do zabawy, a ich roztropne rady traktowałem niby zwiędłe liście opadające z korony wprawdzie wzniosłej, lecz pozbawionej już życiodajnych soków. PRAWDA UMIERA MŁODO. To, czego starość się 'nauczyła', jest w rzeczywistości tym, o czym już zapomniała; wyniosła powaga białobrodych starców o wyrozumiałym spojrzeniu wydaje mi się równie mało przekonywająca, jak łagodność wykastrowanego kota, i kiedy dziś starość zaczyna żłobić mi twarz zmarszczkami i podkopywać moje siły, nie oszukuję sam siebie i wiem, że w tym, co najistotniejsze, pozostał dla mnie już tylko czas przeszły i nigdy nie będzie przyszłego.

*

W duszy mojej rosło jakieś dziwne marzenie... nieokreślony a bolesny, władczy a niewyraźny sen bez oblicza, bez treści, bez kształtu, pierwszy dreszcz owego dążenia do potęgi absolutnej, która rodzi zarówno zbrodnie ludzkości, jak jej muzea, poezję i królestwa, i której źródłem są być może nasze geny - jak gdyby wspomnienie, biologiczna tęsknota, jaką odczuwa to, co nieuchwytne, wobec nieustannego biegu czasu i życia, płynącego swoim łożyskiem.

*

(...) naiwność wieczysta (...)

*
Jej wysiłki, by wobec gości, wśród których zdarzali się różni ludzie, zachować uprzejmość i uśmiech, pozostawały w całkowitej sprzeczności z jej szczerą i pobudliwą naturą i jeszcze bardziej pogarszały stan jej nerwów. Wypalała teraz trzy paczki papierosów dziennie. Nigdy wprawdzie nie paliła papierosa do końca, rozgniatała go w popielniczce, ledwie zdążyła napocząć, i natychmiast zapalała następnego.

*

ŻYCIE TO MŁODOŚĆ. Kiedy się starzejemy, staje się trwaniem, czasem - pożegnaniem; zabrało nam już wszystko i nic nie ma do zaofiarowania.

*
(...)! Mogłem wracać do domu: dowiodłem uczciwości świata, pokazałem, że miłość, jakiej człowiek doznaje, nadać może jego życiu kształt i sens."

Hm, co ja wiem o miłości, bez której żyć nie mogę? Chyba nic i tak już zostanie. Znam jednak taką, która siedzi w trzewiach całe życie i uzależnia: mentalnie, emocjonalnie, psychicznie. Jest zła? Chora?Toksyczna? Szalona? Niepohamowana? Wielka? Niespełniona? Niekoniecznie. Miłość jest zawsze piękna, ale wymaga dojrzałości - w tej relacji przede wszystkim dojrzałości matki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prawdziwa, autentyczna, ludzka.
Wprawdzie spóźniłam się czterdzieści lat z czytaniem, ale warto, bo treści jak najbardziej aktualne:) W narracji dziecka infantylizm połączony z wymuszoną dojrzałością w sposób prosty i konkretny uwodzi prawdą o człowieku, o życiu, o świecie. Jest w niej cyniczny smutek, ale nie egzystencjalna pustka. Można się pośmiać i popłakać, współodczuwać i utożsamiać, zgodnie z łacińską sentencją, która mówi, że nic co ludzkie nie jest mi obce. W końcu jest szacunek do człowieka - dużo szacunku, a zatem można się też czegoś nauczyć:) A w ogóle to historia o miłości:)))

Prawdziwa, autentyczna, ludzka.
Wprawdzie spóźniłam się czterdzieści lat z czytaniem, ale warto, bo treści jak najbardziej aktualne:) W narracji dziecka infantylizm połączony z wymuszoną dojrzałością w sposób prosty i konkretny uwodzi prawdą o człowieku, o życiu, o świecie. Jest w niej cyniczny smutek, ale nie egzystencjalna pustka. Można się pośmiać i popłakać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Hm, Panie Rafale, dwie trzecie to przekombinowane refleksje, ale w ostatniej części wrócił Pan do formy:) Wnioski surowe, ale autentyczne. No cóż, w Drugiej Wojnie Światowej zachowywaliśmy się głupio i samobójczo, zaś Francja, Anglia i Stany Zjednoczone nikczemnie wobec nas, natomiast Hitler, a zwłaszcza Stalin potraktowali nas ludobójczo. I do dzisiaj traktowani jesteśmy instrumentalnie, gdy spojrzymy na prawdę o Katyniu, Monte Cassino, Enigmie, czy Powstaniu Warszawskim, bo pokazuje ona decyzje aliantów w nie najlepszym świetle.
Hipotetycznie rzecz ujmując, po wypowiedzeniu przez Hitlera paktu o nieagresji zawarłabym pakty o wzajemnej pomocy w razie agresji Niemiec z Francją i Anglią, które doprowadziłyby Hitlera do typowej dla niego furii, po czym zaproponowałabym mu poparcie dla ataku na ZSRR w ramach koalicji antykominternowskiej - ratując przy tym Gdańsk, dzięki czemu wojenny pęd hitleryzmu znalazłby ujście. Uprzedziłabym tym samym Pakt Ribbentrop-Mołotow, a jednocześnie z powierzchni ziemi zniknąłby stalinizm. Następnie wróciłabym do sojuszników, by zakończyć wojnę z Hitlerem. Hm, ależ to wydaje się proste post factum i palcami na klawiaturze:)

„(…) mechanizmy władzy są w każdej epoce te same. Albo dyktatura, albo procedura.” - Hm, Panie Rafale jest jeszcze umiejętność, sztuka i siła perswazji:)

Cytaty wybrane, niekiedy skrócone w kolejności chronologicznej:

Naprawdę wielkie cierpienie wcale nie uszlachetnia, ale wiedzie do załamania woli i nieuchronnego upodlenia. Klęska i nędza nikogo nie uświęcają, ale wystawiają go na pogardę świata. Samobójstwo nie wzbudza powszechnego podziwu, tylko politowanie dla wariata.

… jak mogłoby to samo Wojsko Polskie zadziałać, gdyby wystąpiło do walki z Sowietami, do której było przygotowane, zwłaszcza mogąc liczyć na wsparcie potężnego lotnictwa, artylerii i logistyki niemieckiej.

Sam diabeł mógł tylko czekać, pykając fajkę i uśmiechając się pod wąsem. Był w tej wojnie naprawdę w luksusowej sytuacji, wszyscy chcieli być z nim w sojuszu, mógł przebierać w sprzymierzeńcach jak w ulęgałkach. Po prostu nie było siły, żeby nie wyszedł z niej jako główny zwycięzca. Ale ta luksusowa sytuacja nie spadła mu z nieba, pracował na nią całe lata trzydzieste – i on, i cała rzesza jawnych i tajnych sług komunistycznej Nowej Wiary na całym świecie.

Petain padnie przed Hitlerem na kolana, będzie jasno i otwarcie argumentował swój czyn (zgodny zresztą z oczekiwaniami większości społeczeństwa): musiałem uchronić Francję przed losem Polski!

… Sowieci nie przyszli ‘nam na pomoc’, mordują bezlitośnie polskich ziemian, księży, oficerów – każdego, kto ma niezniszczone pracą fizyczną dłonie …

Mimo to władze RP wobec agresji i zbrodni drugiego agresora nie zajmują żadnego stanowiska. (…) Dla Polski nie było chyba w dziejach gorszego w skutkach zaniechania.

W ten sposób Beck, Rydz, Mościcki i Składkowski wtrącili Polskę w sytuację tyleż tragiczną, co absurdalną. Oto mieliśmy de facto dwóch rozbiorców …, obu masowo nas eksterminujących – ale pod dyktando zachodnich aliantów, zabiegających o pomoc Stalina przeciw Hitlerowi, udawaliśmy, że mamy tylko jednego. (…) państwo jako pierwsze i aż do końca stawiające opór Hitlerowi, państwo, w którego obronie rzekomo Wielka Brytania, Francja i USA przystąpiły do wojny, po jej zwycięskim zakończeniu umieszczone zostało nie po stronie zwycięzców, ale przegranych. I to przegranych potraktowanych znacznie bardziej surowo niż inne państwa środkowoeuropejskie, będące w tej wojnie mniej lub bardziej lojalnymi sojusznikami Hitlera.

… Kazimierz Sosnkowski (…) jako naczelny wódz kategorycznie zakazał w 1944 wzniecania powstania w Warszawie, został kompletnie zignorowany.

… Ignacy Matuszewski (…) konsekwentnie ostrzegał przed rozwojem wypadków, a przeciw powszechnym urojeniom przedkładał argumenty, fakty, liczby, proponował konkretne posunięcia, które – jeśli nie okazałyby się zbawienne – to na pewno by Polsce bardzo pomogły. (…) Po prostu Beck, Mościcki i inni wzruszali na jego wywody ramionami. Ten sam los spotkał teksty Studnickiego, Mackiewicza, Adolfa Bocheńskiego. (…) prosanacyjny krąg intelektualny, jaki … zgromadził Jerzy Giedroyć (…). Jak mogły zresztą prasowe artykuły zmienić nastawienie ludzi, którzy ignorowali nawet meldunki własnego wywiadu (…) przestrzegające przed porozumieniem niemiecko-sowieckim, względnie przygotowaniami ZSRR do wkroczenia na ziemie polskie równolegle z Niemcami (…). (…) Beck, którego postępowanie było najbardziej brzemienne w skutki, nie radził się nikogo i nikogo nie prosił o konsultacje, ani prezydenta, ani tym bardziej premiera. (…) Liczył się z nastrojami ogółu. (…) wszyscy chcieli bić Niemców i wszyscy byli przekonani, że spierzemy ich bez wielkiego wysiłku na kwaśne jabłko, że jesteśmy potęgą, (…) Gdyby … Beck wdał się w jakieś rokowania … w kwestii Gdańska (…). Gdyby Rydz przemówił do swoich oficerów w duchu ‘panowie, bez gruntownego dozbrojenia nie jesteśmy w stanie wygrać wojny, a gruntowne dozbrojenie nie jest w tym stanie państwa i gospodarki możliwe, więc zmuszeni będziemy negocjować jakąś możliwie najkorzystniejszą kapitulację’ (…).

Im bardziej ludzie, których wyniósł do władzy sanacyjny system, byli wobec wyzwań otaczającego ich świata bezradni intelektualnie, tym bardziej kierowali się tym, co rozumieli – honorem (…), a inne zupełnie powinności ciążą na człowieku odpowiadającym za cały naród. ‘Rządy ludzi niedorosłych do rządzenia’ (…).

Czy Piłsudskiego można nazwać ‘wielkim dyktatorem’? (…) Krótko po zamachu udzielił wywiadu (…) „Bić kurwy i złodziei, oto cały mój program!” (…). W życzliwej dla Marszałka wykładni – jako sprawcy patologii, nadużyć, trwoniący zdobycz niepodległości. Ale też jako sejmowi mówcy, bo bez końca deliberują, zamiast załatwiać sprawy metodą cięcia gordyjskich węzłów, partyjni politycy, bo wdzięczą się do wyborców i skłócają kraj swoją demagogią, (…). Jaka z takiego programu może wynikać strategia prowadzenia państwa? Taka, żeby na stanowiska powoływać ludzi właściwych, którzy nie są złodziejami ani… no, darujmy już sobie koszarowy język dyktatora. (…) Znał doskonale polską historię, zwłaszcza powstańczych zrywów, przenikliwie oceniał politykę międzynarodową, był zdolnym samoukiem w sprawach wojskowych. Spraw finansowych i gospodarczych nie rozumiał i nie uważał za istotne, bardziej do niego przemawiały bukoliczne poglądy generała Żeligowskiego, iż Polska zawsze była i powinna zostać krajem rolniczym, niż argumentacja przemysłowców z Lewiatana – dopiero jego śmierć odblokowała na szerszą skalę starania Kwiatkowskiego o industrializację kraju. (…) wielbiący go Rydz: ,Mówił, jak po śmierci Piłsudskiego zastał stan mobilizacji grożący katastrofą …’.

Cokolwiek by o Piłsudskim powiedzieć, nie sięgnął po władzę dla wywyższenia się, osobistych korzyści. Uważał, że ciąży na nim obowiązek ratowania kraju przed chaosem, jaki wprowadzały niestabilne rządy parlamentarne, i nie widział do tego innej drogi niż własne, osobiste rządy.

Dyktatura nieuchronnie uruchamia mechanizmy społecznej destrukcji (…). Naiwnym wydaje się przekonanie, że dyktatura to sprawność, a demokracja – bezhołowie. (…) Mechanizmy awansu, mechanizmy alokowania i wykorzystywania wszelkich zasobów, czy to ludzkich, czy materialnych – oto jest to, co długofalowo decyduje o sukcesie bądź przegranej społeczeństw, o ich bogaceniu się albo ubożeniu, ekspansji lub uwiądzie.

(…) to właśnie protekcje, na równi z liberum veto, zgubiły już raz Polskę (…) nepotyzm szerzył się nawet w wojsku, a to ostatnia instytucja, gdzie można tolerować awanse znajomków i ziomali.

(…) ‘awansowany ponad swoje zdolności i umiejętności’. Rydz byłby bardzo dobrym dowódcą dywizji, może nawet armii, działającym w myśl jasnych rozkazów wodza o szerszych niż on horyzontach myślowych – ale, niestety, został marszałkiem Polski, co więcej, uwierzył, że się na takowego nadaje. Mościcki byłby znakomitym rektorem politechniki lub może nawet ministrem, Sławoj Składkowski szefem inspekcji sanitarnej lub naczelnym lekarzem kraju, Dąb-Biernacki dowódcą straceńczej placówki w rodzaju Westerplatte albo batalionu karnego. (…) pułkownik Koc, którego wykształcenie cywilne ograniczyło się do eksternistycznej matury, stał się prezesem Banku Polskiego, pułkownik Zyndram Kościałkowski zaś, student wydziału rolniczego, specjalistą od administracji publicznej i ministrem gospodarki, (…). A jakież inne elity mogła wytworzyć Polska cudem podniesiona z grobu, zacofana, wyniszczona? (…) gdy zachodnie społeczeństwa wytwarzały swój ‘kapitał ludzki’ i kulturę demokratyczną, normy, zasady oraz mechanizmy społeczne (…). (…) nieszczęście zamachu majowego polegało na tym, że powstrzymał i odwrócił proces budowy tej demokratycznej tkanki, bez której na dłuższą metę trudno przetrwać.

Rozgonić pięściami tę sitwę, pousadzaną po rozmnożonych nad wszelkie pojęcie urzędach, przyssaną do państwa i obracającą jego zasoby na pożytek własny zamiast wielkości narodu, wytłuc obłażących Polskę komunistycznych aligatorów, siewców rozkładu i zbrodni, wygnać trzy miliony ‘pasożytów’, które lichwą, zmowami i blokowaniem awansu społecznego powodują (jak wierzyli narodowcy) wszystkie gospodarcze problemy i całą nędzę Polski – oto zadanie, które ‘my, nowe pokolenie’, otrzymaliśmy od historii.

(…) ‘stop brataniu się kliki Becka i Mościckiego z faszyzmem!’. (…) ‘czynniki rządzące’ reakcji takiej się bały. Piłsudski, gdyby żył. Potrafiłby pewnie stanąć nawet całkowicie w poprzek nastrojów ulicy, w razie potrzeby huknąć na Polaków, że są głupi, nic nie wiedzą o światowej polityce, i żeby nie ważył mu się motłoch wtrącać w międzynarodową grę. Ale nie Mościcki!

(…) najlepszym, co może zrobić dla ratowania się tracąca na popularności władza, jest rozpętać jakąś wojenkę. Najlepiej wojenkę wygraną, oczywiście. Wtedy jej prawo do rządzenia, jako zwycięzcy, zostanie dobitnie potwierdzone, a każdy, kto przeciw niej wichrzy, stanie się zdrajcą działającym na rzecz wrogów. (…) na dole wszyscy się szykowali bić Niemców, a na górze nikt nie wierzył w wojnę? (…) na górze, wzmagając wojenną antyniemiecką histerię mas i zadufanie w polską potęgę, wierzono, że wojna z Niemcami stoczona zostanie wyłącznie symbolicznie. W sferze dyplomacji i propagandy. Hitler przestraszy się jednoczesnej walki z Polską, Francją i Anglią, wycofa i niby wszystko zostanie po staremu, ale tworząc sytuację zupełnie nową. Patrzcie i bijcie brawo, obywatele – Polska okazała mocarstwowość, utarła nosa krzyżackiej bestii, stanęła w jednym rzędzie z czołowymi potęgami. (…) Fakt, że Hitler jednak zdecydował się na atak, był pewnym zaskoczeniem, (…) Wystarczało przecież wytrzymać na rubieżach obronnych czternaście dni; piętnastego wkroczy do Niemiec pięciomilionowa armia francuska, nie licząc korpusu brytyjskiego. (…) Kurczowo pilnując, by nikt inny do przewidywanego zwycięstwa nie mógł sobie rościć pretensji, sanacja nie tylko wykopała grób sobie samej, nie pozostawiając nikomu najmniejszej wątpliwości, kto odpowiada za klęskę. Niestety, popchnęła także w ten sposób dalszy bieg sprawy polskiej w najbardziej niekorzystny z możliwych torów.

(…) Sikorski był dla Polski nieszczęściem: apodyktyczny i przekonany o swej nieomylności, a przy tym osobiście uczciwy, był w polityce ,(…), naiwny do granic głupoty. Naprawdę wierzył, że co osobiście ustali z Churchillem, Stalinem i Rooseveltem, to będzie już ustalone i wykonane. Jego naiwność wyrażała się także w doborze współpracowników.

Niezdolność do wyłonienia przez Polaków reprezentacji politycznej, która fatalnie odcisnęła się na dwudziestoleciu, na emigracji bynajmniej nie zniknęła.

‘(…) większość tych świetnie wyszkolonych przez Aleksandrowicza młodych ludzi zginęła pod Monte Cassino. Nie umieliśmy robić tego, co świetnie robili Czesi: szkolić ludzi i oszczędzać ich’. (…) dla takiego człowieka nie ulegało wątpliwości, że w interesie Polski leży, by przyszli profesorowie, rektorzy, ministrowie i menedżerowie zginęli za młodu, drąc się z ręcznymi granatami na bunkry?

(…) niechęć (…), którą elity Zachodu darzyły świadków Gułagu i innych zbrodni bolszewizmu, ta sama, z jaką traktowały one ludzi pokroju Karskiego, Zygielbojma czy Wiesenthala, dopóki nie narodził się zyskowny ‘holocaust industry’.

Hitler był ludobójcą, który postanowił Polaków wytępić do ostatniego – prawda. Ale i Stalin był ludobójcą, który postanowił to samo. I obaj niszczyli nas systematycznie, planowo, milionami. Ale walczyliśmy tylko z tym pierwszym, a zbrodnie drugiego przyjmowaliśmy milcząco albo komentowaliśmy tylko półgębkiem. Jeden ludobójca był naszym wrogiem, ale drugi tylko ’sojusznikiem naszych sojuszników’. (…) Decydował interes aliantów, którym zależało na tym, żebyśmy, choćby kosztem największego wykrwawienia się, sprawiali maksymalne problemy Niemcom, ale nie chcieli, żebyśmy sprawiali jakiekolwiek problemy sojusznikowi.

(…) i ostatecznie przyjął sojusz z USA i Anglią, bo dały mu one więcej niż Hitler.

(…) jeńcy z Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska (…).

(…) Stalin. Tak jak to jest zwyczajem gangsterów, wciągnął Roosevelta i Churchilla we wspólnictwo zbrodni, i to podwójnej – we ‘współudział po fakcie’, jak definiuje to prawo, w zbrodni katyńskiej oraz sprzątnięcie Sikorskiego.

(…) po Teheranie sprawa polska była już definitywnie przegwizdana. Każda kropla polskiej krwi wylana od tego momentu w walce z Niemcami była krwią zmarnowaną. Niemcy i tak już musiały przegrać – a dla Polski skutkiem tej przegranej musiało być przejście z okupacji niemieckiej pod sowiecką. (…) wiadomo było, kto dokonał zbrodni w Katyniu, i wiadomo było, że w chwili obecnej prawda ta jest na rękę tylko Niemcom, a alianci do jej przyjęcia dopuścić nie mogą, (…) tego właśnie spodziewali się po Sikorskim alianci, (…). (…) tak właśnie zagrały sobie w głupa USA, w latach zimnej wojny odkrywając ze zdziwieniem prawdę, którą znały doskonale od samego początku, (…).

Po Katyniu i Teheranie to się kończy. (…) Odmawia się Polakom wszelkich zasług, nawet tak oczywistych jak zdobycie Monte Cassino. (…) a Polacy usiłujący protestować i wykazywać zło komunizmu są przez FBI wciągani na listę kolaborantów nazizmu (…). (…) ‘Polscy faszyści’ (…) na czele z … oszalałym z nienawiści do przedwojennej Polski poetą Tuwimem – robi karierę, a przy okazji odkopywanie są, szczególnie w USA, całe pokłady przedwojennych oszczerstw o ‘polskim antysemityzmie’, żywych zresztą do dziś.

(…) listy do najbliższych, które pozwolili Sowieci w 1940 roku wysyłać więźniom Ostaszkowa, Starobielska i Kozielska, by kierując się ich adresami, pochwycić i w pierwszej kolejności wywieźć w głąb ZSRR rodziny ‘elementu klasowo wrogiego’.

(…) Po roku 1943 należało (…). Unikać walki z Niemcami, za to bezwzględnie niszczyć agenturę sowiecką.

(…) co to, do cholery, za odwet, dla zabicia kilkunastu tysięcy Niemców zginąć setkami tysięcy wraz z całą Warszawą?!

(…) rząd londyński i KG AK wybrały możliwość drugą, przeciwną: rzucić się na druty. Jak tylko się da, pomóc Sowietom, doprowadzając do likwidacji ostatnich posiadanych jeszcze przez Polskę sił. Posłać ostatnich gotowych do walki Polaków na bezsensowną i beznadziejną zagładę, zamiast przynajmniej starać się zachować resztkę sił na moment, gdy pojawi się bodaj cień sensu dalszej walki. Oskarżacie nas, że nie walczymy z Niemcami? To patrzcie, jak giniemy dziesiątkami tysięcy, rzucając się z kilofami, kamieniami i prętami stalowymi na karabiny maszynowe. Patrzcie, jak potrafią umierać Polacy i jak chętnie to robią! Zadowoleni? Potem przywódców Państwa Podziemnego oraz dziesiątki tysięcy ich podwładnych i tak wymordowano właśnie z oskarżenia, że we współpracy z Niemcami likwidowali w Polsce agentury sowieckie.

Czy byłaby w smak Amerykanom prosta prawda, że wraz z Brytyjczykami po prostu odkupili sowieckie akcje przedsiębiorstwa Ribbentrop-Mołotow za cenę współudziału po fakcie w sowieckich ludobójstwach i aktywnej pomocy w ukrywaniu prawdy o zbrodni katyńskiej i innych zbrodniach dokonanych na Polakach? I w imię tego fałszu wraz z Brytyjczykami urządzili (…) farsowy proces oprawców nazistowskich w Norymberdze, (…), żeby osądzić zbrodnie Hitlera, ale tak, by wybielić zbrodnie Stalina, zanegować oczywisty fakt, że to on właśnie był głównym sprawcą tej wojny, i by z siebie samych zdjąć odium drobnych cwaniaczków, którzy dla politycznych interesów przeciwko mordercy milionów sprzymierzyli się z mordercą dziesiątek milionów, cynicznie wywijając przy tym etycznymi pryncypiami.

Prawda jest taka, że powinniśmy byli zawrzeć sojusz nie z cynicznymi kłamcami i tchórzami Chamberlainem i Daladierem, ale z Hitlerem.
Ależ to sojusz z diabłem! – krzykną na to bajkopisarze. I co z tego? Poza jedną jedyną Polską jakoś nikt wtedy zawieraniem sojuszu z diabłem się nie brzydził. Tak, Hitler był diabłem, ale Stalin o wiele, wiele większym. I jakoś płaszczył się przed nim i prezydent pouczających wszystkich o demokracji Stanów Zjednoczonych, i premier Wielkiej Brytanii. (…) dla realizacji swych politycznych zamierzeń nie gardzili ani kłamstwem, ani skrytobójstwem, ani skazywaniem na śmierć całych narodów, jeśli tylko były mniejsze od Narodu Zwycięzców. (…) Churchill z Rooseveltem posunęli się do zamordowania polskiego premiera, (…).

Hm, Panie Rafale, dwie trzecie to przekombinowane refleksje, ale w ostatniej części wrócił Pan do formy:) Wnioski surowe, ale autentyczne. No cóż, w Drugiej Wojnie Światowej zachowywaliśmy się głupio i samobójczo, zaś Francja, Anglia i Stany Zjednoczone nikczemnie wobec nas, natomiast Hitler, a zwłaszcza Stalin potraktowali nas ludobójczo. I do dzisiaj traktowani jesteśmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię śmiać się nad książką, co zdarza się niezwykle rzadko i zazwyczaj na samym końcu. Tak więc, rozbawiła mnie ostatnia scena w epilogu. Cieszę się zatem, że ją dokończyłam, choć w trakcie czytania nudnawa była. Hm, klimat Londynu i Bletchley Park w czasie drugiej wojny, choć ten ostatni nie stanowił miejsca akcji, w której udział brał bezwzględny, inteligentny, niemiecki szpieg. I dopiero, gdy jako rozbitek dotarł na Wyspę Wiatrów zorientowałam się, że widziałam film oparty na tej historii z udziałem Donalda Sutherlanda. Sprawdziłam: „Igła” - 1981r.

Lubię śmiać się nad książką, co zdarza się niezwykle rzadko i zazwyczaj na samym końcu. Tak więc, rozbawiła mnie ostatnia scena w epilogu. Cieszę się zatem, że ją dokończyłam, choć w trakcie czytania nudnawa była. Hm, klimat Londynu i Bletchley Park w czasie drugiej wojny, choć ten ostatni nie stanowił miejsca akcji, w której udział brał bezwzględny, inteligentny, niemiecki...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wkurzam salon Rafał Geremek, Rafał A. Ziemkiewicz
Ocena 6,7
Wkurzam salon Rafał Geremek, Rafa...

Na półkach:

- A ja czasami wkurzam samą siebie:))) Natomiast Rafał ujął mnie szczerością swoich biograficznych wypowiedzi. Przy okazji powtórzył wiele sentencji ze swoich książek publicystycznych, ale nie mam mu tego za złe:)

Mówiąc o męskiej postawie wobec świata i narzekając na brak męskich zachowań myślałam, że ma na myśli dżentelmena z żelaznymi zasadami, mędrca o nieprzeciętnym intelekcie, charakter silny ciałem i duchem, a jednocześnie rycerza wobec kobiet. Tymczasem chodziło mu o odpowiedzialność.

„A odpowiedzialność to najbardziej męska dziedzina. (…) Ale nie chodzi o to, czy mężczyzna rządzi w domu, chodzi o to, czy panuje nad samym sobą i, na ile to oczywiście możliwe, nad swoim życiem.”

- Hm, być może odpowiedzialność nie jest najbardziej damską dziedziną, ale myślę, że jest to cecha właściwa człowiekowi niezależnie od płci. Na przykład w kwestii potomstwa kobieta jest w naturalny sposób odpowiedzialna za swoje dziecko. Mężczyzna natomiast potrzebuje do tego specjalnego glejtu. A zatem, czy jest to istotnie najbardziej męska dziedzina, czy też mężczyźni zwykli tak o sobie myśleć? No i oczywiście dodatkowa zasługa dla mężczyzny, który panuje nad sobą oraz nad swoim życiem. Tak, to istotnie wyjątkowo męskie przymioty. Stąd wnoszę, iż kobieta nie musi panować nad sobą i nad swoim życiem, bo to domena mężczyzn.

„Po prostu zdarza się, że kiedy zauroczenie minie, okazuje się, że macie z tą drugą osobą zupełnie inne oczekiwania, upodobania, potrzeby, aspiracje.”

- Hm, a na jakiej podstawie to zauroczenie w ogóle ma miejsce??? ‘Między nami jaskiniowcami’ już Flinstonowie mieli inne oczekiwania, upodobania, potrzeby i aspiracje, a mimo to żyli w swoistej harmonii:) Wiecie co myślę? Po prostu zdarza się, że ludzie oszukują siebie nawzajem od samego początku w kwestii miłości. Oszukują nie tylko swoich partnerów, ale przede wszystkim samych siebie i to, moim zdaniem, jest ‘niewybaczalne’, bo nie jest to bynajmniej nagła zmiana temperamentu.

„W ogóle to prawidłowość, mam wrażenie, że kobiety zwykle są bardziej zdecydowane, mniej mają wahań i wątpliwości. Kobieta po prostu spojrzy na coś i ma w ułamku sekundy wyrobione zdanie. Potem już tylko kolekcjonuje argumenty, które to zdanie potwierdzają i nie przyjmuje do wiadomości tych, które przeczą. Ale tak to wygląda z punktu widzenia umysłu męskiego.”

- Panie Rafale, to pierwszy komplement pod adresem kobiet z pańskiej strony, jaki wpadł mi w oczy. Jestem pod wrażeniem – naprawdę:)))

„Chodzi o kombinacje typu trzy plus cztery, jednocześnie utrzymywanie kontaktów z wieloma partnerami, wychowywanie tych wszystkich dzieci w kupie. To nazywa się patchwork family. Ja uważam, że tego rodzaju zdegenerowana tolerancja jest sprzeczna z ludzką naturą. Człowiek ma pewne naturalne instynkty posiadania. (…) Będąc w związku chcemy mieć siebie na własność. Geny domagają się ochrony, chcemy mieć pewność, że wspólne potomstwo to na pewno nasza krew. Tacy jesteśmy, to oczywiste.”

- Kombinacje, permutacje i rachunek prawdopodobieństwa znamy ze szkoły. Natomiast wychowywanie w kupie to rozwiązanie pierwotnej wspólnoty, a zatem nic nowego. Instynkty posiadania ludzi??? Panie Rafale, pan cofa się w czasy niewolnictwa:) Nawet w monogamicznym związku należy zachować wolność, niezależność i odrębność bytu, bo to stan naturalny. Geny domagają się ochrony??? Hm, ja myślę, że dzieci domagają się ochrony, opieki, miłości i mądrego wychowania, niezależnie od tego, czyje geny reprezentują. I to wszystkie dzieci! W ten sposób można zbudować szczęśliwe i mądre społeczeństwo. A jeśli chodzi o wierność to w moim słowniku jest to pojęcie podstawowe. Powinniśmy jednak być świadomi faktu, że jesteśmy hipokrytami.

„Kościół z prawdziwego zdarzenia. Bo Jego człowiek potrzebuje tak jak żeglarz latarni morskiej. Ona musi być i świecić, choćby z daleka, żeby się można było według tego światła orientować. Ja wierzę, że Jezus dał Kościołowi, jak to się teologicznie nazywa – depozyt wiary – i ów skarb ma być przechowywany właśnie w tej niezmienionej postaci, bo stanowi on stały punkt odniesienia dla wszystkiego.”

- Co to znaczy Jego człowiek??? Każdy człowiek potrzebuje zasad i wartości, które będą dla niego w życiu latarnią morską i nie widzę powodu, by robić z tego jakieś niezwykłe sacrum. Mówienie o skarbie przypomina mi baśń o Ali-Babie i czterdziestu rozbójnikach. Jakby wystarczyło powiedzieć: ‘Sezamie otwórz się’, a następnie pozbyć czterdziestu rozbójników i mieć do niego stały dostęp. Wiara powinna być indywidualnym wyborem, czy też wytworem wyobraźni każdego człowieka. Tymczasem jest skutkiem autorytatywnego wymuszenia – „ona musi być i świecić (…) w niezmienionej postaci”. Depozyt wiary rozumiem jako nadzieję, której nie należy tracić w życiu i za życia. Nadzieję, że wszystko dobrze się skończy, że należy pogodzić się z losem, panta rhei. I choć wiara w zmartwychwstanie to znacznie więcej niż moja nadzieja, pozostanę przy nadziei:)

***
Cytaty wybrane i skrócone w kolejności chronologicznej:

„(…), ci młodzi, co nasadzają się myślą, że są ‘wykształceni z dużych miast’, to w istocie ludzie wykształceni bardzo świeżo, często metodą wytnij-wklej albo na różnych prywatnych uczelniach, które nie wymagały od nich niczego poza opłaceniem czesnego.

To chyba nie jest żadne odkrycie, że ‘Gazeta Wyborcza’ czy ‘Polityka’ to, mówiąc językiem marketingu, brandy budujące u odbiorcy poczucie wyższości. Czytam, wyznaję, więc jestem inteligentem…

A jeden z kolegów miał prawdziwy skarb – londyńskie wydanie ‘Bitwy o Monte Cassino’ Melchiora Wańkowicza. O Jezu, co to było za uderzenie w łeb! Prawdziwe olśnienie. Z czasem zacząłem też czytać książki z drugiego obiegu, chłonąc wiedzę o tym, co naprawdę Polska przeszła podczas wojny, o Katyniu i tak dalej…

Autentycznie zdziwiłem się, widząc, że na przykład wielu ludzi dostaje od rodziców jakąś pomoc, mieszkania, meble, że jest to uważane za naturalne, coś, co się należy… Ja po ślubie z domu rodzinnego zabrałem jedynie biurko, przy którym pracowałem i na które nikt inny nie reflektował. Wszystko inne w mieszkaniu było od rodziców mojej pierwszej żony, włącznie z samym mieszkaniem. I już wtedy gdybym miał trochę rozumu, powinien mi zadzwonić w głowie alarm, bo w efekcie całe mieszkanie było urządzone przez teściową, wedle jej gustu i uważania, bez żadnej dyskusji.

(…) dzisiaj, by być na topie, trzeba odstawiać dwudziestolatka, (…). Stare zgredy ciągną zza uszu siwe kucyki, ubierają się w dżinsy i za wszelką cenę szpanują przed młodymi opowieściami, jak to przez okno włazili do Kongresowej, by zobaczyć koncert Rolling Stonesów. Jakby nie rozumieli, że dla młodszego pokolenia ci Rolling Stonesi to tak sama prehistoria jak koncerty Miecia Fogga. To podlizywanie się młodym i puszczanie oka, że niby my, starzy, też jesteśmy młodzi, obserwuję na każdym kroku.

(…) ludzie występujący w tej telenoweli życia publicznego, czy to jako celebryci, politycy, czy inne ‘autorytety’ kogoś grają, czasem kogoś z grubsza podobnego do siebie, ale to zawsze ‘wizerunek publiczny’, kreacja.

Ja powtarzam: bohater jest fikcyjny, choć wyposażony w moje przemyślenia, rozterki i obawy, a wydarzenia są prawdziwe, choć niektóre przydarzały się zupełnie komu innemu, a niektóre w ogóle się nie przydarzyły nikomu i nigdy. (…) aktor, który ma zagrać na przykład alkoholika, zamyka się na parę miesięcy na odwyku z autentycznymi tremensami… Amator, debiutant pisze po prostu o sobie, ale zawodowy pisarz musi tworzyć różne postaci; i żeby one były autentyczne, zawsze musi to być jakiś rodzaj ‘ja możliwego’. (…) A w istocie pisarz ma patrzyć, słuchać, rozumieć i w odpowiedniej chwili uruchamiać wyobraźnię. (…) Pisarz może kłamać co do faktów, ale emocje muszą być prawdziwe. Nie ‘słuszne’, nie ‘modne’, nie z jakichkolwiek innych względów w danej chwili pokupne, tylko prawdziwe.

Tworząc te wszystkie postacie, tych dupków, tropiłem takiego dupka w samym sobie. I dopiero teraz, kiedy ukończyłem ‘Zgreda’, mogę powiedzieć, że wreszcie napisałem o jakimś fajnym facecie. O kimś, kto mi się podoba. W tej chwili przyszły wreszcie inne emocje, związane z ojcostwem i udanym małżeństwem.

(…) daleki jestem od czołobitności wobec tego człowieka, w którym pewna szlachetność miesza się z najgorszym makiawelizmem i zaślepiającą pychą, ale też bez wątpienia jest to postać, która może zafascynować. A najbardziej fascynuje jego przemiana. Przecież ten człowiek jeszcze w latach osiemdziesiątych przelicytowywał wszystkich w nieprzejednanej pogardzie i nienawiści do funkcjonariuszy reżimu. Szarpał się z ubekami, ubliżał, pisał kiedyś z więzienia dumny i budzący zachwyt moich rówieśników list do Kiszczaka… Zachowała się anegdota, jak na rok przed Okrągłym Stołem wyrzucił z urodzin Jacka Kuronia, Tomasza Jastruna za to, że ten próbował bronić przed jego pryncypialną krytyką Marcina Króla, którego wtedy Michnik odsądził od czci i wiary, bo poszedł na ugodę z komunistami i zaczął wydawać ‘Res Publikę’. A po paru toastach w Magdalence – taka wolta! I jakże symboliczna dla całego tego środowiska, które się zblatowało i podziałkowało z nomenklaturą.

Chciałem wyjaśnić tę fascynującą zagadkę, o której już wspominałem, ten zwrot, którego dokonała jego formacja, można nawet powiedzieć mocno - tę zdradę, bo przecież jeśli ludzie, którzy zyskali swą pozycję jako rzecznicy pokrzywdzonych, nagle bratają się z tymi, którzy ich krzywdzili i zaczynają wyrażać ich interesy przeciwko tym, którzy ich wynieśli do władzy, to takie słowo jest jak najbardziej zasadne. (…) Natomiast jeśli się wie, że w momencie kiedy Michnik pisał swój słynny list do Kiszczaka, był tak samo szczery jak wówczas, gdy mianował Kiszczaka ‘człowiekiem honoru’ i ściskał się z nim publicznie na procesie morderców z kopalni ‘Wujek’, to pytanie, co tym człowiekiem tak pokierowało, robi się naprawdę męczące. (…) Oczywiście michnikowszczyzna uwielbia wywijać tym jak pałką – nie siedziałeś w więzieniu, to nie masz prawa Michnika krytykować. (…) Być może się w swych diagnozach mylę, każdy się musi z taką możliwością liczyć. Ale kto tak uważa, od tego żądam uczciwej polemiki, a nie okrzyków, że Michnik siedział za mnie w więzieniu albo insynuacji, że go nienawidzę czy się za coś mszczę. (…) artykułował w pewnym momencie zupełnie otwarcie, że warto zapłacić cenę uwłaszczenia nomenklatury, pozostawienia nierozliczonych zbrodni i nierozbitych powiązań komuny i tajnych służb, bo alternatywą jest, mówiąc hasłowo, ‘endecki ciemnogród’. (…) Adam miał rację, wybrał mniejsze zło i w tym właśnie jego wielkość. (…) A w czym ta wielkość, nie wolno ani pytać, ani tłumaczyć. (…) I grzech Michnika polegał na tym, że jako legenda opozycji skutecznie udzielił rozgrzeszenia rozmaitym łobuzom, którzy powinni zniknąć z życia publicznego; wbrew temu, co deklarował, namawiał do amnezji zamiast amnestii. Otworzył drogę do demoralizacji, do unieważnienia racji moralnych na rzecz wulgarnie pojmowanego pragmatyzmu, a więc także do unieważnienia samego siebie, bo skoro zrelatywizował zło komunizmu, to zrelatywizował i swoją pozycję jako bohatera walki z tym rozgrzeszonym złem. Być może myślał, że czerwoni mu się za to odwdzięczą, ale afera Rywina pokazała, co naprawdę oni o nim sądzili. (…) Nie przypominam sobie takiego zdarzenia, aby po zwycięskiej rewolucji jeden z jej głównych ideologów tak jednoznacznie rozgrzeszył upady reżim i wszystkich jego kolaborantów. (…) dawni esbecy dysponujący mafijnymi powiązaniami kontrolują ważne segmenty gospodarki i bezczelnie śmieją się w twarz uczciwym ludziom. A takie ścierwo jak sowiecki generał w polskim mundurze jest jeszcze zapraszane do Pałacu Prezydenckiego i przedstawiane jako patriota.

(…) młodzi Dmowski, Popławski i Balicki. (…) Patrzyli na naród jako na coś, co trzeba zbudować, co właściwie stale trzeba budować, ‘polityzować masy’, jak to pisał Popławski, to znaczy – uświadamiać tym wszystkim ludziom żyjącym w tym języku i kulturze, jakie mają wspólne interesy, do czego potrzebują państwa i polskości. W tej kwestii współczesny Polak jest równie niewyedukowany jak ci ciemni chłopi z Żeromskiego, co obdzierali powstańców. (…) Potrzebujemy Polski, bo tylko ona jest nam w stanie zapewnić bezpieczeństwo, dostatek i ugruntować podstawy wspólnoty. Liczyć, że da nam to ktoś obcy, to skrajna naiwność; (…).

Sukces w biznesie, ogólnie we wszelkiej kreatywności jest ważny, ale wspólnota także jest potrzebna do sukcesu, bo w pojedynkę trudno zrobić coś wielkiego. Powodzenie wprawia w dumę, a ona jest potrzebna do osiągnięcia sukcesu (…). Więc nasz salon, zwalczający polską dumę i tresujący nas w poczuciu wstydu i nieudacznictwa, robi coś i niegodziwego i głupiego.”

- A ja czasami wkurzam samą siebie:))) Natomiast Rafał ujął mnie szczerością swoich biograficznych wypowiedzi. Przy okazji powtórzył wiele sentencji ze swoich książek publicystycznych, ale nie mam mu tego za złe:)

Mówiąc o męskiej postawie wobec świata i narzekając na brak męskich zachowań myślałam, że ma na myśli dżentelmena z żelaznymi zasadami, mędrca o nieprzeciętnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niemcy mieli spełnić rolę lodołamacza torując drogę komunizmowi w Europie. Hm, nie przepadam za analizą strategii wojennych, struktur wojskowych i zróżnicowanych form uzbrojenia. Owszem bawiłam się czasami żołnierzykami, a moim ulubionym serialem byli ‘Czterej pancerni i pies’, ale te żmudne opisy tworzenia i rekonstrukcji jednostek Armii Czerwonej oraz funkcji, jakie miały spełniać, wymęczyły moje oczy, które starały się czytać wnikliwie, choć nie do końca im się to udało:) Mimo wszystko, wiele dowiedziałam się z tej książki i polecam ją tym, którzy interesują się historią drugiej wojny światowej. Poza tym, pomaga zrozumieć zachowanie społeczeństwa byłego Związku Radzieckiego. Co więcej widzę pewną analogię Putina do swojego 'wielkiego' poprzednika.

Cytaty wybrane i skrócone:

„…Zachód z jego imperialistycznymi ludożercami przekształcił się w ognisko ciemnoty i niewolnictwa. Zadanie polega na tym, żeby zburzyć to ognisko ku radości i tryumfowi mas pracujących wszystkich krajów. – J. Stalin, 1918

18 września 1939 roku Kreml uznał w oficjalnej nocie, że winę za wszczęcie wojny ponosi Polska. (…) Po zakończeniu wojny krąg winowajców rozszerzył się. Moskwa oznajmiła, że II wojnę światową rozpętały wszystkie państwa kapitalistyczne.

Po pierwszej wojnie światowej (…). Na rozkaz Stalina wyższa kadra oficerska Reichswehry uzyskała dostęp do radzieckich fabryk zbrojeniowych (…). Stalin nie szczędził środków na odbudowę niemieckiej potęgi militarnej (…). (…) zwieńczeniem tej polityki stał się pakt Ribbentrop-Mołotow, zawarty w sierpniu 1939 roku. (…) Popełniając straszliwe zbrodnie przeciw ludzkości Hitler pozwolił Stalinowi w odpowiedniej chwili ogłosić się wyzwolicielem Europy – i zastąpić brunatne obozy czerwonymi. (…) Marks, Engels, Lenin, Troci, Stalin, wszyscy radzieccy marszałkowie czasu wojny i wielu pierwszoplanowych generałów (…) planowali zawładnąć wyniszczoną przez Hitlera Europą. (…) Hitler dokonał w Polsce straszliwych zbrodni, które nigdy nie zostaną zapomniane. Jednak Stalin, Armia Czerwona i NKWD ponoszą winę nie mniejszą, niż Hitler, Wermacht i Gestapo.

Okrucieństwo akcji pacyfikacyjnej w Kronsztadzie przeszło do historii, zaś eksterminacja chłopstwa w guberni tambowskiej należy do najpotworniejszych kart w dziejach ludzkości.

W 1922 roku utworzono Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. (…) Deklaracja o powstaniu państwa zakładała stopniowe zwiększanie ich liczny, aż Związek obejmie całą planetę.

Niemiecka rewolucja 1923 roku była sterowana przez Kreml (…).

(…) słowa Lwa Trockiego, wypowiedziane w 1936 roku: „Bez Stalina nie byłoby Hitlera, nie byłoby Gestapo! (…) (z 1938 roku) Stalin ostatecznie rozwiązał ręce zarówno Hitlerowi jak jego przeciwnikom i popchnął Europę ku wojnie”.

Stalin potrzebuje w Europie kryzysów, wojen zniszczeń i głodu.. To wszystko może mu dać Hitler. Im większych zbrodni dopuszczą się naziści, tym łatwiej będzie Stalinowi pchnąć na kontynent ‘wyzwoleńczą’ Armię Czerwoną. (…) wypuszczając hitlerowski ‘lodołamacz’ Ne demokratyczną Europę Stalin zawczasu wydał nań wyrok śmierci. Pięć lat przed dojściem NSDAP do władzy w Niemczech planował ich zagładę: „Rozbić faszyzm, obalić kapitalizm, ustanowić Władzę Sowietów, wyzwolić kolonie z niewoli”.

W latach 1929-1933 kolektywizacja i głód, który nastąpił, pochłonęły od dziesięciu do szesnastu milionów ofiar: zabitych, zamęczonych w obozach, zmarłych z głodu. Pojawiały się przypadku kanibalizmu. W tym czasie Stalin sprzedawał za granicę 5 milionów ton zboża rocznie. (…) komunistyczny pokój był bardziej śmiercionośny, niż imperialistyczna wojna! A wszystko to w jednym celu: by zdobyć czołgi i samoloty, przeznaczone do atakowania państw ościennych. Gdy wybuchła wojna cały ten szturmowy arsenał okazał się bezużyteczny.

Armia Czerwona i NKWD dokonywały na zagarniętych terenach straszliwych zbrodni. Radzieckie obozy koncentracyjne wypełnione były żołnierzami i oficerami z wielu krajów Europy.

Niemcy napadły na Polskę, więc uznano, że rozpętały wojnę. Związek Radziecki uczynił to samo i w tym samym miesiącu, a mimo to nie uchodzi za najeźdźcę. Co więcej uważa się, że w latach 1939-1941 nie brał w tej wojnie udziału. (…) działania Armii Czerwonej określa się oficjalnie jako ‘umacnianie bezpieczeństwa zachodnich rubieży’. (…) agresję na sześć ościennych państw – Polskę, Finlandię, Litwę, Estonię i Rumunię – nazywamy ‘umacnianiem bezpieczeństwa granic’ (…).

‘Prawda’ z dnia 30 listopada 1939 roku (…): „(…) a) To nie Niemcy napadły na Francję i Anglię, lecz Francja i Anglia napadły na Niemcy, biorąc na siebie całą odpowiedzialność za obecną wojnę.”

(…) pakt Ribbentrop–Mołotow (…) „Oszukałem go, oszukałem Hitlera!”. (…) Stalin wygrał II wojnę światową – jeszcze zanim Hitler do niej przystąpił.

"Bez nafty nie można prowadzić wojny, kto zaś ma przewagę w dziedzinie nafty, ten ma szanse zwycięstwa w przyszłej wojnie.” – Stalin, 3 grudnia 1927 roku.

Słabym punktem gospodarki Niemiec było wydobycie ropy naftowej, co w jakiejś mierze rekompensowano importem nafty rumuńskiej.

W 1922 roku, po objęciu funkcji sekretarza generalnego partii, Stalin z rozmysłem uchylił się od wszelkich państwowych i rządowych funkcji. (…) Faktycznie kontrolował wszystko, za nic nie ponosząc odpowiedzialności. (…) wszystkie sukcesy były jego zasługą, wszystkie klęski spadały na wrogów, awanturników i oportunistów, którzy wślizgnęli się w partyjne szeregi i wypaczali generalną linię.

W rzeczywistości na zachodzie powstał nie jeden, ale pięć frontów, o których istnieniu nie można było wspomnieć. (…) Oficjalnie utworzono je dopiero w odpowiedzi na napaść Niemiec. (…) każdy z tych frontów zjadał miesięcznie m.in. ok. 60.000 sztuk bydła. Gdyby z atakiem trzeba było czekać do następnego roku, na potrzeby pięciu frontów należałoby zapewnić 8.000.000 sztuk. (…) Nakazawszy utworzyć fronty, Stalin naruszył i bez tego mocno zachwianą równowagę między ponad miarę rozbudowaną armią i wyniszczonym, zrujnowanym rolnictwem. W efekcie stanął przed wyborem: wszystko albo nic. Do roku 1942 czekać nie mógł.

Stalin sądził, że Hitler nie rozpocznie wojny na Wschodzie, zanim nie zakończy jej na Zachodzie. Czekał cierpliwie na ostatni akord wojny niemiecko-brytyjskiej: lądowanie niemieckich korpusów pancernych w Wielkiej Brytanii. (…) Gdyby Stalinowi udało się przekonać Hitlera o swojej neutralności – niemieckie korpusy pancerne bez wątpienia wylądowałyby na Wyspach Brytyjskich. A wtedy… Wtedy powstałaby sytuacja doprawdy niezwykła. Polska, Czechosłowacja, Dania, Norwegia, Belgia, Holandia, Luksemburg, Jugosławia, Francja, Grecja, Albania nie mają już ani własnych wojsk, ani rządów ani parlamentów, ani partii politycznych. Miliony ludzi zagoniono do obozów koncentracyjnych. Cała Europa czeka na wyzwolenie. A na kontynencie europejskim pozostały zaledwie: pułk osobistej ochrony Hitlera, strażnicy hitlerowskich obozów koncentracyjnych, niemieckie jednostki zaplecza, uczelnie wojskowe i … pięć radzieckich korpusów powietrznodesantowych; dziesiątki tysięcy czołgów szybkich przystosowanych do działań na autostradach, dziesiątki tysięcy samolotów; piloci szkoleni nie do walk w powietrzu, tylko do niszczenia celów naziemnych; dywizje i całe armie NKWD; całe armie sformowane z samych radzieckich zeków; potężne formacje szybowców desantowych (utworzone do szybkich i zmasowanych przerzutów wojsk na terytorium nieprzyjaciela); dywizje górskie wyszkolone do błyskawicznego opanowywania przełęczy górskich, przez które biegną rurociągi z ropą naftową. Czy można wymarzyć równie sprzyjające warunki do „wyzwolenia” Europy? A przecież taka sytuacja nie powstała z niczego. Była efektem wieloletnich, żmudnych i konsekwentnych działań Stalina, który z najdrobniejszych elementów składał ją, jak najdelikatniejszą mozaikę.

„Hitlerowscy przywódcy zadali wyprzedzające uderzenie dosłownie dwa tygodnie przed planowaną akcją naszych wojsk”. (S. Iwanow)

Jak daleko posunąłby się radziecki krokodyl, gdyby nie okrutny cios zadany mu 22 czerwca?

Istnieje bowiem wystarczająco wiele dowodów na to, że rozpoczęcie radzieckiej operacji ‘Burza’ miało nastąpić 6 lipca 1941 roku.

Komisarze wyciągają z nich po kilku żołnierzy, zawożą do Oświęcimia i pokazują wszystko:
- Sami popatrzcie – powiadają – i kolegom opowiedzcie! Samochodami wydziału politycznego żołnierze doganiają swoje bataliony, opowiadają co widzieli:
- No i jak tam koleś w Oświęcimiu?
- Nic ciekawego – wzrusza ramionami żołnierz w czarnej kurtce. – Całkiem jak u nas, tylko klimat lepszy. (prawdopodobnie zek)

Radzieccy komuniści otwarcie proklamowali swój cel: wyzwolić świat, a Europę – w pierwszej kolejności.”

Niemcy mieli spełnić rolę lodołamacza torując drogę komunizmowi w Europie. Hm, nie przepadam za analizą strategii wojennych, struktur wojskowych i zróżnicowanych form uzbrojenia. Owszem bawiłam się czasami żołnierzykami, a moim ulubionym serialem byli ‘Czterej pancerni i pies’, ale te żmudne opisy tworzenia i rekonstrukcji jednostek Armii Czerwonej oraz funkcji, jakie miały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedyś ktoś polecił mi "Wyspy zaczarowane". I co? I nic:) Przeczytałam je dopiero teraz i gorąco polecam, jeśli nie czytaliście wcześniej. Autor uwodzi słowem i przenosi wyobraźnię w świat historii, sztuki, piękna i tajemnicy:)

"Italia, krzycząca tysiącami płócien i stronic, rozmalowana tłumem zdyszanych pędzli i piór, znana jak alfabet i pacierz - jakże mi była nieznana. Z każdym dniem, z każdym upływającym zmierzchem, w słońcach wybielających marmurowe kolumny, w cieniu zaułków i w płaczu odpływającej fali tyrreńskiej, jawiła sie archipelagiem wciąż zagadkowym, na kształt kochanki coraz bliższej, a tajemniczej i nie spoufalonej nigdy."

Kiedyś ktoś polecił mi "Wyspy zaczarowane". I co? I nic:) Przeczytałam je dopiero teraz i gorąco polecam, jeśli nie czytaliście wcześniej. Autor uwodzi słowem i przenosi wyobraźnię w świat historii, sztuki, piękna i tajemnicy:)

"Italia, krzycząca tysiącami płócien i stronic, rozmalowana tłumem zdyszanych pędzli i piór, znana jak alfabet i pacierz - jakże mi była nieznana....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hm, i znowu ośmielę się skrytykować wybitne dzieło. Trudno – takie jest moje zdanie. Otóż, jeżeli zamierzeniem autora było przedstawienie dylematu związanego z wyborem mniejszego zła, to zrobił to, moim zdaniem, nieudolnie. Filozoficzna dysputa o moralności i etyce odbywa się na dość niskim, zdominowanym przez męską mentalność, poziomie. Ma miejsce podważanie pojęć oczywistych i nienaturalne dialogi w języku bardziej współczesnym, niż z epoki. Wypowiedzi uczestników spotkania są niekiedy tak logiczne i rzeczowe, jakby je sobie wcześniej przygotowali, mimo, iż - poza dwiema postaciami, nie znali przedmiotu dyskusji. ‘Filozof’ – jasnowidz, bywa wręcz niedorzeczny ze swoją znajomością historii przyszłej, choć to ewidentny dysonans. Jego przeciągające się wywody wobec sytuacji, która wymaga szybkiego działania, wydają się wręcz paradoksalne. Podobnie jak alternatywne rozwiązanie, uznane przez słaby charakter hrabiego za jedyne możliwe. Stąd też zapewne zaproszenie tak wielu arbitrów z pominięciem kryterium zaufania. O ile niektóre postacie wydają się być wiarygodne, to cała sztuka już nie, chociaż początkowo przywołała mi na myśl „Niemców” Kruczkowskiego.

***

Cytaty wybrane, czasami skrócone, w porządku chronologicznym z komentarzem:

„- Mówi pan o straszeniu bądź szantażowaniu ludzi bezbronnych, ludzi całkowicie zdanych na pańską łaskę, panie Muller! – Niekoniecznie, drogi hrabio. Mówię również o dawaniu wyboru ludziom przynajmniej częściowo zdanym na samych siebie. O udowadnianiu tym ludziom, że wstręt, jaki czują wobec kata, jest niesprawiedliwy, bo sami mało się od katów różnią, są zdolni do identycznych bestialstw, do popełniania haniebnych czynów… (…) ofiary i oprawcy są takimi samymi skurwysynami, różnice są żadne!

Metody się różnią, zależnie od osobników i od warunków; wbrew pozorom szantaż i straszenie nie są moimi faworytami. Wolę, na przykład, okrucieństwo dawania wyboru.(…) Bezlitosnego (…). Okrutnego, perfidnego, morderczego (…).”

- Ciekawi mnie tylko, czy w tych słowach nie kryją się poglądy, badź wątpliwości samego autora:)

„Lecz na tym właśnie polega istota wiary – na negacji wszelkich argumentów przeciw istnieniu Boga. Wiara jest marzeniem, a więc czymś piękniejszym i doskonalszym od siły rozumu. Kwestią serca.

(…) w demokracji głosy ludzi wykształconych, ludzi rozsądnych i ludzi uczciwych liczą się tak samo jak głosy analfabetów, łotrów i prostytutek. A ponieważ w każdym państwie jest więcej głupków, szubrawców i kobiet źle się prowadzących niż ludzi rozumnych i prawych – to trzeba przyznać, że demokracja nie jest bezbłędna jeśli patrzeć na nią od strony wyborczych urn. (…) gdzie światła większość przesądza, a mniejszość… - Mniejszość ciemna? (…) … a mniejszość musi się podporządkować temu wyborowi.”

- No cóż, jestem za demokracją, choć uważam, że musi opierać się na świadomej i odpowiedzialnej praworządności, a zatem wymaga społeczeństwa wykształconego, w którym ludzie dążą do rozumienia zjawisk i procesów – do samorozwoju. Demokracja nie może bazować na instytucjach i strachu przed sankcjami.

„- Tak, moim zdaniem ten, kto szuka sprawiedliwości, jest szalony, gdyż sprawiedliwość nie istnieje, przyjacielu. Istnieje tylko ustawa, lecz nie istnieje jako rzeczywistość. (…) Wszelkie kodeksy, jako pisma święte sprawiedliwości, muszą przegrywać z prostych powodów; zbyt wielu rzeczy nie da się zwarzyć, czyli rozsądzić sprawiedliwie. Względność wszystkiego, choćby względność piękna lub prawdy, tyczy i sprawiedliwości, a gdy sprawiedliwość jest względna – to jak może być konstrukcją idealną? (…) względność wszystkiego jest według mnie całkiem oczywista, etyki i sprawiedliwości nie wyłączając, proszę panów.”

- Hm, dla mnie względność wszystkiego nie jest taka oczywista, tylko czasami wymaga salomonowej mądrości, by sprawiedliwości, czy prawdzie stało się zadość. A ‘piękno po to jest, by zachwycało’:)))

„Płatne dziwki są najtańszymi samicami globu. (…) Jak by tego nie lubiły, to by tego nie robiły. (…) Kobieta nie potrzebuje miłości, kobieta potrzebuje spermy, to wszystko. (…) Biologia ma pańskie sentymenty gdzieś – nie jesteśmy stworzeniu do szczęścia, tylko do rozmnażania. Ale ponieważ rozmnażanie to duży ból i duży kłopot – rodzenie, karmienie, niańczenie, edukowanie et cetera – natura musiała znaleźć jakąś sztuczkę zmuszającą do prokreacji, inaczej nikt nie chciałby się skazywać na tę drogę cierniową. I wymyśliła miłość, a precyzyjniej: orgazm i prowadzące ku niemu pożądanie, które ludzie naiwnie zwą uczuciem miłosnym. Tyczy to mężczyzn i kobiet w identycznym stopniu (…).

Tymczasem zawsze facet z wielkim sercem jest przez nie odtrącany na rzecz faceta z wielkim fiutem, choćby ten był zawodowym mordercą czy ludożercą... (…) … Kleją się do największych bydlaków i wybaczają im każdą nikczemność, pod warunkiem, że są przez nich dopchnięte jak trzeba. I to wszystko, co można rzec o kobiecej wrażliwości, (…). Baby kłamią - (…).

Biskupa Maksimusa z Turynu, świętego Tomasza z Akwinu i Tertuliana! Każdy z tych świętych ojców akceptował zdanie poganina Hezjoda, iż „Kobieta jest plagą, z jaką mężczyźni muszą żyć, jest straszliwą pokusą o mózgu suki i o naturze złodziejskiej.”

- Kolejny raz nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pan Łysiak ma kompleksy związane z płcią piękną, a nawet syndrom odrzucenia. To co pisze nie jest odkrywcze, czy bulwersujące, ale szowinistycznie żenujące. Oczywiście wygodnie wkładać takie słowa w usta kreowanej postaci, ale obawiam się, że pisarz niewiele wie o kobietach, a o miłości jeszcze mniej i to jest naprawdę przykre – współczuję.

Hm, i znowu ośmielę się skrytykować wybitne dzieło. Trudno – takie jest moje zdanie. Otóż, jeżeli zamierzeniem autora było przedstawienie dylematu związanego z wyborem mniejszego zła, to zrobił to, moim zdaniem, nieudolnie. Filozoficzna dysputa o moralności i etyce odbywa się na dość niskim, zdominowanym przez męską mentalność, poziomie. Ma miejsce podważanie pojęć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hm, być może jego nazwisko obiło mi się o uszy na lekcjach teorii podczas pięciu lat floretu, ale nie na tyle, by zapamiętać, a przecież na to zasługiwał. Postawa, która budzi szacunek i uznanie, niezwykle silna i prawa osobowość, doskonała pamięć, opanowanie, koncentracja, refleks i forma sportowa. Szkoda, że nie ma go już wśród nas.

Przeczytanie tej książki dedykuję Jego Ekscelencji Aleksandrowi Kwaśniewskiemu z Małżonką, której wyuczone maniery, proszę wybaczyć tak mocną krytykę, budzą politowanie i śmiech. Maniery są bowiem manifestacją klasy, a ta idzie w parze z zasadami i wartościami, których, mogę się oczywiście mylić, brakowało Państwu Kwaśniewskim od zarania. Osiągnąć sukces, zrobić karierę za wszelką cenę – to była ich dewiza. A potem zaszczyty i ‘drobne’ wpadki jak kłamstwo pana prezydenta w sprawie posiadania wyższego wykształcenia oraz stan upojenia alkoholowego podczas państwowych uroczystości. Po czym, pani prezydentowa udziela rad społeczeństwu w kwestii manier, dobrego smaku i zachowania. Żenada!

Panie Jerzy, Pana sukcesy dyskredytują tylko Ci, którzy panu do pięt nie dorastają właśnie z powodu świadomości tego faktu – zupełnie jak w powieści Wiktora Hugo: „Nędznicy”.

Cytaty wybrane chronologicznie, niektóre skrócone:

„(…) wyszedłem – dopiero co - z więzienia, gdyż Polska miała stać się wolna. I tych fachowców od mówienia, że się popiera, kiedy się nie popiera – miało już nie być. I jeszcze paru innych służb, znanych ze swoich metod – miało nie być.

(…) przechrzczeni na socjaldemokrację towarzysze, jak np. kapitan Bagłajewski z „Legii”, czy lepiej jeszcze znany w środowiskach sportowych – Kwaśniewski. Także w różnych dziwnych środowiskach postsolidarnościowych jest zdumiewająco dużo takich, co to – jak w piosence u Jana Kaczmarka – mówią: „Nie wszystko było złe, nie wszystko”. Oni też twierdzą, że to nie była po prostu imperialna okupacja, że naród przecież różne rzeczy popierał, że odbudowa, że uprzemysłowienie, że wielu wierzyło. Więc to jest zawracanie głowy.

PRL nie był więc nigdy własnym państwem Polaków. Cokolwiek by dziś mówiła owa z przeproszeniem socjaldemokracja i jej deklarujący się ostatnio z sympatiami ew. koalicjanci z tzw. postępowego nurtu – partia, której SLD jest spadkobiercą, nigdy nie miała legitymacji społecznej.

(…) GRU i KGB (…) ich delegatury na obszar Priwisljanskowo Kraja, przez grzeczność zwane MSW, SB, czy Informacja Wojskowa, znany Drugi Zarząd.

Wspaniały cmentarz, jeden z najpiękniejszych w Europie – po chamsku rusyfikowany czy raczej radziecko-ukrainizowany. Między polskie groby naszych znakomitości: Konopnickiej, Grottgera, polskich hrabiów, utknięte – wepchane wręcz na ścieżki – panoszą się coraz gęściej betonowe mogiły – bunkry, z gwiazdami i nazwiskami wypisanymi słuszną cyrylicą. O cmentarzu Orląt (Lwowskich) nikt oczywiście nie słyszał.

Pierwsze – i może najważniejsze – wykształcenie polityczne odbiera się w domu, w rodzinie, jeszcze w dzieciństwie. To dzieje się samo przez się, mimochodem, całkowicie nieświadomie. Ale to, co się wtedy wchłonęło – jeszcze przez długie, długie lata jest, być może, decydujące.

- Ja sam, jak panu mówiłem, byłem takim oficerem armii polskiej, który – jak tysiące innych – przeszedł przez Sowiety, zesłanie i wydostał się stamtąd właśnie dzięki armii Andersa. Nie może mi pan powiedzieć, że ja sam nie znam tego systemu i jego zbrodni. Znam. Ale dzięki temu, że znalazłem się tutaj, zrozumiałem, że to jednak nie może trwać wiecznie, że to się musi zawalić.

To w obliczu śmierci ma się czasem taką iluminację. Widzi się wszystko jasno i wyraźnie. Tak, jakby cały los stawał się w jednym momencie przezroczysty, przyszłość całkowicie jasna na lata naprzód. Wtedy się wie, co będzie. Potem w życiu to wszystko toczy się znacznie wolniej, z różnymi jeszcze wahnięciami i zakrętami fabuły. Ale istota decydujących o losie wydarzeń pozostaje ta sama; ta, którą się przeczuło.

Ktoś z naukowców zajmujących się medycyną sportową powinien zbadać taką zależność, np. między liczbą zamachów na życie danego człowieka, a ilością zdobywanych medali.

Ciężko to przeżywam, mam nawet coś w rodzaju depresji. Sprawa odporności psychicznej – takie przygnębiające poczucie, że już nerwy nie te, serce nie to. Serce to też w rzeczywistości przede wszystkim nerwy, ale jak to sobie samemu wytłumaczyć? Sam siebie nie poznaję, jakbym zatracił duszę fajtera. Pozwalam przygnębieniu panować nad sobą, w rezultacie robię głupstwa. Nie myślę do przodu, nie robię tego, co powinienem.

Należy pokazywać, jak fakty były preparowane, świadkowie szantażowani i zastraszani, zeznania fałszowane, wywożone z sądu, podmieniane w trakcie procesu.

Ale jednocześnie jest we mnie jakaś ogromna niechęć. Opór przed tym wszystkim. Przed wdawaniem się w jakikolwiek spór z tym ubeckim wymiarem sprawiedliwości. Bo to byłoby tak, jakbym – podejmując taki spór – trochę ich uznawał. Uznawał ich za państwo, za system prawny, za jakąś prawie legalną strukturę. A ja ich – w każdym razie od czasu, gdy jako tako dorosłem – uważałem za bandę. Za najemnych funkcjonariuszy obcego państwa, wysługujących się imperium, które zniewoliło nasz naród. Za kolaborantów w służbie najeźdźców.

I nadal bywa tak, że ci, co sądzili dawniej, sądzą i dzisiaj. Ba, nadal podtrzymują wyroki, wydawane w imieniu PRL, przeciw tym, co ośmielili się czynnie walczyć z komunizmem.

(…) tamten sejm – sto kilkadziesiąt lat temu! – podjął ustawę, stwierdzającą prawną nieważność przysięgi na wierność carowi i Rosji, i zwalniającą tych, co tę przysięgę złamali, od wszelkiej odpowiedzialności prawnej czy moralnej. Naszemu sejmowi jakoś nie spieszy się do takiej ustawy. Widocznie mamy inne czasy.

Prawie roczny pobyt w więzieniu śledczym na Rakowieckiej, konfidenci, z którymi mnie – oczywiście! – umieszczono i którzy mieli mnie ‘rozpracowywać’, nie kończące się przesłuchania i powtarzające się próby złamania mnie. To pewnie też warte jest opisania. A jest i dziś wielu ludzi, którzy gotowi są na wiele, żebym tylko tego nie zrobił.

(…) dyspozycyjni w spełnianiu poleceń SB i WSW ówcześni dziennikarze. Oni także niejednokrotnie przetrwali do dziś, to też zawodowcy. Fachowcy pióra. Więksi i mniejsi, ci, którzy – gdy już generałowie dali sygnał, że można – rozpoczęli kampanię zohydzania i opluwania według najlepszych sowieckich wzorów. (…) Piszcie, że miał wille, restauracje, domy, warsztaty samochodowe! Baseny, korty tenisowe! Oczywiście – że miał konta na Zachodzie! Im więcej, tym lepiej. Niech ludzie czytają, niech wiedzą, że on miał – a oni nie! Znienawidzą go za to!

Toteż koniecznie trzeba mi było przyszyć coś bardziej hańbiącego (…). Pawłowski jest agentem żydowskim! (…) pozostawał na usługach izraelskiego Mosadu, sprzedał się (za szekle?) międzynarodowemu syjonizmowi!

Reżyserował to wszystko – czy może, dokładniej mówiąc, realizował to sądowo – znany z innych procesów sędzia pułkownik Dudzik.

Nietrudno dziś zauważyć, że ta była ubecja czuje się znów znacznie pewniej, niż ktokolwiek mógłby jeszcze niedawno przypuścić. W znacznej większości przetrwała, a nawet tu i ówdzie umocniła stare więzy. Ubeckie firmy wydawnicze (i nie tylko!) prosperują. I to ci, co się narazili ubecji, teraz muszą uważać: to nie ubecy, ale ich przeciwnicy są teraz w defensywie. Byli resortowi fachowcy od pióra, ubeccy autorzy – przeżywają okres prosperity. Mamy demokrację i wydać można wszystko, co kto chce, a pierwszym rezultatem jest prawdziwy zalew publikacji podłych i wręcz nikczemnych. To prawdziwy okres żerowania dla dziennikarskich ścierwników.

Okazuje się jednak, że dopiero teraz, po odzyskaniu niepodległości, także gromadzone przez lata materiały to prawdziwa żyła złota. Fundament wielu karier wielu ubeckich piór.

(…) rządowa kantyna (…) można tam było kupić dosłownie wszystko i to za cenę specjalną dla uprzywilejowanych. Mniej więcej za ćwierć ceny rynkowej. (…) Kiedy jakiś czas potem Rakowski pokazywał w TV, że on też ma kartki, to pomyślałem, że czymś ciężkim rzucę w ekran!

Niemiecka granica sowieckiego imperium.

Realny socjalizm, czyli rządy mafii. I prawa mafii. Zrakowaciała tajna policja systemu, który już w niczym nie odbiega od współczesnego systemu zbrodni zorganizowanej, znanego z tylu krajów. Mafia jak wszystkie inne, z tą tylko różnicą, że tu mafia jest także i władzą. A policja polityczna jest zbrojnym ramieniem. Tą siłą, która – jak wszędzie – zastrasza i wykonuje egzekucje. Po to, żeby ludzie się bali. Bo żeby mafia istniała, ludzie muszą się bać.

Relegowania mnie ze sportu podjął się mój były kolega, Ryszard Parolski, szczęśliwie akurat aktualny prezes PZS w resorcie towarzysza Kwaśniewskiego.

Niech pan to sobie zapamięta, panie Pawłowski. Póki my jesteśmy, nie będzie miał pan minuty spokoju. W naszej Polsce Ludowej.

Agenci imperium, komuniści, ubecy, kolaboranci.

Nie jestem politykiem. Nie mam zamiaru spierać się na temat modelu przejścia z ustroju do ustroju. Nie zależy mi na tym, żeby karać, choć – jeśli ma to być sprawiedliwa Rzeczpospolita – powinniśmy chyba przynajmniej osądzić. Choćby tylko ze względów wychowawczych. Oglądanie – także w publicznych środkach przekazu – najbardziej do niedawna znienawidzonych, a obecnie prosperujących kolaborantów, to nie jest sposób na młodzieży chowanie.

Agentura imperium nie znikła przecież z dnia na dzień. Nie przestają tak łatwo istnieć długoletnie uzależnienia, związki personalne, nawyki. Nie przestali istnieć – także w Polsce już Niepodległej – agenci KGB, GRU i innych podobnych formacji.

Co innego wspaniałomyślność i rozumna rezygnacja z zemsty, a co innego utrzymywanie nietkniętych całych struktur i sposobów myślenia. Utrzymywanie systemu prawnego, w którym powstańcy od Kościuszki po podchorążych są wciąż formalnie winni zdrady wobec Polski!, a za to np. liczni renciści grupy specjalnej – byli pracownicy i współpracownicy NKWD, tej samej, która mordowała Polaków w Katyniu i Miednoje – otrzymują od Niepodległej Rzeczpospolitej emerytury dla zasłużonych. (…) A ci, co odważyli się na wystąpienie przeciw antynarodowemu systemowi, rządzącemu Polską z obcego nadania – wiele znamy takich spraw – wciąż nie tylko nie są z mocy prawa uznani za patriotów, ale nawet mogą się słusznie obawiać zemsty tych, co przetrwali i osadzili się już w nowych czasach.

Jak to jest, że np. tymi aktami zarządzają nadal ci sami, co przedtem. I robią to, co przedtem. (…) To całe zwałowiska nikczemnej broni, bardziej trującej niż niszczona obecnie na świecie broń chemiczna.”

1994

Hm, być może jego nazwisko obiło mi się o uszy na lekcjach teorii podczas pięciu lat floretu, ale nie na tyle, by zapamiętać, a przecież na to zasługiwał. Postawa, która budzi szacunek i uznanie, niezwykle silna i prawa osobowość, doskonała pamięć, opanowanie, koncentracja, refleks i forma sportowa. Szkoda, że nie ma go już wśród nas.

Przeczytanie tej książki dedykuję Jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po „Fasoli” „Certyfikat” wydawał mi się ciekawy, zwłaszcza, że przeczytawszy pierwsze opisy życia w wielkim mieście liczyłam na klimat Warszawy dwudziestolecia międzywojennego. Tymczasem przygnębił mnie realizm świata biedy i beznadziejnej bezradności, jakby nie było innego wyjścia, tylko iść na dno z całą żydowską społecznością. Nie przekonał mnie również salon polskich pisarzy. Główny bohater użala się nad sobą w absurdalnych okolicznościach, opartych w części na prawdziwej historii. Obawiam się jednak, że jego mentalność jest dość autentyczna i to nie tylko na tamte czasy. No cóż, przyznam, że mi się nie podoba.

„Spinoza: Bóg jest pozbawiony emocji, nic nie wie o współczuciu i działa zgodnie z odwiecznymi prawami. Modlić się do Niego to tak, jak modlić się do wulkanu, wodospadu, czy skały.”

Zastanawia mnie zawsze, że ludzie szukają w Bogu wytłumaczenia wszystkich swoich bolączek, a nie widzą ich w sobie.

„Przede wszystkim jednak masy potrzebują chleba, a żeby go dostać, muszą mieć władzę. Jeżeli nie ma się władzy, traci się chleb. Dopiero gdy masy zdobędą władzę, będą miały czas zastanawiać się, co było pierwsze – jajko czy kura.”

Rewolucyjna bzdura, która doprowadziła porządek świata na skraj przepaści. Chleb trzeba sobie upiec, a nie ściągać z pańskiego stołu. Żeby sięgać po władzę, należy najpierw otworzyć sieć piekarni i zdobyć wiedzę. Władza bez zasad i wartości prowadzi bowiem do ruiny, bez względu na to, co było pierwsze.

Po „Fasoli” „Certyfikat” wydawał mi się ciekawy, zwłaszcza, że przeczytawszy pierwsze opisy życia w wielkim mieście liczyłam na klimat Warszawy dwudziestolecia międzywojennego. Tymczasem przygnębił mnie realizm świata biedy i beznadziejnej bezradności, jakby nie było innego wyjścia, tylko iść na dno z całą żydowską społecznością. Nie przekonał mnie również salon polskich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie chciałam jej czytać, bo nudziła mnie już na samym początku, ale ciocia przekonała, że warto. Hm, do tego typu nudy, przyznam, można się przyzwyczaić, ale po następną pozycję tego autora nie sięgnę, bo to pisarstwo bez polotu, w mentalności robotniczo-chłopskiej. Nie dziwi mnie zatem fakt, że kobieta traktowana i opisywana jest zazwyczaj przedmiotowo. I z tego punktu widzenia przedstawione są realia komunizmu, który wydaje się być całkiem znośny i do zaakceptowania. O ile niewątpliwą sztuką jest prowadzenie monologu na czterystu stronach książki, o tyle pisanie o wszystkim i o niczym, moim zdaniem, już nie, chociaż ciocia uważa inaczej:) Na uwagę zasługują ‘złote myśli’ bohatera, które snuje jak wiejski filozof:))):

„Ile to razy nawstawaliśmy się, namyli, naubierali i po co?
Samego siebie można zapomnieć

(…) nawet, o te kilka lat ktoś starszy wydaje się omal stary. Potem to się zmienia, lata do lat się zbliżają, a im bliżej śmierci, wszystko się wyrównuje. Zwłaszcza, że nie według lat śmierć nas sobie wybiera.

O, piaskownica, to już świat, niech mi pan wierzy. Parę metrów na parę, a świat, ludzkość, przyszłe wojny. Buzie miłę, rumiane, wydawałoby się, niewinne, a już mógłby pan wskazać, które by które w piasku zagrzebało, a które by się przed którym w tym piasku schowało. Któremu tej piaskownicy będzie kiedyś za mało, a które się w niej kiedyś zgubi.

Wszystkim się wydaje, że taka świnia to aby na rzeź. A czym my się tak znów od niej różnimy? Mądrzejsi jesteśmy? Lepsi? Nie mówiąc, że zwierzęta mają takie samo prawo do świata, skoro na nim są. Świat i do nich należy. Noe na swoją arkę wziął nie samych ludzi. (pewnie do towarzystwa:)))

(…) on znajdował kupca. Zdąży wejść w obejście, a Zuzia właśnie leżała przed domem, dźwignęła się, podeszła do niego, ryj uniosła i tak przez chwilę patrzyli na siebie. Po czym u nóg mu się położyła. (…) - Wy mnie tu do świni, a czy ona świnia, to ja nie wiem. Co ona jest, ja tak samo nie wiem. Z wyglądu może ona i świnia, ale ja nie wiem. Oj, nie wiem.

A czy człowiek może być pewny, gdzie i kiedy jest na tym świecie? Mówi pan, zawsze teraz i tu. Tylko że to nic nie znaczy. Można by powiedzieć, teraz nie ma granic, podobnie jak tu jest gdziekolwiek. Według mnie każdy świat jest przeszły. Teraz, tu to tylko słowa, jedno, drugie, bezcielesne, jak te wszystkie, o których mówiliśmy. Teraz to nie umiałbym panu nawet powiedzieć, jaki ten świat jest. I czy w ogóle jest. Czy może tylko wyobrażamy sobie, że jest.

A gdyby pan tak wstał przed słonkiem, kiedy ptaki się budzą. Czy zaciągnąłby się pan tak rankiem tutejszym powietrzem. Poczułby pan, jak się w panu płuca otwierają i co t jest powietrze. Gdzie indziej często nie wie się, że się oddycha i czym. Gdyby się tak nad tym zastanowić, może w ogóle nie chciałoby się oddychać. O grzybach, jagodach, poziomkach, żurawinach już panu mówiłem. Ale najlepiej tak w las pójść i niczego nie zbierać, o niczym nie myśleć. Pan i las.

Dlatego nie wiem, jak pan mnie znalazł, skoro ja sam nie potrafię. To prawda, że znaleźć siebie to nieprosta sprawa. Kto wie, czy nie najtrudniejsza ze wszystkich spraw, jakie człowiek ma do załatwienia na tym świecie.

A nie ma się co tak do starości spieszyć, nawet w takich czasach. Sama przyjdzie. Ho, ho, na skrzydłach przyleci. Spodziewa się jej człowiek, a mimo to czuje się zaskoczony. Nie ma w człowieku zgody na starość. Pan młody, nie musi pan jeszcze rozumieć, jak starość uwiera. Sam siebie człowiek najbardziej uwiera.

- A czy życie, żeby tak powiedzieć, to nie rzecz gustu? (..)
- Jednym się podoba i chętnie żyją, a drudzy muszą.

Miałem poczucie, jakbym się rozdwajał w sobie na tego, który wie, że to on, i tego, który nie doznaje żadnej z sobą bliskości. Na tego, dajmy na to, który wie, że umrze, i tego, który nie dopuszcza myśli, że to on, tylko jakby ktoś drugi miał umrzeć za niego. I nigdy nie udaje mi się choćby na tyle być razem, aby przynajmniej w jedności sobie współczuć.

Co tu zresztą można mieć na sumieniu, sam pan widzi. O, jest, co jest. Tylko że, niestety, to od nich zależy, czy mam pan coś na sumieniu. Sumienie też upaństwowili.

A może pan nie chce być młody? W takim razie kiedy pan będzie? W pańskim wieku to jedyna szansa, żeby być młodym. Dużo tej młodości tak znów nie ma jak na ludzkie życie. Zwłaszcza gdy się to życie ciągnie i ciągnie. Odłożyć też się nie da jej na potem.

Inna sprawa, że i dam już nie ma. Odleciały czy powymierały. Żeby tak powiedzieć, nie dobry czas i na damy. Idzie pan ulicą, to pan widzi, co się i z ulicą stało. Boki panu obijają, depczą niemal po panu, a nikt nawet nie przeprosi. (…) Czy pan zauważył, jak świat zbrzydł? Cóż z tego, że jest?

Zawsze mnie pociągała uroda, nie samo istnienie świata.

(…) przeznaczenie to nic innego jak właśnie wyjątkowo złośliwy przypadek, od którego nie ma już odwrotu.

Co prawda, z młodymi twarzami najtrudniej zazwyczaj. Jako że młoda twarz niejako z natury jest jeszcze nieustana. Coś w niej ciągle przepływa, odpływa, jaśnieje, przygasa. Już się człowiekowi wydaje, że zdołał w niej coś trwałego uchwycić, a tu nagle umyka mu, ginie, zapada się, widzi pan przed sobą wciąż inną twarz. (…) Te lekko zaznaczone rysy, które nie chcą chociażby na tyle zakrzepnąć, aby dało się w nich uchwycić ten daleki, daleki jeszcze cień śmierci. Bo właśnie śmierć jest najdokładniejszą młodości miarą, starość nie potrzebuje już żadnej miary. Młodość, żeby tak powiedzieć, to stan nieważkości, jedyny w całym życiu. Czym więc można by go mierzyć, jeśli nie śmiercią. Nie ma innej miary, jako że człowiek nie musi być nawet świadom, że jest młody.

Świadomość, co prawda, zawsze przychodzi poniewczasie, niezależnie od wieku. Na tym polega nasz ludzki los, że zawsze poniewczasie. Zawsze już po wszystkim. Bo też świadomość jest naszym losem, nie życie. (…)

Zycie jest tym, co toczy się bez związku, bez celu, dzień za dniem, najczęściej z woli przypadku, jako że skoro jesteśmy, musimy być. Los natomiast ustanowił człowiek jako rodzaj uznania dla życia. I jedynie ten krótki czas młodości uzmysławia nam, jak mogłaby wyglądać szczęśliwa wieczność.

Jedyne miejsce człowieka jest tylko w nim. Niezależnie, czy jesteśmy tu, gdzie indziej czy gdziekolwiek. Teraz czy kiedykolwiek. Wszystko, co na zewnątrz, to jedynie złudzenia, okoliczności, przypadki, pomyłki. Człowiek jest sam da siebie zwłaszcza tym ostatnim miejscem. (…) To prawda, że całe życie musimy udawać, żeby żyć. Nie ma chwili, żebyśmy nie udawali. I nawet sami przed sobą udajemy. W końcu jednak przychodzi taka chwila, że nie chce nam się dłużej udawać. Stajemy się sami sobą zmęczeni. Nie światem, nie ludźmi, sami sobą.

Powiem więcej, według mnie, stworzeni jesteśmy przez pamięć. Nie tylko my, świat w ogóle. Toteż tak długo powinniśmy żyć, na ile pamięć nam pozwala. Nie dłużej.”

Hm, nie powiem, ‘optymistyczny’ akcent na koniec:)))

Nie chciałam jej czytać, bo nudziła mnie już na samym początku, ale ciocia przekonała, że warto. Hm, do tego typu nudy, przyznam, można się przyzwyczaić, ale po następną pozycję tego autora nie sięgnę, bo to pisarstwo bez polotu, w mentalności robotniczo-chłopskiej. Nie dziwi mnie zatem fakt, że kobieta traktowana i opisywana jest zazwyczaj przedmiotowo. I z tego punktu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na wstępie przyznam się, że przeczytałam jedynie pięć fragmentów, które zamieściła autorka na fb, jako najbardziej przekonywujące, rozumiem. Dlatego odniosę się tylko do kwestii, z którymi się nie zgadzam.

Z jednej strony pisze, że w połowie nie mamy najmniejszej kontroli nad naszymi myślami, a z drugiej, że można to zmienić przekuwając fałszywe kody zapisane w podświadomości, a więc to, czego nas błędnie nauczono, na prawdziwe. Hm, dlatego właśnie myślę, że mamy pełną kontrolę nad tym, co myślimy, tylko brak nam odwagi i chęci, by drążyć niewygodne tematy, czy też po prostu bywamy bezmyślni. Poza tym, "to trzeba umieć, na tym trzeba się rozumieć…" - myślenie mam na myśli:))) No cóż, być może nie każdy potrafi:( A to przekuwanie kodów to nic innego jak obserwacja, ocena i uczenie się rzeczywistości, połączone z weryfikacją tego, czego nas uczono. Jeżeli kogoś uczono samych złych rzeczy, to wcale nie oznacza, że inaczej nie będzie potrafił żyć. Niewątpliwie pomocna może okazać się tutaj inteligencja, czy zdrowy rozsądek. Jeżeli tego komuś brakuje, to istotnie problem, ale nie kodów w podświadomości, tylko raczej genetycznych.

Zgadzam się, że należy uczciwie oraz precyzyjnie nazywać po imieniu wszystko, co czujemy i myślimy - niekoniecznie na głos:) Jest to naturalnym procesem świadomości, a strach i wstyd oznacza wyłącznie brak odwagi, by siebie zrozumieć. Bez zrozumienia siebie nie zrobimy bowiem żadnych postępów. Z drugiej strony podoba mi się istota wewnętrznego dziecka, bo to taki powrót do stanu niewinności, kiedy nasze poglądy nie były jeszcze ukształtowane, a zatem alegoria do tego, by zacząć wszystko od nowa. Poza tym, miło rozmawia się z własnym, ukochanym dzieckiem, chociaż czasami trzeba też porozmawiać ze sobą na poważnie:)

"Czy wyprowadzasz siebie codziennie rano na spacer i mówisz 'kocham cię'? Czy ćwiczysz pozytywne myślenie? TO WŁAŚNIE TAK UCZYSZ SIĘ KOCHAĆ SAMEGO SIEBIE."

Hm, można się wyprowadzać i mówić sobie różne rzeczy, co jedynie poprawi kondycję psychofizyczną:) Miłość własna jest czymś naturalnym. Jeżeli ją utraciliśmy to należy zastanowić się dlaczego. Przy okazji dobrze poznać swój charakter, by wiedzieć nad czym musimy popracować. Zakochujemy się w kimś, bo nas zauroczył. A zatem jak zauroczyć samego siebie, a potem zaakceptować z dobrodziejstwem inwentarza? Odpowiedź jest prosta: ciężką pracą - niekiedy zabawną, silną wolą, dyscypliną i konsekwencją. Musimy wiedzieć dokąd zmierzamy i dlaczego. Uczciwa praca nad sobą może nam samym zaimponować i zrobić na nas wrażenie, skąd do zakochania jeden tylko krok, a potem wielka miłość, czyli pokochanie siebie z wiernością i oddaniem. Nie ma nic piękniejszego, chyba, że pokochamy równie mocno inną osobę:))) O tym, że życie jest bez sensu, dlatego każdy musi mu nadać swój własny, pisać nie będę, aczkolwiek miłość niewątpliwie nadaje życiu SENS:)))

"Myśl pozytywnie. Bądź życzliwy. Kochaj." brzmi jak tytuł innej książki, albo życzenia zdrowia, szczęścia i pomyślności:)

"Czy pamiętasz kiedy byłeś mały i czułeś strach, a dorośli mówili: - Nie bój się! Może to było w gabinecie lekarza przed zastrzykiem, a może wieczorem w pokoju, gdzie na ścianie tańczyły straszne cienie, a może w poczekalni u dentysty albo w kinie, w basenie, na plaży w słoneczny dzień albo na ulicy w środku zimy. To się zdarzyło na pewno wiele razy. Strach pojawiał się nie wiadomo skąd i połykał cię jak wielki pająk. A dorośli mówili wtedy: - Nie bój się! Nie ma się czego bać! Ach ty tchórzu, czego się boisz? A kiedy zanosiłeś się płaczem, bo strach był tak wielki, bo nie mogłeś go opanować, dorośli krzyczeli: - Uspokój się! Przestań płakać! A kiedy nie przestawałeś, bo strach wciąż trzymał cię w paszczy jak wielki zielony smok, dorośli tracili cierpliwość. Krzyczeli, że masz się uspokoić, że nie wolno tak hałasować, a jeśli nie posłuchałeś, wymierzali ci karę.
Ale jak mogłeś wyrzucić z siebie strach skoro on w tobie po prostu był i rósł coraz większy, im mniej zrozumienia dostawałeś z zewnątrz?
Może dostałeś lanie za to, że za bardzo się boisz. Albo wyśmiano twój strach. Dorośli szydzili z tego, że jesteś taki przestraszony. Albo celowo podsuwali ci to, czego się tak boisz, żeby się z ciebie śmiać. Różne rzeczy robią dorośli. Chcą dla swoich dzieci najlepiej, ale nikt ich nigdy nie nauczył co to właściwie oznacza. I nikt ich nigdy nie uwolnił ze strachu, jaki w sobie noszą. Jak mogliby więc wiedzieć co zrobić, żeby dać dziecku poczucie bezpieczeństwa."

Hm, mnie zawsze pytano czego się boję, gdy byłam dzieckiem, a potem tłumaczono, dlaczego nie należy się bać danego zjawiska, bądź dlaczego należy zachować ostrożność. Zresztą jest to tak naturalne i instynktowne zachowanie, że nie trzeba tego nikogo uczyć. Wystarczy obserwować rzeczywistość. Większość matek z cierpliwością i zrozumieniem nachyla się nad swoją pociechą i uspokaja niepokój. Owszem, widziałam kilka razy rodziców, którzy pastwili się nad swoim dzieckiem, co istotnie bardziej zapada w pamięć, ale to były chore i sporadyczne przypadki. Tym bardziej przykro mi 'słyszeć', że Beata Pawlikowska należała do tych niechlubnych wyjątków, bo wprawdzie nie pisze o tym wprost, ale taki wniosek można z jej słów wyczytać. I w ten sposób pojawia się nieprawdziwa statystyka (99% i 1%). Wyolbrzymia ją to, co nas poraża, a to co normalne przechodzi niezauważone. Zupełnie jak wiadomości w dzienniku telewizyjnym:)))

"Ten strach trzeba zaakceptować. Przyznać, że jest. Poczuć go. A potem zamienić na miłość. Proste? No jasne, że proste:)"

Zaakceptować? Nigdy nie należy akceptować złych rzeczy. Owszem, przyznać się, zrozumieć, ale starać się nad nim zapanować, a docelowo pokonać, w najgorszym wypadku pogodzić się z nim, ale nie akceptować! Zamienić strach na miłość, to tak, jak siekierkę na kijek:) Miłości sprzyja raczej fakt poradzenia sobie ze strachem.

"(...) znam ludzi, którzy po odkryciu, że mają prawo do takiego myślenia i postępowania, jakie uważają za najlepsze, zaczynają zmuszać otoczenie do tego, żeby to zauważono i skomentowano."

Hm, to raczej nie są dorośli ludzie, bo to typowa reakcja dzieci:))) No cóż, znajomych się nie wybiera:)

Beata często podkreśla, by zająć się wyłącznie swoim życiem: "(...) podziel się swoją wiedzą i doświadczeniem. Ale jeśli zobaczysz, że ten ktoś tylko cię wysłuchał, pokiwał głową i nic nie zrobił, to daj mu spokój."

Fajnie, ale jeżeli dotyczy to naszego dziecka, które wychowujemy, albo starych rodziców, którzy raczej na pewno się już nie zmienią, a stają bezradni, to okazuje się, że jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za siebie. Jak widać, nie każdy może pozwolić sobie na to, by zajmować się samym sobą.

„'Mam prawo' zawsze działa w granicach dobra, życzliwości i uczciwości, które są najważniejszymi wartościami w moim życiu. To oznacza, że nigdy nie będę chciała zrobić czegoś, co może komuś wyrządzić krzywdę albo uczynić szkodę. Bo „mam prawo” jest mi dane tylko dlatego, że wcześniej postanowiłam kierować się dobrem i uczciwością. Jedno bez drugiego nie istnieje."

Brzmi pięknie i szlachetnie, ale to nie jest prawda - niestety:((( Gdyby tak było, sądy byłyby zbędne, więzienia świeciły pustkami, a policja zbyteczna.

Na wstępie przyznam się, że przeczytałam jedynie pięć fragmentów, które zamieściła autorka na fb, jako najbardziej przekonywujące, rozumiem. Dlatego odniosę się tylko do kwestii, z którymi się nie zgadzam.

Z jednej strony pisze, że w połowie nie mamy najmniejszej kontroli nad naszymi myślami, a z drugiej, że można to zmienić przekuwając fałszywe kody zapisane w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nic na to nie poradzę, że cenię pisarstwo Ziemkiewicza. Lubię jego styl, trafny i cięty język, oczywiście pod warunkiem, że nikomu nie ubliża:)

CYTATY wybrane i zgodne z chronologią książki:

„Facet, dziś średnio gruba eselowska ryba, wziął zlecenie na zniwelowanie rozległego gruzowiska na terenie państwowym. (…) po czym ugadał sprawę z robotnikami z pobliskiej budowy, którzy za parę skrzynek wódki przyjechali z państwowym spychaczem i wyrównali wądoły raz-dwa. (…) wychowankowie komunistycznych młodzieżówek ani myślą budować w Polsce normalnego wolnego rynku, wbrew naiwnym nadziejom co poniektórych.

Status społeczny znowu zaczyna zależeć od urodzenia, kapitał zaś wędruje nie tam, gdzie zysk, ale tam, gdzie kolesie, krewni i znajomi. (…) symptomy (…) oligarchizacji gospodarki. (…) władza międzynarodowych baronów z banków, korporacji i funduszy powierniczych (…) – koszt (…) nepotystycznych decyzji rozkładać się będzie, w ramach globalizacji, na cały świat.

Gdyby Zachodowi (ONZ) rzeczywiście leżał na sercu los mieszkańców Bangladeszu i Ruandy, kierowałby energię raczej na umożliwienie tym krajom przebycia drogi, którą przed wiekami przeszła Europa, a całkiem niedawno południowo-wschodnia Azja. (…) gwałtowny przyrost naturalny uległby szybkiemu wyhamowaniu – jak to się stało w krajach dziś bogatych. (…) prezerwatyw i pigułek może dostać każdą ilość. (…) Owszem, trochę imigrantów jest bogatym krajom potrzebne, (…). Jeśli zaś presja demograficzna na granice obszarów dobrobytu nie zostanie zawczasu zmniejszona, z takim trudem podtrzymywane ciepełko socjalne białych diabli wezmą.

Rzecz wynika wprost z jednej z podstawowych cech ludzkiego umysłu: nieprzyjmowania do wiadomości danych, które kazałyby zweryfikować samoocenę. (…) Jeśli oszustwo przekracza pewną miarę krytyczną, jego ofiara staje się najgorliwszym, najżarliwszym obrońcą oszusta. Gotowa jest dać się za niego pokroić. Kocha go. By zmusić ją do dania wiary oskarżeniom, trzeba by ją najpierw zgwałcić i złamać jej wolę, a tego robić w demokracji nie wolno. (…) ofiary rosyjskiego oszusta Mawrodiego – które, obrobione przez niego z oszczędności całego życia, walczyło o wypuszczenie go z więzienia, a potem wybrały do parlamentu. I jak zachowanie milionów ofiar Peerelu, wierzących święcie, że Peerel był rajem, a komuniści byli dobrzy – bo przyjęcie do wiadomości prawdy zmuszałoby ich do przyznania przed samymi sobą, że byli przez całe życie okłamywani, oszukiwani i krzywdzeni.

(…) normalnie zachowują się Szwedzi, Amerykanie, czy Niemcy, kiedy nie chcą swych pieniędzy oddawać urzędasom i nierobom. Tylko że w narzuconym dziś światu szaleństwie to właśnie normalne zachowania trzeba ukrywać pod płaszczem hipokryzji. (…) Dziś obłuda staje się maskowaniem normalności w świecie ufundowanym na absurdzie. (…) Nowa Wspaniała Hipokryzja do Nowego Wspaniałego Świata.

Na całym świecie jest mnóstwo ludzi, którzy sami chętnie wleźliby na statki handlarzy niewolników i jeszcze za to zapłacili, by mieć gwarancję, że zostaną w USA (…). (…) jeśli komuś się dziś nie podoba, że jego pradziadka przywieziono do Ameryki w łańcuchach, to faktycznie, Kongres powinien mu tę krzywdę zadośćuczynić. Fundując darmowy bilet do Somalii, Sierra Leone, Ruandy czy gdzie tam wola.

Historia pokazała ponad wszelką wątpliwość, że jedyna droga gospodarczego rozwoju wiedzie przez niskie podatki, wolny rynek, przyciąganie inwestorów i poddanie się międzynarodowej konkurencji.

Władimir Bukowski reprodukuje tajne, wewnętrzne protokoły narad ścisłego sowieckiego kierownictwa. (…) Breżniew, Andropow, Ustinov i inni rozmawiają między sobą, wiedząc, że nikt ich nie słucha i nigdy nie usłyszy. Rozmawiają między innymi o tym, że Jaruzelski znowu, po raz kolejny prosił ich o wojskową interwencję w Polsce. (…) Jaruzelskiemu powiedzieć jasno: Armia Czerwona do Polski nie wejdzie, ma on zniszczyć ‘kontrrewolucję’ własnymi siłami. (…) rozgrzeszenie Jaruzelskiego przez ‘sejmowa komisję’ zdominowaną przez jego byłych podwładnych.

(…) pan Woyciechowski poszedł do ówczesnego ministra łączności ze wspólnym przyjacielem ich obu, Adamem Michnikiem, i otrzymał ‘eksperymentalne zezwolenie’ na rozpoczęcie emisji. Trudno ogarnąć absurd prawny, jakiego się w ten sposób dopuszczono: minister ‘eksperymentalnie’ zezwolił na coś zakazanego prawem, przestrzeganiem którego to prawa on właśnie z urzędu winien był pilnować.

(…) niszczyli i okradali podbite kraje, wprowadzając rządy oparte na przemocy, prymitywną biurokrację i urągający cywilizacji styl bycia. Zabór niemiecki przyniósł Wielkopolsce cywilizacyjny rozwój, a tamtejszy żywioł polski zmuszony został do rywalizacji, która go umocniła. Okupacja rosyjska przyniosła tylko schamienie, zacofanie i biedę. (…) Rosjanie nie myślą się od nikogo uczyć cywilizacji, skądże – przecież sami są lepsi. To oni wezmą pod but i ‘ucywilizują’ jeśli nie cały świat, to przynajmniej Słowian. (…) Pogłaszcz Ruskiego, to cię kopnie, kopnij go, to cię pogłaszcze. Rosyjska polityka zagraniczna kierowała się tą zasadą od zawsze i nic nie wskazuje, by miało się to zmienić.”

Nic na to nie poradzę, że cenię pisarstwo Ziemkiewicza. Lubię jego styl, trafny i cięty język, oczywiście pod warunkiem, że nikomu nie ubliża:)

CYTATY wybrane i zgodne z chronologią książki:

„Facet, dziś średnio gruba eselowska ryba, wziął zlecenie na zniwelowanie rozległego gruzowiska na terenie państwowym. (…) po czym ugadał sprawę z robotnikami z pobliskiej budowy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Osoby niezainteresowane wcale ślubem kościelnym cierpią męki z powodu, iż odmawia się takich ślubów homoseksualistom. Osoby, które twierdzą, że nauki Watykanu w tej czy innej kwestii nic ich nie obchodzą, po prostu żyć nie mogą ze świadomością, że księża zabraniają używania środków antykoncepcyjnych. (…) Ten nowy antyklerykalizm ma Kościołowi za złe nie ‘ograniczanie’, nie ‘zakazywanie’ – bo Kościół fizycznie nie jest dziś w stanie nikogo do niczego zmusić – ale samo kultywowanie pojęć Dobra i Zła. Człowiek, który wyrwał się spod władzy duchownej kapłanów nie zyskał przez to upragnionego spokoju duszy.”

- Hm, a zatem były czasy, kiedy Kościół fizycznie był w stanie zmuszać ludzi do określonych zachowań. No cóż, dobrze że minęły. Moim zdaniem przecenia Pan rolę Kościoła, religii i duchowieństwa w rozwoju człowieka, który wprawdzie potrzebuje w życiu przewodnika, ale de facto jest nim sam. A osoby ‘niezainteresowane’ nie cierpią i nie martwią się zakazami Kościoła – zapewniam Pana. Zresztą, skąd Pan wie, co zyskał „człowiek, który wyrwał się spod władzy duchownej kapłanów”, skoro cały czas pozostaje Pan pod jej wpływem?

„Eutanazja, nie dajmy się zwodzić fałszywym słówkom, to prawo lekarza do dobicia pacjenta, którego nie może wyleczyć. (…) Słusznie bowiem decyzję o ‘godnej śmierci’ powierza się w projektowanych ustawach nie samemu choremu, ale tym, którzy nie mogą patrzeć na jego cierpienia.”

- Hm, eutanazja to nie jest prawo, ale od greckiego εὐθανασία, euthanasia – "dobra śmierć", czyli przyspieszenie lub niezapobieganie śmierci w celu skrócenia cierpień chorego człowieka, występujące zawsze za zgodą umierającej osoby. A w/w decyzja jest równie trudna jak decyzja o wymierzeniu kary śmierci, bowiem w obu przypadkach człowiek - decydent może się mylić. Prawo do decydowania ma umierający, a w przypadku trwałej utraty jego świadomości, najbliżsi chorego. Czy ktoś zna lepsze rozwiązanie lub uważa powyższe za niewłaściwe? A może każdy z nas powinien złożyć u lekarza pisemne oświadczenie woli w tej kwestii na wypadek utraty świadomości?

„Tak, kłamałam w słusznej sprawie” (Susan Sontag o Wietnamie)

- Pani Zosiu, sprawa, w której trzeba publicznie kłamać przestaje być słuszna, ale jestem w stanie wyobrazić sobie stan wyższej konieczności, z którym jednak nie miała Pani do czynienia.

„Do kogo właściwie panie Streisand, Fonda i inne idiotki adresują te napuszone przemowy?”

- Panie Rafale, bez względu na to do kogo i jak bardzo napuszone, kobietom należy okazywać szacunek. Zresztą każdemu człowiekowi, nawet jeżeli nań nie zasługuje i nie mamy go w stosunku do niego. Nie widzę przeciwwskazań do uzasadnionej krytyki, ale nie po raz pierwszy obrzuca Pan inwektywami kobiety, co przyznam budzi moją niechęć i niesmak. Tak nie postępuje dżentelmen, a ponieważ mam dosyć pouczania, więc prosiłabym tylko o więcej szacunku dla płci pięknej.

„(…) ludzie młodzi, żądni poważania, za wszelką cenę starali się postarzeć: (…). Dziś, dokładnie odwrotnie, starcy za wszelką cenę usiłują zachować młody wygląd, (…). – starość przestała więc budzić szacunek. (…) Co jeszcze może pozostać po współczesnym człowieku? (…) Nasi potomkowie będą budować najprzeróżniejsze wspaniałości już nie w realnych trzech wymiarach, ale w przestrzeni wirtualnej Z całą pewnością powstaną tam pałace i ogrody, przy których ogrody Semiramidy to betka Tylko, niestety, wszystkie owe wspaniałości trwać będą do momentu wyłączenia prądu.”

- Panie Rafale, to nie starość ma budzić szacunek!!!:) A na pytanie dlaczego przestała, można bez trudu odpowiedzieć. Hm, z jednej strony pojawia się u Pana zachwyt nad cywilizacją (str. 153), a z drugiej pogarda, czyli targają Panem skrajności. Jeżeli to, co pozostawimy po sobie należałoby mierzyć trwałością budowli, to wydaje mi się to żenujące i chyba nie o to chodzi. Oczywiście przydałaby się sieć nowoczesnych dróg i piękne obiekty, ale wcześniej, czy później, wszystko zamieni się w pył. Nie tędy zatem droga.

„Między homoseksualistą, a ‘gejem’ jest dokładnie taka sama różnica, jak między heteroseksualistą, a z przeproszeniem, dziwkarzem. (…) gejowskie parady mają charakter orgiastyczny, czy, mówiąc mniej mądrze, po prostu – burdelowy. (…) Jesteśmy męskimi dziwkami, puszczamy się na prawo i lewo – i z tego właśnie jesteśmy dumni! Ruch ‘gejów’ jest w swej naturze odrażający, tak samo, jak odrażający byłby ruch promujący w podobny sposób rozpustę heteroseksualną.”

- A zatem w jednym się zgadzamy:) Rozpusta jest odrażająca i tak się składa, że ten ‘biznes’ widać przy podmiejskich drogach komunikacyjnych, a korzystają z niego osobnicy rodzaju męskiego. A może to nie jest rozpusta, tylko konieczność i fizjologiczna potrzeba? Hm, czyżby kobiety jej nie miały? A może to męska hipokryzja, bo gdyby w podobnej skali istniał ekwiwalentny 'biznes' dla kobiet, to prawdopodobnie zostałby ostro i zdecydowanie potępiony przez Kościół, społeczeństwo i w/w mężczyzn. A tymczasem rozpusta kwitnie i wszyscy udają to za normalne - że tak już być musi.

CYTATY wybrane nie chronologicznie:

„(…) trzeba przestać wreszcie otaczać demokrację bałwochwalczym kultem, tylko wyznaczyć jej w hierarchii spraw ważnych odpowiednie miejsce, pośledniejsze niż budowie w Polsce uczciwego, dającego szansę cywilizacyjnego awansu systemu gospodarczego – czemu nadmiar demokracji przeszkadza. (???) (…) ten tak obłudnie postępowy świat ufundowany jest na podłości, gwałcie i zbrodni. Gdyby intelektualiści byli tymi, za których się podają, dostrzegliby zło zawsze, a nie tylko wtedy, gdy akurat wypada.

A tymczasem polityka nie polega na tym, żeby głosić słuszne poglądy. Polega na tym, żeby osiągnąć słuszne cele.

(…) oś Paryż-Moskwa, wspólnota dwóch nieobliczalnych zwiędłych imperiów, cierpiących na przerost ambicji i polityczną ślepotę.

Imigranci arabscy we Francji budzą nienawiść szarego wyborcy, bo się byczą, korzystając z rozbudowanego do absurdu systemu zasiłków (wystarczy trzy z czterech dopuszczanych przez Koran, a zakazanych przez państwo francuskie, żon zarejestrować jako samotne matki, a potem narobić im dużo dzieci – i o nic więcej troskać się nie trzeba).

Robiło mi się niedobrze, kiedy na wyprzódki udowadniali oni, że islam nie każe zabijać, jest religią pokojową, a nawet, że każe dobrze traktować kobiety. Wypchajcie się: powiedzcie to talibom, nie mnie. I tym duchownym muzułmańskim, którzy się nigdy zdecydowanie od zbrodni nie odcięli, a jest ich miażdżąca większość. Robiło mi się niedobrze, gdy znowu zalewało nas bzdurzenie o biedzie Trzeciego Świata, która popycha muzułmanów do zbrodni, a za którą to biedę, wiadomo, winę ponosi Ameryka, bo jest bogata, a poza tym jako kraj kapitalistyczny ponosi winę za wszystko, z dziurą ozonową na czele. Żaden z zamachowców biedny nie był. (…) Ameryka jest bogata nie dzięki temu, że cokolwiek zabrała krajom biednym, tylko dzięki pracowitości wielu pokoleń i dobrej organizacji społecznej – natomiast bieda Trzeciego Świata ma swe źródła właśnie w tamtejszej mentalności i feudalnych stosunkach społecznych. (…) Nie, nie bieda jest źródłem zła i nienawiści, jak to głoszą uniwersyteccy mędrkowie z hippisowskiego miotu, gotowi usprawiedliwić każdą zbrodnię oprócz antysemityzmu. Źródłem zła i nienawiści jest chora ideologia, którą z maniackim uporem propagują właśnie oni.

Jakkolwiek źle by to zabrzmiało, trzeba tak powiedzieć, bo jest to oczywistą prawdą: cywilizacja, czy wręcz protocywilizacja afrykańska nie jest równa europejskiej. Murzyńskie rytmy są na pewno inspirujące, aa rytualne maski ładnie wyglądają na ścianie, ale Amos Tutuola to nie Homer. Afrykanie nie odkryli – skoro od sztuki zacząłem – siedmiostopniowej skali muzycznej i zasad harmonii, światłocienia i perspektywy, nie wynaleźli koła, nie rozwinęli filozofii, nie stworzyli organizacji społecznej ponad plemienną, prawa cywilnego i tak dalej. Nikt tego wszystkiego nie zrobił, poza białymi. Można oczywiście twierdzić, że stukanie w tam-tamy to równie wielka muzyka jak „Requiem” Mozart, ale – drobnostka – trzeba do tego być kompletnym idiotą.

Żydowski aktywista, (…). (…) Polacy, wyjaśnił, są i zawsze byli antysemitami, prześladowali Żydów od niepamiętnych czasów, najbardziej przed wojną, a potem chętnie współpracowali z nazistami (…). Polskie wojsko wcale się nie broniło, przeciwnie, wspólnie z hitlerowcami likwidowało warszawskie getto i dokonywało pogromów, a obozy założono w Polsce właśnie dlatego, że tutaj mógł Hitler liczyć na współpracę miejscowej ludności… (…) O ofiarach holocaustu przypomniały sobie amerykańskie organizacje żydowskie dopiero wtedy, gdy pojawiła się realna nadzieja na skoszenie z nich niezłego szmalu.

Antysemityzm nowożytny, włącznie z jego najstraszliwszym, hitlerowskim wcieleniem, jest bękartem lewicy, jest oczywistym i nieuniknionym skutkiem jej chorobliwych pomysłów na naprawienie świata poprzez udzielenie każdemu ‘prawa’ do cudzej własności.

PRL, jak każdy reżim, (…). Gwałcąc poddanego, pozwalał mu więc gwałcić innych. Upokorzona w mięsnym urzędniczka odbijała to sobie na interesantach, sklepowej, kiedy jej poszedł kran, mógł dać popalić hydraulik. Tak wytworzyło się napięcie powierzchniowe, wiążące sporą część społeczeństwa z ustrojem i władzą. To resztki tej właśnie siły gnają te stada starych baranów na pierwszomajowe randki z towarzyszem Millerem.

Społeczny ład postkomunizmu opiera się na zaufaniu i uczciwości: partia ci zaufała i umożliwiła objęcie stanowiska, musisz się partii uczciwie odwdzięczać, aby rosła w siłę, obejmując nowe rady i zarządy. (…) Prawdziwa kasa zaczyna się na szczeblu centralnym.

Nie wiem, czy kiedykolwiek w dziejach fakty znaczyły tak niewiele.

Polska, (…), wymordowała sześćdziesiąt, a może osiemdziesiąt tysięcy jeńców z wojny 1920 roku. (BOLSZEWICKIE KŁAMSTWO)
(…) Bolszewicy w ‘pańskiej Polszy’ zachowywali się przecież tak samo, jak w Rosji – to znaczy, jak zbrodnicza dzicz. Palili, rabowali, mordowali ziemian, księży i bogatszych chłopów, a przy okazji np. krawców (za białe, niezniszczone ręce). Od czasu do czasu spotykali się z odwetem, Ale porównywać to z Katyniem, ze zbrodnią ludobójstwa, zaplanowaną, wykonaną na rozkaz, przez państwowy aparat, z zimną krwią – to już nie tylko podłość i bezczelność, to po prostu uwłącza zdrowemu rozsądkowi! (…) profesor Geremek (…), „powinniśmy się z Rosją pojednać, tak samo jak z Niemcami” (…). (…) rosyjskie oficjalne gazety i wysoko postawieni politycy powtarzają kłamstwa sowieckiej propagandy. (…) rosyjskie MSZ produkuje oświadczenia, w których utrzymuje, że 17 września 1939 wojska sowieckie ‘pokojowo wkroczyły’, by chronić Polaków przed Hitlerem (…).

Przez ręce pułkownika Kuklińskiego przechodziła dokumentacja szaleństwa starców z Kremla, którzy jeszcze do 1980 roku roili o gwałtownym, nagłym napadzie na zachodnią Europę i ‘wyzwoleniu’ jej aż po Gibraltar. Dziś te plany są już znane i tylko osobnik tak bezczelny, jak Jaruzelski, może twierdzić w żywe oczy, że ‘układ’ miał cele obronne. (…) Zachód jął się jednostronnie rozbrajać i admirować Sowietów ‘pokojowymi gestami’, które ci, zgodnie ze swą azjatycką mentalnością, odbierali jako przejawy słabości. (…) PRL i wszystkie inne kraje podbite przez komunizm, podporządkowane było przygotowaniom do podboju świata. (…) W czasach Kuklińskiego zdrajcą był Jaruzelski i inne moskiewskie kukły spełniające wiernie rozkazy zbrodniczego imperium, które nas okupowało. Kukliński (...) zdobył się na decyzję heroiczną, by ratować substancję narodu. Nie ma dla tej decyzji wystarczających słów uznania. Tanią demagogią jest wymawianie mu, że szpiegował, gadanie, że cóż to za wzór dla młodzieży, jak można ze szpiega robić bohatera etc. Tak jakby nie było oczywiste, że w sytuacjach nadzwyczajnych czyny uważane za niepiękne mogą nabrać wymiaru najwyższego poświęcenia i bohaterstwa. (…) okazał gotowość poświęcenia życia swojego i nawet swojej rodziny dla Ojczyzny. (…) większość Polaków nie poświęciłaby dla swego kraju nawet drugiego śniadania.

W praktyce bowiem służba zdrowia składa się z trzech kast. Pierwszą stanowi mafia ordynatorsko-profesorska, czyli udzielni książęta na teoretycznie państwowych klinikach, takiejż aparaturze i pracownikach; ludzie, którzy takiego eldorado ja w obecnym bardaku nie będą mieli nigdy i nigdzie, o czym doskonale wiedzą. (…) Jakiekolwiek reformy, niepolegające tylko na dofinansowaniu, wspierać mogą jedynie młodzi lekarze,(…) W izbach lekarskich ta grupa nie ma do powiedzenia nic. A izby lekarskie mają właśnie do powiedzenia bardzo dużo, dość, by uniemożliwić w służbie zdrowia jakiekolwiek zmiany, które by likwidowały jej ‘państwowość’ i ‘bezpłatność’, co jest w ogóle warunkiem sine qua non poprawy. Tak samo, (…) nie można zreformować i szkolnictwa – bo (…) Karty nauczyciela i dożywotnich przywilejów peerelowskich ‘mianowanych’ pedagogów (…) broni ‘jak niepodległości’. Nie można naprawić rolnictwa, bo rolnicy nie pozwolą. Na wymiar sprawiedliwości też nie ma bata. (…) ma być ta Unia Europejska, to niech się ona martwi. (…) To wolność jest stanem dziwnym, stresującym i na dłuższą metę nieznośnym.

Gdzieś jest cienka linia, po przekroczeniu której cała ta nowoczesna dobroczynność musi zacząć okrutnie cuchnąć. (o działalności Janusza Owsiaka)

Księżna Diana pozycję jednej z najsławniejszych postaci swej epoki zawdzięczała czemuś więcej, niż swemu kopciuszkowemu losowi (???). Naturalnie, tylko dzięki małżeństwu i rozwodowi z następcą tronu, stosunkowo bezbarwna panienka (???), o nieco wiewiórczej twarzy, została wyciągnięta z cienia i ustawiona w najjaśniejszym basku reflektorów. (…) Lady Di toczyła za pomocą mediów wieloletnią wojnę ze swym małżonkiem (???), o to , po czyjej stronie stanie tzw. ogół. Jej charytatywna aktywność okazała się w tej wojnie doskonałym orężem. Diana zdołała doprowadzić do tego, że lud, nie męcząc się rozważaniem racji (znanych zresztą głównie z jej punktu widzenia, bo rodzina królewska miała skrupuły w wynoszeniu prywatnych brudów do mediów), księżnę kochał, a całą winą za rozpad sławnego małżeństwa obciążał Karola i jego domniemaną kochankę.

Jeśli się tego niezbędnego do bycia artystą egotyzmu nie kryje, jest się twórcą-arystokratą ducha, w typie Gombrowicza, czy Starowieyskiego; by nim być, trzeba umieć sobą i swoim dziełem wzbudzać szacunek i podziw (…). W biadolących nad niedolami ludu dziełach nie ma autentycznej miłości do człowieka; jest uprzedmiotowienie.

Dureń jest chory, kiedy widzi spór, bo spór zmusza go do opowiedzenia się po którejś ze stron, co wymaga myślenia. A myślenie niektórych boli.”

„Osoby niezainteresowane wcale ślubem kościelnym cierpią męki z powodu, iż odmawia się takich ślubów homoseksualistom. Osoby, które twierdzą, że nauki Watykanu w tej czy innej kwestii nic ich nie obchodzą, po prostu żyć nie mogą ze świadomością, że księża zabraniają używania środków antykoncepcyjnych. (…) Ten nowy antyklerykalizm ma Kościołowi za złe nie ‘ograniczanie’, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hm, byłoby więcej gwiazdek gdyby nie załamania narracji, niczym leje po wybuchu bomb i granatów, co nawet wpisywało się w klimat. A zatem drobna niedoskonałość stylu i doskonałe, bardzo autentyczne ujęcie tematu w aspekcie emocjonalnym. Chłonęłam kolejne kartki z uwagi na stale utrzymywane napięcie, począwszy od narastającej fali uzasadnionych oczekiwań (powrót do domu na przepustce z wojska), po obłędnie uzasadnione rozczarowania. Zachowanie przyzwoitości do końca budzi mój szacunek. Znamienna jest ostatnia scena, w której Graeber zdradza 'Rzeszę' zabijając kolegę sadystę, a jednocześnie jest zdradzony przez ludzi, którym uratował życie. Uwolniony przez niego Rosjanin zabija go uciekając. Kolejny dowód na to, że Rosjanom ufać nie wolno, co może zmieni się za kilkaset lat. Świetna książka. Polecam.

Hm, byłoby więcej gwiazdek gdyby nie załamania narracji, niczym leje po wybuchu bomb i granatów, co nawet wpisywało się w klimat. A zatem drobna niedoskonałość stylu i doskonałe, bardzo autentyczne ujęcie tematu w aspekcie emocjonalnym. Chłonęłam kolejne kartki z uwagi na stale utrzymywane napięcie, począwszy od narastającej fali uzasadnionych oczekiwań (powrót do domu na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Follet świetnie pisze. Przenosi akcję z jednego miejsca kuli ziemskiej w inne, a ja z zainteresowaniem podążam za jej bohaterami. Wydarzenia historyczne w jego interpretacji stają się niezwykle ciekawe. Nie mogę doczekać się trzeciej części trylogii:)))

Follet świetnie pisze. Przenosi akcję z jednego miejsca kuli ziemskiej w inne, a ja z zainteresowaniem podążam za jej bohaterami. Wydarzenia historyczne w jego interpretacji stają się niezwykle ciekawe. Nie mogę doczekać się trzeciej części trylogii:)))

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nie ma takiego błędu, którego Polacy by nie popełnili" - Winston Churchill.

Skończyłam "Zimę Świata" i zastanawiam się, dlaczego większość naszych przywódców była i jest pozbawiona wyobraźni oraz kompletnie nie dba o interes narodowy. W 1939 roku wiadomym było, że inwazja niemieckich faszystów jest nieunikniona. Tak więc, mieliśmy wroga na zachodzie, ale jeszcze większego na wschodzie, jakim był Stalin i komunizm. Dwie potęgi militarne, a my ze świeżo odbudowaną państwowością, słabo uzbrojeni - pośrodku. Francja była zupełnie nieprzygotowana do wojny, więc jak mogliśmy liczyć na jej pomoc? Sojusz z Wielką Brytanią dawał jedynie papierowe gwarancje bezpieczeństwa, czego oczywiście nie przewidzieliśmy.

Co zrobilibyście w takiej sytuacji???

Niezależnie od jakichkolwiek deklaracji sojuszniczych, trzeba było prowadzić mądrą i przebiegłą politykę! Gdybyśmy porozumieli się z Hitlerem, umożliwiając mu łatwe przejście przez nasz kraj i kierując go na wschód, osłabilibyśmy obu naszych wrogów, zachowując jednocześnie siły do walki. Pakt 'Ribbentrop-Beck' wcale nie musiałby oznaczać militarnego zaangażowania Polski, ale poparcie planu ataku na Związek Radziecki. Czy to było zbyt odkrywcze, zbyt proste, czy niemożliwe do zrealizowania, a może jak zwykle kierowaliśmy się dumą i honorem, mając naiwną nadzieję na zachowanie pokoju? Dysponowaliśmy wszystkimi danymi do podjęcia takiej decyzji, ale woleliśmy doprowadzić nasz kraj do zagłady. I to prawie nam się udało!

Zastanawiam się, kiedy nabierzemy rozumu?

"Nie ma takiego błędu, którego Polacy by nie popełnili" - Winston Churchill.

Skończyłam "Zimę Świata" i zastanawiam się, dlaczego większość naszych przywódców była i jest pozbawiona wyobraźni oraz kompletnie nie dba o interes narodowy. W 1939 roku wiadomym było, że inwazja niemieckich faszystów jest nieunikniona. Tak więc, mieliśmy wroga na zachodzie, ale jeszcze większego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No cóż, niewiele różnimy się wiekowo, ale niewątpliwie odebraliśmy inne wychowanie. Z całym szacunkiem do pańskiego taty, nie jest on dla mnie autorytetem. Mnie uczono, że wszyscy jesteśmy omylni i popełniamy błędy, księża takoż i nigdy nie należy niczego zamiatać pod dywan, "udając, że się tego nie widziało". Nauczono mnie myśleć i samodzielnie kształtować swój charakter, dając przykład oraz wsparcie w duchu tolerancji i szacunku do drugiego człowieka. And here I am:)))

Czytam pana książki i tak sobie myślę, że jest pan uczniem Michnika ("intelektualna szkoła") studiując jego słowa, które na zasadzie wnikliwej krytyki w pewnym stopniu pana ukształtowały.

Hm, w jednym z felietonów słusznie piętnuje pan narzucanie przez grupę swoich wartości innym, zachowując jednocześnie postawę homofoba, bo nie wyraża się pan w tej sprawie obiektywnie i z poszanowaniem dla odmienności, bez względu na to, czy dana grupa stanowi mniejszość, czy większość. Podejrzewam, że z jakiegoś powodu boi się pan własnych odczuć i emocji w tej kwestii.

"(...) choroba polactwa, skażonego na skalę pandemiczną zawiścią, nienawiścią i chęcią bezinteresownego szkodzenia innym, a jak nie można zaszkodzić, to przynajmniej opluwania ich. Pytam kolegów sprawniejszych w obcej mowie, czy na portalach innych stref językowych też znajdują tyle plugastwa: zawsze słyszę, że nie, że to by było nie do pomyślenia. Cóż, widać znowu podsunięto nam lustro, i pokazało się w nim coś, czego nie chcemy oglądać."

Kochani!!! Jesteśmy nie tylko tym, co jemy, ale tym, co mówimy, myślimy, czujemy, piszemy i robimy!:) Pamiętajmy o tym w sieci i poza nią:))) Panie Rafale, proszę być dobrej myśli co do przyszłości polskiego społeczeństwa. Pierwszymi osadnikami Ameryki, czy Australii, byli skazańcy, więźniowie i kryminaliści:)

I wreszcie jakaś 'odezwa' do narodu:))): "Od dwudziestu lat, korzystając ze znakomitej międzynarodowej koniunktury, jesteśmy wolnym krajem. Wykorzystajmy tę chwilę, by wreszcie rozprawić się z narodowymi mitami i zacząć myśleć (...)". Dodam od siebie: budować, tworzyć, rozwijać, mądrze i szczęśliwie żyć.

No cóż, niewiele różnimy się wiekowo, ale niewątpliwie odebraliśmy inne wychowanie. Z całym szacunkiem do pańskiego taty, nie jest on dla mnie autorytetem. Mnie uczono, że wszyscy jesteśmy omylni i popełniamy błędy, księża takoż i nigdy nie należy niczego zamiatać pod dywan, "udając, że się tego nie widziało". Nauczono mnie myśleć i samodzielnie kształtować swój charakter,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hm, zacznę może od recenzji zamieszczonych na okładce książki:

„Zachwycająca. ‘Autor’ w swej zapierającej dech w piersiach opowieści zgłębia istotę miłości, pożądania i obserwuje zderzanie się kultur. A wszystko po to, aby odkryć i poznać świat islamu.”

„Spektakularna i wspaniała …”

„Enigmatyczna opowieść, odwołująca się do tradycji ‘Księgi tysiąca i jednej nocy’.”

Zgłębia istotę miłości???

Hm, moim zdaniem niczego nie zgłębia! Przedstawia infantylnie obsesyjną i naiwną miłość w sztucznie naciąganej narracji. Przede wszystkim jednak, to nie jest żadna miłość, a chore i nieprawdziwe wyobrażenia o niej w formie zauroczenia, co tak bardzo mnie nie dziwi w kulturze islamu, gdzie kobietę traktuje się przedmiotowo, a mężczyźni tłumią swe naturalne instynkty, bo nie potrafią nad nimi zapanować. Są zazwyczaj słabo wykształceni i nieokrzesani, fanatycznie wierni swojej tradycji i religii, a wszystko, co zagraża ich wewnętrznemu porządkowi, uznają za zło i niebezpiecznego wroga. Owszem lubią słuchać bajarzy, bo angażowanie wyobraźni w niezwykłe opowieści leży w ludzkiej naturze i ten aspekt budzi moją empatię. Tak więc, moim zdaniem beznadziejna i dziwię się sobie, że przeczytałam ją w całości. Być może znów uwiodła mnie proza poetycka opisująca swoiste piękno Maghrebu i w niej poczytuję wartość tej lektury.

Aha, i żeby było jasne, profilaktycznie generalizuję problem, bo nie wszędzie i nie wszyscy wyznawcy islamu są źle nastawieni do cywilizacji zachodniej. Jako nastolatka spędziłam trochę czasu wśród Turków, ludzi prostych i niewykształconych, ale również mieszkałam z turecką rodziną ludzi bardzo wykształconych. Kontakty z nimi wspominam bardzo ciepło. Czułam się z nimi bezpiecznie, dobrze, a nawet komfortowo. Być może z uwagi na prestiż mojego taty, który tam pracował, ale myślę, że byli po prostu dobrymi i normalnymi ludźmi, wolnymi od uprzedzeń i fanatyzmu religijnego.

„- Ta historia – powiedziałem – jest tak prawdziwa jak samo życie, i dlatego całkowicie wymyślona. Wszystko w niej jest tworem wyobraźni i nic nie jest tworem wyobraźni. Tak jak w najlepszych opowiadaniach, nie chodzi w niej o konwencję, fabułę, czy wiarygodność, ale o zwykłe międzyludzkie relacje.”

- I na takie podejście liczyłam, tyle że w zasadzie te międzyludzkie relacje są dość ubogie, często powierzchowne i jednopłciowe. Spodziewałam się fabuły w stylu realizmu magicznego, jaką w swoich powieściach perfekcyjnie potrafi kreować Gabriel Garcia Marquez, a napotkałam literacki chłam.

„Dzieci Mahometa, składacie cześć niewiernym! Zachód odcisnął na was swoje piętno, a wy nawet sobie tego nie uświadamiacie!”.

- Hm, jakie konkretnie piętno, pytam? A skoro tak, to dlaczego muzułmanie emigrują do Europy, Ameryki i Australii, gdzie wcale nie są mile widziani? Dlaczego wysyłają tam swoje dzieci, by kształciły się na tamtejszych uniwersytetach, co zazwyczaj nie zmienia ich ograniczonej mentalności?

„- Uważasz znieważanie naszego ładu moralnego za błahostkę?”

- Chodziło o styl, w jaki się ubieramy w naszej ‘podłej’ zachodniej cywilizacji - My tzn. Kobiety! Dlatego wybaczcie, że czasami nasza bezgranicznie naiwna tolerancja wobec ‘kultur’ islamu wydaje mi się żenująca. Pozwolę sobie przytoczyć cytat ze 'Stulecia kłamców' Łysiaka:

„(…) gdy w Europie buduje się meczety bez żadnych kłopotów – w wielu krajach islamu samo posiadanie krzyża lub wzywanie Chrystusa karane jest śmiercią z mocy prawa!”.

Hm, zacznę może od recenzji zamieszczonych na okładce książki:

„Zachwycająca. ‘Autor’ w swej zapierającej dech w piersiach opowieści zgłębia istotę miłości, pożądania i obserwuje zderzanie się kultur. A wszystko po to, aby odkryć i poznać świat islamu.”

„Spektakularna i wspaniała …”

„Enigmatyczna opowieść, odwołująca się do tradycji ‘Księgi tysiąca i jednej...

więcej Pokaż mimo to