-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2020-07-05
2019-07-31
O Czarnej Kompanii dowiedziałem się dzięki Stevenowi Eriksonowi, który często zachwalał i ponoć nawet inspirował się książkami Glena Cooka pisząc swoją niesamowitą Malazańską Księgę Poległych. Ponieważ Czarna Kompania miała tak duży wpływ na powstanie najlepszego moim zdaniem cyklu fantazy, trochę się obawiałem brać za tą książkę, bo bardzo dużo po niej oczekiwałem. Ale Glen Cook nie zawiódł.
Z początku czyta się trochę dziwnie ze względu na narrację w formie kroniki prowadzonej przez jednego tylko bohatera. Ciężko też zżyć się z niektórymi postaciami ze względu na ich ksywki -Porucznik to tylko Porucznik, Kapitan to po prostu Kapitan (zwłaszcza z tymi dwoma miałem problem); nazwy własne też nie są wyszukane, np. Urok, Wiosło, Wielka Tragiczna Rzeka. Magia, może poza paroma przypadkami, nie jest zbyt wykwintna i raczej brutalna, ma zapewnić przewagę nad wrogiem. Gdy już się do tego przywyknie, Czarna Kompania wciąga na dobre.
Nie jest to pierwsza książka tego autora z którą mam styczność. Parę lat wcześniej czytałem Imperium Grozy, z którego między innymi pamiętam, że poszczególne tomy były pod względem poziomu dość nierówne. Tutaj – zaskoczenie – 900 stron czytałem cały czas z dużym albo bardzo dużym zainteresowaniem. Efekt trochę tylko psuje skłonność Cooka do pisania przez pół tomu o wydarzeniach toczących się w dwóch lub więcej miejscach na raz. Nie ma problemu, kiedy wątki od razu przeplatają się ze sobą (jak tutaj w „Cieniu w ukryciu”), ale gdy akcja dzieje się w odstępie lat (tutaj „Biała Róża”), ciężko wciągnąć się w losy jednych bohaterów, gdy nagle przechodzimy do następnych, a postaci drugoplanowe zaczynają się trochę mieszać.
Stworzony świat, sposób prowadzenia fabuły i wszystkie pomysły są oryginalne, akcja szybko gna do przodu, a opisy bitew przemawiają do wyobraźni. Cook pisze dość prostym językiem, w porównaniu do Eriksona czyta się to błyskawicznie, wbrew temu co napisano na okładce oba cykle bardzo się różnią. Czarna Kompania nie zrobiła na mnie tak ogromnego wrażenia jak Malazańska księga Poległych, ale i tak wypadła świetnie; każdy fan gatunku powinien kiedyś zapoznać się z tą pozycją.
O Czarnej Kompanii dowiedziałem się dzięki Stevenowi Eriksonowi, który często zachwalał i ponoć nawet inspirował się książkami Glena Cooka pisząc swoją niesamowitą Malazańską Księgę Poległych. Ponieważ Czarna Kompania miała tak duży wpływ na powstanie najlepszego moim zdaniem cyklu fantazy, trochę się obawiałem brać za tą książkę, bo bardzo dużo po niej oczekiwałem. Ale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-10-30
Dwie kolejne i zarazem ostatnie części cyklu zamknięte w jednej książce. Ze wszystkich kronik, których akcja toczy się na południu, właśnie te dwie finałowe najbardziej przypominają mi pierwsze trzy tomy jeszcze z czasów imperium Pani.
Woda śpi - kto doczytał ze zrozumieniem poprzednią część ten się domyślił, że będziemy tu potrzebować zupełnie nowego kronikarza, którego oczywiście dostajemy i który sprawdza się dużo lepiej niż poprzedni. Książka mimo że obszerna i tak jest spójna, zdecydowanie łatwiejsza do zrozumienia, nie męczy jak poprzedniczki i nie zostawia takiego chaosu w głowie. Kilkadziesiąt stron można by wyrzucić, ale mimo tej objętości i szczegółowości opisów nadal czytało się to naprawdę dobrze. Fabuła jest tak poprowadzona, że świetnie można odczuć wszystkie te lata, które minęły w międzyczasie. Zaimponowało mi wyjaśnienie, czym tak naprawdę jest Równina Lśniącego Kamienia - tego się nie spodziewałem, sam pomysł jest inny niż wszystkie do tej pory w cyklu.
Żołnierze żyją - najdłuższa ze wszystkich. Ponieważ "woda śpi" daje nam praktycznie wszystkie odpowiedzi na pytania, które namnażały się od czasu przybycia Kompanii do Taglios, tutaj już tylko zbliżamy się do wielkiego finału. Początek szału nie robi i szczerze mówiąc zacząłem się nudzić, za to kolejnych kilkaset stron aż do samego końca to po prostu Glen Cook w swoim najlepszym, mistrzowskim wydaniu. Zakończenie jest wyjątkowo kompletne, tzn. wszystkie wątki są wyczerpująco wyjaśnione i rozstrzygnięte, historia każdego z bohaterów opowiedziana do końca lub tak, żeby zamknąć ważny rozdział w ich życiu. Na dosłownie ostatnich stronach odnosi się przytłaczające wrażenie, że w dziejach Kompani właśnie zakończyła się pewna epoka, której było się świadkiem przez tych kilka tysięcy stron.
To moim zdaniem jeden z najlepszych cykli i można go polecić, nawet jeśli ktoś na co dzień nie zaczytuje się fantastyką. Mnie osobiście Czarna Kompania dostarczyła masę emocji zapadając w pamięć na długie lata.
Dwie kolejne i zarazem ostatnie części cyklu zamknięte w jednej książce. Ze wszystkich kronik, których akcja toczy się na południu, właśnie te dwie finałowe najbardziej przypominają mi pierwsze trzy tomy jeszcze z czasów imperium Pani.
Woda śpi - kto doczytał ze zrozumieniem poprzednią część ten się domyślił, że będziemy tu potrzebować zupełnie nowego kronikarza, którego...
2020-01-13
Nie radzę czytać opisu z tyłu książki jeśli cały cykl przerabia się dopiero pierwszy raz – nie dość że to potężny spojler, zdradzający jeden z ważniejszych fragmentów książki, to gdy się chwilę nad nim pomyśli, można wyciągnąć absolutnie błędne wnioski.
Opis fabuły „Srebrnego grotu” też jest nieco mylny, bo Kruk i Pupilka ze swoją ekipą nie mierzą się wcale z „duchem Dominatora”, którego ktoś próbuje uwolnić:
„srebrny grot wydostał się na świat. To już nie Dominator. Dominator nie żyje. To nieśmiertelna esencja zła (…). Naszą misją (…) jest odnaleźć srebrny grot i oddać go pod wieczną straż.” – to akurat nie jest spojler tylko cytat z pierwszej strony książki, który w dużym stopniu oddaje klimat tej konkretnej części; ot taka subtelna różnica. W tym przypadku wydawnictwo raczej się nie popisało.
Jeśli chodzi o treść książki, tym razem pierwsza z trzech zebranych tutaj części trzyma trochę słabszy poziom. Piąta i szósta część cyklu prezentują już mniej więcej taki poziom jak trzy pierwsze, ich akcja bezpośrednio się łączy, dlatego płynnie przechodzi się od jednej części do drugiej. Ważne dla fabuły są tu wątki religii, które autor do tej pory traktował raczej marginalnie. Widać też wzrost umiejętności Glena Cooka, całość w moim odczuciu miała więcej głębi, główne wątki rozplanowane w dłuższej perspektywie, zakończenie mocne, a kilka pytań zostało bez odpowiedzi.
Łatwo zauważyć, że autor wiele lat temu przywiązał się do niektórych postaci, bo wiele z nich powraca właśnie w tej książce; w pewnym momencie nawet myślałem, że skończyły mu się pomysły. Nie pasowało mi trochę nieprawdopodobne momentami szczęście czy wiedza militarna niektórych bohaterów, którzy przed wydarzeniami z książek mieli najwyżej niewielkie doświadczenie wojskowe, a tutaj po krótkim czasie radzili sobie jak zawodowcy.
Nie radzę czytać opisu z tyłu książki jeśli cały cykl przerabia się dopiero pierwszy raz – nie dość że to potężny spojler, zdradzający jeden z ważniejszych fragmentów książki, to gdy się chwilę nad nim pomyśli, można wyciągnąć absolutnie błędne wnioski.
Opis fabuły „Srebrnego grotu” też jest nieco mylny, bo Kruk i Pupilka ze swoją ekipą nie mierzą się wcale z „duchem...
2019-10-13
Jeśli chodzi o ramy czasowe, Glen Cook wydał książkę bardzo w swoim stylu, tj. większość akcji toczy się tu i teraz, ale jest też część, której początki sięgają setek lat wstecz aż do okresu dominacji.
Główny wątek wpasowuje się w klimat pierwszych trzech części cyklu, drobne różnice to np. większa dawka humoru, wulgaryzmów, trochę inne przedstawienie starego Kapitana i Pani. Ten pierwszy wydaje mi się bardziej rozgadany i mniej przytłoczony odpowiedzialnością, natomiast władczyni Imperium w tym wydaniu straciła trochę na swojej tajemniczości. Czarna Kompania w dalszym ciągu tropi Buntowników i Wskrzesicieli, przy czym niemal brak tu większych bitew, więcej mniejszych operacji a sam kronikarz opowiada głównie o sobie i osobach ze swojego otoczenia (ma to swoje wytłumaczenie i późniejsze konsekwencje).
Drugi motyw w książce dzieje się na przestrzeni stuleci, oczywiście w decydującym momencie łącząc się z teraźniejszością, a klimat bardzo przypomina mi tu pierwszą część zupełnie innego cyklu tego autora – Imperium Grozy. Opowieść dotyczy głównie dwóch sióstr Senjak i chociaż mamy tu powiedziane których konkretnie, wbrew pozorom nie jest to takie oczywiste. Pamiętając historię rodziny Pani zwłaszcza z trzeciej części cyklu, szybko dojdzie się do wniosku, że to co przedstawiono w Porcie Cieni totalnie nie pasuje do całej reszty, a ja miałem poważne obawy co do tego, że czegoś zupełnie w tej książce nie zrozumiałem. Koncepcję Glen Cook miał tym razem taką, żeby pewnych spraw nie wyjaśniać bo nawet samo zakończenie jest kwestią niesamowicie otwartą. Może się to podobać lub nie, ale pod koniec trzeba tą książkę na spokojnie przemyśleć i wykombinować własną interpretację, dobrze odwiedzić zagraniczne fora, na których fani analizują koligacje między poszczególnymi bohaterami.
Przygodę z Czarną Kompanią zacząłem trzy miesiące wcześniej, dlatego w zasadzie wszystko mam na świeżo. Nowa książka Glena Cooka nie różni się bardzo od trzech pierwszych części cyklu poza kilkoma wspomnianymi mankamentami. Ci którzy dawno czytali całość i mają sentyment mogą różnicy nawet nie odczuć, bo będzie na tyle niewielka, albo totalnie się zawieść, bo okaże się, że to co przeczytali jest czymś zupełnie innym, niż to co zapamiętali sprzed lat. Mnie czytało się do całkiem dobrze, były co prawda dwa fragmenty na początku i na końcu które trochę znudziły, ale całość dość mocno wciągnęła, pomysły Glena Cooka jak zwykle oryginalne i ciekawe. Chociaż zakończenie z początku trochę mnie skołowało, ostatecznie uważam je za bardzo udane, na pewno zostanie w głowie dłużej niż zazwyczaj.
Jeśli chodzi o ramy czasowe, Glen Cook wydał książkę bardzo w swoim stylu, tj. większość akcji toczy się tu i teraz, ale jest też część, której początki sięgają setek lat wstecz aż do okresu dominacji.
Główny wątek wpasowuje się w klimat pierwszych trzech części cyklu, drobne różnice to np. większa dawka humoru, wulgaryzmów, trochę inne przedstawienie starego Kapitana i...
W siódmym tomie cyklu po raz kolejny dostajemy nowego kronikarza, zwracającego z początku uwagę na różnice we wcześniejszych opowieściach Pani i Konowała; różnice na tyle subtelne, że większość czytelników chyba by ich nie wychwyciła. Narracja Murgena mimo wszystko podobna jest do tej Konowała, z tym wyjątkiem, że chorąży Kompani ma możliwość wrzucania do swoich kronik relacji wielu innych bohaterów, zapewniając szerszą perspektywę. Z pozytywów to by było na tyle, finalnie to niestety najsłabsza część w cyklu.
Jednym z głównych wątków książki jest powrót do oblężenia Dedżagore i dokładniejsze przedstawienie wcześniej omówionych wątków z innej perspektywy. Może się to podobać lub nie, ale "Ponure lata", poza skokami w przeszłość, przedstawiają też dość istotne wydarzenia obecne i, dla dobrego zrozumienia całości, pominąć tej części raczej nie można. Przemyślenia Murgena bywają trudne w interpretacji, dodatkowo właściwie już na samym początku Glen Cook zaczyna trochę mieszać, bo nasz kronikarz swobodnie łączy sobie teraźniejszość z przeszłością, a czasem nawet przeszłość z przyszłością (!). Autora chyba poniosło i wyszedł mu trochę za duży chaos, po raz pierwszy czytając Czarną Kompanię od początku do końca nie wiedziałem, o czym tak naprawdę jest ta część.
"A imię jej Ciemność" bardziej przypomina tomy 5-6, tutaj żadnych eksperymentów nie ma i autor prezentuje tylko bieżące wydarzenia. To najdłuższa do tej pory część cyklu i można to odczuć, mnie osobiście bardziej wciągnęła pierwsza połowa książki, później już trochę nudziła i w pewnych fragmentach sprawiała wrażenie przegadanej. Zakończenie jak zwykle mocne, Glen Cook ma do tego bardzo duży talent, pozytywem jest też częściowe wyjaśnianie tajemnic, które zaczęły się pojawiać kilka tomów wcześniej.
W siódmym tomie cyklu po raz kolejny dostajemy nowego kronikarza, zwracającego z początku uwagę na różnice we wcześniejszych opowieściach Pani i Konowała; różnice na tyle subtelne, że większość czytelników chyba by ich nie wychwyciła. Narracja Murgena mimo wszystko podobna jest do tej Konowała, z tym wyjątkiem, że chorąży Kompani ma możliwość wrzucania do swoich kronik...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to