Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie jestem piewcą opowiadań. Są jednak autorki, na których książki czekam z ogromnym apetytem. Jedną z nich jest Nicole Krauss, która w skondensowanej, wymagającej formie potrafi oddać sedno i istotę życia. Utkane przez Krauss poruszające synapsy i erudycyjne teksty korespondują ze sobą, wchłaniają, wypełniają fabularną przestrzeń i sugestywnie wyświetlają się pod powiekami. Gra kontrastami, kontestuje zastany świat. Opowiada z ogromną czułością i otwartością o kwestiach związanych z tożsamością, rasą i klasą. Zwraca uwagę na przekaz transgeneracyjny i strach ziejący w oczodoły przed zmianą rzeczywistości. Pyta o człowieczeństwo. Rozprawia o studium relacji międzyludzkich, dwoistości naszej natury, grozie i pożodze wojny, niebezpieczeństwach czyhających na ciała astralne i problemach wynikających z niemożności właściwej komunikacji między narodami. O tym, ile kosztuje chęć realizacji, wolność. Banicja przybiera w polifonii wiele warstw. Co ważne: bohaterów różni wiek, status społeczny, mentalność i miejsce pochodzenia. Jednak rozterki przypominają, jak bardzo w gruncie rzeczy jesteśmy do siebie podobni. W tafli zdarzeń i powidokach tragicznych wspomnień odnalazłam traumy, część siebie. Dojrzałam też seksizm, odniesienia m.in. do Holokaustu, religii, seksualności, przemijania, nieuchronnej śmierci i istoty miłości. Uwypuklono również egzystencjalną samotność, poczucie winy, rozszyte rodziny, paradoksy istnienia, małe i wielkie apokalipsy codzienności. Całość mocno refleksyjna, uniwersalna, melancholijna, poruszająca formalnie.Znakomity zbiór opowiadań amerykańskich „Być człowiekiem” został wyróżniony Nagrodą im. Harolda Hyama Wingate'a.
Przekład Zofia Szachnowska- Olesiejuk

Nie jestem piewcą opowiadań. Są jednak autorki, na których książki czekam z ogromnym apetytem. Jedną z nich jest Nicole Krauss, która w skondensowanej, wymagającej formie potrafi oddać sedno i istotę życia. Utkane przez Krauss poruszające synapsy i erudycyjne teksty korespondują ze sobą, wchłaniają, wypełniają fabularną przestrzeń i sugestywnie wyświetlają się pod...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Uśpione” to kompilacja tragicznej historii rodzinnej autora, w której odkrywa tajemnice z przeszłości dotyczące stryja, mające wpływ na bliskich, z działaniami naukowców amerykańskich i francuskich starających się przezwyciężyć szerzącą się epidemię AIDS w 80 latach. Styl A.Passerona ascetyczny i precyzyjny. Odkrywając karty zdarzeń przodków przykrytych patyną czasu i pokłosiem wojny pragnie oddać hołd młodemu mężczyźnie, którego heroina zdetronizowała na swojego właściciela. Wyłuskuje ze strzępów prawdę o powodach, dla których śmierć rozproszyła się po domostwie zostawiając wyrwy. Przy okazji zabierając ze sobą m.in. niewinną małą istotę, która wraz z mlekiem matki została skazana na rychłe odejście z tego padołu łez. Kreśli zdania o bezwzględnych regułach panujących w paranteli. O funkcjonowaniu na prowincji, masarni, metodach uśmiercania braci mniejszych oraz zawodzie pozwalającym przez wiele lat utrzymać się na powierzchni, zadbać o byt ekonomiczny.Dojrzałam różne postawy moralne w ramach jednego systemu rodzinnego, które nie dało się okiełznać. Dominują tu otchłanie tęsknoty, różne formy eskapizmu, szukanie tożsamości, zmowa milczenia i egzystencjalne cierpienie pozostałych.Widok na to, że choroba duszy i ciała jednej osoby ma kluczowe znaczenie dla wszystkich, którzy istnieją obok. Ujmują reminiscencje, składanie mozaiki wspomnień w jeden dojmujący obraz i fakt, że przy pomocy wujka odnosi się do uniwersalnych doświadczeń i traum ogromnej ilości ludzi. Passeron wtłacza w opowieść analizy społeczne. Znalazłam selektywność i pamięci, nadzieję, socjologiczny wymiar i całą gamę emocji towarzyszących każdemu, kto zmuszony był zmierzyć się z ciężarem straty. Egzorcyzmuje strach wielu osób. Łatwo przychodzi przeglądać się w pytaniach bez odpowiedzi. Uzależnienia to zmora także wspołczesnego świata. Nostalgiczne impresje zostawiają z ogromem refleksji o tym, że jedynym, co pewne jest spotkanie z purpurowym zegarmistrzem światła. Nie dziwi polecenie A.Ernaux. Styl, szczerość i odwaga Passerona w debiucie trafia w sam rdzeń serca.Książka wyróżniona Nagrodą Weplera, Nagrodą Première Plume, Nagrodą Summer 2023 i nagrodą miasta Limoges.
Tłumaczenie: Jacek Giszczak

„Uśpione” to kompilacja tragicznej historii rodzinnej autora, w której odkrywa tajemnice z przeszłości dotyczące stryja, mające wpływ na bliskich, z działaniami naukowców amerykańskich i francuskich starających się przezwyciężyć szerzącą się epidemię AIDS w 80 latach. Styl A.Passerona ascetyczny i precyzyjny. Odkrywając karty zdarzeń przodków przykrytych patyną czasu i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Rada smoków Marcin Minor, Barbara Sadurska
Ocena 8,1
Rada smoków Marcin Minor, Barba...

Na półkach:

„Nic nie jest takie, jak się wydaje. To, co jest łatwe, może okazać się trudniejsze, niż myślisz. To, czego się boisz, jest tym, czego szukasz.”Poszukuję literatury dla latorośli i siebie, która w lekkiej otulinie będzie podkreślała fundamentalne wartości , którymi człowiek powinien się kierować, aby godnie przejść przez życie. Sporo efemerycznych chwil poświęcam na wyszukiwanie perełek czytelniczych- to jedna z nich. Czekaliśmy bardzo na kontynuację losów Matyldy i Szaszy, poznanym w pierwszym tomie cyklu „Srebrny smok.”Tym razem będziemy towarzyszyć małolatom w robinsonadzie po świecie pełnym niebezpieczeństw i arbitralnych decyzji mających kluczowy wpływ na losy wyspy i przyjaźni, która kiełkowała pomimo przeszkód. Dzieci, aby uratować baśniowe, urokliwe i nieszablonowe miejsce okraszone apoteozą przyrody i wyłaniającymi się, piętrzącymi jak fale tajemnicami, będą próbowały zwołać radę smoków i zwalczyć lęk przed nowymi wyzwaniami, jakie niesie szkoła. Przeszkadzać w tym będzie Watatsumi i jego potężna, morska siła. Barbara Sadurska przy pomocy legend, żywo rozpisanych postaci i istot wyjętych z wyobraźni zwraca uwagę na istotę relacji międzyludzkich i siłę drzemiącą w człowieku bez względu na ilość lat na liczniku. Rozprawia o oswajaniu strachu, roli rodziny i wartościach płynących z posiadania jej, niezgodzie na wojny na świecie. Asumpt do rozważań na temat konieczności symbiozy człowieka z naturą. Wartością dodatnią jest kanonada emocji, twisty fabularne oraz wspaniałe ilustracje Marcina Minora. Historie idealne na prezent. Polecam czytać po kolei. Niezapomniana podróż po morzach dla całej paranteli, garść śmiechu i wspólnie spędzony wyjątkowy czas -gwarantowane.

„Nic nie jest takie, jak się wydaje. To, co jest łatwe, może okazać się trudniejsze, niż myślisz. To, czego się boisz, jest tym, czego szukasz.”Poszukuję literatury dla latorośli i siebie, która w lekkiej otulinie będzie podkreślała fundamentalne wartości , którymi człowiek powinien się kierować, aby godnie przejść przez życie. Sporo efemerycznych chwil poświęcam na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam za sobą większość dzieł wybitnego futurologa Stanisława Lema. Na „Wielkość urojoną” przez ogromną ilość czasu nie byłam gotowa. Nadal nie mam przekonania, że wszystko zrozumiałam, co chciał przekazać. Dość dodać, że specyficzny, filozoficzny język nie przyswaja się łatwo- lektura pomimo niewielkich gabarytów wymaga ogromnego skupienia. Angażuje w pełni uwagę, pobudza synapsy do działania. To zbiór wstępów do wyimaginowanych publikacji, które mają zobrazować czytelnikom, czym w przyszłości będzie zajmować się nauka. Pisarz serwuje nam pytania o kondycję człowieka. Z ironicznym, niewybrednym humorem kreśli zdania o własnym spojrzeniu i wewnętrznych imperatywach m.in. na sztuczną inteligencję, socjologię, fizykę, kulturę, sztukę, cyfryzację; w tym samoaktualizującą się encyklopedię (myślę, że to może mieć miejsce w niedalekiej przyszłości). Znajdziecie też sporo krytyki totalitaryzmu, pesymizm. Nie brakuje odniesień do ewolucji, biotechnilogii, roli Boga.A przede wszystkim zagrożeń czyhających na człowieka, który nie będzie potrafił we właściwy sposób korzystać z rozwoju technologicznego, czego już dziś mamy po wielokroć dowody. W wyrafinowanej, nieszablonowej i kapsułkowej formie otrzymujemy właściwie całą filozofię Lema, futurystyczne domysły wybitnej jednostki. To nie jest rzecz do poduszki. Dobrze mieć na nią przestrzeń i otwarty umysł. Niewątpliwie „Wielkość urojona” podlana metafizyką i paradoksami istnienia wymyka się gatunkowej klasyfikacji. Można ją rozczytywać przez różne konteksty. Ścieżek interpretacyjnych ogrom. Jest niepokojąco aktualna i momentami przerażająca. Stanowi lekcję pokory i uwagi na wszystko, co nas otacza.

Mam za sobą większość dzieł wybitnego futurologa Stanisława Lema. Na „Wielkość urojoną” przez ogromną ilość czasu nie byłam gotowa. Nadal nie mam przekonania, że wszystko zrozumiałam, co chciał przekazać. Dość dodać, że specyficzny, filozoficzny język nie przyswaja się łatwo- lektura pomimo niewielkich gabarytów wymaga ogromnego skupienia. Angażuje w pełni uwagę, pobudza...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie często zdarza mi się sięgać po thrillery. Najlepiej czuję się w literaturze pięknej. Są jednak autorzy, których dzieła zostają w meandrach ciała. Debiut Macieja Klimarczyka zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie bez znaczenia jest erudycja autora, sprawność językowa, wnikliwość w uwypuklaniu rodzimych realiów i chorób duszy, które należy normalizować. Decyzja o przeczytaniu „Prokuratorki”, w której wraca do bohaterów (i rozwija ich) ze „Śpiewaczki” była więc oczywista. Jednak nie lękajcie się. Można z powodzeniem przeczytać tylko „Prokuratorkę” bez znajomości poprzedniej- tylko po co zabierać sobie tę przyjemność. Kluczową postacią tym razem uczynił prokurator Alicję Zakliczyńską, która podejmie się rozwiązania enigmatycznej śmierci w biurze wiceministra sprawiedliwości-syn polityka podejrzewany jest o morderstwo młodej kobiety. Będzie to dodatkowym problemem do rozsupłania. Jakby rozterki o stawianiu na szali własnego jestestwa nie były wystarczające... Od czego ma przyjaciółkę znającą się na głębinach psychiki ludzkiej i demonach, czyhających aż wyjdą z ukrycia. Klimarczyk jest wnikliwym obserwatorem rodzimej rzeczywistości, sytuacji politycznej oraz zgnilizn i pragnień rządzących, co ma tubalne odzwierciedlenie w fabule. Opowiada o Temidzie i błędach, za które należy zapłacić. O żądzy pieniądza i ludziach piastujących najważniejsze stanowiska, którzy wyzbyli się człowieczeństwa na rzecz dobrobytu i manipulowania, coraz to głupszym narodem. Dojrzałam też rolę kościoła w małych aglomeracjach. Istotą powieści jest pokazanie, do czego doprowadza pragnienie bycia na świeczniku, podsycane problemami natury psychicznej. Autor kreśli zdania o dwoistości ludzkiej natury. O potrzebie sprawiedliwości, którą należy wymierzyć za krzywdy mimo kosztów, jakie trzeba będzie zapłacić za prawdę. Postacie charakterne, wielowymiarowe, żywo nakreślone. Intryga kryminalna i warstwa psychologiczna poprowadzone, jak trzeba. Nie oczekuję niczego więcej od tego gatunku literackiego. Czapki z głów za wartką akcję, twisty fabularne i zakończenie, które zwieńcza kanonadę emocji. Skoro takiego starego wyjadacza, jak ja udało się wrzucić niejednokrotnie w maliny, to nie pozostaje nic innego, jak czekać na kolejną powieść.Oby nie aż trzy lata... Wiem, że czas oczekiwania zostanie ukoronowany rozrywką w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Nie często zdarza mi się sięgać po thrillery. Najlepiej czuję się w literaturze pięknej. Są jednak autorzy, których dzieła zostają w meandrach ciała. Debiut Macieja Klimarczyka zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie bez znaczenia jest erudycja autora, sprawność językowa, wnikliwość w uwypuklaniu rodzimych realiów i chorób duszy, które należy normalizować. Decyzja o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

PRL i płeć piękna niewątpliwie stanowią dla Jarosława Kamińskiego ogromną inspirację. Ma to odzwierciedlenie właściwie we wszystkich książkach. Tu akcja dzieje się w 1987 roku, a więc u schyłku PRL. Czytelnik ma możliwość zobaczyć miłość między dwiema kobietami. Jedna z nich studiuje filozofię, druga zaś trudni się zawodem dziennikarki. Kamiński opowiada o osobach LGBT+ które zostały pominięte w procesie przemian ustrojowych. Pisze o „Solidarności”, jej kobiecym wymiarze oraz istocie wolności. O zderzeniu spojrzenia Zachodu i Polski na zmieniającą się, przepoczwarzająca rzeczywistość. Bohaterki buduje na zasadzie kontrastu. Ich opowieść jednak zostaje przedstawiona oczami mężczyzny wywodzącego się z patriarchatu.Posiadającego irytujący zestaw cech. Jednak ciekawie punktującego przywary konserwatywnych rodaków. Kamiński zwraca uwagę na istotne problemy, ale lubi się powtarzać, wracać do znanych wiernym czytelnikom tematów. Dla jednych będzie to wadą, dla drugich zaletą. Ja, nie jestem targetem. Trudno było mi się tu odnaleźć. Brakowało świeżego spojrzenia, ale doceniam niuanse. Fabuła wielopłaszczyznowa, ale odrobinę przegadana, w której największy nacisk położono na meandry miłości i warstwę językową. „Złodziej bólu" wymaga skupienia i czasu. Kamiński sporą uwagę zwraca na pomijane w debacie publicznej mniejszości seksualne i ich niezaspokojone potrzeby. Diagnozuje zgnilizny ówczesnego społeczeństwa. Pisze o wykluczeniu, niechęci do konfrontacji z faktami na swój temat. Nie brakuje wymiaru socjologicznego, sensualnych opisów i rozczarowań systemem. Oprósza zdarzenia filozoficznym sznytem oraz walką o godne samostanowienie. Po lekturze łatwo zostać z konstatacją, że życie jest ciągłym ruchem a człowiek nawet sam dla siebie jest nieodkrytą wyspą.

PRL i płeć piękna niewątpliwie stanowią dla Jarosława Kamińskiego ogromną inspirację. Ma to odzwierciedlenie właściwie we wszystkich książkach. Tu akcja dzieje się w 1987 roku, a więc u schyłku PRL. Czytelnik ma możliwość zobaczyć miłość między dwiema kobietami. Jedna z nich studiuje filozofię, druga zaś trudni się zawodem dziennikarki. Kamiński opowiada o osobach LGBT+...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Anna Dziewit- Meller w kompilacji opowiada o losach dwóch sióstr szukających porozumienia i ich osobistych wyborach. Bohaterki diametralnie różnią się od siebie mimo wzrastania do życia w jednym systemie rodzinnym, w którym nie brakowało tajemnic i traum zapisanych w trzewiach każdego elementu tego mikrokosmosu. Aleksandra jest w wieku balzakowskim. Posiada 3 latorośle. Marzy o spełnieniu,jako pisarka. Marianna, jej młodsza siostra zna się na działaniach social mediów, jak mało kto. Zmaga się z demonami sprzed lat. Pragnie zapełnić swe serce nowymi uczuciami, jakie oferuje macierzyństwo. Przed kobietami kamienista droga do zmiany zastanej rzeczywistości i naprawy niszczejącej relacji, która przyniesie zaskakujące i często gorzkawe owoce. Autorka z niezwykłą wrażliwością kreśli zdania o miejscu człowieka we wszechświecie i kobiecości oraz nadanych im rolach społecznych. Wielokrotnie nawiązuje do tekstów kultury, braku harmonii. Peroruje o istocie przebaczenia, życiu zdeterminowanym przez przeszłość, meandrach miłości, chorobie toczącej całą parantelę. O atawistycznej sile przetrwania, poczuciu winy, pokorze,walce o zmianę, nieodżałowanych stratach, ludzkiej zawiści, konszachtach na które nie sposób się przygotować. Gra kontrastami. Dużo dzieje się na płaszczyźnie fabularnej, co pozwala na mnogość refleksji o wpływie socjalizacji pierwotnej na dorosłość. Język żywy. Dialogi niemalże namacalne.Łatwo współodczuwać, odnaleźć we fragmentach kawałki szkła, które pieką nadal na dnie oka. Powieść pełna emocji. Obrazuje kondycję człowieka. Oprószona apoteozą natury. Ze sporym wymiarem socjologicznym/politycznym. Prowokuje do rozważań o zawoalowanych związkach międzyludzkich i zadrach w rodzinach, które nie wygładza czas. Mam za sobą wszystkie dzieła autorki. „Juno” najbardziej ze mną rezonuje. Może dlatego, że mam siostrę bliźniaczkę. Że jesteśmy jak ogień i woda, które starają się przy sobie godnie egzystować, choć czasem nie jest to łatwe tj. bohaterkom utkanym przez A. Dziewit- Meller.

Premiera 15 maja

Anna Dziewit- Meller w kompilacji opowiada o losach dwóch sióstr szukających porozumienia i ich osobistych wyborach. Bohaterki diametralnie różnią się od siebie mimo wzrastania do życia w jednym systemie rodzinnym, w którym nie brakowało tajemnic i traum zapisanych w trzewiach każdego elementu tego mikrokosmosu. Aleksandra jest w wieku balzakowskim. Posiada 3 latorośle....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Siedząc samotnie w obcym domu pełnym obcych, czułam, jakbym znalazła się na niebezpiecznych wodach, kiepska pływaczka rzucona na głębię. Byłam planktonem w oceanie wielorybów.”
Wielką przyjemność sprawia mi czytanie konfesyjnej autobiografii M. Angelou. Z utęsknieniem wypatrywałam trzeciego tomu, który bezpośrednio łączy się z pozostałymi i obrazuje awans społeczny postaci oraz podróże, które kształtowały charakter. To widok na to, jak zmieniało się percypowanie rzeczywistości za sprawą arbitralnych wyborów i relacji międzyludzkich. Opowiada o muzyce wypełniającej dni i operze „Porgy and Bess”, dzięki której wiele miejsc na świecie stanęło dla niej otworem. Wraca pamięcią do trudnej przeszłości i nieudanego małżeństwa, po którym zostały blizny, pulsujące poczucie winy
i brak bezpieczeństwa ekonomicznego, przez który po wielokroć zmieniała wykonywany zawód. Rozprawia o systemowej niesprawiedliwości, egzystencjalnej samotności, podziałach klasowych, kwestii rasy. Pięknie wspomina o synu i wyrzutach sumienia wciąż wyświetlających się pod powiekami w związku z decyzją o opuszczeniu go, aby zadbać o finanse, jego przyszłość. Zajmująco oddaje mowę czarnoskórych. Proza ma rytm. Nie brakuje humoru sytuacyjnego, kobiecości,odniesień do literatury oraz autorefleksji. Język Angelou (tak jak i ona) ewoluuje, przepoczwarza się. Nie zabraknie Wam scenicznych wzruszeń i poruszeń, miejsc,które zapragniecie odwiedzić, dławiącej tęsknoty tej aktywistki oraz walki o godny byt, istnienie według własnych reguł. W trzecim tomie, w porównaniu z poprzednimi, znaczący nacisk położono na muzykę, istotę miłości, remanent całego jestestwa oraz życie, które jest wciąż w ruchu. Polecam, ku refleksji o tym, jak nieszablonową, wielowymiarową oraz nietuzinkową postacią była Marqueriete Ann Johnson, którą znamy jako M. Angelou.Nie mogę doczekać się kontynuacji, bo jak zawsze autorka wiele spraw wzięła w nawias.

Tłum. Elżbieta Janota

„Siedząc samotnie w obcym domu pełnym obcych, czułam, jakbym znalazła się na niebezpiecznych wodach, kiepska pływaczka rzucona na głębię. Byłam planktonem w oceanie wielorybów.”
Wielką przyjemność sprawia mi czytanie konfesyjnej autobiografii M. Angelou. Z utęsknieniem wypatrywałam trzeciego tomu, który bezpośrednio łączy się z pozostałymi i obrazuje awans społeczny...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Chodźcie na słowacko-węgierskie pogranicze. Rozsiądźcie się wygodnie w tej kameralnej przestrzeni osnutej naturą. Przyglądajcie się powojniu i jednemu systemowi rodzinnemu, w którym imię Kornélia niesione jest echem przez pokolenia i zbiera owoce. Zobaczcie rytm życia i meandry wsi. A przede wszystkim jej żeński wymiar, w którym zapachy i smaki jeszcze długo po przeczytaniu będą meandrować po arteriach ciała. To pełna krasa człowieczego losu i jego barw. Uwrażliwiającą na ogrom kwestii. Dzięki niej łatwo dojrzeć ilość ról, jakim musi sprostać kobieca część globu.

Autorka z niezwykłą wrażliwością i czułością na detale opowiada o atawistycznej mocy przetrwania, miłości wymagającej poświęceń. O nieuchronności pożegnań, ekopoetyce, cierpieniu, nieodżałowanych stratach, pokorze, gusłach, przemijaniu, egzystencjalnej samotności mimo obecności bliskich i arbitralnym losie, który często decyduje za pokiereszowane bohaterki. Za nas... Składa w narracji zanurzonej po brzegi w metaforze dojmujące zdarzenia- tworząc jedną poruszającą panoramę o związkach międzyludzkich, przekazie transgeneracyjnym i sile kobiet. Wplata jak warkocz we włosy ziołolecznictwo (co prowokuje do wielu rozważań i korzystania z dobrodziejstw przyrody).Urzeka liryczna parabola doznań, folklor, niespieszny sznyt, emocjonalny wymiar i alegorie stosowane w opowieści. Autorka sprawia, że zwalniamy. Inaczej patrzymy na parantelę, korzenie rodowe. Doceniamy nasz mały mikrokosmos, dane szanse. Przystajemy. Słuchamy tego, co niewysłowione. Bierzemy garściami z lekcji, jakie niesie w podarunku życie oraz doznań ludzi, którzy mimo kłód zdecydowali o naszym istnieniu. Trudno uwierzyć, że mowa o debiucie. Tak wiele tu warstw, które poruszają pierwotną wrażliwość.

Przekł. Izabela Zając

Chodźcie na słowacko-węgierskie pogranicze. Rozsiądźcie się wygodnie w tej kameralnej przestrzeni osnutej naturą. Przyglądajcie się powojniu i jednemu systemowi rodzinnemu, w którym imię Kornélia niesione jest echem przez pokolenia i zbiera owoce. Zobaczcie rytm życia i meandry wsi. A przede wszystkim jej żeński wymiar, w którym zapachy i smaki jeszcze długo po...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mahsa Motebali zaprasza czytelników do Teheranu. Miejsce zaprzątnięte chaosem, czego zdaje się nie dostrzegać główna antypatyczna bohaterka, której umysł zaabsorbowany jest poszukiwaniem przez dobę związków psychoaktywnych, by zabić toczący ją głód. W tej kompilacji sporo miejsca poświęcono „rozpadowi". Przybiera wiele form (także związków międzyludzkich), co uwypukla radykalny język. Autorka dotyka problemów w zdestabilizowanych systemach rodzinnych. Wrzuca nas w samo jądro zdarzeń, które zamieniają znaną rzeczywistość w stupor. Podlewa to niewybrednym humorem. Obrazuje degrengoladę i podział zwaśnionego społeczeństwa, zmiany w przestrzeni jednego miasteczka będącego tu fundamentalną postacią i reżim stosowany przez władzę. Spory nacisk kładzie na wymiar socjologiczny. Akcja wartka. Napięcie budowane jak trzeba. Z pietyzmem oddane kulturowe realia, co ma odniesienie m. in. w przypisach. Zajmująco ukazane zostało funkcjonowanie w Iranie w trakcie „trzęsienia ziemi", dzięki czemu uwypuklone bizarne sceny bez trudu wyświetlają się na siatkówce oka. Widok na to, że ludziom przemoc spowszedniała. Są również feministyczne akcenty. Ujmuje również działalność i odwaga Mahsy Mohebali( googlowałam po lekturze). Zwracanie uwagi na zgnilizny własnego kraju, pomimo ostracyzmu, na jaki z pewnością w wielu kręgach jest skazywana. Historia łotrzykowska. Bogata w konteksty, co pozwala na mnogość interpretacji i rozmów na jej temat. Bardzo ciekawa formalnie. Nieodkładalna. Gorzka jak piołun, wielowymiarowa, angażująca w pełni także dzięki wspaniałej pracy tłumaczki- Aleksandry Szymczyk.
„Nie ma co” zostało nominowane do National Translation Award 2022 (USA) oraz New Yorker Best Book of 2022, a także uhonorowane w 2010 roku najbardziej prestiżową nagrodą literacką w Iranie – Literacką Nagrodą Houszanga Golsziriego.
To jedna z najpiękniejszych okładek, jakie kiedykolwiek widziałam.

Mahsa Motebali zaprasza czytelników do Teheranu. Miejsce zaprzątnięte chaosem, czego zdaje się nie dostrzegać główna antypatyczna bohaterka, której umysł zaabsorbowany jest poszukiwaniem przez dobę związków psychoaktywnych, by zabić toczący ją głód. W tej kompilacji sporo miejsca poświęcono „rozpadowi". Przybiera wiele form (także związków międzyludzkich), co uwypukla...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Doskonale pamiętam, ile czasu spędzałam w osiedlowej bibliotece za pacholęcych lat. Do dziś wspominam moją robinsonadę do miejsca wypełnionego różnorodnymi książkami i ciekawymi rozmowami. Do przestrzeni o zapachu orzechowej kawy wracam z wielkim rozrzewnieniem, dlatego tak chętnie zanurzyłam się po krańce palców w tej otulającej, polifonicznej historii rozszytej na pięć narracji, eksploatującej przede wszystkim siłę płynącą z literatury i wpływ empatii jednostki na wszystko, co otacza. Mówiącej o ludziach, którzy pracują w bibliotekach i mają serce na dłoni. Porusza mnie wykreowana postać Komachi- bibliotekarki. Jej takt, uwielbienie do rzeczy wykonanych z filcu, erudycja, dobór książek i szacunek dla każdego bez względu na jego osobiste i często dojmujące przeżycia sprawiały, że od razu po lekturze zapragnęłam wybrać się do magicznego miejsca, jakim niewątpliwie jest biblioteka- co finalnie wczoraj uczyniłam. Nie znajdziecie w prostej fabule wielu zaskoczeń, ale ogrom ciepła i nadziei na lepsze dni z pewnością ogrzeją serce. W historii przedstawiono, jak ważne jest kto wykonuje ten specyficzny zawód. Autorka peroruje o szerokim otwarciu oczu na niewykorzystane możliwości, walkę o lepsze jutro. O tym, że życie jest zmianą, na którą warto otworzyć szeroko okiennice oczu. Zwraca uwagę na straty, problemy i błędy rodzicielskie, marzenia z przeszłości i jesień życia, która może przynieść zaskakujące owoce. Cieszyło nagromadzenie metafor, które miałam ochotę zapisać w kajeciku.Nie bez znaczenia są refleksje i różnorodne postawy moralne bohaterów otrzymujących osobliwe podarunki. Przede wszystkim wiwisekcja działań głównej protagonistki robi wrażenie. Żałuję jedynie, że tak bardzo eksploruje się tutaj rolę „pracy”. Jeśli szukacie komfortowej lektury, która pozwala odpocząć od trosk, dodatkowo obrazującej jak ważny, wartościowy i niedoceniony niestety! Jest zawód bibliotekarza, o czym wielokrotnie można się przekonać- sięgnijcie.

Doskonale pamiętam, ile czasu spędzałam w osiedlowej bibliotece za pacholęcych lat. Do dziś wspominam moją robinsonadę do miejsca wypełnionego różnorodnymi książkami i ciekawymi rozmowami. Do przestrzeni o zapachu orzechowej kawy wracam z wielkim rozrzewnieniem, dlatego tak chętnie zanurzyłam się po krańce palców w tej otulającej, polifonicznej historii rozszytej na pięć...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jest łatwo dorastać w niepełnej rodzinie. Wiadomo, że socjalizacja pierwotna ma ogromny wpływ na dalsze koleje żywota. Łukasz- główny bohater tego kameralnego dramatu sporą część swojego jestestwa próbuje zapełnić wyrwę po ojcu, pozbierać kawałki własnej tożsamości w całość i pozbyć się wstydu, co petryfikuje nie dając zapomnieć o tym, że wzrastał do życia bez fundamentu, jakim jest posiadanie blisko serca obojga rodziców. Uważa, że fortuna daje mu możliwość rozmowy z tym, kogo utracił. Tylko jak poskładać się z odłamków, gdy Alhaimer zdetronizował na swojego "pana" ojca głównego bohatera? Uderza mnie wymiar socjologiczny i uniwersalność słów kierowanych do czytelnika obrazujących deficyt miłości, demony siedzące w umyśle zaburzające percypowanie rzeczywistości a także kryzys egzystencji, męskości i ojcostwa, które mają wiele form. Nie bez znaczenia w narracji jest pewien rodzaj vendetty za doznane krzywdy i odniesienia do Pisma mające poszerzyć widok na skowyt postaci przypominający obrazy Beksińskiego. Nie zgadzam się konkluzją autora wetkaną pomiędzy wierszami, że cierpienie uszlachetnia. Nie przeszkadza to jednak w zachwytach nad erudycją Grzegorza Górnego. Bliski mi w tym względzie jest ksiądz Tischner i jego widok na ból; między innymi rozłąki (…) Niemniej nie cierpienie jest tutaj ważne. Nie ono dźwiga. Wręcz przeciwnie, cierpienie zawsze niszczy. Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość”.Gęsto tu od emocji i niepamięci, które pęcznieją do krzyku -wbijały się we mnie jak drzazgi po cichu, cichutku. Wspaniała jest subiektywizacja wrażeń, zintensywikowanie wrażeń poprzez umiejętne budowanie napięcia, taplanie się w metaforycznym sosie oraz wielowymiarowa konstrukcja. Litania wzajemnych oskarżeń niemalże namacalna. Nie stanowi problemu przejrzeć się w oczach Łukasza płonących z wściekłości i rozczarowania. Jestem zdumiona, że na niespełna 70 stronach z pietyzmem oddano kanonadę emocji między postaciami i pęknięcia w psychice, które mogą podsuwać obrazy, które większość z nas spychało przez długi czas w odmęty podświadomości...W końcu musi dojść do erupcji a prawda ma to do siebie, że przychodzi sama. Dramat trafił do mojej pierwotnej wrażliwości. Jest duża szansa, że nigdy go nie zapomnę.

Nie jest łatwo dorastać w niepełnej rodzinie. Wiadomo, że socjalizacja pierwotna ma ogromny wpływ na dalsze koleje żywota. Łukasz- główny bohater tego kameralnego dramatu sporą część swojego jestestwa próbuje zapełnić wyrwę po ojcu, pozbierać kawałki własnej tożsamości w całość i pozbyć się wstydu, co petryfikuje nie dając zapomnieć o tym, że wzrastał do życia bez...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Dom dla wielu ludzi stanowi oazę bezpieczeństwa. Dla części z nich jednak jest ucieczką przed traumami i toksycznymi relacjami, czego przykładem jest główna protagonistka w tym przejmującym utworze literackim. Meredith jest w średnim wieku. Pozornie widzie spokojne życie u boku kota i oddanej przyjaciółki. Jednak wydarzenia z przeszłości kładą się cieniem na doczesności. Tylko walka z demonami i otwarcie domostwa po 1214 dniach może wpuścić na nowo nadzieję na zmiany. Najciężej jest zacząć, zmienić wektor dróg... W tej kompilacji utkanej z mozaiki emocji i miłości do puzzli, gdzie akcja dzieje się dwutorowo, autorka opowiada o granicznych zdarzeniach mających determinujący wpływ na dalsze losy jednostki. Kreśli zdania o problemach natury psychicznej, nieodżałowanej stracie, nieutulonej samotności i niebie, które może być drugi człowiek, skłonny rozłożyć parasol ochronny nad tymi, u których wciąż sztorm. Urzeka mnie uniwersalizm tego wielowymiarowego i wzruszającego debiutu wypełnionego scenicznymi poruszeniami, w którym wcześniejsze lata plamią współczesność. Claire Alexander peroruje o wartościach, którymi warto się kierować w ziemskiej drodze. Nie bez znaczenia (jak w tytule) jest wskazanie jak ważne są właściwe relacje/związki międzyludzkie. Ujmuje kreacja postaci, którym nie sposób nie kibicować. Dość dodać, że łatwo empatyzować z Meredith i wielokrotnie uśmiechnąć, zanurzając się w niemalże namacalnych dialogach. Dobrze jest zobaczyć, że da się wyrwać z matni zdarzeń złych i mimo burz trzymać się nadziei na zmianę- jak tratwy. Z pewnością warto ekstrapolować tego typu historie pozwalające oderwać się od codzienności. Już szczególnie wtedy, gdy u nas mżawka w oczodołach. By dzięki nim uwierzyć, że przepracowanie traum jest możliwe. „Nie jesteś sama, Meredith” jest niczym plaster z lidokainą. Nie dziwi więc, że została tak ciepło przyjęta przez czytelników.
Przekł. Agata Ostrowska

Dom dla wielu ludzi stanowi oazę bezpieczeństwa. Dla części z nich jednak jest ucieczką przed traumami i toksycznymi relacjami, czego przykładem jest główna protagonistka w tym przejmującym utworze literackim. Meredith jest w średnim wieku. Pozornie widzie spokojne życie u boku kota i oddanej przyjaciółki. Jednak wydarzenia z przeszłości kładą się cieniem na doczesności....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Główny, bezimienny narrator tej kameralnej, nielinearnej, wielopłaszczyznowej, nostalgicznej noweli, zawiera w sobie struktury jestestwa większości z nas. Życie go doświadczyło, zostawiło blizny na duszy i sercu. Zdrada na zawsze zapisała się na siatkówce oka. Muzyka, która wypełnia jego trzewia, nadaje rytm istnieniu każdemu darowanemu porankowi. Przypomina o purpurowym zegarmistrze światła, nieuchronności pożegnań, marzeniach umierających na rękach. Jest motorem napędowym do grzebania w okruchach wyjątkowych- choć efemerycznych chwil, które należy docenić tj. jak rozmowy z wdowcem- chociaż na powiekach wyściela się subtelnie deszcz za tym, co bezpowrotnie utracone.Tajwański autor wyciska esencję ze słów, cyzeluje je. Uderza mnie fragmentaryczna konstrukcja, poetyka zdań, ilość scenicznych poruszeń; w tym miłość do dźwięków, nieoczywista przyjaźń oraz atmosfera stworzona za sprawą wplecionych z pietyzmem klasycznych utworów (Gould, Rachmaninow, Richter, Schubert). Bawi się niedopowiedzeniami, przez co zintensyfikował moje uczucia. Grał na nich- doskonale wybierał akordy. Mam jednak świadomość, że brak fabularnej klamry i ilość rzeczy upchanych pomiędzy wierszami części z was może przeszkadzać. Osobiście doceniam puszczanie oka do czytelnika, subiektywizację wrażeń. Finalnie pozostawił z poczuciem niedosytu, które pobudziło synapsy do działania. Wielbiciele klasyki z pewnością znajdą tu wiele elementów, które zachwycą, wyświetlą wspomnienia. Rezyliencja bohatera sporo ma w sobie ze stoicyzmu. Nuty egzystencjalnej samotności prowokują do refleksji nad zastaną rzeczywistością i przeznaczeniem materializującym się bez względu na to, co człowiek uczyni na tym padole łez.

Przekł. Katarzyna Sarek

Główny, bezimienny narrator tej kameralnej, nielinearnej, wielopłaszczyznowej, nostalgicznej noweli, zawiera w sobie struktury jestestwa większości z nas. Życie go doświadczyło, zostawiło blizny na duszy i sercu. Zdrada na zawsze zapisała się na siatkówce oka. Muzyka, która wypełnia jego trzewia, nadaje rytm istnieniu każdemu darowanemu porankowi. Przypomina o purpurowym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie dajcie się zwieść enigmatycznej i niepokojącej okładce „Mowy chleba” Elżbiety Łapczyńskiej. To naturalistyczna i dojmująca historia obrazuje niezwykle przygniatającą i trudną rzeczywistość dzieci umieszczonych w rumuńskim sierocińcu na chwałę Ceausescu, który robił wszystko, by państwo rosło w siłę bez względu na poniesione koszty, co tubalnie odzwierciedlone zostało w niehumanitarnych warunkach bytowania latorośli i faktach historycznych. One, walcząc o przetrwanie i odrobinę matczynego ciepła, decydują się brać udział w transowych rytuałach,by na moment zapełnić umysły. To pozwala oderwać się od zastanej, wrogiej rzeczywistości, w której króluje głód i brak zaspokojenia elementarnych potrzeb- w tym dotyku. Posiłki osieroconych mroziły mi krew. Autorka pomiędzy wierszami pisze o Dekrecie 770 powstałym w 1966 roku w Rumunii i konsekwencjach aborcji. O systemowej niesprawiedliwości, potrzebie bliskości wyrażanej oczami w „rodzinach”, niemożności właściwej komunikacji w ich obrębie oraz nierównościach wynikających z płci. O ekopoetyce. Widać, że Łapczyńską zajmuje ornitologia; w tym metody komunikacji między różnymi gatunkami ptaków. Powieść nieszablonowa, przesiąknięta bólem. Zawłaszczająca uwagę przez wyciskanie esencji z ojczystego języka. Zaserwowane widoki bardzo przygniatające. Plastycznie wyświetlają się pod powiekami szczególnie te, które dotyczą egzystencjalnej samotności i cierpienia niewinnych. To turpizm w pełnej krasie jest. Rzecz dla osób uwielbiających sięgać po eksperymenty literackie, zanurzone po brzegi w surrealizmie. Dodatkowo balansująca na granicy jawy i koszmaru, do jakiego zdolny jest człowiek w imię płytkich pobudek. Jeśli „Bestiariusz nowohucki” uznaliście za jazdę bez trzymanki, to teraz Łapczyńska tubalnie wam pokaże, że ma wyobraźnię niczym plazma i się dopiero rozkręca. Nosem czuję, że za „Mowę chleba” otrzyma w przyszłości jedną z nagród literackich. Tak bawić się emocjami czytelnika przez nagromadzenie granicznych wydarzeń i pisać o kondycji ludzkiej natury potrafi niewielu.

Nie dajcie się zwieść enigmatycznej i niepokojącej okładce „Mowy chleba” Elżbiety Łapczyńskiej. To naturalistyczna i dojmująca historia obrazuje niezwykle przygniatającą i trudną rzeczywistość dzieci umieszczonych w rumuńskim sierocińcu na chwałę Ceausescu, który robił wszystko, by państwo rosło w siłę bez względu na poniesione koszty, co tubalnie odzwierciedlone zostało w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Czternaście nocy Margaret Atwood, Joseph Cassara, Sylvia June Day, Emma Donoghue, Diana Gabaldon, Tess Gerritsen, John Grisham, Mira Jacob, Erica Jong, Celeste Ng, Mary Pope Osborne, Douglas Preston, Alice Randall, Ishmael Reed, Nafissa Thompson-Spires, Meg Wolitzer
Ocena 8,1
Czternaście nocy Margaret Atwood, Jo...

Na półkach:

Nie ukrywam, że raczej stronię od książek, gdzie jednym z bohaterów jest Covid-19


Jednakże dobór 36 autorów w tej polifonii obrazującej 14 dni z życia mieszkańców jednego z apartamentowców w Nowym Yorku w 2020 roku wzbudził moją ciekawość na tyle, by sięgnąć. Co ważne zbiór to ,,[...] transkrypcja nieodebranego rękopisu znalezionego w magazynie komendy policji [...]” w NY. Warto nadmienić, że jest to projekt charytatywny i poruszone zagadnienia są fundamentem działalności Authors Guild Foundation. Najważniejszym aspektem opowiadań jest po prostu wartość płynąca ze słów oraz dzielenia się fragmentami własnego jestestwa, które mają być lekcją dla słuchaczy o różnym statusie społecznym i pochodzeniu, wywodzącym się z różnych środowisk; w tym przypadku Amerykanów i Kanadyjczyków. Nie sposób ustalić czytelnikowi, czy opisane sprawy miały miejsce w rzeczywistości. Szkatułkowa książka oprószona reminiscencjami została podzielona na czternaście nocy, w których postacie się spotykają. Narracje się przeplatają, co może powodować dezorientację. Na szczęście w ostatnim rozdziale otrzymujemy klarowną informację, kto odpowiada za konkretną część. Nagromadzenie wyjątkowych literatów (np. Meg Wolitzer, Margaret Atwood, John Grisham) z pewnością zachęci wielu do przeczytania. Poruszono tu ogrom fundamentalnych zagadnień. Bohaterowie opisują zmagania z życiem. Są różnorodnie, ale subtelnie ukazani. Rozprawiają o roli języka, sąsiadach, traumach, egzystencjalnej samotności, potrzebie wspólnotowości. Nie brak vendetty, dezorientacji, próby oswojenia nowych realiów oraz wszędobylskiej polityki, nieodżałowanych strat, odniesień do II Wojny Światowej. Przypominają o tym, do czego doprowadza izolacja i bezbrzeżny strach o to, co przyniesie jutro. Zbiór jest nierówny, co było do przewidzenia. Za zbędne uważam słowa o Eurowizji- to spłyca emocje. Jednak zakończenie stanowi zaskakującą i sytą klamrę. Na największą uwagę zasługuje ukazanie relacji międzyludzkich, które ewoluują poprzez graniczne wydarzenia i mnogość form narracyjnych. Całość okraszona sporą ilością humoru sytuacyjnego, transcendencją i twistami fabularnymi. Spore wrażenie zrobiła na mnie „Noc dwunasta” Dave'a Eggersa i dyskusje między mieszkańcami, w których sportretowano m.in. przemijanie, kwestie związane z rasą, religią i miłość do bliskich, która nie mija wraz ze śmiercią członków paranteli. Wtrącenia o dwóch duchach egzystujących w jednym z nich spowodowały uśmiech w kącikach ust. Polecam dawkować sobie w małych dawkach „Czternaście nocy” zredagowanych przez Margaret Atwood i Douglasa Prestona, gdyż zatrzymywanie się nad każdym z osobna zmusza do refleksji nad tym, co powinno być najważniejsze w ziemskiej drodze, a często traktowane po macoszemu.

Nie ukrywam, że raczej stronię od książek, gdzie jednym z bohaterów jest Covid-19


Jednakże dobór 36 autorów w tej polifonii obrazującej 14 dni z życia mieszkańców jednego z apartamentowców w Nowym Yorku w 2020 roku wzbudził moją ciekawość na tyle, by sięgnąć. Co ważne zbiór to ,,[...] transkrypcja nieodebranego rękopisu znalezionego w magazynie komendy policji [...]” w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest coś intoksykującego w czytaniu książek o zawiłościach relacji w podstawowych komórkach społecznych. Pewnie dlatego, tak chętnie po nie sięgam. Claudia Durastanti w „Obcej” pochyla się nad własnymi korzeniami. Wraca pamięcią do pacholęcych lat, nieutulonej tęsknoty za poczuciem bezpieczeństwa i wzrastaniem do życia w domu, w którym oboje rodziców było głuchych- każde w wyniku innych perturbacji. Zwraca uwagę na metody komunikacji w zdestabilizowanym systemie rodzinnym, potrzebę przynależności oraz efemeryczne chwile zapisane na ławce pamięci. Kreśli zdania o dorastaniu w Ameryce i we Włoszech, poczuciu wyobcowania oraz perturbacjach i doświadczeniach przodków mających determinujący wpływ na losy kolejnych pokoleń. Sporo miejsca poświęca dojrzewaniu, wspinaniu się na drabinie społecznej, roli języka w codzienności i selektywności pamięci, co jest w narracji najciekawsze. Okrasza wydarzenia tekstami kultury, trudami emigracji, artyzmem. Nie sposób opisywanych tu nielinearnie momentów dni zamknąć w ramach jednego gatunku. Należy z odłamków zbudować postać głównej protagonistki. Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy wszystko, co otrzymałam, miało miejsce w przeszłości. Tak wiele tu sprzecznych głosów, spojrzeń na fundamentalne sprawy, że zostają jedynie pytania. Autorka ciekawie punktuje przywary bliskich, wielokrotnie ucieka w dygresje. Za bardzo teoretyzuje. Wspomina przyjaciółkę będącą w szponach nałogu. Zwykle jest autorefleksyjna. Pragnie wolności. Potrafi korzystać z dobrodziejstw ciała i przygód, jakie niesie życie. A jednak odniosłam wrażenie, że jest rozszytą pogubioną, samotną wyspą... i pudruje przeżycia. Język prowadzenia czytelnika prosty, ale znalazłam kilka ciekawych spostrzeżeń, nad którymi zamierzam się we własnej orbicie pochylić. Parantela ukazana w „Obcej” jawi się jako bardzo poraniona, co ma przełożenie, chociażby w widoku na przekaz transgeneracyjny. Po wszystkim zostałam z refleksją, że każdy ma swoją prawdę.Powieść wyróżniona Nagrodą Strega Off oraz Nagrodą im. Luigiego Russo. Znalazła się także w finale Nagrody Stregi. Planowany jest serial zbudowany na jej kanwie, co warto nadmienić.

Przekł. Tomasz Kwiecień

Jest coś intoksykującego w czytaniu książek o zawiłościach relacji w podstawowych komórkach społecznych. Pewnie dlatego, tak chętnie po nie sięgam. Claudia Durastanti w „Obcej” pochyla się nad własnymi korzeniami. Wraca pamięcią do pacholęcych lat, nieutulonej tęsknoty za poczuciem bezpieczeństwa i wzrastaniem do życia w domu, w którym oboje rodziców było głuchych- każde w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznaję, że nie czytałam zbyt wiele książek opisujących wojnę na Bałkanach. Nie byłam gotowa na to, że Cvijetić przy pomocy codzienności zwaśnionych mieszkańców dwóch wieżowców w Prijedorze (miejscu swojego pochodzenia) bedzie potrafił wyrazić niewyobrażalne w tak sensoryczny sposób. Doprowadził mnie do rzęsistych łez. Tragizm zdarzeń z 1992 roku na zawsze zapisał się na siatkówce oka. Autor doskonale oddaje grozę i pożogę działań zbrojnych. Z pietyzmem kreśli traumy i emocje kłębiące się w arteriach postaci w sytuacji granicznej, na którą nie sposób się przygotować. Odmalowuje ich atawistyczny strach, postawy moralne, walkę i finalnie utratę bezpieczeństwa. Bawi się formą. Przypomina o demonach...Czuć w każdym akapicie, że w życiu pewne są tylko śmierć i podatki (scena z listonoszem jest bardzo wymowna).Dzieciństwo tu znika jak poranna mgła. Słowa powodują dyskomfort. Są celne jak strzały w potylicę, angażujące do cna. Smutek, metody indoktrynacji, pozbawiania istnienia oraz przekaz transgeneracyjny zostały odmienione przez przypadki. Winda znanej firmy oglądająca dantejskie sceny w hermetycznej społeczności ma wymiar metaforyczny. Śmierć śpieszy, by zabić. Cvijetić na niewielkiej ilości stron wypełnionej egzystencjalnym cierpieniem i bezsensownymi stratami tubalnie wskazuje, że tylko dziś jest nasze. Historia uniwersalna i aktualna, przygniatająco realistycznie rozpisana. Szarpie za krtań. Zmusza do zastanowienia nad kondycją człowieka.
Przekł. Dorota Jovanka Ćirlić

Przyznaję, że nie czytałam zbyt wiele książek opisujących wojnę na Bałkanach. Nie byłam gotowa na to, że Cvijetić przy pomocy codzienności zwaśnionych mieszkańców dwóch wieżowców w Prijedorze (miejscu swojego pochodzenia) bedzie potrafił wyrazić niewyobrażalne w tak sensoryczny sposób. Doprowadził mnie do rzęsistych łez. Tragizm zdarzeń z 1992 roku na zawsze zapisał się na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

,,To tylko ciało, skóra. Nie ma potrzeby tego rozpamiętywać”.
,,Ślady nocy" zostały napisane na kanwie prawdziwych wydarzeń z 2015 roku. Dotyczą nadużyć seksualnych stosowanych przez policjantów z Oakland głównie na czarnych kobietach. Mottley główną bohaterką uczyniła nastolatkę, która starając się zarobić na czynsz i godniejsze warunki bytowania dla siebie, brata i sąsiada decyduje się na drastyczny krok: zostaje prostytutką, co doprowadza do tragedii całkowicie zmieniającej zastaną rzeczywistość całego systemu rodzinnego. Ciekawie oddaje kłębiące się uczucia dziewczyny. Jednak momentami za bardzo ucieka metaforykę, która spłyca emocje. Nie pasuje mi to do tak granicznych zdarzeń i cierpienia postaci. Nie mogę jednak pominąć niewątpliwego talentu wyciągania esencji ze słów przez autorkę, który znakomicie pasowałby do literatury pięknej. Łączy lirykę z językiem młodzieży i brutalizacją życia niskich warstw społecznych starających wyrwać się z marazmu. Obrazuje metody przemocy (także seksualnej) na nieletnich stosowane przez tych, którzy mieli ich ochraniać. Statystyki przytoczone przez Mottley są zatrważające. ,, [...] badanie z 2010 roku wykazało, że przemoc seksualna ze strony funkcjonariuszy to drugi najczęściej spotykany przypadek policyjnych nadużyć i nieproporcjonalnie często dotyka kobiety niebiałe”. Pisze o seksualizacji dzieci i zgniliznach własnej małej Ojczyzny. O systemowej przemocy "kobiecości i dorosłości czarnych dziewcząt", nierównościach społecznych, poszukiwaniu sprawiedliwości i wydarzeniach, które na zawsze odcisnęły piętno na mieszkańcach tego specyficznego miejsca, w którym szara rozprzestrzenia się jak febra. Powieść docenioną przez O. Winfrey i szeroko komentowaną w klubie książki czyta się z lekkością pomimo poruszonej tematyki, co dla jednych czytelników będzie wadą, dla drugich zaletą.

Przekł. Kaja Gucio

,,To tylko ciało, skóra. Nie ma potrzeby tego rozpamiętywać”.
,,Ślady nocy" zostały napisane na kanwie prawdziwych wydarzeń z 2015 roku. Dotyczą nadużyć seksualnych stosowanych przez policjantów z Oakland głównie na czarnych kobietach. Mottley główną bohaterką uczyniła nastolatkę, która starając się zarobić na czynsz i godniejsze warunki bytowania dla siebie, brata i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam zanurzać się w historiach balansujących na cienkiej granicy jawy i snu. „Zwierzęta łowne” Anny Mazurek idealnie się wkomponowały w melancholijny nastrój towarzyszący mi od kilkudziesięciu dni i deszcz uderzający w tym momencie miarowo w okiennice domostwa. Powieść wielowątkowa, szkatułkowa, gęsta od bezsensownych strat. Obrazująca problemy w relacjach międzyludzkich i przeszłość, która kładzie ciężką łapę na dalszych wyborach występujących tu rozszytych i pogubionych postaci. Pisarka pokazuje wpływ socjalizacji pierwotnej na dalsze koleje żywota. Sugestywnie pisze o różnych rodzajach przemocy, która wielu spowszedniała. Portretuje w polifonii tych, którzy starają się zamknąć bramy trudnych zdarzeń i uwolnić od toksycznych osób. Werbalizuje o cierpieniu braci mniejszych. Uwypukla hermetyczną wiejską społeczność, w tym Szeptuchę, dzięki czemu pozwala zobaczyć, jak wiele ukrytych symboli dostajemy od losu i lasu, który nieopodal szepcze znamienne słowa... Żałuję, że nie rozwinięto szerzej wiwisekcji psychiki bohaterów, a jedynie delikatnie nakreślono zróżnicowane postawy moralne. Czuję niedosyt. „Zwierzęta łowne” są wielopłaszczyznowe, rozsmakowane w metaforze, co moim zdaniem stanowi ogromny atut powieści. W dodatku oprószone zagadką, którą należy rozwikłać i oniryzmem, co wzmaga poczucie niepokoju. Największą zaletą jednak jest fakt, że pozwalają na mnogość ścieżek interpretacyjnych; a więc i rozmów na temat poruszanych tu zagadnień, w tym potrzeby obecności, utulenia tęsknoty. Diagnoza stawiana przez Annę Mazurek tubalnie dobija do arterii fakt, że największą bestią na świecie jest człowiek, co dostrzeżecie, chociażby po działaniach myśliwych i pewnej ubojni. Ujmuje język, poetyka zdań.Czytelnicy książek Olgi Tokarczuk, Urszuli Honek, Małgorzaty Lebdy, czy Jagi Słowińskiej powinni docenić niuanse fabuły. Z pewnością będę się dalej przyglądała literackiej ścieżce Anny Mazurek, gdyż spore wrażenie zrobiła na mnie wrażliwość autorki i plastyczne przedstawienie problemów dzisiejszego świata tabuizowanych i przemilczanych w debacie publicznej.

Uwielbiam zanurzać się w historiach balansujących na cienkiej granicy jawy i snu. „Zwierzęta łowne” Anny Mazurek idealnie się wkomponowały w melancholijny nastrój towarzyszący mi od kilkudziesięciu dni i deszcz uderzający w tym momencie miarowo w okiennice domostwa. Powieść wielowątkowa, szkatułkowa, gęsta od bezsensownych strat. Obrazująca problemy w relacjach...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to