rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Tekst także na www.pozaLogika.pl

Podczas pokrzepiającej lektury "Niemożliwych świadectw" towarzyszyło mi pochodzące z głębi uczucie wdzięczności i radości. Ksiądz Łukasz, ewangelizator i człowiek modlitwy, przeprowadza czytelnika przez proces wewnętrznego uzdrowienia: miłości Boga i do Boga oraz do drugiego człowieka, wybaczenia i zwrócenia uwagi na moc i siłę Słowa Bożego ale jednocześnie na zawierzenie i wierność Stwórcy. Bardzo ciekawy, a chyba nieczęsto spotykany w tego typu książkach, jest wątek chorób i wszelkich zranień, które biorą swoje źródło z dzieciństwa a nawet już z życia płodowego człowieka: poczucie samotności lub przejmowanie uczuć bliskich dziecku osób, najczęściej rodzica lub rodziców. Ale i z tych zranień może uleczyć Bóg, co autor podkreśla także świadectwami, i choć to książka o mocy Bożego uzdrowienia, autor nie odwodzi od terapii, od wizyt psychologa, bo przecież należy współpracować z łaską.

Prawdziwa relacja, sakramenty, modlitwa mają siłę uzdrowienia ran duszy oraz ciała. Przykładem na to mnogość świadectw, które autor przytacza z własnej posługi - świadectw uzdrowień. Są to świadectwa, jak tytuł wskazuje, "niemożliwe" ale tylko z punktu widzenia medycyny czy ludzkiego spojrzenia, bo nie są one niemożliwe dla Boga. Te Jego interwencje są niesamowite. Nie jest to książka sensacyjna, bazująca na szokowaniu czytelnika. Świadectwa są wplecione w treść a czytelnik ma chęć rozpływania się nad dobrem i miłosierdziem Boga.

Książka składa się z dwóch części: dotyczącej kwestii wiary oraz omawiającej życie z łaską, obie części okraszone są świadectwami działania Boga w życiu różnych ludzi, z którymi rozmawiał autor, z którymi się modlił, którzy do niego napisali po rekolekcjach lub wspólnej modlitwie i chcieli podzielić się świadectwem. Jak pisze autor: ,,Przytaczam Ci te wszystkie świadectwa właśnie po to, byś się ich nasłuchał, byś mógł poznać świadków Bożej mocy, aby w sytuacji wątpliwości, zniechęcenia, kryzysu wiary, trudnego doświadczenia, choroby Twoje myśli od razu biegły do Pana Boga, do Kościoła, po wstawiennictwo świętych. Tylko Bóg jedyny ma moc czynić cuda!" (str. 138)

Łapałem na tym, że zaczytałem się, że wciągnęła mnie ta książka tak, że zapominałem o upływie czasu. Jest to chyba jedna z książek, które będę czytał co jakiś czas, żeby nie zapomnieć o tym kluczu: miłość, przebaczenie, Słowo. Prawdziwa modlitwa może czynić cuda, a tak często zapominamy, że modlitwa wstawiennicza nie jest zarezerwowana tylko dla kapłanów, ale dla całego Ludu Bożego - dla świeckich też. Bo modlić za kogoś możemy a wręcz musimy. A Bóg uzdrawia poprzez swoje Słowo. Zapominamy też często o tym, że w sakramencie bierzmowania każdego dotyka Duch Święty. Lektura tej książki pozwala o tym pamiętać, posługa ewangelizacyjna księdza Łukasza również pozwala o tym sobie przypominać. Każde uzdrowienie, świadectwo, doświadczenie Boga ma nas nakierować na Niego, na relację z Nim, uwielbienie Go. Na to przymierze, które zawiera z człowiekiem.

Tekst także na www.pozaLogika.pl

Podczas pokrzepiającej lektury "Niemożliwych świadectw" towarzyszyło mi pochodzące z głębi uczucie wdzięczności i radości. Ksiądz Łukasz, ewangelizator i człowiek modlitwy, przeprowadza czytelnika przez proces wewnętrznego uzdrowienia: miłości Boga i do Boga oraz do drugiego człowieka, wybaczenia i zwrócenia uwagi na moc i siłę Słowa Bożego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Także na blogu: www.pozalogika.pl oraz IG: @pozalogika

Jesteś wybrany. I chociaż nie nadajesz się, bo w porównaniu z wielkością Boga to każdy z nas nie nadaje się, to On sprawia, że dasz radę. Tak więc: nie nadajesz się, ale to dobrze, bo dzięki temu nadajesz się! I jesteś wybrany! Dziennikarz Marcin Jakimowicz postanowił to udowodnić. Najpierw przedstawił argumenty, które najczęściej padają w kontekście tego "nie nadawania się", by udowodnić, że każdy z nas, pokonując swoje słabości, ograniczenia, jest powołany i wybrany, by głosić Boga, by mieć z Nim relację. To lekcja pokory ale i silna motywacja. W końcu z tych, których Jezus wybrał jeden się Go zaparł, drugi zabił, kilku się sprzeczało o to, który będzie ważniejszy w Raju, a pod krzyżem był tylko Jan. Finał? Zwykli rybacy zbudowali Kościół i praktycznie każdy zginął męczeńsko. Dlaczego? Bo widząc, to co widzieli, byli gotowi umrzeć nie dlatego, że ktoś im opowiedział o Jezusie ale dlatego, że na własne oczy widzieli, że jest Synem Boga. Zbudowali Kościół, bo zostali wtedy nad brzegiem morza wybrani.

Także na blogu: www.pozalogika.pl oraz IG: @pozalogika

Jesteś wybrany. I chociaż nie nadajesz się, bo w porównaniu z wielkością Boga to każdy z nas nie nadaje się, to On sprawia, że dasz radę. Tak więc: nie nadajesz się, ale to dobrze, bo dzięki temu nadajesz się! I jesteś wybrany! Dziennikarz Marcin Jakimowicz postanowił to udowodnić. Najpierw przedstawił argumenty, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja także na mojej stronie www.PozaLogika.pl

Tischner o górach pisał wiele, co ostatnie lata dobitnie pokazują poprzez kolejne zbiory tekstów: "Krótki przewodnik po życiu", "Mądrość człowieka gór", w której duchu wydana została "Wolność człowieka gór", o której pokrótce teraz. Można sobie zadać dwa pytania: jedno przed tą lektura sobie właśnie pomyślałem, a mianowicie: czy Tischnerowi nie możnaby zrobić edycji pism zebranych? Na okładce tej książki widnieje "nieznane teksty", możnaby więc te teksty zebrać, szczególnie że to nie są materiały dopieto wydobywane z szuflad, Tischner całkiem dobrze został moim zdaniem zarchiwizowany, bibliografia tej książki też na to wskazuje, że teksty albo gdzieś już były opublikowane albo pochodzą od rodziny z rękopisu. Owszem był przypadek Tischnera "odnalezionego", kilka lat temu była przecież "Miłość w czasach niepokoju" odzyskana z dawno zapomnianych nagrań. Odpowiedź za chwilę. Drugie pytanie, już podczas lektury: czy ta książka, tak przecież powiązana z luźnych tekstów: to jakiś artykuł jubileuszowy, to jakiś wstęp do publikacji, kilka homilii pogrzebowych gdy odejście kogoś ważnego dla społeczności i kultury było pretekstem do opowiedzenia o górach - czy taka publikacja była potrzebna, podczas gdy Tischner to wielki filozof, z dopracowanymi koncepcjami, czy taki zbiorek tekstów mam prawo postawić obok "Filozofii dramatu", czy ,,Sporu o istnienie człowieka" lub "Etyki Solidarności"? I tak, i nie. Bo Tischner tych tekstów to nadal ten sam wielki człowiek, filozof, który czy w pracach naukowych czy podczas homilii mówi o polskiej kulturze, historii, dziedzictwie pokoleń, wolności i miłości, pokoleniowej solidarności bo górale to wielka rodzina (a jak wiadomo, filozofii nie wymyślili Grecy ino górale, bo "Górole byli tyz piyrsymi <<filozofami>>. <<Filozof>> - to jest pedziane po grecku. Znacy telo co: <mędrol>>. A to jest pedziane po grecku dlo niepoznaki. (...) Ale Grecy to nie byli Grecy, ino górole, co udawali greka (...)"*). Tak więc jest ten Tischner wielki filozof i jest ten Tischner "mędrol" ale swój, nasz-ich - ludzi gór. Ten sam człowiek, nie wyniosły co to rozumy pozjadał - filozof, wykładowca, publicysta, znający Papieża Polaka, Bonieckiego i Życińskiego, ale ten Józek co to tu po górach biegał. O wartościach tu mówi poprzez uważność czasem ubraną w gawędę. I chyba dlatego Tischnerowi nie trzeba wydawać zbioru pism zebranych, bo to twórczość dwutorowa - dla filozofów to, dla ludzi kultury to, a dla swoich to. Skąd to wiem? Bo i w tym zbiorze autor kilka tekstów wygłasza gwarą, nie żeby się popisać przed tymi z Warszawy ale żeby w ważnych momentach być ze swoimi i żeby coś im powiedzieć w sekretnym języku, we wspólnym języku. Dlatego też te dwie dwutorowe opowieści stawiam obok siebie na półce. Czy ten zbiorek jest najlepszy? Pewnie nie. Czy dobry? Trudno powiedzieć, mając na uwadze dzieła napisane przez Tischnera, spójne i dopracowane wykładnie jego filozofii a okraszony zdjęciami (bardzo wieloma i głównie stockowymi) zbiorek różnych jego krótszych i deczko dłuższych tekstów, wybranych lata po śmierci pisarza, trochę taki dla tych, co serce ich bije dla gór, którzy kochają wszystko co spod pióra Tischnera, którzy chcą złapać te kawałki nadziei w świat, popatrzeć na klimat gór, odpocząć.

* Cytat z "Historii filozofii po góralsku" J. Tischnera

Recenzja także na mojej stronie www.PozaLogika.pl

Tischner o górach pisał wiele, co ostatnie lata dobitnie pokazują poprzez kolejne zbiory tekstów: "Krótki przewodnik po życiu", "Mądrość człowieka gór", w której duchu wydana została "Wolność człowieka gór", o której pokrótce teraz. Można sobie zadać dwa pytania: jedno przed tą lektura sobie właśnie pomyślałem, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

To już ponad dekada, jak czytałem "Lepiej palić fajkę niż czarownice" - zbiór felietonów (właściwie to edytoriali czyli "wstępniaków") do "Tygodnika Powszechnego" pióra księdza Adama Bonieckiego. Dał mi kolega z taką podpowiedzią, że warto przeczytać. Ks. Bonieckiego kojarzyłem z przestrzeni publicznej, ale nie byłem jakoś czytelnikiem ani miesięcznika "Znak", ani "W drodze", ani właśnie "Tygodnika Powszechnego". Dlaczego? Bo do mojego miejsca zamieszkania nie docierały. To był też czas sprzed papieża Franciszka. Dopiero Lublin dał mi możliwość czytania wszystkich trzech periodyków, w tym przez długi czas czytałem "Tygodnik". Obecnie z tych trzech wymienionych periodyków prenumeruję "W drodze" a po dwóch pozostałych zostało mi sporo archiwaliów do przeczytania, po "Tygodnik" sięgam bardzo rzadko, ale czasem sięgam. "Połączenie odebrane" to któryś z kolejnych zbiorów edytoriali ks. Adama, to też teksty z okresu mojego bardziej intensywnego czasu czytania "Tygodnika", więc wiele tych tematów pamiętam. Jest o roli Kościoła w państwie z jakimś takim poszukiwaniem środka, bo z dopuszczeniem krytyki ale i z obroną Kościoła jako niekoniecznie hierarchii kapłańskiej ale czegoś mistycznego i ponad czasami trwającego i tu, i w wieczności. Jest i o sytuacji w kraju, o pontyfikacie Franciszka ale i o nierównościach społecznych czy tych "kontrowersyjnych" - "palących" opinię publiczną sprawach. Teksty z lat 2014-2017 były dla mnie spojrzeniem na słowa Bonieckiego z przecież perspektywy, a jednak jego prognozy się spełniały. To moje drugie spotkanie z Księdzem i chyba jeszcze sięgnę po jakieś zbiory jego tekstów.

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

To już ponad dekada, jak czytałem "Lepiej palić fajkę niż czarownice" - zbiór felietonów (właściwie to edytoriali czyli "wstępniaków") do "Tygodnika Powszechnego" pióra księdza Adama Bonieckiego. Dał mi kolega z taką podpowiedzią, że warto przeczytać. Ks. Bonieckiego kojarzyłem z przestrzeni publicznej, ale nie byłem jakoś czytelnikiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Także na moim Instagramie: @dariusz_0k:

Po "Rozmowy ostatniej godziny" dominikanina o. Macieja Biskupa sięgnąłem bez wiedzy o tym, jak aktualna ta książka się stanie w obecnej medialnej sytuacji. Dlaczego? Bo to książka o spotkaniu - o spotkaniu z drugim człowiekiem. Gdy ją zaczynałem czytać, miałem w głowie Tischnera i jego "filozofię dramatu" czyli opartą na agatologii filozofię spotkania z Innym - z Drugim. I do tej pozycji Księdza Profesora także nawiązuje w swych rozważaniach autor. Książka opowiada o pięciu spotkaniach Wielkiego Tygodnia, czyli owej tytułowej "Ostatniej Godziny" - czasu poprzedzającego mękę i śmierć Chrystusa, a wcześniej spotkań: z Marią z Betanii, Judaszem, Piotrem, Apostołami, Dobrym Łotrem, Marią. Książka wielkopostna, czego nie zauważyłem sięgając po nią. Nawet pomyślałem, że co prawda przeżywany adwent, ale w kulturze często Wcielenie i Chrystusowa Pasja szły w parze, że mówiąc o Stajence myślano już o Krzyżu. Rzeczywistość polityczna napisała jednak nowy klucz interpretacyjny. Książka opowiada o spotkaniu, o dialogu, o tym co z tego spotkania wynikało, bo spotkanie z Jezusem odmieniało życie. Spotkanie. Drugi człowiek. Szansa. Nadzieja. Otwarcie na tego Drugiego, nawet gdy on to ten Inny. I tuż obok Chrystus - Bóg. Przemiana życia po tych spotkaniach. A tu mamy zapis rekolekcji ojca Macieja Biskupa. Książka do przemyśleń.

Także na moim Instagramie: @dariusz_0k:

Po "Rozmowy ostatniej godziny" dominikanina o. Macieja Biskupa sięgnąłem bez wiedzy o tym, jak aktualna ta książka się stanie w obecnej medialnej sytuacji. Dlaczego? Bo to książka o spotkaniu - o spotkaniu z drugim człowiekiem. Gdy ją zaczynałem czytać, miałem w głowie Tischnera i jego "filozofię dramatu" czyli opartą na agatologii...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ballady Beleriandu Christopher John Reuel Tolkien, J.R.R. Tolkien
Ocena 8,3
Ballady Beleri... Christopher John Re...

Na półkach:

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k:

"Ballady Beleriandu", trzeci tom monumentalnej "Historii Śródziemia" nie bez przyczyny chyba jest po "Księdze Zaginionych Opowieści", powraca bowiem do dwóch wielkich opowieści (stanowiących jedną z "wielkich opowieści Śródziemia" a zarazem dwóch najpełniejszych, pominąłem tu oczywiście "Władcę Pierścieni" oraz "Hobbita", bo to powieści skończone i za życia J.R.R. Tolkiena wydane) - do opowieści o Hurinie i Turinie oraz o Berenie i Luthien. W trzecim tomie "Historii" (wydarzenia już historycznego, bo o ile poprzednie dwa tomy dekady temu wydane u nas były, tak ten tom ukazał się po raz pierwszy po polsku). Czytelnik otrzymuje poetyckie wersje wspomnianych wyżej opowieści, zna ich zarys zarówno z poprzednich dwóch tomów, jak i choćby innych miejsc wydanej przez Christophera schedy po ojcu. Są to jednak "wersje", czytelnik zaś poznaje ewolucję opowieści tworzonych przez Tolkiena, różnice, detale, zestawienie ich na tle innych fragmentów (czasem alternatywne wersy). Tak sobie pomyślałem, że może nawet szczęśliwie się przytrafiło, że "Historia Śródziemia" wychodzi u nas w momencie, gdy np. od wielu lat mamy zredagowaną przez Ch. Tolkiena długą i prozatorską historię o "Dzieciach Hurina", gdy polski czytelnik mógł w minionych latach być świadkiem opróżniania i redagowania, a potem wydawania "szuflad" Tolkiena. Lektura poszczególnych tomów, a są to zapiski, zbiory, otoczone komentarzem edytorskim a często i tłem historycznym, opracowanie wręcz naukowe i coś dla ultra fanów Tolkiena, mogłoby bez tego "tła" wywoływać trudności u czytelnika. Przeogromnie mocno kibicuję temu projektowi, który Wydawnictwo Zysk i S-ka podjęło.

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k:

"Ballady Beleriandu", trzeci tom monumentalnej "Historii Śródziemia" nie bez przyczyny chyba jest po "Księdze Zaginionych Opowieści", powraca bowiem do dwóch wielkich opowieści (stanowiących jedną z "wielkich opowieści Śródziemia" a zarazem dwóch najpełniejszych, pominąłem tu oczywiście "Władcę Pierścieni" oraz "Hobbita", bo to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja także na mojej stronie www.PozaLogika.pl oraz IG: @dariusz_0k

Jeśli bym powiedział, że to książka dla dzieci, to mógłbym najlepiej nic nie pisać o niej. Bo na pierwszy rzut oka taką się może wydawać: Święty Mikołaj co roku pisze listy do dzieci J.R.R. Tolkiena, opowiada w nich o życiu na Biegunie Północnym, o przygodach świątecznych, listy współtworzy z nim niesforny Niedźwiedź Polarny, który nie przejmuje się tym, że popełnia błędy ortograficzne. Mikołaj ma z nich wiele kłopotów, ale obaj się świetnie uzupełniają. Tolkien (nie oszukujmy się) był ojcem współczesnej fantastyki, choć przed jego twórczością istniał i "Conan", i pisał G.MacDonald (mający wpływ i na Tolkiena i na C.S. Lewisa), i były baśnie skrupulatnie spisywane przez braci Grimm, to jednak Tolkien nadał temu ramy gatunkowe, odmitologizował baśnie, dostrzegł baśniowość mitów. Znając jego konserwatywne podejście choćby do Elfów (kto czytał "Władcę Pierścieni" i listy pisarza, ten wie o co chodzi w krytyce np. Shakespeare'owskich elfów ze "Snu nocy letniej") tu z uśmiechem można popatrzeć na te elfy, które wspomina Św. Mikołaj. Z niepokojem też patrzyłem na listy z lat 30., gdy wiedziałem, gdzie za chwilę dotrzemy - do jakiej daty. Gdy Mikołaj w latach 30. pisze, że Niedźwiedź pomieszał zabawki i może chłopiec dostać lalkę to być może to taki opis psikusa, a może to tak Tolkien pisze dzieciakom, że jest potworna bieda i że wokoło dzieciaki dostają to, co po prostu jest. Ciekawie moim zdaniem tropi się takie historyczne detale w tym świecie baśni i fantazji, świecie łączącym krainę Mikołaja z ówczesną Anglią. Dla mnie to książka o miłości ojca do dzieci. Tom zawiera druk listów oraz zdjęcie każdego, okraszone oryginalnymi rysunkami pisarza. Przy czym czasem to rysunki a czasem namalowane obrazy: z dbałością o detale, barwy, klimat. Znając biografię Tolkiena: pisanie, życie akademickie, artykuły naukowe, spotkania Inklingów, czas na lektury i życie rodzinne, na życie religijne, nie wiem kiedy i jak znalazł czas na to, by tak precyzyjne obrazy tworzyć (i kaligrafować listy, bo Mikołaj pisze inaczej, inaczej Niedźwiedź, ten ostatni nawet stworzył własne runy polarne). I myślę, że skoro w tajemnicy przed dziećmi to tworzył to w nocy. Każdego roku list, każdego roku ku radości dzieci kolejna historyjka u ich przyjaciela - Mikołaja i Niedźwiedzia. Żeby sprawić im radość? Żeby stworzyć piękne wspomnienia?

Książka jest przebogata graficznie, jest napewno ciekawostką dla miłośników pisarza, który stworzył własną krainę, mitologię, języki. Tego samego pisarza, który stworzył "nową mitologię dla Anglii" swym "Władcą Pierścieni" opartym na cechach eposu homeryckiego co do formy, a który raz w roku wcielał się w Św. Mikołaja w listach. Wyobraźnia tego człowieka nie miała granic! Nie tylko dlatego zaciekawi to fanów. Zaciekawi też dorosłych, którzy z pewnym sentymentem mogą wrócić do "klimatu", do "magii" dawnych dni. Bo ów krytykowany i utożsamiany z konsumpcjonizmem "klimat" i "magia", które każą nam oglądać "Kevina...", ubierać choinkę identycznie jak rodzice lub dziadkowie, które każą nam odtwarzać rytuały: mandarynki, świece zapachowe, używać podobnych perfum na Święta jak ktoś odeszły może dawno a może przed chwilą, które każą kupować świąteczne głupotki, to nic innego jak przecież wspomnienia, jak tęsknota za tylko tymi dobrymi dniami, rytuałami szczęścia. Dlatego tej książki bym nie bagatelizował a już napewno myślę, że niejedną łzę może wywołać u czytającej dziecku mamy lub u taty.

Recenzja także na mojej stronie www.PozaLogika.pl oraz IG: @dariusz_0k

Jeśli bym powiedział, że to książka dla dzieci, to mógłbym najlepiej nic nie pisać o niej. Bo na pierwszy rzut oka taką się może wydawać: Święty Mikołaj co roku pisze listy do dzieci J.R.R. Tolkiena, opowiada w nich o życiu na Biegunie Północnym, o przygodach świątecznych, listy współtworzy z nim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Także na moim IG: @dariusz_0k:

"Odwrócone niebo" syryjskiej poetki, pacyfistki (jak czytam na tyle tego tomiku), to moim zdaniem poezja wspomnień - ledwo zarysowanych obrazów wojny, jedynie mgieł, bo wojna to tęsknota, to rysowanie na niebie. To przede wszystkim wspomnienia dzieciństwa (mocno inicjacyjne wątki, które na szczęście nie muszą być skażone psychoanalizą bo mają to szczęście i dar, że są poezją), to otwarcie na dotyk, na relację, na bliskość. To też wspomnienia uczuć, życia. To nie jest poezja wojenna, ale czy można ją czytać nie mając w głowie tego, że poetka to, czego nie mówi, ma w sercu? Czytelnik otrzymuje opowieść o spojrzeniu na świat, o targających emocjach (raz dostrzegających piękno innym razem prozę-ból życia), okraszone wrażliwością Bliskiego Wschodu (przykładem poetycka apostrofa do Krakowa - to chyba był jedyny wiersz, który mi jakoś nie pasował w tym zbiorze, a który chyba pokazuje tę bliskowschodnią wrażliwość nam, na których to, co swoje, nie robi wrażenia). Spojrzenie, emocje, wrażliwość... brzmi bez sensu, bo przecież czy nie jest tak w przypadku poezji w ogóle? Jest. "(...) Moje łzy popłynęły niczym perły ukryte w muszlach / Jako ofiary za to co zostało z miłości / A morze czując mój ból wchłonęło swe rzeki // Drżałam / Sen przeniósł mnie na swą zmęczoną poduszkę / I obudził się we mnie zmęczony wrzesień / A jęk mej wieczności wypełnił rozdziały pamięci // Nie zasnęłam / Moja gwiazda nie wróciła ze swego obrotu / Jak tylko po to by moje proroctwo wniknęło / W matczyne mleko ". Spojrzenie, emocje, własna wrażliwość - chyba to próba określenia poezji w ogóle - próba nieudana bo jedynie ocierająca się o prawdę, próba jednocześnie blisko prawdy a jednak używająca słów fałszujących rzeczywistość. A przecież żyć, to próbować. Z tych prób powstają wiersze.

Także na moim IG: @dariusz_0k:

"Odwrócone niebo" syryjskiej poetki, pacyfistki (jak czytam na tyle tego tomiku), to moim zdaniem poezja wspomnień - ledwo zarysowanych obrazów wojny, jedynie mgieł, bo wojna to tęsknota, to rysowanie na niebie. To przede wszystkim wspomnienia dzieciństwa (mocno inicjacyjne wątki, które na szczęście nie muszą być skażone psychoanalizą bo mają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Także na moim IG: @dariusz_0k:

Chciałem uniknąć jakiejś ckliwości, napewno chciałem powiedzieć, że to książka o zwyczajnym życiu, żeby nie postrzegać jej przez pryzmat zespołu Downa, chciałem do tej książki podejść inkluzywnie, bez tworzenia jakiś mentalnych podziałów, choć od pierwszych stron ta książka konfrontuje czytelnika - bardzo mocno - z tematem. A potem nie tyle włącza co zaprasza do domu autora. Opowieść zaczyna się od dramatycznego, ale szczerego, wyznania autora - rysownika: "nie zaakceptowałem go" by za chwilę być pochwałą życia, miłości, rodzicielstwa. Autor pokazuje świat Mallko, ich wspólne zabawy, codzienność. Przy okazji czytelnik poznaje też brata Mallko, dla którego nowy członek rodziny mógłby być i kosmitą, co nie zmieni faktu, że mały chłopczyk jest przyjacielem i bratem. Jest też miłość matki. Bo to książka o miłości. Od strony technicznej - twórczej - zawiera zabawę ze stylem, rysunkiem, czasem zabawę z narracją, bo czasem narratorem jest brat Mallko, czasem mamy szkice, rysunki chłopczyka albo formę krótkiej bajki. Czy to picture book dla dzieci? Można im go pokazać, wykorzystać do rozmowy o różnorodności świata i bogactwie życia, o inności postrzeganej nie jak rozróżnianie ale jako o wspólnocie - o wspólnocie którą łączy i spaja: miłość, więź, śmiech, czułość, radość, macierzyństwo, braterstwo, przyjaźń, ojcostwo. Ale to przede wszystkim książka dla dorosłych. Dla brata Mallka maluch mógłby być i kosmitą, dzieci dziwią się, zadają pytania, ale to od dorosłych zależy, jakie odpowiedzi otrzymają. To dorośli najczęściej potrzebują wrażliwości, przypominania sobie prawd, które dla dzieci są naturalne (niestety, gdzieś po drodze umykają nam oczywiste prawdy).

Także na moim IG: @dariusz_0k:

Chciałem uniknąć jakiejś ckliwości, napewno chciałem powiedzieć, że to książka o zwyczajnym życiu, żeby nie postrzegać jej przez pryzmat zespołu Downa, chciałem do tej książki podejść inkluzywnie, bez tworzenia jakiś mentalnych podziałów, choć od pierwszych stron ta książka konfrontuje czytelnika - bardzo mocno - z tematem. A potem nie tyle...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Widziałem pięknego dzięcioła Ala Bankroft, Michał Skibiński
Ocena 7,5
Widziałem pięk... Ala Bankroft, Micha...

Na półkach:

Także na moim IG: @dariusz_0k:

Czytelnik wchodzi w sam środek życia chłopca, którego poznajemy w lipcu 1939 roku. Dokładnie 15.07.1939 gdy, jak relacjonuje, był "z bratem i z wychowawczynią nad potokiem". Chwilę wcześniej, na samym początku widzimy zapisane "Miałem osiem lat. Przez całe wakacje codziennie zapisywałem w zeszycie jedno zdanie. Jedną rzecz, która mi się zdarzyła. Takie dostałem zadanie - pod tym warunkiem zdałem do drugiej klasy". Zadanie domowe? Dowód historii? A może pamiętnik jakich wiele zakładają dzieci? Nawet jeśli trochę "za karę", bo zależała od niego promocja do kolejnej klasy, to jednak pamiętnik. Gdyby nie 01.09.1939 to ten zeszyt może by zaginął, może by go wyrzucono a może jego autor okrzyknięty zostałby mistrzem zwięzłości pisarskiej lub prekursorem uważności bo tworzy coś niesamowitego - jedno zdanie, które ma opisać dzień miniony. Niestety czytelnik współczesny, widząc te zapiski z lipca 1939 wie, co będzie za chwilę. Chłopiec idzie nad rzekę, albo do kościoła, albo jako wydarzenie dnia-zdanie dnia odnotowuje że do pensjonatu przyjechała "mała dziewczynka". Ta sielanka mi przypomina pierwsze strony "Kamieni na szaniec", ten spokój i lato i młodzieńczość i beztroskę, która była prologiem do wojny, której ci młodzi ludzie nie spodziewali się, ale czytelnik z przyszłości wie, co za chwilę. Chłopczyk w swoim zeszycie 26.07.1939 zauważa, że "Nad Aninem krążył samolot". Odnotował to w swoim zeszycie, choć nie musiał, choć ten ośmiolatek mógł napisać o lodach jagodowych, o spacerze po lesie albo coś o zabawach z kolegą, o którym wspominał kilka dni wcześniej. Swoją uwagę skupia na samolocie, może widzi go po raz pierwszy? A może to go niepokoi albo niepokoi dorosłego, który jest z nim? Jak mogła wyglądać tamta rozmowa? Jakie są didaskalia tych zapisanych pojedynczych zdań - jednego dziennie? Książkę okraszono przepięknymi malowidłami przyrody A. Bankroft co tylko potęguje to uczucie sielanki i piękna świata, dzieciństwa, zwyczajności w przededniu wojny. Nerwowo przewracałem kartki niepewny, czy chłopca i jego bliskich dosięgnie widmo wojny w tej sielance przyrody czy może wojna będzie głosami "tamtych", zaś chłopiec i jego rodzina, choć żyjąc w strachu o jutro, tu będą bezpieczni. Napięcie potęgują sierpniowe burze (rekordowo dwie), albo awaria elektryczności. Gdy wybucha wojna, pojawia się również jedno zdanie, chłopczyk jednemu zdaniu jest też wierny potem. Czy do końca wojny? Zapiski urywają się, choć wiemy z zajmującego kilkanaście zdań zakończenia "od redakcji", że chłopiec przeżył wojnę, że doczekał publikacji w 2019 roku tej książki - książki, która oprócz graficznego opisu tych wydarzeń z zeszytu zamieszcza równocześnie skany oryginalnego notatnika. Po zamknięciu tej książki stwierdziłem, że chyba każde przeze mnie napisane zdanie byłoby niewłaściwe. Czasem milczenie jest głośniejsze od krzyku. To książka, którą należy przeżywać.

Także na moim IG: @dariusz_0k:

Czytelnik wchodzi w sam środek życia chłopca, którego poznajemy w lipcu 1939 roku. Dokładnie 15.07.1939 gdy, jak relacjonuje, był "z bratem i z wychowawczynią nad potokiem". Chwilę wcześniej, na samym początku widzimy zapisane "Miałem osiem lat. Przez całe wakacje codziennie zapisywałem w zeszycie jedno zdanie. Jedną rzecz, która mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Także na moim IG: @dariusz_0k

Nie chciałbym pisać w kontekście Ziemiomorza stawiając je obok Śródziemia, ale U. Le Guin nawet przez polskiego wydawcę jest stawiana obok Tolkiena. Jej fantasy jest inne, jest jakby tym fantasy z przeszłości bo gatunek mocno ewoluował (tak jak Tolkien fantasy nie wymyślił ale jest napewno ojcem tego, co poznaliśmy). U Le Guin nie mamy dobrego świata, do którego incydentalnie wkracza zło mające być pokonane (Tolkien) ale świat trochę dobry a trochę zły, niebezpieczny choć piękny. Dostajemy też wyrywki z tego świata, wiemy że to tylko fragmenty, i to niewielkie. Autorka nie stworzyła kipiącej od przygód opowieści (Tolkien może nurzyć niektórych, ale on postawi we "Władcy..." na przygodowy epos, nawet powieść ta, rozbita na 6 ksiąg, ma cechy homeryckiego eposu). Ale nie o Śródziemiu. Le Guin też nie stawia na rozwój mitologii czy jak wspomniany autor - na wymyślony w pełni język. Jej książki są krótkie, mimo że ten zbiór to 940 stron, czasem więcej w nich świata niż przygody, ale to świadomy zabieg. Często było mi ciężko się wgryźć w ten świat, ale chciałem go kosztować niezmiennie. W poszczególnych tomach, zebranych w całość, widać różne akcenty poglądów pisarki, od roli męskości w pierwszych tomach tworzonych na wzór klasycznego fantasy po silną kobiecość, także refleksje, nazwałbym je filozoficzno-metafizyczne, zmieniają się jak w kalejdoskopie, choć od początku unosi się taoistyczny duch (w końcu Le Guin w tym duchu stworzyła w tym duchu "Księgę Drogi i Dobra"), bardzo ciekawym pomysłem dla mnie jest tu kreacja magów i smoków, nadająca baśniowości i mitologizmu, jest to coś co stanowi o indywidualizmie Le Guin, o jej własnym wkładzie w fantasy. I przede wszystkim język. Le Guin stworzyła cykl o języku, o tym że za jego pomocą się stwarza świat, tożsamość, rzeczywistość. Język to też obraz świata i próba ubrania go w kategorie, a i tak nie jest to oddanie prawdziwej rzeczywistości. Wreszcie język używany do nadania imienia - tego tylko pozornego, bo prawdziwe imię maga to tajemnica, a imię każdej istoty - prawdziwa tożsamość - to coś intymnego, ukrytego, nie dla wszystkich wokół a czasem i dla samego noszącego to imię to tajemnica, coś jak inicjacja znana w wielu przecież kulturach. Bohaterowie Le Guin próbują poznać imię innej istoty, strzegąc własnego (lub chcąc je poznać i przyjąć). I ktoś znający literaturę fantasy mógłby powiedzieć: ale przecież historia to ozdoba do języka u lingwisty Tolkiena, który wykreował własne języki. Mógłby też powiedzieć: a "Mithopoeia" Tolkiena, która i tych zagadnień języka-kategorii nazwania i poznania rzeczywistości dotyka? Zgoda, tylko że u Le Guin język to narzędzie do otwierania świata i do poznawania go, z jednej strony język jest tu pretekstem do opowieści a z drugiej strony nie jest tu najważniejszy. Chyba tak jak w realnym świecie. Świat u LeGuin nie jest ani dobry ani zły, on jest. Tak jak i dobro u niej nie wygrywa ze złem, ale oboje po prostu są, tak jak i postać może być dobra ale i zła, zależnie od sytuacji. Fabularnie więcej tego dobra, ale czytelnik czuje, że poza słowami powieści świat ten jest dziki i nierówny, że tam się toczy walka. To złożony świat, czuć że ogromny, pisarka zaś daje nam, co czuć, niewielki jego wycinek. Może to więc świat, który sobie trzeba dopowiedzieć? To tak jak z naszą komunikacją za pośrednictwem ograniczoności języka. Ten obszerny zbiór, mający 940 stron, to pięć powieści ze świata Ziemiomorza oraz obfity zbiorek z kilkoma opowiadaniami. Mimo tego, że próbowałem odkryć sens i znaczenie tych książek, o czym wyżej (i wydaje mi się, że choć kilka tropów odnalazłem), fabularnie nie potrafiłem wejść w ten świat, zaangażować się, zainteresować.

Także na moim IG: @dariusz_0k

Nie chciałbym pisać w kontekście Ziemiomorza stawiając je obok Śródziemia, ale U. Le Guin nawet przez polskiego wydawcę jest stawiana obok Tolkiena. Jej fantasy jest inne, jest jakby tym fantasy z przeszłości bo gatunek mocno ewoluował (tak jak Tolkien fantasy nie wymyślił ale jest napewno ojcem tego, co poznaliśmy). U Le Guin nie mamy dobrego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Metoda GRIP holenderskiego człowieka mediów ma za zadanie uporządkować i planować naszą aktywność zawodową. Przede wszystkim skierowana jest na rozwój zawodowy, choć praca tu rzutuje na życie osobiste (jedni powiedzą, że nie powinna, ale w praktyce chyba w większości przypadków rzutuje, bo o pracy myślimy chyba i w wolnych chwilach). Nawet jeśli wiele z tych wskazówek może być znanych dla kogoś siedzącego w temacie, mnie urzekła chyba forma. Książka po prostu mnie nie zmęczyła, a pozycje z zakresu rozwoju osobistego potrafią doprowadzić do przemęczenia materiału.


Autor książkę podzielił na 3 segmenty: działania obejmujące tydzień, rok, a także całe (lub prawie) życie. Pierwszy moduł wydawał mi się zbyt szczegółowy, dotyczył kalendarza, ogarnięcia e-maili oraz spotkań a także sporządzania planów i ich analizę. Kolejne dwa moduły dotyczą już kwestii szerszych (dla mnie ciekawszych). Plusem jest to, że to nie książka głównie o motywacji tylko o praktycznych sposobach: niektóre wydają się pomocne, niektóre już robiłem nieświadomie czyli były jakby naturalne, niektóre wydają się banalne, ale to jak z nauką języka: żeby pójść dalej trzeba powtórzyć to, co się już zna. Książka jest lekka, graficznie też przystępna, idealna żeby trochę pobudzić myślenie o własnej pracy, przyjrzeć się swoim nawykom zawodowym. Trzy moduły, przy czym każdy rzuca światło na inną dziedzinę życia: moduł dotyczący tygodnia pokazuje wskazówki na codzienną pracę, moduł poświęcony planom i celom rocznym pomaga "ogarnąć" cele, przeanalizować potrzeby, określi kierunek, ale też pozwala spojrzeć na swoje mocne strony i oszacować umiejętności. Ostatnia z tych trzech kategorii dotyczy dalekich działań - życiowych. Bonusowo dodane są też dodatkowe rozdziały.

Książkę czyta się zdumiewająco lekko i szybko, zawiera konkretną dawkę wskazówek i metod, bez zbędnego snucia teorii, motywacji, rozdrabniania się. Jest to jakby skondensowany bryk, trudno powiedzieć czy to poziom początkujący czy zaawansowany: są cechy i takie i takie. Wiele rzeczy być może było w innych podobnych pozycjach ale autor ma swój pomysł, jest to że sobą spójne choć każda część można czytać chyba osobno. I nie ma tej otoczki opowieści na wiele stron, jak w podobnych publikacjach, gdy autor nim coś powie to streszcza całe swe życie.

Opinia na moim Instagramie: @dariusz_0k

Metoda GRIP holenderskiego człowieka mediów ma za zadanie uporządkować i planować naszą aktywność zawodową. Przede wszystkim skierowana jest na rozwój zawodowy, choć praca tu rzutuje na życie osobiste (jedni powiedzą, że nie powinna, ale w praktyce chyba w większości przypadków rzutuje, bo o pracy myślimy chyba i w wolnych chwilach). Nawet jeśli wiele z tych wskazówek może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia zna okresy zmierzchu jednych idei na rzecz innych, wszelkie kryzysy wartości, dekadentyzm, teizm czy zwrot ku gnozie, epoki kultu rozumu ponad metafizykę, słynna "sinusoida Krzyżanowskiego" obrazuje ten dualizm człowieka: po kulcie rozumu i ciała następował zwrot ku duchowości, religii, Bogu. Ta periodyzacja nijak się ma do okresu, który w historii literatury nazywamy "współczesnością" (mam cichy podszept umysłu, że nasze czasy ktoś w przyszłości podzieli na minimum dwie epoki; choć pewnie już te próby opisu czasów "naszych" istnieją). Idee upadają i powstają, czasem popadają w zapomnienie na wieki, czasem wracają. Czy jednak chrześcijaństwo - jako "cywilizacja" ale i "świat" jest w przededniu końca? W mojej głowie pojawiają się skojarzenia, gdy o tym myślę: kryzys intelektualny (teologiczny, filozoficzny, moralny ludzi Kościoła - nie wszystkich, ale jednak), skandale, popularny dyskurs medialny. Żeby to naprawić trzeba przyznać się do błędu i zacząć uzdrawiać, bo chrześcijaństwo to też wiara w transcendencję, moralny sposób życia ukierunkowany na dobro, ludzie Kościoła to także niemedialna strona: hospicja, domy dziecka, misje, pomoc, ale i sposób życia świeckich. Misję pokazania problemów chrześcijaństwa podjęła francuska filozof Chantal Delsol. Rozpoczyna swój wywód od tego, że trwający wieki obraz świata chrześcijańskiego odchodzi, idzie za tym zwrot ku pogaństwie (moje własne obserwacje wskazują na to, że od połowy XX wieku widać wpływ choćby idei New Age ale i wielu mocno spersonalizowanych "duchowości", idei się przeplatających), także w obrębie samego katolicyzmu następuje "protestantyzacja" dogmatów, tradycji. Delsol w swej pracy jest surowa, z jej słowami "w dialog" wchodzi ks.dr hab. Robert J. Woźniak we wstępie do książki (dla mnie to była rozkosz dla mózgu, że wydawca potrafi stworzyć przestrzeń do starcia idei dwóch osób: autora i osoby piszącej wstęp; wiem że to nie novum ale jest tego niewiele chyba). Gorzka pigułka, ale mogąca uleczyć, dlatego moje połączenia neuronowe od początku zapragnęły tę książkę czytać kolejne razy a myślę, że musi ją przeczytać każdy: i świecki i obowiązkowo duchowny. Błagam księży, publicystów katolickich, osoby ten światopogląd kształtujące: mniej tiktoków i rolek róbcie a wygłaszajcie mądre kazania, mądre i intelektualne treści przekazujcie, tak jak często to czynicie lub próbujecie.

Ale do Delsol jeszcze raz. Jest stanowcza i radykalna w ocenie, może można uznać, że to nie "agonia" chrześcijaństwa, jak pisze, ale może to kryzys. Ale przecież nie zaszkodzi chcieć coś zrobić. I tak może, słuchając jej, można nie bać się nowoczesności, skoro Sobór Watykański potrafił powstać na zmianie myślenia (autorka o tym pójściu Kościoła za nowoczesnością pisze) a jednocześnie przestrzega przed porzuceniem doktryny - tego co najważniejsze. Delsol jest jak prorokini, a proroków w swoim mieście się nie lubi (nawet jeśli to "miasto" przenosi się na cały świat), recepcja jej książki okazała się w Polsce jednak pozytywna. Nawet jeśli komuś nie zależy na książce o chrześcijaństwie to ma tu nieprawdopodobną okazję skosztowania erudycyjnej i intelektualnej, francuskiej filozofii. Mój Boże, tego szukam u Tischnera i Kołakowskiego, to dlatego też czytam Camusa, choć nie muszę się z nim zgadzać. Pisarka inspiruje do zatrzymania się i spojrzenia na to, co się dzieje: zmiana znaczeń, zjawisk, dla mnie to jest książka o kryzysie kultury europejskiej, moralności, tych aksjomatów, które były dla nas busolą, wyznaczały kierunek. Dekadenci chyba wszystkich czasów to mówili, tylko że obecnie nie jest to jedynie kulturowy topos. A więc prawdziwy kres? Daleki jestem od wszelkich radykalizmów, bo wierzę w świat mający odcienie a nie jedynie czerń lub biel. Ale trudno w wielu miejscach było mi nie przyznać racji autorce. Naprawdę trudno.

Recenzja także na moim Instagramie: @dariusz_0k

Historia zna okresy zmierzchu jednych idei na rzecz innych, wszelkie kryzysy wartości, dekadentyzm, teizm czy zwrot ku gnozie, epoki kultu rozumu ponad metafizykę, słynna "sinusoida Krzyżanowskiego" obrazuje ten dualizm człowieka: po kulcie rozumu i ciała następował zwrot ku duchowości, religii, Bogu. Ta periodyzacja nijak się ma do okresu, który w historii literatury...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Trzeci. Jak św. Józef ratuje Kościół Grzegorz Bliźniak, Dominik Chmielewski SDB, Wincenty Łaszewski, Robert Skrzypczak, Tomasz P. Terlikowski, Paweł Zuchniewicz
Ocena 6,9
Trzeci. Jak św... Grzegorz Bliźniak,&...

Na półkach:

Także na moim IG: @dariusz_0k

"Trzeci" skupia się na postaci św. Józefa - milczącego świętego, oblubieńca Maryi i opiekuna Jezusa, człowieka wybranego przez Boga. Święty Józef to patron dobrej śmierci, mężczyzn ale też Kościoła. Ta jego ostatnia funkcja szczególnie sprawia, że Józef objawia się w ostatnich latach, liczne ostatnio są objawienia z udziałem tego świętego. Poniekąd i o tym jest ta książka - zbiór wywiadów z różnymi postaciami polskiego Kościoła, jest tu więc miejsce i na publicystów i na kapłanów, tych kilka rozmów przybliża postać Józefa, jego orędzie i biblijne oraz doczesne znaczenie, ale tam gdzie Józef tam też opowieść o Maryi oraz o Jezusie, o Bogu. Ciekawa lektura choćby z powodu tego, że o Józefie jest w Biblii niewiele, w Ewangeliach też milczy. A jednocześnie, jak wynika z książki, to skuteczny i czasem szybko działający święty. Bo jest tu mowa też o cudach za jego wstawiennictwem, ale też ciekawy wątek tego, dlaczego współczesność niesie tak wiele cudów i cudownych znaków podczas objawień.

Józef ostatnio jakoś naturalnie za mną chodził, był w moich lekturach, był w słowach, finalnie będąc pod koniec lipca w Licheniu natrafiłem na samotny, trochę retro religijny, obraz Józefa z Jezusem na rękach, naturalną koleją rzeczy musiałem ten obraz kupić, czułem że to jakiś znak, że ten jedyny obraz jakby tam czekał na odkrycie go przeze mnie. Bo że całkiem "przypadkiem" zabrałem ze sobą w tę podróż właśnie tę omawianą książkę, a wróciłem z Józefem, to taka kolejna kropka w moim życiu.

Także na moim IG: @dariusz_0k

"Trzeci" skupia się na postaci św. Józefa - milczącego świętego, oblubieńca Maryi i opiekuna Jezusa, człowieka wybranego przez Boga. Święty Józef to patron dobrej śmierci, mężczyzn ale też Kościoła. Ta jego ostatnia funkcja szczególnie sprawia, że Józef objawia się w ostatnich latach, liczne ostatnio są objawienia z udziałem tego świętego....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

To "małpa Boga", ale i "ojciec kłamstwa", Biblia powie, że "oskarżyciel" (w przeciwieństwie do obiecanego Pocieszyciela czyli Ducha Świętego). Aleksander Bańka nazywa go "wielkim przegranym" bo na Golgocie wykonało się pokonanie śmierci i odkupienie ludzkości, czego dowodem jest Zmartwychwstanie. Mowa o szatanie - przywódcy diabłów/demonów/złych duchów/złych mocy w książce "Sekretne życie demonów". To druga część trylogii "sekretnej", którą rozpoczęło "Sekretne życie aniołów".

Poszło o człowieka, jak wspomina autor, ale to i wina pychy. Szatan i jego świta byli aniołami, mieli te same anielskie moce i siły, o których pisał autor w pierwszej części, opisując dobre anioły. Te się zbuntowały. Oczywiście całość autor opiera o Biblię, dokumenty Kościoła, św. Tomasza z Akwinu. Przy tym autor nie chce opierać swej publikacji o egzorcyzmy i opowieści z demonicznych uwolnień, pragnie książkę pozbawić sensacji a oprzeć ją o fakty, bo demoniczny świat ani nie powinien nas ciekawić niezdrowo, ani fascynować, ani przesadnie lękać. W książce otrzymujemy opis działania złego ducha, jego metod ale i natury, stan łaski uświęcającej i opieka Boga oraz Anioła Stróża potrafią z tym złem walczyć.

Istnieje taka koncepcja filozoficzna, która przeniknęła w pewien sposób do teologii (oczywiście to tylko koncepcja, pewne pytanie do dyskusji, nie zaś wykładnia teologiczna), że być może piekło będzie puste przy końcu świata, a dusze potępionych wyzwolone. Jak zauważa teologia chrześcijańska, dusza piekielna z pełną premedytacją i świadomością odrzuca Boga. Tę iluzję pustego piekła rozwiewa też autor książki - wybór i bunt złych duchów jest ostateczny i nieodwracalny. Pewnie są więc wkurzone. Nie ma co się jednak ich przesadnie bać, opętania to wszak skutek flirtu że złym.

Druga część, obfitsza o sporo od poprzedniej, jest świetnym uzupełnieniem pierwszej części (można je czytać oddzielnie).

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

To "małpa Boga", ale i "ojciec kłamstwa", Biblia powie, że "oskarżyciel" (w przeciwieństwie do obiecanego Pocieszyciela czyli Ducha Świętego). Aleksander Bańka nazywa go "wielkim przegranym" bo na Golgocie wykonało się pokonanie śmierci i odkupienie ludzkości, czego dowodem jest Zmartwychwstanie. Mowa o szatanie - przywódcy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

"Sekretną" serię Aleksandra Bańki, po opowieści o aniołach i demonach, kończy opowieść o Niebie - o rzeczywistości poza ziemskiej, wiecznej. Niebo to nie fizyczne miejsce ale stan, który związany jest z Paruzją, czyli ostatecznym przyjściem Chrystusa, będzie z tym dniem związany osąd nad stworzeniem (teologia chrześcijańska wymienia dwa rodzaje sądu: szczegółowy i ten "ostateczny"; ponowne przyjście Jezusa i ostateczny osąd nad światem będzie związany z "przebóstwieniem" rzeczywistości). Aleksander Bańka porusza i ten temat - temat Paruzji - obok wielu innych. Najbardziej mi się podobało zauważenie tu, że dusza i ciało to jedność, bo bardzo często zafascynowani w naszej kulturze jesteśmy oddzielaniem obu, a przecież w ujęciu chrześcijańskim człowiek to całość. Zarówno nasza dusza, duch jak i ciało mają wziąć udział i we wzrastaniu w wierze, i w ostatecznym przebóstwieniu rzeczywistości. Może więc warto nie zaniedbywać ciała skoro, jak pisze autor, Bóg na wieczność wybierze nam taki okres ciała jaki był najpiękniejszy. Może więc warto też nie zaniedbywać duszy tylko zabiegać o jej zjednoczenie z Bogiem, ostateczne rozpłynięcie się w Nim na wieczność? Książka inspiruje do takich przemyśleń.

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

"Sekretną" serię Aleksandra Bańki, po opowieści o aniołach i demonach, kończy opowieść o Niebie - o rzeczywistości poza ziemskiej, wiecznej. Niebo to nie fizyczne miejsce ale stan, który związany jest z Paruzją, czyli ostatecznym przyjściem Chrystusa, będzie z tym dniem związany osąd nad stworzeniem (teologia chrześcijańska wymienia dwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

Punktem wyjścia tej książki jest nasze postrzeganie rzeczywistości, bo skoro zwierzęta różnie widzą świat, w różnych barwach, nie wszystkie trzy wymiary rzeczywistości tak jak człowiek, oznacza to że może świat jest o wiele bardziej złożony niż ogarniają to nasze zmysły? Bardzo trafny punkt wyjścia autora na rozpoczęcie rozważań o aniołach - bytach metafizycznych a jednak będących częścią świata. I tu mi się przypomniał stary dobry Platon ze swoją filozofią, z tym że nie trzeba dysponować takim aparatem poznawczym jak współcześni nam, by taką oczywistość pojąć. A i nauka wie o zakresach fal, których nie widzimy i nie słyszymy, a one istnieją. Ale to tylko punkt wyjścia, bo autor ze strony teologicznej, w oparciu o św. Tomasza z Akwinu i nauczanie Kościoła snuje opowieść o tym, kim anioły są w ujęciu swej natury i w ludzkiej współpracy. Anioł to nie kolorowy skrzydlaty duszek, jak popkultura to stara się pokazać, to też nie służący człowieka.

To książka, która pomaga dostrzec anioła stróża, nawiązać z nim więź, przypomnieć sobie o nim. Nie w duchu ezoteryczno-baśniowym, ale w nurcie zgodnym z teologią chrześcijańską.

Autor jest ewangelizatorem i doktorem filozofii, naukowo związanym m.in. z angelologią.

Książka to część pierwsza trylogii, opowiada o aniołach w ujęciu tej pozytywnej "części". Bo istnieją też anioły, które się zbuntowały, które są złymi duchami, demonami, im odrębną część poświęca autor w drugim tomie tej "trylogii". Treściwa, bogata w wiedzę publikacja, pokazująca wiele stron obecności anielskiej, ich funkcji i roli, ale przede wszystkim - ich piękno i wyjątkowość.

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

Punktem wyjścia tej książki jest nasze postrzeganie rzeczywistości, bo skoro zwierzęta różnie widzą świat, w różnych barwach, nie wszystkie trzy wymiary rzeczywistości tak jak człowiek, oznacza to że może świat jest o wiele bardziej złożony niż ogarniają to nasze zmysły? Bardzo trafny punkt wyjścia autora na rozpoczęcie rozważań o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

Izabela Antosiewicz - doświadczony coach i kierująca się w swej pracy empatią doradczyni snuje opowieść o tym, czym są talenty, jak je rozpoznawać. Jest to napisana w osobistym tonie opowieść. Talenty to kwestie indywidualne, tak jak indywidualny jest każdy z nas. Autorka w te rozważania włącza też swoje własne doświadczenia, dzieli się swoją drogą zawodową ale i doświadczeniem rodzinnym. Rodzina bowiem zajmuje w tej książce ważne miejsce, relacje małżeńskie i rodzicielskie w oparciu także o tytułowe talenty. Bo z talentami jest tak, że nie wolno ich zakopać jak w ewangelicznej przypowieści (kwestie wiary mają również swoje miejsce w tej publikacji). Książka traktuje temat w ujęciu teoretycznym, zachęca jednak do wykonania specjalnego testu, może też być inspiracją do własnych przemyśleń. Publikacji towarzyszą też praktyczne ćwiczenia w formie dodatkowego zeszytu, który zakupiłem wraz z książką, a także częścią tematu jest specjalny kurs video, którego nie wykupiłem, a którego próbka znajduje się na stronie Wydawcy.

Książka potrafi zainspirować, ale chyba warto skorzystać z praktycznych dodatków do niej, które można dokupić. W samej książce brakowało mi trochę więcej praktycznego ujęcia, choćby ćwiczeń. Nie można jednak książce odmówić tego, że może być inspiracją do empatycznego spojrzenia na drugiego człowieka, na to że każdy jest inny i posiada inne cechy osobowości, inne talenty, żeby umieć korzystać z tej wzajemnej różnorodności, a także by pozbyć się postawy egocentrycznej w relacjach międzyludzkich ale i w postrzeganiu ludzi wokół nas. To też zachęta do skupiania się na swoich mocnych stronach w miejsce skupiania na słabych. Wreszcie: to też uwrażliwienie na relację do dzieci w procesie wychowywania nowych ludzi. Książka dostarcza wielu inspiracji do przemyśleń. Myślę, że jeśli musiałaby być wybrana taka tylko jedna nauka z tej książki, to taka, że każdy z nas powinien znać swoją wartość. I o to poczucie własnej wartości trzeba zabiegać u tych wszystkich dzieci będących pod opieką dorosłych.

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

Izabela Antosiewicz - doświadczony coach i kierująca się w swej pracy empatią doradczyni snuje opowieść o tym, czym są talenty, jak je rozpoznawać. Jest to napisana w osobistym tonie opowieść. Talenty to kwestie indywidualne, tak jak indywidualny jest każdy z nas. Autorka w te rozważania włącza też swoje własne doświadczenia, dzieli się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja także na mojej stronie: www.PozaLogika.pl oraz IG: @dariusz_0k

Pasja kojarzy się z jakimś naszym hobby, czymś co zgłębiamy by być coraz lepszym, co nas interesuje i pochłania. Książka dominikanina Wojciecha Jędrzejewskiego mówi o innej "pasji" - o wewnętrznym ogniu, który potrafi nas ożywić, gdy czujemy się wypaleni, gdy czujemy coś jest nie tak, jakbyśmy chcieli, gdy tak pędzimy aż nagle stajemy żeby pomyśleć. Owa "pasja" to coś, co nas wewnętrznie tworzy, a na co musimy zwrócić uwagę. Tu autor przypatruje się "żarowi", "blaskowi" i "ciepłu", jest też o "letniości", całość okraszona przykładami z Biblii.

Książka może być iskrą, która rozpala płomień, daje początek. Taka iskra jest słowo, Biblia, która wielokrotnie mówi o świetle i światłości. Tym światłem jest mądrość, jest spotkanie z Bogiem, jest nasza tożsamość, pasja, życie, sposób życia i nasze wnętrze. Autor snuje refleksje o spotkaniu ze Słowem i o przemianie za sprawą tej relacji. Jest tu wiele wspólnych punktów z inną książką wydaną przez RTCK - z "Ruchomymi schodami", gdzie progres był powiązany z pewnym cofnięciem się, podjęciem decyzji, przemyśleniem punktu wyjścia ponownie by ruszyć i zmienić życie. Książka składa się z treściwych refleksji, podrozdziałów w obrębie głównych zagadnień, jest inspiracją do zmian, nie jest to jednak tylko samorozwojowa lektura nakierowana wyłącznie na zmianę zachowań, ale także otwierająca na relację z Bogiem poprzez spotkanie choćby w słowach Biblii, czerpanie ze światła Słowa Bożego. Swoje miejsce znajduje tu też relacja z innymi ludźmi, których po prostu potrzebujemy i którym też i my jesteśmy potrzebni. Autor pojęcia samorozwojowe umiejętnie łączy z wiarą. Z zawartych tu treści można dojść do jeszcze jednego wniosku: że w tym wszystkim chodzi też o to, by się powierzyć i zaufać Bogu, a wtedy zacznie się także zmieniać życie.

Książkę wzbogaciłem o specjalny kurs video oraz o ćwiczenia praktyczne, dla których książka jest jakby punktem wyjścia - takim zbiorem teoretycznym, który dopiero trzeba wypraktykować. Kurs zawiera krótkie omówienie 16 ćwiczeń zawartych w dodatkowo dostępnej do zakupu publikacji, są to ćwiczenia coachingowe z emocji oraz z relacji do drugiego człowieka, do siebie, są też ćwiczenia religijne ukierunkowane na Boga.

Recenzja także na mojej stronie: www.PozaLogika.pl oraz IG: @dariusz_0k

Pasja kojarzy się z jakimś naszym hobby, czymś co zgłębiamy by być coraz lepszym, co nas interesuje i pochłania. Książka dominikanina Wojciecha Jędrzejewskiego mówi o innej "pasji" - o wewnętrznym ogniu, który potrafi nas ożywić, gdy czujemy się wypaleni, gdy czujemy coś jest nie tak, jakbyśmy chcieli,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

Ewangelia milczy o życiu Jezusa przed trzyletnim początkiem Jego działalności, otrzymujemy opowieść o Jego narodzinach, o ucieczce do Egiptu i o pielgrzymce do Świątyni Jerozolimskiej gdy miał 12 lat. O tym okresie przed początkiem działalności opowiadają apokryfy, czyli te księgi których Kościół nie uznał za natchnione i nie włączył do kanonu. Dobraczyński te punkty z Ewangelii traktuje jako punkty swojej powieści, uzupełnia te momenty nieobecne w Ewangeliach, w tym tło historyczne i spoleczne. Nie czyni tego na taką skalę jak w "Listach Nikodema", ale za to "Cień Ojca" jest książka lżejszą. Znakomicie pokazuje emocje Józefa, jego rozterki, bycie opiekunem nie zaś prawdziwym ojcem Jezusa, a jednocześnie niebywałą pokorę tego człowieka, który pochodził z rodu Dawida, którego praojcowie Abraham, Izaak, Jakub są ojcami Izraela. Ten pokorny rzemieślnik, który w Biblii milczy, tu dostaje głos. To fantazja Dobraczyńskiego, ale czy uciekając z rodziną do Egiptu i będąc ściganym przez obłąkanego władcę nie ma się w sobie lęku, strachu, niepokoju? To też opowieść o zaufaniu do Boga. Czytając tę powieść tak sobie pomyślałem mimo tego, że jeśli Ewangelie nie skupiają się na momentach dzieciństwa Jezusa to mają w tym swój cel. Dla nich najważniejsza jest działalność Chrystusa, Jego nauka, te momenty w których obie natury: ludzka i Boska są ze sobą połączone. Ewangelie nie opisują, czy Jezus np. jako dziecko uzdrawiał, czy dużo się modlił (poza zaginięciem i odnalezieniem w Świątyni, gdy miał 12 lat, co opisuje ewangelista). Tradycja mówi, że wiódł normalne życie, że zarabiał na życie wraz z Józefem obrabiając drewno (w Ewangelii lud się pyta sam siebie, "czyż to nie syn cieśli?"), a gdy skończył 30 lat, czyli gdy Żyd mógł zabrać głos w Świątyni, Jezus rozpoczął trzyletnią działalność. Dobraczyński nie idzie za apokryfami i fragment dzieciństwa Jezusa opisuje jako zwyczajny i ludzki, w oczach Niemowlęcia Maryja i Józef, trzej magowie - ci, którzy mogą odkryć łaskę - widzą Jego wyjątkowość. Nie miałem problemu z tą książką, ale ta kwestia: czy potrzebna była powieść "rozszerzająca" to, czego Ewangelie nie opisują? Poza tym to powieść napisała pięknym językiem, czuła, przepełniona nadzieją. Pokazuje ludzką stronę Maryi - pokornej, łagodnej, ufnej, kochającej Boga ale i kochającej Józefa. Pokazuje postać Józefa i pozwala sobie tak realistycznie wyobrazić tło Ewangelii, że narodziny w grocie to nie była piękna wigilijna stajenka stawiana przez nas pod choinką, że podróż do Egiptu to była walka o życie a nie jakaś utarta w naszej głowie formułka; wreszcie: że Maryja i Józef to byli ludzie z krwi i kości: kochali, bali się, mieli emocje, ale również wiarę, że Najwyższy się nimi zaopiekuje skoro zostali przez Niego wybrani. Punktem kulminacyjnym jest odnalezienie Jezusa w Świątyni. A potem Dobraczyński, tak jak ewangelista, milczy. W innej książce - w "Listach Nikodema" - pisarz powie więcej. Resztę mówią też Ewangelie.

I takie uzupełnienie: nie wspomniałem niczego o biografii autora. Oceniam książkę - dobrą książkę. Jej autor to postać tragiczna. Nie jest to opowieść o Dobraczyńskim a o jego książce.

Opinia także na moim IG: @dariusz_0k

Ewangelia milczy o życiu Jezusa przed trzyletnim początkiem Jego działalności, otrzymujemy opowieść o Jego narodzinach, o ucieczce do Egiptu i o pielgrzymce do Świątyni Jerozolimskiej gdy miał 12 lat. O tym okresie przed początkiem działalności opowiadają apokryfy, czyli te księgi których Kościół nie uznał za natchnione i nie włączył do...

więcej Pokaż mimo to