rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Kontynuacja „Figurantki” Anieli Wilk pozytywnie zaskakuje – choć zwykle drugie części okazują się słabsze niż pierwsze, tym razem jest odwrotnie. Fani Bruce’a i Alice nie będą zawiedzeni – ich historia porywa od pierwszej strony, zaskakuje rozśmiesza do łez.

Bruce ukrywa się u swojego kumpla – Roberta. Jest poszukiwany za morderstwa, w które wrobił go jego dawny kolega Ax. Z jednej strony targa nim chęć zemsty na byłym kumplu, z drugiej rozrywa go tęsknota za Alice – dziewczyna zniknęła i od wielu tygodni nie kontaktowała się z rodziną. Mężczyzna boi się o jej życie i wie, że aby ją uratować musi się spieszyć. Nie jest to jednak proste, gdyż zostały za nim wysłane listy gończe i zwykła kontrola drogowa może go wpakować do celi na wiele lat. Alice w tym czasie szuka sposobu na wydostanie się z obozu gdzieś w sercu amazońskiej puszczy. Nie ma pojęcia na czyje zlecenie została uprowadzona i wywieziona do Kolumbii. Szuka sposobu by wydostać się z selwy i wrócić do normalnego życia.

Historia jest gotowym scenariuszem na film sensacyjny – fabuła jest lekka i wciągająca zarazem, książkę czyta się jednym tchem, nie można jej odłożyć dopóki nie dobrnie się do ostatniej strony. O ile w „Figurantce” wątek romansu był bardzo przewidywalny, tutaj został wpleciony w bardzo subtelny i umiejętny sposób, dzięki czemu granice między powieścią sensacyjną a erotyczną zacierają się tworząc spójną całość. Nie mogę doczekać się kolejnej części – to kawał naprawdę dobrej literatury!

Kontynuacja „Figurantki” Anieli Wilk pozytywnie zaskakuje – choć zwykle drugie części okazują się słabsze niż pierwsze, tym razem jest odwrotnie. Fani Bruce’a i Alice nie będą zawiedzeni – ich historia porywa od pierwszej strony, zaskakuje rozśmiesza do łez.

Bruce ukrywa się u swojego kumpla – Roberta. Jest poszukiwany za morderstwa, w które wrobił go jego dawny kolega Ax....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Małżeństwo Alice nie było udane. Nudny mąż, pracujący w korporacji nie potrafił dać jej szczęścia. Złożyła papiery rozwodowe, ale do rozwodu nie doszło. Alice, zamiast rozwódką została wdową. Na pogrzebie stała się obiektem nieprzychylnych spojrzeń – nie wyglądała na zrozpaczoną żonę, a właśnie taką chcieli widzieć ją inni.

Niedługo później spokojne życie Alice wywraca się do góry nogami. Jej mąż wcale nie był tak nudny jak się wydawał – wmanewrował swoją żonę w sam środek narkotykowej afery. U boku kobiety pojawia się Bruce, agent FBI, który od dłuższego czasu zajmuje się sprawą narkotykowego kartelu. Alice jest dla niego ogromnym wyzwaniem, a chronienie jej wymaga od niego dużo wysiłku.

Powieść jest pisana bardzo lekkim językiem, czytelnik gładko płynie przez kolejne zwroty akcji, w fabule nie ma miejsce na nudę czy na zbędne postaci. Wątek sensacyjny przeplata się z gorącym romansem, choć dość przewidywalnym romansem.

Jest to ciekawa książka na jesienny wieczór, pozwalająca oderwać się od problemów i porywająca w świat pełen zasadzek i niepewności. Polecam.

Małżeństwo Alice nie było udane. Nudny mąż, pracujący w korporacji nie potrafił dać jej szczęścia. Złożyła papiery rozwodowe, ale do rozwodu nie doszło. Alice, zamiast rozwódką została wdową. Na pogrzebie stała się obiektem nieprzychylnych spojrzeń – nie wyglądała na zrozpaczoną żonę, a właśnie taką chcieli widzieć ją inni.

Niedługo później spokojne życie Alice wywraca się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jest to powieść, którą powinno się oceniać. Bo czy można wymagać od kogoś zamkniętego w więzieniu wiele kilometrów od domu, że skupi się na stylistyce czy zadba o odpowiedni konspekt książki? To pamiętnik, prawdziwa historia mężczyzny, który padł ofiarą nieszczęśliwej i bardzo toksycznej miłości. To opowieść o walce z własną psychiką, o walce o podstawowe prawa człowieka, o sprawiedliwość.
Dlaczego warto po nią sięgnąć? Ponieważ warto mieć świadomość, że w XXI wieku nie wszystko wydaje się takie proste i oczywiste, że istnieją na świecie miejsca, którym daleko do współczesności i choć próbują pretendować do miana nowoczesnych, utknęły w średniowieczu. To również okazja, by podejrzeć, co dzieje się w głowie mężczyzny, który najzwyczajniej w świecie próbuje przetrwać i nie stracić nadziei, który oddaje swój los Bogu i wierzy, że jeszcze opuści więzienne mury.

Nie jest to powieść, którą powinno się oceniać. Bo czy można wymagać od kogoś zamkniętego w więzieniu wiele kilometrów od domu, że skupi się na stylistyce czy zadba o odpowiedni konspekt książki? To pamiętnik, prawdziwa historia mężczyzny, który padł ofiarą nieszczęśliwej i bardzo toksycznej miłości. To opowieść o walce z własną psychiką, o walce o podstawowe prawa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Całość opinii na www.imaginationcorner.pl

Jeden błąd może kosztować życie. Nie trzeba jednak zginąć, by stracić wszystko: miłość, pasję, sens życia. (...) To powieść psychologiczna, pokazująca jak nawet najsilniejszy człowiek może skruszeć, jak może zostać złamany strachem, krwią, nienawiścią. Jednocześnie to książka o poszukiwaniu samego siebie, o walce ze wspomnieniami, o miłości i samotności. (...) "Po dobrej stronie" to naprawdę dobry kawałek literatury: nieoczywisty, czasem trudny w odbiorze i zmuszający do refleksji. Moim zdaniem jest to zdecydowanie jedna z lepszych powieści z psim motywem, jaka trafiła w moje ręce.

Całość opinii na www.imaginationcorner.pl

Jeden błąd może kosztować życie. Nie trzeba jednak zginąć, by stracić wszystko: miłość, pasję, sens życia. (...) To powieść psychologiczna, pokazująca jak nawet najsilniejszy człowiek może skruszeć, jak może zostać złamany strachem, krwią, nienawiścią. Jednocześnie to książka o poszukiwaniu samego siebie, o walce ze wspomnieniami,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niepozorne 8 stron po brzegi wypełnione ilustracjami i odrębnymi historiami. Doskonała książka, przy której można spędzić z dzieckiem cały wieczór. Dla mojego niespełna półtorarocznego dziecka oglądanie kolejnych stron to doskonała zabawa. Jedna z lepszych książek dla dzieci, jakie widziałam.

Niepozorne 8 stron po brzegi wypełnione ilustracjami i odrębnymi historiami. Doskonała książka, przy której można spędzić z dzieckiem cały wieczór. Dla mojego niespełna półtorarocznego dziecka oglądanie kolejnych stron to doskonała zabawa. Jedna z lepszych książek dla dzieci, jakie widziałam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka zaciekawiła mnie odkąd tylko trafiłam na nią we francuskiej księgarni. Gdy dowiedziałam się, że została wydana również przez polskie wydawnictwo - nie mogłam jej nie kupić!

Na czym polega jej fenomen?

Na kolejnych stronach znajdujemy kropki i krótkie instrukcje (w dwóch językach: po polsku i francusku). Przed przerzuceniem strony należy np. nacisnąć na kropkę lub potrząsnąć książką. Na kolejnych stronach widzimy efekt takiego działania - kropka zmienia kolor, mnoży się lub powiększa. I choć mogłoby się wydawać, że będzie jednorazową zabawką, statystyki i recenzje świadczą o czymś zupełnie innym - właśnie dlatego, że nie jest tabletem, budzi tak duże zainteresowanie wśród dzieci. Pozwala im spojrzeć na książkę z zupełnie nowej strony - nie jak na nudny przedmiot zapełniony rzędami literek, ale jak na zabawkę.

Książka zaciekawiła mnie odkąd tylko trafiłam na nią we francuskiej księgarni. Gdy dowiedziałam się, że została wydana również przez polskie wydawnictwo - nie mogłam jej nie kupić!

Na czym polega jej fenomen?

Na kolejnych stronach znajdujemy kropki i krótkie instrukcje (w dwóch językach: po polsku i francusku). Przed przerzuceniem strony należy np. nacisnąć na kropkę lub...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na rynku możemy znaleźć mnóstwo książek, których bohaterami są psy. Zwykle są do siebie podobne - pies pojawia się w czyimś życiu, sprawia, że staje się ono lepsze, pełniejsze, jest receptą na smutki i tęsknoty, a na koniec odchodzi, pozostawiając po sobie cudowne wspomnienia. Szczerze przyznaję, że po książce "Psia kość!" spodziewałam się czegoś podobnego - ckliwej historii o psie w barcelońskiej rodzinie. Tymczasem przez sporą część książki pies nie był na pierwszym planie. Przynajmniej nie bezpośrednio. Alejandro Pajomas stworzył tragikomiczną opowieść o rodzinie. Praktycznie nie wypuszczając bohaterów z kawiarni, przedstawił ich historie, rozłożył każdego z nich na czynniki pierwsze, obnażył ich i pozwolił zrozumieć.

Psy stanowią zaledwie tło historii. Pojawiają się w niej jako wątki poboczne, towarzyszą jej jak duchy, łączą teraźniejszość z przeszłością.

"Kiedy pies staje się nasz, przestaje być jedynie psem. Zmienia się wtedy w imię, w oczy, w reakcje, w ciągłą obecność i wspólną biografię".
Każde z bohaterów - Fer, Silvia, Emma czy ich matka zmaga się z własnymi problemami, ale łączą ich nierozerwalne więzi pełne współczucia, miłości i oddania. Mimo własnych tragedii każde z nich stanowi oparcie dla pozostałych. Płyną przez życie w ciasnej szalupie, skazani na siebie. I mimo różnicy zdań, kłótni i urazów z przeszłości trwają przy sobie.

"Życie nie jest tym, co kontrolujemy albo czyścimy na wysoki połysk. Życie w tym, co plami, a dziś nie brakuje plam, dziś jest jedną wielką plamą."
To książka pełna mądrych słów, która uczy, że rodzina powinna być solidnym fundamentem, że to właśnie ona jest lekarstwem na wszelkie, nawet najtrudniejsze i nierozwiązywalne problemy. Pokazuje, że nigdy nie jest zbyt późno na szczere rozmowy. Jest jeszcze jeden wątek, któremu autor poświęcił wiele miejsca - starość. Matka rodzeństwa - Amalia - zbliża się do siedemdziesiątych urodzin, jest niezdarną staruszką, która niedowidzi i przeinacza słowa i fakty. Jej kreacja nieraz budzi współczucie, by kilka akapitów dalej doprowadzić czytelnika do śmiechu.

Jeśli ktoś oczekuje zwykłej opowiastki o psie - może się sparzyć. Warto jednak sięgnąć o ten tytuł, by z zupełnie innej perspektywy spojrzeć na siebie, na swoją rodzinę.

"Członek rodziny jest jak element układanki. Kiedy go brakuje, to się za nim tęskni. Ale jeśli nie ma tęsknoty, to znaczy, że był tylko częścią rodziny, a nie jej członkiem."
To książka, która daje do myślenia.

Na rynku możemy znaleźć mnóstwo książek, których bohaterami są psy. Zwykle są do siebie podobne - pies pojawia się w czyimś życiu, sprawia, że staje się ono lepsze, pełniejsze, jest receptą na smutki i tęsknoty, a na koniec odchodzi, pozostawiając po sobie cudowne wspomnienia. Szczerze przyznaję, że po książce "Psia kość!" spodziewałam się czegoś podobnego - ckliwej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Stewardesa musi dobrze wyglądać. Szpilki, spięte włosy, pełny makijaż, zadbane paznokcie i jednolity strój dla całej załogi – takie są standardy i jest to widoczne zarówno na liniach regularnych jak i w tanich liniach czy czarterach. Dla wielu to wymarzony zawód – praca z ludźmi wielu kultur, podróże, profity w postaci tańszych biletów lotniczych. Pod osłoną zawodu marzeń kryje się jednak katorżnicza praca, którą trudno zdobyć, w którą trzeba zainwestować i mieć końskie zdrowie, by z niej nie musieć rezygnować.

Książka Olgi Kuczyńskiej pokazuje zawód stewardesy od kuchni. Opowiada skąd wzięła się u niej pasja do latania, jak wyglądała rekrutacja, szkolenie, początki, z iloma wiązało się to wyrzeczeniami. To opowieść, która pozwala spojrzeć zupełnie z innej strony na te ładne panie i panów, którzy z pozoru kojarzą się z podawaniem kawy w przestworzach.

Wydanie jest fantastyczne, bogate w zdjęcia, kolorowe, na fotograficznym papierze. Niestety do ideału zabrakło warsztatu autorki, styl przywodzi na myśl nieskładne posty publikowane na blogu (autorka takowy prowadzi). Częste powtórzenia, które nie mają logicznego uzasadnienia czasami irytują, całości brakuje dojrzałości, konsekwencji, zbyt wiele jest języka potocznego. Dodatkowo książka jest słabo wyważona – na koniec zbyt dużo miejsca poświęcono pobocznej bohaterce (przy czym sama historia nadaje się na osobną książkę).

Jest to pozycja, która spodoba się tym, którzy rozważają pracę w przestworzach oraz tym, którzy są ciekawi kulisów tego zawodu. Wystarczy przymrużyć oczy na językowe niedociągnięcia autorki i otrzymamy całkiem przyzwoitą powieść.

Stewardesa musi dobrze wyglądać. Szpilki, spięte włosy, pełny makijaż, zadbane paznokcie i jednolity strój dla całej załogi – takie są standardy i jest to widoczne zarówno na liniach regularnych jak i w tanich liniach czy czarterach. Dla wielu to wymarzony zawód – praca z ludźmi wielu kultur, podróże, profity w postaci tańszych biletów lotniczych. Pod osłoną zawodu marzeń...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o serii książek o Wielkich Płaszczach, spotkałam się z porównaniem tych książek do „Trzech Muszkieterów”. Już nie raz odbijałam się od przereklamowanych książek, ale w tych coś mnie pociągało. Coś mówiło mi, że warto.

Historia rozpoczyna się od morderstwa o które oskarżeni zostają główni bohaterowie. Przyłączy się do karawany by bezpiecznie opuścić miasto i udać się na poszukiwanie czaroitów i tym samym wypełnić królewskie zadanie. To początek sieci intryg. Falcio i jego kompani wpadają z deszczu pod rynnę. Stale, z rozdziału na rozdział. Akcja galopuje do przodu, nie ma miejsca na nudę, ciągle coś się dzieje, wartkie zwroty akcji przeplatają się z doskonałymi opisami walk. Książka pochłania, pożera w całości i nie pozwala na chwilę wytchnienia.

W powieści nie ma zbędnych postaci. Każda jest doskonale wykreowana, ma swój charakter, styl, wygląd. To sprawia, że cała historia jest wyrazista, różnorodna, nabiera realnych kształtów. Bez względu na to czy autor opisuje kobiecy ubiór czy rozbudowaną scenę walki zachowana jest lekkość i płynność tekstu. Czytelnik „płynie” od pierwszej strony aż po ostatnie zdanie.

Zakończenie zwykle bywa największym wyzwaniem dla autora, z którymi większość niestety sobie nie radzi. Zwykle bywa albo oczywiste albo zupełnie absurdalne. A tutaj? Do ostatniej chwili nie byłam w stanie przewidzieć, co się wydarzy i ani przez chwile nie czułam zawodu.

To powieść, która faktycznie może ustawić na półce wśród „Trzech Muszkieterów” lub… „Władcy Pierścieni”. Czytelnik zostaje zabrany na fantastyczną przygodę, pełną niewiadomych, intryg, magii i honoru. Polecam z czystym sumieniem każdemu.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o serii książek o Wielkich Płaszczach, spotkałam się z porównaniem tych książek do „Trzech Muszkieterów”. Już nie raz odbijałam się od przereklamowanych książek, ale w tych coś mnie pociągało. Coś mówiło mi, że warto.

Historia rozpoczyna się od morderstwa o które oskarżeni zostają główni bohaterowie. Przyłączy się do karawany by bezpiecznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia „Odkrywcy” rozpoczyna się, kiedy czwórka dzieci przelatuje niewielkim samolotem nad dżunglą. Nagle pilot umiera, samolot rozbija się, a z wraku wydostają się umorusani krwią i osoleni bohaterowie: Fred – marzący o przygodzie i łaknący uwagi swojego ojca, Con – wiecznie naburmuszona blondynka, Lila – posiadająca rozległą wiedzę o zwierzętach i jej młodszy brat – Maks.

I choć skrócony opis może się wydawać drastyczny jak na powieść dla dzieci, to tylko wstęp do wspaniałej przygody, pełnej egzotycznych zwierząt i rośli. Bohaterowie, aby przetrwać na nieznanym sobie terenie, muszą nauczyć się współpracy, zaufania, wykorzystywania talentów, słuchania siebie nawzajem.

To wyjątkowa książka, opowiadająca o sile przyjaźni i walce z własnymi słabościami, okraszona ciekawostkami i barwnymi opisami. To pozycja którą można czytać maluchowi do poduszki i po którą starsze dziecko chętnie sięgnie samodzielnie. Jest bogata w walory edukacyjne. Dodatkowo została wzbogacona o czarno-białe ilustracje, które mogą posłużyć za kolorowanki.

Zakochałam się w tej książce. I mam nadzieję, że kiedy mój synek podrośnie, podzieli moje zdanie.

Historia „Odkrywcy” rozpoczyna się, kiedy czwórka dzieci przelatuje niewielkim samolotem nad dżunglą. Nagle pilot umiera, samolot rozbija się, a z wraku wydostają się umorusani krwią i osoleni bohaterowie: Fred – marzący o przygodzie i łaknący uwagi swojego ojca, Con – wiecznie naburmuszona blondynka, Lila – posiadająca rozległą wiedzę o zwierzętach i jej młodszy brat –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziesięć kobiet znalazło się w tajemniczym miejscu – na opuszczonym terenie, otoczonym ogrodzeniem pod napięciem. Każda z nich z bagażem przykrych wspomnień. Zaprzęgnięto je do ciężkiej fizycznej pracy, zostały zmuszone do noszenia staromodnych, niewygodnych ubrań i butów, które boleśnie kaleczyły im stopy. Strzegło ich dwóch brutalnych mężczyzn, niestroniących od przemocy.

„Naturalna kolej rzeczy” to powieść dystopijna, przedstawiająca historię z perspektywy dwójki uwięzionych dziewczyn: Verli oraz Yolandy, które stopniowo próbują odnaleźć się w trudnej dla siebie rzeczywistości. Budzą się w nich zwierzęce instynkty.

Nie jest to powieść łatwa w odbiorze. Czytelnik od samego początku czuje się zdezorientowany równie mocno jak bohaterki i jest trzymany w napięciu do samego końca. Kobiecość zostaje przedstawiona jako przywara, determinująca bieg zdarzeń.

Narracja prowadzona jest w sposób chaotyczny, przez co czytelnik traci poczucie czasu akcji. Minął dzień? Tydzień? Miesiąc? To sprawia, że powieść staje się ciężka, wymaga dużego skupienia, by na sam koniec pozostawić czytelnika z jeszcze większym mętlikiem w głowie.

Niewątpliwie jest to książka feministyczna, zmuszająca do refleksji. W wielu kwestiach umożliwia dowolność interpretacji, co z jednej strony czyni ją uniwersalną, z drugiej jednak niezrozumiałą. Lektura mnie nie zachwyciła. Zamiast przyjemności z czytania czułam znużenie i zupełną dezorientację. Nie jest to książka, przy której można wypocząć po męczącym dniu, a refleksyjna opowieść o ludzkich więziach, ukrytych instynktach i kobiecej naturze.

Dziesięć kobiet znalazło się w tajemniczym miejscu – na opuszczonym terenie, otoczonym ogrodzeniem pod napięciem. Każda z nich z bagażem przykrych wspomnień. Zaprzęgnięto je do ciężkiej fizycznej pracy, zostały zmuszone do noszenia staromodnych, niewygodnych ubrań i butów, które boleśnie kaleczyły im stopy. Strzegło ich dwóch brutalnych mężczyzn, niestroniących od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak wielu z nas codziennie mija w drodze do pracy lub spacerując po parku ludzi bezdomnych? Jak wielu z nas za każdym razem odwraca wzrok, udając, że Ci ludzie wcale nie żyją kilka metrów od nas?

Sięgając po książkę „Mój przyjaciel kot” spodziewałam się kolejnej lekkiej książki ze zwierzakiem w roli głównej. Tymczasem książka ofiarowała mi o wiele więcej.

Głównych bohaterem jest Michael – bezdomny, który od wielu lat wraz ze zmianą pór roku wędruje z Portland do Montany i z powrotem. Zmaga się on z alkoholizmem i depresją. W jego wędrownym stylu życia towarzyszą mu – również bezdomni – przyjaciele. Pewnego dnia wraz z jednym z nich odnajduje przestraszoną kotkę. Nadają jej imię Tabor i starają się zadbać o jej bezpieczeństwo.

W tym samym czasie inny mężczyzna – Ron, odchodzi od zmysłów z przerażenia, ponieważ po raz drugi zniknęła jego ukochana kotka.

„Mój przyjaciel kot” to opowieść prowadzona z dwóch biegunów – opowiada o miłości i więzi jaka rodzi się między bezdomnym a kotką oraz o tęsknocie, z którą próbuje radzić sobie właściciel zaginionej kotki. Książka otwiera oczy na problemy, z jakimi każdego dnia zmagają się tysiące osób, walczących o przeżycie na ulicy. Silnie także podkreśla problem niskiej liczby adopcji zwierząt, namawia do odwiedzania schronisk zamiast napędzania handlu zwierzętami.

To lektura, która spodoba się miłośnikom zwierząt oraz tym, którzy chcą dostrzec w tłumie tych „niewidzialnych”, zrozumieć ich i spojrzeć na świat ich oczami. To wartościowa książka o przyjaźni i stracie. Polecam.

Jak wielu z nas codziennie mija w drodze do pracy lub spacerując po parku ludzi bezdomnych? Jak wielu z nas za każdym razem odwraca wzrok, udając, że Ci ludzie wcale nie żyją kilka metrów od nas?

Sięgając po książkę „Mój przyjaciel kot” spodziewałam się kolejnej lekkiej książki ze zwierzakiem w roli głównej. Tymczasem książka ofiarowała mi o wiele więcej.

Głównych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ludzie wciąż szukają przepisu na idealne, szczęśliwe życie, mają dość szarej codzienności i marzą o sukcesach. Tak, ja też jestem jedną z takich osób. Jednak wszelkie poradniki, które miałyby poprawić mój obecny stan ducha czy portfela traktuję bardzo sceptycznie. Z jednej strony cieszę się, że porady mentorów czy coachów (bo takie osoby zwykle biorą się za pisanie takich książek) pomogły setkom czy tysiącom osób odnieść zawodowe czy miłosne sukcesy, z drugiej jednak doszukuję się dzieła przypadku.

Od pierwszych zdań książki „Kobieca moc” nastroszyłam się, budując dobrze mi znaną skorupę, chroniącą przed zmianami i negującą każde słowo. Szybko jednak odpuściłam, poddając się wspomnieniom autorki. Agnieszka Przybysz nie miała łatwo, uciekła z koroporacyjnego świata wprost w objęcia porażki i zdradzonej miłości. Straciła wszystko, by z ruiny własnego życia zbudować prawdziwe mocarstwo. Postanowiłam, że dam jej szansę, ale kierowała mną ciekawość, a nie wiara w moje lepsze jutro.

Najmocniej uderzyły mnie jej słowa o miłości.

"W samolocie maskę zakładasz pierwsza, a potem pomagasz ją założyć innym… Tak samo jest z miłością – najpierw kochasz siebie, a potem kochasz innych. Problem pojawia się wtedy, gdy uzależnisz swoją wartość, miłość własną od innych… Gdy kochasz innych bardziej od siebie."

Trafiła w punkt.

Zasadniczo na książkę składają się historie osób, które korzystały z porad autorki i zbiór zasad, które mają doprowadzić do dobrostanu. Całość jest tak nasycona pozytywną energią, że w moich oczach traci na realności. Nie podważam historii opisanych przez autorkę, na pewno nie jedna osoba zmieniła dzięki Agnieszce Przybysz swoje życie na lepsze, ale taka formuła wzajemnego wsparcia do mnie nie przemawia.

Ale właśnie na tym polega urok poradników – jak wielu ludzi, tak wiele przypadków. To, co jest dobre dla jednego, dla kogoś innego będzie zupełnie bezużyteczne. Gdyby było inaczej, nie istniałoby tak wiele metod nauczania.

Choć zapowidało się obiecująco, książka „Kobieca Moc” nie zdoła zmienić mojego życia, nie pchnie mnie w objęcia sukcesu. Myślę jednak, że jest gro osób, do których taka formuła przemówi, którym pomoże zacząć wszystko od nowa i doda wiary w siebie.

Warto spróbować. Stawka, przecież jest bardzo wysoka – o szczęście warto walczyć.

Ludzie wciąż szukają przepisu na idealne, szczęśliwe życie, mają dość szarej codzienności i marzą o sukcesach. Tak, ja też jestem jedną z takich osób. Jednak wszelkie poradniki, które miałyby poprawić mój obecny stan ducha czy portfela traktuję bardzo sceptycznie. Z jednej strony cieszę się, że porady mentorów czy coachów (bo takie osoby zwykle biorą się za pisanie takich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie przepadam za poradnikami, które próbują mi wmówić, że lepiej ode mnie wiedzą, co mam robić z własnym życiem. Księgarskie półki i strony internetowe uginają się od złotych rad, często stojących ze sobą w sprzeczności. Skąd zatem szary człowiek ma wiedzieć, która z metod jest rozwiązaniem jego problemów? Ciągłe próby i porażki potęgują niską samoocenę i prowadzą do frustracji.

Kiedyś próbowałam szczęścia z pozytywnym myśleniem, raz czy dwa razy zadziałało, choć mógł to być równie dobrze przypadek. Po książkę G.J. Bishopa sięgnęłam bez złudnych nadziei. Autor z zawodu jest coachem, jak sam wielokrotnie wspomina, miał okazję pracować z przeróżnymi osobami, od prawników po buddyjskich mnichów. Nie można mu więc zarzucić braku doświadczenia. Ale czy każdy jego klient nie wymagał indywidualnego podejścia? Jak zatem próbuje pomóc nieznanemu sobie czytelnikowi w książce tak cienkiej, że można ją przeczytać w jeden dzień?

Muszę przyznać, że autor dokonał rzeczy niebywałej. Od pierwszych stron miałam wrażenie, że siedzi obok mnie i słowo po słowie analizuje moje zachowania. I tak aż do samego końca. Czy lektura tej książki faktycznie ma szansę zmienić coś w moim życiu? Nie wiem, ale spróbuję.

Komu polecam lekturę? Każdemu, kto użala się nad swoim życiem i komu brakuje pomysłu, co zrobić, by po prostu było lepiej. A nuż tym razem w końcu się uda.

Nie przepadam za poradnikami, które próbują mi wmówić, że lepiej ode mnie wiedzą, co mam robić z własnym życiem. Księgarskie półki i strony internetowe uginają się od złotych rad, często stojących ze sobą w sprzeczności. Skąd zatem szary człowiek ma wiedzieć, która z metod jest rozwiązaniem jego problemów? Ciągłe próby i porażki potęgują niską samoocenę i prowadzą do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po raz kolejny powieść wydana przez Wydawnictwo Pauza zaskakuje. „Pierwszy Bandzior” to powieść, z jaką do tej pory się nie spotkałam. Wywołuje w czytelniku skrajne uczucia, zachwyca i irytuje, ale przykuwa do fotela i zmusza do dalszego czytania. To nie jest powieść, z której można napisać krótkie streszczenie, ponieważ każdy może spojrzeć na nią zupełnie inaczej i w inny sposób ją zinterpretować.

Główna bohaterka od początku budzi sympatię, przez co lektura książki staje się przyjemnością, pomimo wszechogarniającego absurdu. Czy kobiecie w średnim wieku wypada wierzyć, że napotkany mężczyzna jest jej partnerem z poprzednich wcieleń? Czy to przejaw szaleństwa, czy faktyczne wspomnienia? Historia Cheryl jest przewrotna, niezwykła i ciekawa w swojej złożoności. Pokazuje zupełnie inne spojrzenie na miłość i pozornie zwykłe, do granic możliwości zaplanowane życie.

Ze względu na niezwykłość powieści, do której czytelnik przywyka dopiero po kilkunastu, może nawet kilkudziesięciu stronach, „Pierwszy Bandzior” wręcz prosi się, by przeczytać go po raz kolejny. Sama chętnie wrócę do niego za jakiś czas, ponieważ książka mnie zachwyciła.

Szczerze polecam.

Po raz kolejny powieść wydana przez Wydawnictwo Pauza zaskakuje. „Pierwszy Bandzior” to powieść, z jaką do tej pory się nie spotkałam. Wywołuje w czytelniku skrajne uczucia, zachwyca i irytuje, ale przykuwa do fotela i zmusza do dalszego czytania. To nie jest powieść, z której można napisać krótkie streszczenie, ponieważ każdy może spojrzeć na nią zupełnie inaczej i w inny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zanim sięgnęłam po „Króla Kier” zaciekawiły mnie skrajne opinie innej książce. Czy jednak książka może wywoływać tak skrajne opinie? Od zachwytów po zupełną krytykę? Zaintrygowana, zdobyłam w końcu swój egzemplarz.
To co zachwyca na starcie to okładka. Metaliczna farba mieni się pod wpływem światła, nadając książce wyjątkowego wyglądu. Co ty dużo mówić – jest piękna, cudownie wyróżnia się na półce.
Niestety w mojej biblioteczce ta książka spełni będzie wyłącznie funkcje dekoracyjne. Oprócz rewelacyjnego opakowania nie zaoferowała mi niczego ciekawego. Historia ma potencjał, ale styl, liczne powtórzenie, błędy logiczne nie pozwalają mi delektować się fabułą. To debiut literacki Aleksandry Polak i mógłby być udany gdyby książka przed wydaniem trafiła w ręce naprawdę dobrego edytora. Tutaj wydawnictwo popełniło straszną gafę. Momentami czytelnik odnosi wrażenie, że przed drukiem tekst był sprawdzony pobieżnie.
Bohaterowie są przeciętni, opisy niespójne stylistycznie – jednego razu proste, potoczne, innym razem górnolotne. Narracji brakuje spójności, co jakiś czas wkrada się chaos. Dodatkowo autorka popełniła błąd nie sprawdzając niektórych faktów, przez co na przykład kuzynostwo głównej bohaterki przyjeżdża w odwiedziny z Francji z powodu ferii, które w tym okresie w żadnym francuskim regionie nie mają szansy trwać.
Mocno żałuję, ponieważ wiązałam z tą książką ogromne nadzieje, liczyłam na to, że negatywne opinie są mocno przesadzone, niestety to ja się myliłam.
Książka jest słaba, choć niewątpliwie ma swoje grono fanów. Mam nadzieję, że druga cześć zatrze złe wrażenie. Dam szansę kontynuacji, w najgorszym wypadku okładka rozświetli półkę swoim urokiem (choć nie taką funkcję powinna pełnić książka).

Zanim sięgnęłam po „Króla Kier” zaciekawiły mnie skrajne opinie innej książce. Czy jednak książka może wywoływać tak skrajne opinie? Od zachwytów po zupełną krytykę? Zaintrygowana, zdobyłam w końcu swój egzemplarz.
To co zachwyca na starcie to okładka. Metaliczna farba mieni się pod wpływem światła, nadając książce wyjątkowego wyglądu. Co ty dużo mówić – jest piękna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy kobieta to faktycznie słabsza płeć? W dzisiejszych czasach, kiedy kobiety walczą o równouprawnienie granica dzieląca je od mężczyzn powoli ulega zatarciu. A jak było kiedyś?

Książka „Seryjne morderczynie” to zbiór autentycznych historii o kobietach, dokonujących jednych z bardziej krwawych zbrodni w dziejach ludzkości. Powieść podzielona jest na czternaście rozdziałów, a każdy z nich poświęcony jest zupełnie innej bohaterce. Mamy zatem okazję poznać: Elżbietę Batory, Nannie Doss, Lizzie, Elisabeth Ridgeway, Rayę oraz Sakinę, Mary Ann Cotton, Darię Nikołajewną Sałtykową, Annę Marie Hahn, Oum-El-Hassen, Tillie Klimek, Alice Kyteler, Kate Bender, kobiety z Nagyrev, Marie-Madeleine. Każdą z tych kobiet łączą krwawe zbrodnie na sumieniu.

To, co najbardziej zaskakuje, to stosunek ówcześnie żyjących do niechlubnego dorobku bohaterek. Praktycznie w każdym przypadku ich zachowanie było bagatelizowane, ze względu na to, że reprezentowały „słabszą płeć”. Niejednokrotnie jednak ich bezwzględność przewyższała nawet legendarnego Kubę Rozpruwacza. To tylko pokazuje, jak wielkie zmiany zaszły na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci.

Książkę czytało mi się mozolnie, ze względu na mocno historyczne podłoże. Nie znajdziemy w niej wartkiej akcji, wyłącznie suche fakty. Mnogość przypisów pokazuje, jak wiele pracy autorka włożyła w pisanie. Mimo tego, że powieść zupełnie nie jest z gatunku tych, które sprawiają mi przyjemność, polecam tytuł każdemu, kto chciałby poznać prawdziwe oblicze kobiet.

Czy kobieta to faktycznie słabsza płeć? W dzisiejszych czasach, kiedy kobiety walczą o równouprawnienie granica dzieląca je od mężczyzn powoli ulega zatarciu. A jak było kiedyś?

Książka „Seryjne morderczynie” to zbiór autentycznych historii o kobietach, dokonujących jednych z bardziej krwawych zbrodni w dziejach ludzkości. Powieść podzielona jest na czternaście rozdziałów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Okno z niebieskimi żaluzjami to niestandardowa książka – nie znajdziecie w niej wartkiej akcji ani zwykłej fabuły. To relacja z podróży jaką odbywa bohater wraz z tajemniczą postacią, która zjawia się u niego w szpitalnym pokoju. Wraz z bohaterem czytelnik ma możliwość odbycia wyjątkowych wypraw – w głąb samego siebie, do starożytnej Japonii, na wzgórze Montmartre, a także na spacer po obrazach. Ta niezwykła przygoda pozwala spojrzeć na życie z zupełnie nowej perspektywy.

Zdecydowanie nie jest to książka dla każdego – niecodzienni sposób narracji, specyficzny skład czy język autora mogą albo zachwycić, albo zmęczyć czytelnika. To co dla jednego będzie arcydziełem, drugi uzna za zupełne nieporozumienie.

Opisy, choć ubogie w słowa, są nader szczegółowe, autor posiada dar opowiadania, który porusza wyobraźnię, buduje obrazy na podstawie krótkich haseł, tworzących spójną całość. „Okno z niebieskimi żaluzjami” to powieść, z którą warto się zmierzyć. Jest inna od tego, co obecnie możemy znaleźć na rynku, balansuje między poezją, prozą a prozą poetycką. Wyróżnia się i to jest jej dużą zaletą. Przynosi czytelnikowi świeżość. Dodatkowo jest krótka, czyta się ją szybko, dlatego można do niej wracać kilka razy.

Okno z niebieskimi żaluzjami to niestandardowa książka – nie znajdziecie w niej wartkiej akcji ani zwykłej fabuły. To relacja z podróży jaką odbywa bohater wraz z tajemniczą postacią, która zjawia się u niego w szpitalnym pokoju. Wraz z bohaterem czytelnik ma możliwość odbycia wyjątkowych wypraw – w głąb samego siebie, do starożytnej Japonii, na wzgórze Montmartre, a także...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Troje bohaterów. Trzy różne punkty widzenia. Trzy osobowości.

W całą historię wprowadza nas Fig. Kobieta o bardzo wysokiej samoocenie, poszukująca duszy swojego nienarodzonego dziecka, rezygnująca z terapii u psychologa z powodu przekonania, że prowadząca sesję kobieta jest psychopatką. Wciąż rozpamiętując brak miłości matki i niedawne poronienie w końcu skupia swoją uwagę na jednej z okolicznych rodzin. Popada w tak dużą obsesję, że kupuje sąsiedni dom i bez skrępowania wchodzi w ich życie, by w końcu je ukraść. Jolene jest pisarką. Darius psychiatrą. Mają trzyletnią córeczkę – Mercy Moon. Ich życie zostaje zmącone przez intrygi nowej sąsiadki. A może jej obecność po prostu przyspiesza coś, co i tak musiało się wydarzyć?

„Bad mommy” to thiller psychologiczny. Przez prawie pół książki narrację prowadzi Fig. I choć od pierwszych stron wiadomo, że ma problemy psychiczne, czytelnik ma szansę ją polubić, może nawet w jakimś stopniu kibicować jej poczynaniom. A kiedy czytelnikowi wydaje się, że wie, dokąd zmierza historia, następuje nagła zmiana perspektywy, historia cofa się w czasie i wchodzimy w postać Darius. A kiedy znowu książka wydaje się oczywista, na całość zaczynamy spoglądać oczami Jolene. Niestety, moim zdaniem, zmiany perspektywy nie przebiegają bezboleśnie. Dekoncentrują czytelnika, a przecież thiller psychologiczny powinien skupiać uwagę, stale trzymać w napięciu. Tymczasem tutaj, zamiast wczuwać się w kolejne role, usilnie próbowałam poukładać sobie w głowie kolejność zdarzeń. Niektóre wątki były pomijane, zamiast nich pojawiały się nowe i z części, miałam wrażenie, nic nie wynikało. Fabule brakowało spójności. Dodatkowo w całej opowieści było zbyt mało Mercy, dziewczynki, która w zasadzie była celem Fig.

Książkę czyta się bardzo szybko, nie męczy, choć po zakończeniu lektury czułam niedosyt i lekkie znudzenie. Intrygi opisane w powieści były tak chaotyczne, że trudno się było w nich odnaleźć, czasami akcja prowadzona była zbyt szybko, innym razem zbyt wolno. Brakowało wyważenia. Koncepcja książki jest dobra, trzy perspektywy w pierwszej chwili przypominają stół z rozsypanymi puzzlami. Przechodząc przez kolejne rozdziały, czytelnik powoli układa układankę, by na koniec zorientować się, że części puzzli brakuje, a inne zostały na boku niepotrzebne, jakby z innego pudełka. A szkoda.

Troje bohaterów. Trzy różne punkty widzenia. Trzy osobowości.

W całą historię wprowadza nas Fig. Kobieta o bardzo wysokiej samoocenie, poszukująca duszy swojego nienarodzonego dziecka, rezygnująca z terapii u psychologa z powodu przekonania, że prowadząca sesję kobieta jest psychopatką. Wciąż rozpamiętując brak miłości matki i niedawne poronienie w końcu skupia swoją uwagę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Siedemnastoletnia Tatiana wiodła spokojne życie. Mieszkała z rodzicami i siostrą w bogatej willowej części Moskwy, uczęszczała do prywatnej szkoły, ćwiczyła akrobatykę artystyczną. Pewnego wieczoru, po powrocie ze szkoły zastała w domu martwe ciała swoich najbliższych. Wiedziona instynktem rozszyfrowała wskazówkę, pozostawioną jej przez ojca i uciekła, chowając w plecaku to, po co przyszli zabójcy. Pod skrzydła wzięła ją tajna organizacja. Jej prywatnym ochroniarzem został Igor, były bokser, w którym zadurzyła się bohaterka. Z wzajemnością. W tajemnicy zajęli się przygotowaniem planu, który miał zabezpieczyć niebezpieczną substancję, którą dziewczyna zabrała z rodzinnego domu. Zaginięciem dziewczyny zainteresowała się nie tylko moskiewska policja, ale także Mossad, CIA i ci, którzy stali za śmiercią rodziny Tatiany.

„Czerwony parasol” to książka pełna akcji, gdzie nic nie jest oczywiste. Fabuła wciąga, trudno się oderwać i całość czyta się błyskawicznie (mimo prawie 600 stron). Jak na powieść szpiegowską pisana jest lekkim językiem, dialogi są dobrze przemyślane i niejednokrotnie nie stronią od humoru. Różne punkty widzenia nie dekoncentrują, jedynie uzupełniają fabułę i czytelnik odnosi wrażenie, jakby oglądał film w hollywoodzkim stylu.

Nigdy nie byłam fanką powieści sensacyjnych, wątki szpiegowskie omijałam szerokim łukiem, ale ta powieść mnie urzekła. Czytałam ją z zapartym tchem, ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń. Warto spędzić z nią kilka wieczorów, dać się wchłonąć wartkiej akcji. To niewątpliwie książka z pomysłem, która spodoba się zarówno tym, którzy gustują w książkach sensacyjnych, jak i tym, którzy zwykle sięgają po zupełnie inne tytuły.

Siedemnastoletnia Tatiana wiodła spokojne życie. Mieszkała z rodzicami i siostrą w bogatej willowej części Moskwy, uczęszczała do prywatnej szkoły, ćwiczyła akrobatykę artystyczną. Pewnego wieczoru, po powrocie ze szkoły zastała w domu martwe ciała swoich najbliższych. Wiedziona instynktem rozszyfrowała wskazówkę, pozostawioną jej przez ojca i uciekła, chowając w plecaku...

więcej Pokaż mimo to