Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Posiadacie własnego pupila ? Spędzacie z nim czas na wspólnych zabawach, spacerach ? A wyobrażacie sobie możliwość stracenia Waszego zwierzęcego przyjaciela ? Moment, w którym dowiadujecie się, że wasz zwierzak jest nieuleczalnie chory , a Wy nic nie możecie z tym zrobić; zostaje Wam tylko czekać. W takiej właśnie sytuacji znalazła się główna bohaterka, a zarazem autorka książki „Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem”.

Lauren jest bardzo związana ze swoim siedemdziesięciokilogramowym psem. Od jej dziewiętnastych urodzin, ona i Gizelle stają się nierozłączne. W chwili kiedy weterynarz stawia niekorzystną diagnozę dla Gizelle, Lauren postanawia zabrać ją w ostatnią wspólną podróż i spełnić jej wszystkie marzenia.

„Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem” to osobista historia pisana na wzór pamiętnika. Poznajemy życie głównej bohaterki. Można się w zupełności odnaleźć w jej życiowych sytuacjach, ponieważ nie prowadzi ona spokojnego, sielankowego życia. Na swojej drodze spotykają ją różnego rodzaju kłopoty: choroba alkoholowa mamy, problem ze znalezieniem pracy czy z wynajęciem mieszkania.

Czytając tą pozycję, bardzo zaimponowała mi postawa Lauren. Byłam pod wielkim wrażeniem jej zaciętości. Pomimo tylu problemów, jakie ją spotykały, zaciskała zęby i nie poddawała się. W chwili kiedy dowiedziała się o nowotworze Gizelle, nie załamała się; wiadomo było jej przykro, ale nie popadła w depresje. Zebrała się w sobie i sprawiła, że ostatnie kilka miesięcy życia Gizelle, były dla niej niezapomnianymi wrażeniami, przepełnionymi miłością i czułością skierowaną w jej stronę.

Kolejnym aspektem, który bardzo mi się spodobał to opisana więź, jaka łączyła Gizelle i Lauren. Miłość, jaką sobie okazywały… Uczucie, którymi siebie nawzajem darzyły… . W środku znalazłam również przepiękny cytat: „Miłość działa najlepiej, kiedy jest bezwarunkowa”! Coś pięknego! Czytając tą historię, byłam nią po prostu zauroczona!

„Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem” to książka wywołująca u czytelnika całą gamę emocji. Jak pewnie się domyślacie znajdzie się tu miejsce na smutek i urojone łzy . Ale nie tylko…. Historia ta od pierwszych stron wywołuje u czytelnika uśmiech na twarzy. Również nie brakuje momentów, kiedy należy się powstrzymać, aby nie prychnąć śmiechem.

Samo wydanie książki jest idealne. Brak jakichkolwiek literówek w tekście, spora, a co najważniejsze czytelna czcionka. Książka pisana prostym i łatwym językiem. Zaskakująca, oczywiście bardzo pozytywnie, była dla mnie także wklejka wewnątrz książki przedstawiająca zdjęcia z prywatnego albumu autorki. Fotografie te były dopasowane, po jednej do każdego rozdziału. Uważam, że taki zabieg, jak najbardziej zasługuję na pochwałę, gdyż umożliwia czytelnikowi jeszcze większe zagłębienie się w tą historię i wyobrażenie jej sobie dokładnie.

Pomimo tego, że wymieniłam tyle ochów i achów, książka niestety nie porwała mnie od pierwszych stron. Były momenty, w których czytało mi się ją przyjemnie i lekko, ale z przykrością muszę stwierdzić, że więcej było momentów, w których była ona troszeczkę nudna. Często, już pod koniec pojawiały się oklepane akapity, które niepotrzebnie zwalniały tempo akcji.

Podsumowując: Uważam, że książka „Gizelle. Życie z bardzo dużym psem” to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników zwierząt, a przede wszystkim dla sympatyków psów. Chwytająca za serce historia na pewno Was urzeknie. Książka ta daje dużo do myślenia i zapada w pamięć na długo. Dlatego gorąco polecam Wam tę pozycję! Nie będziecie żałować!

Posiadacie własnego pupila ? Spędzacie z nim czas na wspólnych zabawach, spacerach ? A wyobrażacie sobie możliwość stracenia Waszego zwierzęcego przyjaciela ? Moment, w którym dowiadujecie się, że wasz zwierzak jest nieuleczalnie chory , a Wy nic nie możecie z tym zrobić; zostaje Wam tylko czekać. W takiej właśnie sytuacji znalazła się główna bohaterka, a zarazem autorka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co zrobilibyście, gdyby ktoś ważny, z Waszego bliskiego otoczenia popełnił samobójstwo? Straszne, prawda? A gdyby kilka dni po tym przed drzwiami Waszego domu znaleźlibyście pudełko zaadresowane do Was, a w środku wiadomość - kasety o tym, że to właśnie Wy jesteście jednym z powodów tego czynu? Niewyobrażalne, a jednak to właśnie przytrafiło się Clay'owi, głównemu bohaterowi tej powieści.

"Mam nadzieję, że jesteście gotowi, ponieważ zamierzam wam opowiedzieć o swoim życiu. A konkretnie, dlaczego moje życie właśnie się skończyło. Bo skoro słuchacie tych taśm, jesteście jednym z powodów."

Clay, niczym nie wyróżniający się licealista, miły, uśmiechnięty, a jednak w jakiś sposób to właśnie on doprowadził do samobójstwa Hanny Baker. A kim była Hannah? Jedną, jakich wiele na świecie, prześladowaną i dręczoną przez rówieśników nastolatką. I to właśnie ta młodzieńcza złośliwość i nienawiść stopniowo skłaniały ją do popełnienia samobójstwa.

Książka 13 powodów w zupełności odbiega od standardowych pozycji książkowych. Już na początku w oczy wrzuca się ogromna różnica. Od pierwszych stron wiemy jak zakończy się cała ta sytuacja, jak potoczy się dalej akcja. Po raz pierwszy spotkałam się z takim zabiegiem i muszę szczerze przyznać, że zrobił na mnie na prawdę ogromne wrażenie, za co należą się brawa dla autora!

Kolejną cechą jest to, że książka w większości pisana jest w rodzaju pamiętnika. Oczywiście, nie jest to dosłownie pamiętnik, ale są to nagrania opisujące pewne sytuacje z perspektywy Hanny. Również pomiędzy wypowiedziami, możemy znaleźć myśli Clay'a, towarzyszące mu podczas odsłuchiwania kaset. Na początku było to dla mnie dość frustrujące i uważałam to za zbędne. Z biegiem akcji przyzwyczaiłam się do tego, a nawet podobało mi się to, gdyż mogłam dowiedzieć się jak na dane kwestie reaguje główny bohater.

"Nie sposób wrócić do tego, co było kiedyś. Co nam się wydaje, że jest. Tak naprawdę do nas należy jedynie... teraz. "

Niestety nie mogę powiedzieć przy tej pozycji, że udało mi się poznać bohaterów. Nie dowiedziałam się jaki był Clay czy Hannah. Autor pominął to na rzecz innych zabiegów i ja to oczywiście rozumiem, jednak wydaje mi się, że fajnie byłoby móc poznać ich z tej lepszej strony. ;)

Co do samej fabuły, moim zdaniem genialny pomysł, może nie do końca wykonanie. Czegoś mi po prostu tam zabrakło i nawet nie jestem w stanie określić czego, jednak czuję wielki niedosyt. Książkę tę czytałam na zmianę z serialem, tzn. aby uniknąć spojlerów czytałam ok. 2-3 rozdziały (taśmy) do przodu, by móc zobaczyć 1 odcinek serialu i taki sposób Wam gorąco polecam. Tak unikniecie spojlerów! A uwaga serial przedstawia kasety w różnej kolejności!

"Wiem, że nie chciałeś sprawić mi zawodu. Tak naprawdę większość z was przypuszczalnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co zrobiła - co naprawdę zrobiła."

Nie chciałabym tu poruszać tematu samobójstw, gdyż uważam, że to są trudne rzeczy, jednak chciałabym zaapelować, aby każdy w wieku dorastania sięgnął po tą pozycję i zobaczył jak to jest być po drugiej stronie. Uwaga! Jeśli utożsamiasz się z Hanną, wiedz, że zawsze możesz liczyć na pomoc. Jeśli czegoś potrzebujesz śmiało do mnie pisz, razem znajdziemy.

W opiniach innych czytelników zarzucano, że 13 tytułowych powodów było błahe i na pewno nie mogło skłonić Hanny do samobójstwa. Ja jednak uważam inaczej, jeden powód - ok, da się to ogarnąć, ale kiedy przytłacza Nas ich ponad 10, a od nikogo innego nie możemy liczyć na pomoc? Zostawiam Was z tym do przemyślenia. 

"Słyszę, jak ktoś traci nadzieję. Stawia na sobie krzyżyk. Ktoś kogo znam. Kogo lubię. Słyszę. Ale jestem spóźniony."

Przed przeczytaniem nie mogłam zrozumieć tego, dlaczego książka wydana w 2007 roku, dopiero po wyprodukowaniu serialu stała się bestsellerem. Z ciekawości sprawdziłam również opinie na jej temat i bardzo się zaskoczyłam, gdyż recenzje sprzed wydania serialu były słabe i wahały się od 4 do 6 gwiazdek, natomiast już po, książka ta osiągnęła genialne noty, podnosząc jej średnią ocenę do 8.
Niestety, ale muszę się tu zgodzić, że gdyby nie serial,, pozycja ta nie osiągnęłaby aż tak dużego rozgłosu.

Podsumowując: Uważam, że 13 powodów to pozycja z niespotykaną fabułą, po którą na pewno powinniście sięgnąć. Nie jestem pewna czy można ją nazwać bestsellerem, jednak pomimo tego cieszę się, że mogłam się z nią zapoznać, na pewno bardzo wpłynęła na mój sposób myślenia.

Co zrobilibyście, gdyby ktoś ważny, z Waszego bliskiego otoczenia popełnił samobójstwo? Straszne, prawda? A gdyby kilka dni po tym przed drzwiami Waszego domu znaleźlibyście pudełko zaadresowane do Was, a w środku wiadomość - kasety o tym, że to właśnie Wy jesteście jednym z powodów tego czynu? Niewyobrażalne, a jednak to właśnie przytrafiło się Clay'owi, głównemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeśli mam być z Wami szczera to wypożyczając tę książkę z biblioteki nie miałam w ogóle pojęcia o czym ona może być. Jedyne co, to zapamiętałam okładkę, kiedy książka ta miała swoją premierę. Skuszona słowem "chemia" (jako prawdziwy biol-chem) postanowiłam ją przeczytać!

Henry Page to zwykły chłopak, niewyróżniający się z tłumu, w porównaniu do swoich rówieśników. W ostatniej klasie zostaje naczelnym redaktorem gazetki szkolnej, co powoduje, że jest zbyt zajęty i nie ma czasu na miłość. Jednak pewnego dnia do jego klasy dołącza nowa uczennica - Grace Town, która nosi za duże, męskie ubrania, podpiera się laską i skrywa wiele dramatycznych tajemnic...

Może na początku zacznę od bohaterów. Uważam, że Henry Page i Grace Town to para śmiesznych, wyluzowanych nastolatków, których połączyła ze sobą miłość do pisania. Dodatkowo sądzę, że autorka świetnie poradziła sobie w wykreowaniu tych postaci. Po przeczytaniu całej książki mam wrażenie jakbym znała ich od małego.

W większości młodzieżówek pojawiają się miłosne problemy, które związane są z błahymi powodami. Tu jednak Krystal Sutherland zaskoczyła mnie czymś zupełnie nowym, czymś bardziej poważnym. Nie były to błahe problemy, lecz poważne kłopoty, z których ciężko jest się otrząsnąć. Nie chcę Wam niczego zaspoilerować, dlatego jeśli jesteście ciekawi o co chodzi, odsyłam Was do książki.

Można powiedzieć, że Chemię naszych serc czyta się jednym tchem. Dodatkowo czytając ją, nie byłam wstanie się od niej oderwać, a krótkie rozdziały sprawiały, że myślałam sobie: "jeszcze jeden króciutki rozdział i kończę" i tak w kółko.

Jeśli chodzi o okładkę, na prawdę bardzo mi się podoba. Nie jest ona jakoś bardzo wyrafinowana, ale właśnie swoją prostotą przyciąga wzrok czytelnika. Pewnie patrząc na tą okładkę zadajecie sobie pytanie, "co tam robią ryby?" Ja też tak miałam, jednak spokojnie, podczas czytania wszystko się Wam wyjaśni.

Podsumowując: Chemia naszych serc to niezwykła, nietuzinkowa  młodzieżówka z wątkiem miłosnym w tle, która zachwyci nie jednego fana Young Adult. Chemia naszych serc skradła moje serce, dlatego mam nadzieję, że choć odrobinę zachęciłam Was do przeczytania tej pozycji! Na pewno nie pożałujecie!

Więcej znajdziecie na blogu PyszneBuki.blogspot.com

Jeśli mam być z Wami szczera to wypożyczając tę książkę z biblioteki nie miałam w ogóle pojęcia o czym ona może być. Jedyne co, to zapamiętałam okładkę, kiedy książka ta miała swoją premierę. Skuszona słowem "chemia" (jako prawdziwy biol-chem) postanowiłam ją przeczytać!

Henry Page to zwykły chłopak, niewyróżniający się z tłumu, w porównaniu do swoich rówieśników. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sięgając po tę książkę, tak na prawdę sama nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Jednak po cichu liczyłam na lekką, przyjemną powieść na kilka wieczorów. A tu dostałam książkę bardzo specyficzną, alegoryczną, przepełnioną symbolami, a przede wszystkim trudną.

Sama fabuła jak dla mnie bardzo ciekawa. Są momenty, w których akcja gwałtowanie przyśpiesza i nie da się oderwać od książki, ale także chwile, kiedy czytelnik może się zrelaksować czytając o wydarzeniach, w których akcja zwolniła. Uważam, że jest to świetny zabieg zastosowany przez autora, dzięki czemu powieść zyskuję równowagę akcji.

Wiele razy w książkach zdarza się, że główny bohater jest wprost irytujący i nie da się go słuchać. Na szczęście w powieści Beatrycze i Wergili jest zupełnie inaczej. Henry to świetny facet, który swoim urokiem od razu sprawi, że go pokochacie(tak samo jak ja) Jest on dobrym mężem, kochającym ojcem i czułym mężczyzną, który nie pozostawi potrzebującego bez pomocy.

Jak się pewnie domyślacie, również w tej pozycji dużą rolę odgrywają zwierzęta! Yann Martel po raz kolejny w swojej powieści zaczerpnął motyw natury, i to naprawdę dużo znaczący dla tej książki. Dzięki tym dwóm zwierzęcym postaciom autor przedstawił porównanie do czasów wojennych, przepełnionych złem i goryczą. Uważam, że jest to niezwykle warty zabieg!

Styl pisania autora jak najbardziej przypadł mi do gustu. Również wiele rozbudowanych opisów, pomogło mi wyobrazić sobie świat kreowany przez Martela i przenieść się do niego. Także wiele dialogów sprzyjało szybkiemu czytaniu.

Powiem tak, gdyby nie mocna i dobitna końcówka, książkę oceniłabym o wiele niżej. Zakończenie mnie po prostu rozwaliło. Kiedy je czytałam o mało się nie popłakałam, a po skończeniu całej książki musiałam naprawdę wszystko dokładnie przemyśleć.

Podsumowanie: Uważam, że warto przeczytać "Beatrycze i Wergili", jednak trzeba się nastawić na poważniejszą i o wiele trudniejszą powieść. Rosnące tempo akcji pozwoli szybko przebrnąć Wam do samego końca... A to właśnie tam będzie czekała na Was niespodzianka! Dlatego już teraz sięgnij po kolejną pozycję Yanna Martela.

Mam nadzieję, że recenzja wyszła w miarę składna, ponieważ pisanie jej było dla mnie niezwykle trudne... Z powodu, że sama dokładnie nie wiem jak ocenić mam tą powieść, dlatego polecam Wam ją przeczytać, i podzielić się Waszą opinią!

Dodatkowo zachęcam do zaobserwowania bloga PyszneBuki , klikając w przycisk "Obserwuj" po prawej stronie, aby być na bieżąco! :)

Sięgając po tę książkę, tak na prawdę sama nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Jednak po cichu liczyłam na lekką, przyjemną powieść na kilka wieczorów. A tu dostałam książkę bardzo specyficzną, alegoryczną, przepełnioną symbolami, a przede wszystkim trudną.

Sama fabuła jak dla mnie bardzo ciekawa. Są momenty, w których akcja gwałtowanie przyśpiesza i nie da się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W ostatnim czasie w mojej szkolnej bibliotece pojawiła się akcja "Nie oceniaj książki po okładce". Na pewno dobrze ją znacie, bo jest on dość popularna. Skusiłam się na dwie zapakowane książki, które po opisach wydawały mi się najciekawsze. Jedną z nich była właśnie  książka Dni trawy. Kiedy odpakowałam i wyciągnęłam zawartość, byłam w lekkim szoku, gdyż okładka w ogóle mi się nie spodobała i z pewnością, gdybym miała ją wypożyczyć, nawet bym na nią nie spojrzała. Jednak postanowiłam dać jej szansę....

Osiemnastoletni bohater, Ben van Deventer po latach zażywania substancji odurzających ląduje w klinice odwykowej. Z perspektywy czasu opowiada o swoim życiu: o dzieciństwie i dorastaniu, o problemach, które spotkały jego i jego rodzinę, a przede wszystkim o więzi jaka łączyła go z jego najlepszym przyjacielem Tomem.

Każdy z nas czymś się interesuję, ma swoje pasję. Jedni grają w piłkę, inni czytają książki. Ben uwielbiał muzykę, która towarzyszyła mu od najmłodszych lat; to właśnie ona połączyła ze sobą Toma i Bena; to ona spowodowała, że między nimi zrodziło się potężne uczucie, jaką była przyjaźń.  
Obserwując to zjawisko, naprawdę bardzo mocno zżyłam się z tą dwójką bohaterów. Uczucie to sprawiło, że stali się mi bliżsi, a ich problemy bardziej mnie poruszały.

Jeśli już mowa o problemach, zdałam sobie sprawę, że niestety, tak jak w książce, jest w życiu; jeśli spotka nas zła sytuacja, za nią sypią się kolejne. Tak samo było właśnie w przypadku Bena: najpierw kłopoty w szkole, problemy rodzinne, a na końcu osobiste.

Zdałam sobie także sprawę, jak duży wpływ mają na nas nasi najbliżsi. Oczywiście może to być dobra relacja, która zaowocuje pięknymi, dobrymi uczynkami. Jednak może się też tak zdarzyć, że nasz "dobry przyjaciel" może namawiać nas do złych rzeczy, a następnie poniesiemy za to wszystkie konsekwencje. Jest to dość trudny i ciężki problem, lecz uważam, że powinniśmy mówić o tym otwarcie i patrzeć na własne relację, czy czasem nie są toksyczne.

Nie można tu także nie wspomnieć o ważnej postaci jaką był dziadek Bena. To dzięki niemu Ben, jako mały chłopiec załapał bakcyla do szach, a spędzanie z nim czasu na graniu była dla niego wielką przyjemnością. To właśnie on pokazał chłopcu jak piękne jest życie, jeśli tylko troszkę się wysilisz.

Jak się okazało po lekturze, Dni trawy to autobiografia Philipa Huffa, przez co książka nabrała dla mnie jeszcze większego sensu i dała mi dużo do myślenia. Również to spowodowało, że moje uczucia do bohatera zmieniły się, a opisane w książce problemy stały się, nie tylko zwykłą opisaną historią, ale realistyczną opowieścią, która wydarzyła się naprawdę i mogłaby spotkać także któregoś z nas.

Autor, aby w swojej książce zastosować bezpośredni zwrot do czytelnika, użył sformułować typu: "człowieku". Wiem, że ważna jest w takich książkach dobra relacja z czytelnikiem, jednak takie wyrażenia wprowadzały u mnie niesmak i wyrywały mnie z kontekstu.

Dni trawy to książka napisana w bardzo przystępny sposób. Prosty język i duża czcionka spowodowały, że lekturę czytało się szybko i przyjemnie. Tematyka z pozoru błaha, jednak daje dużo do myślenia i pokazuje, a raczej przestrzega przed pewnego rodzaju zachowaniem .

Podsumowując: Dni trawy to lektura warta uwagi, nie tylko dla młodszego czytelnika. Jestem pewna, że spełni oczekiwania także dojrzałej już osoby, ze względu na poruszane w niej problemy głównego bohatera. Sądzę, że czytając to książkę spędzicie miło czas!

Więcej na www.pysznebuki.blogspot.com

W ostatnim czasie w mojej szkolnej bibliotece pojawiła się akcja "Nie oceniaj książki po okładce". Na pewno dobrze ją znacie, bo jest on dość popularna. Skusiłam się na dwie zapakowane książki, które po opisach wydawały mi się najciekawsze. Jedną z nich była właśnie  książka Dni trawy. Kiedy odpakowałam i wyciągnęłam zawartość, byłam w lekkim szoku, gdyż okładka w ogóle mi...

więcej Pokaż mimo to