-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2023-10-24
2023-02-15
Nowa książka na wyposażeniu mojej osiedlowej biblioteki, która to kusiła całkiem ładnie wyglądającą okładką, a której opis obiecywał jeszcze więcej. Niestety jak ta przysłowiowa "krowa, która głośno ryczy, to niewiele mleka daje", tak tutaj szybko naszło mnie rozczarowanie co do zawartości książki.
Motyw z Kubą Rozpruwaczem to powinien być samograj. Tytuł wręcz sugeruje, że zostanie tutaj podjęta jakąś rozgrywka z mordercą, ale nic bardziej mylnego. Częściej przyjrzymy się procedurom/czynnościom panującym na obszarze kostnic/sal sekcyjnych, niźli pobłądzimy uliczkami XIX-wiecznego Londynu, choć kilka wyjść na "miasto" też się naturalnie trafi.
Bohaterką tej książki jest młoda kobieta, Audrey Rose Wadsworth, która musi sobie dać radę z nieprzychylnym środowiskiem, które najchętniej widziałoby ją w roli dystyngowanej pani na salonach, zajmującej się typowo damskimi sprawami tamtych czasów. Szkopuł w tym, że dziewczę ani myśli tak robić. Przeciwnie, lubi wymknąć się do ukochanego stryjka i brać udział w ekscytujących ją sekcjach. I przez te swoje unikalne zainteresowania, będzie miała styczność ze sprawą Rozpruwacza.
Zgodnie z faktami ofiarami Kuby padały prostytutki, które to "Kubuś" mordował, makabrycznie kaleczył, wycinając niektóre organy i pozostawiając istny syf na miejscu zdarzenia. To co przydarzyło się tym biednym kobietom jest i tutaj. Zgodnie z realiami historycznymi mamy tu też listy, jakie morderca wysyłał do prasy/policji. Takie drobne detale cieszą, aczkolwiek nie ma tu nic (poza zakończeniem) oryginalnego w tej historii.
Autorka odhacza pewne wydarzenia z iście reporterskim zacięciem, tyle że sprawę Kuby znam totalnie od podszewki (dzięki masie podcastów typu true crime - tu pozdrawiam pana Myszkę), więc oferowane mi atrakcje były dla mnie czymś wtórnym. Dla laika będzie to bomba, dla zaznajomionych, tylko potwierdzenie faktów... No właśnie. Tym bardziej, że naprawdę niewiele się tu dzieje (zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że w 1/4 to pozycja... o niczym), a akcja toczy się powoli, wypełniona sprawami Rose, która ma swój problem z rodziną (zwłaszcza tatą), co niekoniecznie musi być ciekawe.
A gdzie ten szumy feminizm, który bije słowami z okładki? Gdyby niecodzienne zainteresowanie bohaterki, tak ta nie wyróżniałaby się od setek innych kobiet, co widać po takim sobie wątku romantycznym z niejakim Thomasem, który rozwija się typowo dla młodej kobiety, która poznaje siebie, pewne towarzyskie konwenanse i jest zdolna, aby pierwsza skraść pocałunek obiektowi westchnień. To jest feminizm? A może walka z przytłaczającą, patriarchalną relacją z ojcem, który chce dla córki najlepiej, chociaż może to oznaczać, coś czego ona nie chce. Urok tamtych czasów, ale to też nie jest nic nowego. Mamy silną postać kobiecą i tyle z tego feminizmu (a już miałem nadzieję, że będzie ona kobietą wojująca i da zalążek takim powiedźmy: sufrażystkom - nic z tego). Dialogi czy prowadzenie postaci jest od biedy akceptowalne.
I samo rozwiązanie wątku. Nazbyt proste. Co prawda ja się domyśliłem na kilka rozdziałów przed finałem, kto stoi za postacią Kuby. Wina w tym autorki, bo mimo to, że Kerri mami nas mylnymi tropami, to w pewnym momencie daje czytelnikowi za dużo informacji typu "w punkt", które wiodą wprost do sprawcy. Chyba nie o to chodziło. Jasne, końcówka mimo, że ją rozszyfrowałem, jest chyba najbardziej satysfakcjonującą częścią składową tytułu, ale trzeba do niej przebrnąć.
"Jak podejść Rozpruwacza" nie jest ani wybitnie feministyczny jak krzyczy z okładki, ani niepokorny, bo sam bunt przeciwko rodzicowi czy nietypowe zainteresowanie nie czynią kogoś "buntownikiem o coś", tym bardziej nie jest to świeży temat. To sprawnie nakreślona powieść z całkiem nieźle oddanymi faktami historycznymi, ale założę się, że wszystko to gdzieś widzieliście/słyszeliście. Historia panny Wadsworth ociera się zaledwie o szalenie interesujący temat, jednak istnieje bez TEJ iskry. Zaryzykuję tezę, że to jedno z moich największych rozczarowań aktualnego roku.
PS. A mimo to i tak sięgnę po historię z Drakulą. Lepsza średnia obiecuje bardziej nieprzewidywalną historię. Sprawdzimy, bo mimo wtórności bohaterkę polubiłem. No i mimo wszystko czuć, że to bardziej literatura dla młodzieży...
Nowa książka na wyposażeniu mojej osiedlowej biblioteki, która to kusiła całkiem ładnie wyglądającą okładką, a której opis obiecywał jeszcze więcej. Niestety jak ta przysłowiowa "krowa, która głośno ryczy, to niewiele mleka daje", tak tutaj szybko naszło mnie rozczarowanie co do zawartości książki.
Motyw z Kubą Rozpruwaczem to powinien być samograj. Tytuł wręcz sugeruje,...
2023-01-11
Kolejny już zbiór opowiadań spod pióra Wielkiego Grafomana, jaki zawiera 12 całkiem fajnych opowiadań i jak to zwykle bywa przy zbiorach, jest mocno nierówny, choć opowiadań który mi się naprawdę nie spodobały tu w zasadzie nie ma. Jest za to parę bardzo przeciętnych, ale doceniam użyte tu koncepty.
Tytułowe opowiadanie należy do moich ulubionych (w sukurs z Sercem kamienia), a tyczy się profesji zwanej rzeźnikiem drzew, który to zajmuje się takimi osobnikami, które powodują zgon wśród ludzi. Historia jest nastrojowa i zwyczajnie świetna. Serce kamienia z kolei jest chyba najsmutniejszym aspektem tego zbioru, pozostawiając czytelnika z przerażającą świadomością o tym, co drugi człowiek jest w stanie zrobić drugiemu... Oba te opowiadania, choć różnią się motywem, przenoszą nasz w okolice cmentarzy i zaprowadzają iście grobową atmosferę.
Operacja “Jajca” przenosi nas do czasów PRL, gdzie bohater zostaje przyłączony do szpiegowania proletariackich turystów zza granicy, a którzy szukają pewnych jaj, niby do kulinarnego zastosowania. Prawda może jednak zmienić... ustrój kraju. Z kolei taki " Bunt szewców" przedstawi nam kosmitę, który żyje pośród nas i jest zbulwersowany naszymi zwyczajami, które wydają się barbarzyńskie.
Nastrojowe "Poddasze" uraczy nas smutną historią, która mimo lat nadal oddziałuje na nowego właściciela pewnego mieszkania na tytułowym strychu i nosi znamię dawnej zbrodni. Nie mogło też oczywiście zabraknąć historii o losach alternatywnej Polski, która ma co prawda rządzić na świecie, aczkolwiek do utrzymania swojej domniemanej potęgi musi się nieźle nagimnastykować, aby zachować status quo.
To nie koniec atrakcji, bo zwiedzimy pewne wykopaliska, na terenie których znajduje się coś czego nie należy wykopywać, ale archeolodzy są na tyle zdeterminowani, że mogą doprowadzić do tragedii. Zawitamy też do teatru w okresie PRL-u, gdzie można się zgubić w odrębnej rzeczywistości Końcówka oferuje nam ponownie spotkanie z doktorem Skórzewskim, który tym razem ruszy za śladami pewnej legendy powiązanej z Biblią katolicką. To odkrycie może zmienić cały świat i rzucić nieco inne światło na Księgę Rodzaju.
W obejściu pozostaje jeszcze kilka historii, ale tak jak wspomniałem średnio mi podeszły. Niemniej trzeci zbiór opowiadań wydaje mi się jak dotąd najlepszym, co może nam zaoferować ten autor.
Kolejny już zbiór opowiadań spod pióra Wielkiego Grafomana, jaki zawiera 12 całkiem fajnych opowiadań i jak to zwykle bywa przy zbiorach, jest mocno nierówny, choć opowiadań który mi się naprawdę nie spodobały tu w zasadzie nie ma. Jest za to parę bardzo przeciętnych, ale doceniam użyte tu koncepty.
Tytułowe opowiadanie należy do moich ulubionych (w sukurs z Sercem...
2023-01-24
Jedna z niewielu samodzielnych pozycji z książkowej serii Assassin's Creed, które to czerpią garściami, lub wręcz zrzynają fabułę z oryginalnych fabuł gier komputerowych. W tym przypadku jednak jest inaczej, bo Pustynna Przysięga stanowi prequel do wydarzeń z gry AC - Origins (w którą to jeszcze nie grałem) i jest to w "100%" produkt pióra autora, choć na motywach gry. Fabułą przenosi nas do młodości Bayeka i pokazuje jak to stał się on Medżaj, takim starożytnym odpowiednikiem strażnika kultury i wiary Egipcjan, a którzy są protoplastami średniowiecznych asasynów.
Ojciec wojownika rusza na niebezpieczną misję z wioski o nazwie Siwa, gdzie pełnił rolę strażnika świątynnego. Ktoś bowiem prowadzi działania przeciwko "temu dobremu" zgrupowaniu i trzeba zbadać sprawę. Jak się okazuje za ostatnimi Medżaj został wysłany najemny morderca, Bion, który ma dopilnować, aby starożytne bractwo zniknęło z powierzchni Ziemi. W lwiej części książki towarzyszymy młodzikowi, który to ma odnaleźć tajemniczą Khensę w Tebach, a która to ma umożliwić chłopaki odnalezienie ojca.
Od razu nadmienię, że mam problem z tym tytułem. Z jednej strony fajne postacie (dobra relacja bohatera z Ayą) towarzyszą mało rozpisanej fabule, która aż prosi się o większą głębię i szczegółowe opisy kultury czy miejsc, w końcu często wspomina się tu o zachowywaniu KULTURY medżaj. Niestety jest tego bardzo mało, a autor skupia się na drodze z punktu a do b, zupełnie jakbyśmy odgrywali misję w grze, szczędząc nam opisów z epoki. Tyle, że grze towarzyszą detale wizualne, które podbijają klimat, czyli Starożytny Egipt odwzorowany w jakimś stopniu na ekranie konsoli/PC. Suche opisy mogą mieć jaką wartość, ale nie pobudzą w takim stopniu wyobraźni, zwłaszcza gdy są szczątkowo opisane.
Sam pościg mordercy za bohaterami jest w pewnym stopniu interesujący i trzeba oddać autorowi, że czuć tu miejscami tą atmosferę zaszczucia. I taka jest właśnie "Pustynna przysięga". Interesujące koncepty, niestety słabo porozwijane. Takie liźnięcie tematu, który ma zaciekawić czytelnika na tyle, że może sięgnie po grę. I to działa, ale nie stanowi wartościowej pozycji, którą bym polecił, nawet pomimo pełnej autonomii względem poprzedniczek.
Jedna z niewielu samodzielnych pozycji z książkowej serii Assassin's Creed, które to czerpią garściami, lub wręcz zrzynają fabułę z oryginalnych fabuł gier komputerowych. W tym przypadku jednak jest inaczej, bo Pustynna Przysięga stanowi prequel do wydarzeń z gry AC - Origins (w którą to jeszcze nie grałem) i jest to w "100%" produkt pióra autora, choć na motywach gry....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-10
Mając do czynienia z poprzednimi pięcioma odsłonami książkowych adaptacji growej serii Assassin's Creed mogę tylko doceniać fakt, iż autor używał pseudonimu, a nie firmował tytułów swoim nazwiskiem. Były one co najwyżej średnie. Inaczej sprawa ma się z szóstą odsłoną, która zabiera czytelnik na Karaiby i pozwala obserwować losy Edwarda Kenway'a, zawadiaki, który chcąc się dorobić - został piratem. Nie wiem czy to zasługa miodnego materiału źródłowego, który przywrócił mi w wiarę w serię (nie grałem we wszystkie części - na ten moment jest na Rogue i Unity), ale i książka jest dużo lepsza w odbiorze.
Może dlatego, że Edward to postać zgoła inna, niż wszystkie prezentowane nam dotychczas. Pirat chce się tylko dorobić, aby wrócić w rodzinne strony z pewnym bogactwem. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż zostawił za sobą młodą żonę i spore problemy. Konflikt na linii Templariusze-Asasyni mało go interesuje, ale i tak los wrzuci go w najważniejsze wydarzenia. Na plus zaliczam spory prolog, który wprowadza pewien wycinek czasu, w którym Edward jest jeszcze podrostkiem i pracuje na farmie ojce, przy owcach. Autor daje tu od siebie sporo, co cenię sobie - zwłaszcza, że w poprzednich odsłonach potrafił robić zrzynkę z całości fabuły gry komputerowej, tylko odtwarzając wydarzenia, jakie można przeżyć na ekranie PC/konsol.
Nie oznacza to, że takowych sekwencji tu nie będzie, bo w pewnym momencie, jak już lądujemy w Nowym Świecie, to i fabuła książki zazębia się z grą. Może to zasługa przerwy od serii, ale Bowden wydawał mi się tu czuć bardziej vide tego tytułu. Czytało mi się to zatem inaczej. Lepiej. Fajnie też, że mamy tu też kilka historycznych postaci, jak Czarnobrody, ale autor już nie skupia się na mozolnych opisach czy dialogach, tak aby wiernie oddać zawartość gry. Wyszło to książce na dobre.
I tak, reasumując, Czarna Bandera to najlepsza książkowa odsłona serii, którą można czytać w oderwaniu od reszty i to zalecałbym zrobić. Istnieje szansa, że będziecie się nieźle bawić i sięgniecie po komputerowy odpowiednik. Bo po książce odczuwałem taką chętkę.
Mając do czynienia z poprzednimi pięcioma odsłonami książkowych adaptacji growej serii Assassin's Creed mogę tylko doceniać fakt, iż autor używał pseudonimu, a nie firmował tytułów swoim nazwiskiem. Były one co najwyżej średnie. Inaczej sprawa ma się z szóstą odsłoną, która zabiera czytelnik na Karaiby i pozwala obserwować losy Edwarda Kenway'a, zawadiaki, który chcąc się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czornyja cenię sobie za krwistą serię z komisarzem Erykiem Deryło. Jakim więc zaskoczeniem było, że autor ma też kilka pozycji, które skupiają się na kontrowersyjnych postaciach żyjących w XX wieku (troszkę XIX wieku tu też jest). "Czerwony terror" przybliża nam losy niejakiego Władimira Iljicza Uljanowa. Lenina.
Książka toczy się na kilku płaszczyznach. Stary Lenin sprawuje władzę absolutną nad swoim narodem, w swoim stylu, napędzany własnymi maniami i rządzą spełnienia swojej domniemanej roli dziejowej. Cynik, narcyz, tchórz, który woli wysługiwać się czyimiś rękami, bo w końcu ma odegrać najważniejszą rolę. Postanawia opowiedzieć swoją historię zachodniemu dziennikarzowi, tak aby i reszta świata mogła zapoznać się z jego historią. I być może się nawróć z tego zachodniego/kułackiego/kapitalistycznego trybu życia.
W ten sposób przejdziemy przez jego dzieciństwo, kiedy stracił ojca, a potem brata, który został stracony za działalność anty-systemową. Wtedy też się to zaczęło. Mimo namów ukochanej matki Iljicz wpadł w towarzystwo osób podobnych sobie. Takich, które pragnęły zmian w drodze rewolucji. Mamy pierwszą miłość i piętrzące się problemy w strukturach, jakie chciał stworzyć. I popadanie w coraz to większą megalomanię.
Akcja jest ukazana z punktu widzenia Lenina i już widziałem komentarze, że Czornyj bezbłędnie zagłębił się w psychikę cynicznego mordercy, wyzwoliciela narodów spod jarzma kapitalizmu. Szkopuł w tym, że nawet najbardziej drobiazgowe badanie tekstów autora nie pozwoli się nim stać. Całość jest więc fikcją opartą na jakiś faktach. Tutaj w nieco większym stopniu, w skutek pracy autora.
Max nie ustrzegł się jednak lekkiej nudy, bo "jego" Lenin ciągle sam sobie wmawia pewne rzeczy i na przestrzeni książki te frazesy są wielokrotnie powtarzane. Troszkę to męczy, z drugiej zaś strony jeżeli autor skupiłby się na pełni detali, książka straciła by mimo wszystko swój rozrywkowymi wymiar, więc trzeba było znaleźć złoty środek. Nie wiem czy to tematyka, ale nie podpasowało mi to za mocno.
Taka sfabularyzowana autobiografia to jednak miecz obosieczny, bowiem ma się pewne ramy wokół, których należy działać. W tym przypadku ramą jest szeroko dostępna biografia Lenina. W książce Czornyj nie ma dla znawców historii tego socjopaty żadnych nowych faktów, tylko przetworzenie dostępnych danych. Sprawia to, że "Czerwony Terror" to literatura dobra dla laików w tematyce, którzy nie interesują się historią. Ci "wtajemniczeni" mogą uznać takową pozycję za stratę czasu. Osobiście jestem gdzieś pośrodku, więc ocena też taka będzie.
Czornyja cenię sobie za krwistą serię z komisarzem Erykiem Deryło. Jakim więc zaskoczeniem było, że autor ma też kilka pozycji, które skupiają się na kontrowersyjnych postaciach żyjących w XX wieku (troszkę XIX wieku tu też jest). "Czerwony terror" przybliża nam losy niejakiego Władimira Iljicza Uljanowa. Lenina.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążka toczy się na kilku płaszczyznach. Stary Lenin...