-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2022-02-22
2022-02-25
Odkrycie biblioteki w pobliżu mojego nowego miejsca zamieszkania otworzyło mi całkiem nowe możliwości dostępu do tytułów o jakich zakup nie zdecydował bym się normalnie. Daje to możliwość "przyoszczędzenia", bo pozwala mi wykluczyć z zakupu tytuł, który mi się ewentualnie nie spodoba.
Ale czasem pozwala natrafić na perłę. I tak jest z Ex Machiną, która mimo że romansuje z tematyką super-bohaterską, to jedna ma bardzo wiele z thrilleru/dramatu politycznego jak jakieś House od Cards, tylko że nieco ugrzecznione, choć w pewnych miejscach poziom brutalności będzie bardzo wysoki. Ex Machina porusza też zaskakująco ważne i trudne tematy.
Mitchell Hundred jest inżynierem, który poproszony o rzeczową opinię pewnego zjawiska, wystawia się na działanie nieznanej siły, która obdarza go mocą. Polega ona na tym, że potrafi się porozumieć z każdym elektronicznym mechanizmem i wydawać mu polecenia. Dzięki temu i wsparciu kilku osób staje się "Potężną Maszyną", pierwszym bohaterem Ameryki.
Momentem przełomowym w jego życiu była atak na WTC, gdzie udało mu się zapobiec uderzeniu w drugą wieżę, przez co w Nowym Jorku samotnie nadal stoi jeden z budynków. Ta tragedia jest też impulsem do zmiany dla samego Mitchell, który postanawia spróbować swoich sił w polityce. Udaje się to mu i staje się burmistrzem NY. Vaughan prowadzi akcję na kilku torach. Główne wydarzenia w tym tomie dzieją się w 2002 roku, choć autor cofa się do 2001 i wcześniej, kiedy zachodziły bardzo ważne wydarzenia dla postaci.
Co ważne, nie ma tu standardowego trykociarstwa, bo postać niejako wyrzekła się swojego kostiumu, aby działać jawnie, przez co jest wystawiona na wiele niebezpieczeństw. Bo ktoś w mieście zabija ludzi, a te działania wpływają negatywnie na wizerunek. Piastowane stanowisko nie jest dożywotnie i już trzeba dbać o zaplecze na potrzeby ewentualnej reelekcji. Plus tematyka ślubów par homoseksualnych lub kontrowersji w sztuce opłacanej z publicznej gotówki.
Jak widać działo Vaughana nie należy do tych lekkich, bo tematy tu poruszone potrafią przytłoczyć lub zdołować. Nie jest to jednak poziom brudnych gierek typu ze wspomnianego House of Cards. Hundred stara się być inicjatorem realnych zmian na lepsze, co nie zawsze wychodzi. Czy to przełom w komiksie? Może i tak, pod wieloma względami czytało mi się go inaczej od wszystkich moich dotychczasowych komiksów.
Całość też wygląda naprawdę dobrze. Kreska jest ostra, szczegółowa. Prace Tony'ego Harrisa potrafią zauroczyć jakością wykonania. W oczy rzuca się też ambicja tego tytułu, w związku jestem ciekaw jak całość dalej się potoczy. Widać, że autor ma to wszystko dobrze rozplanowane, bo mimo licznych zmian w osi czasu historii, ani razu się nie pogubiłem.
Czyta się to przyjemnie, dialogi są piekielnie dobre, a muszą być, bo jest ich tu od groma. Mimo zazwyczaj spokojnego tempa całość nie nuży i dlatego wypada mi ten tytuł polecić. Nie dla wszystkich, bo to specyficzne dzieło, ale ambitne. Pytanie tylko czy na ambicji się skończy?
Odkrycie biblioteki w pobliżu mojego nowego miejsca zamieszkania otworzyło mi całkiem nowe możliwości dostępu do tytułów o jakich zakup nie zdecydował bym się normalnie. Daje to możliwość "przyoszczędzenia", bo pozwala mi wykluczyć z zakupu tytuł, który mi się ewentualnie nie spodoba.
Ale czasem pozwala natrafić na perłę. I tak jest z Ex Machiną, która mimo że romansuje z...
2022-02-16
Trzeci już i finałowy zbiór prac Garta Ennisa nad serią Hellblazer, który zawiera zeszyty: #72-83 oraz #129-133 plus Heartland plus mały dodatek w postaci Vertigo Winter's Edge #2. I to nadal fenomenalny zbiór, ale jednak nie ma tego pazura i miodności co tom drugi. Niemniej jest to nadal żelazna pozycja dla fanów tej postaci, bo Constantine namiesza tu jak zwykle w swoim stylu.
A jest tego naprawdę dużo. Na prawie 550 stronach autor upchnął masę historii, to mniejszych to większych, kończąc rozpoczęte przez siebie wątki jak na niego przystało. Jest krwiście, jest soczyście, to komiks zdecydowanie dla dorosłego odbiorcy, zresztą jak cała seria.
Po fiasku związku z Kit, John upadł i stoczył się do rynsztoka. Dosłownie. Pewne wydarzenia spowodowały jednak, że zawalczył o siebie. Mając po dziurki w nosie swoją okolicę, udaje się samolotem do Ameryki. Trafia do Nowego Jorku, gdzie zostaje przywitany iście królewsko przez samego Papę Midnite'a, który prowadzi tutaj własną gierkę. W tle motyw wędrówki, a przybocznym Johna będzie sam śp. prezydent Kennedy. Początek jest dobry, ale lepsze jeszcze przed nami.
Potem mamy ponowne nadejście Szatan i jego finalna volta, która ma na celu odebrać Contantine'owi wszystko na czym mu zależy. Więc ponownie znajomi Johna padają jak muchy, przypominając, czemu nie warto się z nim zadawać. Historia jest przewrotna i kończy się nieźle, ale wolałem chyba Diabła na etapie przygotowań. Nie musiał tam aż tak dogłębnie opisywać intrygi. I zdecydowanie nie oszalałbym od jego spowiedzi...
Potem mamy bardzo dużo treści byłej Johna, Kit. I jest to najsłabszy fragment całego zbioru. Ja tu czekam na tytułową postać, a Garth serwuje mi jakąś laskę, która ma problemy ze sobą. Widzimy jej przeszłość, gdzie sytuacja w rodzinie nie była dobra oraz teraźniejszość, gdzie potrafi nawet o mały włos co puścić się z chłopakiem siostry. Jest to napisane stylem autora, ale psuje mi tempo tomu.
Problemy Chasa to jak dla mnie też nieco zbędny fragment, gdzie przyboczny głównej postaci opowiadają jedną z historii o Constantinie, a która jest zupełnie bez puenty. I do teraz nie jestem pewny, czy to aby nie celowy zabieg...
Końcówka to wreszcie czysty Hellblazer, czyli heca z demonem w ciele martwego dziecka, którego spętał sam domorosły magik. Co oczywiście mogło pójść źle? A wszystko. Demon pozostawiony w ciele dziecka ma własny plan, nawet próbując sprowadzić na świat taką swoją wersję piekielnego mesjasza. Na tle wcześniejszych, nieco zanudzających fragmentów, ten jest boski. Nawet jeżeli dotyczy demonów. Hm...
Dillon. Rysownik do którego mam ambiwalentne odczucia (tak jak do Romity Jr.), który potrafił rysować na jedno kopytu, tu prezentuje się wyśmienicie. Zresztą nie tylko on, bo bodajże Higgins też robi swoje naprawdę dobrze, choć niekiedy wygląd postacie budzi wątpliwości. Coś się kończy, coś się zaczyna. Trzy tomy Hellblazera spod pióra Ennisa to cała masa konkretnej historii, która uczyniła postać taką jaka jest. Jedna z tych pozycji w świecie komiksu, która powinna być przeczytana przez każdego entuzjastę tej odnogi kultury. Miodzio.
Trzeci już i finałowy zbiór prac Garta Ennisa nad serią Hellblazer, który zawiera zeszyty: #72-83 oraz #129-133 plus Heartland plus mały dodatek w postaci Vertigo Winter's Edge #2. I to nadal fenomenalny zbiór, ale jednak nie ma tego pazura i miodności co tom drugi. Niemniej jest to nadal żelazna pozycja dla fanów tej postaci, bo Constantine namiesza tu jak zwykle w swoim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-15
Drugi tom interpretacji Constantine'a przez Gartha Ennisa i strzał w dziesiątkę. Widać było, że autor potrafi "obchodzić się" z postacią, ale się jeszcze dociera. Tutaj już nie było takiego problemu. Na przeszło 450 stronach mamy zbiór od 57 po 71 numer tej najdłuższej serii spod szyldu Vertigo plus opowiadanie Tainted Love.
John znalazł sobie miłość i nie. To nie Zatanna, a swojska Kit. Pamiętajcie, że pierwsza seria Hellblazer jest skierowana bardziej ku "realizmowi" postaci i historii, pomimo faktu, iż to komiks, przez co obecność aniołów i demonów nikogo tu nie dziwi. Mamy tu naprawdę dużo dobrych historii. Diabeł, który chce się odegrać na Constantine'ie za poprzednie zagranie, ale nie spodziewa się, że wróg szykował się na od jakiegoś czasu.
A bohaterowi stuknie za momencik czterdziestka, co go przeraża i jak się okazuje, pomimo charakteru ma całkiem sporo znajomy. Świetny zeszyt, przezabawny. Zwłaszcza motyw z Swamp Thingiem. Miód. Co tu mamy jeszcze, bo lektura Hellblazera to jak otwarcie bombonierki z łakociami. Mamy tu powrót Króla Wampirów, który został banalnie rozegrany, ale cała historia. Bomba. Mamy całą drakę wokół Gabriela, który na własnej skórze odczuje co znaczy zadawać się z bohaterem.
Mamy związek anioła i demona, który jest w niesmak tym u... góry? Plus jeszcze wiele naprawdę dobrych motywów, które odpowiednio wybrzmiewają, jak chociażby motyw stoczenia się na samo dno i powrót do akcji. Strony znikają w zastraszającym tempie, czemu towarzyszy pojawienie się artysty, z którym Ennis zwiąże się na długie lata i zaowocuje to m.in. Kaznodzieją czy Punisherem. Mowa tu o zmarłym już Dillonie, którego kreska jest tutaj świetna. Ale to tylko połowa tomu, bo wcześniej strony ilustrował Simpson i także dawał radę.
Jedna z najlepszych pozycji komiksowych na rynku, którą nie wypada, a trzeba mieć. Plus te okładki. Mistrzostwo świata.
Drugi tom interpretacji Constantine'a przez Gartha Ennisa i strzał w dziesiątkę. Widać było, że autor potrafi "obchodzić się" z postacią, ale się jeszcze dociera. Tutaj już nie było takiego problemu. Na przeszło 450 stronach mamy zbiór od 57 po 71 numer tej najdłuższej serii spod szyldu Vertigo plus opowiadanie Tainted Love.
John znalazł sobie miłość i nie. To nie Zatanna,...
2022-02-10
Custer, Tulip, Cassidy - nieświęta Trójca, która szukała Boga, tylko po to aby nakopać mu w arogancki, narcystyczny tyłek. Zdążyłem pokochać tą serię, za jej bezpośredniość, humor i makabrę. Dlatego bardzo czekałem czas wolny, aby zakończyć tą przygodę. I choć Ennis nadal trzyma nogę na gazie, to nie mogę pozbyć się pewnego odczucia. Nie, nie żalu, że to koniec. Rozczarowania.
Bo finał przynosi wiele odpowiedzi. Domyka praktycznie każdy wątek, nawet taki o którym zapomniałem, vide gość liczący ziarnka piasku. Ale jednocześnie mamy tu zbyt dużo dobroci i happy endów, jak na standardowego Ennisa. Źli dostają za swoje, ze Starrem i Bogiem na czele, a ci dobrzy odjeżdżają w stronę wschodzącego/zachodzącego Słońca. Przyzwyczajony do makabry i groteski, jaką mnie raczył autor, mocno się zdziwiłem. I poczułem się jakbym został oszukany.
Bo tu nie ma prawie żadnych pozytywnych postaci. Sam Jesse'ie to nie jest ziółko. Cassidy tym bardziej, bo w tym tomie dowiadujemy się wielu informacji na temat wampira, który był krwiopijcą nie tylko z natury. Cassidy okazuje się pasożytem, który niszczy powoli ludzi, których zna. Finał serii to właśnie konfrontacja tych dwóch osób. Konfrontacja żali i oczekiwań. A gdzieś obok siły Starra realizują własny plan.
Końcówka nie dała mi tego, czego oczekiwałem. Satysfakcji. Przynajmniej takiej pełnej, bo w sumie i Custer i Tulip zasługują na spokój od całego tego boskiego bałaganu. Niemniej nadal jestem pod wrażeniem, jak autor "wykończył" całościowo wątki. Najbardziej chyba "rozczula" koniec Gębodupy. W końcu zasłużył na to co zebrał.
Dillon. Święć Panie nad jego duszą, odwalił kawał dobrej roboty, choć nie jestem jakimś fanem jego prac. Brudna kreska jednak stanowi o klimacie całej serii, więc wypada tylko docenić ogrom pracy włożony w całość. A co do Ennisa? Teraz lecę po Hellblazera...
Custer, Tulip, Cassidy - nieświęta Trójca, która szukała Boga, tylko po to aby nakopać mu w arogancki, narcystyczny tyłek. Zdążyłem pokochać tą serię, za jej bezpośredniość, humor i makabrę. Dlatego bardzo czekałem czas wolny, aby zakończyć tą przygodę. I choć Ennis nadal trzyma nogę na gazie, to nie mogę pozbyć się pewnego odczucia. Nie, nie żalu, że to koniec....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-03
Przedostatni tom przygód Jesse'iego Custera, który ściga samego Boga, aby zmusić Go do odpowiedzialności z cierpienie ludzi, nadal trzyma ten sam, wysoki poziom.
To opowieść przewrotna, krwawa, bezlitosna, pełna makabry i o zgrozo, satysfakcjonująca. Po wydarzeniach z poprzedniego tomu Jesse trafia do małego miasteczka o nazwie Salvation. Sam, opuszczony przez przyjaciół, rozpoczyna nowy rozdział w swoim życiu. Lokalna wspólnota potrzebuje pasterza i bohater staje się nim, obejmując rolę tutejszego szeryfa.
Tyle, że nie będzie łatwo. Lokalny milioner zarządzający ubojnią zwierząt i masarnią, miał układ z byłym szeryfem. Aby za pieniądze odwracał wzrok. Custer nie zamierza tego robić. Zaczyna się wojna pomiędzy panem Quincannonem a nowym szeryfem i wszystkie chwyty są dozwolone... Jest sarkastycznie i krwawo. Ennis ma nosa do naprawdę pokręconych postaci, więc milioner ma oczywiście osobliwe upodobania. Nie inaczej jest z jego prawniczką, która ma zamiłowania do rasy aryjskiej i SS.
Salvation to też miejsce, gdzie Jesse spotka kogoś z jego przeszłości i wiele się pozmienia. Ale to nie koniec dobroci z tego tomu. Będziemy mieć na końcu pojednanie i piękną opowieść o ojcu Custera, który za służbę w Wietnamie zdobył nawet medal. TEN medal. Ennis potrafił złapać ducha tamtych lat, ukazując ludzi jako mendy, a nawet z pozoru pozytywna postać może się okazać kimś zupełnie innym. Ba, nawet natkniemy się na moment na samego stwórcę czy zawitamy na zlot miłośników Ku Klux Klanu. Złoto.
Steve Dillon to autor, którego nie ma na tym świecie od prawie 6 lat. Mam ambiwalentne odczucie do jego twórczości (vide Thunderbolts z serii Marvel NOW!), ale trzeba przyznać, że jego szpetna kreska pasuje tu jak ulał. Krwawa, szczegółowa, niekiedy karykaturalna. Być może jest to opus magnum tego autora. I nie wyobrażam sobie, aby ktoś inny ilustrował ten cykl.
Jeżeli szukacie prześmiewczej, krwawej i bezceremonialnej rozrywki, to Preacher wam tego dostarczy. Ennis nie bierze jeńców i raczy nas coraz to bardziej pokręconymi pomysłami. I to działa.
Przedostatni tom przygód Jesse'iego Custera, który ściga samego Boga, aby zmusić Go do odpowiedzialności z cierpienie ludzi, nadal trzyma ten sam, wysoki poziom.
To opowieść przewrotna, krwawa, bezlitosna, pełna makabry i o zgrozo, satysfakcjonująca. Po wydarzeniach z poprzedniego tomu Jesse trafia do małego miasteczka o nazwie Salvation. Sam, opuszczony przez przyjaciół,...
2022-02-01
Czwarty tom jednej z najlepszych serii komiksów w historii i kolejny spod pióra Ennisa. Facet chyba ma dar, który skrzętnie wykorzystuje, bo poszukiwania Boga przez Jesse'iego Custer, po to tylko aby mu nawtykać za cierpienie ludzkości, to unikatowe przeżycie.
Intryga się nawarstwia i zmierza do kulminacji, więc szykujcie się na konfrontację Starr-Custer, a tam gdzieś na uboczu krąży jeszcze Święty od Morderców. Po Ennisie można się spodziewać wiele. Rubasznego festiwalu ohydy, przemocy i parodii, choć sam autor często zarzeka się, iż jego dzieła nie są w żadnym radzie odniesieniem do aktualnych wydarzeń, itp. Dobra, już ci wierzę, Panie Garth.
W tym tomie zapoznamy się z karierą Starra, który zaczynał jako skromny żołnierz, żeby zacząć nieco wątpić w świat, po co prawda udanej próbie odbicia zakładników, ale zakończonej śmiercią niewinnej osoby. Starrowi zaproponowano dołączenie do tajnej organizacji katolickiej, która de facto zarządza światem i coś zmienić. Poznaję prawdę o żyjących potomkach Jezusa, ale prawda ta jest przewrotna i niewygodna dla powstającej wizji zmian w głowie przewrotowca. Ścieżka ta jednak bawi i nie pozwala oderwać się od lektury.
Potem mamy przygotowanie do starcia, które będzie miało całkiem sporą skalę, aby zakończyć się bardzo widowisko, co też zmieni nieco układ pomiędzy trójką głównych przyjaciół, po takich a nie innych decyzjach. A i Święty wymiata. Totalnie. Do tej pory, komiks-perła. Niestety potem zaskakuje polityka wydawcy, gdyż główny wątek kończy się w połowie zbioru, a potem dostajemy dwie historie, co prawda dobre, ale ewidentnie zapychające miejsce.
I tak przyjdzie nam zapoznać się z dzieciństwem Gębodupy, przed tym tym zanim miał potwornie zdeformowaną twarz. Poznamy jego motywację, która doprowadziła do tak absurdalnej sytuacji. Zobaczymy też świat taki, o którym marzy bohater. Drugie opowiadanie dotyczy już postaci, które nie żyją, a o czym doskonale wiecie, jeżeli przeczytaliście trzy poprzednie tomu.
Wracają bowiem na chwilę w formie retrospekcji T.C oraz Jody, którzy zabijają sobie czas na okolicznych mokradłach, aż natykają się na dwójkę uciekinierów, na których poluje jakiś mafiozo, który chce się pozbyć świadka. Kolejna bezkompromisowa historyjka z masą trupów, a której zakończenia łatwo się domyślić. Fajne dwa dodatki, ale troszkę żal że gdzieś w trakcie uciekł wątek główny, który jest zwyczajnie lepszą rozrywką.
Steve Dillon to artysta do którego mam bardzo mieszane uczucia, bo jego kreska jest na ogół bardzo prosta, brudna i nie wygląda ładnie. Ale... W jakiś pokrętny sposób idealnie tu pasuje, nadając całości specyficzny sznyt i klimat. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś inny mógł ilustrować tą opowieść. Dillon, tak jak Ennis to esencja całego tytułu i krok milowy na kartach rozwoju komiksu. Krwawy, karykaturalny, prześmiewczy, tylko dla dorosłych. Coś pięknego.
Czwarty tom jednej z najlepszych serii komiksów w historii i kolejny spod pióra Ennisa. Facet chyba ma dar, który skrzętnie wykorzystuje, bo poszukiwania Boga przez Jesse'iego Custer, po to tylko aby mu nawtykać za cierpienie ludzkości, to unikatowe przeżycie.
Intryga się nawarstwia i zmierza do kulminacji, więc szykujcie się na konfrontację Starr-Custer, a tam gdzieś na...
Mój kolejny Constantine w ciągu ostatnich tygodni i tom, który nie odstaje wysokim poziomem od poprzednich, mimo kontrowersji jakie ostatnio pojawiły się wokół autora.
Znaczna część tego zbioru zajmuje przede wszystkich jedna historia. Znajoma Johna zostaje brutalnie, wręcz bestialsko zamordowana. Mimo, że magik widział ją ostatni raz bardzo dawno temu, to postanawia zaangażować się w sprawę. Warren mimo, że wtłącza sporą dozę okultyzmu, to wraca na stare tory ku realizmowi, bowiem w szóstym tomie nie uświadczymy wielu ponad naturalnych wydarzeń. Mimo to nie będzie na co narzekać.
Tak też mimo, że to opowieść, która prowadzi Constantine'a na trop kochanka ofiary, który robi sobie z niej coś w rodzaju świętej do gwałtu, to opowieść snuta przez Johna, jako narratora, skupia się w głównie na Londynie, jako miejscu-katalizatorze. To miasto jest tu brudne, straszne, niebezpieczne. John jest tylko trybikiem, który wie jak podchodzić do tematu. Smutna opowieść, ale z relatywnie szczęśliwym zakończeniem.
Potem mamy kilka opowiadań, luźno że sobą powiązanych. Mamy pewien niepokojący pokój, gdzie morderca dokonywał już od lat swoich haniebnych czynów. Takie coś musi odcisnąć miejsce na tym... Miejscu? Jest też "oda" do byłych Constantine'a czy spowiedź pewnego zbrodniarza wojennego. Mamy też w końcu kołyskę, która ma więzić w sobie nie-martwy płód samego Antychrysta.
Mamy też dosyć słynny one-shot, który sprawił, że Ellis zakończył współpracę z DC, bo wydawnictwo nie chciało go wydać, zwłaszcza że w między czasie doszło do maskary w jednej z amerykańskich szkół. Jak łatwo się domyślić, tematyka tej historii jest powiązana z zabójstwami w placówkach wychowawczych, dokonanymi przez dzieci. Mocny temat, aktualny. Pozostawiający rany, ale też pozwalający trzeźwo patrzeć na to co się dzieje.
Ellis niczym nie ustępuje Ennisowi jeżeli chodzi o makabrę, choć trzeba przyznać że wirtuozeria tego drugiego autora robi większe wrażenie, być może też z faktu, że Garth dłużej pracował nad marką. Niemniej mimo swojego krótkiego występu autor odcisnął swoje piętno na postaci, równie ważne, jak te innych autorów.
PS. Jeżeli chodzi o kreskę to miałem zastrzeżenie tylko w jednym zeszytów, bo sporo odstaje od reszty. Ale okładki wynagradzają to uchybienie. Są boskie.
Mój kolejny Constantine w ciągu ostatnich tygodni i tom, który nie odstaje wysokim poziomem od poprzednich, mimo kontrowersji jakie ostatnio pojawiły się wokół autora.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZnaczna część tego zbioru zajmuje przede wszystkich jedna historia. Znajoma Johna zostaje brutalnie, wręcz bestialsko zamordowana. Mimo, że magik widział ją ostatni raz bardzo dawno temu, to postanawia...