-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać357
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2019-05-19
Czego w tej opowieści nie ma!
I bogaty, przystojny prawnik z NY, oczywiście syn biednej sprzątaczki, samotnej matki. I cierpiąca na anoreksję, walcząca dla dobra całego świata, piękna jak z obrazka eksżona wspomnianego adwokata. I jeszcze im dziecko umarło, i się rozstali, ale nadal płoną do siebie miłością żarliwą wielką, bo "są sobie przeznaczeni" od momentu, gdy lalka została przez niego uratowana przed śmiercią (mieli wtedy po 8 lat). Aaa, ten facet, który zarabia pół miliona dolców rocznie i nienawidzi wywyższającego się eksteścia (który jakoś zapomniał być wdzięczny za uratowanie życia córce), weźmie na siebie winę za spowodowany przez niego (się znaczy eksteścia) wypadek niemal śmiertelny, tracąc reputację. Bo teść pije, wiecie, trzeba mu współczuć. Zresztą adwokatowi również - adwokat zapomniał w pewnym momencie, że nie jadł od 24 godzin, więc bywa głodny. Ale może w sumie nie potrzebuje pożywienia?, bowiem gdyż wszak jest POSŁAŃCEM. Kasy też nie potrzebuje, rozdaje ją ja prawo i lewo, mimo że jeszcze x stron wcześniej była tak jakby sensem jego życia.
Postacie są tak wiarygodne, jak obietnice przedwyborcze.
Przynajmniej czyta się szybko.
Czego w tej opowieści nie ma!
I bogaty, przystojny prawnik z NY, oczywiście syn biednej sprzątaczki, samotnej matki. I cierpiąca na anoreksję, walcząca dla dobra całego świata, piękna jak z obrazka eksżona wspomnianego adwokata. I jeszcze im dziecko umarło, i się rozstali, ale nadal płoną do siebie miłością żarliwą wielką, bo "są sobie przeznaczeni" od momentu, gdy lalka...
2019-05-19
Pomysł na książkę całkiem niezły, chociaż bohaterki mało wiarygodne (może oprócz rozmemłanej Gabi), a niektóre wątki niedorzeczne (Np.: Z czego utrzymywał się trener i jak organizował sobie zwykłe codzienne sprawy, skoro miał czas być aniołem-stróżem Ewy? Jakim cudem w fundacji "przeoczyli", kim jest klient młodej adwokat?)
Nie da się niestety powiedzieć, że autorka ma lekkie pióro. Z tekstu przebija takie zadęcie, że przez pierwsze 100 stron nie mogłam przebrnąć przez 3 tygodnie. Potem akcja zaczyna się jednak na tyle rozkręcać, że da się nie zwracać uwagi na pretensjonalny styl.
Czego jednak nie mogę przełknąć - głównie dlatego, że jestem mieszkanką Siedlec:
- Gabi nigdy by nie poszła do Calypso - kto tu mieszka, ten wie, dlaczego. Skoro autorka i tak uprawia szeroko zakrojony product placement, to może by chociaż robiła to jakoś logicznie? Pani Zaczyńska z pewnych powodów pomija milczeniem naprawdę ciekawe lokale gastronomiczne w okolicy, po to, by lansować coś, co dawno straciło na świetności. Okej, nie każdy czytelnik będzie się zagłębiał w temat, ale ja mam takiego what-the-fucka, bo mi zaburzyła jedność ze wszechświatem.
- Z jednej strony krytyka prokatolickich włodarzy miasta tworzących "mafię" wręcz, a z drugiej strony peany pochwalne na cześć lokalnego biznesmena, dobrodzieja i dewelopera, wizjonera bez skazy - bo błagam! Włazidupstwo takie, że aż kość ogonowa boli!
Odniosłam również wrażenie, że pani Zaczyńska cierpi na wielokropkozę, jakby uważała czytelnika za muła, któremu trzeba tymże wielokropkiem wskazać puentę, bo inaczej biedny nie zauważy.
To samo jest zresztą z niektórymi wątkami, np. z brakiem orgazmów Gabi. Sam temat jest całkiem na czasie, zwłaszcza w kontekście zupełnie przeciętnej kobiety z małego miasta, której małżeństwo zawisło na włosku. Jednak sformułowanie mielone jest już w pierwszym rozdziale sryliard razy, jakby czytelnik cierpiał na zaburzenia koncentracji i trzeba mu było non stop wtłaczać w łeb, czemu kobieta chętniej puka wałkiem wołowinę, zamiast pukać się z mężem.
Ogólnie - książka lepsza, niż się spodziewałam, momentami całkiem zabawna, ale dużo traci przez siedleckie wątki i manieryczność.
Pomysł na książkę całkiem niezły, chociaż bohaterki mało wiarygodne (może oprócz rozmemłanej Gabi), a niektóre wątki niedorzeczne (Np.: Z czego utrzymywał się trener i jak organizował sobie zwykłe codzienne sprawy, skoro miał czas być aniołem-stróżem Ewy? Jakim cudem w fundacji "przeoczyli", kim jest klient młodej adwokat?)
Nie da się niestety powiedzieć, że autorka ma...
Bardzo dobra pozycja, mimo że pozostawia czytelnika z poczuciem goryczy. Język sprawny i bystry, bezpretensjonalny.
Może kiedyś w przyszłości Autorowi uda się powtórzyć "eksperyment", tyle, że wyjdzie z tego bardziej optymistyczny obraz naszego społeczeństwa? Sobie, Autorowi i społeczeństwu bardzo bym tego życzyła.
Bardzo dobra pozycja, mimo że pozostawia czytelnika z poczuciem goryczy. Język sprawny i bystry, bezpretensjonalny.
Może kiedyś w przyszłości Autorowi uda się powtórzyć "eksperyment", tyle, że wyjdzie z tego bardziej optymistyczny obraz naszego społeczeństwa? Sobie, Autorowi i społeczeństwu bardzo bym tego życzyła.
Książkę czyta się szybko i w sumie przyjemnie, jak felietony w nieco ambitniejszych pismach dla pań.
Ostatnie lata komuny przypadały na moje wczesne dzieciństwo, więc nie odbieram tej pozycji przez silnie emocjonalny pryzmat polityczno-historyczny; tym niemniej z treści przebija jakaś taka... infantylność.
Nie chodzi nawet o nastawienie autorki do generała - obiektywne to ono być nie może, w końcu to jej tata. Jednak z lektury wyłania się obraz kobiety, która buja w obłokach, wiedzie życie nie mierząc się z problemami, które muszą brać na barki zwykli śmiertelnicy. Autorka nie ma problemów finansowych, nie śpieszy się ze zdobyciem wykształcenia czy zawodu, wszystko przychodzi jej "samo z siebie" - od mieszkania po fenomenalne propozycje zawodowe.
O ile w oczach młodej osoby spotkani w takich a nie innych okolicznościach przywódcy totalitarni faktycznie mogli sprawiać "miłe" lub nawet imponujące wrażenie, tak zabrakło mi komentarza autorki do tego wątku z perspektywy osoby już dojrzałej.
Najbardziej uderzyło mnie jednak to, że autorka - mimo licznych kursów psychologii - jakby nadal nie może ogarnąć swojego żalu wobec matki.
Książkę czyta się szybko i w sumie przyjemnie, jak felietony w nieco ambitniejszych pismach dla pań.
Ostatnie lata komuny przypadały na moje wczesne dzieciństwo, więc nie odbieram tej pozycji przez silnie emocjonalny pryzmat polityczno-historyczny; tym niemniej z treści przebija jakaś taka... infantylność.
Nie chodzi nawet o nastawienie autorki do generała - obiektywne to...
2017-01-04
Masakra literacka.
Sformułowania autorki i jej podejście do spójności i logiki ryją mózg. Jedna z (męskich) postaci ma "pobudzający zmysły kucyk". Bohaterka zachodzi w mało chcianą ciążę, ale na szczęście "prawie wcale nie tyje", więc uff, świat się nie zawala. Ta sama bohaterka dokładnie ogląda każdą złotówkę, jednak córkom nie może zabraknąć niczego, np. najnowszych zabawek z serii Monster High. I tak dalej, i tak dalej. Jej pierwszym sukcesem w dokładaniu się do budżetu domowego jest sprzedawanie ciuszków po dzieciach, jednak nie robi tego w celu wzbogacenia się, lecz po to, by tym ciuszkom nadać nowe życie, by ktoś się jeszcze nimi mógł cieszyć.
Autorka wyjaśnia czytelnikowi dokładnie, co ma na myśli - tu jeszcze w temacie ubranek: Nie opłaca się kupować nowych, bo za chwilę będą "za małe, bo dziecko się już nie mieści". No tak. Jak ciuchy są za małe, to znaczy, że ktoś się w nie już nie mieści.
Anita - specjalistka od użalania się nad sobą i pisania ckliwych wierszydeł - ma pretensje do męża, wszak umie on oddychać bez niej i normalnie funkcjonować mimo jej nieobecności na drugim końcu kraju, gdzie haruje on bezczelnie, by utrzymać rodzinę.
I tak dalej.
I tak dalej.
I tak przez 190 stron.
I wszyscy są źli.
I po co miała ona z nim te dzieci, bez których pewnikiem byłaby nikim.
Anno Grzyb, Pani w ogóle czytała to, co Pani napisała?!
Masakra literacka.
Sformułowania autorki i jej podejście do spójności i logiki ryją mózg. Jedna z (męskich) postaci ma "pobudzający zmysły kucyk". Bohaterka zachodzi w mało chcianą ciążę, ale na szczęście "prawie wcale nie tyje", więc uff, świat się nie zawala. Ta sama bohaterka dokładnie ogląda każdą złotówkę, jednak córkom nie może zabraknąć niczego, np. najnowszych...
2017-01-04
Przewidywalna do bólu. W sumie to niektóre najtańsze romansidła z kiosku mają więcej ikry niż "Letni port". Bohaterowie odrealnieni, zachowanie każdego z nich jest zupełnie od czapy - także postaci drugoplanowych.
Po "Dobrym psie" i "Tajemnicy starej farmy" nastawiłam się na miłą lekturę, ale "Letni port" bije rekordy rozmemłania i bezsensu. Szkoda czasu.
Przewidywalna do bólu. W sumie to niektóre najtańsze romansidła z kiosku mają więcej ikry niż "Letni port". Bohaterowie odrealnieni, zachowanie każdego z nich jest zupełnie od czapy - także postaci drugoplanowych.
Po "Dobrym psie" i "Tajemnicy starej farmy" nastawiłam się na miłą lekturę, ale "Letni port" bije rekordy rozmemłania i bezsensu. Szkoda...
Niektórzy zarzucają autorce, że nie potraktowała tematu jakoś szczególnie odkrywczo, a odwrócona chronologia wprowadza chaos i rozprasza. I to się zgadza.
Natomiast sam styl pisania jest po prostu bardzo, bardzo dobry, Jodi Picoult czyta się gładko i z przyjemnością, tym bardziej, że książka jest świetnie przetłumaczona i starannie zredagowana.
Duże plusy za:
- epilog - nie spodziewałam się!
- "iskrę światła" - nie tylko poetyckie określenie, ale i jego przełożenie w naukowych badaniach.
Niektórzy zarzucają autorce, że nie potraktowała tematu jakoś szczególnie odkrywczo, a odwrócona chronologia wprowadza chaos i rozprasza. I to się zgadza.
więcej Pokaż mimo toNatomiast sam styl pisania jest po prostu bardzo, bardzo dobry, Jodi Picoult czyta się gładko i z przyjemnością, tym bardziej, że książka jest świetnie przetłumaczona i starannie zredagowana.
Duże plusy za:
- epilog -...