Jak być szczęśliwym (albo chociaż mniej smutnym) Lee Crutchley 6,7
ocenił(a) na 78 lata temu Może powinnam zacząć od informacji, kim właściwie jest Lee Crutchley? Już na pierwszych stronach swojej książki podkreśla, że nie jest ani lekarzem, ani psychologiem, tylko facetem, który po prostu czasem się smuci. Crutchley podkreśla, że radość jest w porządku i smutek też jest w porządku. Ponieważ smutek przemija. Nic nie trwa wiecznie, nic nie jest tylko czarne albo tylko białe. Należy pamiętać o istnieniu szarości. To i inne rzeczy pomogą nam walczyć z przygnębieniem, które przecież nie będzie trwać w nieskończoność.
Poradzić sobie z bardzo głębokim smutkiem jest bardzo skomplikowaną sztuką. Poradnik ten nie ma na celu całkowicie wyplenić z nas wszelkie troski, bo żadna książka nie jest w stanie tego zrobić. Crutchley uczy czerpać z życia odrobinę radości każdego dnia, by w rezultacie nasz nastrój przestał być całkowicie czarny.
Z reguły nie jestem fanką tego typu książek. Gdy zobaczyłam "Jak być szczęśliwym", od razu przypomniałam sobie "Zniszcz ten dziennik", czyli coś, czego fenomenu kompletnie nie rozumiem. Może jestem trochę zacofana, ale nie potrafię sobie wyobrazić, że niszczenie jakiejkolwiek książki mogłoby mi pomóc uregulować pewne psychiczne kwestie. Jestem miłośniczką literatury, a moją domową biblioteczkę traktuję z najwyższą czcią, więc nie wierzę, że niszczenie książki mogłoby być dla mnie przyjemnością. Jednak nie o tym teraz mowa. Nie przepadam ani za "Zniszcz ten dziennik", ani za "Cud Bookiem", ani za poradnikami tego typu. Nie działają na mnie.
Dlaczego w takim razie powyższy akapit rozpoczęłam sformułowaniem "z reguły"? Cóż, podobno wyjątki potwierdzają regułę, a poradnik pana Crutchley'a właśnie był dla mnie takim wyjątkiem. Nie wszystkie ćwiczenia zawarte w nim wywarły na mnie większe wrażenie, nie wszystkie specjalnie pomogły mi trochę popracować nad swoim wnętrzem, ale w końcu sam autor mówi o tym, że nie każde ćwiczenie na nas podziała - należy trafić na takie, które zadziała. I ja trafiłam, nawet na kilka. Niektóre z zadań, które polecił wykonać Crutchley, odwróciło mój dzień do góry nogami, w oczywiście rozumieniu pozytywnym. Po przewertowaniu całego poradnika, może nie wszystko w okamgnieniu stało się śnieżnobiałe, ale nauczyłam się dostrzegać szarości. Ta książka dała mi możliwość wygadania się, przelania tego, co we mnie siedzi, na papier.
Jak już wspomniałam (zresztą pan Crutchley w swoim poradniku również to podkreślił),żadna książka nie zmieni naszego nastroju o 180 stopni, ale niektóre mogą, tak jak "Jak być szczęśliwym (albo chociaż mniej smutnym)", nauczyć nas patrzeć na niektóre troski z nieco lepszej perspektywy. Po ukończeniu ćwiczeń z tej książki, na pewno już nie powiem, że nie lubię absolutnie wszystkich poradników na szczęśliwsze życie, bo jest jeden wyjątek - poradnik pana Crutchley'a. Być może jego zaletą jest to, że autor nie jest żadnym lekarzem czy psychologiem. Myślę, że właśnie nie rad specjalistów potrzebuje współczesny świat, ale rad kogoś takiego jak Lee Crutchley - zwykłego człowieka, który czasem się smuci.
Po więcej atrakcji zapraszam na mojego bloga - wordsurvival.blogspot.com !