lechatnoir

Profil użytkownika: lechatnoir

Wrocław Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 9 tygodni temu
692
Przeczytanych
książek
1 360
Książek
w biblioteczce
3
Opinii
51
Polubień
opinii
Wrocław Kobieta
Dodane| Nie dodano
Czytelniczka. Czyta właściwie wszystko, ale najbardziej lubi literaturę piękną, klasykę literacką (ze szczególnym uwzględnieniem XIX i pierwszej połowy XX wieku) i dobrze napisane powieści fantasy.

Opinie


Na półkach:

Mroczny realizm magiczny z Dolnego Śląska

Koniec roku 1945, Ziemie Odzyskane i czworo bohaterów, o których opowiada nam tajemniczy, nieśmiertelny narrator – tak w wielkim skrócie można streścić fabułę drugiej powieści Jakuba Bielawskiego. Wydawnictwo Vesper przyzwyczaiło swoich czytelników do tego, że wydaje klasykę grozy oraz horrory, ale „Dunkel” jest sporym zaskoczeniem, ponieważ skutecznie wymyka się klasyfikacjom i przyporządkowanie tej powieści do jakiegoś konkretnego gatunku wydaje się dosyć ryzykowne, bo można powiedzieć, że jest to zarówno powieść obyczajowa, jak i historyczna (chociaż sama historia wcale nie jest w tu najważniejsza) oraz powieść z tego podgatunku fantastyki, który nosi nazwę weird fiction. Najlepiej i najbezpieczniej byłoby chyba jednak powiedzieć, że jest to literatura piękna i jeśli „Dunkel” miałby już dostać jakąś etykietkę, to najbardziej pasowałby tu realizm magiczny.


Spotkanie z wielką historią i małymi historiami

„Dunkel” ukazuje grozę, chaos i mrok, biedę, niepewność i okrucieństwo nowej, powojennej rzeczywistości. Oto więc na Dolny Śląsk, w okolice Gór Sowich i Dzierżoniowa przybywają przesiedleńczy ze Wschodu – pionierzy, którzy na gruzach starego, poniemieckiego świata będą tworzyć nowy, a znana z podręczników, wielka, oficjalna, pełna polityki i ważnych wydarzeń historia spotka się z historią w skali mikro, osobistą, prywatną i rodzinną – foucaultowską przeciw-historią, a więc historią wykluczonych z oficjalnego historycznego dyskursu, historią zwyczajnych, prostych ludzi.

Patrząc z tej perspektywy, „Dunkel” to opowieść o świeżo przyłączonych do Polski tak zwanych Ziemiach Odzyskanych, zbiór czterech, przeplatających się opowieści czterech różnych bohaterów (Kazi, Frani, Władka i Franciszka-Franza), którzy na te zimie przybywają, a także osobista, utkana ze skrawków wspomnień, historia rodziny samego autora, który w posłowiu do książki stwierdza, że nie powstałaby ona bez jego babć, dziadków, prababć, pradziadków i ich opowieści.

Książek, w których pojawiają się historie przesiedleńców powstało już jednak wiele, Bielawski, który z wykształcenia jest historykiem, sam przyznaje, że pisząc swoją powieść korzystał z wielu opracowań (przede wszystkim była to „Wielka trwoga” Marcina Zaremby) i raczej trudno mówić, żeby „Dunkel” był tu pod jakimś względem odkrywczy i mówił nam o tym wycinku historii coś zupełnie nowego albo żeby autor podejmował jakieś próby reinterpretacji lub demitologizacji historii oficjalnej czy narodowej, a tym, co wyróżnia tę powieść na tle innych są tu natomiast sposób opowiadania, figura narratora, przesłanie historiozoficzne i oraz specyficzna metafizyka.

Dunkel czyli ten, który jest, był i będzie

Jakub Bielawski narratorem swojej powieści czyni tytułowego Dunkela, czyli ciemność – nie tyle tajemnicze, nieśmiertelne bóstwo, potwora czy złego demona, co istniejący w ludziach mrok, który zostaje tu spersonifikowany, staje się jakby oddzielnym, świadomym siebie bytem, bytem, który potrafi snuć skomplikowane rozważania na temat samego siebie, swojej egzystencji, świata, spotykanych ludzi oraz historii, rozważania, które, jak można się domyśleć, raczej nie należą do optymistycznych – przeciwnie wręcz: historiozofia oraz metafizyka mają tu wydźwięk zdecydowanie pesymistyczny czy wręcz nihilistyczny, a wyłaniająca się z nich wizja opętanego przez ciemność człowieka, człowieka, któremu ostatecznie tylko ciemność towarzyszy i tylko ciemność jest przeznaczona, może przytłaczać.

„Na zewnątrz noc i w ludziach czarna noc” – to zdanie, przerabiane i przepisywane na wiele możliwych sposobów pojawia się w tej powieści bardzo często. Czasy, w których przyszło żyć bohaterom są bowiem wyjątkowo mroczne i tworzą pasujących do nich, mrocznych ludzi – ludzi silnych, okrutnych, wypranych z emocji, bezdusznych i gotowych zrobić wszystko, byleby tylko przetrwać, a właśnie takich ludzi upodobał sobie Dunkel. A jednak, zgodnie z jego pesymistyczną diagnozą, może on pojawić się w każdych czasach, jest, był i będzie, i żeby go zobaczyć, wystarczy spojrzeć w lustro.


Narracyjna jazda bez trzymanki

Równie ważne jak to, że w książce mówi do nas Dunkel jest również to, w jaki sposób to robi, bo to właśnie język, jakim została napisana ta powieść sprawia, że jest ona tak wyjątkowa. Styl w „Dunkelu” od razu zwraca uwagę czytelnika, oszałamia, zachwyca i hipnotyzuje, a jest to styl z jednej strony, transowy, psychodeliczny, rytmizowany i pełen powtórzeń oraz refrenów, oniryczny, brawurowy i szalony, a z drugiej, sensualny, bogaty, obfitujący w efektowne metafory i bardzo piękny. Wszystko to razem sprawia, że jest to po prostu ostra narracyjna jazda bez trzymanki, coś, co jednych olśni, a innych przytłoczy, ale nikogo nie pozostawi obojętnym.

Co jednak istotne, zadaniem stylu w „Dunkelu” nie jest wyłącznie oszołomienie i przykucie uwagi czytelnika – forma została tu dopasowana do treści i bardzo dobrze z nią współgra, a specyficzny język pozwala Bielawskiemu stworzyć nie tylko tytułowego Dunkela, ale cały, magiczny, bardzo sensualny, balansujący na granicy mrocznego snu i jeszcze mroczniejszej jawy świat, w którym wszystko pulsuje, żyje i oddycha, mgła może podążać za człowiekiem i zostawiać na jego karku odciski swoich lepkich palców, powietrze, ulice, ziemię czy ludzi można smakować i nurzać się w ich zapachu, sznur ludzi może zmieniać się w gigantycznego węża o sumiastych wąsach, a drzewa mogą śmiać się z ludzkiego cierpienia, „wygrażać rosochatymi paluchami”, „próbować zasłonić gwiazdy, odciąć księżyc” i „w nocy utopić struchlałych ludzi, w ciemności ich związać, podusić jak kocięta”.


Bohaterowie, czyli ci, którzy niosą w sobie ciemność

Nowa powieść Jakuba Bielawskiego to wreszcie także czterech różnych, zapadających w pamięć bohaterów – mrocznych, niosących w sobie ciemność bohaterów, których wybiera sobie Dunkel i cztery różne, przeplatające się, mroczne historie. Mamy więc Franię, która boi się molydy, czyli złowrogiej istoty, kryjącej się w rowach i swojego ojca, w którego z czasem zacznie się zmieniać, tak bardzo, że siostry Frani wkrótce zaczną się bać Frani. Mamy Władka, którego kiedy był mały, "Niemra" tak długo traktowała jak psa, przywiązywała do belki stropowej i tłukła, że w końcu zaczął uważać, iż faktycznie jest psem i się w niego zmieniać, bo „rósł w nim czarny skowyt skrzywdzonego zwierzęcia”. Mamy Franciszka, który w czasie wojny staje się Franzem i żyje sobie dostatnio oraz spokojnie jako ulubiony pracownik bogatego niemieckiego przemysłowca i kochanek jego córki, a po wojnie wszystko zostaje mu odebrane i za spoufalanie się z wrogiem omal nie traci życia. I wreszcie mamy Kazię, której matka bije ojca i jest groźna jak burza z piorunami, Kazię, która lubi straszne opowieści i która wie, że rzekę trzeba karmić krwawymi ofiarami, bo inaczej zatopi mieszkających nad nią ludzi.

Ich drogi będą się przecinać i łączyć, a oprócz nich pojawi się także wiele innych, związanych z nimi postaci, postaci, które tylko na jakiś czas pojawią się w ich życiu i postaci, które łączą z nimi więzy krwi, bo „Dunkel” to także historia o rodzinach, a ciemność jest tu czymś w rodzaju genu i dziedziczy się ją po przodkach.


Dolnośląski „Drach”?

„Dunkel” czasami przypomina nienapisaną bądź też zaginioną powieść Szczepana Twardocha. Styl tej powieści, styl hipnotyczny, transowy, obsesyjny i obfitujący w charakterystyczne powtórzenia, nieraz kojarzył mi się ze stylem, jakim zostały napisane „Morfina” czy „Drach”, a nieśmiertelny, wszechwiedzący narrator, narrator, który jest bytem nadnaturalnym i zawsze był, jest i będzie, pochodzi z tego samego uniwersum dziwnych, metafizycznych narratorów, co stojąca zawsze za plecami Kostka tajemnicza kobieta (jego anima?) czy drach – nie demon, ale też nie do końca bóg, a nieśmiertelny, uosabiający żywioł ziemi i samą ziemię, mroczny, chtoniczny byt, łączony z drakanem, czyli smokiem.

Tematy poruszane przez Bielawskiego również są dosyć podobne do tych poruszanych przez Twardocha, bo też należy do nich wielka historia (a zwłaszcza jej mroczny wpływ na człowieka i jego losy) oraz historia prywatna, nieoficjalna i rodzinna, tak zwane małe ojczyzny i Śląsk (w tym wypadku jednak nie Górny, ale Dolny), a także rozmaite stany i zjawiska ekstremalne, przemoc, zbrodnie, okrucieństwo, szaleństwo i tkwiące w człowieku zło. I nawet pesymistyczna metafizyka oraz nihilistyczna historiozofia, które pojawiają się w „Dunkelu” pod wieloma względami przypominają te obecne w „Drachu”, i kiedy na przykład Dunkel mówi: „w ostatecznym rozrachunku jest tylko ciemność, jestem tylko ja, bo wszystko ode mnie się wzięło i przeze mnie istnieje i trwa, rodzi się i umiera”, to brzmi to dosyć podobnie do przesłania płynącego z „Dracha”, zgodnie z którym istnieje tylko ziemia i materia, poza nią nie ma nic innego, bo wszystko inne jest jedynie złudzeniem, człowiek niczym nie różni się od zwierząt, ziemia go zrodziła, a po śmierci trafia do ziemi tak jak i one.

Co jednak znaczące, sam Bielawski nie ukrywa swojej fascynacji Twardochem i „Dunkela” poprzedza motto zaczerpnięte z „Dracha”, motto, które pasuje do obu tych powieści i stanowi do nich swego rodzaju klucz interpretacyjny, więc warto je tu na koniec przytoczyć:
„Ernst wie, że nic nie ma znaczenia i że wszystko jest ważne. Ernst wie, że życie jest, a potem go nie ma. Ernst wie, że w życiu nie trzeba być szczęśliwym ani nie trzeba cierpieć, jedyne, co trzeba, to żyć to życie, nic więcej nie trzeba. Ernst czeka na śmierć z nadzieją i ochotą, bez rozpaczy, bez smutku za tym, co utracone, bo Ernst wie, że nigdy nic nie macie, więc niczego nie możecie utracić, ale to nie ma znaczenia”.


Czy warto przeczytać?

Mimo pewnej, wspomnianej wyżej, wtórności, „Dunkel” jest jedną z najlepszych polskich powieści, jakie miałam okazję przeczytać w 2020 roku i z pewnością jest to napisana pięknym językiem, wartościowa, godna uwagi książka, która bardzo wyróżnia się na tle prozy polskiej, która ukazała się w tym roku. Jest to jednak lektura dosyć wymagająca, która raczej nie przypadnie do gustu czytelnikom nastawionym na to, że właśnie otrzymali typowy horror, ale coś dla fanów opowieści nieoczywistych, realizmu magicznego, weird fiction i takich autorów, jak Szczepan Twardoch, Wit Szostak, Łukasz Orbitowski czy Radek Rak, którego polecajkę można zresztą znaleźć na okładce „Dunkela”.

Mroczny realizm magiczny z Dolnego Śląska

Koniec roku 1945, Ziemie Odzyskane i czworo bohaterów, o których opowiada nam tajemniczy, nieśmiertelny narrator – tak w wielkim skrócie można streścić fabułę drugiej powieści Jakuba Bielawskiego. Wydawnictwo Vesper przyzwyczaiło swoich czytelników do tego, że wydaje klasykę grozy oraz horrory, ale „Dunkel” jest sporym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetnie napisana, intrygująca i świeża, drapieżna, nowoczesna i bardzo feministyczna nie tyle reinterpretacja „Beowulfa”, co jego całkowita dekonstrukcja - rozłożenie go na czynniki pierwsze i zbudowanie z nich nowego, zupełnie innego, na wskroś współczesnego mitu, w którym znaczenia nabiera to, co wcześniej zostało pominięte lub ukryte, a jednak mitu, w którym wciąż wybrzmiewają najważniejsze elementy pierwotnej opowieści.

Ciągle, tak jak w oryginalnym, staroangielskim eposie, jest to bowiem historia potwora, jego potwornej matki i bohatera, który chce uratować królestwo przed tą budzącą przerażenie dwójką, ale wszystko inne ulega zmianie, bo bohater okazuje się postacią tyleż karykaturalną i budzącą śmiech, co nijaką i zupełnie pozbawioną znaczenia, ot, pionkiem na szachownicy, któremu nie poświęca się zbyt wiele uwagi, a potwór i jego matka nie tylko, jak to często bywa we współczesnych reinterpretacjach starych historii, wysuwają się na pierwszy plan, po to, by udowodnić, że tak naprawdę wcale nie są potworami, ale też ulegają rozdwojeniu czy podwojeniu oraz zyskują swoje sobowtóry, zwierciadlane odbicia i alternatywne wersje. Oto więc mityczny, nękający królestwo Duńczyków Grendel ze staroangielskiego eposu dzieli się tu na Grena i Dila, dwóch chłopców, którzy są tak naprawdę jedną i tą samą osobą, tęskniącą za tym, by się połączyć i znowu stać pojedynczą, kompletną istotą, a anonimowa w micie matka Grendela zyskuje imię Dana i swoje alter ego, swoją antytezę i przeciwniczkę, czyli Willę, jej dążący do konfrontacji Jungowski Cień (ową ukrytą dwoistość, jedność przeciwieństw i tajemnicze powinowactwo między Grenem i Dilem oraz Daną i Willą świetnie podkreśla zresztą okładka książki). Nowy mit stworzony przez Marię Dahvanę Headley jest więc mroczną i krwawą opowieścią o grze zwierciadlanych odbić, macierzyństwie oraz matkach i synach, ale to jeszcze nie wszystko, bo jest to również opowieść nie tyle o potworach, co o różnych odcieniach szaleństwa i istocie samej potworności.

Z średniowiecznej Danii, rządzonej przez króla Hrodgara, którego siedzibą jest zamek, w którego centrum znajduje się wielka sala Heorot, przenosimy się do czasów bliżej nieokreślonych, być może nam współczesnych, a jednak jakby alternatywnych (albo też do bliskiej nam przyszłości) na zamożne, eleganckie, amerykańskie przedmieścia rodem z „Gotowych na wszystko” czy „Wielkich kłamstewek”. Odpowiednikiem królestwa Danii, zamku i sali Heorot staje się bowiem w „Dziedziczce jeziora” osiedle Herot Hall - mały, przeznaczony tylko dla wybranych, zamknięty dla reszty świata raj, a jednak raj rządzący się swoimi okrutnymi prawami i odgrodzony ogrodzeniem z drutu kolczastego. Krótko mówiąc, nowoczesna, sterylna, stworzona dla bogatej klasy średniej utopia, ale utopia, która łatwo może zmienić się w antyutopię, czy wręcz prawdziwe piekło i to piekło nie tylko dla obcych, lecz także dla jej mieszkańców, ze szczególnym uwzględnieniem kobiet. Kobiet, które tak jak Willa, zapominają tu o swoich marzeniach, pasjach, ambicjach, karierze oraz zawodowych planach i zmieniają się w piękne roboty; roboty nudzące się, chorujące na depresję i zaburzenia odżywiania, popadające w alkoholizm oraz lekomanię i roboty, które zawsze pragną być idealne, cierpią w milczeniu, całkowicie poświęcają się opiece nad dziećmi, mężem oraz domem, a sobą zajmują się tylko po to, by tego wszystkiego nie stracić, ponieważ boją się, że jeśli się zaniedbają ich mężowie szybko znajdą sobie młodsze, szczuplejsze i bardziej atrakcyjne żony.

Pośrodku Herot Hall wznosi się jednak mroczna góra - relikt mitycznej przeszłości, a w jej wnętrzu znajduje się dawna, nieużywana już stacja kolejowa i tajemnicze jezioro. To właśnie tam mieszkają Dana i Gren. Dana jest dziedziczką tego miejsca, spadkobierczynią ukrytej, podobnej do paszczy wieloryba jaskini, parujących źródeł, okrytego mgłą jeziora i zapomnianej przeszłości. Grena, jego matkę i jezioro łączy dziwna, wręcz mistyczna więź - jak już było powiedziane, Maria Dahvana Headley, sięgając do starej historii Beowulfa, buduje współczesny mit, więc rzeczywistość w „Dziedziczce jeziora” ulega mityzacji i nawet narracja czasem przypomina tę właściwą dla mitu - zwłaszcza, gdy mowa jest o tej dwójce, a w tym wypadku chodzi przede wszystkim o to, by podkreślić związek między Daną i jej synem, a Grendelem i jego matką, którzy w staroangielskim eposie należeli do rasy wodnych demonów. Więź łącząca Grena i jego matkę z jeziorem ma też jednak inne, bardziej prozaiczne wytłumaczenie, ponieważ Dana jest dziedziczką jeziora także w sensie ścisłym. To jej przodkowie najpierw wybudowali pierwsze domy w dolinie, a potem hotele, uzdrowiska i kolej, po to, by mogła dowozić kuracjusz do leczniczych wód jeziora, ale działo się to w XIX wieku - w nowym stuleciu ludzie stracili zainteresowanie jeziorem i jego wodą, zaczęli uważać, że jest raczej trucizną, a nie cudownym lekiem, turystyka spadła do zera i wszyscy zapomnieli o miejscu pod górą. Rodzina Dany stopniowo coraz bardziej traciła na znaczeniu i podupadała, aż w końcu pojawili się Herotowie, wyburzyli stare, wiktoriańskie miasteczko i stworzyli w jego miejscu osiedle Herot Hall. Dany i jej syn są więc ostatnimi z rodu, ostatnimi, którzy wiedzą o istnieniu jaskini i jeziora.

Dana i Gren, jak już było powiedziane wcześniej, nie są jednak potworami czy wodnymi demonami choć ich wygląd może budzić niepokój. Dana jest weteranką wojenną, pozbawioną oka i poznaczoną licznymi bliznami, cierpiącą na zespół stresu pourazowego, żyjąca w ciągłym strachu i bojącą się świata oraz ludzi, a szczególnie ludzi z osiedla Herod Hall. Siedem lat temu, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, uciekła z wojska, wróciła w rodzinne strony i wybrała dla siebie życie pustelniczki. Nie wiadomo, kto jest ojcem Grena, co ma podkreślać jego niesamowitość, zwodzić czytelnika oraz sugerować jego nadnaturalne pochodzenie i jest zresztą charakterystyczne dla mitu, ponieważ w micie bohaterowie oraz potwory często bywają dziećmi śmiertelniczki, którą uwiódł lub zgwałcił jakiś bóg. Autorka nie zdradza również, jak dokładnie wygląda syn Dany, ani co sprawia, że inni widzą w nim potwora; nie wiemy, czy posiada on jakieś blizny, zniekształcenia czy skazy, chociaż kilka razy bohaterowie wspominają o głębokich rysach, które zostawiają po sobie jego paznokcie. Wydaje się jednak, że najważniejszą cechą fizyczną, która odróżnia go od mieszkańców Herot Hall (być może wręcz jedyną) jest jego… Śniada skóra. Karnacja, która sugeruje arabskie pochodzenie.

Powieść Marii Dahvany Headley to nie literatura gatunkowa, a literatura piękna i fantastyka nie jest tu ani gatunkiem literackim, ani nadrzędnym elementem konstytuującym świat przedstawiony, a jedynie pretekstem. W „Dziedziczce jeziora” elementy fantastyczne z jednej strony, służą bowiem mityzacji rzeczywistości - zabiegowi, który ma na celu nadać tej powieści charakter bardziej symboliczny i uniwersalny, a z drugiej strony, są tylko metaforą i istnieją po to, by autorka mogła mówić o kwestiach, które obecnie uważa się za istotne, a więc kwestiach społecznych, politycznych i ekonomicznych. W ten właśnie sposób powieść Headley staje się opowieścią o wykluczeniu - przede wszystkim etnicznym, klasowym i ekonomicznym, ale także opowieścią o różnych innych przejawach nietolerancji. Herot Hall to bowiem każde współczesne osiedle uprzywilejowanej, białej, bogatej klasy średniej, która odgradza się od „gorszej” części społeczeństwa i reszty świata wysokim murem, którego pilnują ludzie tacy, jak policjant Ben Wulf. A odgradza się po to, by nie wpuścić do siebie emigrantów i imigrantów, ludzi o innym kolorze skóry, osób z niższej klasy społecznej, gorzej wykształconych, mniej zamożnych, niedostosowanych, dziwnych czy w jakiś sposób „wykolejonych”, albo po prostu takich, którym się w życiu nie powiodło. Jednym słowem, takich, jak Gren i jego matka - ludzi, którzy, jak powiedziała Dana, „nie mają niczego”. A odgradza się, dlatego, że każda taka osoba jest zagrożeniem, potencjalnym przestępcą i budzącym grozę Obcym, czyli po prostu potworem.

Dana i Gren oraz Willa i Dil to również dwa odmienne modele rodziny i dwa odmienne sposoby wychowywania dzieci - można wręcz powiedzieć, że dwa zupełnie inne światy: świat natury i świat kultury/cywilizacji, świat matriarchatu i świat patriarchatu, stary świat i nowy świat. Gren to dzikie dziecko natury, wychowywane przez matką wojowniczkę, pierwotną kapłankę oraz strażniczkę przeszłości i tradycji, a czas spędza na zabawach kamieniami, patykami i skórami upolowanych wiewiórek. Dil jest z kolei dzieckiem kultury i cywilizacji, od najmłodszych lat kształtowanym przez ich normy oraz nakazy, ciągle uczonym tego, co wolno, a czego nie wolno, wychowywanym przez zimną i pozornie idealną „królową” Harod Hall, a dla przyjemności ćwiczącym grę na pianinie. Można powiedzieć, że obaj chłopcy wychowują się bez ojców: nie wiadomo, kim jest ojciec Grena, a ojcem Dila jest natomiast, wywodzący się z arystokracji, chirurg plastyczny i „król” Herot Hall, ale „król” zawsze bardzo zajęty i pochłonięty pracą, który bywa w domu tylko gościem, więc większość obowiązków rodzicielskich spada na Willę. Jeśli chodzi zaś o matki, to od razu rzuca się w oczy, że i Dana, i Willa kochają swoich synów, a jednak Dana kocha swojego syna za bardzo, a Willa za mało. Miłość Dany jest bardzo ograniczająca i wydaje się wręcz toksyczna, bo dla Dany Gren jest najważniejszą na świecie osobą i oczekuje od niego, że on również zawsze będzie myślał tylko o niej i chociaż wszystko, co robi, robi tylko po to, żeby go chronić, jest w ich relacji coś bardzo mrocznego, dusznego i niezdrowego. Równie dziwna i niezdrowa wydaje się też relacja między Willą, a Dilem - Willa pozornie kocha swojego syna i chciałaby go kochać jeszcze bardziej, a jednak nic nie może poradzić na to, że w głębi serca czuje do niego głównie niechęć, bo macierzyństwo, w przeciwieństwie do Dany, nie przynosi jej spełnienia i rola matki tak naprawdę jej nie odpowiada (podobnie zresztą jak inne role, które dla siebie wybrała takie, jak rola idealnej córki, wspaniałej pani domu i pięknej, oddanej żony), a żeby sobie poradzić z tą wewnętrzną sprzecznością i związanymi z nią wyrzutami sumienia, ucieka w alkohol i leki, brak macierzyńskich uczuć rewanżując synowi nadopiekuńczością i pieniędzmi.

Oczywiście, jak każdy się zapewne domyśla, w pewnym momencie (i to bardzo szybko) oddzielne światy Grena i Dany oraz Dila i Willi w końcu się spotkają. Dila bowiem coś przyciąga do Grena, a Grena coś przyciąga do Dila i wkrótce łączy ich, mająca źródło we wzajemnej fascynacji, przyjaźń, ponieważ małe dzieci bywają bardziej otwarte na to, co nowe oraz inne niż dorośli, różnice klasowe czy materialne jeszcze nie robią na nich wielkiego wrażenia i częściej potrafią przekraczać niewidzialne mury, zbudowane z krzywdzących stereotypów i wzajemnych uprzedzeń. A jednak przyjaźń czy miłość nie zawsze wystarcza i nie zawsze bywa tym, co jest w stanie zbawić świat, a relacja tych dwóch chłopców nie pozostaje obojętna dla ich matek oraz całego otoczenia. Dochodzi do nieuchronnego zderzenia dwóch odmiennych światopoglądów - następuje gwałtowny wybuch, a po nim, ciągnąca się latami cała lawina tragicznych wydarzeń, czy wręcz katastrof, które w końcu doprowadzają do wielkiego finału.

Dzięki narracji, każdy z bohaterów „Dziedziczki jeziora” zyskuje własny, wyrazisty, mocny i bardzo indywidualny głos, ale do czytelnika przemawiają też tajemnicze głosy, przypominające chór z greckiej tragedii. Powieść Headley jest napisana prostym, a jednak dosyć poetyckim językiem, czasem pięknym i zmysłowym, a czasem ostrym i brutalnym, ale językiem pozbawionym „udziwnień” i zawsze niezwykle eleganckim, co dobrze oddaje tłumaczenie Doroty Dziewońskiej. Ale mimo to, pomimo całej swojej językowej, a i w gruncie rzeczy, także formalnej prostoty, jest ona powieścią nie tyle niełatwą, co po prostu wymagającą refleksji. Jest to książka, którą można zaliczyć do „literatury potwornej”, a więc literatury o potworach, literatury bawiącej się figurą potwora oraz takiej, która próbuje ją odwrócić, po to, by owego potwora zrehabilitować. Łatwo więc umieścić powieść Headley gdzieś na dalekich obrzeżach takich klasyków, jak choćby „Frankenstein”, „Upiór opery”, „Doktor Jekyll i pan Hyde” czy „Burza” Szekspira, a przede wszystkim - w pobliżu „Grendela” Johna Gardnera. Z drugiej jednak strony, jest to przede wszystkim swobodna, feministyczna reinterpretacja starej historii i należałoby ją położyć na tej samej półce, co „Annę In w grobowcach świata” Olgi Tokarczuk, „Kirke” Madeline Miller i „Penelopiadę” Margaret Atwood (autorki, która zresztą rekomenduje powieść Headley na okładce). Podsumowując więc, „Dziedziczka jeziora” to współczesny mit; książka pełna mroku, szaleństwa, potworności i tragizmu, ale nierzadko też komizmu, groteski i wyolbrzymienia, które ociera się o zjadliwą satyrę społeczną, a więc rzecz z pewnością godna uwagi, a przy tym nowoczesna, feministyczna powieść o macierzyństwie, władzy, nietolerancji i wykluczeniu, która spodoba się nie tylko fanom fantastyki, ale także - a może przede wszystkim - miłośnikom literatury pięknej i twórczości takich pisarek, jak właśnie Atwood czy Miller, Sarai Walker, Leni Zumas, Naomi Alderman oraz Christina Dalcher.

Świetnie napisana, intrygująca i świeża, drapieżna, nowoczesna i bardzo feministyczna nie tyle reinterpretacja „Beowulfa”, co jego całkowita dekonstrukcja - rozłożenie go na czynniki pierwsze i zbudowanie z nich nowego, zupełnie innego, na wskroś współczesnego mitu, w którym znaczenia nabiera to, co wcześniej zostało pominięte lub ukryte, a jednak mitu, w którym wciąż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Porządny kawałek prawdziwego, uczciwego, dosyć klasycznego fantasy, a jednocześnie postmodernistyczne, intertekstualne cudeńko w stylu Umberta Eco (skądinąd ulubionego pisarza Sapkowskiego). Dekonstrukcja znanych baśni, mitów, motywów i schematów fabularnych, nawiązania do filmów, literatury i podkultury, a do tego gra z konwencjami literackimi i czytelnikiem to jedno, ale jak toto się świetnie czyta mimo upływu tylu lat! Jakie to jest lekkie, potoczyste, mięsiste, soczyste i dobrze doprawione! Uniwersalne, ponadczasowe przesłanie sprawia, że historia błędnego antyrycerza Geralta, czarnowłosej damy jego serca, jego niesfornego "giermka" Jaskra i Świętego Graala, którego poszukuje, a którym okazuje się być pewna mała dziewczynka (w "Ostatnim życzeniu" pojawiająca się dopiero jako tajemnicze Dziecko Niespodzianka; pewnego rodzaju zapowiedź, ewokacja i czynnik wywołujący lawinę przyszłych wydarzeń) jest wciąż aktualna i będzie aktualna za kolejne 27 lat. I to nie tylko ze wzglądu na owe, liczne nawiązania do legend arturiańskich lub takich czy innych wierzeń, baśni i mitów.

Chodzi przede wszystkim o to, że zawsze będą jacyś Inni, jakieś mutanty i jacyś nieludzie funkcjonujący poza nawiasem społeczeństwa, bo przez owo społeczeństwo wyrzuceni poza ten nawias. Nieludzko zwinny i szybki mutant, zabójca potworów, którego stare księgi zaliczają do tego samego bestiariusza, co zabijane przez niego monstra, to modelowa wręcz figura Obcego, ale praktycznie każdy z bohaterów Ostatniego życzenia (i w ogóle całej sagi) jest postacią w taki czy inny sposób podlegającą stygmatyzacji i wykluczeniu; zaczynając od w dzieciństwie fizycznie zdeformowanej czarodziejki Yennefer (czarodziejki, a więc członkini kolejnej grupy zawodowej, która cieszy się podszytą lękiem niechęcią), a kończąc na silvanie Torque’u, który egzystuje na obrzeżach świata ludzi i elfów, nie należąc do żadnego z nich. Zawsze będą też dylematy miedzy mniejszym i większym złem, a największym szkodnikiem, niszczycielem oraz potworem zawsze okaże się człowiek, a nie jakaś bestia z podręcznika dla młodych wiedźminów. Ale mimo tego, że są to prawdy powszechnie znane, historie opowiedziane przez Sapkowskiego nie tchną banałem i tanin, nachalnym, łopatologicznym moralizatorstwem w stylu seriali Netflixa, bo wszystko to zostało opakowane w elegancką, piękną i zgrabną metaforę.

Chociaż "Ostatnie życzenie" jest dopiero pierwszym tomem wiedźmińskiej sagi i do tego zbiorkiem niezobowiązujących opowiadań, które powstawały na przestrzeni kilku lat, to Sapowskiemu na tych zaledwie 298 stronach udało się stworzyć dosyć rozległy, barwny, bogaty i skomplikowany, a jednocześnie spójny oraz realistyczny świat, który żyje własnym życiem, ma swoją przeszłość i przyszłość, oddycha, krwawi i mieni się tysiącem kolorów, tysiącem niuansów oraz tysiącem odcieni brudu i błota, bo przy tym wszystkim, podobnie jak świat stworzony przez George’a R. R. Martina, nie jest to plastikowo-cukierkowy, kiczowaty świat typowej, rozrywkowej fantastyki.

Każdy z bohaterów zapada w pamięć, bo został świetnie skonstruowany, ale moim ulubionym, tak samo, jak podczas pierwszego czytania wiedźmińskiego cyku 14 lat temu, jest Geralt. Ba, można wręcz powiedzieć, że czytając "Ostatnie życzenie" ponownie się w nim zakochałam. Wiedźmin to antybohater, którego los, przeznaczenie i Andrzej Sapkowski ciągle zmuszają do bycia bohaterem, postać z jednej strony, nawiązująca do znanych fantastycznych herosów takich, jak np. Conan Barbarzyńca czy Kull z Atlantydy (ale tylko po to, by dokonać ich dekonstrukcji, deheroizacji i trawestacji), z drugiej do antyherosów, m.in. słynnego w latach 70-tych, białowłosego, cierpiącego na weltschmerz Elryka z Melnibone, a z trzeciej do Philipa Marlowa z czarnych kryminałów Raymonda Chandlera i bohaterów granych przez Humphrey’a Bogarta w filmach noir, a więc samotników z trudną przeszłością, cynicznych, zmęczonych życiem, nie stroniących od alkoholu i kobiet (zwłaszcza kobiet fatalnych), z którymi łączą ich skomplikowane, toksyczne relacje, zazwyczaj małomównych, ale piekielnie inteligentnych, a pod maską mrocznego, zgorzkniałego, skłóconego z całym światem twardziela ukrywających wrażliwego faceta z zasadami i o dobrym sercu. Z czwartej strony, jest to z kolei postać nawiązująca do mitycznego herosa lub idealnego rycerza z baśni i średniowiecznych romansów rycerskich (takiego np. sir Percivala, poszukiwacza Świętego Graala, którego podróż stanowi przykład Campbellowskiego monomitu i odzwierciedlenie Jungowskiego procesu indywiduacji, ale wędrującego, poszukującego i przechodzącego obrzędy przejścia sir Percivala znowu sparafrazowanego i sparodiowanego, bo poddanego procesowi trawestacji). A z piątej wreszcie jest to mutant; typowy i nietypowy zarazem odmieniec, niekochany i wątpiący w to, czy on sam potrafi kochać, stworzony przez ludzi i przez ludzi nienawidzony, dziwaczny i monstrualny, smutny i samotny, daleki krewniak potwora stworzonego przez Wiktora Frankensteina, który podobnie jak ów nieszczęśliwy stwór, błąka się po świecie właściwie bez celu, po to tylko by zostać odrzuconym, wykorzystanym, znieważonym lub oszukanym przez kolejna osobę.

Jednym słowem, Wiedźmin jest postacią, która ma wiele różnych twarzy, a więc złożoną, skomplikowaną i wewnętrznie sprzeczną oraz niespójną, a co za tym idzie skazaną na ciągły wewnętrzny konflikt, stawianą wobec wiecznych, niekończących się moralnych dylematów i właśnie przez to wyjątkową i interesującą.

Równie ciekawie prezentują się pozostali bohaterowie, zaczynając od tych głównych, czyli najbliższych Geraltowi, a kończąc na drugoplanowych i epizodycznych. Mamy tu tajemniczą femme fatale, czyli Yennefer, postać również jakby zapożyczoną z kryminałów Chandlera i filmów noir, a więc kobietę zimną, podstępną, wredną, wyrachowaną, zawziętą i interesowną, ale równocześnie bohaterkę z jakąś dziwną wewnętrzną skazą i pęknięciem na ukazywanej światu masce - pęknięciem, spod którego wyziera zdeformowane, smutne dziecko. I wierzymy, że skoro Geralt coś w tej kobiecie widzi, to ona nie może być tak do końca zła i zepsuta, musi w niej być również coś dobrego i wrażliwego, a my stopniowo, w drugim tomie opowiadań i w następnych tomach cyklu, powoli zaczynamy to dobro i wrażliwość odkrywać i Yen jeszcze nieraz nas zaskoczy. I mamy także alter ego Geralta, jego towarzysza podróży, przyjaciela i "giermka", który towarzyszy mu niczym Sancho Pansa Don Kichotowi, bo też ci dwaj zostali do siebie dopasowani na zasadzie kontrastu i gry przeciwieństw, a wygadany, wesoły, łatwo nawiązujący kontakty, towarzyski bard, trubadur, poeta i sowizdrzał Jakier ma być dla Geralta specyficznym uzupełnieniem i dopełnieniem, podobnie jak Sancho dla Rycerza Smutnego Oblicza.

Postacie drugoplanowe w "Ostatnim życzeniu" to mała galeria silnych, mądrych i interesujących kobiet z charakterem. Jest Renfri/Dzierzba/Królewna Śnieżka, z której świat i pewien czarodziej uczynili potwora; jest piękna, inteligentna, sprytna, bezwzględna i podobna do Cersei królowa Calanthe; jest Neeneke, mądra, bynajmniej nie świętoszkowata kapłanka, zielarka i uzdrowicielka; i jest młoda wiejska wieszczka, którą łączy dziwny, niejasny związek z poprzednią wieszczką zwaną Babką. I są wreszcie Melitele i Żywia zwana też Panną Polną - matriarchalne boginie, będące w istocie częścią jednej i tej samej Bogini, bo będące kolejnymi twarzami i aspektami Wielkiej Matki (czy Jungowskiego archetypu Wielkiej Matki), Wielkiej Bogini, Matki Natury, Potrójnej Bogini (Dziewicy, Matki i Staruchy), Białej Bogini Roberta Gravesa i Bogini z cyklu powieści Marion Zimmer Bradley (w "Rękopisie znalezionym w Smoczej Jaskini" Sapkowski nawiązuje do słynnej książki Gravesa, a "Mgły Avalonu" zalicza do największych arcydzieł fantasy). W bardzo feministycznym świecie stworzonym przez Andrzeja Sapkowskiego jedynymi boginiami, które odgrywają jakąś rolę i mają znaczenie są więc bóstwa kobiece i matriarchalne.

Styl Sapkowskiego w "Ostatnim życzeniu" jest prosty, mocny, potoczysty, oszczędny, żywy i mięsisty. Lekki, a jednocześnie surowy dobrze pasuje do świata, bohaterów i obranej konwencji; pozornie nie przyciąga uwagi, a jednak nie jest przeźroczysty i łatwo można go odróżnić od stylów innych autorów. Sapkowski chętnie sięga po archaizmy, różne stylizacje i gry słowne; świetnie wychodzą mu też dialogi, które brzmią bardzo naturalnie, a jednocześnie sporo w nich humoru. I to właśnie humor jest kolejną, mocną stroną tej prozy, humor czasem sprośny, rubaszny, jarmarczny, krotochwilny i rybałtowski, a innym razem czarny. Komizm nie zawsze jednak wynika z języka, bo równie często spotykamy komizm sytuacyjny oraz charakterologiczny i nierzadko przybiera on też formę parodii, satyry lub trawestacji.

Komizm u Sapkowskiego równoważony bywa jednak tragizmem, a tam gdzie pojawia się humor, pojawia się też ponura groza, ironia i absurd, więc często w jednej chwili śmiejemy się z chytrych i zabobonnych chłopów, a już w następnej ubolewamy nad losem skazanych na zagładę, wygnanych ze swojej ziemi elfów, a czasem mamy wręcz ochotę jednocześnie śmiać się i płakać, bo w tym świecie nie ma łatwych rozwiązań i oczywistych wniosków, nic nie jest do końca czarne lub białe i smutek może mieszać się z wesołością. A choć stworzony przez Sapkowskiego świat bywa okrutny, brutalny, brudny, podły oraz niesprawiedliwy i brak w nim taniej czułostkowości i łatwych happy endów, to jednak czuć w tym wszystkim piękną baśń i/lub hollywoodzki film z lat 80-tych i co za tym idzie, Jeż znikąd może dostać za żonę królewnę i zmienić się w człowieka, a Geralt i Jaskier mogą zostać w ostatniej chwili uratowani przez tajemniczą boginię. I bardzo dobrze, bo ja lubię baśnie, a ów baśniowo-hollywoodzki optymizm dodaje tej prozie niepowtarzalnego uroku.

Porządny kawałek prawdziwego, uczciwego, dosyć klasycznego fantasy, a jednocześnie postmodernistyczne, intertekstualne cudeńko w stylu Umberta Eco (skądinąd ulubionego pisarza Sapkowskiego). Dekonstrukcja znanych baśni, mitów, motywów i schematów fabularnych, nawiązania do filmów, literatury i podkultury, a do tego gra z konwencjami literackimi i czytelnikiem to jedno, ale...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika lechatnoir

z ostatnich 3 m-cy
lechatnoir
2024-02-27 19:01:31
lechatnoir oceniła książkę The Jasad Heir na
5 / 10
2024-02-27 19:01:31
lechatnoir oceniła książkę The Jasad Heir na
5 / 10
The Jasad Heir Sara Hashem
Cykl: The Scorched Throne (tom 1)
Średnia ocena:
6.3 / 10
4 ocen
lechatnoir
2024-02-27 18:45:08
lechatnoir oceniła książkę Ruins of Sea and Souls na
6 / 10
2024-02-27 18:45:08
lechatnoir oceniła książkę Ruins of Sea and Souls na
6 / 10
Ruins of Sea and Souls Lisette Marshall
Cykl: Fae Isles (tom 3)
Średnia ocena:
8 / 10
3 ocen
lechatnoir
2024-02-27 18:44:58
lechatnoir oceniła książkę Lord of Gold and Glory na
6 / 10
2024-02-27 18:44:58
lechatnoir oceniła książkę Lord of Gold and Glory na
6 / 10
Lord of Gold and Glory Lisette Marshall
Cykl: Fae Isles (tom 2)
Średnia ocena:
7.5 / 10
4 ocen
lechatnoir
2024-02-27 18:44:48
lechatnoir oceniła książkę Court of Blood and Bindings na
7 / 10
2024-02-27 18:44:48
lechatnoir oceniła książkę Court of Blood and Bindings na
7 / 10
Court of Blood and Bindings Lisette Marshall
Cykl: Fae Isles (tom 1)
Średnia ocena:
6.9 / 10
8 ocen
lechatnoir
2024-02-27 18:43:09
2024-02-27 18:43:09
lechatnoir
2024-02-27 18:42:20
lechatnoir oceniła książkę Kroniki dziwnych bestii na
5 / 10
2024-02-27 18:42:20
lechatnoir oceniła książkę Kroniki dziwnych bestii na
5 / 10
Kroniki dziwnych bestii Yan Ge
Średnia ocena:
7.3 / 10
473 ocen
lechatnoir
2024-02-27 18:41:46
lechatnoir dodała książkę Następca tronu na półkę Chcę przeczytać
2024-02-27 18:41:46
lechatnoir dodała książkę Następca tronu na półkę Chcę przeczytać
Następca tronu Holly Black
Średnia ocena:
7.4 / 10
548 ocen
2024-02-27 18:39:08
lechatnoir Zagłosowała w plebiscycie "Książka Roku 2023"
2024-02-27 18:39:08
lechatnoir Zagłosowała w plebiscycie "Książka Roku 2023"
lechatnoir
2024-02-13 08:59:53
lechatnoir i Montgomerry są teraz znajomymi
2024-02-13 08:59:53
lechatnoir i Montgomerry są teraz znajomymi

ulubieni autorzy [43]

H.P. Lovecraft
Ocena książek:
7,2 / 10
133 książki
11 cykli
Pisze książki z:
1758 fanów
Anne Fortier
Ocena książek:
7,0 / 10
2 książki
0 cykli
13 fanów
Dorota Masłowska
Ocena książek:
6,6 / 10
17 książek
2 cykle
Pisze książki z:
472 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
692
książki
Średnio w roku
przeczytane
53
książki
Opinie były
pomocne
51
razy
W sumie
wystawione
692
oceny ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
4 445
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
godzina
4
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]