-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2015-03-03
2014-12-12
Okres przed Bożym Narodzeniem to czas, gdy nasze myśli pochłonięte są poszukiwaniami najwspanialszych, najbardziej wyczekiwanych prezentów dla naszych najbliższych, wymyślaniem wyjątkowego menu na jedyny w swoim rodzaju, wigilijny posiłek, planowaniem odwiedzin u bliższej i dalszej rodziny, a także u przyjaciół i bliskich znajomych. Nasze myśli krążą przede wszystkim wokół czekających na nas już wkrótce przyjemności. Prezenty, wspaniałe posiłki a przede wszystkim niepowtarzalna, magiczna, rodzinna atmosfera to esencja nadchodzącego czasu. Nie samymi jednak przyjemnościami człowiek żyje. By Święta Bożego Narodzenia przyjąć z właściwą im oprawą, musimy najpierw zadbać, by nasze domy i mieszkania wyglądały, powiedzmy, choćby przyzwoicie… Konieczność zrobienia przedświątecznych porządków nieodzownie z Bożym Narodzeniem się również łączy. Nie należy oczywiście przesadzać, lecz chyba o niebo przyjemniej jest cieszyć się świątecznym makowcem w otoczeniu czystym, a nie pośród walających się dookoła śmieci…
Większość z nas jeśli jeszcze nie, to już za chwilę rzuci się w wir przedświątecznych porządków. Będziemy myć, zmiatać, odkurzać, pucować, szorować … I tu pada pytanie zasadnicze. Jakich środków użyć, by uzyskać efekt co najmniej zadowalający? Na sklepowych półkach znajdziemy od zatrzęsienia specyfików, które sprawią, że świat dookoła nas będzie błyszczał, lśnił i niestety dość często pachniał co najmniej odrzucająco, jeśli w składzie dominuje powalający swą wonią chlor. Nie lepsze są też inne specyfiki, pozbawione wybielacza, za to przeładowane wonią sztucznych aromatów, które lepiej lub gorzej udają naturalne zapachy, np. morskiej bryzy, kwiatów w rosie o poranku czy sosnowego lasu po deszczu. Od nich też głowa może rozboleć. Jak jednak uniknąć stosowania wszystkich tych chemicznych substancji? Przecież jednak czegoś do samej wody użyć trzeba. Ona sama tłuszczu nie usunie.
I tu z pomocą przyjść może książka autorstwa Karyn Siegel-Maier pt. „Naturalna Pani Domu”. To ciekawy i niezwykle pomocny poradnik, w którym znaleźć możemy odpowiedź na pytanie jak bez wysiłku, nie wydając zbyt wiele pieniędzy, za to w sposób maksymalnie ekologiczny i zdrowy dla nas samych i wszystkich dookoła posprzątać dom i jego otoczenie. Boraks, ekstrakt z pestek cytrusów, gliceryna, mydło kastylijskie, ocet, olejki eteryczne, płatki mydlane, soda kalcynowana, soda oczyszczona, winny kamień, wosk karnauba, wosk pszczeli czy ziemia okrzemkowa a także zioła to składniki, za pomocą których można wysprzątać cały dom od piwnicy aż po strych, a także zadbać o garaż i otaczający dom ogród a przy tym cieszyć się przyjemnym i świeżym zapachem, który działa korzystnie na nasz organizm. To poradnik pełen praktycznych rad, z mnóstwem informacji jak w warunkach domowych sporządzić potrzebne do sprzątania specyfiki, jak je przechowywać, jakich używać do konkretnych materiałów, by osiągnąć pożądany efekt a nie uszkodzić przy tym czyszczonej powierzchni.
„Naturalna Pani Domu” przyda się wszystkim, dla których ważny jest czysty i świeżo pachnący dom, przy jednoczesnym dbaniu o własne zdrowie, dobre samopoczucie a także choć w skromnym zakresie o ekologię. Można znaleźć tu ogromną ilość porad, które pomocne są na co dzień a nie wymagają od nas nadmiaru wysiłku i czasu. Lista używanych przez autorkę składników może wydawać się trudna do zgromadzenia. Niemniej zrobiłam małe rozeznanie i wszystkie wskazane przeze mnie wcześniej składniki są dostępne na naszym krajowym rynku. Podejmę zatem wyzwanie i spróbuję do sprzątania podejść choć trochę bardziej ekologicznie. Przyłączysz się i Ty?
Okres przed Bożym Narodzeniem to czas, gdy nasze myśli pochłonięte są poszukiwaniami najwspanialszych, najbardziej wyczekiwanych prezentów dla naszych najbliższych, wymyślaniem wyjątkowego menu na jedyny w swoim rodzaju, wigilijny posiłek, planowaniem odwiedzin u bliższej i dalszej rodziny, a także u przyjaciół i bliskich znajomych. Nasze myśli krążą przede wszystkim wokół...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-30
Czy Francuska, a zwłaszcza paryżanka to istota kompletnie i całkowicie z innej planety? Z jaką kobietą kojarzy się nam na co dzień paryżanka? W naszej podświadomości jawi się ona jako kobieta o przepięknej, smuklej sylwetce, którą zdawać by się mogło obdarzył ją łaskawie Bóg, tudzież szczodra matka natura nie poskąpiła jej wdzięku, z idealnym acz całkowitym makijażem, na cerze bez najmniejszej skazy, zawsze nienagannie ubrana, elegancka, wymuskana i najzwyczajniej w świecie urocza, oczytana, elokwentna, dowcipna i mająca swe własne zdanie na każdy w zasadzie temat. Czy tak jest w rzeczywistości?
Próbę obalenia mitu paryżanki, przy jednoczesnym jego ugruntowaniu podjęły cztery bratnie, kobiece dusze, które łączy przyjaźń już od czasu (a czas ten już odrobinę upłynął, co oczywiście nie jest absolutnie zauważalne) szkolnej ławy. „Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś” to wspólne dzieło czterech paryżanek Anne Berest, Audrey Diwan, Caroline de Maigret oraz Sophie Mas. Razem przetrwały francuskie szkolnictwo, razem dorastały, każda z nich jest inna, lecz każda też jest paryżanką z krwi i kości.
Czy zatem prawdziwa paryżanka jest dokładnie taka, jaką sobie wyobraża cała reszta Francji, zwana przez ową paryżankę prowincją, oraz cała reszta świata? Autorki książki „Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś” na to pytanie odpowiadają w sposób bardzo przewrotny, zresztą dokładnie tak, jak na rodowite paryżanki przystało. Prawdziwe paryżanki są bowiem dokładnie takie, jakimi widzi je cała reszta świata i jednocześnie kompletnie inne. Są po prostu niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju. A w dodatku najsłynniejsze prawdziwe paryżanki często wcale się w mieście tym nie urodziły, a paryżankami stały się dopiero w pewnym momencie swego życia. Bycie paryżanką jest zatem nie tyle kwestią urodzenia, co stanem umysłu.
Z przymrużeniem oka, ogromną dawką humoru i szczyptą powagi Anne Berest, Audrey Diwan, Caroline de Maigret oraz Sophie Mas powoli, bez pośpiechu i w barwnym stylu kreślą meandry umysłu prawdziwej paryżanki, która nie jest tak idealna, jak by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. W „Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś” poznamy kobietę paryską od najlepszej i najgorszej strony. Zajrzymy do jej szafy, kosmetyczki, torebki. Poznamy tajniki jej najlepszych przepisów kulinarnych. Dowiemy się o czym marzy paryżanka jawnie i jakie kryje pragnienia nawet przed sobą samą. Zajrzymy odrobinę w głąb jej duszy i ujrzymy jak na dłoni jej małe grzeszki i wielkie przewinienia. Poznamy paryżankę kochankę, singielkę, matkę, po prostu kobietę. Na koniec zaś odkryjemy, że w mniejszym lub większym stopniu każda z nas jest paryżanką. Czy tego chce czy nie...
„Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś” to książka, która bawi, oczarowuje, daje gotowe rozwiązania i stawia dalsze pytania. Polecam.
Czy Francuska, a zwłaszcza paryżanka to istota kompletnie i całkowicie z innej planety? Z jaką kobietą kojarzy się nam na co dzień paryżanka? W naszej podświadomości jawi się ona jako kobieta o przepięknej, smuklej sylwetce, którą zdawać by się mogło obdarzył ją łaskawie Bóg, tudzież szczodra matka natura nie poskąpiła jej wdzięku, z idealnym acz całkowitym makijażem, na...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-22
Wszyscy chcemy choć w miarę dobrze zarabiać. Chcemy otrzymywać godne wynagrodzenie za czas, który poświęcamy na pracę. Jednocześnie za najbardziej komfortową sytuację uważamy taką, gdy to, co jest naszym zawodowym zajęciem możemy zakwalifikować do grupy zajęć lubianych, niosących sporą dawkę samozadowolenia, samorealizacji, ba będących po prostu naszą życiową pasją. Sytuacja idealna, prawda? Któż z nas nie chciałby zajmować się zawodowo tym, co zwyczajnie daje nam radość? Przyznam szczerze, że sama chciałabym znajdować się w takiej właśnie, komfortowej sytuacji, że moja praca jest jednocześnie moją życiową pasją. Co prawda, to czym obecnie się zajmuję poniekąd mnie satysfakcjonuje, niemniej zawsze może być lepiej, czyż nie? W związku z tym stale staram się poszerzać swe zawodowe horyzonty, dowiadywać się więcej, uczyć się nieustannie, pogłębiać wiedzę, może nawet w pewnym momencie zupełnie się przekwalifikować, gdy trafię na coś, co mnie zainteresuje i całkowicie wciągnie. Dlatego też zdarza mi się czytać książki traktujące o różnych dziedzinach działalności zawodowej. Zazwyczaj są związane z tym, czym param się w pracy na co dzień. Czasem jednak sięgam po lekturę, która zdawać by się mogło mocno odbiega od mego zawodowego profilu, niemniej tematyka danej książki akurat mnie znacząco frapuje i chcę zgłębić interesujący mnie temat.
Tak było i tym razem. Miałam możliwość sięgnąć po dość skromnych rozmiarów, niemniej sporo treści niosącej w sobie, książkę pt. „Bądź PRO! 7 kroków do mistrzostwa w marketingu sieciowym” autorstwa Eric'a Worre'a. Zainteresował mnie mocno przedmiot tego dość intensywnego w wymowie acz niepozornego poradnika. Traktuje on bowiem o marketingu sieciowym, inaczej określanym jako marketing wielopoziomowy. Marketing sieciowy to strategia marketingowa i sposób funkcjonowania firmy oraz jej współpracowników, zwanych dystrybutorami. W firmie działającej na zasadach marketingu sieciowego sprzedawca buduje własną strukturę handlowców. W tej strukturze każdy z handlowców wynagradzany jest na podstawie obowiązującego w danej firmie planu marketingowego. Marketing sieciowy jest bardzo mocno rozwinięty w Stanach Zjednoczonych. W Polsce nie osiąga on aż tak wielkich rozmiarów, niemniej jest dość mocno widoczny na krajowym rynku. Na tej zasadzie sprzedaje się w Polsce m.in. kosmetyki, odzież, suplementy diety, sprzęt gospodarstwa domowego czy usługi telekomunikacyjne.
Eric Worre w „Bądź PRO! 7 kroków do mistrzostwa w marketingu sieciowym” zabiera swego czytelnika do świata, w którym podstawową wartością człowieka pracującego jest nie czas, jaki swej pracy poświęca, lecz jego wydajność, bo tak obecnie przecież funkcjonuje wolny rynek. Liczy się skuteczność, a nie to, że ktoś w jakiś projekt włożył mnóstwo czasu i pracy. Eric Worre w prostych krokach odsłania tajemnicę, jak w świecie, w którym coraz mniej liczy się pracownik, uniezależnić się od pracodawcy, postawić na siebie i osiągnąć sukces. Na własnym przykładzie, na podstawie własnej zawodowej kariery, prezentuje jak odnieść sukces jako marketingowiec sieciowy. I zachęca do właśnie takiej działalności zawodowej swych czytelników. I zdawać, by się mogło, że jest to pozycja skierowana wyłącznie do ludzi parających się tą właśnie profesją. Nic bardziej mylnego. Eric Worre daje bowiem mnóstwo rad, które z pewnością będą bardzo pomocne również w zupełnie innych niż marketing sieciowy zakątkach rynku. To książka, którą z pewnością powinien przeczytać każdy marketingowiec. Odkryje w niej bowiem mnóstwo cennych uwag, które z łatwością można przełożyć na codzienność w niemal każdym biznesie. Eric Worre wskazuje zarówno na to, co warto robić, jak i na to, co absolutnie jest niewskazane. Daje mnóstwo przykładów, daje również gotowe rozwiązania. Wskazuje jak pracować, jak rozmawiać z ludźmi, jak nie popełniać nieustannie tych samych błędów, jak się rozwijać i jak zarabiać więcej. A wszystko to, jest naładowane mnóstwem pozytywnej, twórczej energii. Polecam.
Wszyscy chcemy choć w miarę dobrze zarabiać. Chcemy otrzymywać godne wynagrodzenie za czas, który poświęcamy na pracę. Jednocześnie za najbardziej komfortową sytuację uważamy taką, gdy to, co jest naszym zawodowym zajęciem możemy zakwalifikować do grupy zajęć lubianych, niosących sporą dawkę samozadowolenia, samorealizacji, ba będących po prostu naszą życiową pasją....
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-28
W moim życiu nagle zapanował chaos. No może nie nagle... Zaczęło się dość banalnie. Tak, jak zresztą zawsze. Postanowiłam postawić wszechstronność w wyposażeniu kuchni. I nagle się okazało, że mam krajalnicę, mikser, blender, maszynę do gotowania na parze, maszynę do wypieku chleba i maszynkę do robienia kakao I ilu gadżetów korzystam? … Czas na szafę … bo po cóż przecież są wyprzedaże, jak nie po to, by sobie ładnie szafę wypełnić po brzegi i to nie koniecznie ubraniami, które można w pasujące do siebie zestawy poskładać. Urodził mi się również syn. Wiadomo, dziecko ubranek potrzebuje wiele. Zabawek również multum, by się nie nudziły zbyt szybko. No i te książki … Cóż, ile w moim domu książek stoi na półce i przysłowiowo pachnie, nie jestem już w stanie zliczyć i rozumem ogarnąć, gdyż jest ich tak wiele, że stać już w dwóch rzędach muszą a regały wcale do niewielkich nie należą. Czy moja historia brzmi znajomo? Czy moje zachłyśnięcie się konsumpcjonizmem nie jest nad wyraz typowe?
Na szczęście pewnego dnia wolnego od ciągłego biegu, uświadomiłam sobie, że jeszcze trochę a nagromadzone na skromnej mieszkalnej przestrzeni przedmioty mnie zwyczajnie i po prostu swym nadmiarem przygniotą bądź sufit zwyczajnie już więcej tego nagromadzenia rzeczy nie wytrzyma i zwali się mym sąsiadom na głowę. I przyszła mi do głowy nad wyraz orzeźwiająca refleksja … przecież to wszystko mi nie jest potrzebne do szczęścia... I rozpoczęłam w swoim domu i po części życiu radosną akcję, którą roboczo nazwałam „Wyrzut”. Jakże to dwuznaczna nazwa...
Trafiłam też szczęśliwym trafem na skromnych rozmiarów, acz pomocną i przyjemną w odbiorze książkę Anny Mularczyk-Meyer pt. „Minimalizm po polsku”. Autorka, z wykształcenia iberystka, która zawodowo zajmuje się tłumaczeniami, od 2010 r. prowadzi Prosty blog (www.prostyblog.com), na którym dzieli się z czytelnikami swymi doświadczeniami związanymi z przygodą z minimalizmem. W książce „Minimalizm po polsku” przeczytamy właśnie o tych doświadczeniach autorki.
Z liczącej sobie zaledwie 192 strony książki dowiemy się dokładnie tego, czego człowiek zaczynający swą przygodę z minimalizmem dowiedzieć się chce i powinien. Choć zdaje mi się, że i już bardziej doświadczeni zwolennicy tego nurtu czy też szeroko pojętego sposobu na życie wyniosą sporo z tej lektury. Anna Mularczyk-Meyer prowadzi swego czytelnika za rękę i prezentuje z wdziękiem świat minimalizmu. Z książki dowiemy się najpierw czym jest ów minimalizm, na czym polega życie w zgodzie z tym stylem i czy jest to odpowiednia droga właśnie dla nas. Przeczytamy dlaczego w naszej kulturze tak rzadko się z takim stylem spotykamy i jak wielki na to wpływ ma miniony już ustrój polityczny, który jednakże stale dość mocno odciska swe piętno w przeciętnej świadomości przeciętnego Polaka. Dowiemy się jak zaprowadzić minimalizm nie tylko jeśli chodzi o sferę materialną, lecz również duchową i odkryjemy jak daleko niestety właśnie sfera duchowa od haseł, które winny być jej sztandarem często odchodzi. Autorka wskazuje jak zaprowadzić minimalizm we własnym domu, jak uwolnić od nadmiaru swą przestrzeń życiową i czas, który przecież w coraz bardziej pędzącym świecie coraz szybciej ucieka i zdawać by się mogło, że zwyczajnie przecieka przez nasze palce. Anna Mularczyk-Meyer daje gotowe rady jak rozstawać się z przedmiotami, nadmiarem zajęć i jak nie czuć się przy tym z czegokolwiek ograbionym. Ukazuje korzyści, jakie się z tym wiążą, zarówno na poziomie materialnym, jak i emocjonalnym.
„Minimalizm po polsku” Anny Mularczyk-Meyer to książka, którą polecam zarówno zwolennikom minimalistycznego stylu życia, jak również wszystkim tym, którzy czasem po prostu czują, że otaczające ich przedmioty zwyczajnie zaczynają przytłaczać i czas z tym w końcu coś zrobić. Lekka w odbiorze, z poczuciem humory, czasem z głęboką refleksją. Polecam.
W moim życiu nagle zapanował chaos. No może nie nagle... Zaczęło się dość banalnie. Tak, jak zresztą zawsze. Postanowiłam postawić wszechstronność w wyposażeniu kuchni. I nagle się okazało, że mam krajalnicę, mikser, blender, maszynę do gotowania na parze, maszynę do wypieku chleba i maszynkę do robienia kakao I ilu gadżetów korzystam? … Czas na szafę … bo po cóż przecież...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-14
„Zdrowie z natury. Domowa apteczka leków na powszechne dolegliwości” autorstwa Burke Lennihan to pozycja ciekawa, wnosząca sporo do mojej dotychczasowej wiedzy z zakresu medycyny naturalnej. Książka napisana jest w sposób przejrzysty, przystępny i bardzo ułatwiający korzystanie z rad w niej zawartych. Niemniej odnoszę wrażenie, że przełożenie rad dawanych przez Burke Lennihan na możliwości naszego krajowego rynku leków naturalnych może przynieść ze sobą nie lada trudności a w niektórych przypadkach substancje polecane przez Burke Lennihan mogą być na tym rynku niemożliwe do zdobycia. Niemniej warto poszukać tych substancji i stosować pomocniczo i w konsultacji z lekarzem przy stosowaniu metod konwencjonalnych, co zresztą autorka wielokrotnie podkreśla w swej książce.
więcej na: http://www.skrawkimoichmysli.pl/2014/09/zdrowie-z-natury-domowa-apteczka-lekow.html
„Zdrowie z natury. Domowa apteczka leków na powszechne dolegliwości” autorstwa Burke Lennihan to pozycja ciekawa, wnosząca sporo do mojej dotychczasowej wiedzy z zakresu medycyny naturalnej. Książka napisana jest w sposób przejrzysty, przystępny i bardzo ułatwiający korzystanie z rad w niej zawartych. Niemniej odnoszę wrażenie, że przełożenie rad dawanych przez Burke...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-26
Powiedzmy sobie szczerze, nie jest łatwo wychować małego człowieka na człowieka porządnego, który zna panujące stosunki społeczne, szanuje innych ludzi i ogólnie rzecz ujmując obchodzi go to, czy swoim działaniem bądź zaniechaniem nie robi nikomu krzywdy. Może zanadto wybiegam w przyszłość, może nie powinnam od małego dziecka wymagać tego o czym napisałam zdanie wcześniej, ale czy aby na pewno? Wiadomo, należy dzieciom dać trochę swobody, pozwolić im na szczyptę szaleństwa, wyzwolić w małym chłopcu bądź małej dziewczynce małego broja, tudzież małe diablę. Niemniej moim zdaniem od najwcześniejszych lat życia młodego człowieka należy wyznaczać nieprzekraczalne granice, ustalać zasady i konsekwentnie się ich trzymać. Czy to brzmi rozsądnie? Czy może jestem zbyt surowa?
Wychowywanie dziecka nie ogranicza się jednak do działań wychowawczych ukierunkowanych na samego małego człowieka. Z chwilą narodzin dziecka, odmienia się bowiem całe życie rodziny. I trzeba właśnie w rodzinie przeprowadzić rodzinną rewolucję wychowawczą. A jakie metody, zasady zastosować? Ilu rodziców, tyle pomysłów i prób ukształtowania swych młodych potomków.
Jedną z nich odnaleźć możemy w książce Suzanne Evans „Machiavelli dla mam”. Machiavelli? Czy to nie brzmi co najmniej dziwnie? Określenie makiaweliczny nie kojarzy się bowiem zbyt dobrze - moralnie dwuznaczny, nacechowany hipokryzją, podstępny czy obłudny. Czy jednak aby na pewno? Machiavelli to autor ponadczasowego dzieła traktującego o władzy, strategii i podstępie pt. „Książę”. I właśnie to dzieło wykorzystała Suzanne Evans, prawniczka na co dzień opiekująca się czwórką dzieciaków, by poskromić, ujarzmić i objąć pełnię władzy w swym domowym królestwie. Zadanie przed nią stanęło zdecydowanie trudne. Rodzina jej bowiem należy do amerykańskich rodzin patchworkowych. Oboje z mężem mają za sobą poprzednie małżeństwa, a z nich również i dzieci. Są dzieci wspólne, w tym dziewczynka obciążona zespołem Downa. I jak ogarnąć tą domową układankę, by dzieci były grzeczne, uprzejme, skore do pomocy, a rodzice choć chwilę mogli poświęcić sobie nawzajem?
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, gdy sytuacja zdawała się skrajnie beznadziejna a rodzina niemal na granicy rozpadu Suzanne Evans sięgnęła po tkwiący na półce egzemplarz „Księcia”Machiavellego i zaproponowane przez niego zasady skutecznego rządzenia państwem zaczęła stosować w codziennym, rodzinnym życiu.
W książce przeczytamy m.in. o tym jak sprawić, by: nasze pociechy czuły się bardziej pewne siebie i odpowiedzialne za swe działania; wykonywały polecenia i to bez ciągłego z naszej strony ponaglania, doceniły wartość pieniądza i naszej pracy, która się za nim kryje; z zapałem i radością odrabiały lekcje, a także spokojnie w nocy spały, dając nam czas dla siebie. A wszystko to za sprawą Machiavellego i jego "Księcia".
„Machiavelli dla mam” Suzanne Evans to z jednej strony poradnik dla rodziców borykających się z problemami wychowawczymi a z drugiej strony szczery zapis doświadczeń rodzicielskich autorki, odnoszonych przez nią sukcesów a także ponoszonych sromotnych porażek. W książce tej znajdziemy sporo dobrych rad, okraszonych niejednokrotnie porządną dawką humoru. Warto przeczytać jak zostać makiaweliczną mamą i dobrze rządzić domowym królestwem.
Powiedzmy sobie szczerze, nie jest łatwo wychować małego człowieka na człowieka porządnego, który zna panujące stosunki społeczne, szanuje innych ludzi i ogólnie rzecz ujmując obchodzi go to, czy swoim działaniem bądź zaniechaniem nie robi nikomu krzywdy. Może zanadto wybiegam w przyszłość, może nie powinnam od małego dziecka wymagać tego o czym napisałam zdanie wcześniej,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-24
Przychodzi w życiu niemal każdej z kobiet (dziewczyn, babeczek i bab) a coraz częściej i mężczyzn (facetów, chłopaków i chłopów) czas, gdy stwierdzają, że chyba co nie co się przytyło, tu i ówdzie przybyło i dla dobra swego i ogółu nawet należałoby to "to i owo" zgubić. Nie oszukujmy się, prawie każdy z nas miał w życiu moment, gdy powiedział sobie "muszę schudnąć". Niewiele jest osób o wspaniałych, naturalnie szczupłych sylwetkach lub takich, które mimo nadprogramowych kilogramów mają taką pewność siebie, poczucie swej wartości, że dieta ich nie dotyczy.
Taka sytuacja, sytuacja "muszę schudnąć" dotyczy i mnie oczywiście. Niejednokrotnie przyszło mi spojrzeć w lustro, wejść na znienawidzoną wagę i zobaczyć, usłyszeć i poczuć: "O rany, ale z ciebie pulpet grubasku!". Cóż, jedzenie jest pyszne, trudno się powstrzymać, a potem ... chyba wiecie, co jest potem - płacz i zgrzytanie zębami. I dieta! Koniecznie dieta! Tylko jaka? Tak wiele ich oferuje obecny, kolorowy świat telewizji, prasy i internetu. Którą wybrać? Która da prawdziwe rezultaty czyli takie, które nie znikną przy pierwszym ugryzieniu ulubionego ptysia z bitą śmietaną?
Na to właśnie pytanie odpowiedzi szukałam w książce Katarzyny Bosackiej pt. "Kasia Bosacka cudnie chudnie. Żegnaj, pulpecie". Muszę przyznać, że znalazłam to, czego szukałam, w dodatku w pełnej humoru i pozytywnego nastawienia formie. Kasia Bosacka, dziennikarka, prowadząca program "Wiem, co jem i wiem, co kupuję" w bardzo przystępny sposób, w dodatku zobrazowany swą własną walką ze zbędnymi kilogramami, prezentuje co i jak jeść, jak ćwiczyć, czego się wystrzegać a na co sobie absolutnie i bezwarunkowo pozwolić i czasem się dopieścić, bo dieta nie może być tylko pasmem wyrzeczeń i katorgą.
"Kasia Bosacka cudnie chudnie. Żegnaj, pulpecie" to kompleksowy poradnik mający nam pomóc w walce nie tylko o piękną sylwetkę, lecz przede wszystkim o zdrowie i wspaniałe samopoczucie. Ogólne reguły zdrowego i dietetycznego żywienia zaprezentowane przez autorkę zdają się być powszechnie znane, lecz można znaleźć tu i niuanse, o których nie wszyscy wiedzą a są niezmiernie w procesie chudnięcia istotne.
W książce przeczytamy m. in. o zasadach zdrowego żywienia, które pozwolą nam osiągnąć upragnioną sylwetkę a potem ją utrzymać, o tym czego absolutnie się wystrzegać, gdzie czyhają na nas pułapki. Autorka omawia poszczególne etapy walki z nadwagą i jest przy tym całkowicie szczera. Nie obiecuje cudów, lecz ciężką pracę, w której najczęściej w końcu nastąpi chwila zwątpienia i kryzys, lecz pokazuje, że i na to jest sposób. Kasia Bosacka opisuje szczegółowo wszystkie grupy pokarmów. Wskazuje, które pokarmy i kiedy jeść, by miało to jak najlepszy wpływ na nasz organizm. W książce zaprezentowano też dość sporą ilość gotowych przepisów na dietetyczne dania, które zdecydowanie ułatwią codzienne zmagania z kilogramami.
Kasia Bosacka prezentuje znane i popularne "diety cud" i rozprawia się z ich mitami bezlitośnie, ukazując wszystkie ich wady, a czasem wręcz szkodliwe działanie na organizm odchudzającego się nieszczęśnika. Sporo miejsca poświęca również żywności typu light, która jak się okazuje w przeważającej swej większości wcale taka lekka nie jest. Znajdziemy tu również pokaźną dawkę informacji o sprzymierzeńcu wszystkich odchudzających się czyli wodzie a także dwóch białych uzależniaczach - cukrze i soli.
"Kasia Bosacka cudnie chudnie. Żegnaj, pulpecie" napisana jest z ogromną dawką humoru. W tym właśnie tonie autorka bezlitośnie rozprawia się z podstawowymi wymówkami, które zniechęcają każdego z nas do podjęcia wyzwania i zgubienia zbędnych wałeczków. Jest szczera do bólu i bardzo dowcipna jednocześnie.
Książka zdecydowanie przypadła mi do gustu, a nie gustuję w poradnikach podejmujących temat odchudzania. Sporo się dowiedziałam. Część tej wiedzy zaczęłam stosować w praktyce. Poradnik Katarzyny Bosackiej to interesująca lektura o zdrowym żywieniu, która jednocześnie wprawia czytającego "pulpeta" w dobry nastrój, a to przecież sprzyja traceniu wałeczków. Polecam.
Przychodzi w życiu niemal każdej z kobiet (dziewczyn, babeczek i bab) a coraz częściej i mężczyzn (facetów, chłopaków i chłopów) czas, gdy stwierdzają, że chyba co nie co się przytyło, tu i ówdzie przybyło i dla dobra swego i ogółu nawet należałoby to "to i owo" zgubić. Nie oszukujmy się, prawie każdy z nas miał w życiu moment, gdy powiedział sobie "muszę schudnąć"....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-06-01
Beata Pawlikowska, podróżniczka, dziennikarka, tłumaczka, fotografka i ilustratorka jest autorką kilkudziesięciu książek, w tym m.in. podróżniczych, kursów językowych, poradników psychologicznych oraz rozmówek. Najnowszy, pięciotomowy cykl książek psychologicznych otwiera pozycja "W dżungli podświadomości".
Beata Pawlikowska w książce "W dżungli podświadomości" zabiera czytelnika do najgłębszej części ludzkiego umysłu, do podświadomości.
Podświadomość jest tą częścią naszego "ja", która uczy się świata, otaczającej rzeczywistości, spotykanych ludzi, doświadczanych sytuacji od momentu, gdy po raz pierwszy zaczerpnęliśmy oddech poza łonem matki aż do chwili, gdy na wieczność zamkniemy oczy i nasza egzystencja odejdzie w niebyt.
Podświadomość uczy się każdego dnia, w każdej godzinie, minucie i sekundzie. Na podstawie zdobytych doświadczeń wyciąga wnioski. Uczy się, by w przyszłości przewidzieć mogący nastąpić ciąg wydarzeń i w razie potrzeby uchronić nas przed, mogącym nawet zagrażać naszemu życiu, niebezpieczeństwem. W ten sposób uczymy się, że wrząca woda w czajniku może nas poparzyć a jadący po torze pociąg może pozbawić nas życia, jeśli znajdziemy się na jego trasie. W takich sytuacjach podświadomość i jej umiejętność uczenia się jest nieodzowna.
Podświadomość nie jest jednak nieomylna.
"Wszystko, co jest źle w twoim życiu, wynika z twojego sposobu myślenia.
Twój sposób myślenia został uporządkowany przez twoją podświadomość.
Twoja podświadomość rządzi tym co myślisz, jak się czujesz i co robisz."
Autorka wskazuje, że podświadomość nie jest idealna. Tak bardzo chce nas chronić przed wszelkim złem, że w końcu obraca się to przeciwko nam. Podświadomość jest bowiem mistrzem w wyciąganiu nieprawidłowych wniosków na nasz własny temat, na to jak postrzegają nas inni i ile jesteśmy dla nich a przede wszystkim dla siebie warci.
"Twoja podświadomość wykonała ogromną pracę, żeby rozpoznać rzeczywistość dookoła i wyciągnąć z niej wnioski, którymi będzie cię prowadziła przez życie.
Czasem jednak mogła się pomylić. A najgłupsze jest to, że nie wie o tym ani ona, ani ty sam."
Autorka na swoim przykładzie wskazuje jak jej własna podświadomość przez ogromną część jej życia uczyła się i wyciągała niewłaściwe wnioski. Pokazuje jak to destrukcyjnie wpływało na jej życie, na podejmowane decyzje i wywoływało coraz większe rozczarowanie i niezadowolenie z otaczającej rzeczywistości i w końcu z samej siebie.
Nie jesteśmy jednak skazani na ciągłe poczucie beznadziei i nieszczęścia. Zależy to jednak od nas samych. Sami odpowiadamy za swoje życie i to my możemy i powinniśmy zmienić wszystko to, co sprawia, że nie jesteśmy szczęśliwi, wolni i nie żyjemy pełnią życia.
"Ty możesz przejąć odpowiedzialność za swoje życie. Możesz nauczyć swoją podświadomość nowych sposobów myślenia."
A prowadzi do tego zaledwie kilka siedmiomilowych kroków ...
"... wystarczy zrobić kilka drobnych, ale bardzo ważnych rzeczy:
Być uczciwym jak Bóg w stosunku do samego siebie.
Być odważnym jak James Bond, żeby się przyznać do każdej prawdy. ..."
O reszcie przekonajcie się sami.
"W dżungli podświadomości" to pozycja godna uwagi. Autorka dzieląc się swymi życiowymi doświadczeniami stara się pokazać, że każdy z nas może kierować swym życiem, a gdy czuje, że nie jest w nim szczęśliwy, może podjąć działania, by to zmienić.
Beata Pawlikowska jako nie-psycholog pisze o zagadnieniach z zakresu psychologii w sposób prosty i przejrzysty, daje mnóstwo przykładów, przede wszystkim ze swojego życia. Nie boi się mocnych słów i trudnych tematów. W książce czuć ogromne zaangażowanie autorki. Chce przekazać czytelnikowi to, do czego dochodziła przez kilkadziesiąt lat swojego życia. Jej słowa dają do myślenia.
Książkę czyta się szybko. Unikam poradników i książek poradnikopodobnych, jednakże ta pozycja nie była dla mnie niemiła. Wręcz przeciwnie. Jedyne co mi przeszkadzało, to ciągłe tłumaczenie i powtarzanie autorki przemyśleń dotyczących błędów popełnianych przez ludzką podświadomość. Zrozumiałam o co chcodzi Beacie Pawlikowskiej od razu. Ale przecież nie ja sama czytam tę książkę.
Teraz kolej na kolejny tom - "Księga kodów podświadomości".
Beata Pawlikowska, podróżniczka, dziennikarka, tłumaczka, fotografka i ilustratorka jest autorką kilkudziesięciu książek, w tym m.in. podróżniczych, kursów językowych, poradników psychologicznych oraz rozmówek. Najnowszy, pięciotomowy cykl książek psychologicznych otwiera pozycja "W dżungli podświadomości".
Beata Pawlikowska w książce "W dżungli podświadomości" zabiera...
Spotykasz na swej drodze człowieka, na którym zawsze można polegać, który nigdy ci nie odmawia, który zawsze jest chętny do pomocy i nigdy nie uskarża się, że bagaż zadań, które dźwiga na swych barkach zdecydowanie go przerasta. Myślisz sobie … jaki miły i pomocny, niezawodny, oddany, a może nawet wręcz usłużny człowiek. A może ty właśnie jesteś tym zawsze miłym, pomocnym, zawsze gotowym do działania? Czy zdajesz sobie sprawę, że w rzeczywistości Bycie miłym to przekleństwo?
Jeśli ty właśnie jesteś tym Miłym, to zdajesz sobie z tego doskonale sprawę i pewnie jednocześnie czujesz ogromny dyskomfort, że śmiesz nawet tak myśleć. Bo Miłym nie wolno przecież tak myśleć. Nie można tak wspaniałej cechy jak bycie miłym demonizować. Trzeba za to być zawsze dzielnym, miłym, pomocnym … wręcz posiadać cechy istoty niezniszczalnej. Jeśli tak jest w rzeczywistości, to książka Bycie miłym to przekleństwo autorstwa Jacqui Marson jest dokładnie tym, czego potrzebujesz. Autorka jest dyplomowanym psychologiem, który od lat zmaga się z trapiącą ją od najwcześniejszych lat przypadłością – byciem Miłą. Bycie Miłym czyli kimś, kto swym własnym kosztem i nie czując się z tym wcale dobrze, stara się za wszelką cenę spełnić oczekiwania innych, nie sprawić nikomu przykrości, nikogo nie rozczarować, wszystkim odejmować pracy, biorąc ją jednocześnie na swoje barki, wcale nie jest cechą wspaniałą. Niesie bowiem ze sobą ogromne koszty po stronie Miłego, nie pozwalając mu szczęśliwie i spokojnie żyć.
W książce Bycie miłym to przekleństwo Jacqui Marson zabiera swego czytelnika, z którym odbywa w tej lekturze swego rodzaju terapię, w głąb jego umysłu. Ukazuje gdzie leżą źródła bycia Miłym, w jaki sposób Miły postrzega świat i otaczających go ludzi. Autorka w przystępny sposób daje wskazówki, jak Miły może zacząć zmieniać swoje życie, jak zacząć myśleć nie tylko o innych, lecz również o sobie, jak na co dzień wzmacniać poczucie własnej wartości i w końcu jak zacząć być Miłym przede wszystkim dla siebie.
Autorka pisze lekko, ze sporą dawką humoru a przedstawiane problemy i metody ich rozwiązywania obrazuje przykładami z własnej pracy terapeutycznej z pacjentami.
Jeśli zatem masz problem z mówieniem nie, zawsze chcesz by wszyscy byli zadowoleni, nawet jeśli bardzo wiele cię to kosztuje, jeśli w końcu chcesz zacząć dbać również o siebie a nie tylko o wszystkich dookoła, to książka Bycie miłym to przekleństwo jest zdecydowanie dla ciebie.
Spotykasz na swej drodze człowieka, na którym zawsze można polegać, który nigdy ci nie odmawia, który zawsze jest chętny do pomocy i nigdy nie uskarża się, że bagaż zadań, które dźwiga na swych barkach zdecydowanie go przerasta. Myślisz sobie … jaki miły i pomocny, niezawodny, oddany, a może nawet wręcz usłużny człowiek. A może ty właśnie jesteś tym zawsze miłym, pomocnym,...
więcej Pokaż mimo to