rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Rewelacyjna powieść mało znanego, ale z całą pewnością utalentowanego Piotra Patykiewicza. "Dopóki nie zgasną gwiazdy" to nieco melancholijna, wzbudzająca bezradność apokalipsa w mroźnym wydaniu. Jak daleko sięgnąć wzrokiem nic tylko śnieg i lód. Każdy dzień to walka o przetrwanie. Już nawet góry – jedyny bezpieczny azyl w świecie bez nadziei – nie chronią tak jak wcześniej. Na przełęczach zaczynają pojawiać się światła...

Wydawnictwo SQN postarało się również o grę paragrafową rzucającą światło na Upadek, czyli zdarzenie, które odmieniło bezpowrotnie znany nam świat.
http://www.patykiewicz.com/gra-paragrafowa.php

Rewelacyjna powieść mało znanego, ale z całą pewnością utalentowanego Piotra Patykiewicza. "Dopóki nie zgasną gwiazdy" to nieco melancholijna, wzbudzająca bezradność apokalipsa w mroźnym wydaniu. Jak daleko sięgnąć wzrokiem nic tylko śnieg i lód. Każdy dzień to walka o przetrwanie. Już nawet góry – jedyny bezpieczny azyl w świecie bez nadziei – nie chronią tak jak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wolsung: Antologia tom 1 Mateusz Bielski, Sylwia Finklińska, Maciej Guzek, Paweł Majka, Igor Myszkiewicz, Krzysztof Piskorski, Marcin Rusnak, Hubert Sosnowski, Michał Studniarek, Zbigniew Szatkowski, Anna Wołosiak-Tomaszewska, Karol Woźniczak, Simon Zack
Ocena 6,4
Wolsung: Antol... Mateusz Bielski, Sy...

Na półkach:

"Wolsung. Antologia tom 1" to trzynaście opowiadań prezentujących zupełnie odmienne style. W zbiorku znalazło się miejsce na teksty humorystyczne, przygodowe, poważne, mroczne, a także te skłaniające do refleksji. Jak to zwykle bywa, poziomem też opowiadania się różniły (choć nieznacznie), nie uświadczyłem jednak tworu słabego. Były dobre, były rewelacyjne, ale w większości teksty plasowały się gdzieś pomiędzy. W odbiorze pomaga znajomość świata Wolsunga (nie wiem, czy jest to wiedza powszechna, ale Wolsung to polski system RPG, który po raz pierwszy ukazał się w 2009 roku). Ja systemu nie znałem, ale po lekturze chętnie przyjrzę mu się bliżej. Czekam również na "Wolsung. Antologia tom 2":)

"Wolsung. Antologia tom 1" to trzynaście opowiadań prezentujących zupełnie odmienne style. W zbiorku znalazło się miejsce na teksty humorystyczne, przygodowe, poważne, mroczne, a także te skłaniające do refleksji. Jak to zwykle bywa, poziomem też opowiadania się różniły (choć nieznacznie), nie uświadczyłem jednak tworu słabego. Były dobre, były rewelacyjne, ale w większości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Pół króla" to pierwsza książka Abercrombiego na mojej półce i mogę teraz powiedzieć, że prawdopodobnie nie ostatnia. Mimo pewnych uproszczeń - zwłaszcza w sferze językowej - oraz całkiem sporej schematyczności, czerpałem czystą przyjemność z lektury. W skrócie, mamy przyjemność poznawać klasyczną historię od zera do bohatera - oto kaleki dziedzic tronu musi sprostać szeregowi wyzwań, żeby tenże tron odzyskać, a los nie zamierza mu niczego ułatwiać. Jednak ani razu podczas lektury nie miałem ochoty zakrzyknąć "wow, aleś to świetnie wymyślił Abercrombie". Ot, po prostu dobre czytadło, w sam raz na kilka letnich wieczorów (przy odpowiednim porcjowaniu, bo książkę równie dobrze można połknąć za jednym razem). A, i zdecydowanie dla młodszego, mniej "oczytanego" czytelnika - być może ten nie zwróci uwagi na mankamenty powieści.

"Pół króla" to pierwsza książka Abercrombiego na mojej półce i mogę teraz powiedzieć, że prawdopodobnie nie ostatnia. Mimo pewnych uproszczeń - zwłaszcza w sferze językowej - oraz całkiem sporej schematyczności, czerpałem czystą przyjemność z lektury. W skrócie, mamy przyjemność poznawać klasyczną historię od zera do bohatera - oto kaleki dziedzic tronu musi sprostać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piskorski przekonał mnie do siebie dylogią "Zadra". "Na krawędzi czasu" utwierdza w przekonaniu, że Piskorski potrafi pisać - i to jak! - a najlepiej czuje się w literaturze romansującej ze steam-punkiem. Kabała, mechaniczne konstrukty, filozoficzne rozważania na temat istnienia, manipulacje czasem - te elementy składają się na fascynującą powieść, która złapie Cię i już nie wypuści - zupełnie niczym Mechan.

Piskorski przekonał mnie do siebie dylogią "Zadra". "Na krawędzi czasu" utwierdza w przekonaniu, że Piskorski potrafi pisać - i to jak! - a najlepiej czuje się w literaturze romansującej ze steam-punkiem. Kabała, mechaniczne konstrukty, filozoficzne rozważania na temat istnienia, manipulacje czasem - te elementy składają się na fascynującą powieść, która złapie Cię i już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo udana kontynuacja uwielbianego i przez niektórych uważanego za już kultowe Metra 2033. Zdecydowanie lżejsza, mniej przytłaczająca - w formie, nie treści, bo fabularnie nadal Glukhovsky przygniata i wyciska z czytelnika ostatni dech.

Bardzo udana kontynuacja uwielbianego i przez niektórych uważanego za już kultowe Metra 2033. Zdecydowanie lżejsza, mniej przytłaczająca - w formie, nie treści, bo fabularnie nadal Glukhovsky przygniata i wyciska z czytelnika ostatni dech.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jasper Fforde w formie!

Fabuła "Ostatniego Smokobójcy" - pierwszej powieści z Jennifer Strange w roli głównej - opierała się na smokach: odkrywaniu tajemnej wiedzy o nich, przygotowywaniu się do okrutnego boju i samej konfrontacji ze starodawnym gadem. Słowem: było epicko. "Pieśń Kwarkostwora" dotyka tematu - w porównaniu z poprzednią książką - dość prozaicznego, a jest nim... odbudowa mostu. Nie mniej drugi tom przygód Jennifer Strange ani trochę nie stracił na swojej epickości.

Wokół rzeczonego mostu owija się gruba sieć intrygi, którą przędą największe osobistości Niezjednoczonych Królestw - sam król Snodd IV oraz Blix Zadziwiający, sam siebie nazywający Wszechmocnym - menedżer konkurencyjnej firmy świadczącej usługi magiczne, przemianowanej na iMagia (prawda, że modnie?). Jennifer pomagać będą z kolei znane nam już, charakterystyczne i równie charyzmatyczne postaci, jak wierny asystent Tygrys, bracia Kosz i Grun Towni, dywaniarz Książę Omar Smith Arkwright oraz... Kwark. Kwakrkostwora jest w ogóle dużo i choćby z tego powodu warto sięgnąć po tę lekturę :)

Jest humorystycznie, miejscami nawet bardzo. Są chwile odpowiednie na snucie refleksyjnych myśli, jest i czas na odprężenie mózgu i pozwolenie na swobodne wczucie się w opowieść. Przygotujcie się na nieskrępowane napady radości!

Jasper Fforde nie stworzył może dzieła epokowego, do Terry'ego Pratchetta jeszcze mu bardzo daleko, ale też po co porównywać. Wszak Jasper ma swój własny styl, a jego powieści robią doskonale, to co mają robić: bawią. Po co więc szukać dziury w całym.

A, i nie trzeba wcale znać "Ostatniego Smokobójcy", żeby z satysfakcją przeczytać "Pieśń Kwarkostwora".

Jasper Fforde w formie!

Fabuła "Ostatniego Smokobójcy" - pierwszej powieści z Jennifer Strange w roli głównej - opierała się na smokach: odkrywaniu tajemnej wiedzy o nich, przygotowywaniu się do okrutnego boju i samej konfrontacji ze starodawnym gadem. Słowem: było epicko. "Pieśń Kwarkostwora" dotyka tematu - w porównaniu z poprzednią książką - dość prozaicznego, a jest...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Narodziny Gubernatora Jay Bonansinga, Robert Kirkman
Ocena 7,1
Narodziny Gube... Jay Bonansinga, Rob...

Na półkach:

Mroczni książęta nocy, zjawiskowo piękne królowe potępionych, romantyczne opowieści o łaknieniu życiodajnej krwi – wszystko to powolutku odchodzi w niepamięć. Wampiry tracą na popularności, zostają wyparte przez… zombie. Oglądamy zombie w serialach, czytamy o nich komiksy, gramy w gry z umarlakami w roli głównej, dostajemy do rąk książki z fabułą kręcącą wokół animowanych tajemniczą siłą denatów, a z całego świata docierają do nas wieści o przemarszach żywych trupów bądź coraz to nowych aktach kanibalizmu. Nie mówię, że to źle – fakt, te historie są tak dalekie od jakiegokolwiek pojęcia estetyki, jak to tylko możliwe, ale zombie można uznać, o ironio, za powiew świeżości.

Robert Kirkman jest znanym, głównie w Stanach Zjednoczonych, twórcą komiksów. Spod jego ręki wyszły takie dzieła jak: Battle Pope, Invincible i „Żywe trupy”. Ostatnie okazało się doskonałą bazą do stworzenia ekranizacji telewizyjnej. Serial Franka Daraborta („Skazani na Shawshank”) oraz Gale Anne Hurd (producentka „Terminatora” i „Obcego”) odniósł duży sukces, a sam Kirkman postanowił opowiedzieć historię „Złoczyńcy Roku”, jak został nazwany przez magazyn Wizzard despota rządzący komiksowym Woodsbury. Do współpracy zaprosił Jaya Bonansinga i razem napisali powieść „Narodziny Gubernatora” poprzedzającą wydarzenia sprzed popularnej serii.

Dzięki Kirkmanowi i Bonansingowi poznajemy Philipa Blake’a, jego córkę, Penny i brata, Briana. Rodzina ucieka przed szybko rozprzestrzeniającą się plagą zombie, a w podróży towarzyszy im dwóch kumpli: Nick i Bob. Celem, do którego zmierzają jest Atlanta, gdzie powinien znajdować się obóz dla uchodźców, prawdopodobnie jedyna nadzieja na przeżycie nagłej i niespodziewanej apokalipsy.

Jak przystało na porządną zombie-powieść przez właściwie cały czas jesteśmy raczeni soczystymi scenami, gdzie krew leje się strumieniami, a trup ściele się gęsto. Ale spokojnie, bowiem nie to w „Narodzinach Gubernatora” jest najważniejsze. Duet Kirkman-Bonansing opisują perypetie bohaterów, jakby brali udział w pewnym eksperymencie socjologicznym. Autorzy próbują znaleźć odpowiedzi na pytania dotyczące istoty człowieczeństwa: w jaki sposób zachowuje się człowiek w skrajnie niebezpiecznych sytuacjach, jaki wpływ na umysł ludzki wywołuje śmierć najbliższych, czy jednostka jest w ogóle w stanie poradzić sobie z taką ewentualnością, itp. Pod popkulturową przykrywką twórcy ukryli całkiem głęboką problematykę. I może w pewnych momentach to, co pokazują jest naciągane, jakby panowie sami nie byli do końca przekonani swoich teorii, ale na pewno lektura może zmusić czytelnika do refleksji (choć równie dobrze można poprzestać na płaszczyźnie rozrywkowej, której też niczego nie brakuje).

Kirkman jest mózgiem projektu, a Bonansing jego ręką. Obaj panowie świetnie wywiązali się ze swoich ról. Pomysł jest fajny, wydarzenia ciekawe, postaci interesujące, a zakończenie zaskakujące. Z początku ciężko mi było przyzwyczaić się do sposobu narracji (trzecio-osobowa w czasie teraźniejszym), ale jak już przywykłem, to przeleciałem przez książkę na bezdechu. Akcja jest wartka, bez zbędnych dłużyzn, a rozdziały kończą się w takich miejscach, że czytelnik musi choćby zerknąć na kolejne strony. W polskim wydaniu rzuciło mi się w oczy kilka literówek, ale uważam, że jest to coś zupełnie normalnego (pewnie zaraz zostanę pobity przez purystów) i można obok tego przejść na porządku dziennym – z całą pewnością nie przeszkadzają w odbiorze powieści.

Tym samym doszliśmy do końca recenzji. Uważam, że „Narodziny Gubernatora” są warte uwagi. Nie mam zielonego pojęcia, jak książkę odbierze fan serii – ja, osobiście, ani nie czytałem komiksów, ani nawet nie obejrzałem serialu, ale lektura tej powieści sprawiła, że zainteresowałem się tematem i z całą pewnością sięgnę zarówno po historię obrazkową, jak i jej ekranizację telewizyjną. Dla mnie książka jest OK – może nie rewelacyjna, ale z całą pewnością bardzo dobra. Z czystym sumieniem i w pełni władz umysłowych POLECAM!

Mroczni książęta nocy, zjawiskowo piękne królowe potępionych, romantyczne opowieści o łaknieniu życiodajnej krwi – wszystko to powolutku odchodzi w niepamięć. Wampiry tracą na popularności, zostają wyparte przez… zombie. Oglądamy zombie w serialach, czytamy o nich komiksy, gramy w gry z umarlakami w roli głównej, dostajemy do rąk książki z fabułą kręcącą wokół animowanych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W każdym drzemie jakaś, najdrobniejsza nawet, nutka szaleństwa. Niestety im jest mniejsza, tym trudniej ją wydobyć na wierzch, ale nie jest to zadanie niemożliwe. Z marzeniami też nie jest łatwo, niby każdy je ma, ale mało kto robi coś, żeby pomóc im się zrealizować. Nic samo się nie dzieje, nie oszukujmy się – cuda nie istnieją. Piątka studentów pochodzących ze Świdnicy szczyci się znajomością tej prawdy. W związku z tym postanowili wziąć sprawy we własne ręce.

Kiedy pada pomysł zakupu starego busa typu „hippisowski ogórek” i przejechania nim ze Śląska na Gibraltar i z powrotem, większość ludzi powie „gdzie tam, za daleko” lub „nie ma szans, to jest niewykonalne”, albo coś w tym guście. Przyjaciele Karola Lewandowskiego odpowiedzieli mu po prostu: „zróbmy to”. Jak postanowili, tak uczynili. Za grosze zdobyli odpowiedni wehikuł, odpicowali go, niczym ekipa Pimp My Ride z MTV, tak że mucha nie siada i pojechali na koniec Europy.

„Busem przez świat” będąca zapisem dokonań chłopaków ze Świdnicy została podzielona na dwie części. W pierwszej możemy przeczytać o pomyśle podróży, genezie powstania nazwy projektu, poszukiwaniach odpowiedniego środka transportu i pozostałych przygotowaniach. Na końcu w czytelnej tabelce został zestawiony kosztorys tego etapu wyprawy. Druga część to już sama podróż i to tu zaczyna się zabawa. Nie można powiedzieć, żeby ekipa „Busem przez świat” narzekała na nudę. Co chwilę coś stawało im na drodze, to wysłużona skrzynia biegów odmawiała posłuszeństwa, to tropik namiotu ulatywał z wiatrem, to na drodze stawał im niedźwiedź, a jak nie niedźwiedź, to lekko ześwirowany Szwajcar polskiego pochodzenia. Czytając tę książkę nie jeden raz zastanawiałem się na ile wydarzenia w niej zawarte są prawdziwe. W końcu postanowiłem ślepo zawierzyć chłopakom, bo po co psuć sobie świetną zabawę. W dodatku akcja książki toczy się z taką swobodą i na takim luzie, że naprawdę ciężko się od niej oderwać; nie wiem czy to zasługa Karola Lewandowskiego, który wymieniony jest jako autor, czy Łukasza Orbitowskiego, który historię wyprawy na Gibraltar redagował. Nieważne, liczy się przecież efekt końcowy, a ten zachwyca.

W ramach zakończenia ekipa szalonych podróżników była tak miła i podzieliła się pewnymi wskazówkami dla tych, którzy chcieliby pójść, a właściwie pojechać, ich śladem. Dodatkowo Wydawnictwo Sine Qua Non postanowiło do wydanej przez siebie pozycji dorzucić wkładkę z kolorowymi zdjęciami z podróży świdnickich wycieczkowiczów, co jeszcze bardzie potęguje złudzenie uczestniczenia w opisywanych wydarzeniach.

„Busem przez świat” jest kapitalną lekturą na wakacje. Nie, nie dlatego, że jest długa i można przeciągać jej czytanie przez kilka miesięcy. Tak po prawdzie, jest zupełnie odwrotnie. „Busem…” można pochłonąć przy sprzyjających wiatrach w ciągu jednego dnia. No dobra, to dlaczego to taki ideał na wakacje? Ano, dlatego, że po przeczytaniu samemu chce się robić szalone rzeczy, podróżować, odkrywać i świetnie się bawić. Grupa studentów ze Świdnicy uczy, że marzenia są na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko po nie sięgnąć.

Zazdroszczę chłopakom przygód i ich determinacji, jednocześnie trzymam kciuki za kolejne wyprawy. Może i ja bym się gdzieś wybrał? Hmm…

W każdym drzemie jakaś, najdrobniejsza nawet, nutka szaleństwa. Niestety im jest mniejsza, tym trudniej ją wydobyć na wierzch, ale nie jest to zadanie niemożliwe. Z marzeniami też nie jest łatwo, niby każdy je ma, ale mało kto robi coś, żeby pomóc im się zrealizować. Nic samo się nie dzieje, nie oszukujmy się – cuda nie istnieją. Piątka studentów pochodzących ze Świdnicy...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jest legendą: Antologia w hołdzie Richardowi Mathesonowi Gary Braunbeck, Ramsey Campbell, Nancy A. Collins, Ed Gorman, Joe Hill, Stephen King, Joe R. Lansdale, John Maclay, Richard Matheson, William F. Nolan, John Shirley, Whitley Strieber, F. Paul Wilson
Ocena 6,4
Jest legendą: ... Gary Braunbeck, Ram...

Na półkach:

Po "Jest legendą" sięgnąłem zupełnie nie znając nazwiska Mathesona. Dopiero, kiedy miałem tę książkę w ręce dotarło do mnie, że to ten gość, który napisał "Jestem legendą" i tworzył scenariusze do fascynującej "Strefy Mroku". Spoko, pomyślałem sobie i jakoś tak przeszedłem zupełnie obojętnie obok faktu, że będę czytał antologię poświęconą autorowi, z którego dziełami ledwo co się zapoznałem.

Nie ukrywam, że przyciągnęło mnie przede wszystkim nazwisko Kinga. Naturalnie Stephen mnie nie zawiódł - opowiadanie, które napisał razem z synem jest po prostu kapitalne. Zachęcony pierwszym tekstem czytałem dalej, coraz bardziej zagłębiając się w świat Mathesona. Kolejni pisarze: John Shirley, Ed Gorman, Barry Hoffman, Joe R. Lansdale, Nancy A. Collins i cała reszta spisali się na medal - wybrano naprawdę odpowiednich ludzi do złożenia tego swoistego hołdu człowiekowi, którego można by okrzyknąć ojcem chrzestnym powieści grozy.

Przed każdym opowiadaniem znajduje się krótka informacja z wyjaśnieniem, do którego utworu Mathesona nawiązuje w danym momencie autor. Mogłoby się zdawać, że jest to coś zupełnie bezwartościowego dla człowieka, który z Mathesonem nie miał okazji obcować. Otóż nie, jest zupełnie na odwrót. Właśnie po przeczytaniu antologii zapragnąłem wejść głębiej w oryginalny Mathesonowy klimat. Aż szkoda, że tak mało jego utworów zostało przetłumaczonych na język polski.

No nic, z całego serca polecam "Jest legendą" zwłaszcza tym, którzy znają twórczość Mathesona, ale również Ci, co nie mieli takiej przyjemności, znajdą tu coś dla siebie. Antologia składa się bowiem z przeróżnych opowiadań i, o dziwo, ciężko dopatrzeć się choćby jednego słabego. Dawno nie czytałem tak dobrego zbioru. "Jest legendą" to prawdziwy literacki pomnik postawiony na cześć zasłużonego pisarza.

Po "Jest legendą" sięgnąłem zupełnie nie znając nazwiska Mathesona. Dopiero, kiedy miałem tę książkę w ręce dotarło do mnie, że to ten gość, który napisał "Jestem legendą" i tworzył scenariusze do fascynującej "Strefy Mroku". Spoko, pomyślałem sobie i jakoś tak przeszedłem zupełnie obojętnie obok faktu, że będę czytał antologię poświęconą autorowi, z którego dziełami ledwo...

więcej Pokaż mimo to