rozwiń zwiń

To mogło być śmieszne, ale nie było

Okładka książki To mogło być śmieszne, ale nie było
Malina Prześluga Wydawnictwo: Agencja Dramatu i Teatru ADiT literatura piękna
450 str. 7 godz. 30 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Agencja Dramatu i Teatru ADiT
Data wydania:
2022-12-15
Data 1. wyd. pol.:
2022-12-15
Liczba stron:
450
Czas czytania
7 godz. 30 min.
Język:
polski
ISBN:
9788360699560
Średnia ocen

                7,8 7,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki GDZIE JEST MAMA? Jaśmina Parkita, Malina Prześluga
Ocena 8,5
GDZIE JEST MAMA? Jaśmina Parkita, Ma...
Okładka książki Lenio z Góry Deli Meli. Straszny kibelek Malina Prześluga, Robert Romanowicz
Ocena 8,0
Lenio z Góry D... Malina Prześluga, R...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,8 / 10
5 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
513
513

Na półkach:

„To mogło być śmieszne, ale nie było” jest zbiorem ośmiu dramatów młodej autorki, Maliny Prześlugi. Może nawet lepiej będzie określić je mianem form dramatycznych, utworów scenicznych, gdyż są one dość różnorodne, niekiedy to po prostu gorączkowa, szalona mała proza. Do tego bardzo współczesna, z wykorzystaniem wszystkich najważniejszych dziś narzędzi, które określają człowieka, znacząc dla niego dużo więcej niż rodzina, niż cokolwiek. Mogą go kreować wedle życzenia, wpływać na odbiór jego osoby przez innych, zastępować świat. Mówię tutaj o internecie, mediach społecznościowych, wirtualnych przyjaźniach, lajkach i odsłonach tego, co przekazujemy, a co niekoniecznie jest prawdziwe.

Bohaterowie mówią tutaj nie tylko w dialogu z innymi, ale tez w dialogu ze swoim drugim ja, z podświadomością, z wyobrażeniem. Domyślam się, jak trudno tę zmienność, różnorodność i dynamikę, wyrażoną nie tylko chaotycznym słowotokiem, ale i histerycznym rozedrganiem, przedstawić na scenie. Przyznam się, że pierwszą aktorką, jaka od razu pojawiła się w moich myślach była Krystyna Janda, niektóre postacie jakby wprost dla niej były pisane.

Gwałtowne emocje prowadzą do wybuchu, do czynów szaleńczych, na co wskazuje już choćby tytuł – „Stephenie Moles dziś rano zabiła swojego męża, a potem odpiłowała mu prawą dłoń”. Jednak w tym wszystkim nie chodzi o sam czyn, a o jego przyczyny, o całą przeszłość, która w końcu doprowadziła do tak drastycznego zakończenia. O życiowe dramaty i pomyłki, o niestabilność emocjonalną, która albo stopniowo wyłaniała się z bezradnej niemocy, albo też eksplodowała niczym wulkan, niespodziewanie nawet dla samej sprawczyni, by wywołać nieprzewidywalne konsekwencje. Bohaterkami najważniejszymi, pchającymi akcję do przodu, są tutaj bowiem kobiety, one są motorem wydarzeń, mężczyźni pełnią rolę najczęściej drugoplanową (choć nie jest to ścisłą regułą).

Pisane na wskroś nowoczesnym językiem, do tego umyślnie łączącym nędzną prawdę z krążącymi dookoła sztucznymi komunałami dramaty są pewnym novum, zadziwiająco świeżym jeśli chodzi o sposób obrazowania, o styl komunikacji. Rodzina siedząca wspólnie przy wigilijnym stole ma świadomość, że to „święty czas”, życzenia, opłatek, wzajemna życzliwość i miłość – hasła, które trzeba odhaczyć, a wyrobić się z tym należy jak najszybciej, bo przecież o ósmej, jak co roku, „Kevin”, któremu musi się potowarzyszyć, bo jak to tak, żeby on samotnie, w domu, w święta… I już nie wiadomo, co bardziej świętujemy, narodziny Pana, czy kolejną odsłonę dobrze nam znanego „Kevina”. Odbywa się pewien rytuał, odgrywane są role, byle szybko, bez zainteresowania, zadawane są rutynowe pytania, choć nikt nie jest ciekaw odpowiedzi. Tytuł mówi wszystko: „Pustostan”, czyli rodzina, której tak naprawdę nie ma, każdy jest osobny, a wspólny stół to zaledwie jeden z rekwizytów, czy może… nie dopowiem, Malina Prześluga lubi zaskakiwać i nie chcę psuć nikomu zabawy.

„Gdzieś przeczytałam, że jak będę się cały czas uśmiechać, to oszukam mózg, że jestem szczęśliwa” mówi matka. Bo szczęśliwy nie jest tutaj nikt, za to każdy sam na sam z własnymi problemami. Nikogo nie obchodzą myśli rezygnacyjne córki i jej głodzenie się, nikt nie zauważa butelki ukrytej za pralką, z której pociąga ojciec ani problemów z własną orientacją, które dręczą syna. Prawdę powiedziawszy, są to tak mocne teksty, że uderzają nas w przeponę i blokują oddech, jednocześnie zaś mamy świadomość, że brzmią tak, jakby były monologiem wewnętrznym, a przy stole panowała głucha, lodowana cisza, w której wręcz hałasem wydaje się brzęk sztućców i siorbanie obrzydliwego kompotu z suszu.

Groteska, jaką autorka wplata w treść, wykrzywienie, świadome przerysowanie, by uwypuklić najważniejsze cechy współczesnej rzeczywistości, mocno nami wstrząsa. Patos i nadmuchana symbolika zestawione zostają z trywialnością i fałszem. Tak więc zamiast prezydenta mamy gadający garnitur, w dodatku upaskudzony, mamy człowieka bez właściwości, który może przejąć i artykułować jako własne każde poglądy, mamy poszukiwanie winnego i właśnie „Ogłosili, że każdy zostanie przesłuchany, żywy lub martwy. Martwych też podejrzewają, bo martwi potrafią unosić się w górze i teoretycznie mogli narobić na garnitur.” Mamy całe mnóstwo bzdur i niegodziwości, a orzełek jakimś trafem zwykle nic nie widzi, zawsze patrzy w drugą stronę. Słowacki kłóci się z Mickiewiczem o pierwszeństwo, choć przecież on jest tylko słowacki, a Mickiewicz bardzo polski, a ptasie radio z zapałem roznosi teorie spiskowe, powtarzane za chwilę jako naukowo zbadane pewniki. Pomysłów autorce nie brakuje, sypie nimi jak z rękawa, tak inteligentnie i przewrotnie, że podziw bierze. Jest przy tym bezkompromisowa w swej surowej ocenie świata, która w pogiętej, wypaczonej formie uderza w nas niczym pocisk. To wielka siła tych dramatów, tragokomicznych hybryd punktujących raz za razem wszystkie absurdy i sprzeczności naszego świata. Język jest bardzo żywy, niekiedy karkołomny w zestawianiu słów i tworzeniu z nich nowych jakości, zaskakujących skojarzeń, wykorzystujących aktualne mody, tendencje, zawirowania polityczne i łączących je w nowe konteksty, pokazujące w jaskrawym świetle to, co się obecnie z nami i wokół nas dzieje.

Ten zbiór jest moim najnowszym odkryciem, grzebię więc w nim z pełną fascynacją, wyszukuję, zaśmiewam się, gdyż moje zaskoczenie, że te wszystkie bolączki, nielogiczności, sztuczności można sprowadzić do tak nowatorskiej i inteligentnej kpiny, jest zupełne. Zamiast zastygać w smutnym zwątpieniu możemy po prostu całą tę rzeczywistość obśmiać, obnażając w ten sposób jej głupotę i brud, pokazując palcem, niczym małe dziecko i nazywając bez litości po imieniu.

Częsty tu jest też element zaskoczenia, który w jednej chwili potrafi odwrócić o 180 stopni nasze dotychczasowe pojmowanie sztuki. Dramat może okazać się horrorem lub też odwrotnie. Niełatwo to będzie pokazać na scenie, oj nie… Czasami też trzeba zastanowić się, czy to co działo się w ostatnim akcie było prawdziwe, czy tylko wyobrażone. Takie niedopowiedzenie, zawieszenie, stopniowy wzrost napięcia aż do jego kulminacji, by na koniec i tak pozostawić nas w zdumieniu, to cecha charakterystyczna tych doskonale przemyślanych dramatów. ADiT znów podarował nam coś cennego, co nie tylko namiesza w naszych umysłach, poruszy, ale też skusi do kolejnych powrotów, by za każdym razem znajdować w tych sztukach to nowe, co przegapiliśmy, kolejną treść, przesłanie uruchamiające wyobraźnię.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

„To mogło być śmieszne, ale nie było” jest zbiorem ośmiu dramatów młodej autorki, Maliny Prześlugi. Może nawet lepiej będzie określić je mianem form dramatycznych, utworów scenicznych, gdyż są one dość różnorodne, niekiedy to po prostu gorączkowa, szalona mała proza. Do tego bardzo współczesna, z wykorzystaniem wszystkich najważniejszych dziś narzędzi, które określają...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    9
  • Przeczytane
    5
  • Posiadam
    1
  • Ulubione
    1
  • Samodzielne
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki To mogło być śmieszne, ale nie było


Podobne książki

Przeczytaj także