rozwiń zwiń

Dom z liści

Okładka książki Dom z liści Mark Z. Danielewski
Logo plebiscytu Książka Roku Nominacja w Plebiscycie 2016
Okładka książki Dom z liści
Mark Z. Danielewski
7,4 / 10
Logo plebiscytu Książka Roku Nominacja w Plebiscycie 2016
Wydawnictwo: Mag horror
736 str. 12 godz. 16 min.
Kategoria:
horror
Tytuł oryginału:
House of Leaves
Wydawnictwo:
Mag
Data wydania:
2016-10-26
Data 1. wyd. pol.:
2016-10-26
Data 1. wydania:
2000-03-07
Liczba stron:
736
Czas czytania
12 godz. 16 min.
Język:
polski
ISBN:
9788374806091
Tłumacz:
Wojciech Szypuła
Inne
Średnia ocen

                7,4 7,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

W labiryncie tekstu i grozy



841 1 314

Oceny

Średnia ocen
7,4 / 10
382 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
428
141

Na półkach:

Jest dokładnie tak jak mówią - lektura “Domu z liści” jest doświadczeniem, którego nie sposób komuś przekazać zaledwie opowiadając o książce. Trzeba je przeżyć na własnej skórze, aby wydać indywidualny osąd w kwestii tego, czy jest to coś genialnego, czy marnotrawstwo papieru w oryginalnej formie. Nie ma nic pomiędzy, ewentualnie będziesz przedkładał zainteresowanie jednym wątkiem ponad drugim, ale całościowo albo zostaniesz emocjonalnie roztrzaskany albo poirytowany i rozczarowany. Jak widać po mojej ocenie jestem w tej pierwszej grupie, więc przejdźmy już do rzeczy. Pomijam rys fabularny wałkowany ad infinitum w każdej recenzji, pomijam typograficzne triki, od którego zaczyna każda opinia o tej książce. Nie zamierzam wymyślać koła na nowo. Jeśli nie słyszeliście wcześniej o “Domu z liści” to odpalicie sobie na chybił-trafił dowolną recenzję tej książki (albo opis okładkowy). Ja wolę się skupić na tym, co mnie zachwyciło w tej powieści.

1.

Do lektury można podejść na wiele różnych sposobów i każdy z nich może zapewnić satysfakcjonujące przeżycie. Możemy starać się podejść do niej metodycznie, jak do skomplikowanej zagadki, robić notatki, wyszukiwać powiązania pomiędzy historiami, nieścisłości w relacjach, wyszukiwać w tekście ukrytych znaczeń, przechodząc przez indeks zamieszczony na końcu możemy przyswajać wszystkie wzmianki o danym pojęciu i postarać się znaleźć logiczne powiązania pomiędzy nimi. Możemy także podejść swobodnie, czerpiąc radość z fabuły i nie doszukiwać się nie wiadomo czego w każdej linijce tekstu, nie próbować odkryć jakiś zawiłych sensów w nonsensie. Autor pozostawia również otwartą furtkę dla wytłumaczeń racjonalnych, ale jeśli chcemy upierać się przy głosie szaleństwa, to też jest taka opcja - pytanie jednak pozostaje “Czyjego szaleństwa?” Możemy czytać jak historię o nawiedzonym domu, który skrywa przed bohaterami i czytelnikiem multum nierozwiązywalnych tajemnic. Możemy potraktować “Dom z Liści” jak character studies, całkowicie skupić się na analizie ludzkich zachowań, uczuć, przeszłości i jak te postacie wchodzę ze sobą w dynamiczne interakcje. Możemy też wybrać styl mieszany, czyli zachować wysoki poziom koncentracji podczas lektury, ale nie podchodzić obsesyjnie do każdego niezrozumiałego elementu, wertując książkę wprzód i w tył, zdać się na postrzeganie intuicyjne, wdać się w rezonans z treścią - metaforycznie rzecz ujmując pozwolić sobie na błądzenie w labiryncie, słyszenie echa pomiędzy wątkami, abyście rozumieli tekst na takiej szerszej płaszczyźnie. I tak też do tego podszedłem, przy czym jeśli miałbym wam poradzić, na czym się skupić najbardziej, to na bohaterach ze szczególnych uwzględnieniem ich osobistych ciemności. Zapamiętywać ich troski, wątpliwości, traumy, notować w pamięci lub na kartce, abyście postrzegali ich zachowania w pełnowymiarowej perspektywie.

2.

Podczas lektury przypominały mi się horrory, które podobały mi się za młodu. Mało się w nich działo pod kątem emocjonującej akcji, dzięki czemu trzymały w napięciu, wiele rzeczy pozostawało w kwestii niedopowiedzeń, wysoki nacisk był kładziony na bohaterów, na psychologiczny aspekt dotknięcia nieznanego i niepojmowalnego. Pasuje tu sformułowanie “horror psychologiczny”, bowiem moim zdaniem klucz do poprawnego zinterpretowania zamysłu autora leży w zrozumieniu, czym dla bohaterów jest tytułowy dom, zrozumieć fenomen zjawisk paranormalnych na poziomie symbolicznym. Dam wam mały przedsmak takiego postrzegania. Mówi się, że “znamy coś jak własną kieszeń”. O czym jeszcze możemy mówić, że posiadamy najpełniejszą informację ze wszystkich żyjących ludzi? O naszym domu. Gdybyście nagle stracili wzrok potrafilibyście mniej-więcej określić układ ścian, jak dotrzeć do kuchni, na której półce wymacać cukier. Odnieśmy teraz to do człowieka. No więc dom symbolizuje to, co znajome w nas samych, co wiemy o sobie, nasze poukładane myśli, nasze wyraźne wspomnienia, nasze dające się wytłumaczyć zainteresowania, poglądy, preferencje. Aż tu nagle w tym domu pojawiają się drzwi do korytarza, pozbawionego okien (przez które moglibyśmy zajrzeć do wnętrza siebie),całość skąpana w mroku i niewiedzy. Korytarz ciągnie się nieskończenie daleko, meandruje niczym labirynt, łączy pomieszczenia przed nami ukryte, które znajdują się przecież wewnątrz naszego domu, ale owe dodatkowe przestrzenie nie korespondują z tym, co możemy zaobserwować z zewnątrz (nie ma widocznego wpływu na zewnętrzną rzeczywistość, ale jednak stanowi istotny element wnętrza) . Nie ma tam światła, tylko mrok i czarne ściany. Jeśli już dom porównaliśmy do naszego wnętrza, to niezbyt trudno jest nam zrozumieć, jakie znaczenie kryje się za czarnym korytarzem, który ukształtował (poza świadomym postrzeganiem) całą ukrytą, wewnętrzną strukturę w nas samych. W książce natomiast ukryte przejścia otwierają się przed nami, konfrontując bohaterów z tą wewnętrzną ciemnością, z tą mroźną nicością. Pozwala im zajrzeć w głąb siebie i na podstawie tego co tam znajdą podjąć dalsze życiowe decyzje. Według mnie kapitalnie zostało to przedstawione i chylę czoła przed autorem, który z tak klarownej (z pozoru nawet prostej) abstrakcji potrafił stworzyć powieść, w ramach której nadał wydarzeniom namacalnego ciężaru istotności. Ciężaru, który pochłonięty lekturą czytelnik czuje całym sobą, może doprowadzi nawet do tego, że skonfrotuje się on również z własną ciemnością? Na koniec w aspekcie horroru dodajmy jeszcze ten myk w postaci found-footage/paradokumentu, zabieg narracyjny, który obecnie już mnie nie kręci, jednak za dzieciaka wywoływał u mnie poczucie surowego realizmu.

3.

Miałem nie mówić nic o typograficznych trikach, ale krótko muszą oddać autorowi, że zabieg mu się udał. Nie sądziłem, że w jakimkolwiek stopniu układ tekstu wpłynie na to, jak go odbieram, ale najmocniej utkwiły mi w głowie strony w większości puste. Te kilka słów na kartce, odpowiednio rozmieszczone, wytworzyły nastrój ciszy, grozy, izolacji, a także w immersyjny sposób korespondowały z fabułą. Przypisy źródłowe być może nie były moim zdaniem istotnym aspektem mojego “doświadczania” treści, jednak z samych komentarzy Zampano i Wagabundy już wynikało jakieś głębsze zrozumienie (bądź większa konfuzja). Bardzo podobały mi się nakładające się rzeczywistości obydwu wątków powieści - te echa historii, które kazały mi się zastanowić nad tym, co dokładnie obserwujemy. Czy jest to znak tego, że w relacji Navidsona (choć w świecie przedstawionym książki jest to przecież fikcja) kryje się prawda, która została semantycznie wtłoczona w notatki Zampano, czy jest to tylko i wyłącznie echo - zniekształcenie dźwięku, w którym dostrzegamy łańcuch przyczynowo-skutkowy jedynie z powodu pozornego podobieństwa? Być może książka oddziałuje na psychikę Johnny’ego w zupełnie naturalny sposób, a jego szaleństwo indukowane narkotykami i alokoholem połowują ową ciemność do życia. Pozostaje pytanie, czy notatki Zampano są wytworem umierającego umysłu, czy ciemność jednego człowieka zrodziła ciemność innego, czy zarówno Navidson, Zampano i Wagabunda są kolejnymi ofiarami mentalnego załamania dodatkowo wzmacnianego przez spisaną fikcję, osiągającej efekt spirali z każdym kolejnym czytelnikiem? A może ktoś zupełnie inny jest autorem? Są w tekście wskazówki, które potrafią przyczynić się do powstania zupełnie odjechanych teorii spiskowych. Nie zamierzam o nich opowiadać, bo byłoby to zbyt zubożające doznania czekające przed potencjalnym czytelnikiem, ale powiem jedno - mały ptaszek w prawym dolnym rogu kazał mi się kilka razy zastanowić nad “realnością” owych wydarzeń.

4.

Moim zdecydowanie ulubionych fragmentem lektury były listy matki do syna - Johnny’ego Wagabundy - z zakładu psychiatrycznego Wieloryb. Ta delikatność, słodkość, troska i miłość matki skontrastowana z jej szaleństwem, niewiarą, psychozą jest porażająca. Tworzy nastrój tak wyalienowany, mroczny, przejmujący, że trudno było mi ruszyć dalej po tym, co przeczytałem w tym dodatku. W jednym liście matki istnieje również ukryta wiadomość złożona z pierwszych liter poszczególnych słów. Bardzo wolne przepisywanie tego na kartkę, by móc przeczytać tekst w całości to było coś okropnie smutnego, wręcz boleśnie dołującego. Cały ten fragment poruszył mnie do głębi, szczególnie, że do końca tak naprawdę nie wiadomo, co w rzeczywistości miało miejsce w murach szpitala, a co należy zrzucić na karb chorego umysłu. Manie prześladowcze to w końcu bardzo typowy objaw choroby psychicznej i czasami nie sposób oddzielić ich od prawdy, można wyłącznie próbować znaleźć jakieś niezgodności, ale jeśli są minimalne, to potrzeba do tego detektywa, a nie czytelnika “płynącego z prądem opowieści”. W każdym razie w każdym wątku mamy do czynienia z narratoram, któremu nie możemy ufać. I od nas zależeć będzie, w co uwierzymy, a co w nie.

5.

Postacie są bardzo interesujące. Niejednoznaczne (choć może się tak nie wydawać na pierwszy rzut oka),pełne wewnętrznej złożoności, których analizach była często równie ciekawa co sama akcja właściwa. Podobało mi się również to, jak autor porozrzucał te wskazówki na ich temat na przestrzeni powieści. Np. wątek Wagabundy wydaje się stosunkowo nieznośny - chłop pije, ćpa, notorycznie uprawia seks z każdą napotkaną dziewczyną. Żaden z czytelników nie pała sympatią do tego gościa, bo i z jakiej racji? Aż w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że focus mojej uwagi jest źle skalibrowany. Powinienem zadać sobie pytanie, co było praprzyczyną tej ciemności, w której Johnny jest pochłonięty, jaki wydarzenia, o których bohater nie chce nam opowiadać, popchnęły go na ścieżkę życia pozbawionego znaczenia. W każdych kolejnych rozdziałach poznajemy lepiej przeszłość Wagabundy, byśmy ostatecznie doszli do czegoś, co całkowicie przedefiniowuje sposób, w jaki sam Johnny widział samego siebie. Ten ostry sztylet tkwiący głęboko w jego sercu ostatecznie okazał się być do pewnego stopnia nieprawdziwy, oparty na zafałszowanych wspomnieniach z dzieciństwa. Choć nie zawsze tak się dzieje (patrz: Karen, żona Navidsona). I to jest w tej książce chyba najlepsze: że bohaterowie zmagają się ze swoją osobistą ciemnością, której geneza jest za każdym razem inna, ale też i rozwiązania są zupełnie różne. I jeśli tak spojrzeć na tą powieść, jak na drogę człowieka z głębin ku świetlistej powierzchni, ale różnymi stylami pływackimi, to ostatecznie otrzymujemy dotkliwą opowieścią o człowieczeństwie i tym, jak trauma nas odmienia i jak my możemy na nią odpowiedzieć...

VI

Krótko o tym, co dla mnie nie zagrało: wątek Wagabundy jest rzeczywiście mniej interesującą częścią powieści. Jego ciągłe seks-eskapady były niesmaczne i męczące (na szczęście pod koniec ten aspekt traci na znaczeniu). Za każdym razem chciałem ponownie wrócić do relacji Navidsonów i eksplorować dalej ideę domu. Nie wszystkie fragmenty realnie mnie ciekawiły. Gdybym miał wykreślić krzywą przedstawiający poziom mojego zainteresowania w trakcie lektury, to przypominałby on wykres EKG pacjenta, który właśnie ma zawał serca. Dla przykładu po środkowej części kulminacyjnej poświęconej eksploracji ciemnych korytarzy w domu Navidsonów następuje część o tym, jak różni ludzie zareagowali na film z ekspedycji. Aż mi się chciało je przeskoczyć, wydawały się tak miałkie w porównaniu z tym, co przed chwilą przeżyliśmy. Tak samo niektóre dodatki oraz przypisy są po prostu pomijalne/niepotrzebne. Fragmenty na temat znaczenia labiryntu oraz echa są tak gęste i bełkotliwe, że miejscami aż grafomańskie. Nie byłem jednym z tych, co googlowali źródła aby sprawdzić, czy są prawdziwe czy zmyślone, ale nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś mógłby tak grzmocić w bambus* na powyższe tematy. Bardzo jestem również ciekaw, jak do książki podszedłby jakiś zawodowy psycholog, bo o ile pod wieloma względami psychologiczna warstwa powieści jest bardzo trafnie i interesująco pogłębiona, o tyle czasem uśmiechałem się do siebie, gdy czytałem o tym jak z jakiejś pojedynczej klatki filmu Navidona stado psychologów tworzyło całe ściany tekstu moim zdaniem nadinterpretują to, co postacie skrycie myślę na dany temat. Tworzyli całe wieżowce interpretacji, założeń, wzajemnych powiązań, które mogły się zazębiać, ale wcale nie musiały. Było to jak wróżenie z fusów lub dostrzeganie twarzy na powierzchni Marsa, by potem krzyknąć “Patrzcie, to Ponurak!”**. I takie coś niby w poważnych pracach z zakresu psychologii? Jestem ciekaw, czy jest to standardowa metoda postępowania, tworzenie takich narracji z niejednoznacznych poszlak, przenoszenie wszelkiego ryzyka zaistnienia błędów poznawczych na obiekt badania.

VII - to już prawie koniec...

Pewnie o wielu rzeczach zapomniałem (jak choćby o tym, że przez pół lektury robiłem własne notatki z każdego rozdziału, by potem porzucić te wysiłki na rzecz immersji; to że technologia jest przestarzała i nie istniał jeszcze google pozwalający bohaterom sprawdzić cytat lub tłumaczenie z każdego języka obcego on demand i to pozwala tej powieści rozkwitać; zapomniałem o tłumaczeniach, o stylu, który momentami potrafił wznieść się na wyżyny piękna w introspekcji, o innych ciekawych typograficznych układach, o dygresjach - jednych ciekawszych, innych ślamazarnych, o powracających motywach i mocnym skojarzeniu z Piranesi Susanny Clarke***, o przeszłości i genialnie zarysowanej relacji Willa i Karen, o bajkopisarstwie Johnny’ego, o wszystkich dodatkach i ulubionych fragmentach itp. etc.) ale nie starczyło mi (oraz prawdopodobnie też Tobie) cierpliwości.

“Dom z Liści” to przebogata lektura-doświadczenie. Miejscami sucha jak dokument, miejscami meandrująca jak myśli szaleńca, miejscami mrocza i obezwładniająca otaczającą pustką, ale nade wszystko w centrum tego wszystkiego stoi każdy z nas próbujący zrozumieć, kim tak naprawdę jesteśmy i jak okiełznać naszą skrywaną ciemność. Powieść jest wielowarstwową układanką, horrorem psychologicznym na wskroś przeszytym nićmi niepokoju, zaszczucia i wątpliwości. Interpretacyjna przyjemność.

““Little solace comes
to those who grieve
when thoughts keep drifting
as walls keep shifting
and this great blue world of ours
seems a house of leaves

moments before the wind.”****


*Inaczej: Gadać głupoty, https://www.miejski.pl/slowo-Pieprzy%C4%87+w+bambus, dostęp: 26.04.2024
**Nawiązanie do Harrego Pottera i lekcji wróżbiarstwa. Dodać źródło później.
***Przyznaj się Suzi, musiałaś czytać House of Leaves, zanim stworzyłaś swoją cieniutką powieść, mam rację? Westybul, Wielka Sala, albatros, eksploracja labiryntu, krótkometrażowe filmy ze środka - przypadek?
****Zampano, House of Leaves, Wydawnictwo XXX, 3rd Edition, Rok 20XX, str. @$&

owarB
az
ćśoławrtyw.
ełzeiN
owtsńelazs,
ein?

Jest dokładnie tak jak mówią - lektura “Domu z liści” jest doświadczeniem, którego nie sposób komuś przekazać zaledwie opowiadając o książce. Trzeba je przeżyć na własnej skórze, aby wydać indywidualny osąd w kwestii tego, czy jest to coś genialnego, czy marnotrawstwo papieru w oryginalnej formie. Nie ma nic pomiędzy, ewentualnie będziesz przedkładał zainteresowanie jednym...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    2 417
  • Przeczytane
    502
  • Posiadam
    244
  • Teraz czytam
    49
  • Ulubione
    34
  • Chcę w prezencie
    28
  • Horror
    25
  • Do kupienia
    12
  • 2018
    10
  • Fantastyka
    9

Cytaty

Więcej
Mark Z. Danielewski Dom z liści Zobacz więcej
Mark Z. Danielewski Dom z liści Zobacz więcej
Mark Z. Danielewski Dom z liści Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także