Jak zszedłem na psy

Okładka książki Jak zszedłem na psy Tadeusz Rybczyński
Okładka książki Jak zszedłem na psy
Tadeusz Rybczyński Wydawnictwo: Novae Res literatura podróżnicza
230 str. 3 godz. 50 min.
Kategoria:
literatura podróżnicza
Wydawnictwo:
Novae Res
Data wydania:
2022-06-09
Data 1. wyd. pol.:
2022-06-09
Liczba stron:
230
Czas czytania
3 godz. 50 min.
Język:
polski
ISBN:
9788382199758
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
16 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
855
186

Na półkach:

Miły początek. Potem nudy.

Miły początek. Potem nudy.

Pokaż mimo to

avatar
934
546

Na półkach: ,

"Jak zszedłem na psy" to niezwykła książka o życiowej przemianie, pokonywaniu własnych barier, realizowaniu własnych pasji oraz o odwadze. Autor opisuje swoje wspomnienia z wędrówek, jakie wspólnie przebył ze swoim psem karelskim). Opowiada o swoich przygodach oraz wyprawach w nieznane dotąd ludziom tereny.

Książka ta jest też świadectwem ogromnej przyjaźni między autorem, a jego psem. Czworonóg staje się dla niego kompanem na dobre i złe, a także wsparciem w trudnych sytuacjach. Jest to więc książka o tym, jak zwierzęta potrafią odmienić ludzkie życie i stworzyć niezwykłą więź z ludźmi.

"Jak zszedłem na psy" to książka, która wciągnęła mnie od pierwszej do ostatniej strony. Dodatkowo opatrzona jest też zdjęciami ilustrującymi każdy z rozdziałów, co podnosi jej wartość. Jest to jedna z ciekawszych pozycji, z gatunku literatury podróżniczej, jaką miałem okazję przeczytać.

"Jak zszedłem na psy" to niezwykła książka o życiowej przemianie, pokonywaniu własnych barier, realizowaniu własnych pasji oraz o odwadze. Autor opisuje swoje wspomnienia z wędrówek, jakie wspólnie przebył ze swoim psem karelskim). Opowiada o swoich przygodach oraz wyprawach w nieznane dotąd ludziom tereny.

Książka ta jest też świadectwem ogromnej przyjaźni między...

więcej Pokaż mimo to

avatar
949
769

Na półkach: , ,

Bardzo pozytywna i optymistyczna książka o wspólnych wyprawach z psami; przede wszystkim z karelskim psem na niedźwiedzie -ale nie tylko. Napisana w formie długich i bardzo ciekawych wpisów na bloga. Szukałam nawet takiego bloga -ale nie znalazłam; być może jest gdzieś w otchłani internetu.
Naprawdę polecam. Tez dużo chodzę ze swoim szpicem (prawie łajką) ale jakoś nigdy nie zdecydowałam się, może raczej nie odważyłam się na takie wolne, w sensie wolności, wędrowanie i spanie w trasie. W opisach autora wszystko wydaje się dość proste i łatwe i bardzo pociągające, przede wszystkim przez brak konieczności wcześniejszego umawiania i opłacania noclegów -gdy nie wiadomo czy pogoda nie zaskoczy śniegiem ( jak tydzień temu gradobiciem i śniegiem po kostki w Karkonoszach) i finansowo tez jest to na pewno mniej obciążające rozwiązanie.

Takie wyprawy, z ciężkim plecakiem, sprzętem do gotowania i spanie w nieoczekiwanych miejsach-na pewno wymagają przełamania w sobie pewnych barier i całkiem konkretnej kondycji fizycznej.
Z drugiej strony nie trzeba wyjeżdżać do Afryki czy oszczędzać kilka lat, żeby przeżyć wspaniałe przygody -wystarczy pies (najlepiej szpic -bo odporny, przydatny, rozsądny i mało je),stary plecak (chociaz lepszy jakiś nowszy lżejszy model) kilka dni urlopu i już można wędrować przez Góry Kaczawskie, czy inne podobne, które niektórzy szczęśliwcy ( jak ja czy autor) mają po prostu blisko domu; na codziennym horyzoncie.

Bardzo pozytywna i optymistyczna książka o wspólnych wyprawach z psami; przede wszystkim z karelskim psem na niedźwiedzie -ale nie tylko. Napisana w formie długich i bardzo ciekawych wpisów na bloga. Szukałam nawet takiego bloga -ale nie znalazłam; być może jest gdzieś w otchłani internetu.
Naprawdę polecam. Tez dużo chodzę ze swoim szpicem (prawie łajką) ale jakoś nigdy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
232
44

Na półkach:

Nie od dziś wiadomo, że pies potrafi odmienić ludzkie życie. Nie inaczej było w przypadku Tadeusza Rybczyńskiego – autora książki „Jak zszedłem na psy”. Opowieść jest niejakim zapisem historii pana Tadeusza, który mimo napotykanych trudności, z podniesionym czołem i pewnym krokiem zmierza przez życie. Książka z całą pewnością dodaje otuchy, a jej główny bohater ukazuje motywującą do działania wolę walki.

„Jak zszedłem na psy” nie jest książką stricte o psach. Głównym tematem są górskie wycieczki Pana Tadeusza, w których to psy mu towarzyszą. Sama mam psa rasy pierwotnej, przez to czworonożni przyjaciele autora wydawali mi się bardzo bliscy, a problemy, które czasami sprawiały – niezwykle znajome. Książka nie jest przeznaczona dla jednej, konkretnej grupy odbiorców, ale polecam ją szczególnie osobom, które lubują się w czytaniu literatury podróżniczej.

Nie od dziś wiadomo, że pies potrafi odmienić ludzkie życie. Nie inaczej było w przypadku Tadeusza Rybczyńskiego – autora książki „Jak zszedłem na psy”. Opowieść jest niejakim zapisem historii pana Tadeusza, który mimo napotykanych trudności, z podniesionym czołem i pewnym krokiem zmierza przez życie. Książka z całą pewnością dodaje otuchy, a jej główny bohater ukazuje...

więcej Pokaż mimo to

avatar
811
308

Na półkach:

Zwierzęta są z nami od zarania dziejów. Pierwotnie służyły do konsumpcji, a następnie niejednokrotnie były niezastąpioną pomocą na roli. Jednak do dziś istnieją rasy psów, których natura, choć znacznie przygaszona, za a wszelką cenę stara się dążyć do pierwotnych instynktów.
Dziś, w rękach mam wspaniały reportaż, który udowadnia nam, że psy są nie tylko wspaniałymi przyjaciółmi, ale również mogą być zapalnikiem, który zmusi nas do zmiany priorytetów w naszym życiu.
Tadeusz Rybczyński napisał książkę, w której pokazuje nam, że granice narzucamy sobie sami. To, czy jesteśmy w stanie coś osiągnąć, zależy wyłącznie od naszej woli i silnej dyscypliny. Z nieskrywanym wstydem przyznaje, że nim przyjął pod swój dach pierwszego psa, jego życie nie było tak kolorowe, a jego ciężar niejednokrotnie przyćmiewał radość, jaka czaiłą się za rogiem.
Choroba córki zdawała się dominować ich życiem, jednak miłość do życia wygrała, a autor pokazał, że dzięki silnej woli można osiągnąć wszystko. W tym momencie chciałabym zatrzymać się na moment i podkreślić, że wiele osób, będących w pełni zdrowym, wymyśla masę pretekstów, które mają być wytłumaczeniem dla ich lenistwa. Ja również naliczam się do tej grupy i już nie wstydzę się do tego przyznać. Skoro mając dziecko, którego stan nie pozwala na samodzielne chodzenie, był w stanie zdobywać z nim szczyty, to czy ja mam prawo powiedzieć, że mnie coś stoi na przeszkodzie, aby nie zrobić tego samego?
Jak widzicie, ta książka nie jest jedynie opowieścią, o mężczyźnie, który kupił psa i poszedł w góry. Jest to piękna i wzruszająca historia, pokazująca nam, jak mocno się ograniczamy. Niesie za sobą przekaz, który daje olbrzymiego kopa do działania, z którego z pewnością skorzystam.
Autor opowiada o tym, jak bardzo zmieniło się jego życie, kiedy czworonożny przyjaciel zawitał do ich domu. Dalsze wydarzenia mknęły, niczym upuszczona włóczka, obierając co chwilę inny tor, lecz nieustannie dążąc do celu. Szybko przesiąknął ciasnym światem psów zaprzęgowych, nieustannie pogłębiając swoją wiedzę. Spotykał się z osobami, w których świecie zagościły husky.
To nie jest rasa psów, które są dla każdego. Są to bardzo wymagające zwierzęta, które muszą dostać potężną dawkę wysiłku fizycznego, którego większość osób nie istnieje. Widząc właściciela śnieżnego pogromcy, który jest ciągnięty na rowerze przez psa w specjalnych szelkach, które nie obciążają jego stawów, bezpodstawnie osądzamy go, mówiąc, że wykorzystuje zwierzę, bądź co gorsza – krzywdzi go. Jednak nie zadajemy sobie trudu, aby poświęcić chwilę na zapoznanie się z tą rasą. Taki zabieg jest niezbędny, aby utrzymać psa w formie oraz dostarczyć mu wyczekiwanego wysiłku. Te psy mają ogromną moc, o czym autor wspomina w reportażu.
Zagłębiając się w tym temacie dostrzegłam, że wiele z tych pięknych psów ląduje w schroniskach, ponieważ ich właściciele nie wzięli pod uwagę wyżej przytoczonego faktu. Jest to smutne, ale dokładnie obrazuje brak odpowiedzialności ludzkiej i chęć pokazania się przed sąsiadami.
Husky to tylko jedna z ras, którą Tadeusz Rybczyński miał pod swoimi skrzydłami. Czytając książkę, niejednokrotnie wzruszyłam się, kiedy kolejne psy odchodziły z ludzkiego padołu.
Zachwycałam się ich mądrością i oddaniem człowiekowi i czekałam na chwilę, w której autor opisałby podróż po „moich” górach. Niestety, nie doczekałam się. Dlatego zapraszam w Góry Opawskie, które swoją dostępnością sprzyjają wędrówkom rodzinnym i niejednokrotnie są trasą, którą przemierzają osoby, biorące udział w maratonach, z których dochód przeznaczony jest na szczytny cel.

Zwierzęta są z nami od zarania dziejów. Pierwotnie służyły do konsumpcji, a następnie niejednokrotnie były niezastąpioną pomocą na roli. Jednak do dziś istnieją rasy psów, których natura, choć znacznie przygaszona, za a wszelką cenę stara się dążyć do pierwotnych instynktów.
Dziś, w rękach mam wspaniały reportaż, który udowadnia nam, że psy są nie tylko wspaniałymi...

więcej Pokaż mimo to

avatar
145
145

Na półkach:

Gdy skończyłem czytać książkę, poczułem z jednej strony pewien niedosyt. - Dlaczego już koniec? Ja chcę nadal wędrować z panem Tadeuszem! Ja pragnę wychodzić ciągle na szlak i przeżywać to, co on.

Ok. Nie tak zaczynam zawsze recenzję, więc wracam to utartego przeze mnie schematu, choć muszę od razu zaznaczyć, że zainteresował mnie temat psich zaprzęgów. Dlaczego? W moim rodzinnym Chotomowie mieszkał pewien, nieżyjący już człowiek, który miał taką pasję. Był nim Andrzej Wilczopolski. Nie spodziewałem się jednak, że pasja pana Tadeusza Rybczyńskiego, będzie wiązała się z Sudetami i pieszymi wyrypami po tych, jakże bliskimi mojemu sercu, górami.

Sama okładka, jak i opis z tylnej strony okładki nie sugerował, że przeniosę się myślami na szlaki, którymi i ja częściowo się poruszałem, podziwiając piękno natury. Na okładce zobaczyłem leśny dukt i w otoczeniu przepięknej, śnieżnej zimy, którego środkiem przebiegał psi zaprzęg. Z wiadomości z okładki dowiedziałem się, że sam autor przeszedł pewną życiową drogę i, tutaj zacytuję: " Jak to się stało, że z frustrowanego początkującego pijaka zmienił się w pełnego energii sportowca i podróżnika?". No właśnie, jak?

Sam autor, którego warto poznać na Instagramie jako samotny_wedrowiec, nie ma lekkiego życia. Poświęcił się swojemu niepełnosprawnemu dziecku. Jego córka, Ewa urodziła się z porażeniem mózgowym, a on chciał ją zabierać w góry na szlaki, które wcale nie są łatwe do pokonania. Jednak dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Ewa dotarła na Śnieżkę w specjalnym wózku! Ta książka jest również o niesamowitej przyjaźni, o więzi, jaka narodziła się pomiędzy autorem niniejszej lektury, a jego ukochanym psem Karelczykiem. Ich liczne wypady na górskie szlaki, noclegi w leśnej głuszy, nie raz w minusowych temperaturach, były niesamowitymi przygodami, które przeczytałem z zapartym tchem. A gdy jeszcze pan Tadeusz chodził w takich okolicach jak: Krzeszów, od którego zaczęła się moja przygoda z górami, Kłodzko, wodospad Wilczki, Góry Izerskie, Wambierzyce i Radków w Górach Stołowych, czy Karkonosze ze Śnieżką, to co ja mogę więcej dodać?

Znakomita książka o pasjach, życiowej przemianie, o miłości do bliźnich i do zwierząt. O pięknie polskich, górskich, sudeckich szlakach, o "moich" ukochanych górach.

Gdy skończyłem czytać książkę, poczułem z jednej strony pewien niedosyt. - Dlaczego już koniec? Ja chcę nadal wędrować z panem Tadeuszem! Ja pragnę wychodzić ciągle na szlak i przeżywać to, co on.

Ok. Nie tak zaczynam zawsze recenzję, więc wracam to utartego przeze mnie schematu, choć muszę od razu zaznaczyć, że zainteresował mnie temat psich zaprzęgów. Dlaczego? W moim...

więcej Pokaż mimo to

avatar
248
247

Na półkach:

Historia o przemianie... a takie opowieści baaardzo lubię! Fajnie obserwować rozwój człowieka i to jak się zmienia. Szczególnie u osób, które dosięgnęły dna i potrafią tak poukładać swoje życie, żeby osiągnąć sukces.

👉 Sfrustrowany początkujący pijak zmienił się w pełnego pozytywnej energii sportowca i podróżnika. Po prostu… zszedł na psy! A może to psy przyszły do niego? W każdym razie miłość do tych niezwykłych zwierząt odmieniła jego życie. „Jak zszedłem na psy” to pełna ciepła opowieść o pokonywaniu własnych granic i walce ze słabościami. To również hołd dla najwierniejszego przyjaciela i dowód na to, jak silna może być więź człowieka ze zwierzętami.

👉 Piękna opowieść pokazująca wewnętrzną zmianę człowieka, ale też ukazująca bliskie relacje z psami. Książka była dla mnie idealne! Jest zmiana człowieka, są góry i bliskie relacje ze zwierzętami- czyli to co szanuje najbardziej w życiu; przyroda, zwierzęta i ciągła praca nad sobą. Magiczna książka.

❗ Ocena: 10/10

Historia o przemianie... a takie opowieści baaardzo lubię! Fajnie obserwować rozwój człowieka i to jak się zmienia. Szczególnie u osób, które dosięgnęły dna i potrafią tak poukładać swoje życie, żeby osiągnąć sukces.

👉 Sfrustrowany początkujący pijak zmienił się w pełnego pozytywnej energii sportowca i podróżnika. Po prostu… zszedł na psy! A może to psy przyszły do niego?...

więcej Pokaż mimo to

avatar
64
52

Na półkach:

Do przeczytania książki „Jak zszedłem na psy” Tadeusza Rybczyńskiego skusiły mnie tytuł, okładka, na której widoczny jest psi zaprzęg oraz opis z tyłu książki. Czyli środki zastosowane przez autora i wydawcę zadziałały: stwierdziłam od razu, że to książka w sam raz dla mnie. I się nie pomyliłam! Cóż, górskie wyprawy plus miłość do zwierząt, to bardzo bliskie memu sercu tematy...

Książkę przeczytałam bardzo szybko, jest dość krótka i napisana prostym językiem. Trzeba dodać, że została wydana w kompaktowym formacie, więc można ją zabrać praktycznie wszędzie.

Autor zadedykował swe dzieło pamięci psa Karelczyka, bo to właśnie dzięki niemu na nowo odkrył radość z wędrowania po górach. Ale proces zmian zapoczątkowała już pierwsza czworonożna przyjaciółka rodziny Rybczyńskich - suczka Mona.

„Jak zszedłem na psy” to również specyficzny przewodnik po górach - na początku każdego z poświęconych kolejnym wyprawom rozdziałów znajdziemy opis tras i ilość kilometrów, które trzeba pokonać. Tadeusz z Karelczykiem przemierzają między innymi: Góry Sowie, Izerskie, wędrują Szlakiem Tatarskim Dużym na Podlasiu, pokonują trasy Czech i Węgier. Jeśli macie chęć na górską wycieczkę i zastanawiacie się „gdzie tym razem”, spokojnie możecie sięgnąć po „Jak zszedłem na psy” i po prostu iść śladami Tadeusza i Karelczyka.

A wędrowcy nie odpuszczali - nawet wtedy, gdy warunki pogodowe były ciężkie, szli, by zrealizować plan, zdobyć szczyt, nasycić oczy widokiem aż po horyzont. Bo podróże to przecież również walka z przeciwnościami! Zresztą nieprzyjazną aurę, czy niewygodę związaną z nocowaniem pod gołym niebem bardzo szybko rekompensowały piękne widoki i radość z dotarcia do wyznaczonego celu.

Podoba mi się to, że Tadeusz nie zdradza nam tak do końca, jakie historie usłyszał od napotkanych podczas wędrówki ludzi. Oczywiście wplecenie tych opowieści wzbogaciłoby książkę, ale autor nie decyduje się na to ze względu na szacunek dla swoich przypadkowych rozmówców.

To książka o przyjaźni, o tym jak najlepszy przyjaciel sprawił, że Tadeusz zaczął walczyć o siebie i pokonywać własne ograniczenia, zmęczenie, ból, niekiedy strach, zniechęcenie i zwątpienie. Jak pasja i radość z wędrowania przerodziła się w chęć pomocy innym.

Dla mnie bardzo wzruszający był rozdział o odchodzeniu najlepszego przyjaciela i oswojeniu się ze stratą. Tadeusz pisząc książkę, oddaje hołd ukochanemu Karelczykowi. Jednocześnie pokazuje, że pomimo bólu trzeba żyć dalej. Z czasem w sercach rodziny Rybczyńskich pojawiło się miejsce dla nowych czworonożnych przyjaciół.

W tej książce znajdziemy również opis życia z osobą niepełnosprawną. Córka Tadeusza choruje na dziecięce porażenie mózgowe. Większość opisanych wypraw to te, które przemierzali we dwóch Tadeusz i Karelczyk, jednak również Ewa Rybczyńska, pomimo niepełnosprawności, dzięki rodzicom zdobywa szczyty. To zresztą właśnie dla niej Rybczyńscy adoptowali pierwszego psa. Autor „mimochodem” pokazuje, jak mimo przeciwności losu można być szczęśliwym i spełniać marzenia. I że nie potrzebujemy do tego jakichś specjalnych udogodnień czy milionów na koncie.

Mnie do górskich wypraw nie trzeba przekonywać, ale mam nadzieję, że „Jak zszedłem na psy” zainspiruje do tego innych!
https://papierowybluszcz.wordpress.com/2022/07/20/jak-zszedlem-na-psy-tadeusz-rybczynski/

Do przeczytania książki „Jak zszedłem na psy” Tadeusza Rybczyńskiego skusiły mnie tytuł, okładka, na której widoczny jest psi zaprzęg oraz opis z tyłu książki. Czyli środki zastosowane przez autora i wydawcę zadziałały: stwierdziłam od razu, że to książka w sam raz dla mnie. I się nie pomyliłam! Cóż, górskie wyprawy plus miłość do zwierząt, to bardzo bliskie memu sercu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
604
602

Na półkach:

W życiu różnie się układa, czasem przeszkody piętrzące się na drodze sprawiają, że popadamy w frustrację, tracimy nadzieję. Jedni starają się mimo wszystko przeć do przodu, inni wpadają w pułapkę używek. Każdy z problemami radzi sobie inaczej. W takich momentach ważne, aby znaleźć coś, co pozwoli oderwać się od codzienności, naładuje pozytywną energią, pozwoli poczuć wsparcie innych ludzi. Tadeusz Rybczyński czerpie siłę od czworonożnych przyjaciół, psów, które wyruszają z nim w trasę, towarzyszą w górskich wędrówkach, pozwalają inaczej spojrzeć na świat. Książka ta stanowi upamiętnienie niezwykłego, wiernego przyjaciela, psa o imieniu Karelczyk, który towarzyszył autorowi w wyprawach i dzięki któremu tak wiele się zmieniło w jego życiu.

Chętnie sięgam po literaturę podróżniczą, chociaż czytając opis tej książki wiedziałam, że znajdę w niej znacznie więcej. W tym przypadku moje przeczucie się sprawdziło, gdyż w tej niewielkich rozmiarów książce znajduje się opowieść, która zapada w pamięci, emanuje pozytywną energią i pokazuje, jak wiele zależy od nas. Do lektury zachęca także piękna okładka w zimowej scenerii przedstawiająca psi zaprzęg.

Na początku autor opowiada o tym, jak zaczęła się jego wędrówka, o przyczynach jego bezsilności oraz o pierwszym psie w domu, dzięki któremu krok po kroku rodziła się jego miłość do tych zwierząt. Trzeba wykazać się odwagą, by tak otwarcie i z taką szczerością opowiadać o swoim życiu, ukazując jakie jest, bez upiększeń, przerysowania. Pisząc o swojej bezsilności i momentach słabości, ale także wydarzeniach, które zmieniły wszystko, radościach i nadziei. Autor porusza też bardzo ważny temat, a mianowicie pokazuje, że życie z osobą z niepełnosprawnością nie musi oznaczać przebywania tylko w czterech ścianach w domu, można to zmienić, pokonać bariery. Dalej, z każdym kolejnym rozdziałem wyruszamy na wyprawy mniejsze i większe, w miejsca turystyczne i zupełnie bezludne. W trakcie tych wypraw poznajemy zarówno psa o imieniu Karelczyk, osoby poznane na szlakach i wydarzenia z nimi związane, ciekawostki, ale także amatorki klub psich zaprzęgów, który autor prowadził.

Książka nie tylko upamiętnia niezwykłego przyjaciela, ale także pokazuje, że w każdym momencie można coś zmienić w swoim życiu i inaczej spojrzeć na świat. Warto odnaleźć coś, co pozwala poczuć komfort psychiczny, odetchnąć, naładować akumulatory, by mieć siłę do mierzenia się z codziennymi problemami. Opowieść roztacza ciepło, wywołuje uśmiech, zaciekawia i zachęca do wędrówek oraz pokonywania słabości, które przecież każdy z nas ma. Rozdziały, w których opisywane są wędrówki zawierają na początku krótki zarys trasy oraz liczbę kilometrów do pokonania. To przydatne informacje dla osób, które chciałyby same na taką wyprawę wyruszyć. Treść uzupełniają także zdjęcia Karelczyka, jak i zdjęcia z podróży.

„Jak zszedłem na psy” to emanująca pozytywną energią opowieść, która ukazuje jak wiele w naszym życiu mogą zmienić czworonożni przyjaciele. Pełna optymizmu, ciekawa, zachęcająca do kontaktu z naturą, wypraw, pokonywania własnych słabości i odnajdywaniu radości w z pozoru małych rzeczach, o których w codziennym zabieganiu zapominamy. Zachęcam do zapoznania się z tą inspirującą książką.

http://wyczytane-ksiazki.blogspot.com/2022/07/jak-zszedlem-na-psy-tadeusz-rybczynski.html

W życiu różnie się układa, czasem przeszkody piętrzące się na drodze sprawiają, że popadamy w frustrację, tracimy nadzieję. Jedni starają się mimo wszystko przeć do przodu, inni wpadają w pułapkę używek. Każdy z problemami radzi sobie inaczej. W takich momentach ważne, aby znaleźć coś, co pozwoli oderwać się od codzienności, naładuje pozytywną energią, pozwoli poczuć...

więcej Pokaż mimo to

avatar
96
6

Na półkach:

Super książka o walce z własnymi słabościami, o górach, o hiper relacjii z psim przyjacielem, o córce, o życiu...Dla mnie bomba, polecam bardzo!

Super książka o walce z własnymi słabościami, o górach, o hiper relacjii z psim przyjacielem, o córce, o życiu...Dla mnie bomba, polecam bardzo!

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    24
  • Chcę przeczytać
    17
  • Posiadam
    3
  • 2022
    2
  • Reportaż
    1
  • Muszę je mieć!
    1
  • Bardzo chcę przeczytać
    1
  • Góry
    1
  • Legimi
    1
  • Posiadam druk
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Jak zszedłem na psy


Podobne książki

Przeczytaj także