Kwinkunks
- Kategoria:
- literatura piękna
- Wydawnictwo:
- Zysk i S-ka
- Data wydania:
- 2003-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2003-01-01
- Liczba stron:
- 1175
- Czas czytania
- 19 godz. 35 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 8371507542
John Huffam musiał poznać wiele aspektów życia, zanim się zestarzał dowiedział się, dlaczego ludzie mozolą i pracują ciężko w strasznych warunkach, dlaczego biedota przeszukuje śmierdzące zgnilizną śmieci w poszukiwaniu pożywienia oraz dlaczego zarówno szaleńcy, jak i ludzie będący przy zdrowych zmysłach głodują w zakładach dla umysłowo chorych. Nie wiedział jednak, dlaczego jakieś nie nazwane niebezpieczeństwo prześladowało go przez całe dzieciństwo, nękało jego matkę, a teraz zagraża jego życiu. Odpowiedź znajdowała się w sporządzonym pół wieku wcześniej dokumencie, który był źródłem skąpstwa, nienawiści, morderstwa i szaleństwa, który wpłynął na dzieje pięciu rodów i ukształtował życie Johna. Jego losy były ściśle związane z tajemniczym symbolem pięciu kwinkunksem.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 168
- 52
- 22
- 9
- 3
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Przeczytałam.... tak te ponad 1000 stron o wiktoriańskiej Anglii przeczytałam.
I była to czysta, najczystsza przyjemność. Waga ciężka prozy (dosłownie),ale w czytaniu nie jest przytłaczająca. Warto!
Przeczytałam.... tak te ponad 1000 stron o wiktoriańskiej Anglii przeczytałam.
Pokaż mimo toI była to czysta, najczystsza przyjemność. Waga ciężka prozy (dosłownie),ale w czytaniu nie jest przytłaczająca. Warto!
I pomyśleć, że gdyby nie limit 3 książek, które można wypożyczyć jednorazowo, wprowadzony w mojej bibliotece, to nigdy bym nie przeczytała tej książki. Tak, wypożyczyłam ją tylko dlatego, że była gruba. Cóż, okazało się, że było warto. Swoją drogą, to czyste szaleństwo wypuścić taką cegłę w 1 tomie.
I pomyśleć, że gdyby nie limit 3 książek, które można wypożyczyć jednorazowo, wprowadzony w mojej bibliotece, to nigdy bym nie przeczytała tej książki. Tak, wypożyczyłam ją tylko dlatego, że była gruba. Cóż, okazało się, że było warto. Swoją drogą, to czyste szaleństwo wypuścić taką cegłę w 1 tomie.
Pokaż mimo toPo tej lekturze zmienią się u was dwie rzeczy:
1/ będziecie całkiem biegli w rynku obligacji dłużnych i "pożyczek krótkoterminowych"
2/ mięsień waszego bicepsa prawej lub lewej ręki nabierze sprężystości i większej siły
albo
1/ rynek kredytów, pożyczek i obligacji będzie napawał was jeszcze większym obrzydzeniem niż dotychczas
2/ kupicie sobie modny pulpit do czytania (istnieją takie mam nadzieję?)
Mimo wszystko dziękuję autorowi, że niczym biblijny Mojżesz przeprawił mnie suchą stopą przez wzburzone morze intrygi i oszołomionego zostawił na drugim brzegu.
Po tej lekturze zmienią się u was dwie rzeczy:
więcej Pokaż mimo to1/ będziecie całkiem biegli w rynku obligacji dłużnych i "pożyczek krótkoterminowych"
2/ mięsień waszego bicepsa prawej lub lewej ręki nabierze sprężystości i większej siły
albo
1/ rynek kredytów, pożyczek i obligacji będzie napawał was jeszcze większym obrzydzeniem niż dotychczas
2/ kupicie sobie modny pulpit do czytania...
Jestem bardzo, bardzo, ale to bardzo rozczarowana tą powieścią. Powiedziałabym nawet, że nie godzi się, aby książka licząca blisko 1200 stron rozczarowywała czytelnika w ten sposób, bo to jest karygodne marnowanie potencjału. 1200 stron to jest masa miejsca na nakreślenie krwistych postaci, na takie poprowadzenie intrygi, żeby czytelnik nie ziewał - i zaznaczam tu, że intryga nie polega tylko na ukrywaniu tożsamości jednych bohaterów przed innymi - a przede wszystkim na przekonanie czytelnika, że bohaterowie czują cokolwiek, że czymś żyją, że mają jakieś charaktery, pasje i marzenia, a ich motywacja ma jakieś solidne ugruntowanie. Jedyne, co z powyższej listy znalazłam w "Kwinkunksie", to do bólu irytująca ciamajdowata mamuśka Johna - liczę to na bardzo duży plus jako karykaturę tych wszystkich słodkich, czułych i wrażliwych wiktoriańskich panienek. Pytanie teraz, dlaczego Henrietta, materiał na doskonałą parodię mrocznych, skrywających sekrety bohaterek powieści gotyckich po tak obiecującym początku wypadła tak blado?
Siłą rozpędu przeczytałam pierwsze trzysta stron, wciąż czekając, aż coś się zacznie dziać, ale w zasadzie poza tym, że główny bohater dorastał w domku na wsi nudząc przy tym siebie i czytelnika nieciekawymi epizodami służącymi zawiązaniu akcji, nie działo się nic godnego wzmianki.
Po przyjeździe do Londynu zaczęła się tułaczka Johna i jego matki po zaułkach wszelkiej maści. Czego tu nie było! Szajka złodziei zwłok, dosłownie mordercza szkoła, nory biedoty, domy publiczne, suchoty, szpital psychiatryczny, przeczesywanie kanałów ściekowych, życie w szajce bandytów, wyzysk i praca ponad siły - a nad wszystkim unosił się duch wiktoriańskiej Anglii (prawo, prawo i jeszcze raz prawo do wyrzygania) oraz problem tajemniczego testamentu, łączącego ze sobą pięć rodzin w walce o spadek.
Czego zatem nie było? Wartkiej akcji: według mnie coś się zaczęło dziać około 600 strony, żeby zdechnąć mniej więcej na 800, a gwoździem do trumny było zakończenie tak miałkie i nudne, tak niedające żadnej czytelniczej satysfakcji, że było to wręcz przykre. Nie było sprawnego pióra, żywej opowieści, krwistego języka - jednostajna, nużąca narracja, która nijak nie usprawiedliwiała najdziwniejszych zwrotów w losie głównego bohatera. Fakt, tutaj nawet najbardziej niepozorna, poślednia postać z, dajmy na to, 50 strony, okaże się kimś niesamowicie ważnym na stronie 480, ale po trzecim czy czwartym chwycie tego typu można bez pudła przewidzieć, na kogo tym razem padnie - ogólna zasada jest taka, że każdy przyjaciel prędzej czy później okaże się albo ofiarą, albo wrogiem.
Do tego jeszcze ta nudno podana prawnicza paplanina - doprawdy, za mniejsze pieniądze można sobie skoczyć na dowolną rozprawę o zniesienie współwłasności albo podział spadku w wydziale cywilnym polskiego sądu i wyjdzie na to samo. I jakby nie dość tego koligacje rodzinne pięciu cholernych rodów o możliwie najbardziej homofonicznych nazwach, jak to tylko możliwe, streszczane, po prostu streszczane przez kolejnych bohaterów w rozmowie z Johnem w możliwie jak najbardziej nudny sposób. I nie pomagają tu żadne związki pozamałżeńskie, nieślubne dzieci, obłędy, morderstwa, ucieczki i długi, a im dalej autor brnie w las postaci, związków, aliansów, zwad, pokrewieństw, tym bardziej czytelnik obojętnieje na kolejne "rewelacje" podane w tak wyprany z pomysłu sposób.
Zatem, niestety, w tej powieści było wszystko wymienione powyżej. Nie było natomiast tego, na co liczyłam najbardziej, to znaczy porządnego czytadła, które budziłoby dreszcz satysfakcji przy każdej odkrytej tożsamości i powiązaniu między bohaterami. Wszystkiego innego jak na złość było w nadmiarze a przesyt, jak wiadomo, powoduje odrzucenie. Według mnie pan Palliser mógł spokojnie skończyć pracę nad "Kwinkunksem" o sześć-siedem lat wcześniej i nie zdziwiłabym się, gdyby powieści wyszłoby to na dobre.
Trzy na szynach.
Jestem bardzo, bardzo, ale to bardzo rozczarowana tą powieścią. Powiedziałabym nawet, że nie godzi się, aby książka licząca blisko 1200 stron rozczarowywała czytelnika w ten sposób, bo to jest karygodne marnowanie potencjału. 1200 stron to jest masa miejsca na nakreślenie krwistych postaci, na takie poprowadzenie intrygi, żeby czytelnik nie ziewał - i zaznaczam tu, że...
więcej Pokaż mimo toKażdy autor, pisząc swoją książkę oddaje w niej czytelnikowi kawałek siebie, pewien okres swojego życia, w którym powstawała jego opowieść. W przypadku Charlesa Pallisera ten kawałek życia to dokładnie dwanaście lat. Tyle, bowiem trwało konstruowanie, pisanie, przerabianie i korekta jego książki. Według mnie, już to powoduje, że „Kwinkunks” jest niesamowity. Oczywiście nie jest to jedynym powodem, dla którego powieść tę można nazwać rewelacyjną.
Choć w pierwowzorze, książka ta była objętościowo dwa razy większa, autor zdecydował się na dokonanie cięć w fabule, bojąc się o to, że żaden z wydawców nie zechce się nią zainteresować. Można powiedzieć, że jej mankamentem nie jest objętość, ale jej waga. To chyba jedyny minus, jaki udało mi się znaleźć podczas lektury tej bez mała 1200 stronicowej powieści.
„Kwinkunks” nie jest powieścią łatwą, zadowoli bowiem jedynie czytelnika, lubującego się w tematyce epoki wiktoriańskiej. To książka dla odbiorcy bardzo uważnego, takiego, który nie obawia się nagromadzenia w fabule ogromu postaci, których na szczęście przyswojenie i zapamiętanie umożliwia znajdująca się na końcu „lista obecności”. Wreszcie to książka, w której zawarta zagadka jest zawiła w tak skomplikowany sposób, że czytając ją, wielokrotnie należy przerwać lekturę i zastanawiać nad tym, co udało się do tej pory ustalić i dobrze to przyswoić. Sam autor na jej temat wypowiada się tak:
„…Czytamy więc zatem nie tyle, dlatego, że chcielibyśmy dowiedzieć się, co będzie dalej, lecz raczej dlatego, że chcielibyśmy dowiedzieć się, co się przedtem wydarzyło, aby móc zrozumieć to, co już do tej pory przeczytaliśmy…”
Charles Palliser, dając mi możliwość przyłączenia się do detektywistycznych poczynań i dociekań głównego bohatera spowodował, że wniknąłem w jego świat dogłębnie i oglądałem go jego oczyma, we wszelkich, najdrobniejszych szczegółach. Długi czas, który spędziliśmy razem, kiedy prowadził mnie przez świat bogactwa i zupełnie odmienny świat dziewiętnastowiecznej, angielskiej biedoty, przyczynił się do tego, że zacząłem postrzegać młodego Johna, bohatera powieści, jako kogoś bardzo mi bliskiego. Osobę, o losy, której cały czas się obawiałem, z drżeniem przekręcając kolejne karty powieści i zastanawiając się, jakie niebezpieczeństwa mogą jeszcze na niego czyhać i bezpośrednio mu zagrozić. Jednak największą zaletą tego spotkania było to, że mogłem dojść do zupełnie innych wniosków, niżeli te, do których doszedł John. Powieść bowiem została skonstruowana w taki sposób, aby rozwiązanie nie było tylko jedno, podane przez autora na tacy. Napotkać w niej można wiele niedopowiedzeń, które każdemu układają się w inny, ostateczny wynik. Według mnie, powoduje to, że powieść tą można czytać wielokrotnie, dostrzegając za każdym razem inne możliwości rozwiązań i delektując się pięknem stworzonego przez autora świata i jego rewelacyjnego klimatu.
Ogromnie zachęcam do lektury „Kwinkunksa” i nie bardzo rozumiem, czemu książka ta znajduje taką małą ilość odbiorców. Przez ostatnie dni dała mi tak wiele radości, wiele też nauczyła i przypomniała o wartościach, o których dziś już nikt raczej nie pamięta. I choć wydawać by się mogło, że to, o czym się z niej dowiedziałem, to zlepek wielu zbiegów okoliczności, zapewniam Was, że nic w niej nie pozostawiono przypadkowi.
Ocena: 6/6
Każdy autor, pisząc swoją książkę oddaje w niej czytelnikowi kawałek siebie, pewien okres swojego życia, w którym powstawała jego opowieść. W przypadku Charlesa Pallisera ten kawałek życia to dokładnie dwanaście lat. Tyle, bowiem trwało konstruowanie, pisanie, przerabianie i korekta jego książki. Według mnie, już to powoduje, że „Kwinkunks” jest niesamowity. Oczywiście nie...
więcej Pokaż mimo tohttp://zatytulowany.blogspot.com/2013/11/pewnego-razu-by-sobie-chopiec-ktory.html
http://zatytulowany.blogspot.com/2013/11/pewnego-razu-by-sobie-chopiec-ktory.html
Pokaż mimo tocudo
cudo
Pokaż mimo to