Sonety
- Kategoria:
- poezja
- Seria:
- Biblioteka Poetycka Wydawnictwa a5
- Tytuł oryginału:
- Sonets
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo A5
- Data wydania:
- 2012-09-19
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-09-19
- Liczba stron:
- 216
- Czas czytania
- 3 godz. 36 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788361298328
- Tłumacz:
- Stanisław Barańczak
- Tagi:
- Wiliam Shakespeare sonety miłość klasyka literatura angielska
Wznowienie klasycznego już, dwujęzycznego wydania Sonetów Williama Shakespeare'a w kongenialnym przekładzie Stanisława Barańczaka. Tłumacz opatrzył książkę wnikliwym wstępem i objaśnieniami, a zastanawiając się nad wyjątkowością utworów Shakespeare'a postawił pytanie, co czyni je arcydziełami?
Co sprawia, że po czterystu latach nadal zachwycają i inspirują? Dlaczego Sting, Stanisław Soyka, Rufus Wainwright, artyści Piwnicy pod Baranami, reżyserzy filmowi i teatralni, twórcy bardziej i mniej znani garściami czerpali i nadal czerpią z genialnych wersów Shakespeara? Stanisław Barańczak we wstępie do Sonetów napisał: (…) czytając Sonet 116, czujemy, że uczestniczymy w formułowaniu prawdy, która jednocześnie potwierdza nasze intuicje i podnosi je na wyższe piętro niedostępnej nam odkrywczości, prawdy, która sięga w głąb nas i zarazem daje nam wstęp do swoich własnych głębi. Sonety angielskiego poety przynoszą odpowiedź: wiersze pisze się po to, aby uwierzyć w miłość przezwyciężającą czas i śmierć. Taki jest Shakespeare. A jaki jest Barańczak?
Jan Błoński odpowiada: Translatorski talent Stanisława Barańczaka zapiera oddech - czegoś takiego, a raczej kogoś takiego, nie było chyba w dziejach nie tylko naszej poezji.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Wynalezione w tłumaczeniu
Dobry sonet jest maszyną, jednak w niczym go to nie umniejsza, ponieważ jak dotąd nigdy jeszcze nie widziałem dobrej maszyny, która byłaby sonetem* napisał Julio Cortázar w jednym z niepublikowanych fragmentarycznych zapisków. Przypuszczać należy, iż słowa te, notka ta powstała przed rokiem 1961, w którym Raymond Queneau opublikował swoje „Sto tysięcy miliardów wierszy”, utwór nazywany później „machiną do produkcji wierszy”. W istocie jest to sonet (odmiana francuska),a raczej permutacyjny zbiór sonetów, które dzięki swojej formie (pocięte paski papieru, każdy zawiera jeden wers) są jednocześnie maszyną do ich produkcji. Można powiedzieć, że w istocie Queneau, członek OuLiPo (Warsztatu Literatury Potencjalnej),zatem pisarz stosujący w swoich utworach zasady matematyczne, rozebrał sonet na czynniki pierwsze i skonstruował urządzenie budujące wciąż nowe utwory i generujące nowe sensy z gotowych elementów. Wciąż jednak, mimo pozornej dekonstrukcji tak znanej i szanowanej formy lirycznego przekazu myśli, nie udało się zrozumieć i przeniknąć jego tajemnicy – jak, zachowując tak ścisłe rygory formalne (określoną ilość wersów, stóp jambicznych oraz układu rymów),udaje się najwybitniejszym jego twórcom osiągnąć taką różnorodność i mistrzostwo twórcze.
Jednym z wirtuozów słowa ujętego w formę sonetu był bez wątpienia, znany skądinąd jako jeden z najwybitniejszych dramatopisarzy wszech czasów, William Shakespeare. W jego przypadku nimbem tajemnicy okryte jest nie tylko mistrzostwo warsztatu autora, ale również okoliczności i kontekst powstania jego słynnego zbioru 154 sonetów. Mgła niewiedzy przesłania w zasadzie wszystko, co dotyczy tych utworów, poza rokiem wydania (1609) oraz ich liczbą (154 numerowane utwory oraz dodatek – poemat „A Lover’s Complaint”). Reszta wiadomości na temat tego tomu to zbiór przypuszczeń, założeń i spekulacji, od tych wysnutych przez analogię do tych, które mieszczą się w dziale „czysta fantastyka”, o czym możemy przeczytać w błyskotliwym i nie stroniącym od humoru wstępie autora tłumaczenia zamieszczonego w tym wydaniu – Stanisława Barańczaka. Wątpliwości budzi już nawet autorstwo niektórych utworów, a dalej jest już tylko coraz więcej niewiadomych, dzięki czemu od ponad czterech wieków powstało setki i tysiące prac na ten temat, zapełniono wiele bibliotek naukowych, mnóstwo osób uzyskało z związku z powyższym tytuły naukowe, a emocje, które budzą badania i rozprawy na ten temat, równają się niemalże z tymi, które wywołuje sam badany tekst.
Lektura sonetów przypomina delektowanie się nieznanym wytrawnym winem – z początku kubki smakowe są nieprzyzwyczajone do tego smaku a komórki węchowe do bukietu, jednak już po chwili zaczyna się przyjemność odkrywania wciąż nowych aromatów i smaków. Wyjątkowość trunku, jak i wyjątkowość lektury, wymaga celebracji, powolności i namysłu, chwil namysłu i zatrzymania. Sonety zaprosiły mnie do kilkukrotnego czytania, a każde z nich miało inny cel. Najpierw czytałam oryginalny tekst angielski (elżbietański angielski należy zaś do wymagających skupienia) każdego z sonetów i porównywałam z tłumaczeniem (tom jest dwujęzyczny). Potem czytałam same polskie przekłady, by poczuć ich klarowność. Następnie słuchałam muzycznej adaptacji tych dzieł lirycznych – płyta „Shakespeare Sonety” w wykonaniu Rogacewicza i Sikory. Wreszcie porównywałam tłumaczenie Barańczaka z innymi – przekłady tekstów wykorzystanych na płycie są autorstwa wielu tłumaczy: M. Słomczyńskiego, W. Woroszylskiego, K. Pieńkowskiego, J. Żuławskiego i J. S. Sito.
Wrażenia przy każdym z etapów lektury były zgoła odmienne. Przy równoczesnym czytaniu oryginału i przekładu często zżymałam się na niektóre decyzje tłumacza. Po namyśle zdarzało mi się przyznawać mu rację, częściej jednak widziałam w jego pracy pewną wartość dodaną, wynalazki słowne lub frazeologiczne, które nie zawsze współbrzmiały z moimi odczuciami wyniesionymi z lektury oryginału. Drugie czytanie było dużo przyjemniejsze: teksty przetłumaczone miały swój rytm i dynamikę oraz właściwą sobie urodę. Inną barwą zalśniły sonety wyśpiewane z niezwykłą głębią i ekspresją przez Krzysztofa Rogacewicza, zaaranżowane na gitarę, pianino (oraz instrumenty klawiszowe),fagot i głos męski. Testy wykorzystane przez niego wybrzmiały, raz przybierając barwę melancholii, innym razem frywolności czy wreszcie tęsknoty i zazdrości. Wreszcie ostatni etap przypominał jako żywo pracę detektywistyczną: tropiłam różnice i podobieństwa słowne, frazeologiczne, metryczne i muzyczne (brzmieniowe). Wnioski nasuwają się równie zagmatwane, jak w przypadku okoliczności genezy i okoliczności powstania utworów. Przekład Barańczaka bowiem podoba mi się i jednocześnie nie podoba. Niektóre sonety pod jego piórem nabrały blasku, a tłumaczenie jest bliskie ideału, inne – moim zdaniem – wiele straciły (wśród nich słynny sprośny sonet 135, nawiasem mówiąc – jedyny element wspólny dla opisanej wyżej płyty oraz wydanej lata temu płyty z sonetami w interpretacji Stanisława Sojki). Innymi słowy – odtąd moja lektura sonetów będzie wymagała żonglowania trzema tomami: niektóre utwory przeczytam w tłumaczeniu Barańczaka, wiele (w tym wzmiankowany sonet 135) w przekładzie Słomczyńskiego (który, nawiasem mówiąc, jako jedyny na świecie przetłumaczył wszystkie utwory Shakespeare’a),a jeszcze inne – kilku innych autorów - tłumaczy pojedynczych sonetów, których teksty zebrał i opracował Jerzy S. Sito**.
W kontekście tłumaczeń tym jaśniej lśni geniusz Shakespeare’a, który w tak wielu sonetach potrafił, z jednej strony, zawrzeć pewną wspólną im nutę i tematykę (miłość i jej odcienie),a z drugiej – wykazał się mistrzostwem w odmalowaniu tak wielu różnych odcieni emocjonalnych i nastrojów, które towarzyszą pięciu postaciom występującym w jego poetyckim cyklu: Młodzieńcowi, Czarnej Damie, Poecie-Rywalowi, podmiotowi lirycznemu-Poecie oraz Czasowi. Dynamika akcji snutej przed nami poetyckiej opowieści polega bowiem, oprócz zmian obserwowanych przez podmiot liryczny, na różnicach w obecności, lub jej braku, każdej z tych postaci oraz fluktuacji jej natężenia.
Lekturę bez wątpienia wzbogaci dobre wino, płyta Rogacewicza & Sikory, bukiet świeżych róż w pobliżu oraz druga osoba, z którą będzie można wejść w dwugłos interpretacyjno- emocjonalny, a co za tym idzie – uzyskać rezonans, bez wątpienia wzbogacający wymowę tomu. Wbrew bowiem modom, zmianom formatów testu i ewolucjom nośników oraz innym igraszkom Czasu Wiersz żyw będzie i (...) nie da zginąć w mroku***.
Jowita Marzec
* Cytat za: C. A. Garriga, Przedmowa, w: J. Cortazar, Niespodziewane stronice, MUZA SA, Warszawa 2013, s. 16
** Zob. W. Shakespeare, Sonety, opracował J.S. Sito, PIW, Warszawa 1982
*** W. Shakespeare, Sonety, przekład S. Barańczak, Wydawnictwo a5, Kraków 2012
Oceny
Książka na półkach
- 855
- 594
- 175
- 89
- 51
- 31
- 23
- 17
- 8
- 7
OPINIE i DYSKUSJE
Kim ja jestem, żeby recenzować Szekspira? Mądrzejsi ode mnie napisali więcej i lepiej. Ja powiem od siebie, że o wiele więcej frajdy z lektury przyniósł mi wstęp autorstwa tłumacza. Barańczak fenomenalnie i treściwie przybliżył kontekst tych utworów - bez tego ich lektura ich byłaby jałowa.
Kim ja jestem, żeby recenzować Szekspira? Mądrzejsi ode mnie napisali więcej i lepiej. Ja powiem od siebie, że o wiele więcej frajdy z lektury przyniósł mi wstęp autorstwa tłumacza. Barańczak fenomenalnie i treściwie przybliżył kontekst tych utworów - bez tego ich lektura ich byłaby jałowa.
Pokaż mimo toPiękne wydanie dwujęzyczne, genialny wstęp Barańczaka, świetny przekład... ale jednak nie zachwycają same sonety. Niektóre rzeczywiście porywające, ale większość nie zatrzymała mojej uwagi na dłużej. Ciekawostką była możliwość porównania polskiego przekładu z tekstem oryginału. Ale po paru wierszach ekscytacja prysła.
Piękne wydanie dwujęzyczne, genialny wstęp Barańczaka, świetny przekład... ale jednak nie zachwycają same sonety. Niektóre rzeczywiście porywające, ale większość nie zatrzymała mojej uwagi na dłużej. Ciekawostką była możliwość porównania polskiego przekładu z tekstem oryginału. Ale po paru wierszach ekscytacja prysła.
Pokaż mimo toCzytałam sonety w przekładzie Barańczaka, który we wstępie wspaniale wprowadza czytelnika w genezę powstania utworów i pokrótce omawia dotychczasowe pomysły interpretacyjne innych badaczy.
Sonetów jest sto pięćdziesiąt cztery, ale największe wrażenie zrobiło na mnie tych pierwszych sto dwadzieścia sześć, dedykowanych pewnemu nieznanemu nam, czytelnikom, młodzieńcowi, którego poeta wielbi i adoruje, jest o niego zazdrosny i autentycznie cierpi z powodu niemożności bycia z ukochanym.
Te sonety to dramat kochanka, trawionego tkliwą miłością, ale i gwałtowną namiętnością. Pełne są seksualnych podtekstów i dwuznacznych aluzji. Przesycone goryczą, żalem, rozpaczą spowodowaną życiem w cieniu i oddali od obiektu westchnień.
Dzięki sonetom inaczej spoglądam na perypetie miłosne i zamianę ról w „Wieczorze Trzech Króli” i innych podobnych mu szekspirowskich komediach, bo ta rubaszność, aluzyjność, niewybredne żarty o erotycznym podłożu wydają się mieć źródło właśnie w sonetach.
Mimo wszystko, trzeba się w nie „wgryźć”, no chyba, że chce się je czytać bez kontekstu biograficznego i historycznoliterackiego, tylko jako „wiersze o miłości”.
Dla mnie było to bardzo ciekawe doświadczenie, bo wcześniej sonetów Szekspira raczej nie czytałam albo nie pamiętam, bym czytała je pod takim kątem. Dużą pomocą w ich zrozumieniu na pewno były przeczytane w zeszłym roku wszystkie komedie dramatopisarza. Dzięki temu perspektywa się poszerzyła.
WYZWANIE CZYTELNICZE III 2023
Przeczytam tom poezji
Czytałam sonety w przekładzie Barańczaka, który we wstępie wspaniale wprowadza czytelnika w genezę powstania utworów i pokrótce omawia dotychczasowe pomysły interpretacyjne innych badaczy.
więcej Pokaż mimo toSonetów jest sto pięćdziesiąt cztery, ale największe wrażenie zrobiło na mnie tych pierwszych sto dwadzieścia sześć, dedykowanych pewnemu nieznanemu nam, czytelnikom, młodzieńcowi,...
Bardzo ciężko się to czyta XD Wiem, że to nie jest może wyznacznik tego, czy coś jest, bądź nie jest dobre, ale... Wolę googlować cytatów Szekspira niż cierpieć czytając wszystko pomiędzy nimi.
Bardzo ciężko się to czyta XD Wiem, że to nie jest może wyznacznik tego, czy coś jest, bądź nie jest dobre, ale... Wolę googlować cytatów Szekspira niż cierpieć czytając wszystko pomiędzy nimi.
Pokaż mimo toOgólnie poezja to raczej nie moje klimaty, ale chciałam przynjamniej zapoznać się z Shakespearem. Pozytywnie zaskoczyli mnie liczni i zróżnicowani adresaci sonetów, nie wpasowało się to w moje wyobrażenie o autorze. Czyta się dobrze i w niektórych chwilach warto dłużej porozmyślać nad tym co Shakespeare chce nam opowiedzieć.
Ogólnie poezja to raczej nie moje klimaty, ale chciałam przynjamniej zapoznać się z Shakespearem. Pozytywnie zaskoczyli mnie liczni i zróżnicowani adresaci sonetów, nie wpasowało się to w moje wyobrażenie o autorze. Czyta się dobrze i w niektórych chwilach warto dłużej porozmyślać nad tym co Shakespeare chce nam opowiedzieć.
Pokaż mimo toNa głos.
Na głos.
Pokaż mimo toNajbardziej pouczająca i mądra poezja z jaką miałem do czynienia. Nawet Psalmy nie są tak głębokie.
Najbardziej pouczająca i mądra poezja z jaką miałem do czynienia. Nawet Psalmy nie są tak głębokie.
Pokaż mimo toW obliczu ogromu wiedzy na temat 154 sonetów poety zgromadzonych w tym zbiorku, jaką przekazał mi autor ich przekładu i opracowania we wstępie, pomyślałam, że mój głos właściwie niczego nie zmieni i nie odkryje, dopóki nie dotarłam do fragmentu napisanego z lekką nutą humoru o dociekaniach szekspirologów na temat tożsamości mężczyzny, któremu poeta postawił niezniszczalny pomnik ze swoich wierszy, opiewających jego urodę i miłość do niego. Materia bardzo delikatna do interpretacji ze względu na homoerotyczność 126 pierwszych sonetów i na tyle tajemnicza, a przez to ciekawa dla biografów Williama Shakespeare’a (i nie tylko!),że autor wstępu doszedł do takiego wniosku – "Biblioteka, którą można by złożyć z niezliczonych książek i rozpraw identyfikujących na rozmaite sposoby adresata pierwszych 126 sonetów, zawierałaby trzy główne działy: „Southamton”, „Pembroke” i „Czysta Fantastyka”". Skrupulatnie zauważyłam, że do zakwalifikowania się do działu trzeciego nie potrzeba było przygotowania merytorycznego szekspirologa. Wystarczyło przynajmniej raz w życiu kochać (najlepiej nieszczęśliwie) i użyć doświadczonego uczuciem serca jak kompasu do odczytania zawartych w sonetach emocji.
W ten sposób autor wstępu wskazał mi furtkę do własnej interpretacji i subiektywnego spojrzenia na tę zagadkową poezję, "która pączkuje bezustannie nowymi zagadkami i kontrowersjami".
Jako pierwszy zapiszę wniosek ostatni, jaki nasunął mi się po zakończeniu czytania, a który podkreślał również autor wstępu – między pierwszą częścią sonetów a drugą czułam ogromną różnicę. I to nie ze względu na osobę (odpowiednio mężczyzna i kobieta) westchnień poety lub podmiotu lirycznego (w zależności od pryzmatu patrzenia),ale etapu miłości i wynikającego z niego postępowania i zachowania wobec ukochanego i ukochanej. Ta pierwsza to etap miłości platonicznej, co zdradza sonet 20:
"Kobieca jest twarz twoja – choć to dłoń Natury
Malowała ją, panie-pani mojej duszy;
Kobieca dobroć – chociaż jest w niej stałość, której
Zmienny niewieści kaprys z miejsca nie poruszy;
Oko nie tak ruchliwe jak u kobiet, ale
Jaśniejsze i rzecz każdą spojrzeniem złocące;
Postać masz męską – urok jej wszelako stale
Oczy mężczyzn i kobiet olśniewa jak słońce.
Natura wpierw kobietę miała widać w planie,
Tworząc cię; z zachwycenia jednak i zawiści
Pozbawiła mnie ciebie przez zbędne dodanie
Tej jednej rzeczy, z której ja nie mam korzyści.
Skoroś zatem rzeźbiony ku niewiast potrzebie,
Miłuj je ową cząstką, mnie zaś – resztą siebie".
I tę urodę autor monotematycznie opiewa prawie we wszystkich sonetach. Jest zauroczony pięknem jako takim, domagając się jego powielenia poprzez przekazanie genów potomkowi. Jakoś mnie to nie zdziwiło. Uważam nawet za rzecz całkowicie naturalną chęć pomnażania piękna, by się nim ku własnej przyjemności otaczać. A że dotyczy ono człowieka, to najlepszym sposobem jest prokreacja. W czasach poety rolę zdjęcia pełnił portret malowany na zamówienie i była to forma tylko dla majętnych. Poeta miał własny pędzel – umiejętność malowania słowami, wiec utrwalał to, co widziało oko.
No, właśnie – oko.
Właściwie o tajemniczym mężczyźnie wiedziałam tylko tyle, ile ono uchwyciło. Nic o osobowości, charakterze, wnętrzu umysłu tak, jakby autor ograniczał się tylko do kontaktów w granicach normy społecznej, do podziwiania, oglądania, przyglądania się, obserwowania i wzdychania, dając temu wyraz w sonetach, pisząc wprost (24):
"Lecz oczy moje, chociaż z nich para geniuszy,
Sportretują, co widzą – nie zajrzą w głąb duszy".
W tym kontekście nie zdziwiła mnie rywalizacja opisana w sonecie 42 o jedną, kochaną równocześnie kobietę, w którym niektórzy dopatrują się skłonności biseksualnych, i pełne żalu wyznanie w sonecie 121:
"Lepiej być złym, niżeli mieć złego opinię,
Jeśli bezgrzeszność karci się jak grzech – i jeśli
Oddzielająca rozkosz od rozpusty linię
Nie nasza myśl. Lecz cudze widzimisię kreśli.
Czemuż pełnemu sprośnych myśli hipokrycie
Wolno słać mym swawolom mrugniecie dwuznaczne,
Czemu słabości moje ma szpiegować skrycie
Ktoś słabszy, kto „Grzech!” woła, zanim grzeszyć zacznę?
Jestem, kim jestem; ci zaś, którzy broń podnoszą
Przeciw moim występkom, niech spojrzą na swoje:
Każdą myśl poświęcają występnym rozkoszom –
Ja nie dorastam im do pięt, gdy przy nich stoję,
Chyba, że zło, ich zdaniem, jest wszędzie obecne:
Wszyscy ludzie nikczemni, wszystkie czyny niecne".
Dla mnie początkowe sonety absolutnie nie świadczą o homoseksualizmie poety, ale o wrażliwości na piękno, które podziwia, zachwyca się nim, namawia do pomnażania, utrwala na wieki i wbrew czasowi za pomocą słów, bo tylko w ten sposób potrafi uchronić je przed przemijaniem, procesem starzenia się, śmiercią i zawrzeć w sonetach, niby w małych portretach, przy okazji dając upust swym emocjom. A że to piękno przyjęło formę mężczyzny? To tylko tłumaczy, dlaczego autor z dużym prawdopodobieństwem sam ich nie wydał. Bo któż zrozumie artystę i to 400 lat temu, skoro nawet dziś przyznanie się do zauroczenia urodą osoby tej samej płci budzi podejrzenia, kontrowersje i chęć przypięcia łatki „homo”.
Jakże inne są pozostałe sonety, w których osobą wielbioną jest kobieta. Czułam, że to miłość spełniona, a pewność cielesności potwierdził końcowy dwuwiersz w sonecie 138:
"Ślemy więc sobie wzajem kłamliwe posłanie,
Nieznajomi, choć jedno dzielimy posłanie".
W tej części zbiorku zobaczyłam ten styl poety, który znam. Słowa toczyły się bez oporu, bez ostrożności, bez niepewności, którą wyczuwałam wcześniej, bez strachu w odkrywaniu wzajemnych relacji z kobietą, podbudowane doświadczeniem miłości spełnionej, w której wybranka nie jest idealna. Uczucie jest na wskroś ludzkie, dobrze znane, stąpające mocno po ziemi, warunkowe i warunkujące. Czułam, że poeta obraca się w rzeczywistości, którą dobrze zna i jeszcze lepiej (i tu posłużę się dwuznacznością) spenetrował.
Obie części mają się do siebie tak, jak miłość duchowa do miłości fizycznej.
Poeci (w ogóle artyści) to wyjątkowi ludzie. Obdarzeni talentem i odmiennym postrzeganiem otaczającego ich świata, nierzadko obdarzeni darem synestezji, mogą być często niezrozumianymi przez innych. Wystarczy przypomnieć sobie miłość Pigmaliona do kobiecego piękna zaklętego w posągu. Może właśnie to przydarzyło się również poecie? Sprawa osobista „wyciekła” drukiem, a potomni zrobili wielkie halo wokół sonetów? A ponieważ zagadka nie została rozwiązana do dzisiaj, „halo” jest coraz większe w miarę upływu lat. No, ale ja nie jestem szekspirologiem i założę się, że ktoś inny znalazłby tyle samo kontrargumentów, ile ja przytoczyłam swoich argumentów. Tylko czy warto roztrząsać sonety pod tym kątem? Może po prostu, zamiast je rozgrzebywać, analizować podteksty, doszukiwać się sensacji biograficznych, które osiągają szczyty absurdu, my, zwykli czytelnicy, smakujmy je, resztę pozostawiając biografom. Miłość tak, jak piękno, nie ma płci. Jest tutaj w różnym stopniu (od wierszy miernych poprzez dobre aż po genialne) opisane uczucie i ono liczy się w tych sonetach przede wszystkim, nawet jeśli istnieją podejrzenia, że nie wszystkie są autorstwa samego Williama Shakespeare’a.
Na koniec niespodzianka dla osób lubiących czytać w oryginale. Zbiorek zawiera teksty sonetów również w języku angielskim.
W obliczu ogromu wiedzy na temat 154 sonetów poety zgromadzonych w tym zbiorku, jaką przekazał mi autor ich przekładu i opracowania we wstępie, pomyślałam, że mój głos właściwie niczego nie zmieni i nie odkryje, dopóki nie dotarłam do fragmentu napisanego z lekką nutą humoru o dociekaniach szekspirologów na temat tożsamości mężczyzny, któremu poeta postawił niezniszczalny...
więcej Pokaż mimo toWzięłam “Sonety” z biblioteki z czystej ciekawości i nie żałuje ani minuty spędzonej na czytaniu ich. Sa tak przepiękne, że przy niektórych nawet zdarzyło mi się uronić łze. Z czystym sercem polecam każdemu
Wzięłam “Sonety” z biblioteki z czystej ciekawości i nie żałuje ani minuty spędzonej na czytaniu ich. Sa tak przepiękne, że przy niektórych nawet zdarzyło mi się uronić łze. Z czystym sercem polecam każdemu
Pokaż mimo toidealne, nawet w polskim tłumaczeniu.
idealne, nawet w polskim tłumaczeniu.
Pokaż mimo to